- Bariera magii wiatru: zatrzymanie fali!
- Furia żywiołu ziemi: szarża!
Siedząc w wiatrowcu wiszącym kilkanaście metrów nad ziemią,
najwyraźniej zachowującym bezpieczny dystans od wydarzeń rozgrywających się pod
nami, obserwowałam – jak się dowiedziałam od pilota latającego urządzenia,
który zabrał mnie z miasta – walkę treningową podczas lekcji praktycznej magii.
Ta sytuacja niekoniecznie mi się podobała, jako że szybko dał o sobie znać mój
lęk wysokości, a wraz z nim – zawroty głowy i lekkie kłopoty w oddychaniu.
Nagły błysk i huk zdezorientowały mnie jednak na tyle, że na dłuższą chwilę
zapomniałam o tej słabości i wychyliłam się przez krawędź, by przyglądać się
walce treningowej.
- Uderzenie magii wiatru: przeszywająca strzała!
- Bariera żywiołu ziemi: kamienna ściana!
Użytkownik ziemi w mniej niż sekundę wzniósł przed sobą
wysoką barierę, która ledwo wytrzymała silny, gwałtowny atak skoncentrowanej
magii wiatru w postaci świetlistego pocisku. Kiedy właściciel bariery opuszczał ręce, zauważyłam,
że ramiona lekko mu drżały.
Po tej demonstracji mogliśmy lądować. Zacisnęłam powieki,
gdy młody pilot gwałtownie obniżył wysokość wznoszenia się maszyny i pod
niebezpiecznym kątem zaczął się zniżać. Wszystko jednak skończyło się dobrze,
wiatrowiec cichym, eleganckim ruchem przepłynął przez trawnik i zatrzymał się
przy wijących się ku wejściu schodach.
- Odprowadzić cię? – zapytał chłopak, poprawiając szerokie,
ciemne gogle zasłaniające jego oczy.
- Nie trzeba.
- Jak chcesz.
Wysiadłam, po czym odprowadziłam wzrokiem maszynę, którą
młody pilot pokierował w nieznane mi strony. W każdym razie szybko zniknął z pola
mojego widzenia, zostawiając mnie sam na sam ze sporych rozmiarów torbą, dość
ciężką, jak na mój gust. Mistrz Jue kazał mi przejrzeć jej zawartość, gdy wrócę
do pokoju, ale stwierdziłam, że wcale mi się nie spieszy. Bardziej od
zawartości torby interesowała mnie lekcja magii odbywająca się przed Gildią.
Mimo wszystko, coś musiałam zrobić z rzeczami, które trzymałam, a mój pokój
wydał mi się najbezpieczniejszym miejscem. Z westchnieniem rezygnacji wspięłam
się więc po schodkach, pchnęłam drzwi i podeszłam do ruchomej platformy.
Uwalniając jedną rękę, wcisnęłam odpowiedni guziczek na konsoli i uchwyciłam
się barierki, gdy poczułam, że urządzenie rusza.
Gdy otworzyłam drzwi pokoju, niespodziewanie zostałam
powitana przez ojca Mistrza Jue, który podniósł się na mój widok i szybko
odebrał z moich ramion torbę.
- A gdzie mój syn?
- Wyruszył na misję… tak sądzę. Niestety nie znam
szczegółów.
Mistrz Aol wyglądał na zaskoczonego.
- Jaką misję? Arcymistrz nie przydzielał mu dzisiaj żadnych
zadań, wiedząc, że jest z tobą w mieście.
Ściągnęłam brwi. Ogarnęło mnie złe przeczucie. Czyżby to
była sprawka Mai?
- Spotkaliśmy kapitan Mai Noland, która powiedziała…
- Ach, Mai? Ciekawe, gdzie ta misja się odbywa. W lupanarze?
Spojrzałam na Mistrza pytająco. Nie zrozumiałam, o co mu
chodzi, ale wyraz twarzy mężczyzny wskazywał, że nie zamierza mi niczego
wyjaśniać. Nie brzmiało to jednak poważnie, więc uznałam, że sobie żartował.
- Jue zostawił cię samą sobie?
Kiwnęłam głową.
- Porozmawiam sobie z nim później. Kiedy wróci z tej… misji.
Ciekawe, ile czasu zajmie mu zorientowanie się w oszustwie tej przebiegłej
kapitan.
Przekrzywiłam głowę, zastanawiając się, na ile Mistrz Aol
zna Mai. Oczywiście nie oczekiwałam, że usiądzie ze mną przy kawie i ciastach,
po czym zacznie plotkować na jej temat, ale… Ona tak wiele wiedziała na mój
temat i tak wielu informacji mogła użyć przeciwko mnie, podczas gdy ja byłam
niemal całkiem bezbronna wobec niej!
Odchrząknęłam.
- Czy Mistrz… jej nie lubi?
Mężczyzna spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Z tego pytania wnioskuję, że Jue jeszcze cię nie ostrzegł.
Droga Lan, chyba nie ma w całej Gildii osoby, która mogłaby szczerze
powiedzieć, że lubi tę dziewczynę. Zdarza się, że nie okazuje szacunku samemu
Arcymistrzowi, nie mówiąc już o nas, Mistrzach. Wszyscy wiedzą, że czuje się
ważniejsza, niż jest w rzeczywistości. Jej zdolności nadal są jednak przydatne,
więc trzymamy ją w Gildii. Chociaż, gdyby nie Jue i jego wpływ na tę
dziewczynę… Cóż. Z całą pewnością niezłe z niej ziółko. Pewnie zdążyła cię już obrazić,
czyż nie?
Skinęłam głową.
- I to niejeden raz…
Mistrz roześmiał się.
- A to dopiero twój drugi dzień! Przez tę dziewczynę pewnie
poczułaś się gorzej, niż powinnaś. Chodź, poprawię ci humor.
- Gdzie Mistrz mnie zabiera?
Mężczyzna odwrócił się z cwanym uśmiechem.
- Do świętego miejsca w Gildii, czyli… do kuchni.
Mistrz był bardzo pewny siebie, gdy oświadczał, że
przekradnie się ze mną do kuchni i pokaże ,,gotowanie nie z tej ziemi”, jak się
wyraził. Nie przekonałam się jednak na własne oczy, co miałoby to oznaczać,
gdyż drogę zagrodziła Mistrzowi słusznej postury kucharka, która udaremniła
jego plan szturmu na jej świątynię. Na pocieszenie otrzymaliśmy gorące
zapiekanki z szynką i ciągnącym się serem. Jedyne, co byłam w stanie zobaczyć
podczas tej eskapady, a co tyczyło się kuchni, były kłęby pary unoszące się
ponad okazałymi ramionami kucharki.
Zapiekanki zjedliśmy z apetytem w przytulnej jadalni, gdzie
w tym momencie posilało się około dwudziestu osób. Mistrz, widząc zapewne, jak
się ukradkiem rozglądam, powiedział:
- Jadalnia znajduje się na trzech poziomach. Ten tutaj jest
najwygodniejszy w użyciu, gdyż znajduje się najbliżej kuchni. Niestety, gdyby zaszła
taka potrzeba, nie pomieściłaby nawet połowy mieszkańców Gildii, tak więc
postanowiono przeznaczyć na całość aż trzy poziomy. Godziny posiłków także nie
są wyznaczone dokładnie, by uniknąć przepychu. Między godziną trzynastą a
szesnastą możesz tutaj przyjść, licząc na ciepły posiłek. Od godziny
osiemnastej zaczyna się kolacja. A jeśli chodzi o śniadanie, które nie jest
przygotowywane na gorąco, można o nie poprosić do południa.
Spojrzałam na pusty talerz po zapiekance.
- Więc to był nasz obiad?
- W pewnym sensie. Nadal jesteś głodna?
- Nie, po prostu… nawet o tym nie pomyślałam. Teraz już będę
wiedziała, co i jak. Dziękuję, Mistrzu. A tak właściwie, które to piętro?
Mistrz roześmiał się i stwierdził, że coraz bardziej mu się
podobam. Będąc w dobrym humorze, zatrzepotałam żartobliwie rzęsami i odparłam,
by mnie nie zwodził słodkimi słówkami, gdyż z pewnością jest to karalne. Mój
komentarz wywołał jeszcze weselszą i w dodatku zaraźliwą falę śmiechu.
Mistrz Aol również mi się podobał. Oczywiście nie jako
mężczyzna, ale był taki sympatyczny, że chyba trudno go było nie lubić. Przyszła mi jednak na myśl osoba, która z pewnością nie darzyła go
sympatią, chociaż… W końcu był ojcem Jue, nawet dla Mai ten fakt musiał coś
znaczyć. Pomyślałam, że gdyby kapitan Noland była osobą inteligentną,
przeciągnęłaby ojca ukochanego na swoją stronę. Mając jego wsparcie, pewnie
mogłaby wywierać większy nacisk na Jue. Dla Mai jednakże było za późno na tego
typu manewry – Mistrz Aol poznał jej charakter i wyraźnie nie darzył jej
szacunkiem. Wątpiłam, by chciał oddać jedynego syna w jej ręce.
A przynajmniej sądziłam, że Jue jest jedyny.
- Deser gotowy! – oznajmiła dziewczyna, która pojawiła się
przy kontuarze, gdzie wydawano posiłki. – Proszę podchodzić, jeśli ktoś jest
chętny.
W krótkim czasie na stoliku przede mną stanął pucharek z
waniliowymi lodami, udekorowanymi sosem miętowym i kawałkami zielonej
galaretki. Sos był, ku mojemu zdumieniu, bardzo ciepły. I bardzo smaczny.
Stwierdzenie, że się najadłam, nie oddawało w pełni mojego
samopoczucia po wepchnięciu w siebie ostatniej kosteczki galaretki.
- Masz ochotę się przejść? Na zewnątrz trwają zajęcia z
magii aktywnej. Mógłbym przedstawić cię Mistrzowi Selifowi.
- Tak, tak, oczywiście!
Mój entuzjazm go rozbawił. Najwyraźniej posiadałam zdolność
wprawiania go w dobry humor, choć wyglądało na to, że niewiele potrzeba, by wywołać
uśmiech na twarzy Mistrza Aola. Podobało mi się to. Może dlatego, że był drugą,
zaraz po Jue, sympatyczną osobą, którą poznałam po przybyciu do Gildii. Nie
licząc Arcymistrza oczywiście, ale jego twarz już rozmywała się w mojej
pamięci.
Odnieśliśmy puste pucharki i talerze do odpowiedniego
okienka, po czym skierowaliśmy kroki w kierunku ruchomej platformy. Mistrz
wyjaśnił mi, że nazywają to urządzenie windą, po czym oboje zjechaliśmy na
najniższy poziom.
- Czy zajęcia jeszcze się nie skończyły? – wyraziłam
wątpliwość, próbując w myślach obliczyć, ile czasu mogłam spędzić z Mistrzem
Aolem, zajadając się zapiekanką i lodami. Wyszło na to, że sporo.
- Na pewno nie. Zajęcia z magii mogą czasem trwać nawet cały
dzień, zależy od zainteresowania. Z oczywistych powodów zainteresowanie zawsze
jest duże.
Zeszliśmy po schodkach i skierowaliśmy się w stronę, z
której dobiegały krzyki i odgłosy wybuchów. Nagle rozległy się głośne oklaski.
- Oczywistych powodów?
Ominęliśmy ciągnący się na kilkadziesiąt metrów wysoki
korzeń, po czym wyszliśmy na przestrzeń, gdzie byli zgromadzeni uczniowie. Ci,
którzy tylko się przyglądali walczącym, przesiadywali w dość luźnej kupce
pomiędzy dwoma rozgałęzieniami korzenia.
- Chociaż Gildia oferuje wykształcenie w kilku innych kierunkach,
na przykład alchemii czy mechanice, większość kandydatów wybiera magię,
przynajmniej na początek. Uważają tę dziedzinę za najbardziej przydatną i…
widowiskową oczywiście. A dla młodych chłopców nie ma nic lepszego od posłania
przeciwnika na łopatki w widowiskowy sposób.
Jakby na potwierdzenie jego słów niewysoki, szczupły
chłopak, po którym nikt by się nie spodziewał wielkiej siły, utworzył wokół
siebie ognistą aurę, po czym skierował ją w stronę przeciwnika, szybko
tworzącego obronę.
- Uderzenie ognia: młot!
- Obrona żywiołu wody: tarcza!
Zetknięcie dwóch zaklęć zakończyło się głośnym hukiem i
wniesieniem w powietrze kłębów pary wodnej.
- Czy to nie jest niebezpieczne? – zapytałam, szeroko
otwierając oczy ze zdumienia.
- Oboje są chronieni odpowiednimi tarczami.
- Aol, co cię tu sprowadza?
Ukłoniłam się starszemu mężczyźnie, który się do nas
zbliżył. Miał krótkie włosy w kolorze ciemnego blondu i szare oczy. Twarz gładką, bez
zarostu, opaloną. Bardzo przyjazną. Uścisnął Mistrzowi Aolowi dłoń, a potem
spojrzał na mnie pytająco.
- To Lan Stovenhauer, uczennica mojego syna.
- A! Więc to ona! Przyszłaś zobaczyć, jak wyglądają
pojedynki?
Skinęłam głową.
- Wyglądały… ciekawie.
- Oczywiście! Mam nadzieję, że niedługo do nas dołączysz i
wraz z innymi uczniami będziesz doskonalić swoje zdolności.
- Bardzo bym tego chciała.
Mężczyzna pokiwał głową, po czym nas przeprosił, gdyż musiał
wrócić do swoich obowiązków, czyli obserwowania tego, co się działo między jego
uczniami.
- To był Mistrz Selif. Kiedyś bardziej aktywnie uczestniczył
w polowaniach, ale podczas jednej z misji został zraniony w nogę i stracił
część swojej poprzedniej sprawności. Jest jednak doskonałym nauczycielem i doskonale o tym wie, wiec nie czuje się… bezużyteczny.
- Wyglądał na bardzo dumnego ze swojej pracy.
- Jak już mówiłem, on wie, ile jest wart.
Kolejna dwójka uczniów stanęła naprzeciwko siebie.
- Oni też są chronieni przez bariery? Nie wiedziałam, żeby…
- Nie nakłada się ich przed każdą walką. Uczniowie są
wyposażani w niezbędne talizmany i ograniczniki. Nic się nie bój, żaden z nich
nie zrobi nikomu krzywdy.
Pokiwałam głową, czując, że spociły mi się ręce. Musiałam
uwierzyć Mistrzowi na słowo, ale nadal czułam niepewność, gdy patrzałam na
cienkie, białe koszule okrywające ciała chłopców i cienki materiał czarnych
spodni. Gdy wytężyłam wzrok, zauważyłam złote ogniwa łańcuszków zawieszonych na szyi
każdego z nich, ale… czy były w stanie poradzić sobie z każdym atakiem?
Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić. Zapewne nigdy
się nie zdarzyło, by bariera zawiodła, a ja panikowałam, choć nie miałam ku
temu powodów.
- Przygotować się! Ori, ty będziesz atakował. Noa, ty
blokujesz. Na mój znak… zaczynajcie!
Chłopak odwrócony do mnie plecami wyciągnął przed siebie
dłonie.
- Odrzucająca osłona wiatru!
Wśród obserwatorów rozszedł się pomruk podziwu.
Chłopak naprzeciwko niego ułożył ramiona tak, jakby chciał
wypuścić strzałę z łuku. Na jego twarzy pojawił się wyraz skupienia.
- Furia żywiołu ziemi: przebicie!
Uformowana przez niego wiązka energii ze świstem poszybowała
w powietrze, jednak tor jej lotu był… dziwny. Najpierw okręciła się niczym
spirala, sypiąc wściekle zielonymi iskrami dookoła, po czym zygzakiem
skierowała się w miejsce, gdzie stałam wraz z Mistrzem Aolem. Głośny furkot
nadlatującego zaklęcia zjeżył mi włosy na karku, wiedziałam jednak, że jest za
późno na to, by się cofnąć.
Zobaczyłam, że Mistrz Aol wyciąga dłoń.
- Uzielu!
To się stało szybciej, niż trwa mrugnięcie powieki. Nad ręką
Mistrza pojawił się ciemny kształt, który zawył niczym pies, po czym otworzył
paszczę zaopatrzoną w groźne zęby i dosłownie połknął mknącą ku niemu magiczną
strzałę. W ciszy, która nagle zapadła, wszyscy spojrzeliśmy na unoszącą się
wokół dłoni i przedramienia Mistrza wielką paszczę, z całą pewnością psa.
- Dziękuję, Uzielu, jak zwykle wspaniale się spisałeś.
Magiczny pies wywiesił zadziwiająco różowy jęzor, liznął nim
Mistrza po twarzy, po czym zdezintegrował. Rozpłynął się, jakby go nigdy nie
było, pozostawiając nas wszystkich w stanie głębokiego szoku. A już najbardziej
zszokowany był chłopak, który wypuścił tę nieszczęsną strzałę. Po chwili
oszołomienia natychmiast podbiegł do Mistrza i przeprosił go za kłopot,
kłaniając się w pas.
Tak, jak się spodziewałam, Mistrz roześmiał się i poklepał
go po głowie.
- Nic się nie stało. Sytuacja została opanowana. Będzie z
ciebie wspaniały Łowca, chłopcze. Najlepsi zawsze mieli nieudane starty.
Chłopiec jeszcze raz przeprosił, po czym wrócił do swoich
kolegów, wyraźnie podniesiony na duchu.
- Chodź, chyba wystarczy nam wrażeń na dzisiaj. Teraz już ci
chyba nie wmówię, że oglądanie pojedynków jest bezpieczne, zwłaszcza, kiedy nie
chronią cię żadne bariery. Innymi słowy, jesteś odsłonięta jak na talerzu.
Dlatego zaklęcie skierowało się w twoją stronę. Bariery wokół innych osób je
odepchnęły, więc ty wydałaś się… łatwym celem.
Przełknęłam ślinę. Cieszyłam się w tym momencie, że nie
zdecydowałam się przyjść wcześniej, bez Mistrza Aola przy boku. Gdyby nie on…
- Wszystko w porządku? Dojdziesz do siebie?
- Tak, tylko… Zastanawiałam się właśnie, jaką głupotą bym
się wykazała, gdybym zdecydowała się przyjść na ćwiczenia bez Mistrza…
- Selif pewnie kazałby ci zawrócić – stwierdził Mistrz,
wzruszając ramionami. – Albo kazał trzymać blisko niego. Nic by ci się nie
stało. Ten incydent jednak uświadomił mi, że powinnaś wkrótce otrzymać pełne
wyposażenie magiczne, w tym talizmany ochronne. Jue miał złożyć zamówienie u
czarownic i zapewne to zrobił, ale wykonanie całego kompletu zabierze w najlepszym
przypadku dwa tygodnie czasu.
Mina mi zrzedła. Przez ponad dwa tygodnie miałam chodzić bez
obrony, wystawiona jak na talerzu, używając słów Mistrza? Ciarki mnie przeszły na
myśl, na co w tym czasie mogę być narażona. A nuż trafi we mnie jakieś zagubione
zaklęcie, rzucone przez nieudolnego maga?
- Do tej pory Jue powinien być twoją tarczą, ale ten chłopak…
Ech, zobaczymy. Może się w końcu nauczy, że Mai wpuszcza go w najzwyklejsze maliny.
Uśmiechnęłam się. Mistrz naprawdę jej nie lubił…
Ojciec Jue pożegnał się ze mną przy wejściu do Gildii, gdyż spotkał
kogoś znajomego. Ta osoba nie została mi przedstawiona, więc zrozumiałam, że jej
tożsamość nie jest moją sprawą. Dygnęłam, żegnając się, po czym wycofałam w kierunku
drzwi.
Pomyślałam, że w końcu rozpakuję tę wielką torbę, którą Mistrz
Jue kazał mi się zaopiekować.
I'll read it... when the 11year old terrorist go away..
OdpowiedzUsuńLiściak
U babci też cię dopadła? LOL Chyba nie ma miejsca, gdzie mogłabyś się przed nią schować
UsuńWIEM! nie dość,że dopadła, to jeszcze tutaj śpi...wczoraj wróciliśmy do domu z kuzynem po 22.00 liczac na to,żesobie pojdzie... ale nie! ona z tobołkiem siedziała u babci i czekała na nas. dzisiaj miala isc.... to nie.zostaje kolejna noc. nadzieja jest w jutrze, bo umowila sie z kolezankami na 14.00 i juz wraca... pa!;*
OdpowiedzUsuńOna mnie przeraża, szczerze mówiąc. Przypomina mi stalkera najgorszego rodzaju... ;X Gdybym miałam taką kuzynkę, chyba bym się z siekierą nie rozstawała :D
Usuńhahahahaha, dobre! ;] Nie no, ona nie jest taka zła... jest uczynna,pomocna, samotna (bo jedynaczka do tego najmlodsza), ale... miedzy nami jest onad dekada roznicy. jestesmy na roznych etapach zyciowych, a ona oczekuje, ze docenie to, iz zamiast czasu spedzonego z kolezankami, wybiera moje towarzystwo.... i mam byc wdzieczna ze chce sie ze mna bawic lalkami barbie......;x jej obsesja na moim punkcie mnie przeraza... ;-x juz odliczam minuty do jej wyjscia ;x
OdpowiedzUsuńNajmłodsza jedynaczka? Coś mi zgrzyta w tym stwierdzeniu ;p Rozumiem, że chodzi o ,,najmłodszą z nas" :D No tak, w końcu ty już przekroczyłaś granicę wieku, w którym można się bawić lalkami Barbie (ja nigdy nie miałam Barbie ;( I nie doceniasz żadnej głębi w tej zabawie (Freud by się kłócił i twierdził, że po prostu wypierasz swe pragnienie powrotu do dzieciństwa - w końcu każdy z nas chce znowu być dzieckiem ;p). Poza tym, pewnie jesteś dla niej zbyt miła, więc dziewczyna odnosi błędne wrażenie, iż lubisz ją bardziej niż w rzeczywistości. Ale wiem, że nie potrafisz być niemiła... co jest twoim przekleństwem ;p Gdybyś przejęła coś z mojego nastawienie do dzieciaków, pewnie kuzynka by cię unikała jak ognia XD
Usuńproszę, bardzo chciałabym przejąć coś z Twojego nastawienia.... nie wiem jak, ale dzisiaj dałam się wkręcić w odprowadzenie jej do koleżanki.... a później nie mogłam się stamtąd wyrwać O_O ta kobieta, znaczy matka tej jej kolezanki chyba zobaczyła we mnie ostatnia deske ratunku bo wepchnela mi swoje dzieci i skonczyłam jako darmowa niania ;O nie sądziłam, że to powiem, ale chcę wracać do domu! Wytrzymam nawet ze swoim ojcem ;x jestem padnięta :O tyle dobrze, że terrorystka poszła do swojego domu ;x zostawiła tutaj jednak połowe swoich rzeczy i podejrzewam, że jutro znowu mnie..."odwiedzi" HILFE!*chlip*
OdpowiedzUsuńok, pierwszy komentarz juz jest;) szukaj w 6 rozdziale;) a I Mai też zaczęła czytać;)
OdpowiedzUsuńhahaha uwielbiam ojca Jue! swiete miejsce w gildii...myslalam ze jakis ołtarz, gdzie klania sie jakiemus bozkowi drewna/drzewa... a tu kuchnia hehehe ;]
OdpowiedzUsuńojczulek jest ekstra ;) i jeszcze nie zganił biednego chłopaka,za to,że prawie ich zranił tą swoją strzałą... zamiast tego,pocieszył;) więcej takich nauczycieli! ;) coś krótki ten komentarz O_O ale nie wiem co napisać;O podobał mi siępojedynek,ojczulek,nawte brak Jue jestem w stanie wybaczyć (Reth wciąż zajmuje nr1 na liscie:D) sugoi!;)
Liściak
No a jak, ojczulek jest wyrozumiały, w końcu jest ojczulkiem i zna się na rzeczy :D Ma wprawę w radzeniu sobie z dość nieostrożnie rzuconym zaklęciem i nie miał najmniejszego zamiaru dołować biednego, i tak przestraszonego ucznia :D
Usuńheh, jak czytam ten rozdział, to rzuca mi się w oczy pewna rzecz. Czy ten chłopak co ją podwoził do Gildii, to ten sam co wcześniej przyszedł do jej kwatery? Ten, co przyniósł jej tobołek? Mam takie wrażenie, bo to samo odpowiada przy wszystkim.. "Jak chcesz" xD
OdpowiedzUsuńide dalej ;)
Kuchnia. Powiem, że Mistrz Aol, jest świetny, ta postać jest taka.. ciepła, sympatyczna. PO prostu jest święty ;D I To w jaki sposób traktuje Lan jest niesamowite. super :) Poza tym, zaraz chyba pójdę na dwie gałki lodów - waniliowe i miętowe! xD
Te pojedynki... matko jedyna :/ Biedna Lan, też by mi się włosy na głowie zjeżyły gdybym dowiedziała się, że nic mnie nie chroni :/
A Jue, no kurczaki pieczone no. Dlaczego moja imienniczka ( Mai) musi być taka wredna? :( Przepraszam, że to powiem, ale mi się to zwyczajnie nie podoba!
ide czytać dalej ;p skomentuje wieczorem bo na jazdy lece -.-'
i proszę o info o nowych rozdziałach, mogę? :) :*
ps. Dobrze, że znowu piszesz :*
mai
hahaha Twoja imienniczka jest wredna? HA! Twoja jest tylko wredna,a moja to nr 1 półswiatka,... zło wcielone, szef każdej negatywnej postaci w tym opowiadaniu. Kiedy pojawi się Natasha i jej różowy pamiętnik oraz wielki plan zniszczenia łowców i rozkochania w sobie Jue????!!!! /Liściak
UsuńGood eye, Mai :D Rzeczywiście to ten sam, a co więcej - to sam Hale w swojej majestatycznej osobie (tak, tan Hale, co nie za bardzo dogadywał się z Jue i początkowo z Lan). Na razie tylko krąży bezosobowo dookoła wydarzeń, ale postaram się niedługo zarysować go bardziej wyraźnie.
UsuńWeź, ja też miałam taką ochotę na te lody... >.< A w domu miałam tylko rożka waniliowo-truskawkowego. To nie było to :D
Tak wyszło, że Mai wredna jest. Może pocieszy Cię fakt, że to postać dość tragiczna, która stała się taka nie bez powodu. Jednym z nich jest oczywiście utrata przez nią zdolności bycia matką, ale nie tylko to. No i oczywiście jest Natasza jeszcze - bez tragicznej przeszłości, która by ją usprawiedliwiła :D
@Liściak: Hahaha! Cierp dalej, bo jeszcze nie zamierzam jej przedstawiać, a już w szczególności jej różowego pamiętniczka, mwahaha! ;3
UsuńBrzydaku :O nieladnie tak wystawiać moją cierpliwość na próbę ;P no ale ok! Dla Nataszki, planu i pamietniczka->poczekam;) Zero póki co mnie zadowolił :D Mam nadzieję,że tym razem nie zdradzi swojej pani :D
OdpowiedzUsuńL:iściak