niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział 2: Gildia


Zdawało mi się, że wszystko stało się tak szybko, ale w rzeczywistości minęło kilka godzin, zanim się spakowałam, pożegnałam z zupełnie wyraźnie niezadowoloną madame Irie i dziewczynami służącymi, które do niedawna były moimi towarzyszkami, po czym wraz z garstką Łowców ruszyłam do Gildii, po raz pierwszy w swoim dwunastoletnim życiu wsiadając do wiatrowca. Pojazdem, w którym siedziałam, kierował sam Arcymistrz, który z uprzejmym uśmiechem na twarzy najpierw zmierzył mnie uważnym spojrzeniem od stóp do głów, po czym poklepał ojcowskim gestem po głowie i zapewnił, że mogę zadawać tyle pytań na temat Gildii i Łowców Dusz, ile tylko będę chciała. Jako że jednak nie potrafiłam za bardzo wydusić z siebie wielu słów, Arcymistrz pobieżnie poinformował mnie o najważniejszych sprawach w czasie, gdy sunęliśmy kilkanaście metrów nad ziemią, co oczywiście przyprawiało mnie o zawrót głowy. Z tej także przyczyny słowa wypowiadane przez mężczyznę ginęły w głośnym szumie silnika i wyciu wiatru w moich uszach.
Kiedy dotarliśmy przed bramę Gildii, wiedziałam tylko tyle, że w niedługim czasie będę musiała przejść próbę umiejętności. Do tego momentu zostanę całkowicie pod kontrolą srebrnowłosego chłopaka o imieniu Jue Metro, któremu przysługiwał tytuł Mistrza. W swojej naiwności nie zapytałam, co oznacza sformułowanie ,,pod kontrolą” w tym przypadku – po prostu założyłam, że będę musiała się podporządkować wszystkim poleceniom, które młody mężczyzna będzie mi wydawał. Innymi słowy: pomyślałam, że miałam zostać jego prywatną służącą.
Trochę zakręciło mi się w głowie, gdy w końcu wysiadłam z wiatrowca, musiałam więc przytrzymać się krawędzi pojazdu i przez kilka długich sekund, ze zwieszoną nisko głową, wziąć kilka głębokich oddechów.
- Źle się czujesz?
Zamrugałam kilkakrotnie oczyma, po czym szybko pokręciłam głową. Przede mną stanął Mistrz Jue, przyglądając mi się z nader poważnym wyrazem twarzy. Na chwilę wstrzymałam oddech, gdy jego wzrok przesuwał się po moim ciele.
Na wszystkich bogów, jakiż on był przystojny! Nic dziwnego, że księżniczka Izabela powitała go z taką radością w chwili, gdy wszedł do królewskiej jadalni. Nigdy jeszcze nie widziałam osoby, która posiadałaby srebrnobiałe włosy i gdybym na własne oczy nie zobaczyła, jak dobrze pasują do całej sylwetki Mistrza, pewnie uznałabym, że muszą wyglądać śmiesznie. Właściwie dodawały mu jeszcze uroku, podkreślając jeszcze bardziej niezwykły, złoty kolor tęczówek jego oczu. Cerę miał lekko opaloną, zapewne od częstego przebywania na świeżym powietrzu. Jako że stał w lekkim rozkroku, pod rozchyloną czernią peleryny mogłam zauważyć długie nogi i ramiona, które przyprawiły mnie o lekki rumieniec na policzkach. Zauważyłam jeszcze, że jego brwi także są białe, bardzo delikatnie zaznaczone, ale długie rzęsy okalające oczy były czarne.
- Chodź ze mną, pokażę ci nasz pokój.
- Na… Nasz?
Jue wzruszył ramionami, najwyraźniej nie zamierzając mi niczego więcej wyjaśniać, tak więc posłusznie ruszyłam za nim. Zadarłam głowę, by móc przyjrzeć się siedzibie Łowców Dusz, strażników ziem neutralnych Jaew.
,,Budynek” Gildii stanowiło drzewo. Monstrualnie wielkie drzewo, którego korzenie wyrastające ponad ziemię wznosiły się na ponad trzydzieści, miejscami czterdzieści metrów. Jego korona natomiast znajdowała się gdzieś… u góry. Tyle wiedziałam. Niektórzy mówili, że drzewo wznosi się do samego nieba, symbolicznie łącząc obie sfery. Chyba tylko sami Łowcy wiedzieli, czy jest to prawda. Rozpiętość pnia była tak wielka, że nie mogłam go objąć jednym spojrzeniem z miejsca, w którym stałam – musiałam się rozejrzeć na boki, by zobaczyć po lewej i prawej stronie delikatne łuki.
Widok Gildii całkowicie mnie oszołomił. Oczywiście słyszałam wiele opowieści o tym, jak niezwykłe jest to miejsce, ale co innego słyszeć o tych niezwykłościach, a co innego zobaczyć je na własne oczy.
Mistrz Jue ponaglił mnie, gdy ociągałam się z podążaniem za nim. Otrząsnęłam się więc z odczuwanego zachwytu i trwogi jednocześnie, po czym wspięłam się zwinnie po krętych schodkach prowadzących do głównych wrót siedziby.
Po przekroczeniu progu znalazłam się w ogromnym, okrągłym pomieszczeniu, mającym około dwóch metrów wysokości. Wiszące nad moją głową sęki drzewa były niemal hipnotyzujące, ale szybko też zauważyłam trzy sporej wielkości otwory w suficie – jeden na wprost ode mnie, jeden po lewo i ostatni po prawej stronie. Przez każdy z otworów wiła się spirala schodków. Zauważyłam także, że podłogę pomieszczenia zdobi okrągły, czerwony dywan słusznej wielkości, a w ścianach zamontowano małe, jarzące się jasnym światłem lampki. Nie do końca rozumiałam, jak mogły nie powodować pożaru, ale najwidoczniej znaleziono na to sposób.
- Chodź ze mną. Nasz pokój znajduje się dość wysoko, oszczędzę ci więc wycieczki schodami.
Wysoko?
Podążyłam za Mistrzem Jue do schodków znajdujących się naprzeciwko wejścia. Prowadziły one do półokrągłego, dość ciasnego pomieszczenia, które okazało się urządzeniem pomagającym w dotarciu na wyższe poziomy. Barierka, której trzeba było się przytrzymać, znajdowała się na wysokości mojego ramienia.
- Chwyć się mocno, inaczej możesz się poobijać.
Krzyknęłam, jednocześnie z całej siły zaciskając dłonie wokół uchwytu, kiedy platforma pod naszymi stopami strzeliła do góry. Ze strachu zapomniałam nawet zamknąć oczy, tak więc kilka pięter mignęło mi przed oczami, zanim platforma się zatrzymała.
- Potrzebujesz pomocy?
Potrząsnęłam głową, choć musiałam przyznać, że nogi nieco mi drżały. Postanowiłam jednak nie okazywać słabości, podążyłam więc za Mistrzem przez ciemny korytarzyk zakończony kilkoma schodkami, prowadzącymi do najprzytulniejszej biblioteki, jaką miałam okazję oglądać. Mimowolnie pomyślałam o tym, ile wysiłku musiało kosztować utrzymanie tego miejsca w czystości, ale z pewnością było warto. Od razu zauważyłam też, że pomieszczenie ma kształt ćwiartki koła, ale i tak było sporej wielkości. Pod zaokrągloną ścianą ustawiono czerwone, miękkie kanapy oraz długie, lśniące stoliki zaopatrzone w lampki i materiały potrzebne do sporządzania notatek. Przy ścianach tworzących kąt prosty ustawiono regały książek – w każdej z dwóch ścian wbudowano także po jednej parze drzwi.
- To tylko część naszych zbiorów – oświadczył Jue, kierując kroki ku drzwiom znajdującym się po naszej prawej stronie.
Pomieszczenie, do którego mnie wprowadził, było bez wątpienia sypialnią. Podłogę pokrywał puchaty, niebiesko-zielony dywan, pod jedną z prostych ścian ustawiono masywne biurko i krzesło. Tuż obok stało zaokrąglone, żelazne urządzenie, które musiało pełnić funkcję piecyka i śmietnika jednocześnie, przy drugiej prostej ścianie stała duża szafa, a tuż obok niej komoda z sześcioma szufladkami. Zauważyłam także drzwi – możliwe, że prowadzące do łazienki. Łukowata ściana była wolna, gdyż pośrodku niej znajdowały się rozchylone w tym momencie drzwi, najwyraźniej prowadzące na balkon. Jedyne, co byłam w stanie zobaczyć z miejsca, w którym stałam, była gęstwina ciemnozielonych liści, szumiących cicho przy podmuchach wiatru. W kącie naprzeciwko drzwi stało dopasowane kształtem do pomieszczenia łóżko. W pierwszej chwili pomyślałam, że musiało się na nim całkiem dziwnie spać.
Mistrz Jue otworzył drzwi znajdujące się obok masywnych szaf.
- Możesz zająć ten pokój. Do tej pory służył mi za… magazyn, ale nie jest mi on potrzebny. Jeśli chodzi o łazienkę, znajduje się ona za drugimi drzwiami, które dostrzegłaś w bibliotece. Rozejrzyj się, ja tymczasem pójdę pozałatwiać najważniejsze sprawy. Twoje bagaże zostaną za chwilę przyniesione, możesz je na razie zostawić tutaj. Najpierw będziemy musieli posprzątać bałagan panujący w pokoju, który będziesz zajmować i postarać się o jakieś łóżko. Poradzisz sobie?
- Oczywiście.
Mistrz kiwnął głową, po czym opuścił pokój. Ja tymczasem weszłam do pomieszczenia, które za jakiś czas miałam nazywam ,,moim pokojem”. Było zdecydowanie większe, niż przypuszczałam, ale to zapewne dlatego, że nigdy nie miałam własnego pokoju. Mimo to, niemal całą przestrzeń wypełniały kartony. Nie chciałam być wścibska, więc nie zaglądałam do środka, ale niektóre z kartonów nie były zamknięte i zauważyłam kilka dziwnych rzeczy wystających ponad krawędź.
Nie chciałam myszkować w rzeczach, które nie należały do mnie, toteż zamknęłam drzwi i wycofałam się na środek sypialni Mistrza. Ostrożnie podeszłam do łóżka, oceniając jego wygodę, która wcześniej wydała mi się wątpliwa. Dłonią ugięłam materac, który okazał się być dość twardy, by w nim nie tonąć, ale też na tyle miękki, by nie bolały od niego plecy. Nadal zastanawiało mnie, w jakiej pozycji Mistrz na nim może spać, ale w końcu wzruszyłam ramionami. Pewnie był przyzwyczajony.
Po chwili wahania skierowałam kroki na balkon. Łudziłam się, że zasłona z liści zapobiegnie ewentualnym zawrotom głowy, ale gdy tylko znalazłam się na zewnątrz i poczułam na sobie gwałtowny podmuch wiatru, wiedziałam, że nie będzie kolorowo. Mimo to, zrobiłam jeszcze dwa ostrożne kroki i zacisnęłam dłonie na barierce, po czym spojrzałam w dół.
Liście. Lekkie skrzypienie drewna. Chłodny podmuch wiatru na twarzy. Nic, czego musiałabym się obawiać.
Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do pokoju, w którym czekała na mnie nowa osoba. Tym razem była to dziewczyna, dość niska, lecz zdecydowanie śliczna i sprawiająca miłe wrażenie. Miała krótkie, lekko kręcone czarne włosy, układające się w loki wokół jej uszu i smukłej szyi. Niezwykłe oczy o barwie fiołków przyglądały mi się z ciekawością, gdy przekraczałam próg pokoju. Ciemnozielony płaszczyk zapinany na kilka sporej wielkości guzików zakrywał jej sylwetkę, ale byłam pewna, że jest krucha i smukła.
Wyciągnęła dłoń w moją stronę w geście powitania. Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Cześć, jestem Mai Noland. Partnerka Jue.
Uścisnęłam jej dłoń dość niepewnie. Partnerka? W sensie tylko partnerskim czy…
- Polujemy razem na terenach Sheolu – uściśliła dziewczyna, widząc zapewne wyraz konsternacji na mojej twarzy. Cóż, właściwie niezbyt mnie to interesowało, ale jeśli chciała się ze mną podzielić tą wiedzą, jej sprawa. – Wiesz, Jue nigdy nie miał uczennicy, chociaż już od sześciu lat nosi tytuł Mistrza. Byłam ciekawa, kto przyciągnął jego uwagę… Nie zrozum mnie źle, nie chcę oceniać cię po wyglądzie, ale wydajesz się zupełnie zwyczajna.
Zarumieniłam się. Cóż, biorąc pod uwagę wygląd zarówno Jue, jak i stojącej przede mną Mai, rzeczywiście wypadałam blado. Miałam długie włosy w kolorze blond, aktualnie związane w ciasny kok na czubku głowy – popularną fryzurę noszoną przez służące. Dochodziła do tego jasna, lekko piegowata cera (ostatnio doliczyłam się dwunastu piegów, gdy przeglądałam się w lustrze w pokoju księżniczki Izabeli) i zupełnie zwyczajny, zielony kolor oczu. Madame Irie lubiła nazywać mnie szarą myszką, gdyż nigdy nie rzucałam się w oczy.
Wypuściłam dłoń Mai ze swojej i kiwnęłam głową.
- Cóż, to nie tak, że Mistrz Jue zwrócił na mnie uwagę… to raczej ja… zupełnie nieoczekiwanie…
W oczach Mai coś błysnęło.
- No tak, może jeszcze się okazać, że to nie Jue będzie twoim opiekunem. W tej chwili w Gildii znajduje się kilku innych Mistrzów, którzy chętnie wzięliby pod swoje skrzydła młodą uczennicę.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc tylko skinęłam głową. Wyraźnie jednak wyczułam w wypowiadanych przez dziewczynę słowach drugie dno. Czułam, że chciała mi coś uświadomić, ale nie do końca rozumiałam, o co może jej chodzić.
W tej samej chwili drzwi komnaty się otworzyły, a do środka wszedł młody chłopak, wnosząc do środka walizkę z moimi rzeczami. Jako służąca nie posiadałam wielu rzeczy, toteż wszystko, co chciałam zabrać, zmieściło się w jednej małej walizeczce. Nic dziwnego, że chłopak nie miał żadnych problemów z dostarczeniem mojego bagażu.
Widząc Mai, chłopak najpierw się wzdrygnął, a potem ukłonił.
- Pani kapitan.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym minęła go i zamknęła za sobą drzwi.
Nie miałam pojęcia, co o niej sądzić, ale… nie wydała mi się całkowicie złą osobą. Może i sprawiała wrażenie nadętej, ale z pewnością nie dorównywała w tym względzie księżniczce Izabeli. Podejrzewałam, że była po prostu nieufna w stosunku do nowej osoby, co było całkiem zrozumiałe. A może mnie sprawdzała? Może celowo tak się zachowała, chcąc zobaczyć, jak zareaguję?
W takim razie byłam ciekawa, czy zdałam test.
- Gdzie zostawić twoje rzeczy? – zapytał tymczasem chłopak, rozglądając się nerwowo po komnacie.
- Zostaw… tam, gdzie stoisz?
- Jak chcesz.
Zanim zdążyłam mu podziękować, chłopak już zniknął za drzwiami.
Pozostało mi tylko westchnąć i poczekać na Mistrza Jue. Miałam nadzieję, że szybko wróci i będę mogła zacząć się urządzać. I, przy okazji, zadać mu najważniejsze z pytań, które chodziły mi po głowie: co właściwie było we mnie takiego niezwykłego?

5 komentarzy:

  1. "W swojej naiwności (...) pomyślałam, że miałam zostać jego prywatną służącą." Będzie gorzej?! O_o

    Normalnie zachwycałabym się razem z Lan... Kiedyś ciągle było mi mało zachwytów nad Jue, opisów jego osoby... ale teraz? Teraz miłością mą jest ZERO! :D Pojawi się? :O

    Czy dobrze zrozumiałam? Gildia to wielkie drzewo? O_O Co się stało z zamkiem? :o muszę zmienić mój światopogląd! :x

    o! WINDA! :D Winda wersja fantasy! Podoba mi się! :D

    HA! Zostawił ją w pokojach, sam poszedł załatwiać, obiecał, że pomoże później jej sprzątać, a ona, jak na służącą przystało, pewnie posprząta zanim Jue wróci :D

    No i jest Mai! hehe zastanawiałam się, kiedy ona się pojawi ;)

    Też jestem ciekawa. oczywiście wiem, że ma demona, ale ona chyba nie zdaje sobie z tego sprawy.... mam nadzieję, że w najbliższym rozdziale wyjaśnisz kim jest ta demonica, i dlaczego zwrócił na nią uwagę demon Jue ;-) a przynajmniej uchylisz rąbka tajemnicy...;-)

    Liściak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Oczywiście, że będzie Zero, ale tym razem bardziej... dopracowany, o, to dobre słowo. Ale nie wiedziałam, że Zero był Twoją ulubioną postacią? ;o Obstawiałabym Nataszę (nadal zastanawiam się nad wersją jej imienia, której użyję ;p), a nie jej demona-niewolnika, ukochanego Tytana (wiem, że zgrzytasz zębami na związki męsko-męskie :D).

      Ech, zamek... zamek został zastąpiony przez drzewo. Zamek był zbyt... zwyczajny ;p A to choler*e drzewo pojawia się ostatnio niemal wszędzie. Nawet w nosie było zbuntowane drzewo (misja w cp 55... drzewo Fernon... jaaa ;o). Allods online, w które grałam ostatnio, natchnęło mnie z tym drzewem. Było tam takie jedno ładne ^^ Stwierdziłam, że drzewko ładnie sie wpasuje w klimat fantasy :D

      Mai oczywiście musiała się pojawić. Ale biczą będzie już od początku, a nie, że w połowie opowiadania się okaże babą do niczego xD

      Postaram się rozjaśnić w najbliższych rozdziałach więcej spraw, bo na razie... nic w sumie nie wiadomo :D Co, kiedy i jak - i po co. Będę się starać ujawniać jak najwięcej :D

      Usuń
  2. Jak to wersja jej imienia? Do Nataszy mam specjalny sentyment ;) uwielbiam jej charakter, choć ten bardziej wykreowany przeze mnie, nie bardzo zgodny ze stanem faktycznym... :X a Zero podoba mi się w 100% ;)

    Zgadzam się w 100%, choć zaskoczyło mnie to drzewo :D Liczyłam na zamek ;)

    Mai! wredna bicza. moze być nia od poczatku, przynajmniej jedna kwestia bedzie jasna! ;)

    Czekam z niecierpliwością na "rozjaśnianie" :D

    Liściak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, chodzi mi tylko o wersje "Natasza" a "Natasha". W poprzedniej wersji opowiadania używałam tego na przemian (lol) Muszę się zdecydować w końcu na jedną wersję.

      Usuń
  3. aaa hehe ;) Już się bałam, że w ogóle zmienisz jej imię ;)

    Liściak

    OdpowiedzUsuń