Próg pokoju mojego opiekuna przekraczałam z ciężkim sercem.
Wiedziałam, że Mai już tam nie znajdę, ale… wszystko to wydarzyło się tak
szybko…
- Lan?
Mistrz Aol uniósł powoli dłoń, którą trzymał nad unoszącą
się w spokojnym oddechu piersią swojego syna. Natychmiast też poczułam, jak
płacz ściska mnie za gardło, gdy mój wzrok padł na twarz Mistrza, wyrażającą
niewypowiedzianą udrękę.
- Czy… czy mogę jakoś pomóc? – zapytałam, z całych sił
powstrzymując napływające do moich oczu łzy.
Arcymistrz, ubrany w piękne, bogate szaty, ze zdecydowaniem
potrząsnął głową, aż zagrzechotały koraliki spinające jego białe niczym mleko
włosy. Pomimo sytuacji, której byłam świadkiem, poczułam niemy podziw dla
Arcymistrza, który zdawał się roztaczać wokół siebie aurę potężnej magicznej
siły. Nie potrafiłam jej zobaczyć, ale… Ale było w nim coś. Z całą pewnością
mogłam to stwierdzić. Jego strażnik musiał być kimś naprawdę potężnym.
Reth położył dłoń na moim ramieniu.
- Użyczę ci trochę swojej siły. Żeby przerwać rzucone na Jue
zaklęcie, będziemy musieli ściśle ze sobą współpracować. Wiem, że jeszcze nie
potrafisz wzywać Peir, więc zrobię to za ciebie. Może to być dla ciebie
nieprzyjemne, ale nie ma innego sposobu.
Przekręciłam głowę w jego stronę.
- Ale Arcymistrz…
- Zabrania ci się wtrącać? Zignoruj go.
- Czy Reth stoi obok ciebie? – zapytał Mistrz Aol, unosząc w
zdumieniu brwi.
Pokiwałam głową, a anioł mocniej zacisnął palce na moim
ramieniu.
- Musimy się śpieszyć, połączenie między mną a Jue słabnie!
Chodź!
Pociągnął mnie za sobą, gdy w kilku długich krokach przebył
dystans dzielący nas od łóżka, na którym leżał Jue. Całe szczęście, miał na
sobie spodnie i koszulkę – spodziewałam się, że będzie równie obnażony, co Mai.
Gdyby tak rzeczywiście było, zapewne uciekłabym z krzykiem i nawet uścisk Retha
by mnie nie powstrzymał.
- Lan, poczekaj!
To był głos Arcymistrza. Kątem oka zauważyłam, że próbował
zrobić krok w moją stronę, ale powstrzymał go Mistrz Aol, który zagrodził mu
drogę.
- Jeśli dziewczyna jest w stanie uratować mojego syna…
- Aol! Nie możesz ryzykować jej życia dla uratowania
Jue! Nie masz prawa osądzać, czyje życie
jest ważniejsze, a które warto poświęcać w imię drugiego!
- Nie ma czasu! – warknął Reth, po czym obrócił mnie ku
sobie. Staliśmy teraz twarzą w twarz. – Lan, ufasz mi?
Pokiwałam głową bez wahania. Ta kwestia była bezdyskusyjna.
- W takim razie zaczynajmy. Spójrz w moje oczy.
- Nie! – Głos Arcymistrza sprawił, że ciarki przeszły po
moim ciele, ale nie odwróciłam wzroku. Reth pochylił się nade mną, jednocześnie
jeszcze mocniej zaciskając palce na moich ramionach, aż poczułam ból.
W następnym momencie poczułam, jakby ktoś z całej siły
kopnął mnie w brzuch. Odruchowo chciałam się zgiąć, ale anioł trzymał mnie
mocno. Z moich ust jedynie wydobył się cichy jęk, który w żaden sposób nie
oddał bólu, który odczuwałam. Chwilę później zimny pot wystąpił na moje czoło i
szyję. Przed oczami mi pociemniało.
~ Chodź, Reth.
Uratujmy twojego chłopca…
Tracąc świadomość, usłyszałam jeszcze ten głos. Łagodny,
dźwięczny, bardzo kobiecy głos. Głos, w którym dźwięczało wyraźne zaproszenie…
do czego? Nie wiedziałam. Nie obchodziło mnie to. Moje ciało ogarnął żar, który
sprawił, że krzyknęłam, po czym zapadła ciemność.
Łaskoczące skórę
promienie słońca. Szum morza. Ciepły piasek pod policzkiem.
Otworzyłam oczy.
- Mamo! Ten statek nie
spada!
- Dlaczego miałby
spaść, synku?
- Bo jest tam, gdzie
kończy się świat!
Wszystko mnie bolało.
A mówiąc ,,wszystko”, miałam na myśli absolutnie wszystko. Każdy mięsień w moim
ciele. Paznokcie u stóp i dłoni. Gałki oczne. Włosy. Każdy kosmyk przypominał
mi w tym momencie o swoim istnieniu. Każde włókno mięśnia w moim ciele.
- Tam nie kończy się
świat, kochanie. Świat nie jest płaski, już ci to mówiłam.
Podjęłam wysiłek
wstania. Powoli. Najpierw poruszyłam na próbę palcami, zamrugałam oczami. W
porządku. Bolało, ale byłam w stanie to zrobić. Potem zgięcie łokci, by zrobić
z rąk podparcie. Współpracy odmówiły jednak mięśnie karku i brzucha.
- Ziemia nie może być
okrągła! Mama kłamie!
Śmiech.
- Dlaczego uważasz, że
kłamię?
- Bo… bo woda jest
prosta! I piasek! Wszystko, wszystko jest płaskie!
- Jesteś jeszcze taki
malutki, Jue. Musisz urosnąć, żeby zrozumieć.
- Nie jestem malutki!
- Ależ tak. Chodź,
pokażę ci.
Chrzęst ziarenek
piasku pod stopami. Perlisty śmiech dziecka.
- Widzisz, mieścisz
się w ramionach mamy. Jesteś malutki.
Prychnięcie.
- A mama mieści się w
ramionach taty! Mama też jest malutka!
Głośniejszy, przyjemny
dla ucha śmiech. Ni to dziecięcy, ni to kobiecy. Ale ładny. Dojrzały.
- To prawda. Mama też
jest mała. I nie wszystko rozumie. Zgoda?
- Więc tata wszystko
wie?
- O, dlaczego?
- Bo jest największy!
Udało mi się usiąść.
Ogień, który przez chwilę pulsował w moich mięśniach, powoli je opuszczał.
Mogłam się ostrożnie rozejrzeć i zbadać źródło dochodzących do moich uszu
głosów. I mogło mi się wydawać, ale… czy usłyszałam imię Mistrza Jue? Ciekawość
wzrastała we mnie z każdą chwilą. Poza tym, miałam nadzieję, że dowiem się,
gdzie jestem. W jednej chwili byłam… gdzie?... a teraz znalazłam się tutaj.
- Tata jest bardzo
mądry, powinieneś go słuchać.
- Wczoraj przeczytał
mi bajkę na dobranoc. Słuchałem go tak długo, że musiał przeczytać mi trzy
kolejne.
- Och, łobuzie. Tata
czytał ci bajkę, żebyś zasnął.
- Ale to byłoby
niegrzeczne! – oburzyło się dziecko. – Nie można spać, gdy ktoś mówi!
- Można, gdy jest to
twój tata, czytający ci bajkę.
- To jest skom…
skomprikowane.
- Skomplikowane,
kochanie. Nie chcesz popływać?
- Nie lubię wody.
- Chodź, mama będzie
cię trzymać za rękę.
W końcu udało mi się
wstać. Wykonałam na próbę kilka rozciągających ruchów, a mięśnie, ku mojej
radości, posłuchały mnie. Ból stawał się z każdą chwilą bardziej przytłumiony,
odległy. Zapadając się stopami w miękkim piasku, ruszyłam w stronę, z której
dochodziły głosy. Nie widziałam ich właścicieli, gdyż przeszkadzało mi w tym
kamieniste, wysokie nabrzeże, które miałam za plecami. Ciągnęło się przez kilka
metrów, które przebyłam z niejakim trudem, stwierdzając, że naprawdę ciężko mi
się oddycha. Gorączkowo łapałam tlen w płuca, ale i tak kręciło mi się w
głowie.
W końcu jednak wyszłam
na wolną, rozległą przestrzeń plaży. Od razu rzuciły mi się w oczy dwie
sylwetki spacerujące brzegiem morza. Jedna z nich była szczupła, dziewczęca, w
zwiewnej, pastelowo różowej sukience i dużym, białym, słomkowym kapeluszu.
Długie, białe niczym śnieg włosy unosiły się delikatnie na wietrze wraz z lekko
marszczącym się materiałem sukienki. Druga sylwetka była mała, sięgająca trzymającej ją
dziewczynie jedynie do połowy uda, ubrana w koszulkę bez rękawków, spodenki i
czapeczkę, spod której wystawały kosmyki czerwonych niczym ogień włosów.
Bez wątpienia dobrze
się bawili. Dziecko, trzymane przez dziewczynę, wesoło skakało, rozpryskując
wodę wokół swoich małych stópek, tym samym mocząc sukienkę towarzyszki. Ona
zupełnie się tym nie przejmowała, dołączając się do zabawy, wolną dłonią
przytrzymując kapelusz.
Ruszyłam w ich
kierunku. Nie miałam pojęcia, co chcę zrobić, ale wiedziałam, że muszę do nich
podejść.
Dziewczyna odwróciła
się, gdy zbliżyłam się na tyle, by mój głos był słyszalny pośród głośnego szumu
fal.
- Ty jesteś Lan,
prawda? – zapytała, uśmiechając się.
Nie mogła mieć wiele
lat. Wyglądała uroczo niczym piętnasto-szesnastolatka.
I wyglądała jak Mistrz
Jue. Jedynie rysy jej twarzy były bardziej miękkie, kobiece. Te złote oczy
jednak i białe włosy…
- Skąd… Chciałam
zapytać…
- Kim jestem ja? Skąd
cię znam? Co to za miejsce?
Chłopiec, którego do
tej pory trzymała za rękę, schował się za nią i nieśmiało na mnie spoglądał zza
rąbka jej sukienki. Zauważyłam, że posiada takie same oczy, jak dziewczyna.
Podobieństwo było uderzająco oczywiste.
- Nazywam się Vivi. To
miejsce ma wiele nazw, ale żadna do niego nie pasuje. Nazwijmy je więc sennym
marzeniem. To będzie najbliższe prawdy.
- Więc to sen? –
zapytałam.
- I tak, i nie. Ze snu
bowiem można się obudzić. A tego miejsca nie można opuścić… bez kogoś takiego,
jak ty. Wiedziałam, że przyjdziesz. Widziałam cię w tej przyszłości.
- Jak?
- Mam swoje sposoby.
Ale nie czas na pogawędki. Czas ucieka, Lan. Reth dał ci tyle siły, ile twoje
ciało było w stanie znieść. Wystarczająco, byś przełamała iluzję od tej strony.
Jest tylko jeden problem…
- Jaki?
Dziewczyna spojrzała
na chowającego się za nią chłopca.
- Jue. Jak widzisz,
wrócił do czasu swojego dzieciństwa. Ten czas zawiera jego najszczęśliwsze
wspomnienia. Może nie chcieć się z nimi rozstawać.
- Kim jest ta pani? –
zapytał chłopiec, marszcząc brwi. Zaczynał się niecierpliwić.
- Nie będziesz mogła
go zabrać wbrew jego woli. Jeśli spróbujesz, oboje możecie mieć kłopoty. Oboje
zostaniecie tutaj.
Kiwnęłam głową.
Zrozumiałam.
- Czy możesz… Czy
byłabyś w stanie go przekonać?
Vivi pokręciła głową.
- Ja jestem
wspomnieniem, które on kontroluje. Nie potrafiłabym tego zrobić. Zmusiłby mnie
do powiedzenia rzeczy pasujących do jego przekonań. Dlatego Reth wysłał ciebie.
Ty nie jesteś jedynie wspomnieniem. Jesteś najprawdziwszą istotą w tym miejscu.
Wolną od złudzeń.
- Ale… Jue nie ufa mi
na tyle… Nie sądzę, bym była zdolna przekonać go do czegokolwiek.
- Potrafisz to zrobić.
Zajmujesz w jego sercu miejsce większe, niż ci się zdaje. Zaufa ci, jeśli ty
zaufasz sobie.
- Tylko tyle?
- To tylko dziecko,
Lan. Przynajmniej w tym momencie.
Jue zaczął ciągnąć
Vivi za sukienkę, mamrocząc, że chce dalej się bawić.
- A nie chcesz się
pobawić z tą miłą dziewczynką?
Dziewczynką? –
pomyślałam, po czym poczułam, że się kurczę. W jednym momencie byłam w stanie
patrzeć Vivi w twarz, nie zadzierając głowy, w następnym mój wzrok znajdował
się na wysokości jej kolan. Uniosłam dłonie do twarzy, by tylko potwierdzić
swoje przypuszczenia: byłam dzieckiem. Najwyżej czteroletnim.
