wtorek, 6 maja 2014

Capitolo 7: Home, sweet home...

Głos, który usłyszałam po drugiej stronie linii, sprawił, że kolana mi zmiękły. Rzuciłam szybkie, oskarżycielskie spojrzenie Remo, po czym odwróciłam się do niego plecami. Najchętniej wcisnęłabym mu telefon w dłoń i wróciła pośpiesznie do Nino, ale wiedziałam, że od tej rozmowy nie ucieknę. 
Czasem trzeba wziąć byka za rogi. 
- Dzień dobry, Touma-kun. 
Touma Sudeki, mój potajemny obiekt westchnień, najwyraźniej miał do mnie jakąś sprawę. Jego głos, odrobinę zniekształcony, wydobył się z głośniczka: 
- Kanzaki-san, czy... czy to prawda, że zamierzasz wyjechać? 
Oho, ktoś był dobrze poinformowany. Wiedziałam nawet, kto wykonał odpowiedni telefon i przekazał tej osobie właściwe informacje... Zrozumiałam strategię, którą Remo obrał, ale jego działania odniosły odwrotny do zamierzonego skutek. Stanęłam okoniem i aż się najeżyłam, zdecydowana oprzeć się wszelkim namowom i naciskom.
W tym momencie zrozumiałam, że już dawno zdecydowałam. Może sama w to nie chciałam uwierzyć, ale uciekałam. Nino dał mi szansę, a ja się jej uchwyciłam. Nie nienawidziłam mojego kraju, ale moje otoczenie mnie dusiło. Nie mogłam w nim oddychać. Byłam zmęczona nie tylko rodziną, ale i otaczającą mnie sztucznością.
Nie chciałam skończyć jako zgorzkniała stara panna albo umęczona życiem rodzinnym staruszka. Los dał mi szansę, a ja ją po prostu wykorzystałam. Nino był... był tylko środkiem do celu. Przepustką do raju. 
Ta świadomość mną wstrząsnęła. 
Byłam bezlitosną suką. Naprawdę. 
Mocniej ścisnęłam aparacik w dłoni. Zamknęłam oczy. 
- Tak, Touma-kun. To już postanowione. Wyjeżdżam... z Gianinno. 
- Kanzaki-san, czy naprawdę dobrze to przemyślałaś? To znaczy, przecież nawet nie skończyłaś szkoły?
Tego argumentu użyli już moi rodzice. 
- Dokończę edukację we Włoszech. 
- Ale... ale przecież nawet nie znasz języka! No i na tym etapie... 
- O to nie musisz się martwić. - Mówiłam szczerze, naprawdę nie musiał się o mnie w ogóle martwić. - Poradzę sobie, Touma-kun. Ale dziękuję, że się o mnie troszczysz. 
- No, tak, no bo... wiesz, musimy sobie pomagać. I to był dla mnie szok. Nie przypuszczałem, że akurat ty... 
Ja też nie przypuszczałam, że tak potoczą się moje losy. Nad przeznaczeniem nie miałam jednak władzy, a ono dało mi tę szansę. Teraz ode mnie zależało, jak ją wykorzystam. Wiedziałam jednak, że nie wolno mi jej marnować, niezależnie od wszystkiego. 
- Przepraszam, Touma-kun, ale tak musi być. Już zdecydowałam. 
- Yhym, rozumiem. Ja tylko tak... Bo wiesz, nawet go nie znasz. Znaczy, Gianinno. Co będzie, jak wam się nie uda? Wrócisz? Nie boisz się, że nic już nie będzie... wiesz, znajome?
Najwyraźniej nie miałam daru przekonywania. Albo byłam zbyt zdenerwowana, by jasno i wyraźnie wyłożyć swoje zdanie. Wiedziałam, że muszę być bardziej zdeterminowana. Może coś w moim głosie sugerowało, że gdzieś wewnątrz aż trzęsę się z przerażenia. Że tylko czekam, aż znajdzie się ktoś, kto przemówi mi do rozsądku. 
Nie chciałam zgrywać nieudolnej sierotki.
- Oczywiście, że mam wątpliwości, Touma-kun. Wiem, że to, na co się porywam, jest szalone. Ale muszę spróbować, rozumiesz? Jeśli tego nie zrobię, wiem, że będę żałować do końca życia. Może będę też żałować, że zrobiłam ten krok, ale przynajmniej nie będę sobie wyrzucać, że nie próbowałam. Rozumiesz? 
- A, tak. Nie chciałem się wtrącać w twoje sprawy, Kanzaki-san, tylko... 
Tylko Remo cię do tego namówił, rozumiem. Pewnie myślał, że Touma świetnie odegra rolę mojego głosu rozsądku. Na to jednak było już za późno. 
- Dziękuję, Touma-kun. Ach, i nie musisz kłamać w moim imieniu. Jeśli ktoś zapyta, czy wiesz, co się ze mną stało, możesz im powiedzieć. Nie chciałam robić z tego tajemnicy, po prostu było za mało czasu, by wszystkim dookoła powiedzieć, co zamierzam. 
No dobra, i tak nie planowałam tego robić. Przecież nawet nie miałam żadnych prawdziwych przyjaciółek, a innych ludzi moja decyzja w ogóle nie powinna obchodzić. Robiłam, co uważałam za słuszne. 
- Dobrze. Cieszę się, że ze mną porozmawiałaś. Wiesz, plotki na twój temat pewnie nie będą zbyt przyjemne, więc to jednak dobrze, że udało mi się zamienić z tobą kilka słów. 
Plotki. Tak, wyobrażałam sobie, z jak wielu kłamstw będą się składać. W końcu jakby nigdy nic zagarnęłam dla siebie młodszego z bliźniaków Mertier, choć wcześniej nie okazywałam im zbytniego zainteresowania. Wszyscy będą się zastanawiać, co się zmieniło podczas pobytu na Okinawie i oczywiście dojdą do własnych, niezbyt pokrywających się z prawdą wniosków. 
- Życzę ci wiele szczęścia, Kanzaki... nie, Ran-san. 
Poczułam, jak lekki rumieniec wypływa na moje policzki. Po raz pierwszy użył mojego imienia, choć nie zapomniał o formie grzecznościowej. Nie miało to jednak większego znaczenia - i tak pokraśniałam niczym dziewica z romansów dla gospodyń domowych. Jakoś tak ciepło na sercu mi się zrobiło, kiedy obiekt mojej pierwszej miłości w ten właśnie sposób się do mnie zwrócił... Może po prostu zbyt wiele razy wyobrażałam sobie ten moment, ale miał on dla mnie wielkie znaczenie. 
- Dziękuję. Tobie również się przyda. W zawodach i w szkole. 
Wymieniliśmy jeszcze ostatnie słowa pożegnania, po czym rozłączyłam się i oddałam telefon w ręce Remo, który bezwstydnie przysłuchiwał się całej rozmowie. Spojrzał na mnie wyczekująco, kiedy oddałam mu jego własność. 
Miałam nadzieję, że z moich oczu wyziera zdecydowanie, kiedy tak na niego patrzałam. 
- Nie zmieniłam zdania. Jadę z Nino... z wami. 
Remo westchnął, po czym wzruszył ramionami. 
- W porządku. W takim razie nie zwlekajmy. 

W samolocie Nino próbował opowiedzieć mi o tym, co właściwie mnie czeka, kiedy wylądujemy. Dowiedziałam się między innymi tego, że zanim stanę oko w oko z jego rodzicami, czeka nas ponad dwugodzinna jazda samochodem z lotniska. Remo miał pojechać jako pierwszy, by - jak sam to określił - przygotować rodzinę na nasze przybycie. My tymczasem mieliśmy w drodze zrobić sobie przystanek, żeby zjeść porządny obiad, i wtedy dopiero zajechać pod rezydencję rodziny Mertier. 
Plan wydał mi się rozsądny. Problem tylko w tym, że nie wierzyłam do końca w dobre intencje Remo i zastanawiałam się gorączkowo, co też zamierzał powiedzieć swoim rodzicom, kiedy przed nimi stanie. Będzie bronił brata? Sprzeda im jakąś podejrzaną historię o tym, jak to zarzuciłam sieć na jego ukochanego braciszka? Czy odmaluje mnie w ich oczach jako bezwzględną wiedźmę, która bez skrupułów wykorzystała sytuację, żeby wejść do bogatej rodziny? 
Ze zdenerwowania, które mnie ogarniało z każdą mijającą minutą coraz szybciej, ściskałam dłoń Nino tak, jakby od tego zależało moje życie, i zagryzałam strach krakersami z masłem orzechowym, które stawiała przed nami olśniewającej urody stewardessa. Wypiłam nawet kieliszek musującego podniebienie szampana, kiedy mi go zaproponowano. 
Zimny pot wystąpił mi na czoło, kiedy w końcu zaczęliśmy zbliżać się do lądowania. 
The time has come.

Ze zdumieniem patrzyłam, jak Nino wsiada za kierownicę sportowego samochodu. Alberto, który do tej pory pełnił funkcję szofera, nie wypowiedział ani słowa, posłusznie wsiadając do osobnego auta. Ja, lekko oszołomiona zaistniałą sytuacją, opadłam na miejsce pasażera obok Nino i zapięłam pas. 
- Będziesz prowadził? - zapytałam w końcu, jakby nie do końca wierząc własnym oczom. 
- Owszem. Proszę, nie rób takiej przerażonej miny. Mam ważne prawo jazdy. 
Na potwierdzenie swoich słów wyciągnął z portfela plastikową kartę. 
- Nie wjadę samochodem w drzewo - dodał, najwyraźniej lekko już rozbawiony moim niedowierzaniem. 
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz - upomniałam go, wiercąc się na fotelu. - Nic nie jest oczywiste. Ale rozumiem, o co ci chodziło. 
Nino uśmiechnął się, po czym założył okulary przeciwsłoneczne na nos i włożył kluczyki do stacyjki. Rozległo się ciche mruknięcie silnika, po czym chłopak zręcznie wyprowadził samochód z parkingu. Wyjechaliśmy na nieco zatłoczoną autostradę, ale Nino nie miał problemów z lawirowaniem między przeszkodami na drodze. Wkrótce pędziliśmy niemal pustą jezdnią w nieznanym mi jeszcze kierunku. 
Dopiero wtedy odważyłam się głębiej odetchnąć, wypuszczając drżące powietrze z płuc. Oparłam głowę na zagłówku okrytego skórą fotela. 
- Nino... Czy mogę cię o coś zapytać? 
Chłopak zabębnił palcami w kierownicę. 
- Cóż, z jakiego innego powodu siedziałbym w całkowitym milczeniu? 
O? Myślałam, że po prostu nie chce, żeby go rozpraszać rozmową, dlatego do tej pory nic nie mówiłam. Poza tym, byłam zbyt oszołomiona i przestraszona, by wydusić z siebie choć słówko. 
Teraz się odprężałam. Powoli. 
- Czy rozmawiałeś z bratem o tym... Jak on zamierza mnie przedstawić? - Postanowiłam nie owijać niczego w bawełnę. 
Chłopak siedzący za kierownicą rzucił mi szybkie spojrzenie. Nie mogłam zobaczyć jego oczu, gdyż ukrył je za parą czarnych szkieł. Nie miałam pojęcia, w jakim był humorze. Mięśnie w jego twarzy nawet nie drgnęły. 
- Prawdopodobnie powie, że jesteś moją kochanką, nie widzę innej możliwości. 
Aż się zachłysnęłam. Toż to była kompletna herezja!
- Ale przecież nią nie jestem!
- Nie. Ale tak zostaniesz odebrana nawet, jeśli Remo tak cię nie przedstawi. Moja rodzina nie zrozumie, dopóki swoim zachowaniem im nie pokażę, że myślę o tobie w innych kategoriach. 
Zapłonęłam na policzkach niczym piwonia. 
- Czyli oni wszyscy będą myśleć, że ty i ja... 
Nino w roztargnieniu kiwnął głową. 
- Prawdę mówiąc, nie sądzę, by mieli z tym problem. Będą cię ignorować, traktować jak powietrze. Ale będą uprzejmi, kiedy sytuacja ich do tego zmusi. Dopiero, kiedy zrozumieją, że nie jesteś wcale tym, za kogo chcą cię uważać, rozpęta się prawdziwa awantura. Remo po prostu pojechał powiedzieć, że nie wracam sam. 
Prawdę mówiąc, nie podobała mi się cała ta sytuacja. Serce waliło mi w piersi niespokojnie. 
A jeśli... a jeśli się pomyliłam wobec nich?! Jeśli wszystkich okłamali?! Może ich ojciec wcale nie był dyplomatą, który przyjechał do Japonii w interesach? Może... może prowadzili jakieś lewe interesy? Należeli do jakiejś mafii? Może handlowali żywym towarem?!
W co ja się wplątałam?!
Tylko spokojnie, Ran - poinstruowałam siebie, uspokajając oddech. Jeszcze nic nie wiedziałam, nie było potrzeby się denerwować. Poszłam za głosem serca i zaufałam Nino, a przecież nie mogłam aż tak bardzo pomylić się w ocenie sytuacji.
Nie powinnam panikować! 
Żeby zająć czymś myśli, zaczęłam wydobywać z Nino więcej informacji. 
- Wiem, że jeszcze nie poruszyliśmy tego tematu, ale... jak właściwie wyobrażasz sobie... nasz związek? 
Palce ponownie zabębniły w kierownicę. Puk, puk, puk. 
- Obiecuję, że nie będę wymagał od ciebie więcej, niż będziesz w stanie mi ofiarować i nie będę na ciebie naciskał, ale ogólnie wyobrażam sobie nasz związek całkiem zwyczajnie. To znaczy ojciec często zabiera mnie ze sobą do firmy, więc od wczesnych godzin porannych aż do wieczora mogę być zajęty, ale w czasie wolnym będziemy mogli pozwolić sobie na wyjścia w wiele ciekawych miejsc. Ciebie oczywiście poślemy do szkoły, więc nie będziesz się kręcić bez celu - dodał Nino, uśmiechając się szeroko. - Och, przy okazji poproszę, by nie ominął cię słynny kurs dla bogatych panien na wydaniu. 
- Co to znaczy? - zapytałam, rozszerzając ze zdumienia oczy. 
- Już nie pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym tego wieczora na plaży. Pierwszego wieczora na Okinawie. Panienki z bogatych rodzin odbierają specyficzne wykształcenie w kierunku ,,jak zarządzać majątkiem męża, kiedy jego zajmują inne sprawy". 
Och. Teraz sobie przypomniałam. 
- Hm. Nie jest na to przypadkiem za późno? 
- Skąd. W końcu jesteś bystrą dziewczyną, Ran. 
- A skąd to przekonanie się wzięło? 
- Z mojej wiary w ciebie. 
Critical hit!
- Hm. Na to chyba nie znajdę ciętej riposty.
Nino roześmiał się, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Moje wątpliwości natychmiast się rozwiały i nagle zyskałam pewność, że decyzja, którą podjęłam, była słuszna. Szalona, ale słuszna. Grunt dosłownie palił mi się pod stopami, ale zamierzałam śmiało kroczyć przed siebie, choćbym miała się sparzyć. 
- Nigdy nie trać wiary w swoje możliwości, Ran. Niezależnie od tego, co inni będą o tobie mówić. Pamiętaj, że zarówno ja, jak i Remo, staniemy po twojej stronie. 
Czy Remo rzeczywiście był do tego zdolny... 
- Na razie zatrzymamy się w jednej z moich ulubionych restauracji i zjemy obiad. Z pustym żołądkiem na pewno nie możemy stanąć przed moimi rodzicami. 
- Czyli że, pomimo wszystko, będzie to ciężka przeprawa? 
Nino westchnął. 
- Niestety. Obawiam się, że sztorm nas nie ominie. Musimy nabrać sił, zanim zmierzymy się z żywiołem. 
Co racja, to racja. Z tym akurat nie zamierzałam się kłócić.

Kiedy zajechaliśmy przed rezydencję rodziny Mertier, na dobre opuściły mnie wszelkie wątpliwości. Aż wstyd mi się zrobiło, że wcześniej ośmieliłam się wysuwać w stosunku do członków tej szacownej rodziny tak okropne przypuszczenia, choć przecież miałam do nich prawo. Kiedy jednak moje oczy spoczęły na rezydencji jak z baśni i otaczającym ją ogrodzie, nie mogłam wyjść z podziwu i tylko przyglądałam się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami. Pamiętam jednak o tym, by zamknąć buzię, żeby nie wyglądać niczym wioskowa idiotka. 
- I jak ci się tu podoba? - zapytał Nino, kiedy wysiedliśmy z samochodu. Ochroniarz Alberto właśnie parkował swój samochód obok nas. 
Wciąż pochłaniałam wzrokiem otoczenie, więc nie wykrztusiłam w porę odpowiedzi. Tymczasem przeszklone drzwi prowadzące do wnętrza rezydencji otworzyły się i na szerokie schody wyszła dziewczyna w fartuszku służącej, dygając głęboko. 
Holy shit!
Służąca powiedziała coś do Nino po włosku, zapewne zapraszając go do środka. Chłopak, najwyraźniej rozumiejąc moją sytuację, szybko przetłumaczył:
- Moi rodzice na nas czekają. 
Uh-oh, to nie brzmiało dobrze. Nie mogłam jednak uciec od tego spotkania, toteż mogłam zrobić chociaż tyle, by pokazać się rodzicom Nino z podniesioną głową. Nie zobaczą nieśmiałej, przestraszonej dziewczynki, o nie! Wyjdę im naprzeciw i zniosę ze spokojem wszystko, czym we mnie rzucą. Właściwie to nawet nie będzie takie trudne, jak szybko zdałam sobie sprawę. W końcu nie rozumiałam języka włoskiego!
Ho, ho, ho. Bring it on!
- Wszystko w porządku? - zapytał Nino, zapewne zaniepokojony moją reakcją, a mianowicie szerokim uśmiechem.
- Oczywiście! - odparłam. - Chodźmy!
Nino najwyraźniej nie był tak pewny siebie, jak ja, ale posłusznie zaprowadził mnie najpierw do drzwi, po czym oboje ruszyliśmy po śladach dziewczyny w czarno-białym fartuszku. Podczas drogi rzucałam ukradkowe spojrzenia na prawo i lewo, nie chcąc wyglądać na zbyt zaciekawioną czy wścibską, więc obejrzałam tylko fragmenty domu. 
Oszałamiające fragmenty. Wow! Boazeria i szkła błyszczały, zasłony i firanki miękko otulały wszystkie okna. Wokół unosił się niesamowity zapach, który zidentyfikowałam jako mieszankę pomarańczy i chyba czekolady. Aż szkoda mi było stawiać buty na wypolerowanych podłogach, ale służąca prowadziła nas wciąż dalej, nie zatrzymując się ani na krok. 
W końcu stanęła przed rozsuniętymi, szklanymi drzwiami i pokazała ręką, że mamy wejść. 
Pokój był całkowicie przeszklony od strony wychodzącej na olśniewający ogród. Był utrzymany w dość spokojnym, ascetycznym stylu, choć na jednej ze ścian pysznił się kolorowy obraz przedstawiający rodzinę zabawiającą się z psem na trawniku, a po drugiej stronie znajdował się kominek w ciekawej obudowie z cętkowanych kafelek. 
Przy małym, okrągłym stole siedziały cztery osoby, a przed każdą z nich stała filiżanka z kawą, jak wróżyłam po zapachu. Na środku stołu pyszniło się nieznanej mi natury ciasto, bogato udekorowane owocami. Nikt, oprócz Remo, nie uszczknął z niego ani kawałka. 
Trzech pozostałych siedzących przy stoliku osób nie znałam. Dwoje z nich z całą pewnością było rodzicami Nino, ale długowłosej dziewczyny nie mogłam zidentyfikować. Ani Nino, ani Remo nie wspomnieli o tym, że mają jeszcze inne rodzeństwo, więc prawdopodobnie powód jej obecności przy stole był zupełnie inny. 
Chwila, w której wszyscy się sobie przyjrzeliśmy, minęła. Nadszedł czas na to, by się przywitać. 
Pierwszy ukłonił się Nino, mówiąc kilka słów po włosku, których ze zdenerwowania nie zarejestrowałam. Zaraz potem przyszła kolej na mnie, więc ukłoniłam się w jak najbardziej japońskim stylu - cóż innego miałam uczynić? - i przywitałam się z państwem Mertier, oczywiście po japońsku, choć po chwili namysłu stwierdziłam, że mogłam przecież pochwalić się moją niemal bezbłędną znajomością angielskiego. 
Co się jednak stało, to już się nie odstanie. 
Trzy pary oczu skierowały się na mnie. Remo zajął się jedzeniem ciasta, okazując zupełny brak zainteresowania, choć widziałam, że również jest spięty. 
- Siadajcie - rozkazał głosem nieznoszącym sprzeciwu pan Mertier. Zrobił to w języku angielskim, więc natychmiast zrozumiałam. I zrobiłam, jak powiedział. Nino usiadł obok mnie, kłaniając się jeszcze nieznajomej dziewczynie. 
- Witaj, Elisabetto.
Och. OCH! Kiedy właśnie myślałam, że nie mogło być gorzej... Oto stanęłam w oko w oko z narzeczoną Nino. 
Coś czułam, że nie zawiąże się między nami nić sympatii, o nie.

***Od autorki***
Jestem dziś w stanie jedynie spać, kaszleć i kichać. Gorączka mi skacze - za każdym razem, kiedy się budzę, widzę na termometrze inną temperaturę. Nie spada poniżej 37,5 stopni. Stan krytyczny to z pewnością nie jest, ale z powodu tego, iż dawno nie chorowałam, czuję się tragicznie. Najgorzej sprawa ma się z moim gardłem - drapie i boli, jak przełykam. Żadne strepsilsy nie pomogły, niestety. Pomógł na trochę lód, który zjadłam zamiast obiadu :D
Miałam zamiar być naprawdę zajęta w tym tygodniu, ale choroba trochę przyhamowała moje zapędy. Mimo wszystko publikuję rozdział, bo kiedy tylko stanę na nogi (bez gorączki), to muszę zabrać się za pisanie pracy na zlecenie, a wolałabym się wtedy nie rozpraszać :} 
Tymczasem gratuluję Mai poprawnego strzału - to rzeczywiście był Touma. Ależ miałaś nosa, Majaku :*
Bonus najwyraźniej nie działał, więc powiedziałam mu adios! :D

7 komentarzy:

  1. Rozdział <3 Oh, kocham Cię! i powiem tak, wreszcie sie dowiem, do kogo był ten telefon! Ale i tak trzymam, ze powinien być Touma i wiesz czemu tak mówie, nie? :D
    TOUMA! Wiedziałąm! I co? Mam nosa do tych spraw! Nie to, ze jestem w stanie Cię Limeciu przejrzeć na wskroś, ale i tak.. buahahah!
    Choroba no, ależ ten Remo jest! Ale i tak go kocham :D Jest cudny. A Touma! Kurcze, jakbym miała takie powodzenie wśród przedstawicieli płci przeciwnej, pewnie bym zrobiła się jeszcze bardziej nieśmiała w stosunku do nich, niż jestem teraz, ale może odniosłoby to odwrotny skutek?
    No pewnie, ze Ran postanowiła! No a co! Tylko czy ona nie będzie za kopciuszkowata? No wiesz, podejrzewam że może się troche zle to potoczyć dla niej, tak jak Remo uprzedzał. Żeby mu potem w ramionach nie płakała ze nie spodziewała sie takiego traktowania...
    Czy jakbym miała możliwość się wyrwać, uciec od gnębiących ludzi, to bym to zrobiłą? A i owszem. Mimo, ze byłoby mi ciężko się rozstać z niektórymi ludzmi ( powiedzmy sobie szczerze, że kontakt facebookowych, gadu-gadowy czy też nawet Skype czy e-mail, by mi nie wystarczył, wolałabym sie spotkać w realu ze znajomymi :/) to pewnie bym poleciała w świat. I to planuję, szczerze powiedziawszy. odkładam kasę, czekam na księcia, który mnie wybawi i zabierze w nieznane. A jak księcia nie będzie - sama siebie zabiorę w nieznane i odegram tę rycerkę ( tak, wiem ;p) na białym rumaku ( wolałabym karego), ubrana w lśniącą złotą ( wolałabym srebrną) zbroję i odbiję swojego mężczyznę xD (chociaż wolałabym być odbijaną ;p)
    Wiesz co, to jak Touma wyraża swoje wątpliwości jasno daje mi do zrozumienia, ze jest zainteresowany postacią Ran. Eh, bracia wszystko zepsuli! Gdyby się nie pojawili, Ran by z pewnością wpadła w ramiona swojej skrytej miłości! :/ a tak to będzie za Nino latać.. i tak czuje, ze to sie przetoczy jakoś w pewnym stopniu w dramat... No ale cóż!
    No nie no! Teraz mi tak szkoda Toumy, ze nie wiem! Strasznie mi szkoda! Serio, im dlużej ta rozmowa trwa, tym bardziej jestem rpzekonana że Ran mu łamie serducho! :c
    Co do Remo jadącego do domciu przedstawiać sytuację. Nie wiem czemu, ja mu ufam. Wydaje mi się bardziej... sensowny z braci, aczkolwiek obaj są nieziemsko uroczy... ;p No i potem Nino prowadzi sportowe auto! Ohhh!
    Jakbym była w takiej sytuacji jak Ran, pewnie bym wyskoczyła z samochodu. Szczerze to osobiście nie jestem na tyle silna psychicznie by stawiać czoła rodzinie, która miałaby ochotę mnie zmiażdżyć... wiem, ze pewnie gdybym sobie milionera znalazła to bym miała podobny problem ( probably...) ale on też nie miałby łatwo z moimi rodzicami ( pewnie dostałby ten słynny formularz "Application for permission to date my daughter" - stuprocentowo mój przyszył mąż to będzie musiał wypełnić!) Cóż, szczerze to mu będę współczuła bicia się o mnie z moimi rodzicami, ale z drugiej strony byłabym wielce rozczarowana gdyby się w połowie drogi poddał... xD zjechałam z tematu, haha!
    No tak, spotkanie z rodzicami... w sumie... jakby rodzice mojego księcia nie gawarili pa polski ni angielskawa, wtedy bym tez mogła powiedzieć takie bring it on~!
    Co do Elissabetty - Buahahah Czuje ze będą darły koty! Generalnie będzie make a declaration of war! hahaha! Nie wiem czemu, ale mnie to bawi :D
    Buahahah! No pewnie ze mam nosa! :D Maiak na straży wyniucha wszystko! xD
    a tak btw - co to za obrazek? Nie widze go :c
    Super rozdział i czekam na nexta ;) Mam nadzieje ze Elka nie będzie uczyła Ran w ramach tego kursu dla kobiet z wyższych sfer czy jak to tam jest... Byłoby strasznie O.O Poza tym, na pewno by nie przepuściła dalej Ran hahahah. I nie wiem czemu, mam wrażenie, ze generalnie sie to skończy tak ( dużo później, mam na myśli) Że w końcu Ran sie pokłóci z Nino, potem pokłóci się też z Remo i wróci na ojczyzny łono + będzie z Toumą. Ale pewnie ty tego aż tak dramatycznie nie pociagniesz, chociaż kto Cię tam wie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majaku! Cóż to za elaborat? Jestem... zachwycona! :D Nie sądziłam, że ten rozdział rozbudzi w tobie aż tyle uczuć!
      Wiem, wiem, Ran ma coś za duże powodzenie... ale jakby Touma naprawdę ją kochał, to by poleciał za nią i wyrwał ją z zaborczych łapsk braci Mertier :D
      A skąd, Ran w żadnym wypadku nie będzie kopciuszkowata. To znaczy będzie miała chwile słabości, ale przez większość czasu będzie walczyła niczym lwica o to, czego pragnie. Na samym początku będzie zagubiona, ale dzięki wsparciu bliźniaków szybko odnajdzie się w nowej sytuacji. Nie taka z niej znów sierotka Marysia <3
      Haha, jaki scenariusz :D Ja też bym chętnie pojechała w nieznane z jakimś przystojnym milionerem... ach, marzenia. Miło je mieć. Jak inaczej żyłybyśmy w tej szarej, nudnej rzeczywistości?

