sobota, 6 września 2014

Oneshot: Nat'asha

Tak, jak księżyc zdolny jest tylko odbijać światło słońca, tak i ja mogłam być tylko twoim odbiciem. Kiedy twoją twarz rozświetlał uśmiech, z moich ust nie schodził przykry grymas, a gdy ty płakałaś, ja... pogrążałam się w jeszcze głębszej ciemności. Nawet, jeśli płakałaś, było ci to wybaczone. Inne ręce wyciągały się ku tobie, pocieszając i dając poczucie bezpieczeństwa. W moją stronę nikt nie spoglądał, nigdy nie z własnej woli - jedynie, kiedy byłaś przy mnie. 
Och, jakże cię nienawidziłam. Ciebie, córki światła, pobłogosławionej przez los. 
Nienawidziłam ciebie, moja siostro, Vivi. 
Wiele razy zadawałam sobie pytanie, dlaczego nie mogłam dzielić z tobą tej mocy, która była twoim błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie. Wciąż jednak odwracałaś twarz ku światłu, więc nikt cię nie potępiał. Ja byłam twoim przeciwieństwem - tkwiłam głęboko zanurzona w mroku i docierały do mnie tylko przebłyski światła, kiedy znajdowałaś się w pobliżu. 
Żadna z nas nie miała wpływu na swój los. Żadna z nas nie wybrała własnej mocy. 
Mimo to, nienawidziłam cię, bo posiadłaś to, czego pragnęłam. Ta nienawiść rozpaliła tkwiącą we mnie ciemność, która wkrótce całkowicie mnie pochłonęła, a ja się jej poddałam z uśmiechem na ustach. Zmiany w naszych ciałach nadeszły szybko, zbyt szybko - ty przyjęłaś je jednak naturalnie, podczas gdy ja zostałam w pewnym stopniu złamana. Moc, która przepływała przez moje ciało, gromadząc na koniuszkach palców, wstrząsała mną. 
Ty wyglądałaś niczym nimfa, równie piękna i potężna. Wystarczyło jedno twoje skinienie, a zrywały się porywiste wiatry i burze, na twój rozkaz ogień szalał i ziemia się rozstępowała. Ale zamknęłaś w sobie tę moc i pragnienia, przyrzekłaś, że nigdy nie uczynisz żadnemu żywemu stworzeniu krzywdy z własnej, nieprzymuszonej woli. 
We mnie buzowało pragnienie destrukcji. 
Rozdzielono nas wkrótce po tym, jak nasze moce dojrzały na tyle, by można było coś z nimi zrobić. Obie zostałyśmy zaprowadzone do stowarzyszenia czarownic, ale tylko na mnie patrzono z pogardą i szeptano po kątach, że jestem ,,nieczysta". Wszyscy, łącznie ze mną, wiedzieli, co mnie czeka. Oczywiście, czarownice nie potrzebowały w swoim gronie kogoś z moją mocą. Vivi była idealną kandydatką na czarownicę, ale ja się nie nadawałam - moja moc mogła doprowadzić jedynie do destrukcji. 
Miałam zostać jej pozbawiona. 
Byłam jednak sprytniejsza od nich. Czarownice okazały się zbyt naiwne, nie doceniając mojej siły. Zostawiły mnie na czas przygotowań do zabiegu w słabo chronionym pokoju, dzięki czemu udało mi się wymknąć pod osłoną płaszcza utkanego z ciemności wprost w objęcia bezgwiezdnej nocy. 
Pierwszy raz użyłam wtedy swojej mocy. Posmakowałam jej, odurzającej niczym narkotyk. 
I zapragnęłam więcej. 
Więcej. Wciąż więcej. 

Na początku trudno było się ukrywać, wciąż popełniałam błędy. Szczęście mnie jednak w tym czasie nie opuściło - kiedy moja pierwsza kryjówka została odkryta, w porę zdążyłam przenieść się w inne miejsce. Eksperymentowałam, wypróbowywałam własną moc. Coraz lepiej się maskowałam, choć wypowiadane przeze mnie zaklęcia dalekie były od ideału. 
Uczyłam się jednak szybko na własnych błędach. 
Pierwszego demonicznego sługę przywołałam, mając piętnaście lat. To było jak objawienie. Aż zadrżałam, kiedy zrozumiałam, jak wielką władzę posiadam nad tym piekielnym stworzeniem. Na początku postępowałam z nim bardzo ostrożnie, nie chcąc, by wymknął się z moich rąk, ale wkrótce poznałam własne możliwości.
Okazały się niemal nieskończone. 
Przywoływałam wciąż nowe sługi i czerpałam od nich wiedzę, rosnąc w siłę. W błyskawicznym tempie. Proces ten wymagał kilkunastu ofiar, ale cóż znaczyło kilka demonów? Przywoływałam ich więcej, choć po pewnym czasie zaczęły stawiać opór. Uśmiechnęłam się na myśl, że wyrobiłam sobie w pieklę reputację bezwzględnej suki, której nie warto ufać. 
Mimo to, nadal udawało mi się chwytać w moją magiczną sieć wiele okazów. Czasem niezbyt ciekawych, ale zawsze przydatnych. Wykorzystywałam ich w różny sposób - wiedźmy miały wiele potrzeb, a nie zawsze mogły się pokazać w okolicy, jeśli nie chciały ściągać na siebie zbyt wiele uwagi. Ja postanowiłam najpierw zebrać wystarczającą ilość mocy, by wybrać się na własne polowanie... 
Nienawidziłam Łowców z bardzo prostego powodu - nie mieli pojęcia o prawdziwej sile. Pozbywali się jej w swej głupocie i arogancji, wierząc w to, że tylko ich moc jest tą prawdziwą. Nie mieli jednak o niczym pojęcia. Ich siła nie mogła mierzyć się z tym, czym ja dysponowałam. Co miałam na wyciągniecie ręki.
Oni i ci żałośni aniołowie... Nie mogłam zrozumieć, dlaczego te dumne istoty zniżyły się do tak ludzkiego poziomu. Dlaczego stanęli w obronie ludzkości, kiedy nadszedł Koniec Świata i w dodatku zawarli z ludzkością pakt, obiecując, że stawią się na każde ich wezwanie i wesprą w odbudowie zniszczonego świata, broniąc ich przed złem, które zrodziła uwolniona podczas Apokalipsy magia. 
Nie podobała mi się ta sytuacja. I nie byłam odosobniona w swych poglądach. 
Istniały inne wiedźmy, wiedziałam o tym. Żyłyśmy jednak w ukryciu, więc szansa na to, by spotkać którąś z sióstr ciemności była nikła. Nie było nas też zbyt wiele. Wyjątki, którym udało się uciec, zanim czarownice odprawiły nad nimi swoje rytuały, pozbawiając mocy. Nie ujawniałyśmy się, nie spotykałyśmy w sekrecie... to wszystko było niebezpieczne. 
W czasie przemieszczania udało mi się jednak spotkać dwie siostry ciemności. Były o wiele starsze ode mnie i posiadały rozległą wiedzę o sztukach magicznych. Wiedźmy nie dzielą się z nikim swoimi sekretami, ale owe siostry nakierowały mnie na właściwą drogę. Pokierowały moją mocą, nadając jej w końcu kształt i cel. 
Niedługo potem w moją sieć wpadł Zero. Najpiękniejszy demon, jakiego spotkałam. Powietrze wokół niego strzelało, kiedy wylądował w kręgu przywołania. Przez moje ciało przeszedł rozkoszny prąd, uświadamiając mnie w tym, jak wspaniałą zdobyczą okazał się Zero. Nigdy później demon nie manifestował się ze swoją mocą i dzielił się nią niechętnie, ale w tym właśnie odnajdywałam największą przyjemność. Poza tym, wcale nie chciałam tak szybko go wyczerpywać. Pozwoliłam na to, by ładował swą moc za każdym razem, kiedy zabierałam mu jej część. 
Wiedziałam, że mnie nienawidził. I to właśnie w nim kochałam. 
Nienawiść. Cóż za potężna siła tkwiła w każdym z nas! A ja, córka ciemności, otaczałam się nią niczym płaszczem, pyszniąc się władzą nad tym uczuciem. Wypełniało ono każdy zakamarek mojego serca, bijącego niespokojnie w mojej piersi. Czerpałam z niego łapczywie, całymi garściami, czując, jak budzi we mnie szaleństwo. 

O tym, że Vivi urodziła syna, dowiedziałam się przypadkiem. I gdyby nie był do niej tak bardzo podobny, zapewne nigdy bym się zorientowała. Zwłaszcza, że okazał się być Łowcą o niezwykle silnej magicznej mocy - ale czego innego można było się spodziewać po potomku mojej siostry? 
Zachowując wszelkie środki ostrożności, przeanalizowałam jego możliwości. Chciałam wiedzieć, jak potężną magią włada i czy do czegokolwiek mógłby mi się przydać... w końcu byliśmy rodziną. Pomyślałam, że może i w nim zamieszkała ciemność, dzięki której byłabym w stanie przeciągnąć go na swoją stronę. Dreszcz podniecenia przeszedł mnie na myśl, że po tylu latach działania w samotności, miałabym zyskać ludzkiego wspólnika. 
Jue Metro, bo tak się nazywał mój siostrzeniec, zawiódł mnie jednak srodze. Był tak prawy, jak to tylko możliwe w przypadku dorastającego nastolatka. Miał swoje wady i ciemniejsze strony charakteru, ale pragnienie służenia ludziom było w nim zbyt silne, bym mogła cokolwiek zdziałać. Postanowiłam więc się nie ujawniać, a jedynie śledzić jego działania z ukrycia - w tym celu posłużyłam się pomniejszymi demonami, z których mocy już nie mogłam korzystać. Nie mieli już dla mnie żadnego znaczenia, więc bez przykrości spuściłam ich z magicznej smyczy.
Wkrótce przekonałam się, że to świetny sposób na pozbywanie się nieprzydatnych narzędzi.
W tym czasie mój plan zniszczenia ludzkości zaczynał przybierać konkretne kształty. Musiałam znaleźć nową, bezpieczniejszą siedzibę, z dala od Gildii. W miarę bowiem przywoływania demonów i pobierania od ich mocy, zwiększała się moja siła, co z pewnością nie mogło zostać nieodnotowane przez kogoś niepowołanego, a jeszcze nie byłam gotowa na konfrontację z zastępem Łowców. Musiałam zachować siły na później, znacznie później...
Zaszyłam się w jednym z najbardziej bezpiecznych zakątków na Ziemi - De Arche, mieście, które miało zatańczyć tak, jak ja mu zagram.
Wtedy właśnie w moje ręce wpadł najwspanialszy klejnot z duchowego świata - istota o niespotykanej, niemal niewyobrażalnej mocy. Co wspanialsze, wcale nie użyła jej do swojej obrony, kiedy ją spętałam. Nie miałam pojęcia, kim jest owa istota i czy należy do świata ciemności, z którym zazwyczaj obcowałam - zapragnęłam jej. Musiałam poświęcić kilku silniejszych demonów, żeby spętać istotę, która co prawda opierała się, ale w sposób bierny. Szamotała się tylko w mojej sieci, bez użycia magii, choć czułam, jak nią emanuje. 
To była magia zupełnie innego rodzaju niż ta, do której przywykłam. 
Magia należąca do światła. Aż się zachłysnęłam z wrażenia, kiedy zrozumiałam, co złapałam w swoją sieć. 
Materialna postać, którą przybrała istota, nie była imponująca. Ot, mały, chudy chłopaczyna, prawie przeźroczysty. Nieprzyzwyczajony do cielesnej postaci tak bardzo, że na początku zdecydowanie zbyt często odsłaniał swoją świetlistą duszę przede mną, jego wrogiem. Był zupełnie nieprzygotowany na sytuację, w której się znalazł, z czego wywnioskowałam, że musiał pochodzić z wyższych sfer niż zwykli aniołowie pełniący rolę żołnierzy. 
Pytanie moich sług nie miało sensu. Większość nie widziała żadnego anioła na oczy, więc nie mogli mi nic powiedzieć o anielskiej hierarchii. Ci, którzy mieli coś do powiedzenia, trzymali języki za zębami. Nie mogłam ich zmusić do posłuszeństwa bólem - istoty piekielne były niemal całkowicie odporne na ból, który im sprawiano w świecie materialnym. Mogłam ich do siebie przywiązać niczym wierne psy, ale ich tajemnice były dla mnie zawsze niedostępne. 
Wszystko to czyniło moje zadanie jeszcze bardziej fascynującym. 
Nie miałam pojęcia o tym, ile czasu upłynęło od chwili, w której złapałam tę wspaniałą istotę. Właściwie nie miałam z niej żadnego pożytku, ponieważ magia światła była mi zupełnie obca i niepotrzebna, ale postanowiłam nie wypuszczać swojej zdobyczy z rąk. Co prawda utrzymywanie anioła w ryzach wymagało ode mnie sporo wysiłku, ale byłam nim zafascynowana. O ciarki przyprawiała mnie świadomość, że mogę z nim zrobić, co tylko chcę. 

Nie wiedziałam jednak, że położyłam swoje dłonie na czymś tak cennym, że nawet piekło miało się upomnieć o tę niebiańską istotę. 
Wtedy zrozumiałam, że igrałam z siłami, o których nie miałam żadnego pojęcia. 
Ciemność była o wiele silniejsza, niż mi się wydawało. I zanim ręka sprawiedliwości wymierzyła mi ostateczny cios, w ułamku sekundy postanowiłam, że okiełznam i tę siłę. A wtedy świat zostanie zniszczony - tak, jak powinno się to stać ponad sto lat temu.
Zapadłam w sen, zbierając siły do ostatecznej walki. 

... Sasha... Sasha...
Ten szept... tak znajomy... te białe włosy w nieskończonej ciemności... te oczy... te złote oczy...
Nie patrz tak na mnie, siostro. Gdybyś to ty była na moim miejscu...
Więc umrzesz. Na wieki.
Uśmiecham się, choć w tym śnie nie mam ciała. 
Nie boję się śmierci.
Świdrujące spojrzenie złotych tęczówek. 
A powinnaś, Sasha. 
Vivi odchodzi, zasiawszy ziarno niepewności w mojej duszy. Ale to tylko wytwór mojej wyobraźni, prawda? Przecież tylko śpię, a królestwa wiecznej ciemności nie muszę się obawiać. 
Czyż nie żyłam w nim przez te wszystkie lata?
Jestem pewna, że kiedy zrealizuję z powodzeniem swój plan, zostanę przyjęta w królestwie ciemności z honorami.
Ja, córka ciemności. 

Umieram, ale wiem, że to jeszcze nie koniec. Wznieciłam iskrę buntu, która wkrótce rozpali dusze wszystkich sióstr kryjących się w ciemności.
Jeszcze przyjdzie nasz czas. Zatriumfujemy i podporządkujemy sobie świat. Jeszcze nie teraz, ale już za chwilę. Powietrze przesycone jest oczekiwaniem.
Widzę daleko przed sobą światło, ale pode mną otwiera się ciemność. Jej ramiona otwierają się ze straszliwym zgrzytem, chciwe dłonie zaciskają się na mojej duszy. Ich dotyk pali mnie niczym rozżarzone do czerwoności żelazo. 
Zanoszę się krzykiem, ale lepka ciemność zamyka się nade mną, pochłania mnie. 
Zastygam nieruchomo, z otwartymi do krzyku ustami. Ciemność napiera na mnie ze wszystkich stron, miażdży moją świadomość. 
Owiewa mnie szept, bardziej przerażający niż wszystko, z czym do tej pory się zetknęłam. 
Witaj... siostro. Dobrze się tobą zajmiemy... Masz tu nawet swój fanklub, wiesz? Oni też chętnie się z tobą pobawią.

Moją ostatnią myśl kieruję ku tobie, siostrzyczko. Kochałam cię... i nienawidziłam. Ty byłaś dniem, świeciłaś jasno i radośnie, natomiast ja byłam twoim całkowitym przeciwieństwem. Zazdrościłam ci tego, czym zostałaś pobłogosławiona przez los, chociaż znacznie później zrozumiałam, że i tobie nie było lekko. Obie zapłaciłyśmy wysoką cenę za naszą moc, ale ty zaakceptowałaś ją, starając się żyć najlepiej, jak potrafiłaś. 
Wiem, że mnie opłakiwałaś, myśląc, że umarłam. Byłam twoją starszą siostrą, stawiałaś swoje pierwsze kroki, trzymając mnie za rękę. 
Sama odebrałam sobie prawo bycia przy tobie, gdy wybierałaś się na drugą stronę. Tam, gdzie wiecznie będziesz mogła tańczyć boso po zielonej, soczystej trawie i śmiać się głośno, gdy słońce będzie promieniami głaskać twoją skórę. 
Dziękuję ci, siostrzyczko, że choć na chwilę zeszłaś do ciemności, w której żyłam, by mnie ostrzec. Do końca chciałam jednak odegrać rolę starszej, mądrzejszej siostry... 
Wybacz mi... i żegnaj... na wieki.

**od autorki
Tęsknię za Łowcami... za wszystkimi bohaterami *łezka w oku* Muszę pomyśleć nad kolejnym oneshotem ;)       

2 komentarze:

  1. ŻE WHAAAAAAAAAAAAAAAAAAT?! to była siostra matki Jue!? ŁAAAT?! :O *próbuje ogarnąć sytuację*
    fajny sposób na wyjasnienie genezy natashki ;) dziwne, ze skoro potrafią pozbawić mocy czarownicę, nie próbują tego samego z klątwą synów czarownic.
    fajne streszczenie przebiegu wątku z natashą z jej punktu widzenia. w pewnym momencie przypomniałam sobie, że faktycznie była w de arche xD wyleciało mi to z głowy
    podoba mi się ta ich siostrzana więź. zabrzmiała skomplikowanie, Szkoda, że nie pojawiłą się misha z de arche. coś kiedyś wspominałaś, że ona ten tego z natashką xD
    hm... może odnośnie lowców opiszesz historię chłopaka czarownika? :P wyjątka. wyrzutka. etc xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    tekst jest bardzo wspaniały, można powiedzieć taki dodatek do „Łowców”
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń