- Rin! Rin, obudź się!
Powieki mam ciężkie, jakby z ołowiu... czyli zupełnie zwyczajna rzecz w moim przypadku, biorąc pod uwagę fakt, że do późna w nocy czytałem mangi. Nie moja wina jednak, że w trakcie dnia mam tak mało czasu, a przecież czytanie - no dobra, mówimy tutaj o mangach, a nie o opasłych tomiszczach powieści bezobrazkowych - rozwija wyobraźnię, co może zaprocentować w nadchodzących testach, prawda? A przynajmniej tak słyszałem, więc nie rozumiałem, czemu mój brat Yukio, z którym dzieliłem pokój, tak się zdenerwował, kiedy wrócił i zastał mnie z mangą w łapach.
Problematyczny ten mój brat. A miałem cichą nadzieję poruszyć z nim temat, który nie dawał mi spokoju już od dwóch dni, kiedy to tańczyłem z Izumo i doznałem tego dziwnego uczucia, jakby aktywował się gdzieś w moim wnętrzu jakiś przełącznik. To było trochę jak objawienie i, szczerze mówiąc, nadal byłem oszołomiony uczuciami, które mną zawładnęły.
Cóż, przynajmniej nie starałem się unikać Izumo, choć ona najwyraźniej uważała, że nie mamy o czym rozmawiać i jak zwykle zamykała się w swojej skorupie, która stała się jeszcze mocniejsza po tym, jak zdradził nas Shima Renzo... Czasem ciężko było podtrzymać rozmowę z Izumo i rzadko kto miał odwagę zrobić to, o co prosili nauczyciele: przeszkodzić jej w izolowaniu samej siebie.
Naturalne w moim przypadku pragnienie niesienia pomocy potrzebującym brało górę i zawsze do niej podchodziłem, próbując wciągnąć ją w rozmowę. Pomagała mi w tym Moriyama Shiemi, dziewczyna, w której trochę się podkochiwałem... no, może nawet nie trochę. A przynajmniej myślałem, że się podkochiwałem... Hm, może ujmę to tak: każdy zdrowy na ciele i umyśle mężczyzna z miejsca zakochałby się w Shiemi. Była śliczna, miała cudownie zaokrąglone kobiece kształty i roztaczała wokół siebie aurę słodyczy. Większość przedstawicieli płci brzydkiej odbierała te wszystkie rewelacje w jednakowy sposób: miało ochotę wziąć dziewczynę w ramiona i wtulić się w te cudownie miękkie pie...
- RIN!
Łup! Książka z impetem trafiła w biurko tuż przed moim nosem, sprawiając, że natychmiast poderwałem się do wzorowej pozycji siedzącej.
- Znowu śpisz na zajęciach! Ile można tolerować twoje lekceważenie szkolnych zasad?!
A to właśnie wydziera się Yukio, mój brat... który zwykle się nie wydziera, ale ja jestem specjalnym przypadkiem. Jestem jego jedyną rodziną, więc dla mnie robi wyjątek i wyrzuca z siebie irytację z godną podziwu energią. Obecni w klasie uczniowie, którzy rzadko mają okazję oglądać wkurzonego na serio Yukio, poprawiają się szybko na swoich krzesłach.
- Uch, daj spokój, i tak nie dzieje się nic ciekawego... - mamroczę pod nosem, odsuwając książkę na bok. Był to jakiś super przydługi traktat o barierach runicznych.
Wiedziałem, że brat mnie usłyszał, ale tylko zirytowanym gestem poprawił okulary na nosie, po czym wrócił do prowadzenia lekcji. Tak, lekcji - mimo, że to ja byłem starszym (o kilka minut) bratem, to Yukio uzyskał w Akademii Prawdziwego Krzyża wyższy stopień egzorcysty i został nauczycielem początkujących kandydatów. Nawet o tym nie wiedziałem, dopóki przeznaczenie nie zaprowadziło mnie na zajęcia dla przyszłych egzorcystów. Cóż, nie czułem się zbyt fajnie, kiedy się dowiedziałem, ale w końcu się z tym pogodziłem... w pewnym stopniu. Rozumiałem, dlaczego Yukio wybrał tę ścieżkę - nie wiedziałem natomiast, dlaczego mnie nie wtajemniczył w swoje plany.
Ale to już przeszłość. Przeszedłem nad tym do porządku dziennego... przynajmniej na razie. I tak zamierzałem zostać najlepszym egzorcystą na świecie i pokonać Szatana... mojego ojca, którego wcale nie uważałem za ojca. Sytuacja była dość skomplikowana, ale w końcu to nie on mnie wychował, więc o czym w ogóle tu mówić? Dlaczego miałbym wykazywać w stosunku do niego jakąkolwiek lojalność? W dodatku zabił ojca Fujimoto - tego, który wziął na swoje barki ciężar wychowania chłopca spłodzonego przez Szatana.
Ogólnie nie liczyłbym na to, że kiedyś rzucę mu się w ramiona w ramach jakiegoś sentymentalnego pierdu-pierdu.
Spojrzałem na Shiemi - wygląda na skupioną. Zapatrzona w Yukio, zawsze robiła wzorowe notatki z zajęć i cieszyła się jak dziecko, kiedy chwalił ją za postępy w nauce. Obserwowałem ją od samego początku, więc wiedziałem, co czuje do mojego brata... ale może właśnie z tego powodu miałem nadzieję, że jeśli tylko jej udowodnię, że jestem równie wspaniały, jak Yukio, jej uczucia względem mnie się zmienią.
Do tej pory nie miałem jednak szczęścia. Ile to już razy zostałem sprowadzony do parteru za pomocą magicznych słów ,,przecież jesteśmy przyjaciółmi, prawda?". Ach, raz nawet oświadczyła, że zostanie ,,na zawsze moją przyjaciółką".
To mnie nie satysfakcjonowało. Dlatego starałem się ze wszystkich sił przekonać ją o tym, że nie musimy do końca życia być ,,tylko" przyjaciółmi, jednakże wydarzenia z ostatnich dwóch dni zmieniły w pewnym sensie mój pogląd na tę sprawę. I wcale nie dlatego, że Shiemi wydawała się niedostępna. Oczywiście nie byłem przekonany, że byłbym w stanie ją w sobie rozkochać, ale...
Ale nasze stosunki wydawały się dość... płaskie? Jasne, byliśmy przyjaciółmi i wszystko było pięknie, ale... Wyobrażałem sobie, że gdybyśmy zostali parą, świat wokół nas nabrałby nagle żywszych barw, ptaki śpiewałyby nad naszymi głowami, chodzilibyśmy na pikniki na łonie natury i może nawet karmilibyśmy się nawzajem małymi kęskami jedzenia, które bym przygotował specjalnie na tę okazję.
Coś czułem, że byłoby to zbyt idealne. A nawet jeśli tak by to miało wyglądać, co zostałoby pod tą słodką jak lukier powierzchnią? Sam nie wiedziałem.
Oparłem brodę na dłoni i przeniosłem wzrok na Izumo. Siedziała ze skrzyżowanymi w kostkach nogami i rękami na piersiach. Patrzyła w okno, ale wiedziałem, że słucha wykładu Yukio o jakichś starożytnych barierach runicznych. Nie czaiłem, o co chodziło, ale byłem pewien, że Izumo nadąża z tematem. Zawsze tak było. Chłodna i wyniosła, nie dopuszczała do siebie wielu osób. Do niedawna nie rozumiałem, skąd się w niej bierze tyle nieufności i wrogości - aż nie poznałem jej historii.
Na początku po prostu chciałem ją uratować. Liczył się czas. Iluminaci porwali Izumo i chcieli wykorzystać jej ciało w eksperymencie mającym na celu przywołanie Szatana. Chcieli uzyskać dostęp do jej mocy jako kapłanki powiązanej z lisim demonem i pozwolić, by opętał ją lisi bóg. Potem chcieli wpuścić w to ciało Szatana, licząc na to, że ta hybryda by go utrzymała w tym świecie.
Nie miałem pojęcia, jak można było zgodzić się na przeprowadzanie tak nieludzkich eksperymentów, ale kiedy trafiliśmy do laboratorium, w którym Izumo była przetrzymywana, natrafiliśmy na całą grupę oszołomów, wierzących dość głęboko we wpojone im ideały. Ideały te zakładały odzieranie ludzi z godności i zadawanie im niewyobrażalnego cierpienia - wszystko po to, by Szatan mógł przekroczyć bramę Gehenny i przejąć ciało tu, w Assiah, ludzkim świecie.
Jeden z naszych przyjaciół okazał się zdrajcą - Shima Renzo. Kiedy poszliśmy ratować Izumo, szczerze wierzyłem w to, że i jego uda się uratować. Sądziłem, że albo go zmusili groźbami, albo chłopak po prostu się pogubił, ale po tym, co zobaczyliśmy w laboratorium - tłumy żywych trupów, obrzydliwe hybrydy, ludzi okaleczonych ponad ludzkie wyobrażenie - poddałem się. Rozmowa w Shimą nie pomogła - on wybrał tę drogę świadomie, bez żadnego przymusu. Przyłożył rękę do tego całego cierpienia, które stało się udziałem ludzi więzionych przez popapranych Iluminatów, i do tego zabił dwoje chowańców Izumo - Uke i Mike.
Nie zabiliśmy go, ale nie wiem, czy postąpiliśmy słusznie. Shima Renzo został dożywotnio skazany na powolne umieranie w jednym z najcięższych więzień egzorcystów. Słyszałem, że przez cały dzień siedzi przywiązany łańcuchami do krzesła, w ciszy i ciemności żałując popełnionych grzechów. Podawano mu jeden posiłek dziennie i dwukrotnie wyprowadzano do toalety, nie zdejmując z niego łańcuchów zatrzymujących przepływ duchowej energii.
Nie mogłem zrozumieć, dlaczego to zrobił. Jakby nie patrzeć, miał najwygodniejsze życie z nas wszystkich. Miał rodzinę, miał dom... że tego nienawidził? Mógł pójść własną drogą, odcinając się od rodziny. Nie musiał od razu wstępować do organizacji, której głównym celem było okaleczanie ludzi w celu sprowadzenia Szatana do Assiah.
Nagle Izumo - jakby wyczuwając, że się jej przyglądam - spojrzała w moją stronę. Odgadując, że o niej myślę, pokazała mi koniuszek różowego języka i ostentacyjnie odwróciła się w stronę okna.
Uśmiechnąłem się. Izumo potrafiła być nieprzewidywalna, ale jakże urocza. Cieszyłem się, że udało nam się wyrwać ją z rąk szaleńców i dać jej ochronę, której potrzebowała. Przynajmniej tymczasowo, ponieważ dziewczyna uparcie twierdziła, że nie zostanie długo w Akademii. Powtarzała, że ma coś do zrobienia, ale wszyscy wiedzieli, że nam po prostu nie ufała. Zdrada Shimy zabolała nas wszystkich, ale ją najbardziej - ją, która miała problemy z zaufaniem ludziom już od najmłodszych lat. Wszyscy dorośli w jej życiu ją zawodzili, a teraz do tego niechlubnego grona dołączył jeszcze jej przyjaciel... cóż, w pewnym sensie przyjaciel.
Fakt faktem, że mu ufała, a on okazał się zdradzieckim draniem.
Wiedzieliśmy, że jeśli spuścimy Izumo z oczu, dziewczyna zniknie na zawsze, uciekając nie wiadomo gdzie, ale na pewno poza zasięg naszych możliwości. Dlatego też postępowano z nią tak ostrożnie - jeden nieuważny ruch, a czmychnęłaby spłoszona niczym zając.
Yukio w końcu zarządził koniec lekcji. Ach, jak dobrze było rozprostować kości!
- Rin-san, może zjemy razem lunch? - usłyszałem dochodzący z boku głos, z całą pewnością należący do Shiemi.
Ach, miałem nadzieję, że nie wyglądam w tym momencie jak szczęśliwy głupek.
- Jasne! - odparłem, szczerząc kły. Urocze sam na sam z Moriyamą? Nie mogłem powiedzieć nie!
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością, a ja zadałem sobie pytanie, jak mogłem - chociaż przez krótką chwilę - pomyśleć, że jej miejsce w moim sercu mogła zająć Izumo. Musiałem być zdesperowany albo było mi jej po prostu żal, chociaż byłem pewien, że jestem ponad to. Mimo wszystko, nadal miałem w sobie ludzkie uczucia, choć byłem synem Szatana i w ogóle.
Izumo to była zupełnie inna liga. Nietykalna. W żadnym razie nie powinienem snuć żadnych związanych z nią fantazji, bo mogłem dostać po łapach, i to dosłownie. Kamiki-san była... dziewczyną z temperamentem, chociaż codziennie zakładała na twarz maskę chłodu i obojętności. To była jednak tylko przykrywka - Izumo potrafiła w jednej chwili zmienić się w ziejącą ogniem boginię zemsty. Shiemi natomiast nie potrafiłaby skrzywdzić muchy, nie roniąc przy tym łez.
Wyszliśmy z Shiemi na świeże powietrze, jako że pogoda dopisywała. Usiedliśmy sobie na zielonej trawce, a ja zaofiarowałem się położyć na niej swoją szkolną marynarkę od mundurku, żeby dziewczyna się przypadkiem nie ubrudziła. Szybko rozpakowaliśmy swoje drugie śniadanie i, częstując się nawzajem, zajęliśmy się pałaszowaniem przygotowanych smakołyków.
Byliśmy mniej więcej w połowie lunchu, kiedy zauważyłem kątem oka Izumo, która rozmawiała na dziedzińcu Akademii Prawdziwego Krzyża z zupełnie nieznanym mi mężczyzną. Wyglądał dość podejrzanie, ale ja jako ostatni mogłem wypowiadać się w kwestii znaczenia wyglądu, toteż postanowiłem w milczeniu obserwować przebieg wypadków. Po tym, co się niedawno stało, byłem pewien, że ktoś ma na oku Izumo... może ten facet był jednym z obserwatorów przydzielonych do tego zadania?
Przestałem przeżuwać w momencie, kiedy zobaczyłem, jak nieznajomy zaciska palce na ramieniu Izumo, a dziewczyna zdecydowanie wyrywa się z jego uścisku.
Zanim zdecydowałem, że to zrobię, już podrywałem się na równe nogi. Nie miałem ze sobą broni - wyjątkowo zostawiłem miecz w pokoju - ale byłem pewien, że dam radę przerobić facetowi facjatę gołymi rękami, jeśli zajdzie taka potrzeba. Niestety, nieznajomy nie ucieszył się na mój widok i zwiał z głośnym kwikiem, jakby gonił go sam diabeł.
W pewnym sensie tak było.
- Hej, wszystko w porządku?
Izumo posłała mi niechętne spojrzenie.
- Nie musiałeś się wtrącać.
- Hm? Przecież ci się naprzykrzał.
- Dałabym sobie z nim radę!
Poruszyłem ogonem, czując, jak ogarnia mnie nieprzyjemne uczucie niepokoju.
- Kto to był? Nie widziałem go wcześniej.
Kamiki-san najpierw zacisnęła wargi, po czym wzruszyła ramionami.
- Wracaj do swojej dziewczyny, o mnie nie musisz się martwić.
Rozpromieniłem się. To był jedyny sposób, by ją zatrzymać w miejscu, doskonale o tym wiedziałem.
- Ach, gdyby tylko to była prawda!
Izumo rozprostowała zagniecenia na bluzce w miejscu, gdzie złapał ją nieznajomy. Potem westchnęła.
- To był jeden z ciekawskich... Pytał się, czy to prawda, co o mnie mówią.
- Co mówią...? - powtórzyłem, nie do końca rozumiejąc. O wielu rzeczach mogli mówić.
Dziewczyna skrzywiła się, jakby właśnie zjadła cytrynę.
- Że opętał mnie Szatan.
- Jak wyrosną ci ogon i rogi, sam cię zapytam - odparłem wesoło, machając beztrosko ogonem. - Patrz, ja jestem już w połowie transformacji!
- Żarty się ciebie trzymają... - westchnęła dziewczyna, ale widziałem, że w końcu się rozluźniła. - Ale dzięki, od teraz wszystkich ciekawskich będę odsyłać do ciebie. W końcu powinieneś mieć informacje z pierwszej ręki, prawda?
- Ranisz me uczucia, Izumo - powiedziałem urażonym tonem głosu, ale, prawdę mówiąc, już mi to tak bardzo nie przeszkadzało. Nie starałem się ukrywać faktu, że byłem synem Szatana, ponieważ nie miało to większego znaczenia. Postanowiłem używać mocy, z którą się urodziłem, w słusznej sprawie: by pomagać i zaprowadzać pokój.
Nie zamierzałem się nikomu podporządkowywać, zwłaszcza władcy Gehenny.
- A ty mnie irytujesz - odgryzła się dziewczyna, po czym odwróciła ostentacyjnie na pięcie.
- Zaczekaj! - Energicznie pomachałem Shiemi na znak, by na mnie poczekała, podczas gdy ja rzuciłem się w pościg za Izumo, chociaż niekoniecznie jej się to podobało. - Kamiki-san, czy sprawa jest poważna? Czy ci... ludzie często cię nachodzą?
- ... Dość - odparła po chwili dziewczyna.
- Powinnaś to zgłosić Phelesowi.
- Mogę się założyć, że on już o wszystkim wie. Rzadko co mu umyka, zwłaszcza, jeśli dzieje się to na terenie jego szkoły. Aż dziwne, że jeszcze nie wyskoczył z jakiegoś kąta.
To prawda, spodziewałem się tego po nim. Brak aktywności był co najmniej dziwny. Ale może miał na głowie jakieś ważniejsze obowiązki.
- Może nie powinnaś kręcić się po szkole sama... - zasugerowałem ostrożnie. - Mogłabyś poprosić twoją przyjaciółkę, żeby ci towarzyszyła.
- I narazić ją na ewentualne niebezpieczeństwo? Nie sądzę.
Więc jednak przyznawała, że jakieś niebezpieczeństwo istniało.
- No, to mogłabyś poprosić kogoś innego...
- Rin. - Izumo nagle się zatrzymała i odwróciła, a ja niemal się z nią zderzyłem. Tylko mój nadludzki refleks pozwolił nam uniknąć kolizji, która mogła być opłakana w skutkach... dla mnie. - Czy właśnie próbujesz zaoferować mi swoje usługi?
- Dlaczego nie? - palnąłem zupełnie bez zastanowienia.
Ech, ten mój instynkt... Gdybym tylko nie musiał zawsze zgrywać rycerza na białym koniu! A przecież moją miłością była Shiemi! Co ona sobie pomyśli, jeśli poświęcę całą swoją uwagę Izumo?
Nie miałem pojęcia, czy widać po mnie, że się waham, ale Izumo była twarda.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie - odparła, po czym odeszła, kołysząc biodrami.
Tym razem już za nią nie pobiegłem, aczkolwiek zrodziła się we mnie iskierka buntu. Dlaczego Izumo nigdy nikogo nie słuchała? Dlaczego po prostu nie mogła przyznać, że czuje się zagrożona? Strasznie musiał jej ciążyć fakt, iż nie mogła nawet odetchnąć świeżym powietrzem, by nie zostać zaczepioną przez jakiegoś dziwaka.
Nawet bycie silnym miało swoje granice. Nikt nie powinien być aż tak samotny.
Postanowiłem, że podejmę się tego wyzwania.
***od autorki
Uch. Jakoś tak ciężko się pisze po długiej przerwie, ale przynajmniej zmieniłam klimaty... Muszę teraz tylko obmyślić jakąś intrygę, żeby nie utknąć w jakiejś słitaśnej love story :) Znaczy, jakiś zarys intrygi mam - i mam też nadzieję, że rozwinie się w trakcie pisania. Ale może lepiej chociaż spiszę plan, żeby wątku nie zgubić gdzieś po drodze...
Jeszcze raz przeczytałam Ao no Exorcist... i nadal podtrzymuję tezę o tym, że Rin i Izumo stanowiliby świetną parę. Uwielbiam momenty, w których autorka pokazuje interakcje między nimi. Według mnie, to doskonały przykład rozwijającego się, solidnego uczucia - akceptacja, zaufanie, zrozumienie, napięcie i wyzwanie :) Shiemi jest zbyt... oczywista. Nic się nie dzieje między nią a Rinem, nie widać żadnej ewolucji - tak, jak dzieje się to w przypadku Rina i Izumo. Z całą pewnością nie nudziliby się ze sobą, gdyby się zeszli haha :D
(wait, czy ja prowadzę ze sobą monolog? O.o źle ze mną...)
- Rin-san, może zjemy razem lunch? - usłyszałem dochodzący z boku głos, z całą pewnością należący do Shiemi.
Ach, miałem nadzieję, że nie wyglądam w tym momencie jak szczęśliwy głupek.
- Jasne! - odparłem, szczerząc kły. Urocze sam na sam z Moriyamą? Nie mogłem powiedzieć nie!
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością, a ja zadałem sobie pytanie, jak mogłem - chociaż przez krótką chwilę - pomyśleć, że jej miejsce w moim sercu mogła zająć Izumo. Musiałem być zdesperowany albo było mi jej po prostu żal, chociaż byłem pewien, że jestem ponad to. Mimo wszystko, nadal miałem w sobie ludzkie uczucia, choć byłem synem Szatana i w ogóle.
Izumo to była zupełnie inna liga. Nietykalna. W żadnym razie nie powinienem snuć żadnych związanych z nią fantazji, bo mogłem dostać po łapach, i to dosłownie. Kamiki-san była... dziewczyną z temperamentem, chociaż codziennie zakładała na twarz maskę chłodu i obojętności. To była jednak tylko przykrywka - Izumo potrafiła w jednej chwili zmienić się w ziejącą ogniem boginię zemsty. Shiemi natomiast nie potrafiłaby skrzywdzić muchy, nie roniąc przy tym łez.
Wyszliśmy z Shiemi na świeże powietrze, jako że pogoda dopisywała. Usiedliśmy sobie na zielonej trawce, a ja zaofiarowałem się położyć na niej swoją szkolną marynarkę od mundurku, żeby dziewczyna się przypadkiem nie ubrudziła. Szybko rozpakowaliśmy swoje drugie śniadanie i, częstując się nawzajem, zajęliśmy się pałaszowaniem przygotowanych smakołyków.
Byliśmy mniej więcej w połowie lunchu, kiedy zauważyłem kątem oka Izumo, która rozmawiała na dziedzińcu Akademii Prawdziwego Krzyża z zupełnie nieznanym mi mężczyzną. Wyglądał dość podejrzanie, ale ja jako ostatni mogłem wypowiadać się w kwestii znaczenia wyglądu, toteż postanowiłem w milczeniu obserwować przebieg wypadków. Po tym, co się niedawno stało, byłem pewien, że ktoś ma na oku Izumo... może ten facet był jednym z obserwatorów przydzielonych do tego zadania?
Przestałem przeżuwać w momencie, kiedy zobaczyłem, jak nieznajomy zaciska palce na ramieniu Izumo, a dziewczyna zdecydowanie wyrywa się z jego uścisku.
Zanim zdecydowałem, że to zrobię, już podrywałem się na równe nogi. Nie miałem ze sobą broni - wyjątkowo zostawiłem miecz w pokoju - ale byłem pewien, że dam radę przerobić facetowi facjatę gołymi rękami, jeśli zajdzie taka potrzeba. Niestety, nieznajomy nie ucieszył się na mój widok i zwiał z głośnym kwikiem, jakby gonił go sam diabeł.
W pewnym sensie tak było.
- Hej, wszystko w porządku?
Izumo posłała mi niechętne spojrzenie.
- Nie musiałeś się wtrącać.
- Hm? Przecież ci się naprzykrzał.
- Dałabym sobie z nim radę!
Poruszyłem ogonem, czując, jak ogarnia mnie nieprzyjemne uczucie niepokoju.
- Kto to był? Nie widziałem go wcześniej.
Kamiki-san najpierw zacisnęła wargi, po czym wzruszyła ramionami.
- Wracaj do swojej dziewczyny, o mnie nie musisz się martwić.
Rozpromieniłem się. To był jedyny sposób, by ją zatrzymać w miejscu, doskonale o tym wiedziałem.
- Ach, gdyby tylko to była prawda!
Izumo rozprostowała zagniecenia na bluzce w miejscu, gdzie złapał ją nieznajomy. Potem westchnęła.
- To był jeden z ciekawskich... Pytał się, czy to prawda, co o mnie mówią.
- Co mówią...? - powtórzyłem, nie do końca rozumiejąc. O wielu rzeczach mogli mówić.
Dziewczyna skrzywiła się, jakby właśnie zjadła cytrynę.
- Że opętał mnie Szatan.
- Jak wyrosną ci ogon i rogi, sam cię zapytam - odparłem wesoło, machając beztrosko ogonem. - Patrz, ja jestem już w połowie transformacji!
- Żarty się ciebie trzymają... - westchnęła dziewczyna, ale widziałem, że w końcu się rozluźniła. - Ale dzięki, od teraz wszystkich ciekawskich będę odsyłać do ciebie. W końcu powinieneś mieć informacje z pierwszej ręki, prawda?
- Ranisz me uczucia, Izumo - powiedziałem urażonym tonem głosu, ale, prawdę mówiąc, już mi to tak bardzo nie przeszkadzało. Nie starałem się ukrywać faktu, że byłem synem Szatana, ponieważ nie miało to większego znaczenia. Postanowiłem używać mocy, z którą się urodziłem, w słusznej sprawie: by pomagać i zaprowadzać pokój.
Nie zamierzałem się nikomu podporządkowywać, zwłaszcza władcy Gehenny.
- A ty mnie irytujesz - odgryzła się dziewczyna, po czym odwróciła ostentacyjnie na pięcie.
- Zaczekaj! - Energicznie pomachałem Shiemi na znak, by na mnie poczekała, podczas gdy ja rzuciłem się w pościg za Izumo, chociaż niekoniecznie jej się to podobało. - Kamiki-san, czy sprawa jest poważna? Czy ci... ludzie często cię nachodzą?
- ... Dość - odparła po chwili dziewczyna.
- Powinnaś to zgłosić Phelesowi.
- Mogę się założyć, że on już o wszystkim wie. Rzadko co mu umyka, zwłaszcza, jeśli dzieje się to na terenie jego szkoły. Aż dziwne, że jeszcze nie wyskoczył z jakiegoś kąta.
To prawda, spodziewałem się tego po nim. Brak aktywności był co najmniej dziwny. Ale może miał na głowie jakieś ważniejsze obowiązki.
- Może nie powinnaś kręcić się po szkole sama... - zasugerowałem ostrożnie. - Mogłabyś poprosić twoją przyjaciółkę, żeby ci towarzyszyła.
- I narazić ją na ewentualne niebezpieczeństwo? Nie sądzę.
Więc jednak przyznawała, że jakieś niebezpieczeństwo istniało.
- No, to mogłabyś poprosić kogoś innego...
- Rin. - Izumo nagle się zatrzymała i odwróciła, a ja niemal się z nią zderzyłem. Tylko mój nadludzki refleks pozwolił nam uniknąć kolizji, która mogła być opłakana w skutkach... dla mnie. - Czy właśnie próbujesz zaoferować mi swoje usługi?
- Dlaczego nie? - palnąłem zupełnie bez zastanowienia.
Ech, ten mój instynkt... Gdybym tylko nie musiał zawsze zgrywać rycerza na białym koniu! A przecież moją miłością była Shiemi! Co ona sobie pomyśli, jeśli poświęcę całą swoją uwagę Izumo?
Nie miałem pojęcia, czy widać po mnie, że się waham, ale Izumo była twarda.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie - odparła, po czym odeszła, kołysząc biodrami.
Tym razem już za nią nie pobiegłem, aczkolwiek zrodziła się we mnie iskierka buntu. Dlaczego Izumo nigdy nikogo nie słuchała? Dlaczego po prostu nie mogła przyznać, że czuje się zagrożona? Strasznie musiał jej ciążyć fakt, iż nie mogła nawet odetchnąć świeżym powietrzem, by nie zostać zaczepioną przez jakiegoś dziwaka.
Nawet bycie silnym miało swoje granice. Nikt nie powinien być aż tak samotny.
Postanowiłem, że podejmę się tego wyzwania.
***od autorki
Uch. Jakoś tak ciężko się pisze po długiej przerwie, ale przynajmniej zmieniłam klimaty... Muszę teraz tylko obmyślić jakąś intrygę, żeby nie utknąć w jakiejś słitaśnej love story :) Znaczy, jakiś zarys intrygi mam - i mam też nadzieję, że rozwinie się w trakcie pisania. Ale może lepiej chociaż spiszę plan, żeby wątku nie zgubić gdzieś po drodze...
Jeszcze raz przeczytałam Ao no Exorcist... i nadal podtrzymuję tezę o tym, że Rin i Izumo stanowiliby świetną parę. Uwielbiam momenty, w których autorka pokazuje interakcje między nimi. Według mnie, to doskonały przykład rozwijającego się, solidnego uczucia - akceptacja, zaufanie, zrozumienie, napięcie i wyzwanie :) Shiemi jest zbyt... oczywista. Nic się nie dzieje między nią a Rinem, nie widać żadnej ewolucji - tak, jak dzieje się to w przypadku Rina i Izumo. Z całą pewnością nie nudziliby się ze sobą, gdyby się zeszli haha :D
(wait, czy ja prowadzę ze sobą monolog? O.o źle ze mną...)
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawe, ciekawe, och to musi być wkurzające brat bliźniak i jeszcze do tego młodszy – nauczycielem został, postać Izumo jest interesująca....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta