piątek, 27 czerwca 2014

Capitolo 14: Famiglia

Okazało się, że aby uzyskać uznanie w oczach Mertiera seniora, musiałam nauczyć się etykiety i zwyczajów obowiązujących w wyższych sferach, no i oczywiście zacząć w końcu kurs dla ,,panien na wydaniu", jak go po cichu nazywałam. W jego program wchodziło wiele różnych dziedzin, które brzmiały dla mnie dość egzotycznie, ale stwierdziłam, że nie mogę się poddawać już na starcie. 
Nino powiedział, że we mnie wierzy. W zasadzie nie rozumiałam, skąd brała się ta jego wiara we mnie, ale wiedziałam, że nie mówi tego ot tak, żeby mnie uspokoić. Wystarczyło, bym spojrzała w jego oczy, by zrozumieć, że naprawdę wierzył w moje możliwości adaptacji - i robił to całym sercem. Powiedział, że jestem w stanie nauczyć się wszystkiego nawet, jeśli nie będę się za bardzo starać. 
Nie wiedziałam, co o tym sądzić. W każdym razie byłam nastawiona dość sceptycznie do tego wszystkiego.  W końcu to nadal był dla mnie całkiem nieznany teren.
Najpierw musiałam jednak ponownie spotkać się z państwem Mertier i ponownie przedstawić. Tym razem wiedziałam, że pozwolą mi dojść do głosu, więc musiałam się przygotować. Nino zapobiegawczo przygotował dla mnie komplet ubrań na zapas, tak więc prezentowałam się całkiem nieźle, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Bałam się jedynie, że głos może mnie zawieść w momencie, kiedy będę go najbardziej potrzebowała. Co będzie, jak będę się jąkać? Albo zacznę bredzić coś bez ładu i składu? Albo przejdę na japoński? Chciałam wypaść światowo, chwaląc się znajomością języka angielskiego, ale jak się rozłożę? 
Kiedy Nino zajechał przed znaną mi już rezydencję skąpaną w słonecznym blasku, zrozumiałam, że nie pozostało mi wiele czasu na użalanie się nad sobą. Musiałam wziąć się w garść, inaczej z całą pewnością dałabym plamę.
- Będę cały czas przy tobie - pocieszył mnie Nino, zanim zgasił silnik. 
Tak, nie byłam sama. Ale to na mnie samej spoczywała odpowiedzialność za zrobienie dobrego wrażenia na jego rodzicach.
Pan i pani Mertier czekali na nas w salonie. Obecny był także Remo, umiejscowiony w wiklinowym fotelu przy oknie. Powitał nas skinięciem głowy, podczas gdy jego ojciec wskazał nam miejsce na miękkiej kanapie naprzeciwko niego. Usiedliśmy więc, ramię w ramię. 
Nadeszła chwila, której się obawiałam. Nastąpiło oficjalne przedstawienie. Na szczęście ani się nie zająknęłam, ani nie zapomniałam, że powinnam pochwalić się znajomością międzynarodowego języka. Odpowiedziałam na każde zadane mi pytanie. Nie chciałam, by pomyśleli, że paraliżuje mnie strach. 
Wiedziałam, że nie mogę zdradzić się z wieloma słabościami. Świat, w który chciałam wejść, był bezlitosny dla słabych i tchórzliwych ludzi. 
- Dlaczego wybrałaś mojego syna? - To kluczowe pytanie w końcu padło. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała na nie odpowiedzieć.
- Tato, już o tym rozmawialiśmy - wtrącił Nino. - To ja ją wybrałem. 
- Ale to ona pojechała za tobą, a nie ty za nią. 
Pan Mertier miał całkowitą rację. 
Stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli po prostu powiem prawdę. 
- To prawda, że Nino mnie wybrał, a ja zgodziłam się wraz z nim pojechać w nieznane. Zrobiłam to dlatego, że po prostu nie byłam w stanie mu odmówić. 
- Czyli nie zakochałaś się w nim?
Zagryzłam wargę. Postanowiłam być szczera. 
- Gdybym czuła, że jestem w nim zakochana, pozwoliłabym mu odejść. 
- Co masz na myśli? - zapytał ostrożnie sam zainteresowany, siedzący u mojego boku. 
- Jestem dość... wymagająca. Od zawsze szukałam w mężczyznach czegoś więcej niż to, co widać na pierwszy rzut oka. Chcę powiedzieć, że jeśli bym poczuła, że jestem w tobie zakochana, to by tylko znaczyło, że podobasz mi się jako mężczyzna... i że nic więcej nie jestem w stanie w tobie zauważyć. Nino-san, przecież nic o sobie nie wiedzieliśmy. Mieliśmy zbyt mało czasu, by się poznać. Przepraszam, to musi brzmieć bardzo dziwnie, moje uczucia są w tym momencie bardzo skomplikowane... Chcę powiedzieć, że jestem tobą zaintrygowana, Nino-san, i naprawdę chcę cię bliżej poznać. Chcę także, żebyś i ty mnie poznał. Chcę, byś mnie zrozumiał tak, jak ja chcę cię zrozumieć. 
Zobaczyłam, że pani Mertier pochyla się nad stołem. Położyła dłoń na moich splecionych dłoniach, które trzymałam przed sobą na blacie stolika. 
- A jeśli nie znajdziesz w nim tego, czego szukasz? - zapytała melodyjnym głosem. Mówiła z pięknym, miękkim akcentem. 
Poczułam do niej oczywistą sympatię. 
- Nie szukam w Nino niczego konkretnego. Nie oczekuję, że dostosuje się do moich wymagań. Chcę go pokochać za to, jakim jest człowiekiem. Przekonanie o tym, że Nino jest dla mnie tym jedynym właściwym, wpłynęło na moją decyzję o wyjeździe. 
Ach, w końcu ubrałam w słowa to, co od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, ale czego nie mogłam zrozumieć. Taka jednak była prawda: w głębi serca wierzyłam w to, że Nino jest mężczyzną, na którego czekałam całe życie. Jak sam to określił, na początku rzeczywiście traktowałam go jak przepustkę do raju. Wstydziłam się teraz tego, ale nie było sensu zaprzeczać. Nie byłam w nim zakochana, ale raczej zaciekawiona. I pochlebiało mi, że poświęcał mi swoją uwagę. 
Kiedy zaproponował, bym z nim wyjechała, już wtedy wiedziałam, jaką decyzję podejmę. Nie chciałam rezygnować z jego towarzystwa. Chciałam, żeby pokazał mi swój świat. Chciałam jeszcze raz z nim zatańczyć, aż świat wokół nas zawiruje. Chciałam słuchać jego niskiego głosu. Chciałam czuć na sobie jego spojrzenie. 
Fascynował mnie w sposób, w jaki żaden inny mężczyzna nie potrafił. 
- Hm. Może jednak masz trochę oleju w głowie, chłopcze - powiedział pan Mertier, kierując te słowa oczywiście do Nino. 
Zauważyłam ze zdumieniem, że chłopak jest zakłopotany do tego stopnia, iż na jego twarzy wykwitły rumieńce. Ostatnio tak bardzo z równowagi wyprowadziła go poduszka i moje oświadczenie, że jestem obolała po moim pierwszym razie. Ale rozumiałam go - w końcu pierwszy raz usłyszał, jak przyznaję, iż pragnę go uszczęśliwić. Kilka chwil temu wydawał się być zawiedziony tym, iż powiedziałam, że nie jestem w nim zakochana, ale teraz wydawał się puchnąć ze szczęścia. 
