poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 1: Agnes

Agnes Carsen zaczynała dziś nową pracę, lecz pogoda jej nie sprzyjała. Z nieba lały się strugi deszczu, podczas gdy ona musiała biec na miejsce spotkania z przełożonym w szpilkach, obcisłej, granatowej spódnicy i marynarce na głowie, żeby deszcz doszczętnie nie zniszczył jej fryzury. Nie pamiętała, ile razy przeklęła w myślach tę deszczową aurę. To był w końcu jej pierwszy dzień pracy i liczyła na to, że zrobi dobre wrażenie na przyszłych kolegach, w dodatku wyższych stopniem. Tymczasem pogoda spłatała jej złośliwego figla, zmieniając się niemal w jednej chwili .
Oczywiście, nie zabrała ze sobą parasolki, ponieważ wieczór zapowiadał się ciepły i bezchmurny. Zanim jednak dojechała na miejsce spotkania, z jakiegoś zapomnianego zakątka Ziemi wiatr przywiał ciężkie, deszczowe chmury, a Agnes musiała puścić się biegiem wprost ze stacji metra. Pocieszała się, że chociaż zna teren, więc nie grozi jej całkowita kompromitacja. Wolała sobie nie wyobrażać sytuacji, w której już pierwszego dnia musiałaby przepraszać za spóźnienie...
Żółte, holograficzne taśmy policyjne zauważyła już z daleka. Oczywiście wokół zebrali się zaciekawieni gapie, którzy wyciągali szyje, by cokolwiek dojrzeć poprzez ścianę deszczu i mrok mieszkania, gdzie doszło do morderstwa. Policjanci w szarych mundurach dobrze wywiązywali się jednak z zadania i nie pozwolili nikomu przekroczyć linii wyznaczonej przez taśmy. Byli jednak zirytowani i poddenerwowani, więc ich gesty z każdą chwilą stawały się gwałtowniejsze. 
Agnes pomyślała, że kiedy zjedzie się prasa i reporterzy zaczną zadawać pytania, może dojść do nieprzyjemnego incydentu. Miała nadzieję, że ich przełożony, z pewnością obecny na miejscu zbrodni, ma oko na kontrolujących zebrany tłum funkcjonariuszy. 
Kiedy dobiegła, wylegitymowała się sztywno i została zaproszona do mieszkania, gdzie czekał na nią przełożony. Nie miała jeszcze okazji go poznać, więc czuła lekkie zdenerwowanie na myśl, że już za chwilę będzie musiała zrobić dobre wrażenie przed szefem jej nowego oddziału. Była przemoczona do suchej nitki i zmęczona po długim biegu, więc poświęciła chwilę na to, by doprowadzić się do porządku. Za pomocą odpowiedniego przycisku na srebrnej, cienkiej bransoletce, którą każdy obywatel miasta nosił na nadgarstku, wysuszyła ubranie wykonane ze specjalnej tkaniny reagującej na wysyłane przez urządzenie impulsy. Niestety, nic nie mogła poradzić na zniszczoną fryzurę i makijaż, ale już przynajmniej ubranie nie kleiło się do jej ciała. 
Śmiało wkroczyła do pomieszczenia, gdzie znajdowali się pozostali policjanci. Oczywiście, natychmiast zwróciła na siebie uwagę osób pracujących w środku, więc szybko się ukłoniła i przedstawiła, czując, jak zimne krople deszczu spływają z jej włosów na kark. 
- Dzień dobry, nazywam się Agnes Carsen i zostałam przysłana przez komisarza Howella.
- Och? Czyli tym świeżakiem w drużynie okazała się kobieta? - zapytał stojący najbliżej niej młody mężczyzna. Agnes oszacowała, że miał nie więcej niż dwadzieścia osiem lat, w dodatku wcale nie wyglądał na policjanta. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale ubrany był w dżinsy, wysokie, sznurowane buty, czarną bluzkę w kolorowe wzory i czarny płaszcz. Zbyt długie blond włosy związał w małą kitkę na karku, a w ustach trzymał żarzącego się papierosa. Ogólnie był bardzo przystojny: miał mocno zarysowaną szczękę i wskazujące na zdecydowanie kości policzkowe oraz piękne, niebieskie oczy w oprawie długich rzęs. Pięknie wykrojone usta i nos bardzo harmonijnie współgrały z całą resztą twarzy. Wyglądał jednak tak, jakby bardziej interesowało go palenie papierosa niż badanie zakrwawionej ofiary, leżącej dosłownie na środku małego pokoju.
Agnes przełknęła uwagę o niestosowności podobnego zachowania. Nie miała pojęcia, kim jest mężczyzna, więc na wszelki wypadek wolała zachować ostrożność. 
- Więc? Co sądzisz? - zapytał, wściekle gryząc filtr papierosa. Włożył rękę do kieszeni płaszcza, wyraźnie czegoś szukając. - Drzwi były zamknięte od środka, znaleźliśmy klucz w zamku. Sąsiedzi nic nie widzieli i nie słyszeli, jeśli nie liczyć odgłosów pukania lub stukania, które dobiegały z pokoju ofiary kilka minut przed śmiercią. Żadnych odcisków palców czy śladów buta.
Agnes skierowała wzrok ku oknu. Nie znajdowało się zbyt wysoko, więc jeśli sprawca nie uciekł przez drzwi...
Nadal nie miała pojęcia, kim jest mężczyzna, ale postanowiła odpowiedzieć na jego pytanie. Skoro inni funkcjonariusze go nie wypraszali, musiał być związany ze sprawą w jakiś sposób nawet, jeśli nie nosił munduru. 
- Sprawca mógł uciec przez okno. 
Mężczyzna westchnął, po czym wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy. 
- Mamy świadków, którzy twierdzą, że nikt nie wychodził ani nie wchodził przez okno ofiary dzisiejszego dnia. 
Normalnie Agnes poddałaby w wątpliwość wiarygodność świadków, ale coś w głosie blondwłosego mężczyzny kazało jej przełknąć tę uwagę. Wiedziała, że ludzi można łatwo - zbyt łatwo - przekupić lub zaszantażować. Albo podstawić własnych świadków na miejscu zbrodni. 
- Czy wiemy coś o możliwych motywach? 
- Facet miał czyste konto... albo jeszcze nie dokopaliśmy się wystarczająco głęboko. Możesz się rozejrzeć, oczywiście z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa. 
Agnes więcej niż chętnie zabrała się do pierwszej w swoim życiu pracy w terenie. Do tej pory siedziała za biurkiem i sporządzała raporty z akcji, składając w jedną całość podrzucane jej przez innych materiały, z których rzadko kiedy dało się coś wyczytać. Była to dobra praca... na początek. Agnes nie zamierzała jednak spędzić za biurkiem najlepszych lat swojej młodości, tak więc zaczęła rozglądać się za czymś bardziej ambitnym. 
Tak trafiła jej się obecna praca. 
Widok zakrwawionego ciała leżącego na podłodze był okropny, ale Agnes naoglądała się dość zdjęć w wydziale kryminalistyki, by teraz panikować. Wszystkie czynności wykonywała spokojnie, metodycznie. Po założeniu rękawiczek najpierw obejrzała ciało, a potem dołączyła do dwóch funkcjonariuszy przetrząsających mieszkanie w poszukiwaniu najmniejszych odcisków palców czy innych poszlak. 
Kiedy blondyn opuścił pomieszczenie, z komórką przytkniętą do ucha, Agnes przedstawiła się po raz kolejny młodym policjantom i zapytała o nieznajomego. Fakt, że mężczyzna się nie przedstawił, uznała za całkowity brak taktu z jego strony. 
- Ach, on? To inspektor Chester Intyre, nasz przełożony.
Agnes aż otworzyła usta ze zdumienia. 
- Wszyscy mówią do niego Chaz - dodał drugi funkcjonariusz, badając trzymanym w dłoni urządzeniem biurko ofiary. - To znaczy, inspektor Chaz.
Młoda kobieta wciąż nie mogła uwierzyć w to, że ten niedbale ubrany mężczyzna, z którym przed chwilą rozmawiała, był jej nowym przełożonym. To znaczy zdawała sobie sprawę z tego, że wielu wysoce postawionych funkcjonariuszy charakteryzował ekscentryzm, ale Chester po prostu nie wyglądał na policjanta, a tym bardziej na kogoś wysoko postawionego. Agnes miała okazję kilkakrotnie spotykać się z ludźmi posiadającymi władzę i wiedziała, że otacza ich pewnego rodzaju aura, wyraz pewności siebie i poczucia odpowiedzialności. 
Chester był pozbawiony owej aury. Agnes zaczęła się więc zastanawiać, czy funkcjonariusze sobie z niej nie żartują... ale obaj wydawali się zbyt zajęci zleconą im pracą, by sobie z niej w tej chwili żartować. 
Chester wrócił po chwili i skinął na swoich podwładnych. 
- Zbierajcie się. Przyjechał komisarz. I cholerna prasa. Pamiętajcie, nikt nie może usłyszeć z waszych ust słów ,,nie mamy pojęcia, co tu się stało". 
Funkcjonariusze przytaknęli, a Agnes razem z nimi. Zdziwiła ją przemiana, jaka zaszła w Chesterze - nagle jakby przybyło mu kilka centymetrów. Najwyraźniej wizyta komisarza ujawniła jego ukryte zdolności przywódcze i charakterystyczną aurę, którą młoda kobieta natychmiast rozpoznała. Miała do niej przysłowiowego nosa.
Komisarz Howell miał ponad sześćdziesiąt lat i twarz człowieka, który widział w życiu zbyt wiele, by pozwalać sobie na jakiekolwiek sentymenty. Od razu przeszedł do sedna sprawy, a Agnes miała wrażenie, że zauważyła na czole inspektora Intyre kropelkę potu.
- Sprawdziliście OBRYS? Jakie odczyty?
OBRYS-ami nazywano bransolety noszone przez wszystkich obywateli miasta. Posiadały one wiele funkcji, od najbardziej podstawowych, jak identyfikacja i komunikacja z innymi użytkownikami, po bardzo zaawansowane funkcje, które instalowano bezpośrednio do urządzenia. Jedną z takich dodatkowych opcji było automatyczne suszenie ubrania, którą zainstalowała przezorna Agnes.
Chester szybko zdał relację z odczytu OBRYS-u, z którego przed śmiercią dzwoniła ofiara. 
- Współczynnik stresu wynosił ponad dziewięćdziesiąt w momencie połączenia. Ofiara poinformowała dyżurnego funkcjonariusza, że ktoś włamał się do jej pokoju. Funkcjonariusz wydał standardowe polecenia... i wtedy połączenie się zerwało. Niestety, OBRYS ofiary został rozłączony, więc nie mamy wglądu do tego, co się stało później. 
- Co z wcześniejszą relacją? 
- Pokrywa się z tym, co powiedzieli sąsiedzi, którzy słyszeli odgłosy stukania. Zakładamy, że ofiara pracowała nad drewnianym modelem żaglówki. Stoi na podłodze w sypialni. 
- To mogło być też coś zupełnie innego... Co jeszcze wiemy? 
- Cóż, jeśli złożymy wszystkie elementy... Wiemy, że morderca nie wyszedł drzwiami. Były zakluczone od środka, a klucz tkwił w zamku. Jeśli wyszedł oknem, nikt tego nie widział. Sprawdziliśmy wiarygodność świadków. Jeśli chodzi o motyw, cóż... Ofiara nie była w nic zamieszana, nie miała żadnych długów czy podejrzanych znajomości. Mężczyzna pracował jako księgowy w małej firmie na obrzeżach miasta. 
- Czyli jeszcze nic nie wiemy - podsumował z westchnieniem komisarz Howell. - Pismaki będą miały używanie. Już widzę te nagłówki w gazetach... Ech, technologia poszła do przodu, ale my jak zawsze stoimy na przegranej pozycji. Pracujcie dalej, ja idę, khem, porozmawiać z prasą. 
Kiedy komisarz wyszedł, Chester odwrócił się do podwładnych, z telefonem komórkowym w dłoni. 
- Pracujcie dalej, może coś przeoczyliśmy. Ja muszę kogoś wyciągnąć z łóżka.
Agnes lekko uniosła brew. Dochodziła godzina dwudziesta... kto o tej godzinie wylegiwał się w łóżku? Nic jednak nie powiedziała, tylko od razu wróciła do przerwanej pracy. W międzyczasie przyszedł specjalista z laboratorium, by pobrać próbki z ofiary. Dzięki nowoczesnej technologii możliwe było miejscowe zamrożenie ciała, przez co praca techników laboratoryjnych stawała się nie tyle przyjemniejsza, co czystsza. Moment śmierci rejestrowany był przez OBRYS-y na nadgarstkach, więc nikt nie musiał domniemywać, kiedy dokonano morderstwa - chyba, że bransoleta została wyłączona na żądanie. Takie działanie było jednak natychmiast odnotowywane w Urzędzie Bezpieczeństwa i skutkowało wysłaniem ekipy milczących dżentelmenów, którzy nie lubili zadawać pytań bez uprzedniego wymierzenia śmiałkowi kilku solidnych ciosów.
Tak czy inaczej wiadomo było zawsze, kiedy następował zgon. Gorzej z motywami. Urządzenia elektroniczne znacznie ułatwiły życie wymiarowi sprawiedliwości, ale jeśli je wyłączano, nie było z nich większego pożytku. Dlatego jeszcze nie zdegradowano zawodu policjanta czy detektywa. Tam, gdzie zawodziły maszyny, wysyłano ludzi z krwi i kości. 
- Inspektorze, tu nic nie ma - oświadczył w końcu jeden z funkcjonariuszy. Agnes wydawało się, że miał na imię Kris. Z trudem stłumił ziewnięcie. - Przeszukaliśmy każdy kąt, ale nie znaleźliśmy ani narzędzia zbrodni, ani żadnych obcych śladów. 
Chester westchnął. 
- Nie spodziewałem się niczego innego... No dobra. Wychodzimy, chłopaki. Mamy w zespole nową osobę, powinniśmy to oblać. Agnes Carsen, prawda? Przepraszam za mój brak manier, ale mój partner, którego przez cały wieczór nie mogłem wyciągnąć z łóżka, doprowadza mnie do białej gorączki. Na szczęście w końcu się pozbierał i za chwilę tu będzie. 
Agnes lekko uniosła brew. Nie słyszała o żadnym parterze, z którym pracował jej nowy szef, ale w sumie nie było powodu, dla którego miałaby o tym wiedzieć wcześniej. Nie rozumiała tylko, dlaczego pojawienie się nowej osoby w pokoju, w którym wyraźnie nie było żadnych poszlak odnośnie morderstwa, miało cokolwiek zmienić. 
Oczywiście była tylko świeżakiem, więc nie wypowiedziała na głos swoich wątpliwości. Ucieszyła się jednak, kiedy przyniesiono kubki z gorącą kawą. Agnes wybrała kubek, w którym oprócz czarnej używki znalazła się także śmietanka, po czym usiadła na schodach, przyglądając się przez uchylone drzwi mieszkania rozgardiaszowi na zewnątrz. Holograficzne taśmy piszczały, kiedy żądny sensacji tłumek reporterów napierał na wyznaczoną przez funkcjonariuszy linię. Komisarz Howell stał z boku i odpowiadał na grad pytań, próbując jak najzręczniej wybrnąć z sytuacji.
Agnes czuła, że jeszcze chwila, a reporterzy zaczną wysnuwać nieciekawe podejrzenia. Całkowicie niesłuszne i wyssane z palca, ale zaspokajające głód sensacji. 
Właśnie wtedy nadjechał samochód, który najpierw objął światłem reflektorów tłum zebrany przed policyjnymi taśmami, po czym z cichym szumem silnika zaparkował koło ustawionych niedaleko policyjnych wozów. Chester w pośpiechu wyszedł na zewnątrz, powiewając połami czarnego płaszcza. Agnes wydawało się, że coś powiedział, ale z miejsca, w którym siedziała, nie miała możliwości tego usłyszeć. 
Chwilę później w drzwiach ukazały się dwie sylwetki: inspektora ,,Chaza" oraz kogoś, kto wywarł na Agnes piorunujące wrażenie, choć w pierwszym momencie nawet nie była w stanie dostrzec jego twarzy. Zobaczyła tylko, że przewyższał Chestera o całą głowę, miał na sobie sprane dżinsy, tenisówki za kostkę i czarną kurtkę z milionem zamków i zameczków. W drugim momencie zauważyła, że w jego prawym uchu błyszczą dwa srebrne kolczyki. 
Potem ich spojrzenia się spotkały, a Agnes poczuła się nagle zupełnie bezbronna. 
Spojrzenie bursztynowych oczu przeraziło ją bardziej, niż konfrontacja z uzbrojonym po zęby przestępcą. Było ono bezwzględne... i absolutne. Młoda funkcjonariuszka czuła, że nie może odwrócić wzroku, choć zaczyna ogarniać ją panika. Była jak sparaliżowana.
Wszystko to trwało najwyżej kilka sekund, ale Agnes wydawało się, że upłynęły długie minuty, zanim nieznajomy odwrócił wzrok. Dopiero wtedy wypuściła z płuc drżące powietrze. 
Jeśli w tym momencie ktoś by spytał, co sądzi o nieznajomym, powiedziałaby, że do mieszkania właśnie weszła najbardziej podejrzana osoba, jaką dane jej było spotkać w całym jej dwudziestopięcioletnim życiu. Nie rozumiała, dlaczego ten mężczyzna towarzyszył Chesterowi i czemu wpuszczono go na miejsce morderstwa, zupełnie, jakby był członkiem grupy... 
W tym momencie przypomniała sobie, jak Chester mówił coś o swoim partnerze. Elementy układanki natychmiast wskoczyły na swoje miejsce, chociaż Agnes nadal czuła się lekko roztrzęsiona po spotkaniu z tym niepokojącym mężczyzną. Nie bardzo chciała przyznać - nawet sama przed sobą - że bała się wstać i podejść do mężczyzn, którzy teraz rozmawiali przyciszonymi głosami w pomieszczeniu. 
Bała się spojrzenia bursztynowych tęczówek. Naprawdę się bała, co jeszcze mogą zobaczyć. 
W poczuciu desperacji objęła się ramionami i zacisnęła powieki, próbując dodać sobie odwagi. 
Tego wieczoru Agnes po raz pierwszy zetknęła się z Robertem ,,Slay" Rickfordem, posiadaczem ,,oczu patrzących w duszę". 

***
Slay - fonetyczny skrót od ,,Soul Eye"; przydomek-kryptonim Roberta nadany mu przez Chestera, gra słów: Slay - Soul/Eye/Sly/Slay (samo słowo ,,slay" ma znacznie ,,zabijać" etc., tu ma różne znaczenia - jak wyżej) ; używany powszechnie przez wszystkich, którzy w jego obecności trzęsą się ze strachu ^_^
    
   

1 komentarz:

  1. Witam,
    wspaniały rozdział, Irdie nie wyglądał jak inspektor, umiejętności Roberta bardzo przydają się w takiej pracy, świat wspaniale przedstawiłaś....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń