W mgnieniu oka minął piątek. Sobota trochę zamarudziła, ale koniec końców też pomachała nam na do widzenia wraz z pomarańczowym zachodem słońca. Z trwogą obserwowałam, jak ten dzień chyli się ku zachodowi, ponieważ zbliżała się chwila, w której musiałam znaleźć odpowiedź na to, czy chcę być na tyle szalona, by uciec z Nino. Długo o tym myślałam, ale po prostu nie mogłam znaleźć dobrego rozwiązania. Owszem, wyglądało na to, że Nino zawrócił mi w głowie - za każdym razem, kiedy o nim myślałam, czułam ściskanie w kobiecych partiach mojego ciała (i nie mówiłam tu o intymnych częściach, zboczeńcy).
Był przystojny i interesujący. Szturmem zdobył moje serce. Ale czy to było coś poważniejszego?
Czy byłam gotowa dla niego opuścić moją ojczyznę? W końcu nawet nie byłam pełnoletnia... Wizja, którą Nino przede mną roztoczył w piątkowe popołudnie, wydawała się zbyt piękna i szalona, bym mogła potraktować ją poważnie, a jednak nad nią myślałam. Długo. Przekonywałam samą siebie, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zgodziłby się wybrać w podróż z prawie nieznanym mężczyzną. Owszem, nie byliśmy sobie całkowicie obcy, ale co ja właściwie o nim wiedziałam? Czy znałam na wskroś jego charakter? Ile dni z nim spędziłam?
Poza tym, przecież miał swoje zobowiązania wobec rodziny...
Nie miałam pojęcia, dlaczego moje usta powiedziały ,,tak, chcę z tobą pojechać", kiedy spotkałam się z Nino w sobotę późnym wieczorem. Oboje wydawaliśmy się zakłopotani moją decyzją, ale nie obróciłam swoich słów w żart, choć mogłam to zrobić - była taka chwila, ale pozwoliłam jej przeminąć.
Potem Nino lekko mnie pocałował i powiedział, że porozmawia z moimi rodzicami jutro, kiedy tylko wrócimy do miasta. Oczywiście miałam jechać z nim. Nie pytałam już nawet o to, czy sensei wie o tym, co planujemy, bo czułam, że odpowiedź mi się nie spodoba. Na pewno została uświadomiona w tym, że bliźniacy muszą wracać do swojego rodzinnego kraju, ale pewnie nie przewidziała dodatkowego bagażu, który Nino chciał zabrać ze sobą.
Kiedy znalazłam się w samolocie, wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Zaczęłam palić za sobą mosty.
Nino wyglądał niczym książę z bajki, więc nawet mój braciszek uprzejmie opuścił szczękę na podłogę, kiedy go zobaczył i przez całą rozmowę, którą młodszy Mertier poprowadził z moimi rodzicami, nie wypowiedział nawet słowa. Cóż, byłam trochę zawiedziona - spodziewałam się jakichś złośliwości i komentarzy z jego strony. Tymczasem Satoru siedział cicho niczym mysz pod miotłą.
Pewnie nie mógł uwierzyć w to, że tak nagle trafiła się szansa na to, że zniknę z domu i jego życia. Wolał nie zapeszać.
Ojciec był oburzony. Początkowo. Ale Nino trafiał w najsłabsze punkty jego obrony, nie czując potrzeby odwoływania się do ostatecznego argumentu - pieniędzy. Tego bałam się najbardziej, ponieważ nie chciałam mieć wrażenia, że zostałam kupiona niczym... niczym dziwka. Nie chciałam, by moją wartość można było przeliczyć w konkretnej walucie. Chciałam po prostu otrzymać błogosławieństwo od rodziców i być panią własnego losu, z Nino u boku oczywiście.
Chłopak zręcznie poprowadził rozmowę. Nie wspomniał nawet, że jest obrzydliwie bogaty. Jedyne, co wyszło z jego ust, to informacja, że jego ojciec ,,zajmuje wysokie stanowisko", ale nie zdradził żadnych konkretów, podczas gdy moi rodzice mieli wrażenie, że wyczerpał temat. Nie miałam pojęcia, że można tak zręcznie manipulować ludźmi za pomocą słów!
Po czterdziestu pięciu minutach Nino uścisnął rękę mojego ojca, który wyraził zgodę na to, bym wyjechała w nieznane z dopiero co poznanym facetem.
Wow. Nicely done.
Szybko się spakowałam, mając wrażenie, że jeśli będę zwlekać, czar, który Nino rzucił na moich rodziców, pryśnie niczym bańka mydlana. Nie miałam wielu rzeczy, ale kilka cennych egzemplarzy książek byłam zmuszona zostawić, ponieważ nie miałam ochoty targać ich ze sobą.
Czyściłam z drobiazgów szufladę, kiedy w drzwiach mojego pokoju pojawił się Satoru.
- Ran... Ty do reszty oszalałaś, co?
Och, czyli na kogoś nie podziałał czar Nino. Na szczęście mój braciszek niewiele miał już do powiedzenia.
- Może. Ale nie martw się, nie będziesz już dłużej musiał oglądać swojej szalonej siostry.
Skrzywił się, posyłając mi mordercze spojrzenie.
- Nie jestem głupi. Ten twój Casanova nie powiedział tego wprost, ale przecież nie jesteśmy ślepi. On pochodzi z bogatej rodziny, co nie?
Nie miałam pojęcia, co mogło go naprowadzić na ten trop. Co prawda Nino rzeczywiście wyglądał pięknie, ale wyjątkowo ubrał dzisiaj jedynie dżinsy i bluzę od dresu. Szarą. Uważałam, że prezentował się pod tym względem dość zwyczajnie.
- A nawet jeśli...?
Satoru prychnął.
- Mam nadzieję, że nie zapomnisz o swojej rodzinie. Znosiliśmy cię przez tyle lat, więc będziesz miała okazję okazać nam wdzięczność.
Zmrużyłam oczy, zaciskając palce na lusterku kieszonkowym, które wyłowiłam z szuflady.
- Jak śmiesz! - syknęłam.
- Lepiej się pilnuj, siostrzyczko, bo... Niedobrze by się stało, gdyby twoja nowa rodzina miała poznać kilka faktów z twojego dawnego życia, prawda?
Ten... palant! Wiedziałam jednak, że nie ma mnie czym straszyć. Czego rodzina Mertier nie miała o mnie poznać? Byłam pewna, że kiedy tylko Nino mnie przedstawi, wyślą prywatnych detektywów z misją poznania mojej przeszłości.
Ale żeby mój własny brat mnie szantażował? Wstyd i hańba się szerzą na tym świecie!
- Nie obchodzi mnie, co za plotki na mój temat będziesz rozpowiadał, Sato. Właściwie, jakby się zastanowić, to ja będę górą, więc na twoim miejscu niczego bym nie próbowała.
- Zobaczymy, siostrzyczko. Zobaczymy - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie, nareszcie zostawiając mnie w spokoju.
Drań.
Uzbierałam pełną torbę drobiazgów, z którymi jakoś nie mogłam się rozstać, po czym z uniesioną dumnie głową opuściłam dom rodzinny. Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło podczas pożegnania z matką, ale przecież nie opuszczałam jej na zawsze!
Zresztą, sama nie wiedziałam, czy mnie z tych Włoch nie wykopią z powrotem do kraju...
Nino po raz ostatni pokłonił się moim rodzicom, po czym zapakował mnie do samochodu - Alberto znowu siedział za kierownicą - i ruszyliśmy z piskiem opon.
Z Remo spotkaliśmy się dopiero przy prywatnym - prywatnym! - odrzutowcu, który miał ich zabrać do domu. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zauważyłam szoku malującego się na twarzy chłopaka, kiedy zobaczył mnie u boku swego brata. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Remo odciągnął Nino na bok i zaczął coś do niego mówić, żywo gestykulując. Nino stał spokojnie, od czasu do czasu potakując lub potrząsając głową.
Nie spodobał mi się fakt, że Remo najwyraźniej nie został poinformowany o planach swego brata. Tylko Alberto zachowywał niezmącony spokój, obserwując otoczenie z niezachwianym profesjonalizmem. Pocieszał mnie fakt, że chociaż ochroniarz nie miał zamiaru prawić mi kazań. Aż miałam ochotę zapytać go, czy wie, co właściwie mnie czeka, kiedy Nino przedstawi mnie swoim rodzicom. Na to pytanie jednak nawet on mógł nie znać dobrej odpowiedzi. I pewnie w ogóle by mnie nie zrozumiał.
Kiedy Remo ponownie stanął obok mnie, cała aż zesztywniałam. W jego oczach zobaczyłam jednak rezygnację.
- To jest szaleństwo - powiedział, wpatrując się we mnie intensywnie. - Nasza rodzina cię zniszczy, jeśli Nino się co do ciebie pomylił.
- Remus!
- Co masz na myśli? - zapytałam, ignorując ostrzegawczy ton Nino, z którym wypowiedział imię brata.
Starszy z bliźniaków zrobił nieokreślony ruch ręką.
- Rozpęta się prawdziwe piekło, kiedy Nino wprowadzi cię do naszej rodziny. Sam nie wiem, do czego może dokładnie dojść. To nie będzie miły widok. No i jest jeszcze Elisabetta...
Ach, narzeczona Nino.
- Poradzę sobie z nią - oświadczył młodszy z braci.
Remo wzruszył ramionami.
- Mam nadzieję, że tak. Nie zrozumcie mnie źle, nie życzę wam, żeby się wam nie udało. Po prostu naszym światem rządzą pewne reguły, które mogą wyrządzić ci krzywdę, Ran-san.
- Nie dopuszczę do tego!
- Tak, tak, twoje oddanie jest godne uznania, ale zobaczymy, jak będzie wyglądać rzeczywistość.
Nie miałam pojęcia, czy wybór, który podjęłam, był właściwy. Wszystko to wydawało mi się nierzeczywiste, aczkolwiek nie czułam się niczym księżniczka z bajki. Księżniczki z bajek nie musiały obawiać się odrzucenia ze strony rodziny ukochanego, ponieważ posiadały ten sam status społeczny i odebrały odpowiednie wykształcenie.
Czy kochałam Nino? Fascynował mnie, ale czy mogłam mówić na tym etapie naszej znajomości o miłości? A może po prostu wykorzystałam okazję, żeby w końcu uwolnić się od mojej rodziny? Przecież od tak dawna o tym marzyłam... Tylko że nie miałam podejmować tego kroku sama. Nino chciał wprowadzić mnie do swojego świata, o którym nie wiedziałam prawie nic. Naiwnie wierzyłam w to, że wszystko się ułoży - nie chciałam wierzyć w nic innego, ponieważ perspektywa odrzucenia była zbyt straszna, bym mogła sobie pozwolić na jej rozważanie. W końcu nie mogłam wrócić do rodzinnego domu z podkulonym ogonem.
To, na co się decydowałam, było czystym szaleństwem. Głupotą. Szczytem naiwności.
A jednak, kiedy spojrzałam w oczy Nino, zobaczyłam upór i pewność siebie. Nie miałam pojęcia, co we mnie zobaczył, ale najwyraźniej nie chciał ze mnie rezygnować. Byłam ciekawa, czy był przygotowany na to, by radzić sobie z moimi wątpliwościami, gdybym się z nimi zdradziła.
Co ja najlepszego robiłam? Uciekałam z nieznanym mi mężczyzną? Po co?
- Gian, dziewczyna chyba potrzebuje trochę czasu dla siebie - zauważył nagle Remo, patrząc na mnie zza przymrużonych powiek. - Możemy poczekać, tymczasem może pójdziecie gdzieś na kawę i wszystko jeszcze raz omówicie na spokojnie?
Byłam zaskoczona jego troską. Nie spodziewałam się z jego strony podobnych gestów. Wyglądało to tak, jakby w tej chwili to on rozumiał mnie bardziej od Nino, co samo w sobie było przerażającym przeświadczeniem. Nie, nie chciałam się nad tym zastanawiać.
- Nie możemy odwoływać lotu w nieskończoność, ale masz rację. Wezmę Alberto.
Remo zrobił nieokreślony ruch ręką, po czym szybko zaczął się oddalać, kiwając na swojego ochroniarza, któremu nie trzeba było niczego dwa razy powtarzać.
Nino tymczasem wprowadził naszą trójkę do pachnącego kawą baru w budynku terminalu. Usiedliśmy na białych, plastikowych krzesłach, a jedno z nich aż stęknęło pod ciężarem Alberto. Na twarzy ochroniarza nie drgnął jednak ani jeden mięsień, aczkolwiek jego ciało wyraźnie zesztywniało. Zapewne zaczął się zastanawiać, jak długo plastikowy mebel utrzyma jego ciężar, zanim z trzaskiem się pod nim załamie. Obecna postawa Alberto wskazywała na to, że pomimo wszystko nie wyląduje na tyłku, lecz pozostanie w pozycji krzesełkowej.
Dla zabicia czasu zamówiłam cappuccino, ale wiedziałam, że nic nie przełknę. Zdenerwowanie zaczynało dawać o sobie znać, zaciskając szpony na moim gardle.
- Ran, martwisz się?
Położyłam dłonie na kolanach i splotłam palce. Spojrzałam na Nino.
- Oczywiście, że się martwię. Właściwie sama nie wiem, dlaczego wyraziłam zgodę... Przecież to szaleństwo!
Gianinno kiwnął głową. Czarna używka w papierowym kubku parowała tuż przed jego nosem. Prawdę mówiąc, wyglądała na jakieś tanie świństwo, które Nino zamówił zapewne dla samej zasady - skoro już usiedliśmy w barze, nie mogliśmy siedzieć o pustych rękach.
- Ja również nie jestem pewien, jak to się skończy. Tak wielu rzeczy o sobie nie wiemy... Może ten wieczór, który ze sobą spędziliśmy, a potem kolejny dzień, były tylko złudzeniem... Nie wiem. Wiem jednak, że przez te kilkanaście godzin, które spędziliśmy razem, czułem się bardziej... żywy, niż przez ostatnie osiemnaście lat.
Drżącą ręką poprawiłam ułożenie papierowego kubka z pienistym płynem stojącego przede mną. Wbiłam wzrok w biały blat aluminiowego stołu.
- A jeśli... a jeśli rzeczywiście tak jest?
- Wtedy coś wymyślimy. Jeśli będziesz chciała wrócić, ułożymy jakąś wiarygodną historyjkę. Będziesz też mogła wyruszyć w świat - tak, jak tego pragnęłaś.
- Czy to będzie takie proste?
- Prostsze, niż sądzisz. Moja rodzina... cóż, jestem pewien, że nie przekona się do ciebie od razu. Wykorzystają każde pęknięcie, by nas ze sobą skłócić i cię odesłać.
Nie podobało mi się to. Bardzo nie podobało.
- A jeśli postanowię... zostać?
- Jeśli rzeczywiście tak się stanie... jeśli się okaże, że nasze spotkanie i moje uczucia nie były przypadkowe, wtedy będziemy musieli powalczyć o swój związek w świecie, do którego cię wprowadzę. Wiem jednak, że sobie poradzisz, w końcu będziesz miała mnie u swojego boku. I Remusa.
Uniosłam lekko brew w wyrazie niedowierzania. No, rzeczywiście mówił coś o tym, że nie ma złych intencji, ale nie podejrzewałabym go o taki altruizm... Może i nie chciał podkładać nam kłód pod nogi, ale nie znaczyło to, że będzie służył nam za psa obronnego.
Nino najwyraźniej wyczuł moje niedowierzanie, bo uśmiechnął się lekko.
- Remo jest moim bratem, a to go zobowiązuje. Tak jak mnie zobowiązuje to, że ja jestem jego bratem.
Musiałam przyznać, że zabrzmiało to dość absurdalnie. Pomyślałam jednak, że musiało mu chodzić o tę słynną, bliźniaczą więź. Tego nie mogłam kwestionować. To, że ja z moim bratem nigdy nie mogłam dojść do porozumienia nie oznaczało, że nie istniały na tym świecie rodzeństwa idealne.
- Jesteś pewien...? - Musiałam jednak zapytać.
- Tak. Nie martw się, on rozumie.
Skrzywiłam się. Mimowolnie pomyślałam o tym, jak ze mną flirtował. Bezwstydnik. Casanova. Miałam wrażenie, że oglądał się za każdą spódniczką. Jak mógł zrozumieć, że jego brat chciał wprowadzić do rodziny kogoś, kogo ledwie zna i poświęcić jej całą swoją uwagę? W końcu Remo obdarowywał swym uśmiechem każdą napotkaną dziewczynę. Zauważyłam, że nigdy nie przeszkadzał mu otaczający go wianuszek dziewcząt. Paradował pośród nich dumny niczym kogut w kurniku, doglądający swoich kur.
Jak mógł zrozumieć?
Właśnie kiedy zastanawiałam się nad tym problemem, do baru wszedł sam Remo. Skinął na mnie, pokazując gestem, że mam pójść wraz z nim na stronę. Rzuciłam szybkie spojrzenie Nino, który tylko skinął głową i sięgnął po papierowy kubek.
Dołączyłam więc do starszego z braci Mertier, wychodząc wraz z nim na rozgrzaną płytę lotniska. Zastanawiałam się, o co mu chodzi, kiedy tak odciągał mnie od swojego brata. Naszła mnie nawet absurdalna myśl, że chciał mnie uprowadzić... ale to oczywiście było niemożliwe.
Kiedy oddaliliśmy się na stosowną odległość - widziałam sylwetkę Nino przez szybę baru, ale byłam pewna, że nie usłyszałby mnie, gdybym nie zaczęła głośno krzyczeć - Remo wcisnął mi do ręki komórkę. Zauważyłam, że wyświetlacz był podświetlony, a na nim migał symbol słuchawki.
- Proszę cię tylko o tę jedną rozmowę. Obiecuję, że jeśli po jej zakończeniu nadal będziesz chciała nam towarzyszyć, nie powiem już nic więcej. Będę wspierał ciebie i Nino, dopóki sami nie zadecydujecie, czy chcecie się rozstać. Bez słowa skargi wejdę w rolę lojalnego brata. Proszę cię tylko, byś teraz porozmawiała z tą jedną osobą.
Strach ścisnął mi wnętrzności, gdyż nie miałam pojęcia, o kim może mówić. Czyżby rzucał mi jakieś wyzwanie...? Sprawdzał mnie?
Poza tym, zauważyłam dziwną rzecz: jego japoński był w tym momencie niemal doskonały, z lekkim tylko akcentem, niemal niesłyszalnym dla niewprawnego ucha. Zdziwiło mnie to o tyle, że przecież niedawno sama słyszałam, jak wplatał do zdań słowa ze swojego ojczystego języka.
Czyżby rzeczywiście tylko udawał...?
Zacisnęłam wargi w wąską kreskę i przyłożyłam aparat do ucha. Biorąc głęboki oddech, powiedziałam:
- Halo?
***
Ach, malowanie mojego pokoju w końcu zakończone. Oczywiście, nie ja malowałam, tylko mój ojciec, ale ja latałam ze ścierką i miotłą w ręce. Przez trzy noce spałam w pokoju rodziców i słuchałam chrapania ojca... Dość powiedzieć, że nie wyglądam na zdrową, wyspaną po weekendzie majowym dziewczynę :) Ale odeśpię to oczywiście. Już niedługo, ho, ho!
To, na co się decydowałam, było czystym szaleństwem. Głupotą. Szczytem naiwności.
A jednak, kiedy spojrzałam w oczy Nino, zobaczyłam upór i pewność siebie. Nie miałam pojęcia, co we mnie zobaczył, ale najwyraźniej nie chciał ze mnie rezygnować. Byłam ciekawa, czy był przygotowany na to, by radzić sobie z moimi wątpliwościami, gdybym się z nimi zdradziła.
Co ja najlepszego robiłam? Uciekałam z nieznanym mi mężczyzną? Po co?
- Gian, dziewczyna chyba potrzebuje trochę czasu dla siebie - zauważył nagle Remo, patrząc na mnie zza przymrużonych powiek. - Możemy poczekać, tymczasem może pójdziecie gdzieś na kawę i wszystko jeszcze raz omówicie na spokojnie?
Byłam zaskoczona jego troską. Nie spodziewałam się z jego strony podobnych gestów. Wyglądało to tak, jakby w tej chwili to on rozumiał mnie bardziej od Nino, co samo w sobie było przerażającym przeświadczeniem. Nie, nie chciałam się nad tym zastanawiać.
- Nie możemy odwoływać lotu w nieskończoność, ale masz rację. Wezmę Alberto.
Remo zrobił nieokreślony ruch ręką, po czym szybko zaczął się oddalać, kiwając na swojego ochroniarza, któremu nie trzeba było niczego dwa razy powtarzać.
Nino tymczasem wprowadził naszą trójkę do pachnącego kawą baru w budynku terminalu. Usiedliśmy na białych, plastikowych krzesłach, a jedno z nich aż stęknęło pod ciężarem Alberto. Na twarzy ochroniarza nie drgnął jednak ani jeden mięsień, aczkolwiek jego ciało wyraźnie zesztywniało. Zapewne zaczął się zastanawiać, jak długo plastikowy mebel utrzyma jego ciężar, zanim z trzaskiem się pod nim załamie. Obecna postawa Alberto wskazywała na to, że pomimo wszystko nie wyląduje na tyłku, lecz pozostanie w pozycji krzesełkowej.
Dla zabicia czasu zamówiłam cappuccino, ale wiedziałam, że nic nie przełknę. Zdenerwowanie zaczynało dawać o sobie znać, zaciskając szpony na moim gardle.
- Ran, martwisz się?
Położyłam dłonie na kolanach i splotłam palce. Spojrzałam na Nino.
- Oczywiście, że się martwię. Właściwie sama nie wiem, dlaczego wyraziłam zgodę... Przecież to szaleństwo!
Gianinno kiwnął głową. Czarna używka w papierowym kubku parowała tuż przed jego nosem. Prawdę mówiąc, wyglądała na jakieś tanie świństwo, które Nino zamówił zapewne dla samej zasady - skoro już usiedliśmy w barze, nie mogliśmy siedzieć o pustych rękach.
- Ja również nie jestem pewien, jak to się skończy. Tak wielu rzeczy o sobie nie wiemy... Może ten wieczór, który ze sobą spędziliśmy, a potem kolejny dzień, były tylko złudzeniem... Nie wiem. Wiem jednak, że przez te kilkanaście godzin, które spędziliśmy razem, czułem się bardziej... żywy, niż przez ostatnie osiemnaście lat.
Drżącą ręką poprawiłam ułożenie papierowego kubka z pienistym płynem stojącego przede mną. Wbiłam wzrok w biały blat aluminiowego stołu.
- A jeśli... a jeśli rzeczywiście tak jest?
- Wtedy coś wymyślimy. Jeśli będziesz chciała wrócić, ułożymy jakąś wiarygodną historyjkę. Będziesz też mogła wyruszyć w świat - tak, jak tego pragnęłaś.
- Czy to będzie takie proste?
- Prostsze, niż sądzisz. Moja rodzina... cóż, jestem pewien, że nie przekona się do ciebie od razu. Wykorzystają każde pęknięcie, by nas ze sobą skłócić i cię odesłać.
Nie podobało mi się to. Bardzo nie podobało.
- A jeśli postanowię... zostać?
- Jeśli rzeczywiście tak się stanie... jeśli się okaże, że nasze spotkanie i moje uczucia nie były przypadkowe, wtedy będziemy musieli powalczyć o swój związek w świecie, do którego cię wprowadzę. Wiem jednak, że sobie poradzisz, w końcu będziesz miała mnie u swojego boku. I Remusa.
Uniosłam lekko brew w wyrazie niedowierzania. No, rzeczywiście mówił coś o tym, że nie ma złych intencji, ale nie podejrzewałabym go o taki altruizm... Może i nie chciał podkładać nam kłód pod nogi, ale nie znaczyło to, że będzie służył nam za psa obronnego.
Nino najwyraźniej wyczuł moje niedowierzanie, bo uśmiechnął się lekko.
- Remo jest moim bratem, a to go zobowiązuje. Tak jak mnie zobowiązuje to, że ja jestem jego bratem.
Musiałam przyznać, że zabrzmiało to dość absurdalnie. Pomyślałam jednak, że musiało mu chodzić o tę słynną, bliźniaczą więź. Tego nie mogłam kwestionować. To, że ja z moim bratem nigdy nie mogłam dojść do porozumienia nie oznaczało, że nie istniały na tym świecie rodzeństwa idealne.
- Jesteś pewien...? - Musiałam jednak zapytać.
- Tak. Nie martw się, on rozumie.
Skrzywiłam się. Mimowolnie pomyślałam o tym, jak ze mną flirtował. Bezwstydnik. Casanova. Miałam wrażenie, że oglądał się za każdą spódniczką. Jak mógł zrozumieć, że jego brat chciał wprowadzić do rodziny kogoś, kogo ledwie zna i poświęcić jej całą swoją uwagę? W końcu Remo obdarowywał swym uśmiechem każdą napotkaną dziewczynę. Zauważyłam, że nigdy nie przeszkadzał mu otaczający go wianuszek dziewcząt. Paradował pośród nich dumny niczym kogut w kurniku, doglądający swoich kur.
Jak mógł zrozumieć?
Właśnie kiedy zastanawiałam się nad tym problemem, do baru wszedł sam Remo. Skinął na mnie, pokazując gestem, że mam pójść wraz z nim na stronę. Rzuciłam szybkie spojrzenie Nino, który tylko skinął głową i sięgnął po papierowy kubek.
Dołączyłam więc do starszego z braci Mertier, wychodząc wraz z nim na rozgrzaną płytę lotniska. Zastanawiałam się, o co mu chodzi, kiedy tak odciągał mnie od swojego brata. Naszła mnie nawet absurdalna myśl, że chciał mnie uprowadzić... ale to oczywiście było niemożliwe.
Kiedy oddaliliśmy się na stosowną odległość - widziałam sylwetkę Nino przez szybę baru, ale byłam pewna, że nie usłyszałby mnie, gdybym nie zaczęła głośno krzyczeć - Remo wcisnął mi do ręki komórkę. Zauważyłam, że wyświetlacz był podświetlony, a na nim migał symbol słuchawki.
- Proszę cię tylko o tę jedną rozmowę. Obiecuję, że jeśli po jej zakończeniu nadal będziesz chciała nam towarzyszyć, nie powiem już nic więcej. Będę wspierał ciebie i Nino, dopóki sami nie zadecydujecie, czy chcecie się rozstać. Bez słowa skargi wejdę w rolę lojalnego brata. Proszę cię tylko, byś teraz porozmawiała z tą jedną osobą.
Strach ścisnął mi wnętrzności, gdyż nie miałam pojęcia, o kim może mówić. Czyżby rzucał mi jakieś wyzwanie...? Sprawdzał mnie?
Poza tym, zauważyłam dziwną rzecz: jego japoński był w tym momencie niemal doskonały, z lekkim tylko akcentem, niemal niesłyszalnym dla niewprawnego ucha. Zdziwiło mnie to o tyle, że przecież niedawno sama słyszałam, jak wplatał do zdań słowa ze swojego ojczystego języka.
Czyżby rzeczywiście tylko udawał...?
Zacisnęłam wargi w wąską kreskę i przyłożyłam aparat do ucha. Biorąc głęboki oddech, powiedziałam:
- Halo?
***
Ach, malowanie mojego pokoju w końcu zakończone. Oczywiście, nie ja malowałam, tylko mój ojciec, ale ja latałam ze ścierką i miotłą w ręce. Przez trzy noce spałam w pokoju rodziców i słuchałam chrapania ojca... Dość powiedzieć, że nie wyglądam na zdrową, wyspaną po weekendzie majowym dziewczynę :) Ale odeśpię to oczywiście. Już niedługo, ho, ho!
Pierwsza!:-)
OdpowiedzUsuńDziwne, tak jakby nino w głębi duszy liczyła na to, że Ran się nie zgodzi... To... dziwne:x
UsuńShit... jej brat to prawdziwa gnida;/ A jej rodzice? W życiu bym nie puściła dzieciaka z nieznanym facetem, do nieznanego kraju... Do tego Ran myślała, że Nino zacznie szpanować pieniędzmi i chcieć ją kupić. Generalnie miałam wrażenie, że Rana wiedziała, że ten ostateczny argument podziała na jej rodziców. To takie... smutne. Biedna Ran, która nic nie znaczy dla swojej rodziny :( Ciekawe czy kiedyś ją miło zaskoczą i pozwolą poczuć jej ich rodzicielską miłość i wsparcie. Poza tym... Dlaczego Satoru ma wrażenie, że Ran nigdy nie wróci? :o i o co chodziło z faktami z jej życia? Na litość boską! Co takiego 16latka mogła zrobić, żeby się wstydzić i dawać szansę bratu na szantaż? :o
Remo miło mnie zaskoczył swoją troską o Ran. Widać ją polubił. Możliwe, że Remo będzie jej sprzymierzeńcem i wielką podporą we Włoszech;-) Miałam wrażenie, że to remus jest tym emocjonalnym bratem a Nino kalkulującym... a teraz zachowują się zupełnie inaczej xD no, ale cóż. w końcu to bliźniacy, na pewno dzielą podobne cechy tylko każdy koncentruje się na co dzień na innych ;)
Trochę mnie dziwi, że oni nie lecieli z ojcem, tylko sami z ochroniarzami :o Co za nielogistyczne rozplanowanie :P ale rozumiem, że na potrzeby akcji trzeba było zignorować środowisko :-P
Whaaaaaaaaat?! Z kim rozmawia? E elisabetta? ich matka? ich ojcem? z członkiem swojej rodziny? z kimś, kto znalazł się w pdoobnej sytuacji? :O *brak pomysłów* O! Okej, Remus będzie wspierał Nino, ale chyba dziewczyna Nino będzie wspierała Elkę? Ciekawe jak to wpłynie na ich relacje xD
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!! Publikuj szybko! :) Chce wiedzieć z kim rozmawia!:) BUziak!
Nino rozważał w głowie różne scenariusze, lecz nawet w najśmielszych marzeniach nie podejrzewał, że Ran zdobędzie się na tak szalony krok. To znaczy bardzo chciał, by jej odpowiedź była pozytywna, ale całkowicie nie był przygotowany na usłyszenie tego na własne uszy :)
UsuńAno, Satoru to cham i prostak. Stereotypowy braciszek, wypieszczony przez rodziców :D Tak, Ran miała wszelkie podstawy sądzić, że Nino w końcu sięgnie po ostateczny argument, ale chłopak był sprytniejszy mwahaha :) W końcu obyło się bez wyłożenia pieniędzy na stół. Nie no, rodzice traktują Ran jak córkę, po prostu... syn jest dla nich ważniejszy. Nino tymczasem przekonał ich, że jest dla dziewczyny świetną partią i że Ran bez problemu odnajdzie się w nowym środowisku.
No właśnie chodzi o to, że nic, ale mściwy braciszek może oczywiście coś zmyślić...
Wiem, w sumie mnie też zaskoczył, ale sza :) Ale masz rację - Remo będzie zarówno dla Ran, jak i dla swojego brata źródłem ogromnego, bezustannego wsparcia. Remo jest bowiem gotów zrobić wszystko dla swojego brata - czuje się nawet w obowiązku sprawdzić oddanie Ran XD Ale pozory mogą mylić. On nie odnosi się do tego planu sceptycznie. Po prostu nie wierzy w to, że Ran może być szczęśliwa z jego bratem, będąc zmuszona walczyć o miejsce u jego boku.
Wiesz, ja też się nad tym zastanawiałam, ale... po prostu nie pasował mi fakt, że ojczulek miałby tak szybko poznać Ran, toteż wysłałam go do domu innym samolotem XD
A wiesz, narzeczona Nino wyszła mi inna, niż planowałam. Nie rozumiem jednak, co masz na myśli, mówiąc, że dziewczyna Nino będzie wspierać Elkę. Mówisz o Ran?
Opublikuje w swoim czasie, spokojnie XD
no, po ciężkim weekendzie ( nic-nie-robienia) wreszcie zdobyłam sie na odwagę przeczytać kolejnego rozdziału tego dzikiego romansidła. I nie powiem, ale bardzo jestem ciekawa jaką decyzję podejmie ran. Podejrzewam ze już wiem jaką ( kto by nie wybrał przystojnego księcia zza siedmiu mórz i oceanów?) No i jazda! wiedziałam, ze sie zgodzi :D Ciekawe czemu Nino był tak zakłopotany jej decyzją... Moze być tak, ze był tak szcześliwy ze nie wiedział co powiedzieć, albo rozczarowany... ej, a co jeśli złożył on tę samą propozycje jakiejs innej? :O nie, to nie możliwe, inna by powiedziała tak bez chwili zastanowienia.. a może, Nino jest rozczarowany, bo jakby Ran sie nie zgodziła, to mógłby dłużej zostać w Japonii? hm... dużo mam pomysłów ;p
OdpowiedzUsuńRozmowa z rodzicami! ciekawe co też Nino wymyśli... I ah, oczarował braciszka~!
:o powiem tak, jakby mi sie taki cud chłopak trafił, co byłby w stanie tak poprowadzić z moim rodzicami rozmowe, byłabym w siódmym niebie! Niech mnie taki książe zabierze w nieznane!
CO ZA DURNY BRAT! Jakby Ran miała starszego brata, pewnie było by inaczej! Ale ten mały, okropny, beznadziejny...! eh! wredota jedna, no!! wiem co to znaczy miec młodsze siostry, i podejrzewam ze przynajmniej jedna by sie zachowała podobnie lub tez próbowałaby mi odbić mojego wybawcę... do diabła z rodzeństwem, no! szczególnie młodszym!
oho, no i kolejne rodzeństwo! tym razem bracie Ramo i Nino sie nie dogadali! No i w sumie.. stoje tym razem po stronie Remo, bo sie zgadzam z nim. jakbym miała taką sytuacje, ze by mnie dziany dzentelmen chciał wywieźć z kraju albo cos w tym stylu i chciałby mnie przedstawić swojej rodzinie z wyższy sfer, nie wiem czemu, na samą myśl o tym, wolałabym wyjść za mąż za farmera... xD Nie to, ze farmerzy są źli! tego nie mówie ;)
Holender no! Ta troska Remo jest powalająca... dlaczego obaj bracia są tak szatańsko boscy? Nie mozesz jakoś tych swoich bohaterów tworzyć mniej idealnych? Przez to w rzeczywistym świecie szukam ideałów, które moge znaleźć tylko w książkach! Nic dziwnego ze nie znalazłam księcia/ on mnie nie znalazł/ skoro szukam ideału!!
No i na kawe. hahahah, powiem tak, oczami wyobraźni zobaczyłam scenę, jak Alberto siada na krześle, to najpierw stęka pod jego ciężarem, po czym sie łapie i biedny ochroniarz ląduje na czterech literach. potem wstaje, patrzy na połamane kawałki i stwierdza "połamało sie" hahahahha! wiem wiem, ze Alberto by czegoś takiego nie zrobił, ale nie mogłam sie powstrzymać od tej rozładowującej sytuacje sceny! :D
Ran sie to wszystko nie podoba. A mi bardzo! Jestem podekscytowana! Powiem tak, ze... To troche jak historyjka o kopciuszku... albo... nie przychoidzi mi do głowy teraz zaden tytuł, ale jakaś jeszcze bajka była... nie ważne! ale serio mi sie podoba :D
hahaha! No tak, Ran pojedzie za namową młodszego z braci ale zapomniała o tym drugim! No i patrzcie, nie wiem czemu czuje, ze sie okaże, ze Ran wybierze Remo no koncu.. albo jeszcze lepiej - Toume!! hahaha
co do tego idealnego rodzeństwa.. czuje, ze jak Ran juz tam sie znajdzie w tych Włoszech, to sie przekona, ze to pozornie idealne rodziństwo, wcale takie nie jest... mam racje? :DDD
Do kogo sie dodzwoniła?~! Strzelam ze do Toumy!
Kiedy news? :D
,,Dzikie romansidło" bwahaha! I like it! A nie mogłam wpaść na dobry tytuł opowiadania!
UsuńWiem, decyzja Ran była do przewidzenia... znaczy, jakby się nie zgodziła, to co by się stało z tym opem? Owszem, mogłabym zmienić akcję tak, że to Nino zostałby dla Ran w Japonii, ale naprawdę chciałam przenieść akcję do Włoch :)
A Nino był tak zakłopotany, bo przyszły mu do głowy zdrożne myśli mwahahaha!
Ja wiem, mnie też mógłby brać w nieznane... Ale takie rzeczy tylko w opie :>
Wiem, wiem, brat wyszedł... taki, jaki chciałam, żeby wyszedł! :D
Naprawdę nie wiem, dlaczego obaj bracia są tacy cool i w ogóle :D Tacy mi wychodzą, cóż zrobić. Ale ja też trzymam w tym rozdziale stronę Remo... na jego miejscu pomyślałabym, że mojemu bratu coś odwaliło... albo że to jakiś jego głupi żart. I z całą pewnością nie przyglądałabym się w milczeniu, jak pakuje do samolotu jakąś przypadkowo poznaną dziewczynę...
Ach, chciałam złamać pod Alberto krzesło, ale w sumie... on na to nie zasługuje haha!
Bajka o kopciuszku jest moją ulubioną. Minus odcinane palce czy tam pięty sióstr, które za wszelką cenę chciały wpasować swe stopy w pantofelek zgubiony przez Kopciucha. Hm, jak teraz o tym myślę, to to opo będzie miało wiele elementów Kopciuszkowych :) Tylko takich współczesnych.
Ach, nie ma to jak dobry romans między bogatym paniczem a piękną, niewinną... ekhem, panienką ze sfer niższych xD
Tak, myślałam nad takim plot twistem, ale po rozmowie przeprowadzonej z Liściakową zdecydowałam się jednak na wcześniej planowane zakończenie, bez żadnych większych turbulencji po drodze. Aczkolwiek, muszę przyznać, bardzo podobała mi się wizja związania jej w końcu z Toumą... bwahaha!
Niekoniecznie. Remo pozostanie idealnym bratem do końca :) Jakoś nie miałam ochoty psuć ich braterskiej relacji, jest taka... braterska ;p
A tego, czy dobrze strzeliłaś, dowiesz się w przyszłym rozdziale, który zamierzam opublikować prawdopodobnie jutro, bo w tygodniu mogę już nie znaleźć czasu na zajęcie się blogiem :)
czekam z niecierpliwością! :D nie moge sie doczekać, kiedy sie dowiem, do kogo sie doczwoniła! ale i tak strzelam ze Touma!!!
UsuńTo dziwne, że wytypowałaś akurat Toumę, ale w końcu wszystko jest możliwe :D
Usuńmówisz? dla mnie to logiczne! Bo gdzieś w międzyczasie Remo sam przyznał, ze myślał ze chłopakiem Ran jest Touma. ale zobaczymy! xD No i kiedy ten news? :D
UsuńPrzepraszam, poszłam spać, a teraz gorączka mi skoczyła. Chciałam przeczytać rozdział u ciebie, ale nie jestem w formie. Chyba nie dam też rady sprawdzić rozdziału, łeb mi pęka :( Ale sprawdź koło 21:00 - może zdąży mi gorączka zejść, to wejdę na blogi - przeczytam rozdział u ciebie i sprawdzę rozdział 7 :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńRen zgodziła się na ten wyjazd, Nino dość łatwo udało się przekonać jej rodziców do tego wyjazdu, mam nadzieję, że Sato nie wymyśli czegoś aby im przeszkodzić... co za brat... ciekawe z kim ma rozmawiać.. czyżby z Elissabetta?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta