Właściwie nie wiedziałam, dlaczego uciekłam, ale czułam, że
musiałam. I chociaż moja ucieczka musiała się wydać zarówno Mistrzowi, jak i
jego towarzyszce śmieszna, mi wcale nie było do śmiechu. I nie zrozumiałam,
dlaczego moje dłonie i kolana drżały, gdy gorączkowo zjeżdżałam windą na
przypadkowo wybrane piętro. Dopiero, gdy wysiadłam i wzięłam kilka głębokich
oddechów, próbując opanować zamęt panujący w moim ciele, zrozumiałam.
Bałam się. Uczucie, które kazało mi uciekać z pokoju, było
czystym strachem.
Tylko czego mogłam się bać? Wiedziałam, że było mi wstyd. I
odrobinę zazdrościłam Vanni wyglądu… a przede wszystkim jej okrągłych, bardzo
kobiecych kształtów. Nie żeby cokolwiek miały zmienić w moim życiu, ale swoją
dziewczęcą próżność miałam i pozwalałam jej od czasu do czasu dojść do głosu.
Mistrza nie mogłam się obawiać, w końcu przed przyjściem Vanni rozmawiałam z
nim całkiem normalnie, nie czując potrzeby wzięcia nóg za pas.
Czyżby…
- Och, to ty? Co tutaj robisz?
Ten głos rozpoznałam natychmiast. Kapitan Mai Noland. Że też
akurat ją musiałam spotkać w tym momencie!
- Mistrz… Mistrz Jue wrócił. – To była pierwsza myśl, która
mi przyszła w tym momencie do głowy i z którą mogłam się zdradzić. W pierwszym
momencie chciałam bowiem krzyknąć, by zniknęła, zostawiła mnie w spokoju,
przecież i tak byłam dość roztrzęsiona. Nie chciałam jeszcze słuchać komentarzy
dziewczyny, która darzyła mnie jawną nienawiścią.
Ku mojemu zdumieniu, Mai wyciągnęła dłoń i przyłożyła ją do
mojego czoła.
- Wydajesz się blada. Wszystko w porządku?
Spojrzałam na nią ze zdumieniem. Czy to naprawdę była ona?
Może istniała jakaś siostra bliźniaczka Mai, która w tym momencie spoglądała na
mnie ze szczerą troską widoczną w oczach?
- Tak, wszystko w porządku.
- Ach, już wiem! Czyżbyś miała wątpliwą przyjemność spotkać
Vanni Raite? Ona tak działa na ludzi.
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Skąd ona mogła…
Mai zachichotała.
- Wydajesz się być zdziwiona. Nie powinnaś. Pamiętaj, że znam
Mistrza Jue dłużej, niż ty. I wiem, kto go często odwiedza pod pretekstem
nauki, tyle że ta mała dziwka, Vanni, nie wbiłaby sobie do głowy żadnej wiedzy
teoretycznej nawet, jeśli od tego zależałoby bezpieczeństwo całego świata.
- Kapitan Mai… Ty wiesz, kim jest ta dziewczyna?
- Oczywiście, że tak. Chodź, usiądziemy, nie wyglądasz za
dobrze.
- Ja… chciałam odwiedzić bibliotekę…
- W takim razie dobrze trafiłaś. Możemy z tego miejsca wejść
po schodach do znajdującej się wyżej biblioteki głównej.
Wyglądało na to, że się nie wywinę, tak więc, z braku innej
możliwości oprócz kolejnej ucieczki, podreptałam za Mai do wijących się
spiralnie schodów prowadzących w górę. Trochę zakręciło mi się w głowie od tego
spiralnego wspinania się – byłam przyzwyczajona do prostych, szerokich schodów,
a nie wąskich i krętych. Były jednak solidne i żaden schodek nie zaskrzypiał
pod moimi stopami, gdy pięłam się w górę.
Biblioteka, o dziwo, była pomieszczeniem kwadratowym. Było
to oczywiście złudzenie wywołane odpowiednim ustawieniem wysokich regałów,
które ograniczyły wolną przestrzeń do kwadratu, a nie koła, ale i tak byłam
zaskoczona. Nie spodziewałam się, że Łowcy mogą w ten sposób urządzić
jakiekolwiek pomieszczenie, gdyż wiązało się to z niewykorzystaniem pewnej
części przestrzeni, ale najwyraźniej zupełnie się tym nie przejęto w tym
przypadku. Przez środek ciągnęły się jeszcze dwa długie regały od podłogi do
sufitu, pomiędzy nimi ustawiono długi stół, a po obu jego stronach krzesła.
- Przyniosę ci coś, a ty zajmij sobie miejsce – powiedziała
Mai, po czym ruszyła między półki.
Posłusznie przysiadłam na jednym z krzeseł, rozglądając się
dookoła. Zauważyłam kilku starszych mężczyzn pochylających się nad grubymi
tomiszczami książek, skrzętnie notujących coś na leżących przed nimi kartkach
papieru. Zdziwił mnie zupełny brak kobiet w tym miejscu – aż miało się
wrażenie, że Gildia należy wyłącznie do mężczyzn, co przecież nie było prawdą.
Zastanowiło mnie to jednak.
Mai wróciła z cienką książeczką w dłoni, którą przekazała w
moje ręce.
- Lekcja historii w pigułce – oznajmiła, zajmując miejsce
tuż obok mnie. – Przyda ci się na początek i pomoże zrozumieć, na czym
właściwie polega posługiwanie się magią.
Niepewnie spojrzałam na przetartą i powyginaną od częstego
używania okładkę, po czym skinęłam w podziękowaniu głową.
- Właściwie to Mistrz Jue powinien nauczyć cię podstaw, ale
tak się składa, że jest jednym z najskuteczniejszych Łowców, co oznacza, że
zazwyczaj jest zajęty lub zmęczony. Na twoim miejscu nie liczyłabym za bardzo na
pomoc z jego strony.
Rzuciłam Mai szybkie spojrzenie, próbując wybadać, w jakim
jest nastroju. Nie wyczuwałam w tej chwili nienawiści w jej głowie, ale to nie
znaczyło, że już zapomniałam, jak rano na mnie spojrzała. Jakby chciała mnie
rozszarpać własnymi rękami.
Odchrząknęłam.
- Ale dla tej Vanni znalazł czas…
- Ach, nadal o niej myślisz. Nie powinnaś.
Westchnęłam. W tej chwili nie mogłam przestać się
zastanawiać nad osobą Vanni i jej rolą w życiu Mistrza, który miał być moim
opiekunem.
- No dobrze, powiem ci, kim ona jest – oświadczyła Mai,
odchylając się na krześle. – Jeśli zostaniesz tutaj na dłużej, i tak byś się
dowiedziała… Vanni Raite była przez jakiś czas jego uczennicą.
- Mistrza Jue?
- Tak. Jakieś cztery lata temu przyprowadzono ją do niego.
Vanni miała wtedy dziewięć lat i zapowiadała się na świetną Łowczynię.
Posiadała rzadką umiejętność rzucania uroków, a jej moc związana była z
anielicą, dlatego Reth się nie sprzeciwiał. Przynajmniej do czasu, gdy
spróbowali połączyć swoje moce. Ha, Jue do dzisiaj sądzi, że chodziło tylko o
brak doświadczenia dziewczyny. Nie mogę go winić, gdyż nie jest to powszechna
wiedza wśród mężczyzn, ale… - W tym momencie Mai nachyliła się tak, że jej usta
znalazły się tuż przy moim uchu – ta mała już wtedy nie była dziewicą. Dlatego
nastąpiło odrzucenie.
- Co?! Ale…
- Była jeszcze dzieckiem? Mylisz się. Wiele dziewczynek,
podobnie jak czarownice, uzyskuje dojrzałość bardzo szybko, jeśli w bardzo
młodym wieku zaczną uczyć się panowania nad posiadaną mocą. Na pewno widziałaś,
jakie ciało ta mała diablica posiada? – Kiedy skinęłam głową, Mai prychnęła z
lekceważeniem. – Kilka lat temu te jej melony wcale nie były mniejsze, a biodra
mniej okrągłe. Możliwe, że jej ciało rozwinęło się tak z powodu posiadanej
przez nią mocy, ale nic nie usprawiedliwia tego, co zrobiła. I to nie raz.
- Jak to?
- Dużo by opowiadać. Byłam po prostu ciekawa, więc
dowiedziałam się tego i owego na temat tej podejrzanej… osóbki. – Miałam
wrażenie, że chciała użyć innego słowa, ale w końcu się powstrzymała. –
Prawdopodobnie próbuje uwieść Jue, ale to może jej się nigdy nie udać. On nie
lubi głupich dziewczyn, a Vanni… ma urok, ale do inteligencji jej daleko. Poza
tym, zawsze powie coś nieodpowiedniego. Mimo wszystko, nadal czuje za nią
pewnego rodzaju odpowiedzialność, więc zgadza się za każdym razem, gdy ona
poprosi go o poprowadzenie lekcji.
Trochę kręciło mi się w głowie pod wpływem otrzymanych
informacji i podejrzenia, że Mai może kłamać. Dopuszczałam bowiem taką
możliwość. Nie istniał bowiem powód, dla którego dziewczyna miałaby się ze mną
dzielić taką wiedzą. Z drugiej strony, nie widziałam też za bardzo powodu, dla
którego miałaby kłamać. By oczernić Vanni w moich oczach? Ale dlaczego, jeśli
mnie nie lubiła?
Mai jakimś sposobem wyczuła moje wahanie, ale tylko się
uśmiechnęła.
- Nie musisz mi wierzyć, wkrótce sama się przekonasz o tym,
że mówiłam prawdę. Ta dziewczyna oznacza kłopoty. Nie wierzę, by Jue
kiedykolwiek miał ulec jej urokowi, ale lepiej mieć się na baczności. A jeśli
się zastanawiasz, dlaczego ci to mówię… Po prostu uważam, że, w przeciwieństwie
do ciebie, ta dziewczyna jest obrzydliwa. Ty jesteś… godną przeciwniczką, jeśli
mogę tak powiedzieć. Może dlatego tak się dzisiaj uniosłam, za co chciałam cię
przeprosić.
- O?
Zdziwiłam się. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę z usta
kapitan Noland słowa przeprosin.
- Z reguły nie jestem taka wredna, ale… nagle się pojawiłaś
i Jue zaczął mówić tylko o tobie… Nie powinnam była czytać tego, co
przeczytałam, ale nie mogłam tego nie zrobić. Byłam po prostu zbyt wyprowadzona
równowagi.
- Tak.
Co innego mogłam powiedzieć? Że rozumiem? To byłoby
kłamstwo, ponieważ nie rozumiałam, jak można było zachowywać się tak, jak Mai. Może
to z tego powodu, że nie byłam tak bardzo związana z Jue, jak ona. Jej
przeprosiny wydawały się jednak szczere, więc postanowiłam nie chować do niej
urazy. Przynajmniej na razie. Czas miał pokazać, jak ułoży się współpraca
między nami. Nie łudziłam się jednak, że będzie kolorowo. Mai miała mi
najwyraźniej za złe to, że swoją obecnością zabrałam Jue czas, który mógł być
jej przeznaczony.
Zrozumiałam, że dziewczyna go kochała. I to nie jako jedyna,
jak się okazało. Byłam tylko ciekawa, czy Mistrz Jue którąkolwiek z dziewczyn
darzy uczuciem silniejszym od przywiązania czy przyjaźni.
- I nie martw się, nie powiem nikomu o tym, co przeczytałam.
Takie informacje powinny pozostać przemilczane, znane jedynie uczennicy i jej
Mistrzowi.
Akurat, pomyślałam z nutką sarkazmu. Gdy kapitan Noland
poczuje, że jej to pasuje, długi język pewnie nie zdoła utrzymać niczego w
tajemnicy, chociaż naprawdę nie wiedziałam, kogo miałby obchodzić stan mojego
ciała. Uważałam oczywiście te informacje za całkiem wstydliwe, ale czy były
bardzo dziwne?
Mai ponownie się nachyliła ku mnie, zniżając głos do szeptu.
- Bo pewnie tego nie wiesz, ale dziewczyny, które jeszcze
mogą zajść w ciążę, są tak zwanym rzadkim towarem, zwłaszcza tutaj, w Gildii.
Niektórzy są zdolni zapłacić sporą sumę pieniędzy pewnym osobom za kogoś
takiego, jak ty.
- Co… Co to znaczy?
- To znaczy, że jeśli wyda się, że jesteś w stanie urodzić
dziecko, możesz zostać sprzedana. Chwila nieuwagi i… Dlatego takie informacje zostają tylko
pomiędzy Mistrzem a uczennicą. Naprawdę nie chciałam wtykać nosa w nieswoje
sprawy, byłam przekonana, że nie jesteś… to znaczy, że jesteśmy podobne. Że
żadna z nas…
- Ale… dlaczego? Dlaczego to takie ważne?
Mai westchnęła.
- Ponieważ niemal każda uzdolniona magicznie kobieta jest
bezpłodna. Kontrakty, które zawieramy z demonami czy aniołami, często wymagają
wielu ofiar. Niektóre z nas od urodzenia są… wybrakowane. Nasze ciała, żeby w
pełni korzystać z magii, są niemal całkowicie odzierane z kobiecych słabości.
Mężczyźni z natury są silniejsi, więc zdecydowana większość z nich nie musi
poświęcać tej części swojego człowieczeństwa, by stać się cenionym Łowcą.
Problem jest tylko taki, że dziecko urodzone z magicznie uzdolnionej matki
zawsze będzie posiadało dar, nieważne, kim będzie ojciec, podczas gdy dziecko
Łowcy z kobietą pozbawioną zdolności może być zdecydowanie słabiej
uzdolnione bądź mocy wcale nie przejąć.
- A… A Mistrz Jue?
Właściwie nie wiedziałam, dlaczego zadałam to pytanie, ale
skoro rozmowa i tak szła w tym kierunku… Jakoś tak samo się pojawiło w moich
ustach.
- Jego matka była czarownicą. Nie wiem, czy o tym słyszałaś,
ale nie jest to żadną tajemnicą. No a ojciec oczywiście Łowcą… och. Teraz
rozumiem, o co pytałaś.
Czułam, że moje policzki pokrywa rumieniec.
- Reth jest dość wyrozumiałym towarzyszem Jue. Z tego, co mi
wiadomo, nie domagał się od niego wielkiej ofiary w zamian za udzielenie mu
swej mocy. Nie znam jednak szczegółów.
- Wcale nie chciałabym ich poznać! – oświadczyłam szybko,
kręcąc głową.
- I tak je wkrótce poznasz, gdyż zrozumienie związku
łączącego twojego partnera z jego mocą będzie ci niezbędne do opanowania
umiejętności połączenia. Jeśli oczywiście dotrwasz do tego czasu…
Chciałam odpowiedzieć, że to się jeszcze okaże, ale
przeszkodził mi w tym Jue, który nagle pojawił się w drzwiach biblioteki. Z
jakiegoś powodu serce przyspieszyło w mojej piersi, najwyraźniej ciesząc się na
widok Mistrza w tym miejscu. Może po prostu cieszyło się, że będę miała w końcu
okazję opuścić Mai – choć musiałam przyznać, że sporo się od niej dowiedziałam.
I wiedziałam już, jakie informacje nie powinny nigdy opuścić moich ust w
rozmowach z innymi. Nie było to jednak trudne, gdyż naprawdę z nikim nie
zamierzałam rozmawiać o mojej cnocie.
Materiał czarnej peleryny zaszeleścił cicho, gdy Mistrz
szybkim krokiem podszedł do miejsca, w którym siedziałyśmy, po czym wyciągnął
dłoń i chwycił mnie mocno za przedramię. Wyraz twarzy miał nieodgadniony.
- Dzięki, Mai, że dotrzymałaś mojej podopiecznej
towarzystwa. Pozwól jednak, że teraz ją zabiorę, mamy kilka spraw do
załatwienia.
Na usta kapitan wypłynął słodki uśmiech.
- Ależ oczywiście, Mistrzu. Bawcie się dobrze.
Nie miałam pojęcia, dlaczego i gdzie miałabym się z Mistrzem
Jue dobrze bawić, ale szybko uzyskałam odpowiedź na to pytanie.
- Musimy jechać do miasta, zaopatrzyć cię w nowe podręczniki
i szatę.
- Ale przecież nie jestem jeszcze uczennicą, nie przeszłam…
Spojrzenie złotych tęczówek zasznurowało mi usta.
- Przecież powiedziałem, żebyś się tym nie martwiła. Z całą
pewnością dasz sobie radę. Tymczasem nie możesz chodzić ubrana w tę nijaką
sukienkę, będąc moją podopieczną.
Spłonęłam rumieńcem. Sama wiedziałam, jak bardzo brzydka
jest szara, prosta sukienka, którą zabrałam z zamku, ale ta sama opinia w
ustach Mistrza Jue wywołała we mnie zmieszanie i wstyd. Co innego było wiedzieć
o tym, ale wyobrażać sobie, że jest inaczej, a co innego słyszeć słowa prawdy z
ust kogoś, kogo szanowałam.
- Więc, żeby nie było, zamierzam wyposażyć cię w coś ładniejszego.
Skinęłam głową, czując, jak tajemnicze ciepło rozlewa się po
moim ciele.
Zrozumiałam, że po raz pierwszy od dawna czuję się… szczęśliwa.
okej. Herbatka jest, terrorystki nie ma. zabieram się za czytanie! ;]
OdpowiedzUsuńWTF!? Jestem równie zdziwiona jak Lan zachowaniem Mai! O_O Kosmici ją porwali i przeprogramowali czy co? Jej dziwne zachowanie jest co najmniej podejrzane! O_o Czyżby Mai chciała znaleźć sojuszniczke w postaci Lan?a może właśnie ją oświeciło,że może to zrobić,dlatego nagle zaczęła być dla niej miła? O_O Normalnie zachowuje się, jakby były najlepszymi psiapsiółami! O_o To mnie przeraża :O
Mai.... miła... Dead.... jeśli jej miłe zachowanie zdominuje ten rozdział, nie będę miała co komentować! O_O
ŻE CO? Przeprasza ją?! koniec swiata. świnie latają, wampiry istnieją a ze mnie jest pisarz doskonały! Jaki ta dziołcha ma plan?!
o! w koncu sie wyjasnia :D lol... jeszcze ktos chciałby porwac lan O_O Ale chyba nikt sie nie odwazy tego zrobic...prawda? nawet jesli, Jue sie wscieknie i bedzie poswiecał jej pewnie wiecej czasu hehe zreszta kto chcialby zadzierac z Jue? czy dobrze zrozumialam? wyniki lan wskazaly, że ona moze urodzic dziecko, czy tez to sie okaze pozniej? Bo w sumie sugerujesz, że z tego powodu,zeona jest dziewicą,może urodzić dziecko. a przynajmniej tak to odbieram.
(Miła Mai... nie potrafie przestac sie dziwic O_O)
HA! czyli nawet, jeśli kobieta tak bardzo cierpi, to jesli jest w stanie urodzic dziecko, niewazne czyje bedzie, juz na starcie bedzie wiadomo,że bedzie super hiper duper... silne :D Jupi :D niezły bonus, choć rzadki.
AHA! chyba czaję. Ona jest uzdolniona magicznie, jest dziewica, a moze urodzic dziecko, poniewaz jeszcze nie przeszła próby magicznej, zjednoczenia z demonem/aniolem czy jak ten proces sie zwał. Możność urodzenia dziecka straci lub nie straci dopiero wtedy gdy zawrze kontrakt, jesli demon/aniol bedzie tego wymagał. czy tak? jesli nie bedzie wymagał, wtedy bedzie mogła urodzic dziecko. czy dobrze zrozumiałam?
Liściak
Mai próbuje się jednoczyć z Lan w obliczu wspólnego wroga, wobec którego jest bezsilna :D I jakkolwiek zła by nie była, nie życzy Lan źle... po prostu nie chce, by dziewczyna odebrała jej Jue, a że ta perspektywa staje się coraz bardziej realna... Kto wie, może wypiła sobie wcześniej jakąś herbatkę uspokajającą? Tę kwestię pozostawię Twojej wyobraźni do rozstrzygnięcia. Chciałam tylko zaznaczyć, że Mai nie zależy na zniszczeniu Lan (nawet, jeśli mogłaby coś takiego powiedzieć w rozmowie z bohaterką). Zależy jej na zniszczeniu w zarodku niebezpiecznej więzi, która mogłaby się narodzić między Lan a Jue. Stoi oczywiście na przegranej pozycji, bo nie ma kontroli nad takimi sprawami, ale nadal próbuje się oszukiwać.
UsuńKto wie, kto wie, może tę informację kiedyś wykorzystam, by wprowadzić trochę dramatu do akcji ;p To znaczy to o porwaniu. I sprzedaniu. Już teraz planuję jeszcze raz wspomnieć o tym fakcie w opowiadaniu, żeby zaznaczyć jego wagę, ale co do Lan to się jeszcze zastanowię. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Nie, że jest dziewicą. Wyjaśniałam ci to już, ale zrobię to jeszcze raz:
a) Czystość fizyczna = czystość magiczna
b) miesiączka = niemal 100% szansy na możliwość urodzenia dziecka
Ot co ^.^
Pomyślałam sobie, że skoro to kobieta przez 9 miesięcy nosi w sobie dziecko, które tak ściśle się z nią łączy, to oczywiste powinno być, że dziecko przejmie od niej zdolności magiczne. A ojciec... Oczywiście nie umniejszam jego roli przy tworzeniu dziecka, ale takie są fakty :D
Nie do końca. Jak Mai wspomniała, potencjalny Łowca może już się urodzić z tym defektem. Nie w każdym przypadku tak jest, ale zdarza się i tak. Również zbyt wczesne lub lekkomyślne próby użycia magii mogą doprowadzić do wielu zniszczeń wewnątrz ciała użytkownika. Nie ma jednak innego sposobu na ujarzmienie posiadanej mocy - jeśli się ona ujawni, wymagany jest natychmiastowy trening nad jej kontrolą. Ale też może być i tak, że przy zawieraniu kontraktu strażnik (anioł lub demon) zażąda od użytkownika ofiary, którą u kobiet najczęściej jest ich ich najsłabsza strona. Mężczyźni nie posiadają tego typu słabości, ale co im po tym, że ich strażnik nie zażąda takiej ofiary, kiedy i tak mogą nigdy nie spłodzić uzdolnionego magicznie dziecka? :D
aha........;] pomyślałam sobie,żemai mimo iż jest bezpłodna wciąż ma okres....to mi zamazało obrac i nie zastanawałam się nad innymi opcjami;] /Liściak
OdpowiedzUsuńNie, pierwszym objawem następujących w ciele nieodwracalnych zmian jest zanik krwawienia - wtedy już wiadomo, że nie ma odwrotu ^.^
OdpowiedzUsuń