Miasto neutralne Jaew. Niewiarygodne, ale nigdy jeszcze nie
miałam okazji zobaczyć go od środka na własne oczy. Pracując na zamku, mogłam
jedynie podziwiać szczyty budynków przez okna, jeśli akurat zostałam wysłana do
ich mycia, ponieważ madame Irie uznała mnie za zbyt młodą, bym mogła wykonywać
jakieś obowiązki poza zamkiem.
To był więc pierwszy raz, gdy kroczyłam wyłożoną kamieniami
szeroką ulicą, z lekko otwartymi ustami przyglądając się wszystkiemu wokół mnie
– zarówno ludziom, jak i wystawom sklepowym. Wszystko to robiło na mnie dziwne
wrażenie. Jakby czekało na mnie od dawna i teraz witało mnie z uśmiechem zadowolenia. Pokręciłam głową,
próbując pozbyć się tych dziwnych myśli, ale one nie chciały zniknąć.
- Poczekaj na mnie chwilę, dobrze? – rzucił przez ramię
Mistrz Jue, wchodząc do jednego ze sklepów. Skinęłam głową, nadal się
rozglądając.
Tym razem mój wzrok powędrował do widocznych już z tego
miejsca filarów granicznych, które generowały solidną barierę rozpiętą nad
całym miastem. Oczywiście bariera ta nie była widoczna, można było jedynie od
czasu do czasu zobaczyć na niebie lśniącą nitkę energii, gdy dochodziło do
przeładowania. Wiedziałam, że filary te zostały postawione niedługo po zakończeniu
Apokalipsy i że miasto Jaew było jedynym, które pozwoliło na konstrukcję czegoś
tak skomplikowanego – znaleziono tu zarówno potrzebne do tego surowce, jak i
ludzi. To tutaj także odkryto pierwszych Łowców, to znaczy ludzi, którzy
potrafili wykorzystać nadprzyrodzone moce do ochrony tego, co zostało. Do
zapewnienia nielicznej ludzkiej populacji bezpieczeństwa. Tylko dzięki ich
wysiłkom mogłam teraz stać w tym miejscu i czuć, że żyję.
Uśmiechnęłam się lekko, czując na twarzy ciepłe promienie
słońca. Strzeliste szczyty filarów błyszczały nad miastem, jakby do niego
mrugając. Rozbawiła mnie ta myśl. Wiedziałam, że to z powodu słońca, ale
wzruszyłam ramionami. Podobały mi się absurdalne myśli, które w tej chwili
napływały mi do głowy. Uszczęśliwiały mnie w dziwny sposób.
Mistrz Jue nie wracał, więc podeszłam bliżej do wystawy
sklepowej i przez szybę próbowałam wypatrzeć jego sylwetkę, ale niczego,
oczywiście, nie zobaczyłam. Przeszkodziły mi w tym modele broni wszelkiego
rodzaju. Mniejsze leżały, błyszcząc groźnie szarą stalą, jakby chciały mnie
ostrzec, bym ich nie dotykała, a większe wisiały tuż przed moją twarzą, z dumą
prezentując potężne, czarne niczym smoła pyski luf i języki spustów.
Cofnęłam się, czując, jak przez moje ciało przechodzi dreszcz.
Miałam wrażenie, że jeśli jeszcze przez chwilę będę się wpatrywać w całą tę
broń, w końcu ona ożyje i rzuci się na mnie niczym chmara wygłodniałych psów.
W niewielkiej odległości ode mnie stał stragan z kolorowymi
cukierkami. Sprzedający je mężczyzna z cwanym uśmiechem na ustach zachwalał
swój towar, przyciągając uwagę obecnych w mieście dzieci, które ciągnęły swoje
matki i ojców w stronę słodyczy. Ja także zrobiłam krok w stronę jego stoiska,
ale w porę przypomniałam sobie, że nie mam przy sobie pieniędzy. Zadowoliłam
się więc patrzeniem, jak torebki wypełnione cukierkami w kolorowych papierkach
lądują w wyciągniętych dłoniach dzieci.
Tuż obok straganu znajdowała się kawiarnia. Szyld nad
drzwiami poinformował mnie, że jej nazwa brzmi ,,Ulajessa”, a siedzący przy
okrągłych stolikach ludzie, że musi być popularna. Albo być jedną z nielicznych
kawiarni w mieście.
Moją uwagę niemal natychmiast zwrócił młody mężczyzna,
który, przysiadłszy na niskim płotku otaczającym przestrzeń, w której stały
stoliki, przyglądał się mijającym go ludziom z dość obojętnym wyrazem twarzy.
Właściwie nie było w nim nic takiego niezwykłego – miał krótkie, czarne, dość
niesfornie układające się włosy, lekko opaloną cerę, która w padającym słońcu
wydawała się złota, szczupłe i długie ręce i nogi, które nonszalancko
skrzyżował przed sobą. Jego ubranie także nie wyróżniało się niczym
szczególnym, gdyż składała się na nie granatowa koszulka z krótkimi rękawami i
czarne spodnie.
Nie wiedziałam więc, co właściwie powiedziało mi, że mam do czynienia
z demonem. Ogarnęło mnie podobne uczucie do tego, co czułam, gdy zobaczyłam
Retha.
Zrobiłam krok do przodu. Sama nie wiedziałam, dlaczego.
Przecież nie miałam najmniejszego zamiaru zbliżać się do demona, musiałabym być
ostatnią idiotką, gdyby to zrobić. Nie wiedziałam przecież, czy jest
niebezpieczny. A z pewnością był. Czułam to instynktownie. Mimo to, zrobiłam
krok do przodu, jakbym wychodziła mu na spotkanie.
I nagle nasze spojrzenia się skrzyżowały. Błękit tęczówek
jego oczu, który z jakiegoś powodu mogłam zobaczyć z drugiej strony ulicy, gdy
dzieliło nas mniej więcej piętnaście metrów, uderzył mnie z zadziwiającą siłą.
Czułam, że został zaskoczony tym, że go zobaczyłam.
~ Kim jesteś,
dziewczyno?
Jego usta się nie poruszyły. A nawet jeśli, prawdopodobnie
bym go nie usłyszała. Ten głos… pojawił się w mojej głowie, poprzedzony trochę
nieprzyjemnym uczuciem łaskotania za moimi gałkami ocznymi.
~ Dlaczego mnie
widzisz?
Sama tego nie wiedziałam. Nie wiedziałam nawet, że nie
powinnam być w stanie go widzieć. Przecież siedział na tym płotku zupełnie
jawnie.
- Lan?
To był Jue. Jego głos wdarł się pomiędzy mnie i demona,
poczułam, jak moje chwilowe połączenie z nim gwałtownie zostaje zerwane.
Mrugnąwszy kilkakrotnie, ponownie spojrzałam w stronę, gdzie siedział ten
tajemniczy osobnik, ale już go nie zobaczyłam. Pozostało we mnie tylko uczucie
nieokreślonej rezygnacji i smutku, którego nie mogłam powiązać właściwie z
niczym.
- Przepraszam, zamyśliłam się – oświadczyłam więc po chwili,
posyłając Mistrzowi ostrożny uśmiech. Uznałam, że to, co się stało przed
chwilą, było zbyt szalone i niewiarygodne, bym mogła o tym opowiedzieć.
Zresztą, kto wie, może to było tylko złudzenie? Nie chciałam, by Mistrz uznał,
że pstro mi w głowie. I że jestem dzieciakiem.
Chociaż i tak Mistrz uznał, że nim jestem, kiwając głową w
stronę straganu z cukierkami.
- Zainteresowana?
Potrząsnęłam gwałtownie głową.
- No cóż, ja jestem – oświadczył z szerokim uśmiechem Jue,
ruszając żwawym krokiem w kierunku stoiska.
Skoro on mógł być tak bezwstydnie zainteresowany słodyczami,
to ja oczywiście miałam ochotę się dołączyć. Kolorowe cukierki aż się prosiły,
by wziąć je ze sobą i zjeść. Szczególnie małe, czerwone kulki posypane drobnymi
kryształkami białego cukru.
Kilka minut później kroczyłam u boku Mistrza, z zadowoleniem
ssąc trzy czerwone kuleczki naraz, czując na języku cudowną słodycz.
- Nigdy nie byłaś w mieście, prawda?
Pokręciłam głową. Zapewne nietrudno było zgadnąć, obserwując
moje reakcje.
- Nie wypuszczano cię poza mury zamku?
Przełknęłam resztkę cukierków, wcześniej je przegryzając.
Okazało się, że wypełnione były jakimś słodkim płynem, który spłynął mi do
gardła. Próbowałam się nie zakrztusić. Postanowiłam, że z resztą cukierków będę
ostrożniejsza.
- Starsze służące uważały, że jestem zbyt młoda na to, by
posyłać mnie po zakupy.
- Nawet w towarzystwie?
- Madame Irie twierdziła, że nie może pozwolić sobie na taką
stratę czasu. Od wychodzenia na miasto były inne dziewczyny. Ja wykonywałam
prace w zamku i to wystarczyło.
- Więc na pewno musiałaś się zastanawiać, jak wygląda świat
na zewnątrz?
- Nie do końca. Zawsze miałam pełne ręce roboty, czasu na
rozmyślania miałam mało. Nawet nie za bardzo zależało mi na tym, by wyjść.
Właściwie nie widziałam powodu, dla którego miałabym to zrobić.
- To… dosyć smutne.
Zarumieniłam się.
- Nie zastanawiałam się nad tym.
- Oczywiście, przecież nie wiedziałaś, że mogłoby być
inaczej. Swoją drogą, czy wiesz cokolwiek o tym, kim byli twoi rodzice?
Potrząsnęłam głową. Rodzice. Kolejna sprawa, nad którą nigdy
się dłużej nie zastanawiałam. To znaczy wiedziałam, że musiałam mieć ojca i
matkę, którzy sprawili, że pojawiłam się na świecie, ale nigdy ich nie
spotkałam. Założyłam, że także musieli służyć w zamku. Może nadal żyli. Może
nie. Może byłam niechcianym dzieckiem, dlatego zostałam oddana na służbę.
Możliwości było zbyt wiele, a ja miałam zbyt mało czasu na roztrząsanie tej
sprawy.
- Założyłam, że nie żyją.
- A twoje nazwisko? Kto ci je nadał?
- Nazywałam się tak od urodzenia… Tak sądzę. Na takie
nazwisko przynajmniej wystawiono dokumenty, które trzymała madame Irie w… Och!
Zupełnie o nich zapomniałam!
- Zajmiemy się tym. Ale skoro jest tak, jak mówisz, to
może będę mógł ci pomóc. Pewnie tego nie wiesz, ale w Gildii zachowujemy wiele
drzew genealogicznych rodzin, których członkowie służyli jako Łowcy. Te
dokumenty dostarczają nam wielu przydatnych informacji, gdyż w prosty sposób
możemy ocenić, jak konkretna rodzina w miarę upływu czasu się rozwija.
Utrzymanie linii najsilniej uzdolnionych magicznie rodzin jest oczywiście
priorytetem i im poświęca się najwięcej uwagi… jak na przykład mojemu ojcu.
Albo rodzinie Mai, która od trzech pokoleń wspomaga nas darem Śnienia.
To mnie zainteresowało. Poprosiłam więc Mistrza, by wyjaśnił
mi, na czym ten dar polega.
- Hm, musiałabyś spytać Mai o szczegóły – byłam pewna, że
tego nie zrobię, ta dziewczyna nie zachęcała do wdawania się z nią w pogawędki – ale w bardzo ogólnym sensie
dziewczyna potrafi przepowiadać przyszłe wydarzenia dzięki snom.
- To… całkiem przydatne.
Byłam ciekawa, czy zobaczyła we śnie moje przybycie. Sądząc
jednak po jej zachowaniu, tak się chyba nie stało.
- Czy ona potrafi to kontrolować? To znaczy, czy może życzyć
sobie coś zobaczyć we śnie?
Mistrz pokręcił głową.
- Do tej pory jej się nie udało, choć oczywiście próbowała.
To się dzieje niezależnie od jej woli, ale ten dar jeszcze nigdy jej nie
zawiódł.
Wsunęłam cukierka do ust, zastanawiając się jednocześnie nad
tym, czy Mai tak samo określiłaby swój dar. Niezawodny. Chyba wolałaby, by w
jej snach pojawiało się ostrzeżenie za każdym razem, gdy jakaś nowa dziewczyna
ma się zbliżyć do ,,jej Mistrza Jue”. Aż dziwne, że zazdrość, która potrafiła
ją opętać do tego stopnia, że się zapominała i przekraczała granice dobrego
wychowania, nie potrafiła sprawić, by podporządkowała sobie własną moc i mogła
wykorzystywać ją we własnych celach.
To musiał być kolejny powód, dlaczego chodziła taka
wściekła.
- Ach, ale mówiłem o tym, że mógłbym ci pomóc odnaleźć twoje
korzenie. Jestem bowiem pewien, że nazwisko ,,Stovenhauer” znajduje się w
dokumentach dostępnych w Gildii. Niekoniecznie musi sugerować silną linię
magiczną, ale nawet w słabiej uzdolnionej rodzinie może się narodzić ktoś
posiadający większą moc… Ale nam chodzi o odnalezienie twoich korzeni, więc nie
będziemy się zastanawiać, czy sprawdzi się to w twoim przypadku.
Długo ssałam cukierka, zastanawiając się, jakimi słowami
wyrazić to, co czułam w tym momencie. Euforię? Zdumienie? Zaskoczenie? Cóż, z
pewnością nie był to zawód i smutek. Czułam, jakby otwierały się przede mną jakieś
wielkie, tajemnicze drzwi, za którymi znajdowało się światło. Mnóstwo światła.
Miałam wrażenie, że jeśli te drzwi całkowicie się przede mną otworzą, zobaczę
kogoś, kto na mnie czekał po drugiej stronie. Od bardzo dawna. Aż się
zdziwiłam, zastanawiając się, dlaczego wcześniej nie słyszałam tego wołania.
Tego napięcia.
Ale może to było tylko złudzenie. Może cieszyłam się po
prostu, że odnajdę… siebie. Że uwolnię się w końcu od przekonania, że jestem
jedynie służącą. Przecież wmawiano mi to od dziecka. Nie miałam odwagi myśleć,
że mogłabym kiedykolwiek być kimś innym. Kimś, kto nie musiał słuchać rozkazów
surowej madame i biegać ze ścierką i ciężkim wiadrem po zamkowych piętrach,
dbając o to, by żaden pyłek kurzu nie został pominięty.
- Sprawdzę to po powrocie do Gildii, dobrze? – oświadczył
Mistrz, posyłając mi uśmiech, w którym kryło się tyle dobroci i chęci pomocy,
że musiałam mocno zacisnąć zęby, by się nie rozpłakać na środku ulicy.
Zastanawiałam się, co zrobiłam takiego dobrego, że mogłam teraz stać w tym
miejscu, u boku tak wspaniałego, ślicznego jak obrazek Mistrza, i mieć nadzieję
na to, że już nigdy nie stanę się niewidoczna dla otoczenia. – Chodź,
wybierzesz sobie coś ładnego!
Posłusznie, bez słowa, podreptałam za Mistrzem do sklepu,
który wybrał. Torebkę z cukierkami, której zawartość bardzo widocznie się
zmniejszyła, schowałam do ukrytej bardzo sprytnie kieszonki w materiale
sukienki. Sama ją zresztą przyszyłam, podpatrując pomysł innej służącej. Nie
mieściło się w niej wiele, ale cukierki z łatwością znalazły w niej swoje
miejsce.
Sklep wyglądał bardzo znajomo. Przynajmniej dla mnie.
Zarówno bowiem rozmiarami, jak i wyposażeniem, przypominał garderobę
księżniczki Izabeli. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Wcale nie dlatego, że uczucie
mi się spodobało, raczej z jego absurdalności. Byłam ciekawa, czy wszystko
będzie mi się zawsze kojarzyć z zamkiem.
- Lan, możesz podejść?
Podeszłam. Mistrz stał przy wieszakach z sukienkami,
wyglądając na dość zagubionego.
- Zupełnie się nie znam na tych tutaj, więc wybór
pozostawiam tobie. Wiem jednak, co mogę dla ciebie wybrać, więc zaraz się tym
zajmę. Ty tymczasem nie ruszaj się z tego sklepu, żebym mógł cię potem znaleźć.
- Dobrze.
Mistrz szybkim krokiem wyszedł, zostawiając mnie sam na sam
z wyraźnie znudzonym sprzedawcą czytającym gazetę oraz kręcącą się w głębi
sklepu młodą dziewczyną zajętą składaniem ubrań wyłożonych w koszykach. Zanim
zabrałam się do przeglądania rzeczy, do sklepu weszły jeszcze dwie dziewczyny,
rozmawiające na tyle głośno, że mogłam je słyszeć. Nie rozmawiały o niczym
ważnym, więc starałam się ich nie słuchać. Nagle jednak zrozumiałam, że jakimś
sposobem ich uwaga zwróciła się na mnie.
- Jak niestylowa sukienka!
- Wygląda jak jakaś służąca. Że też nie wstydzi się
wychodzić na ulicę w tym kawałku szmaty.
Czułam, że czerwienieją mi czubki uszu. Że też nie miały
lepszych tematów niż obgadywanie osoby, która stała tuż przed nimi!
- Cii, może to żebraczka? I pomyśleć, że ktoś taki dotyka
wszystkiego w tym sklepie.
- Cholera, może tych rzeczy też dotykała swoimi brudnymi
rękami?
- Aż strach myśleć, od czego się roi na tych ulicach.
Łzy wściekłości zakręciły się w moich oczach. Jak one
śmiały! Nie miały żadnych podstaw ku temu, by mnie tak obrażać! I jak śmiały z
takim wstrętem w głosie mówić o żebraczkach?! Te dziewczyny, które często
przychodziły do zamku, bez jakichkolwiek pieniędzy i godności w oczach, nie
były przecież winne temu, że skończyły w taki sposób. A według przepisów miasta
Jaew, mieszkańcy, którym lepiej się powodziło od innych, mieli obowiązek
wspomagać ludzi, którym wiodło się gorzej.
- Że też ktoś ją wpuścił!
Coś we mnie pękło. Nagle poczułam się tak, jakbym była w
stanie przenosić góry. Moje dłonie, policzki i pierś zrobiły się gorące.
Tajemniczy powiew powietrza uniósł niesforne kosmyki włosów nad moim czołem. Świat
przed moimi oczami zaczął pulsować dziwnym światłem. Mimo to, czułam, że jestem
dziwnie spokojna. Serce w mojej piersi biło leniwie.
Odwróciłam się. Powoli. Z rozmysłem.
- Jak się nie podoba, to możecie wyjść.
Znudzony chłopak najwyraźniej zrozumiał, że sytuacja, której
jest świadkiem, będzie znacznie ciekawsza od wydarzeń opisanych w gazecie.
Uniósł wzrok, wyraźnie zafascynowany.
- No proszę, jaki ma tupet.
- I po co mielisz tym ozorem? – wypowiedziały moje usta.
Czułam, że nad nimi nie panuję, ale… to nie było niemiłe uczucie. – Jeśli jest
tak bezużyteczny, że używasz go jedynie do plecenia bzdur na tematy, o których
nic nie wiesz, to chętnie ci go wyrwę i pozbawię kłopotu myślenia, do czego
innego można by go używać.
Jedna z dziewczyn nagle cofnęła się, szeroko otwierając
oczy. Poruszyła ustami niczym ryba wyciągnięta z wody i chwyciła koleżankę za
ramię.
- Ji, ona jest…
- Czekaj, czekaj. Okazuje się, że ta mała żebraczka potrafi
podskakiwać.
Gorąco rozlało się w okolicach mojego brzucha i podeszwach
stóp. Dziwne uczucie, ale… nie było nieprzyjemne.
A potem zauważyłam Retha, który stał obok mnie. Nie
potrafiłam stwierdzić, czy znajdował się tam wcześniej, czy pojawił się w tym
akurat momencie, ale jego obecność nagle stała się dla mnie zauważalna. Co
jeszcze dziwniejsze, czułam, że na coś czeka. Wyglądał trochę tak, jakby
szykował się do skoku. Czerwone oczy z uwagą wpatrywały się w dziewczynę, która
tak mnie zdenerwowała.
~ Mam ją zniszczyć,
mała Lan?
Niemal podskoczyłam, słysząc jego głos. Ponownie w mojej
głowie.
~ Potrafisz zabić
człowieka, Reth?
Znowu ten głos. Zdecydowanie kobiecy, łagodny, ale tym razem
pojawiła się w nim dziwna, niepojąca nuta.
~ Jeśli dostanę
rozkaz, zrobię to.
Czułam, że właścicielka głosu jest zaskoczona odpowiedzią.
Milczała. Reth czekał na mój rozkaz.
Zakręciło mi się w głowie, a uczucie gorąca powoli zaczęło
mnie opuszczać.
- Ta mała chyba straciła…
- Ji, ona jest Łowcą! – krzyknęła jej koleżanka, wbijając
paznokcie w jej ramię. – Jeśli się nie ruszysz…
Zauważyłam, że na usta Retha wypływa łobuzerski uśmiech, po
czym anioł… skoczył. Teraz byłam pewna, że wszyscy obecni w sklepie są w stanie
go zobaczyć. Nie jego postać, ale obecność. Widziałam, jak czerwona łuna
skrzydeł sięgających sufitu i zarys ludzkiej sylwetki zawisa nad dziewczynami,
których twarze zastygły w wyrazie przerażenia.
~ Z chęcią zjadłbym
wasze dusze. Nie chciałbym im jednak oszczędzić przyjemności przysmażenia się
jeszcze w piekiełku. Już teraz jednak wyglądają smakowicie…
- Reth!
Głos Mistrza Jue był niczym smagnięcie biczem. Podziałał
także na Retha, który natychmiast rozpłynął się w powietrzu niczym mgła,
śmiejąc się jeszcze wesoło.
- Co tu się wyprawia? Lan, ty wezwałaś Retha?
Nadal zszokowana, potrząsnęłam głową. Jakim cudem miałabym
to zrobić? Sama chciałabym wiedzieć, co się właściwie stało kilka chwil temu.
Dziewczyny wybiegły ze sklepu w panice, nie oglądając się za
siebie. Mistrz także nie poświęcił im większej uwagi, po prostu usuwając się z
przejścia. Kiedy drzwi się zatrzasnęły, i w sklepie znowu zrobiło się cicho,
Jue skinął na chłopaka za ladą.
- Raportuj.
Młody chłopak posłusznie, choć drżącym głosem, zrelacjonował
scenę, której był świadkiem. Ja starałam się wyglądać na zainteresowaną wyborem
sukienki. Ku mojemu zdziwieniu, znalazłam aż trzy, które wpadły mi w oko. Czmychnęłam
z nimi czym prędzej do przymierzalni. Z jakiegoś powodu bałam się pytań, które
Mistrz mógł mi zadać. Może wstydziłam się tego, że tak mnie zirytowały
komentarze tych głupich dziewczyn? Patrząc bowiem na całą tę sytuację z
perspektywy czasu, ich komentarze były po prostu głupie i każdy mądry człowiek
po prostu wzruszyłby na nie ramionami.
Odpowiedziałam głupotą na głupotę. Niestety.
Mistrz czekał na mnie, gdy wyszłam z przymierzalni. Z wielką
torbą w ramionach.
- Chcesz jeszcze te? – zapytał, wskazując ruchem głowy na
trzymane przeze mnie rzeczy. Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć, gdy polecił
sprzedawcy odebrać mi je i zapakować. Tajemnicza torba wzbogaciła się o trzy
sukienki, których cena zawróciła mi w głowie i jeszcze chwilę temu miałam
zamiar je odłożyć.