Mężczyźni!
- Czeka cię wiele pracy, Ran - oświadczyła pani Mertier. - Opanowanie wszystkiego może zająć ci wiele lat, ale na początek powinna wystarczyć nauka etykiety i savoir-vivre'u. To najważniejsze sprawy, ponieważ jako młoda pani domu będziesz przyjmować wielu gości. Ach, ale została jeszcze jedna rzecz. Fabiano, czy możesz?
Fabiano, czyli pan Mertier, skinął głową. Zwrócił się do mnie: 
- Otrzymałem dziś rano dziwną wiadomość. Okazało się, że mój przyjaciel spotkał wczoraj na przyjęciu kogoś ,,absolutnie fascynującego", jak podał w treści tej wiadomości. Napisał także, że ta konkretna osoba pojawiła się w towarzystwie mojego syna. Z kwiecistych opisów tej osoby wywnioskowałem, że nie może chodzić o nikogo innego, niż o ciebie, Ran. 
Kwieciste opisy?
- Mój przyjaciel złożył w moje ręce propozycję, którą zobowiązałem się ci przekazać, mianowicie chciałby zatrudnić cię w charakterze jego asystentki. 
- Co?! - Nino trzasnął dłonią w stół. - Ran nie będzie usługiwać żadnemu... - nagle zamilkł, zastanawiając się zapewne, jak powiedzieć ,,staremu dziadowi", nie obrażając jednocześnie ojca, który przecież powiedział, że mowa o jego przyjacielu. 
Ja jednak zostałam zaintrygowana. 
- Na czym miałaby polegać moja praca? Czym zajmuje się pana przyjaciel? 
Pan Mertier wyjaśnił, że to oczywiście miałaby być tylko tymczasowa praca, ale miałabym pomagać w segregacji dokumentów, przynoszeniu kawy, kopiowaniu papierków i posyłaniu uśmiechów osobom przychodzącym do biura. Dowiedziałam się, że zainteresowany mną mężczyzna nazywa się Filippo Scarfo i prowadzi sieć ekskluzywnych salonów samochodowych oraz sklepów z częściami do sprzedawanych cacek. 
Stwierdziłam, że nie zaszkodzi spróbować swych sił w tym biznesie. Zresztą, bierne siedzenie na tyłku i tak mi się nie podobało. Równie dobrze mogłam zająć się czymś pożytecznym. 
- Chętnie spotkam się z panem Scarfo - oświadczyłam. - Czy wyznaczył jakiś konkretny termin na spotkanie?
- Napisał, że chciałby porozmawiać z tobą jak najszybciej, ale oczywiście w tym względzie masz swobodę. 
- Myślę, że rzeczywiście powinnam porozmawiać z panem Scarfo jak najszybciej.
- Giano cię zawiezie. I ukłoni się ode mnie mojemu staremu przyjacielowi - powiedział pan Mertier, patrząc na syna znacząco.
- Tak, ojcze.
Oj, nie był zachwycony. Za to pan Mertier wyglądał na ukontentowanego człowieka.
- Doskonale. Rozumiem, że wszystko zostało wyjaśnione? 
- Jak najbardziej - odparł nadal niepocieszony Nino.
- W takim razie pozwól, że oficjalnie przywitam cię w naszej rodzinie, Kanzaki Ran. Na czas nieokreślony zawiesiłem zaręczyny między Giano a Elisabettą, więc teraz wszystko zależy od was samych. Sam jestem ciekaw, co z tego wyjdzie. 
Koniec końców wyglądało na to, że wszystko się jeszcze ułoży, a ja nie przyczynię się do rozpadu żadnej rodziny... aczkolwiek trzeba było sprawdzić, jak Elisabetta znosiła upokorzenie, jakie ją spotkało. Musiała się pewnie zastanawiać, jakim cudem przegrała z tak pospolitą dziewczyną, jak ja. 
Włosów z głowy pewnie sobie nie rwała, bo była na to zbyt dobrze wychowana.

- Wow, to było mocne doświadczenie - oświadczył Remo, który wraz z Nino odprowadził mnie do mojego nowego pokoju. Tym razem nie miał być tymczasowy, ale rzeczywiście mój, całkowicie do mojej dyspozycji. - Byłem tam w charakterze wsparcia, ale w końcu nie potrzebowaliście moich usług. Ran, doskonale sobie poradziłaś. 
- Powiedziałam tylko prawdę. 
Remo z jakiegoś powodu szturchnął brata łokciem, a Gian uciekł wzrokiem. Nie zapytałam jednak, o co chodziło, ponieważ właśnie wprowadzono mnie do pokoju, który odtąd miałam nazywać swoim. Był mały, ale bardzo przytulny i ślicznie urządzony. Znajdowało się w nim pojedyncze łóżko zasłane pikowaną kołdrą i mnóstwem poduszek, biurko, stolik i dwa miękkie pufy, które aż zapraszały do tego, by na nich usiąść. Ściany pomalowane były na kolor rdzawoczerwony, który bardzo ładnie komponował się z kolorem mebli i poduszek.
Zobaczyłam, że moje torby już zostały przyniesione. Byłam ciekawa, czy wszystko się w nich znajduje... Niewiele rzeczy wypakowywałam, będąc u Elisabetty, ale niektórych rzeczy potrzebowałam. Byłam ciekawa, czy Alberto je zapakował z powrotem... i czy może sama Elisa mu w tym pakowaniu pomagała, z furią pozbywając się z widoku moich rzeczy...
- Potrzebujesz pomocy przy rozpakowywaniu? - zapytał Nino. 
Pokręciłam głową. 
- Wolałabym to zrobić sama.
- To się doskonale składa, bo mam z bratem do pogadania - oświadczył Remo, po czym bez większych ceregieli pociągnął za sobą Nino, zamykając oczywiście drzwi, zanim zniknęli z pola mojego widzenia. 
Miałam wrażenie, że wiem, o czym będą rozmawiać, i że moja skromna postać stanie się tematem numer jeden. Ze zdziwieniem jednak stwierdziłam, że jeśli chodziło o braci, wcale nie miałam nic przeciwko. W którymś momencie pozbyłam się uprzedzeń do Remo, który do tej pory nie dał mi powodów do tego, bym podchodziła do niego nieufnie, a z Nino byłam w związku... związku pewnego rodzaju. Jakby się głębiej zastanowić, to nasza sytuacja wyglądała dość dziwnie: miałam z nim zamieszkać, zdążyliśmy już wylądować ze sobą w łóżku, oboje poznaliśmy już swoich rodziców, a na dodatek zdążyłam zabłysnąć na przyjęciu dla socjety. Tymczasem znaliśmy się dopiero kilka dni, a słowa miłości nie padły między nami... jeśli nie liczyć wczorajszej chwili słabości, kiedy obnażyłam przed Nino najintymniejsze sekrety swojego ciała. 
Niczego jednak nie żałowałam. Noc spędzona wspólnie z Nino była piękna - dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałam, a może nawet piękniejsza. Nawet, jeśli mielibyśmy się w przyszłości rozejść, wiedziałam, że nigdy nie będę miała do niego żalu o to, że był pierwszym mężczyzną w moim życiu. 
Ale nie powinnam do siebie dopuszczać takich myśli. W końcu chciałam wierzyć, że nam się uda.
Zabrałam się więc do wypakowywania wszystkich rzeczy z toreb, czując, że wreszcie wszystko zaczyna się układać.

Po kolacji, która przebiegła w spokojnej, rodzinnej atmosferze, poproszono mnie do telefonu. Przeżyłam prawdziwe deja vu, przypominając sobie, jak Remo za moimi plecami zadzwonił do Toumy i podstępem skłonił mnie do tego, bym z nim porozmawiała. Koniec końców wyszło mi to na dobre, ale nieprzyjemne odczucie pozostało. 
Ze zrozumiałą nieufnością podniosłam słuchawkę, kiedy młoda służąca szybko wróciła do swoich obowiązków. Właściwie chciałam ją poprosić, by została i w razie potrzeby udzieliła mi jakiegoś wsparcia, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dziewczyna po prostu odmaszerowała. Nie dowiedziałam się nawet, kto do mnie dzwonił.
Zebrałam się w sobie. Od kiedy byłam taki tchórzem? 
- Halo? 
- Ran? Z tej strony Elisabetta. 
Poczułam, jak zasycha mi w gardle. 
- Tak, to ja. O czym chciałaś porozmawiać? 
W słuchawce rozległo się gniewne sapnięcie. 
- Chciałam i nadal chcę. Ran, co się stało z grą fair play? Dzisiaj z samego rana otrzymałam wiadomość, że rodzina Mertier zrywa kontrakt zaręczynowy! W dodatku Nino przysłał swojego ochroniarza po twoje bagaże! Jako ostatnia dowiaduję się też, że zamieszkałaś z moim narze... byłym narzeczonym!
Ktoś czuł się źle ze świadomością, że został wystawiony do wiatru. Nie mogłam jej się dziwić. 
- Nie powiedziałam, że zasady się zmieniły - powiedziałam ostrożnie. - Nic jeszcze nie jest postanowione. Ja również muszę walczyć o szczęście, Elisabetto. 
- Coś takiego! - prychnęła dziewczyna po drugiej stronie linii. - Jakie szczęście?! Rozwalenie związku dwóch kochających się ludzi potrafisz w ten sposób usprawiedliwić?!
Yhym... Zwalczyłam w sobie ochotę pokręcenia palcem w nosie w odpowiedzi na wygadywane przez Elisabettę bujdy. Dwoje kochających się ludzi? Phi! Byłam w stanie uwierzyć w to, że ona kochała Nino niezbyt zdrową miłością, ale w to, że ich związek reprezentował miłość doskonałą, już nie potrafiłam. 
- Elisabetto, gdyby Nino cię kochał tak, jak mówisz, że cię kochał, nie zostawiłby cię - oświadczyłam takim tonem, jakbym przemawiała do dziecka. 
Ogólnie nie lubiłam zadzierać nosa, ale dziewczyna wkroczyła na drażliwy temat. Postanowiłam walczyć.
- Uwiodłaś go!
- Cóż, nie było to trudne, kiedy obie strony tego pragnęły. 
- Jak śmiesz! - głos Elizki stał się piskliwy, a ja stwierdziłam, że bardzo spodobało mi się nowe zdrobnienie imienia dziewczyny, które właśnie przyszło mi na myśl. 
Dobrze, że Śliska Elizka nie zdążyła stać się dla mnie bliska, oho, ho!
- O, ja mam w sobie bardzo wiele śmiałości. Poza tym, nie zrobiłam niczego wbrew woli Nino. I wbrew sobie. 
Po drugiej stronie zapadła cisza. Po krótkiej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy Elizabetta po prostu nie rzuciła słuchawką gdzieś w kąt, a ja po prostu nie usłyszałam odgłosu uderzenia i teraz jak idiotka stałam przy telefonie, choć po drugiej stronie nikogo nie było. 
- Ran Kanzaki, nie zmuszaj mnie, bym przestała być miła - oświadczyła w końcu Elisabetta, kiedy już chciałam odłożyć słuchawkę. 
Phi, nawet nie wiedziała, jak poprawnie wymawia się japońskie imiona. Ale nie chciałam już jej poprawiać, to nie był dobry ku temu moment. 
- Możesz być tak niemiła, jak ci się to tylko podoba. Mnie naprawdę to nie interesuję, ponieważ nie zamierzam rezygnować z Nino. 
- Porozmawiałam sobie dzisiaj z twoim bratem. - Elizka rzuciła przysłowiową bombę. 
Dla mnie jednak ta bomba okazała się niewypałem. 
- Wyobrażam sobie, co ci powiedział.
- O nie, z całą pewnością sobie nie wyobrażasz. Ale dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, Ran. Nino z całą pewnością chętnie usłyszy o tym, jak odwiedzałaś innych facetów i jak sprzedawałaś się za pieniądze... Teraz również chodzi ci tylko o to, prawda? 
Och, Satoru, ty i ta twoja wyobraźnia! Byłeś do niczego, braciszku! Spodziewałam się po tobie większego polotu twórczego, ale czego można oczekiwać po czytającym tanie, świńskie pisemka nastolatku? Wiedziałam nawet, gdzie je chował i czerpałam największą przyjemność w wywalaniu ich do śmietnika, gdzie było ich miejsce. 
A więc wykreował mnie na bohaterkę takiego pisemka... Bardzo słabe, braciszku. 
- Elizabetto, możesz sobie darować ten argument. Nino cię wyśmieje, jeśli zaczniesz mu opowiadać tę wyssaną z palca historyjkę. 
- Czyżbym słyszała w twoim głosie strach? 
- Raczej śmiech. Nino wie, że byłam nietknięta. Upokorzyłabyś się tylko, gdybyś zaczęła opowiadać mu tę historię, zasłyszaną od mojego mało wiarygodnego brata. 
- Co to znaczy, że byłaś?!
Byłam zmuszona odsunąć słuchawkę od ucha, ponieważ głos Elizki stał się nagle bardzo głośny i piskliwy.  
- To znaczy dokładnie to, co znaczy. 
- Ty... ty...! - Tu nastąpił potok włoskich słów, zapewne niecenzuralnych. 
Z niesmakiem odłożyłam słuchawkę najpierw na widełki, a potem położyłam ją obok urządzenia. Wiedziałam, że ten gest rozwścieczy dziewczynę jeszcze bardziej, ale nie byłam już w stanie słuchać jej krzyków. 
Czy Nino kiedyś mówił, że Elizabetta jest do niego podobna? No to właśnie się przekonałam, że chłopak się mylił. A Gianinno mylił się rzadko, jeśli nie wcale. Potrafiłam jednak zrozumieć, że Elizabetta była wyjątkiem od reguły, ponieważ - kiedy wszystko szło po jej myśli - była przyjemnym zwierzątkiem pokojowym. 
Moje pojawienie się zmusiło ją do wyciągnięcia barw wojennych. 
W głębi domu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, więc czym prędzej czmychnęłam po schodach do swojego pokoju, nie chcąc już dłużej rozmawiać z Elisabettą. Na linii frontu zostawiłam jedynie służącą, która pewnie będzie musiała gęsto się tłumaczyć przed dziewczyną, żeby ta dała jej spokój. 
Ja w każdym razie uważałam rozmowę za skończoną. I walkę o Nino również. 
Niektórzy po prostu nie potrafili przegrywać z godnością.       

****
Szablon w końcu zmieniłam - po dwóch tygodniach przeglądania obrazków. I znowu zrobiło się ciemno ^_^ Ach, jestem taka zmęczona... Kończę pisanie pracy dyplomowej, z czym wiąże się sprawdzanie wszystkich materiałów, wprowadzanie nieustannych poprawek i ogólnie siedzenie od rana do wieczora przed monitorem... ach, byle do końca! :)

Ps. Widziałyście to, dziewczyny? :D Bwahahahahahahahaha! Jak to zobaczyłam, to padłam na podłogę i kwiczałam chyba przez 5 minut XD
 

4 komentarze:

  1. hahahahahah! nie widziałam, ale znam to jutru! toż to naruciak! xD Jupi! w koncu dodałaś nowy rozdział... wiem, mam opozniony zapłon :P I nowe piosenki słysze *w*
    ide juz spac, ale jutro obowiazkowo wszystko zaliczę! ;) Buzka!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. heh wg mnie ran się trochę zaplątała w swojej wypowiedzi, ale jejj treść brzmiała logicznie i do mnie przemawia :)
      coś mi się zdaje, że tan została zaakceptowana. :-)

      *brak słów* jak to praca? jaka praca? dlaczego praca? wtf?! ona wq ogole ma jakies pozwolenie?
      zmiana planów. coś czuję ze p. mortimer przygotował jakis podstep zeby sie jej pozbyc. nino sie to nie podobało, ran sie zgodziła, i ten znaczacy usmiech fabiana... o co moze chodzic?
      pff jak to o co chodziło? remek jest zazdrosny o powodzenie brata :P no ok, moze nie zazdrosny, ale klepnał go z braterska duma :P
      zastanawiam sie czemu anetka nie wpada do domu pilnowac narzeczonego mwahahaha xD

      pfff! hahaha elizka xD zastanawia mnie... jaka jest niemila elka. jesli teraz poznalismy jej "mila strone" to sie zaczynam martwic o te niemiła xD


      Usuń
    2. Ba, że została zaakceptowana! :-) Nie stała się nagle najlepszą kandydatką na synową, ale rodzice Nino przekonali się w końcu o tym, że Ran ma w sobie dość uporu, by szybko nadrobić braki w edukacji :))
      Bwahaha! Witaj w świecie wyższych sfer, gdzie wszystko jest możliwe - a ,,pracą" to się tylko będzie nazywać, bo ogólnie to będzie jej przygotowanie do debiutu na salonach :-)
      Ba, Remo jest dumny z brata i szczęśliwy, że Giano znalazł taką dziewczynę - która pokocha go za to, kim naprawdę jest, a nie za to, kim się wydaje być :-)

      Cóż, Elizka została zupełnie wyprowadzona z równowagi... i całkiem możliwe, że coś jej odwali :D

      Usuń
  2. Witam,
    Ran zrobiła bardzo dobre wrażenie na ojcu Nino, no i jeszcze ta propozycja pracy od przyjaciela ojca braci, bo został nią oczarowany, Elisabetta jest wściekała na wieść o zerwaniu zaręczyn i wyprowadzce Ran
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń