czwartek, 9 sierpnia 2012

1: Wiedźma Nat'asha


Nie pamiętała już, od ilu lat z nienawiścią patrzyła na świat. Świat, który ponad sto lat temu powinien zostać zniszczony, a cała ludzkość postawiona przed Sądem. Gdyby tak się stało, obiecany przez Boga raj nastałby na Ziemi. Nie byłoby wojen. Nie byłoby nietolerancji ani zepsucia toczącego dusze tych, którzy zostali. Furia ogarniała ją na myśl, z jakim lekceważeniem ludzie podchodzili do daru życia, jakim zostali pobłogosławieni. Powinni byli zginąć! Wszyscy! Co do jednego! Wielu nie potrafiło uszanować ofiary, jaką złożyli niezliczeni aniołowie, którzy stanęli po stronie słabych, godnych pogardy ludzi.
Nie miała pojęcia, dlaczego to zrobili. Co w ludziach było takiego, że zdecydowali się zbuntować? Dlaczego ich nie zniszczyli? I dlaczego po dziś dzień im służyli?
 Wiedźma Nat’asha gardziła zarówno ludźmi, jak i wszystkimi upadłymi aniołami, którzy sprawili, że była ona zmuszona w tym momencie kroczyć brudną, zakurzoną uliczką, w której unosił się smród psującej się powoli ryby zmieszany z silną wonią ziół i mikstur wytwarzanych w sklepie zielarskim. Stoiska oferujące te towary w jakiś sposób znalazły się blisko siebie, bombardując okolicę trudną do zniesienia mieszanką zapachów.
- Co za idiotyzm – wymamrotała wiedźma pod nosem, poprawiając przesłaniający jej głowę i twarz kaptur ciemnego płaszcza. Najchętniej zrezygnowałaby z zakupów, ale królestwo Izthar nie obfitowało w tego typu sklepy, więc musiała się zdecydować. Albo zrobi to w tym momencie, przezwyciężając wstręt przed wdychaniem okropnego smrodu, albo wysadzi całą dzielnicę w powietrze. Ta druga opcja była bardziej niż kuszącą, ale w końcu zwyciężył w niej rozsądek i wkroczyła do sklepu, nakładając na twarz maseczkę, która w małym stopniu zneutralizowała drażniący ją zapach.
W środku było przyjemnie chłodno. Zapach psujących się ryb także osłabł – najwyraźniej powietrze odgrywało olbrzymią rolę w rozprzestrzenianiu się paskudnych zapachów. Albo po prostu zioła obecne w sklepie neutralizowały wpadający przez otwarte na oścież drzwi smród.
Nat’asha zauważyła krążącą po sklepie młodą dziewczynę, zanim ta zauważyła ją. Zignorowała ją jednak, uznając ją po prostu za jedną z adeptek czarownic. Zapewne została wysłana w to miejsce, by poznać podstawowy materiał do warzenia najbardziej podstawowych mikstur. Jeśli coś ją tylko dziwiło, był to wiek dziewczyny – wyglądała na dość rozwiniętą osóbkę, a takich czarownice raczej nie przyjmowały w swoje szeregi. Panowało wśród nich słuszne przekonanie, że wraz z dorastaniem słabnie siła, z którą rodziły się przyszłe czarownice.
- Czym mogę służyć?
Sędziwa zielarka, która prowadziła ten sklep, wyłoniła się z zaplecza, niosąc w ramionach sporych rozmiarów papierową torbę. Dziewczyna, która dotychczas tylko się rozglądała po sklepie, podeszła w kilku krokach do lady i wyciągnęła spod płaszcza skórzany trzos pełen brzęczących monet. Położyła go na ladzie, odbierając pakunek.
- Pamiętaj, że specyfik, o który poprosiłaś, możesz brać jedynie raz dziennie!
Dziewczyna szybko pokiwała głową, po czym skinęła głową w kierunku Nat'ashy i opuściła sklep, stukając solidnymi podeszwami ciężkich butów zdecydowanie zbyt głośno, jak na gust wiedźmy. Niewychowana dziewczyna. Dlatego właśnie Nat’asha nienawidziła tego świata. Tak, jakby nikt już nie pamiętał o tym, że ponad sto lat temu rozpoczął się Koniec Świata. Arogancja, zamiast zanikać, jeszcze się szerzyła.
Nat’asha zazgrzytała zębami.
Nie mogła się pogodzić z tym światem, a już szczególnie nie z ludzkością. Wszystko było żałosne. Złe. Obrzydliwe. Nikt się nie uczył na błędach. Wszystko zmierzało do tego samego punktu: zagłady.
Nat’asha zdecydowała, że tym razem nie będzie czekała na ruch, który wykona Bóg. Tym razem to ona oczyści Ziemię z tego, co po niej pełza. Żałosne robactwo, jakim była dla niej ludzkość, musiała zostać zniszczona raz na zawsze. Wykorzystując wszystkie swoje talenty, które – jak wierzyła – otrzymała od samego Boga, dokończy jego dzieło. Jego wola musiała być wypełniona.
Na Ziemi mogli pozostać tylko najlepsi. Tacy, jak ona.
Uśmiechnęła się paskudnie na samą myśl o tym, jak wiele różni ją od zwykłych śmiertelników, a nawet od tych idiotycznych Łowców, którym się zdaje, że potrafią panować nad mocą, której nie rozumieją. Byli niczym dzieci bawiący się ogniem i Nat’asha wiedziała, że pewnego dnia wszyscy spłoną w wielkim morzu ognia, którego będą sprawcami. Cudownie było patrzeć na to, jak sami doprowadzają się do zagłady. A jeszcze cudowniej będzie zostać w końcu świadkiem ich upadku. Już dość jej krwi napsuli. Pozbawili ją trzech demonów, których z takim trudem przywiązała do siebie. Oczywiście, każdego demona można było zastąpić innym, były ich niezliczone rzesze w piekle – należało tylko wyciągnąć rękę. Z jakiegoś powodu demony uciekały przed wyciągniętą przez nią ręką, ale to nie było nic, z czym by sobie nie poradziła. Żadnego z nich nie żałowała, gdy umierali – w końcu wszyscy byli tylko odrzuconymi przez Wspaniałego Rzemieślnika zabawkami. A jeśli On ich odrzucił, to ona miała prawo ich używać wedle własnego uznania.
- Halo? Potrzebuje pani czegoś czy…
Nat’asha ze złością spojrzała na staruchę. Jak ona śmiała jej przerywać w momencie, gdy myślała o tak ważnych rzeczach! Powinna ją za to zabić – nie zrobiła tego tylko dlatego, że nie chciała ujawniać swojej obecności w tym miejscu. Tego popołudnia usłyszała, że do miasta przybyła dwójka Łowców, z którymi Nat’asha nie miała zamiaru się bawić. Gdyby ich zabiła, powstałoby niezłe zamieszanie i przez całą noc miasto nie byłoby spokojne. A ona potrzebowała spokoju tego wieczoru, ponieważ poczyniła pewne plany i nie mogła być w tym czasie rozpraszana.
Uśmiechnęła się więc do staruszki zza maseczki na twarzy i poprosiła o zapakowanie kilku składników, które były jej niezbędne do sporządzenia pewnej mikstury tego wieczoru. Zielarka ruszyła na zaplecze, rzucając jeszcze w jej stronę ostrożne spojrzenie znad ramienia.
Nat’asha w myślach dodała staruszkę do listy osób, które wyeliminuje w pierwszej kolejności, gdy sprowadzi kolejny Koniec Świata.

- Właściwie dlaczego nazywamy Końcem Świata to wydarzenie, które miało miejsce ponad sto lat temu? W końcu świat się nie skończył – zapytała Lan, unosząc wzrok znad książki, którą tego wieczoru czytała. Pytanie, które zadała, było niezwiązane z treścią tomiszcza, ale zastanawiało ją to od pewnego czasu.
Jue oderwał się od czyszczenia pistoletów, które rozłożył na dość wątpliwej jakości drewnianym stoliku. Właściwie cały pokój, który wynajęli na tę noc, był wątpliwej jakości, ale nigdzie indziej nie znaleźli już miejsca. W Iztharze trwało jakieś bliżej nieokreślone święto – któraś z kolei rocznica wynalezienia magicznych majtek czy coś takiego – więc niemal wszystkie miejsca, gdzie przyjezdni mogli się zatrzymać, były zapełnione. Fakt, że w końcu znaleźli się w tym klaustrofobicznie wręcz małym, ale nadal suchym i ciepłym pomieszczeniu, Jue uznał za małe zwycięstwo. Nie zamierzał narzekać – zresztą, był przyzwyczajony do nocowania w obcych stronach, a te w większości przypadków nie oferowały pięciogwiazdkowych wygód. Wiele miast nadal było w powijakach.
Był szczęśliwy także z innego powodu, którym była Lan. To była ich pierwsza wspólna misja, ale dziewczyna już mu zaimponowała. Przede wszystkim tym, że nie była Mai. Nie trajkotała o niczym przez całą drogę i nie manifestowała na każdym niemal kroku swojej obsesji na jego punkcie. Jue szczerze wątpił w to, że Lan może żywić do niego uczucia głębsze od szacunku. I podobało mu się, oznaczało bowiem mniej kłopotów. Krew w nim wrzała na wspomnienie czasów, gdy musiał się opędzać od Mai i jej uścisków. Nieważne, ile by jej nie wmawiał, że nie zamierza wdawać się z nią w żadne intymne relacje, ona w ogóle nie słuchała.
I w końcu poniosła tego konsekwencje. Straciła swoją strażniczkę, Pandorę, którą Reth zamienił w kupkę popiołu. Niemal natychmiast po tym odkryciu została wydalona z Gildii, gdzie nie było już dla niej miejsca. A gdy o jej poczynaniach dowiedziała się rodzina, stanowczo zakazała jej wracać do ich rodzinnego domu. Zanim jednak słuchy o tym doszły do Gildii, Mai zniknęła. Jak kamień w wodę. Wysłano kilka osób na poszukiwania, ale nikt nie znalazł po niej żadnych śladów.
Zupełnie, jakby zapadła się pod ziemię.
Ale Jue nie chciał myśleć o Mai. Był ze sobą szczery i przyznawał, że jej zniknięcie zrzuciło kamień z jego serca. Może z czasem, kiedy jej wady pójdą w zapomnienie, zacznie za nią tęsknić. Może nawet zrodzą się w nim jakieś wyrzuty sumienia i będzie się zastanawiał, czy mógł dla niej coś zrobić. W tym momencie jednak wspomnienie o niej było zbyt świeże. Wady zbyt wyraźne.
Był szczęśliwy, że w końcu miał za towarzyszkę kogoś takiego, jak Lan. Wszystko było dla niej nowe i często zadawała mu pytania, ale potrafiła też sama poszukać odpowiedzi w książkach, które zabrała ze sobą w tę podróż. Była bystra i chętna do nauki. Nie narzucała się jednak ze swoją żądzą wiedzy. Gdy widziała, że Jue był zajęty czymś innym, po prostu szukała innego zajęcia. Takiego jak zwiedzanie na przykład. Młody Łowca był pewien, że poznała gospodę, w której się zatrzymali, lepiej od niego. Nie wspominając o okolicy. 
Poświęcił chwilę na to, by zastanowić się nad najlepszą odpowiedzią, jaką mógł udzielić swojej podopiecznej.
- Koniec Świata… Z tego, co Reth mi mówił, ta nazwa ma znaczenie symboliczne. Sam tego początkowo nie rozumiałem. Nadając jednak tamtym wydarzeniom taką, a nie inną nazwę, chciano podkreślić upadek świata takiego, jakim go ludzkość do tej pory znała. Bezpiecznego.
- Ale już we wcześniejszych tekstach pojawiały się ostrzeżenia o zagładzie, która miała pewnego dnia nadejść?
- Owszem, ale nad wiarą górę wzięła natura ludzka. W wiele rzeczy wierzono, ale w zagładę? To wydawało się niemożliwe. Aczkolwiek naukowcy tamtych czasów spekulowali, że pewnego dnia i tak nadejdzie, chociaż nie będzie miała nadnaturalnego podłoża, po prostu energia słońca się wypali. Boga do tego nie mieszano.
- Musieli się więc sporo zdziwić, kiedy w końcu zaczął się dzień Końca Świata…
- I to zdecydowanie wcześniej, niż podejrzewano.
- To musiała być masakra…
- Tak miało być w zamierzeniu. Rozstępująca się ziemia pochłaniająca ludzi i ich cywilizacyjny dorobek, spadający na ziemię aniołowie posiadający władzę na żywiołami i otwarta na oścież brama piekła, która pochłaniała dusze tysiącami? Wszyscy sądzili, że to koniec.
Lan w zamyśleniu potarła podbródek.
- Ale to nie był koniec… Dziwi mnie jednak, że po tym wydarzeniu, po tej… Apokalipsie, nie widać wśród ludzi oznak większej wiary w siły nadprzyrodzone.
Jue westchnął, biorąc do ręki ciężki, srebrnobiały pistolet. Rozległo się kliknięcie, kiedy nacisnął spust broni.
- Wiedzą, że Bóg istnieje. Jednak Koniec Świata nauczył ich dwóch rzeczy: że ,,koniec” nie musi wcale być końcem i że zawsze znajdzie się coś lub ktoś, kto stanie w ich obronie. Nawet w najmroczniejszych chwilach. Mylą się, ale to nie zmienia faktu, że tak właśnie jest. Paradoksalnie ludzie czują się o wiele bezpieczniejsi teraz, gdy groza Apokalipsy przebrzmiała, niż przed nią. Uważają zapewne, że nie ma szans na drugi Koniec Świata.
- Ty nie jesteś tego taki pewien, Mistrzu?
- Ja? Ja wierzę w to, że Bóg, który już raz gotów był zniszczyć ludzkość, może zrobić to ponownie.
- Hm… Dziwi mnie tylko fakt, że nie dokończył swojego dzieła. Jest przecież wszechmocny, prawda? Na pewno mógł sobie poradzić z kilkoma sprzeciwiającymi się jego woli aniołami.
Jue otworzył usta, by odpowiedzieć, ale uprzedził go Reth, który nagle zmaterializował się za jego plecami. Kładąc dłoń na ramieniu swojego Mistrza i sprawiając, że drugi pistolet, rozłożony na części, w kilku cichych kliknięciach został złożony w całość, zwrócił się do dziewczyny:
- Mała Lan, widzę, że nurtują cię coraz ciekawsze pytania. Pozwól więc, że na nie odpowiem. Żaden z nas się nie zbuntował. Nas, to znaczy aniołów.
Lan odchyliła się na krześle, wpatrując się w Retha z niedowierzaniem. Nic dziwnego, skoro jego słowa zaprzeczały historycznym faktom.
- Dlaczego ci nie wierzę? Chcesz mnie sprowokować do zadania jakiegoś pytania?
Reth ze śmiechem pokręcił głową.
- Ależ nie! Mówię prawdę. Żaden anioł nie zbuntował się podczas Końca Świata.
- Ale obroniliście ludzi! Świat, który Bóg chciał zniszczyć!
- Tak, ponieważ ten sam Bóg, który chciał go zniszczyć, chciał go także ocalić.
Lan otworzyła usta ze zdumienia, podczas gdy Jue tylko pokręcił głową, powracając do czyszczenia pistoletów. Najwyraźniej nie pierwszy raz o tym słyszał – nic jednak dziwnego, skoro Reth był jego strażnikiem. Pewnie wypytywał go w swoim czasie o niejedno.
- Ale… jak to? – wykrztusiła w końcu Lan.
- Normalnie. W tym czasie Bóg chciał zniszczyć całą ludzkość. Stwierdził, że dłużej nie będzie patrzeć na to, jak nisko upadacie w swej pysze i arogancji. Zmobilizował całą anielską armię z archaniołem Mikaelem na czele, który miał jako pierwszy obwieścić nadejście Końca. Z drugiej strony jednak zrzucił wielu aniołów do piekła po to, by mogli spełnić jego inne pragnienie: obronić ludzkość. Ponieważ nadal miała potencjał. Ponieważ nadal żyły osoby, o które warto było walczyć. Nie moglibyśmy tego zrobić, gdyby nie kazał nam opuścić Nieba.
- To… Ale…
- Jeśli chcesz, pokażę ci coś – zaproponował Reth, robiąc dwa kroki w stronę Lan.
- Coś?
- Początek. I nasz upadek. Podejrzewam, że słowa nie oddadzą w pełni prawdy o tym, co się stało. Dlatego chcę ci pokazać, co się działo w Niebie, zanim zaczęła się Apokalipsa.

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Kurcze, tak rozprawiałyście z Liściakiem o tym, jak ma być: Natasza czy Natasha. A ty znalazłaś idealne rozwiązanie : Nat'asha ;d Świetnie!
      Boże, jak ja nienawidzę ludzi/stworzeń którzy się tak wywyższają nad innymi! Co sprawia, że ktoś jest lepszy, czy gorszy od innego? :( Dobra, Wiedźma ma moc, robi czary mary, wzywa duchy i niewiadomo co jeszcze innego i panuje nad światem i nad tym "robactwem" z którego chce go oczyścić. Ale wiesz, no... nie, zdecydowanie nie podoba mi sie to :/ I chyba osiągnęłaś cel - bardzo, ale to bardzo Nat'asha nie podoba mi się, już na wstępie!
      I chce sprowadzić Końca Świata! No, ale po złym charakterze trudno sie nie spodziewać czegoś takiego... Tylko ze... ten Koniec Świata nr dwa, miałyby dotyczyć tylko rodzaju ludzkiego + łowcy? XD
      I ciekawi mnie ta mikstura którą ma przyrządzić... hm...
      ...
      Buahahahahahhaha! Nie moge Gosiu!! hahahahaha normalnie nie potrafię przestać się śmiać! hahaha : "W Iztharze trwało jakieś bliżej nieokreślone święto – któraś z kolei rocznica wynalezienia magicznych majtek czy coś takiego"... magiczne majtki? XD hahaha
      Troche głupio to zabrzmi w moich ustach, bo jestem małolatą i piszę dużo gorzej, aniżeli Ty, moja droga Limeciu, ale... dopatrzyłam się paru zjedzonych słówek ;p Ale to tam bedziesz miała jeszcze pewnie czas to poprawić ;)
      Kurcze, cieszę się jak nie wiem kto, że Mai zniknęła, ale czuję coś, że... No że nasza niemiła była natrętna partnerka Jue zawarła jakiś pakt z Nat'ashą :/ Ale mniejsza o to ;) ide dalej ;p
      Wiesz co, Jue na pierwszym miejscu. Reth w innym rankingu nadal ma te swoje pierwsze miejsce, ale wśród żywych to Jue prowadzi - No, nareszcie, jak Mai zniknęła pojawił się czas dla Lan i dla jej pytań! <3 mua! Bardzo mi się podoba, że teraz rozmowa miedzy Mistrzem i Lan jakoś się klei bardziej niż wcześniej ( na pewno to dzięki zniknięciu Mai z głowy Jue, a co! ) Bardzo sie ciesze, że... oni zwyczajnie rozmawiają - Nie ma kwestii "musze iść, wróce niedługo" albo coś w tym stylu. Jest gites majones ;d
      No i w rozdziale nie mogło zabraknąć Retha! Ah, ucieleśnienie moich marzeń *.*
      I no, no.. chciałabym zobaczyć tę Apokalipsę. Już nie mogę się doczekać jak przeczytam o tym co Lan zobaczy, a co Reth chce jej pokazac ;)
      Rozdział świetny! I dziękuje ze przed wyjazdem moim się zmobilizowałaś i go wsadizłąś :*

      Usuń
    2. Ja zawsze daję w końcu radę :D Liściakowi nie podobały się inne wersje, a Natasza mi nie pasowała za bardzo do tych wszystkich udziwnionych imion, więc... apostrof górą! :D
      Mwahah! Nat'asha ma być zUa. Bardzo zUa. Cieszę się, że gra ci na nerwach juz od rozdziału numer 1. Tak powinno być! No i pewnie spodziewa się, że zagłada jej nie ominie, ale ma nadzieję na to (znaczy, ona to wie), że się odrodzi w raju, który nastanie na Ziemi po zniszczeniu ludzkości.
      Majtki rulez, ja wiem :D Mi też się podobały!
      I dobrze, że zwracasz mi uwagę na takie rzeczy. Za długo dzisiaj na kompie siedziałam i mam oczka zmęczone, więc nie będę już niczego poprawiać, ale postaram się w najbliższym czasie to zrobić.
      Ba, Lan w końcu się rozluźniła po tym, jak z horyzontu zniknęła Mai i gdy otrzymała tytuł kapitan. W dodatku ocaliła Mistrza. Dzięki tym wydarzeniom nabrała więcej pewności siebie :) Oczywiście Jue także bardziej się otworzył na Lan i jej ciekawość. Innymi słowy, zaczyna wierzyć w to, że Lan może stać się dla niego idealną partnerką :)
      Oczywiście, że Retha zabraknąć nie mogło :) Mój aniołek <3

      Usuń
  2. Natashaka! *q* Przynajmniej teraz ma jakiś fajny powód zniszczenia ziemi ;-) ach! Cudowna! *w* oo To ona mieszka w królestwie Izthar? Pięknie ;] poznaliśmy jej miejsce pobytu *w* Czy dziewczyna w sklepie zielarskim była Lan? a może Mai? Lan raczej nie potrzebuje żadnych specyfików...a Mai ostatecznie straciła moc i może cierpi na jakieś skutki uboczne...l poza tym, o Lan nie można powiedzieć,że jest niewychowana ^^

    Lool Natasha chce wyeliminować staruszkę, a ona pewnie nie dożyje końca świata ;P Fajnie Ci wyszła Natashka;) Irytująca się na wszystko, mająca słabe nerwy, jej walka o utrzymanie wewnętrznego spokoju i niepopełnienie głupoty... cud miód orzeszki! *q*

    Heh no i Jue :D swoją drogą jak on poradził sobie z tym co usłyszał? tym co zrobiła mu Mai? Zamknął sie w jakimś pomieszczeniu z butelkami alkoholu i upił do nieprzytomności, czy może zignorował to co się stało? Wydaje mi się,że Jue musiał jakoś sobie z tym co mu zrobiła Mai poradzić.Pytanie tylko jak?

    wow, sama sie zastanawiałam o co tak naprawdę chodzi z apokalipsą, a tu proszę, Reth postanowił to pokazać! *zachwyt* idę czytać dalej! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłam, że się starałam :) I nie, ona tam nie mieszka. Jest tylko... turystą :D

      Jak to: co. Przeszedł do porządku dziennego. Co innego miał zrobić? ;o Przeleciał Mai, stało się. Lan go uratowała - ma wobec niej dług wdzięczności i o tym dobrze wie. Nie będzie płakał w kąciku ;o

      Usuń
    2. Właściwie było odwrotnie: to Mai go przeleciała. Toż to był gwałt w głuchą noc! Jak on mógł nad tym przejść do porządku dziennego? ;O

      Usuń
    3. Normalnie :D Jue to facet. Myślisz, że będzie się przejmował tym, że pewna część jego ciała wylądowała w niewłaściwym miejscu z niewłaściwych powodów i bez jego świadomej wiedzy? Pf. Było, minęło. Dziewczyna sama się napraszała... Nad czym tu dumać? :D

      Usuń
    4. hm... czyli jednak Jue nie jest tak wrażliwy jak sądziłam ;P

      Usuń
    5. Oczywiście, że nie :D

      Usuń