Kiedy opuściliśmy sklep, Mistrz uśmiechał się szeroko, z
wyraźnym zadowoleniem.
- Wyposażyliśmy cię na pewien czas. Książki zostaną nam
dostarczone do Gildii, więc nie musimy ich nosić w tym momencie. Jeśli jeszcze
czegoś potrzebujesz, powiedz.
Owszem, potrzebowałam, nie wiedziałam tylko, jakimi słowami
to wyrazić. Przypomniałam sobie jednak, że Mistrz otrzymał wszystkie informacje
na mój temat od doktor Karin. Tylko czy je czytał? I czy oboje byśmy spalili
się ze wstydu, gdybym poprosiła, żebyśmy dokonali drobnego zakupu w aptece?
Spróbowałam. Stwierdziłam, że nie przekonam się o niczym,
jeśli będę milczeć.
- Mistrzu, potrzebuję pewnych rzeczy… z apteki.
W złotych tęczówkach najpierw pojawiło się zdziwienie,
szybko jednak zastąpione przez zrozumienie. Odetchnęłam.
- Oczywiście. Żeby oszczędzić nam obojgu zażenowania, tym
zakupem powinnaś zająć się sama. Trzymaj – wsunął mi do ręki kilka ciężkich,
błyszczących na żółto i brązowo monet. – Poczekam na ciebie. Tylko proszę cię,
tym razem nie rozrabiaj.
Skinęłam głową, po czym szybko wspięłam się po kilku
schodkach do środka małej, pachnącej ziołami apteki. Zdziwiło mnie to, gdyż
sądziłam, że tylko w sklepach zielarskich, z których korzystały czarownice i
alchemicy, może unosić się taki zapach. Nie zastanawiając się jednak długo nad
tym zjawiskiem, podeszłam do lady i zakupiłam cztery niebieskie paczuszki,
które sprzedawczyni przezornie zapakowała w szarą torbę. Jej wzrok mówił mi, że
z takimi rzeczami lepiej nie obnosić się po mieście, podziękowałam więc szybko,
zapłaciłam i wróciłam do Mistrza.
Co dziwne, zauważyłam, że dołączyła do niego Mai. Skąd się
wzięła? Byłam przecież pewna, że zostawiliśmy ją w Gildii, daleko za sobą.
Kiedy na mnie spojrzała tymi swoimi fiołkowymi oczami,
zrozumiałam, że wredny charakter znowu z niej wychodzi. Zaklęłam w duchu.
- Musimy cię przeprosić, Lan, ale dostaliśmy pilne
zgłoszenie. Mistrz Jue nie może tracić na ciebie więcej czasu.
Przypuszczałam, że powie coś w tym stylu. Nawet się nie
zdziwiłam.
- Ale nie martw się, ktoś cię odwiezie do Gildii. Nie
moglibyśmy pozwolić, byś sama błądziła po ulicach, prawda, Jue?
- Nie chodzi o błądzenie, ale jej bezpieczeństwo. Poradzisz
sobie dalej, Lan?
- Oczywiście.
- Chodź za mną.
Mistrz wszedł w wąską uliczkę, więc nasza trójka musiała
posuwać się pojedynczo, jeden z drugim. Nieszczęśliwy przypadek sprawił, że Mai
znalazła się za mną. I że usłyszałam jej cichy śmiech. Aż włoski zjeżyły mi się
na karku.
- Każdą z nas tak traktował. Nie myśl sobie, że jesteś
wyjątkowa.
Powiedziała to tak cicho, że byłam pewna, iż nie dotarło to
do uszu kroczącego przede mną Mistrza. Poczułam jednak, że ponownie oblewa mnie
uczucie gorąca. Przekręciłam głowę.
- A co, może ty jesteś kimś specjalnym, bezpłodna żmijo?
Twój jadowity, rozdwojony język rzeczywiście może…
Zakryłam usta dłonią, zanim powiedziały coś więcej.
Rozszerzonymi ze strachu oczami wpatrywałam się w zaskoczoną Mai, czując
jednocześnie, że Mistrz się we mnie wpatruje.
- Lan…?
Czułam, że się odwracam, choć nie z własnej woli.
- Mistrzu Jue, zaufałam ci i pozwoliłam, by ten twój
rozpuszczony bachor, Reth, poprowadził przez pewien czas moją dziewczynkę. Ale
znosić komentarzy tej dwulicowej suki nie będę! I ta jej Pandora? Zjem ją sobie
na obiad, jeśli się nie przymknie!
- Ha, nareszcie wyszłaś, Peir. I jak zwykle robisz użytek ze
swojego ciętego języczka.
Głos dochodził z góry, więc skierowałam tam wzrok. To
oczywiście był Reth, poznałam po głosie. Siedział na krawędzi dachu, wpatrując
się we mnie wesoło. Jego włosy w świetle słońca wydawały się jeszcze bardziej
czerwone niż zwykle, a za jego plecami zauważyłam drżące widmo rozpiętych
skrzydeł.
- O, tutaj jesteś.
Czułam, że osoba, która przemawiała moimi ustami, czuje się
w tym momencie całkiem szczęśliwa.
Czerwone oczy Retha skupiły się teraz na Mai, która chyba odzyskiwała
siły na kontratak słowny.
- Będziesz sprawiać kłopoty? – zapytał obojętnym tonem głosu,
lekko znużonym, jakby czuł, że wypowiedzenie tych słów i tak nie przyniesie żadnego
efektu. – Peir ma rację co do strażniczki twojej mocy. Zarówno dla niej, jak i dla
mnie może stać się jedynie dość średnim posiłkiem. Radzę ci się nie wtrącać, dziewczyno.
I tak dość już namieszałaś. Twoja wścibskość zaczyna być irytująca.
Czułam, że gorąco mnie opuszcza. Odzyskiwałam władzę nad własnym
ciałem.
Słyszałam także, że Mai chyba zaraz zacznie hiperwentylować.
- Jue!
Dopiero teraz, gdy Mai drżącym głosem wypowiedziała jego imię,
najwyraźniej szukając u niego jakiejś pomocy, spojrzałam na Mistrza. Ku mojemu zdumieniu,
wyglądał tak, jakby z całej siły powstrzymywał uśmiech. Natychmiast jednak spoważniał,
gdy obie na niego spojrzałyśmy. Odchrząknął.
- Jeśli skończyłyście się obrzucać wyzwiskami, może w końcu ruszymy?
Na mnie czeka misja, więc wolałbym się pospieszyć.
Mai prychnęła, po czym ze złością mnie minęła.
- Na mnie również – mruknęła, wychodząc na prowadzenie.
Ucieszyłam się, gdy w końcu ruszyliśmy. Czekałam tylko na moment,
kiedy nie będę musiała oglądać kapitan Mai, nawet, jeśli tym samym zostanę pozbawiona
obecności Mistrza Jue.
To był dopiero drugi dzień, a sytuacja już stawała się nie do
zniesienia.
Faceci i ich zabawki.... :] Jue pewnie zapomniał o całym świecie, gdy tylko przekroczył próg sklepu. lan mogłaby tam zamienić się w zakurzonego kościotrupa, a Jue i tak nie zauwazylby upływu czasu ;p
OdpowiedzUsuńOkej... odnoszę wrażenie, że powinnam kojarzyć goscia z kawiarni,.... Kim on jest? Zero? Zero chyba był blady...Hall? Ale on też jakiś taki.. blady był:D Okej, kto widzi demony? Łowca mógł zobaczyć demona? Jeśli tak, dlaczego demon się temu dziwił?O_o a może Lan ma rzadką umiejetnosc widzenia demonow, które nie chcą się pokazać? O_o a może tylko wlasciciele mogawidziec demony? nic juz nie wiem ;O
hm... chyba trudno utrzymać linię Mai.... skoro prawie (tak zakladam) kazda kobieta jest bezplodna :o heh niezly komentarzLan dotyczacy śnienia mai. sarkastyczny hehe ;]
No! w koncu dowiemy sie kim byl;i rodzice Lan ;-) Z jakiego rodu pochodzi, jaka moca potencjalnie dysponuje... ;-) Czy to też będzie moc snienia jak Mai? tak, jak było w poprzedniej wersji, czy jakas inna?;)
ooooooooooo! Jue zostawił jej Retha?! O_o że też te kobiety nie mogą go zobaczyć! pewnie padłyby na zawał! HA! RETH RZADZI! (reth spycha Jue na 2 miejsce na mojej liscie idoli) Peth (tak sie nazywała) jest chyba zbyt łagodna, by żądać od Lan najwyższej ceny (mozliwosc urodzenia dziecka).
LOL.... "raportuj" do sprzedawcy w sklepie z ciuchami?O_O niezle i jeszcze on wszystko opowiedział O_O moze tez jest lowca?;O
HA! hahaha! a jednak wykazał sie wrazliwoscia :D i puścił Lan sama do apteki :Da to dziwne, myslalam, że kobiety z gildii sa zaopatrywane w te rzeczy... automatycznie w gildii :D ze jakims magicznym sposobem, znajduja sie one w ich szafkach..:D eee.... zmieniłam zdanie. Peir wcale nie jest spokojna... ;O Coooo? a Jue dlaczego sie usmiechał do diabla? Co sie dzieje?! O_O zrozumialam tylko,że Peir jest potezna, podobnie jak Reth... Możliwe,że Jue ma już 100% pewność,że Lan zda test, ze bedzie potezna, ale czy to dlatego sie usmiechał?moze rozbawila go sytuacja? co sie dzieje?O_O
Liściak
No ba, że zapomniał :D Nie zmieniało to faktu, że miał tam sprawę do załatwienia - i to niecierpiącą zwłoki, jako że chodziło o broń, którą się zazwyczaj posługuje w walce. Bo, chociaż magiczna, nadal się psuje. Zwłaszcza, że "obsługuje" Retha, który nigdy się nie hamuje na polu walki :D
UsuńGość z kawiarni to Zero. Nie jest już biały jak kreda - pomyślałam, że skoro jest chłopcem na posyłki Nataszy, jego skóra siłą woli musi brązowieć na słońcu. Nie powinien wyglądać tak, jakby dopiero co wyciągnięto go z piwnicy ;p Oczywiście zdziwił się, bo Lan nie miała prawa go w tym momencie zobaczyć: może widzieć w określonych momentach Retha i Peir, gdyż ta dwójka potrafi na siebie oddziaływać w momentach, gdy znajdują się blisko siebie. Zero to zupełnie inna bajka i nie ma nic wspólnego ani z Lan, ani Peir. To był jednak znak, że moc Lan powoli się budzi ;-)
Oczywiście, że trudno utrzymać. Do tej pory jednak się udawało, choć zdolność Śnienia z pokolenia na pokolenie przekazywali mężczyźni. Wybierano dla nich odpowiednio słabsze magicznie kobiety, będące w stanie urodzić przynajmniej jedno dziecko. Ucieszono się, gdy na świat przyszła Mai - wiązano z nią wielkie nadzieje, które jednak szybko legły w gruzach ;p
Jue nie zostawił Retha, aniołek sam przyszedł sprawdzić, co z Lan. I wybrał doskonały moment, by to zrobić :D Bo Reth może chodzić, gdzie mu się podoba, gdy Jue go nie wzywa do walki lub nie wyda jasnego polecenia, czym ma się zająć. Ale nie martw się - nieważne, jak daleko od swojego Mistrza by się nie znalazł, potrzebowałby najwyżej sekundy na to, by do niego wrócić ^.^
Nie, sprzedawca Łowcą nie jest, ale każdy mieszkaniec ma obowiązek zdawania raportu z sytuacji, której był świadkiem, jeśli Łowca każe mu to zrobić.
No cóż, Lan jeszcze nie wie o tym, że może uzyskać takie rzeczy od pani doktor w Gildii - tej, która ją badała :D Ale dowie się i tego, więc nie będzie musiała martwić się o kupowanie takich rzeczy :D I od razu mówię: nie, Jue nie ma pojęcia o tym, skąd można takie paczuszki w Gildii uzyskać XD
No i jak to: dlaczego się uśmiechał? Ta pyskówka była bardzo... interesująca :D Brakowało tylko kisielu ;p
Jak to Reth się nie hamuje, jak hamuje....! Gdyby się nei hamował, z Pandory zostałaby średnio smaczna skwarka ;P uwielbiam ten tekst! ;P
OdpowiedzUsuńReth ma chyba słabość do Lan ;P skoro nawet obiecał jej, że będzie delikatny, gdyby miała ochotę na Jue ;P hm... swojhą drogą,. czy jeśli Lan będzie miała intymny strosunek z Jue, to czy Peir będzie miała takowy stosunek z Rethem...?;o
Miałam nadzieję na budyń, ale kisielem też bym nie pogardziła;P No nic, obeszło się bez tych... roztworów;P
/Liściak
Oczywiście, że ma do niej słabość, w końcu sam ją odnalazł :D No dobrze, przyznaję ci rację w tym hamowaniu się - ale nie na polu bitwy. Tam nie ma czasu na żadne hamowanie się :D
OdpowiedzUsuńMożna tak powiedzieć - ich istoty się ze sobą połączą, przenikając się nawzajem :D W czym większej harmonii będą ze sobą Łowcy (tu hipotetycznie Lan i Jue), tym łatwiejsze będzie to zjednoczenie i żaden z nich nie odrzuci drugiego. Bywa bowiem i tak, że podczas takiego zjednoczenia silniejsza strona może całkowicie wchłonąć słabszą - i wtedy jest problem ;p Łowcy próbują tego z oczywistych powodów uniknąć. Dzieje się tak dlatego, że strażnicy są nieodłączną częścią Łowcy i na równi z nim przeżywają wszystkie zdarzenia, ale z drugiej strony ich duchowa istota sprawia, że do pewnych spraw muszą podchodzić ostrożniej niż ludzie :D
A mi trochę smutno, że kisielu nie było, dziewczynki lepiej by wypadły :D
jak będziesz chciała sie pozbyć Vanni i Mai to wiesz... upij jue, niech zrobia z nim male co nie co, a Reth niech zajmie sie reszta :D niah niah niah
OdpowiedzUsuńTy i te Twoje zUe plany ;o Jesteś gorsza niż występująca (za niedługo) w tym opowiadaniu wiedźma :D
UsuńNo co? ;> nie poiesz mi, że moje plany Cię nie śmieszą i nie stymulują :D
OdpowiedzUsuńZawsze, Liściaku, zawsze :)
Usuń