- Nie chcę!
- Na pewno? Ona jest
naprawdę mądrą czarodziejką, kochanie. Może, jeśli poprosisz, sprawi, że szybko
urośniesz?
- I wtedy będę
wiedział wszystko?
- Oczywiście.
Mały Jue spojrzał na
mnie z zaciekawieniem. Najwyraźniej spodobała mu się perspektywa zdobycia
wiedzy, która nie czyniłaby rzeczy tak skomplikowanymi, jak mu się na tym
etapie życia wydawały.
- Jeśli jest
czarodziejką, to… to… to niech zabierze mnie do nieba!
- Do nieba? –
zdziwiłam się.
- Do tych smacznych
chmur! Muszę się w końcu dowiedzieć, jak smakują!
Vivi roześmiała się
wesoło.
- No… dobrze. – Może i
blefowałam, ale w dobrej sprawie, prawda? – Zabiorę cię tak wysoko, że
zobaczysz cały świat.
Jue był coraz bardziej
zainteresowany. Zrobił krok w moją stronę.
- Naprawdę to
potrafisz?
- O… oczywiście, że
tak!
Zaufaj sobie –
napomniałam się, wyczuwając we własnym głosie niepewność. Dlaczego nie miałabym
blefować? To był sen, prawda? A nawet lepiej: marzenie senne. Jeśli Jue mógł
wrócić do swoich dziecięcych lat i spacerować z mamą na plaży, dlaczego ja nie
miałabym się nauczyć lewitacji? Prawa fizyki tu też nie musiały obowiązywać…
prawda? To nie był realny świat.
- Daj mi rękę, pokażę
ci, co potrafię! – oświadczyłam z entuzjazmem.
Poczułam się tak,
jakby nagle na moich plecach wyrosły skrzydła. A może rzeczywiście wyrosły. W
końcu anioł przekazał mi trochę swojej siły. Może to ona sprawiała, że
niemożliwe mogło stać się dla mnie w tym momencie możliwe.
Jue szerzej otworzył
oczy, po czym doskoczył do mnie i chwycił mnie za rękę.
~ Doskonale. Teraz nie
puszczaj jego dłoni nawet, jeśli on by tego chciał.
To był głos Retha.
Rozpoznałam go natychmiast, choć brzmiał… jakby inaczej. Donośniej.
Unosiliśmy się razem
ku niemal przejrzystemu niebu. Podejrzewałam, że to z inicjatywy Jue pojawiają
się nad nami puszyste obłoki, rzeczywiście wyglądające bardzo smakowicie. Ta
sama myśl musiała pojawić się w myślach chłopca, którym w tym momencie był
Mistrz, gdyż roześmiał się radośnie i uczepił mojego przedramienia jeszcze
mocniej.
- W górę, w górę! –
krzyczał, a jego oczy błyszczały niczym dwie gwiazdy.
Coraz trudniej było mi
oddychać, ale wciąż się unosiliśmy. Nie odczuwałam ciężaru dziecka, które się
mnie trzymało, ale moje ciało męczyło się z każdą chwilą coraz bardziej.
~ Już prawie. Zaufaj
Peir, ona nie pozwoli ci spaść.
Peir? Mojej
strażniczce, której jeszcze nie miałam szansy zobaczyć?
Nagle niebo nad nami
pociemniało. Słońce w jednej chwili zmieniło się w nieprzyjazną, czerwoną kulę.
Świat zalała krwistoczerwona poświata. Jue krzyknął, po czym spojrzał w dół. Lśniące
do tej pory morze zmieniło się w rozszalały, ryczący żywioł plujący na
wszystkie strony falami z pomarańczowego i niebieskiego ognia.
- Mamo!
~ Trzymaj go, Lan!
Trzymałam, choć jego
ciężar zaczynał być dla mnie odczuwalny. Gdybym pozostała w swojej
dwunastoletniej postaci, byłoby mi pewnie łatwiej, ale nadal posiadałam ciało
małego dziecka.
Nagle niebo pękło nad
nami na pół. Rozległ się głośny, przerażający trzask, a nad moją głową
otworzyła się czarna czeluść nicości.
Jue zaczął się wyrywać
jeszcze silniej, niż chwilę temu.
~ Teraz!
W tym momencie po raz
pierwszy byłam w stanie zobaczyć Peir w całej okazałości. Moją strażniczkę.
Spłynęła ku mnie niczym mgiełka, po czym powoli zaczęła się kształtować.
Najpierw para dużych, białych skrzydeł. Potem drobna, dziecięca niemal
sylwetka. Potem jasnoróżowe, miękkie włosy okalające jej twarz w kształcie
serduszka. Złote oczy. Mały nosek, pełne, czerwone usta. Ramiona okryte ciemnoróżowymi
rękawkami aż do nadgarstków i zapinki podtrzymujące długą, białą pelerynę
powiewającą poniżej skrzydeł. Później dwie części okrywającej jej ciało zbroi:
biały, ozdobiony złotymi zawijasami napierśnik i szeroki, równie biały pas połączony
z króciutką spódniczką. Szczupłe nogi okryte czerwonym materiałem i na końcu
stopy w wysokich do połowy łydki butach na małym obcasiku.
Wyglądała niczym
czarodziejka z bajki. Zwłaszcza, gdy w jej włosach uformowała się duża,
kwiatowa zapinka, a w dłoni pojawiła czarodziejska laska zwieńczona trzema
złączonymi ze sobą półksiężycami.
Jue znieruchomiał,
choć wokół nas nadal wrzeszczało rozpętane piekło.
- Nazywam się Peir Havengreil.
Cieszę się, że nareszcie możemy się zobaczyć, Lan, choć okoliczności są dość
niesprzyjające. Chodź, pozwól, że wyrzucę cię z tej rozpadającej się iluzji.
Pokiwałam głową,
podczas gdy Peir podleciała bliżej, po czym objęła nas swoimi skrzydłami. Nagle
wszystko ucichło. Ryk morza, wycie wiatru, trzask i huk rozpadającego się
nieba. Peir zmrużyła oczy, unosząc trzymaną laskę tak, by półksiężyce znalazły
się przed moimi oczami.
- Ta, która włada
czasem, ta, która widzi przyszłość, ta, która ostrzega, ta, która strzeże
Boskiego porządku, nakazuje dwóm zbłąkanym w tym upadającym śnie duszom wrócić
do świata, gdzie czekają na nie ich materialne ciała. Niech maszyna życia
ponownie rozpocznie swój bieg!
Na moich oczach
wszystkie trzy złote półksiężyce ze zgrzytem, jaki wydaje mechanizm sędziwego
zegara, obróciły się o sto osiemdziesiąt stopni. A gdy obrócił się ostatni z
nich, poczułam, że wraz z uczepionym mojego ramienia Jue zostaję zassana przez
niewyobrażalną siłę.
Wracaliśmy.
Kiedy się obudziłam, leżałam we własnym łóżku. Światło
wpadające przez okno (które Mistrz kilka dni temu utworzył dzięki magii)
poraziło mnie w oczy. Jednocześnie powiedziało, że dzień musiał rozpocząć się
na dobre.
- Lan, wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś?
Duża, ciepła dłoń dotknęła mojego czoła i odgarnęła
opadające na nie kosmyki. Odwróciłam głowę w kierunku właściciela tej dłoni.
- Mi… Mistrzu?
Mój głos strasznie… skrzypiał. Odchrząknęłam. Nie bolało
mnie gardło, a jednak brzmiałam dziwnie. Jak źle naoliwione drzwi.
- Może trochę… wody.
Szklanka ze wspomnianą cieczą niemal natychmiast pojawiła
się w rękach Mistrza. Pomógł mi unieść się do wygodniejszej pozycji, bym mogła
wypić zawartość szklanki. Zrobiłam to z prawdziwą przyjemnością, po czym z
westchnieniem opadłam na poduszkę. Nie byłam śpiąca, ale moje ciało było bardzo
zmęczone. Nie miałam ochoty wstawać.
- Jeśli czegoś jeszcze będzie ci potrzeba…
- Nie, wszystko w porządku. Och! Dzisiejsza ceremonia!
Chciałam się poderwać na równe nogi, zelektryzowana tą nagłą
myślą, ale Mistrz w dość delikatny sposób zatrzymał mnie w łóżku. Spojrzałam na
niego z rozpaczą. Czy on nie rozumiał? Musiał mi pozwolić tam pójść! Moja moc
musiała zostać uznana, żebym…
- Spokojnie, wszystko w porządku.
- Nie, ja muszę…
- Lan, to, co dla mnie zrobiłaś… Żaden Mistrz nie musi już
sprawdzać twoich umiejętności.
Czując obezwładniającą bezsilność, pozwoliłam, by łzy
napłynęły do moich oczu. A więc to koniec!
- Sam Arcymistrz oficjalnie nadal ci tytuł kapitana. Od
dzisiaj stałaś się pełnoprawnym Łowcą, choć czeka cię jeszcze wiele miesięcy
nauki. Twojej siły nikt jednak nie będzie kwestionował.
Zaniemówiłam. A potem pomyślałam, że Mistrz żartuje. Dlatego
też się roześmiałam.
- Niech Mistrz skończy z żartami!
- To nie żart. Porwałaś się na coś, za co normalnie każdy uczeń
zostałby wyrzucony z Gildii, ale… No właśnie, jest więcej niż jedno małe ,,ale”.
Udowodniłaś nie tylko, że potrafisz korzystać z mocy Retha, czego nie udało się
żadnej mojej wcześniejszej partnerce, jak i wzywać własną moc. Dzięki twojej pomocy
byłem w stanie się obudzić po tym, jak… W każdym razie Arcymistrz nie chce i nie
może zaprzeczyć, że twoje zdolności są nadzwyczajne. Dlatego nie musisz już nikomu
niczego udowadniać podczas żadnej ceremonii.
- Więc…
Mistrz Jue odgarnął kolejnych kilka kosmyków z mojego czoła.
- Tak więc gratulacje, kapitan Lan Stovenhauer.
- Początkująca kapitan – uściśliłam, czując ucisk w gardle.
- Może i tak, ale ta początkująca kapitan będzie się uczuć pod
przewodnictwem jednego z najlepszych.
Uśmiechnęłam się. Serce w mojej piersi wydawało się tańczyć.
Poczułam, że w końcu odnalazłam swoje miejsce. Dom.
I siebie samą.
***
Jestem baaaardzo zadowolona z tego rozdziału. Jest niemal idealny. Niemal. W mojej głowie niektóre rzeczy prezentowały się bowiem zdecydowanie bardziej efektownie, ale może się jeszcze wprawię. A jeśli chodzi o Peir - jej postać spędzała mi sen z powiek. Miałam różne koncepcje. Najbardziej kuszące było zaprezentowanie jej jako blondwłosej piękności w białej zbroi, posługującej się mieczem. W końcu jednak machnęłam ręką i stwierdziłam, że stworzę słitaśną czarodziejkę. Różową na dodatek. A co! ;3
To był ostatni rozdział części 1. Druga część będzie pisana z perspektywy 3. osoby i pojawi się w niej więcej postaci. W tym wiedźma - dla Liściaka :D
pierwsza? ;d
OdpowiedzUsuńsugoi! nie spodziewałam się dzisiaj nowego rozdziału! jestem zachwycona! zwłaszcza po dzisiejszym dniu! ;)
OdpowiedzUsuńhahaha Dobre hasło Lan! Widok nagiego Jue dałby siłę Lan do ucieczki nawet ze stalowego uścisku Retha ;-) swoją drogą, Jue był nagi, ubrali go? ;O Ciekawe czy mu powiedzą co zrobiła Mai...;x I Jak Jue to przyjmie ;]
Usuńhm... czyli arcymistrz też widzi retha! no, no ;-) a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. bo chyba Reth nie jest na tyle silny, by widzieli go wszyscy...;]
.............
JUE NA PIERWSZYM MIEJSCU!
Jako dziecko był... ROZKOSZNY! Chciałabym mieć takiego Jue w domu *w* byle nie wyrósł na terrorystkę...;x
GENIALNA! znaczy się strażniczka Lan ;-) Faktycznie, nie wiadomo gdzie ją zaklasyfikować... a przynajmniej ja nie wiem ;x ale ładnie wyszła ;] Zupełne przeciwieństwo Lan! Mam nadzieję, że ona nie nabawi się przez to kompleksów ;P
cooo???? Już dostała tytuł kapitana? O_O serio? o_O tak szybko? O_O a pomiędzy testem a rangą kapitana nie ma czegoś jeszcze, co Lan "przeskoczyła"?
hahaha: "ale ta początkująca kapitan będzie się uczuć pod przewodnictwem jednego z najlepszych." Jue jak zawsze skromny! ;] Mimo wszystko, Koffany! ;] teraz się zacznie akcja mwahahaha! I pojawi się Natashka! *taniec hula* Pisz szybko drugą cześć! *allahy*
a wlasnie, wlosy. teraz ma srebrne, kiedyś miałrude... czy to z podowu połączenia jego duchowej siły z rethem? a może kolor mu się zmienił przez klątwę? a może w ogóle mu się nie zmienił i Jue się farbuje? ;O
UsuńPo prostu naciągnęli to, co już wcześniej miał na sobie: ściągnięte (ciuch nr 1) i owinięte wokół szyi (ciuch nr 2). A Arcymistrz nie widzi Retha. Wyczuwa obecność, ale nie widzi, kiedy ona mu na to nie pozwala. A w tym momencie tego nie chciał, bo wiedział, że mógłby zostać zawrócony w progu. Arcymistrz i jego moralność... :D
UsuńOczywiście, że Jue numerem 1! Jako dzieciak of course. Starałam się z całych sił, by wypadł słodziakowato! Zmotywowałam do tego najdalsze zakątki mojej pamięci!
Ano, Peir nie jest do końca aniołkiem, choć ma białe skrzydełka. Demonem to już w ogóle nie jest ^.^ Niedługo wszystko się wyjaśni.
Cóż, ten tytuł nie zmienia wiele. Nadal jest uważana za uczennicę. Tyle tylko, że inni uczniowie przed nią odpowiadają. Ranga kapitana nie jest znów takim wielkim powodem do dumy, ale oczywiście podwyższa status osoby noszącej ten tytuł. A Lan otrzymała go za swą odwagę i determinację, a także gotowość do oddania życia za swojego Mistrza, gdyż cała akcja wcale dobrze się skończyć nie musiała. Nie mógł też nie zwrócić uwagi na fakt, jak dobrze wygląda jej współpraca z Rethem. W tym aspekcie wyprzedziła innych uczniów o długie miesiąca, czasem lata nauki. Wykazała się wielką siłą :) Tytuł kapitana będzie ją chronił przed nią samą w sumie - inni Mistrzowie na pewno nie będą jej wykorzystywać do prania swoich brudnych skarpetek :D
A Jue miał jako dziecko włosy czerwone - i bardzo dobrze kombinowałaś. Po wyzwoleniu uśpionej w nim mocy Retha jednak obudziło się także jego przekleństwo, które wysrebrzyło jego włoski. O tym też będzie później, ale możesz wiedzieć o tym teraz, żadna z tego wielka tajemnica.
Chociaż... perspektywa farbowania przez niego włosów jest kusząca :D
Zaczyna się fantastycznie :) Uwielbiam tę historię i... oh! <3
OdpowiedzUsuńReth jest świetny i... mimo że Lan mówi, ze mu ufa, to wydaje mi się że to zaufanie jest troche jakby... z obawy ( tak wiem, ze sie go obawia, ale chyba wiesz o co mi chodzi, nie? :)
Co do Arcymistrza... Ciekawa jestem cóż za duch w nim siedzi... hm...
Powiem, ze mnie aż ciarki przeszły, jak.. zaczęło sę ratowanie Jue.
Lan "weszła" do iluzji, w której znajdował się Jue? O.o Matko jedyna... Jak czytam o tym co ją boli, zaczyna mnie wszystko boleć.. :/ Ale... ta iluzja zdaje sie być taką czystą sielanką! A tymczasem to, w pewnym sensie, pułapka...
"- Wczoraj przeczytał mi bajkę na dobranoc. Słuchałem go tak długo, że musiał przeczytać mi trzy kolejne.
- Och, łobuzie. Tata czytał ci bajkę, żebyś zasnął.
- Ale to byłoby niegrzeczne! – oburzyło się dziecko. – Nie można spać, gdy ktoś mówi!" ---> Kocham go! haha xD mały Jue to miszczu normalnie!! Moja 4,5 letnia siostra robi podobnie xD ale w końcu ja mówie dość i zarządzam "krótką przerwę techniczną" trwającą do rana ;p i okazuje sie ze ja zasypiam wcześniej niż ona xD haha
Czekaj, czekaj... CZERWONYCH włosów?! TO to nie był Jue ? O.o *czyta dalej, szukając wyjaśnienia*.
"Zajmujesz w jego sercu miejsce większe, niż ci się zdaje. Zaufa ci, jeśli ty zaufasz sobie." Matko sałatko! Powiem, że jestem coraz bardziej wciągnita, co nie zmienia faktu ze nadal nie rozumiem tego, czemu ma czerwone włosy nasz mały Jue? -.-'
Czytając opis Peir, nie wiem czemu przed oczami pojawiła mi się któraś z bohaterek czarodziejki z księżyca O.o Nie pytaj, oglądałam tę bajke jakies 12 czy wiecej lat temu i nic z tego nie pamiętam, ale... tylko pamiętam jak wyglądają postacie ;p
A ta sielankowa iluzja... cofam to. TO BYŁ ISTNY KOSZMAR!!! Ale dobrze, że nasza czarodziejka Peir ich wydostała. ( Dlaczego Jue miał czerwone włosy?!! )
Co do rzeczywistości... Gratuluję Lan osiągnięcia tytułu kapitana! No i Jue taki... opiekuńczy, no wreszcie!! I... Boże, czemu tak szybko koniec? :( Jestem nieusatysfakcjonowana z długości rozdziału!! :( Ale treściowo był mega. I powiem, że wlepiałam swoje biedne oczy w ekran i nie mogłam nawet na chwilę odciągnąć wzroku od tekstu... To jest takie.. totalne wow! xD
i mam na koniec jedno, ostatnie pytanie.
CZEMU JUE W WIZJI MA CZERWONE, OGNISTE WŁOSY!? myślałam, że ma srebrzystobiałą czuprynę? :(
No tak, ale nadal to zaufanie. Ja bym zaufała aniołowi bez względu na sytuację :D
UsuńWejście do iluzji, która wymaga przełamania jej z obu stron (cielesnej i duchowej)... ha, uznałam ten pomysł za cokolwiek genialny :D I jak zwykle ujawniło się moje upodobanie do opisywania tego, że boli. I jak. I że bardzo ;p Lądowania w moich opowiadaniach rzadko są bezbolesne. Muszę nad tym popracować :))
Haha! Udało mi się stworzyć małego Jue tak, jak chciałam. Słodziakowatego. Dość naiwnego i narwanego. Ach, jestem happy~~
Czarodziejka? ;o Nie wiem, nie oglądałam Sailorek. Nie miałam wtedy ani kablówki, ani satelity. A na "jedynce", "dwójce" i "trójce" nie emitowani tego animca. Podejrzewam, że teraz by mnie nie zainteresował, więc nawet nie próbuję go oglądać.
Jue miał czerwony włoski zanim przywołał Retha i zanim obudziło się jego przekleństwo syna czarownicy. W chwili, gdy jego duchowa moc połączyła się z Rethem, uwalniając w tym samym momencie ten drobny defekt, jego włosy wysrebrzały (czy jest takie słowo? ;o ale słownik nie podkreśla, że źle...). Są one zarówno oznaką przekleństwa, jak i wielkiej siły. Dlatego też Reth ma włoski czerwone - podobne, jak Jue, gdy był mały ^.^
A rozdział był długi. Zajął mi chyba ponad 5 stron w wordzie (nie pamiętam dokładnie). Mogłabym go wydłużyć ale... nie. Tak jest dobrze :D
hahaha xD
OdpowiedzUsuńJue wyszedł słodko, a jakże ;p
Co do opisów tego co boli i jak i jak bardzo - jesteś w tym miszczem. I nikt Cię nie pobije xD Wiesz, a wrzucenie jakiegoś opisu nieukazującego cierpienia i ból czy rozpaczy ( lol brzmi jak rodem z mojej prezentacji maturalnej O.o haha) mogłoby być zaskoczeniem dla czytelnika, nie uważasz? hehe :) Poza tym... jestem mega ciekawa co sie wydarzy w drugiej części...
No i co do kwestii czerwonych włosów małego Jue - dotarło do mnie xD dzieki za wyjaśnienie ;p Ale powiem, ze.. chyba bardziej mi się podoba obraz Jue, który wykreowałam jako tego srebrzystowłosego *przemienia wyimaginowany portret w czerwonowłosego chłopca* Nie, nie bardzo by mi pasował. Dobrze że mu wysrebrzały włosy xD
A i z tego co wiem to jest takie słowo ;p ja często go używałam jak byłam młodsza i czyściłam medaliki ;p haha, mówiłam wtedy że są srebrniejsze, a moja mama mnie poprawiała ze wysrebrzały. więc sądze ze jest xD
Kiedy newsik? ;d
Wiesz, Limeciu, jak sie dorwałam do twojego opowiadania, to bede Cię teraz nękać pytaniami "kiedy nowość" hahahaha xD bede czystym zueeeem xD