      Ba, Touma z całą pewnością skończyłby z Ran, gdybym na drodze dziewczyny nie postawiła bliźniaków... Nino w szczególności. Ale tak to jest, jak się zwleka - nigdy nie wiadomo, kiedy to, czego pragniesz, ktoś inny sprzątnie ci sprzed nosa. Gdyby chłopak nie był taki niezdecydowany... ;p Ma trochę złamane serducho w tym momencie, ale to silny facet, więc nie martwiłabym się o niego. Dojdzie do siebie ^_^
      Ja też ufam Remo. To przyzwoity chłopak i oddany brat. To tylko Ran nie darzy go (jeszcze) zbytnią sympatią. Ale w trakcie rozwoju wydarzeń dziewczyna się do niego przekona.
      W sumie... ja też bym wyskoczyła przez okno XD W końcu dziewczyna pojechała w nieznane i nawet przez myśl jej nie przeszło, że bracia mogli ją oszukać... aż było za późno :> Ale cóż, wpakowała się do samochodu Nino, więc sama sobie odcięła drogę (bezpiecznej) ucieczki. Na szczęście aż tak dramatycznego plot twistu nie planowałam hehe.
      A ja zostanę starą panną, toteż o żadne aplikacje nie będę musiała się nigdy martwić mwahaha! Ale sądzę, że jakbym sprowadziła do domu jakiegoś faceta, to moi rodzice z wielką ulgą by mnie mu oddali z okrzykiem ,,nareszcie!".
      Elisabetta jest podstępną żmiją, ot co. Ale Nino sobie z nią poradzi, zanim Ran sama wypracuje swoją linię obrony.
      Hm, nie wiem, co jest źle. Ja obrazek widzę. Może jakbyś na niego kliknęła? Jak nie da rady to trudno, to tylko jeden przystojniak :D
      A skąd, tym razem nie udało ci się strzelić :] Nie zamierzam takich plot twistów pisać!

      Usuń
    2. no wiem wiem! nie mogłam sie powstrzymać z opisywaniem, ale i tak sie ciesze, ze z Toumą trafiłam buahahaha! Wiem ze takiego dramatu nie wrzucisz na koniec.
      co do obrazka widzę obrazek głoszący ""hosted on zerochan.net,,," i zadnego przystojniaka w nim nie ma :c

      Usuń
    3. Holy shit! Ale nie wiem, co jest nie tak, bo mi działa bez problemów.
      Z tym pisaniem dramatycznych plot twistów to się wstrzymam, ponieważ nie chcę opowiadania tak długo ciągnąć, no i to by było po prostu śmieszne. Wyobrażasz to sobie? Ran zostawiła wszystko w tyle, spróbowała życia w wyższych sferach, by w końcu stwierdzić, że Touma jest jej prawdziwą miłością i wróci dla niego do Japonii.... pff xD

      Usuń
  2. tez nie mam przystojniakow! :(

    Nie spodziewałam sie toumy...:) o masz... uświadomienie sobie, że nino jest tylko srodkiemdo celu... w sumie zaczynam nino wspolczuć. myslalam ze ran kierowała sie sercem a tutaj... widze wiecej zimnej kalkulacji niz uczuc :o no coz, rozumiem ja :) Ciekai mnie tylko jak zareagowałby nino, gdyby znał prawde... xD Liczyłby ze zdobedzie serducho Ran, zostawił to i pomógł jak przyjaciółce, czy tez darował sobie cała sprawe...

    W sumie doceniam Toume za jego starania. zwrócił uwagę na kilka punktów, na które Ran nie zwróciła uwagi. Punkt widzenia Ran też rozumiem. damn... nawet nie mogę wybrać strony ani ponarzekać na jedną z nich, bo jestem w stanie zrozumiec wszystkie zainteresowane strony! :P

    No i Ran przeszła test xD

    heh też wpadłam w takie lekkie nerwowe oczekiwanie na reakcje rodziców xD heh podobaja mi sie zderzenia kulturowe xD Dla Ran to ze uwazaja ja za kochanke nino jest gorszace, na jego rodzinie zas nie robi wrazenia xD a Nino... całkiem dobrze zna swoją rodzinę, skoro potrafi przewidziec ich reakcje, az zaczełam zyczyc ran by jak najdluzej swirnieta rodzinka myslala ze jest jego kochanka!

    Martwie sie o ran. ten kurs dla panien na wydaniu dla ran nie bedzie latwy, nino zdaje sie zapomina ze dziewczyna pochodzi z innego kregu kulturowego i cos co dla niego jest naturalne, dla niej jest zupełnie niezrozumiałe i ze bedzie musiała poswiecic sporo czasu aby nauczyc sie tych zwyczajow.....
    HA! myslalam ze spotkanie z rodzinka bedziew nastepnym rozdziale a tu taka mila niespodzianka! ;) oł... wiedziałam, no czułam w kosciach ze tak dobrze byc nie moze! I musiałaś skonczyc na przywitaniu elki :P pewnie nie doczekam sie burzy w nastepnym rozdziale, zamiast tego poczestujesz nas wspomnieniami i odczuciami ran... mniejsza. Czekam az przedstawiz kolejna narzeczona. nie moge sie jej doczekac! xD No i w sumie elka tez mnie ciekawi. zaintrygowałas mnie jej charakterem ;) Buziak i do nastepnego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, w takim razie bonusika się pozbyłam, bo co to za sens, jeśli tylko ja go widzę? O.o

      Wiem, Ran potrafi być... okrutna. Ale jest przynajmniej wobec siebie szczera. I rozeznana we własnych uczuciach. Wie, że nie robi dobrze, ale przynajmniej nie udaje sama przed sobą, że jest inaczej. Mimo to, i tak zamierza wykorzystać tę szansę otrzymaną od losu. Na potrzeby opowiadania nie może być inaczej :D
      Ho, ho, Nino wcale nie jest taki głupi. Hm, chciałam napisać, że nie jest taki głupi, jak się wydaje, ale przecież do tej pory nawet nie wydawało się, że jest głupi. Innymi słowy, chłopak nie jest w ciemię bity. Właściwie on może wiedzieć więcej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje.
      Najważniejsze dla niego musiało być jednak wyciągnięcie Ran z łap rodziców i wywiezienie jej do swojego kraju. To był pierwszy krok. Potem można działać w wolniejszym tempie:)

      Bwahaha! To moja wina. Ja zawsze patrzę na wszystko ze wszystkich możliwych stron.

      Ano, staram się trzymać tej japońskiej pruderyjności i europejskiej swobody. Czy zawsze mi będzie to wychodzić - nie wiem, sama jestem Europejką, więc może być trudno. Ale z drugiej strony prawie wychowałam się na japońskiej kulturze i podziwiałam ją już od szkoły podstawowej. Bardzo mi się podoba ten rozdźwięk w opowiadaniu.
      A co do tej kochanki to tak łatwo nie będzie. Na początku w każdym razie... ;p

      Oczywiście, że nic dla Ran nie będzie łatwe. Nie dość, że zostanie wręcz wrzucona w nowy świat, nowe towarzystwo, to w dodatku będzie musiała działać nawet wbrew sobie i własnym zasadom, żeby się nie złamać w tym środowisku. Ale Nino o tym doskonale wie :) Znaczy jego gały widziały, co brały XD On po prostu nie chce stępiać pazurków Ran, roztaczając nad nią zbyt wielką opiekę. Oczywiście dziewczyna nie jest superwoman i będzie potrzebować wsparcia, ale zbytnia pomoc ze strony osób trzecich tylko by jej zaszkodziła. Ona potrafi stanąć o własnych siłach i myśleć za siebie :)
      A kurs dla panien na wydaniu to w ogóle pikuś będzie w porównaniu ze wszystkimi wyzwaniami przygotowanymi dla przyszłej spadkobierczyni fortuny Mertierów XD Ja bym się nie przejmowała tym kursem za bardzo... Ran jest dużą dziewczynką. No i jest Japonką, posiada wrodzoną kulturę osobistą ;p
      Ba, akcja w tym rozdziale szła jak burza. Albo i szybciej. Wszystko się tu działo! :D

      Usuń
  3. Witam,
    już myślałam, ze to będzie rozmowa z Elissabettą, a to się jednak okazało, ze z Tomą, zdecydowała się jechać, ciekawe czy na pewno Remo będzie stał po ich stronie, posiadłość jest naprawdę ogromna, no i ciekawe jak zostanie przyjęta...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń