Lśniące, białe niczym śnieg włosy zakrywające drobną, uderzająco piękną twarz.
Melancholijne spojrzenie niemal krystalicznie błękitnych oczu. Drobna, chłopięca sylwetka.
Miękkie, lekko różowe wargi, jakby prowokacyjnie w tej chwili rozchylone. Alabastrowa skóra, w którą wżerały się czerwone
niczym świeża krew ścieżki okrutnej klątwy, oplatającej jego ciało niczym pajęcza sieć. Najmniejsze poruszenie sprawiało,
że jaśniały w mroku, zacieśniając swój brutalny uścisk.
Nat’asha, podziwiając ten zniewolony przez nią, całkowicie
jej podległy i zależny od niej w każdym aspekcie swojej egzystencji cud boskiego
stworzenia, oblizała z zachwytem wargi. Stała tak blisko, że była w stanie
usłyszeć, jak jej najcenniejsza zdobycz oddycha, choć robiła to niemal
nienaturalnie cicho. Wiedźma była pewna, że gdyby przysunęła się jeszcze o
krok, do jej uszu doszedłby miarowy, leniwy, bardzo spokojny rytm serca w jego
piersi. Zamiast tego jednak wyciągnęła przed siebie dłoń zaopatrzoną w długie
paznokcie, którą położyła na piersi swej zdobyczy, unieruchomionej przy ścianie
za pomocą magicznych łańcuchów i kajdan zamkniętych wokół jego nadgarstków i
kostek u nóg.
Wiedźma mruknęła z zadowolenia, kiedy wyczuła pod palcami twarde
sploty mięśni ukryte pod alabastrowo białą, zimną skórą. Był niczym marmurowy posąg. Dzieło sztuki najzdolniejszego rzemieślnika. Ścieżki zaklęcia
rozjarzyły się w odpowiedzi na dotyk wiedźmy. Nat’asha natychmiast kazała im
się uspokoić. Nie chciała, by zbytnio… skrzywdziły jej zdobycz. Chciała go
żywego. Przynajmniej na tyle, by mogła korzystać z jego zdolności.
- Jak się dziś czujesz, Rafaelu?
Nie odpowiedział jej. Oczywiście, że nie. Od chwili, w
której wpadł w jej ręce, nie wypowiedział ani słowa. Wszystkie jej zabiegi
dążące do zmiany tego stanu rzeczy spełzły na niczym. Nie potrafiła skłonić go
do współpracy. Początkowo ją to irytowało, ale z czasem się z tym pogodziła.
Dopóki miała dostęp do jego mocy, nieważne było, jakie stosunki panują między
nią a jej zdobyczą. Najciekawsze w tym wszystkim było jednak to, że nie mógł darzyć jej nienawiścią. Nie potrafił tego. Mógł się jej sprzeciwiać, ale, mimo wszystko, kochał ją tak, jak każdego innego człowieka. I z całą pewnością nie potrafiłby jej skrzywdzić.
Przesunęła palcami po jego ciele. Fascynowało ją. Było
bowiem takie… kruche, delikatne, choć kryło się w nim tyle wspaniałej siły!
Jeszcze nigdy przedtem nie miała w swoim posiadaniu kogoś tak niezwykłego. Demony,
które przywiązywała do siebie wcześniej i używała według własnego uznania, nie
mogły się nawet w małym stopniu równać z jej najnowszym nabytkiem. Uwięzienie
go pozbawiło Nat’ashę niemal całej mocy, ale wiedziała, że to się jej opłaci.
Druga taka okazja mogła się nie trafić. Musiała działać natychmiast, stawiając
wszystko na jedną kartę – i proszę, oto był, zniewolony, bezbronny, niezdolny
powrócić do Nieba.
Właściwie złapała go przypadkiem, podczas normalnego rytuału
przywoływania demonów. Szeregi jej prywatnej armii zostały w ostatnim czasie
uszczuplone, musiała je więc uzupełnić. Coraz trudniej było jej jednak
ustanowić połączenie między światem materialnym i niematerialnym. Nat’asha
wpadła wtedy na pomysł, by poszukać w piekle kogoś, kto mógłby ułatwić jej te
wędrówki. Zaczęła więc szukać demona, który mógłby się z nią podzielić
interesującą ją mocą. Kogoś, kto stałby się dla niej przewodnikiem.
Naprawdę nie wiedziała, jakim sposobem w jej ręce wpadł
archanioł Rafael. Co robił w piekle? Nie przywołała go przecież z Nieba, takiej
mocy nie posiadała. Wyraźnie utworzyła połączenie między swoją duszą a
wymiarem, w którym znajdowało się piekło z interesującymi ją demonami. Kiedy
jednak poczuła jego moc…
Musiała go mieć. Po prostu musiała. Stanowił narzędzie
doskonałe w jej rękach. Niebiański Przewodnik i Uzdrowiciel. Dwa w jednym.
Lepszą zdobyczą byłby chyba tylko sam archanioł Mikael, z pomocą którego
mogłaby zrealizować swój plan sprowadzenia Końca Świata natychmiast po jego zniewoleniu. Do chwili złapania Rafaela nie wiedziała jednak, że możliwe jest schwytanie
archanioła – dlatego też ograniczała się do demonów. Łatwiej też było ich
używać, jako że magia wiedźm związana było z mrokiem, a nie światłem. Dlatego
też musiała odnaleźć sposób na to, by wykorzystać moc Rafaela bez szkody dla
siebie. Musiała zmienić światło w mrok.
Oczywiście, ten proces nie był łatwy. Gdyby miała do
czynienia z przeciętnym aniołkiem, nie byłoby większego problemu. Rafael był
jednak archaniołem. Poprzeczka została postawiona w jego przypadku wysoko.
Nat’asha obliczyła, że będzie musiała zmusić go do pochłonięcia około tysiąca,
może dwóch tysięcy dusz upadłych. No, w ekstremalnym przypadku trzech tysięcy. Liczba
jednak nie była dla niej problemem, piekło posiadało wystarczającą ilość dusz.
Nie, problemem był fakt, że uwięzienie Rafaela wyssało z niej niemal całą moc.
Musiała ją uzupełniać, ale ostrożnie. Nie mogła przesadzić.
Westchnęła. Nie spodziewała się, że będzie łatwo.
Oczywiście, że nie. Najważniejsze jednak, że Rafael znajdował się w jej rękach. Moc z czasem do niej wróci. Musiała tylko uzbroić się w cierpliwość. O tak,
cierpliwość. Miała jej pod dostatkiem. Wiedziała przecież, że jej czas w końcu
nadejdzie.
Zaśmiała się, z całej siły zatapiając paznokcie prawej dłoni
w ciele Rafaela, z fascynacją przyglądając się pięciu krwawym śladom w
kształcie półksiężyców. Kiedy cofnęła rękę, rany natychmiast się zamknęły, nie
pozostawiając po sobie najmniejszej blizny.
Cudowny. Był po prostu cudowny.
Nat’asha wiedziała, że zrobi z niego dobry użytek.
O tym, że do De Arche nie dostaną się tak łatwo, jak
zamierzali, dowiedzieli się całkiem przypadkiem od Hale’a. Kiedy bowiem chłopak
zdał raport z przeglądu wiatrowca, który okazał się być w bardzo dobrym stanie,
Jue z zadowoleniem skinął głową i oświadczył, że w takim razie mogą ruszać do
De Arche bez zbędnych obaw o to, że coś się stanie ze środkiem ich transportu.
Koniec końców, czekała ich długa, ponad pięciogodzinna podróż. Lepiej było się
upewnić, że wszystko działa tak, jak należy.
Hale przybrał skonsternowany wyraz twarzy, gdy usłyszał,
jaki jest cel ich podróży. Lan, która od dobrej chwili mu się przyglądała – z
jakiegoś powodu jej wzrok wciąż powracał do jego sylwetki – od razu zwróciła na
to uwagę.
- Przepraszam, czy coś… coś cię niepokoi? – zapytała,
podchodząc bliżej i z ciekawości przekrzywiając głowę.
- Hm… Nie, tylko…
- Pochodzisz z De Arche, prawda? – drążyła Lan, czując, jak
coś przyciąga ją do Hale’a. Fascynował ją w sposób, w jaki Mistrz Jue nigdy nie
potrafił. Nie potrafiła określić, dlaczego tak było.
Chłopak skinął głową, przygryzając dolną wargę w zamyśleniu.
Zaraz potem odwrócił się ku przygotowującemu pojazd do podróży Jue i zapytał, z
jakiego powodu kierują się w stronę De Arche i z czyjego zaproszenia. Jue
wysunął się z kokpitu i spojrzał ze zdumieniem na Hale’a. Zastanawiał się
pewnie, o co może chłopakowi chodzić. Nie miał chyba żadnego powodu ku temu, by
interesować się ich misją? Oczywiście nie wiedział, że Hale był archeńczykiem.
- Cóż, mamy tam… pewną sprawę… do załatwienia – odpowiedział
w końcu ostrożnie. Nie chciał być niegrzeczny i mówić, że to nie jest jego
sprawa.
Hale zmarszczył brwi, najwyraźniej wpadając w jeszcze
większą konsternację niż przed kilkoma chwilami.
- Mistrzu, czy mogę cię o coś zapytać?
Jue nie wyglądał na przekonanego, ale skinął głową.
- Byłeś kiedyś w tym mieście? Masz jakieś informacje na jego
temat?
- Nie, to moja pierwsza misja w De Arche. Właściwie dlaczego
pytasz?
Hale po raz drugi tego dnia wyciągnął z kieszonki
identyfikator i pokazał go Jue.
- Urodziłem się tam. Doskonale znam zwyczaje, które są w tym
mieście przestrzegane. A jednym z nich jest trzymanie Łowców z dala od murów
miasta.
Tym razem to Jue ściągnął brwi, po czym wyciągnął z ukrytej
w podszewce płaszcza kieszonki białą kopertę. Lan z fascynacją przyglądała się
rozwojowi wypadków, którego była świadkiem. Właściwie nie działo się nic
szczególnego, ale dziewczyna czuła, że coś wisi w powietrzu. I nawet wiedziała
dokładnie, co: komplikacje. Wyglądało bowiem na to, że coś
zaczynało zgrzytać w idealnym planie Jue, zakładającym szybkie, bezproblemowe
dotarcie do De Arche, załatwienie sprawy w najszybszy z możliwych sposobów i
powrót w chwale do Gildii.
Lan czuła ekscytację całą sobą.
- Otrzymaliśmy list, w którym poproszono nas o pomoc –
wyjaśnił Jue, wyjmując z koperty list. Rozłożył go i uniósł na wysokość oczu
Hale’a. – Rozpoznajesz chyba tę pieczęć?
- Oczywiście, Mistrzu. Tylko że to pieczęć rządu cywilnego,
którego decyzje muszą zostać poparte przez rząd wojskowy, by nabrały mocy
prawnej. Innymi słowy, wojsko zapewne nie ma najmniejszego pojęcia o waszym
przybyciu i ostrzela was, kiedy zbliżycie się na tyle, by radary wykryły waszą
obecność. De Arche tylko zamajaczy wam na horyzoncie, zanim zostaniecie
całkowicie zniszczeni przez główne działo umieszczone w centralnej wieży. Ma
zasięg ponad czterech kilometrów, a jego pociski zmieniają pojazdy typu
wiatrowców w kupkę pyłu. Wiem, bo sam je kalibrowałem trzy lata temu.
Jue westchnął, opuszczając dłoń z listem. Wyglądało na to,
że się nad czymś zastanawiał.
Lan natomiast zainteresowało to, co Hale powiedział
wcześniej: że do De Arche nie wpuszczano Łowców. Mimo wszystko Gildia otrzymała
zgłoszenie od archeńczyków z prośbą o pomoc. A jeśli nie poinformowali o tym
wojska… Nasuwała się logiczna konkluzja,
że może mieszkańcy mają jakiś problem z wojskiem?
- Czy możemy się dostać do De Arche innym sposobem? –
zapytała więc, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości.
Hale odwrócił się ku niej.
- W pewnym sensie. Istnieją dwa sposoby, które, przy
odrobinie szczęścia, pozwolą wam dotrzeć do miasta. I przekroczyć jego bramy.
- Dwa? Który z nich jest bezpieczniejszy? – drążyła Lan. Jue
posłał jej rozbawione spojrzenie, najwyraźniej nie spodziewając się z jej
strony tego typu pytań.Nic dziwnego, zazwyczaj nie była aż tak odważna i nie zadawała niemal zupełnie nieznanym mężczyznom pytań. Hale był jednak... inny. Było w nim coś, co ośmielało Lan. Chciała, by zwracał na nią uwagę.
- Oba są… w miarę bezpieczne. Będziecie musieli poświęcić jednak
więcej czasu na ich realizację, niż początkowo zakładaliście, gdy wybieraliście się w tę podróż.
- Jesteśmy przygotowani na wszelkie komplikacje – zapewnił
Jue. – Czas nie gra żadnej roli. Najważniejsze jest dla nas wykonanie zadania.
Hale westchnął.
- Po pierwsze, musicie uzyskać przepustki. Oczywiście nie
możecie zdradzić się z tym, że jesteście Łowcami. To was przekreśli na starcie.
- Gdzie możemy je otrzymać? – Teraz Jue przejął inicjatywę w
zadawaniu pytań. Lan zdecydowała się tylko przysłuchiwać, choć ciekawość i
ekscytacja niemal nie pozwalały jej ustać w miejscu. Nareszcie czuła się jak na
prawdziwej misji!
- Musicie pojechać do Wirg. Od De Arche dzieli je
mniej więcej dziesięć kilometrów. Stamtąd też możecie skorzystać z kolejki
podziemnej, wiodącej prosto do celu waszej podróży. Problem tylko jest taki, że
kiedy przybędziecie na stację, zostaniecie poddani szczegółowej kontroli. Jeśli
cel waszej podróży nie spodoba się oficerowi, z którym będziecie rozmawiać…
cóż.
- De Arche ma niezłą ochronę… Słyszałem plotki o tym, jak
dobrze jest uzbrojone, ale wydaje mi się, że to wasze wojsko wpada w niemałą
paranoję…
Na usta Hale’a wypłynął nieznaczny uśmieszek.
- To konieczne środki bezpieczeństwa. De Arche to forteca,
która chroni nie tylko ludzi, ale też całą dostępną nam, to znaczy ludzkości, wiedzę. Niekiedy
niebezpieczną. Wiele projektów, które powstają za murami mojego rodzinnego
miasta, jest ściśle tajnych. Gdyby dostały się w niepowołane ręce… Dlatego
ochrona jest tak ścisła i dlatego z taką nieufnością traktuje się nowo
przybyłych.
- Wspomniałeś o dwóch możliwościach – zauważyła szybko Lan.
Hale skinął głową, po czym poprawił gogle przesunięte aż pod
linię grzywki. Przez dłuższą chwilę się wahał, ale w końcu oświadczył:
- Druga jest taka, że ja mógłbym was tam zawieźć.
- Ty? – zdziwił się Jue.
Inżynier Zeine pokiwał niechętnie głową. Najwyraźniej ta
możliwość podobała mu się najmniej, ale z tego właśnie powodu Lan stwierdziła,
że jej się podoba bardziej od pierwszej. Naprawdę nie wiedziała, skąd się w
niej bierze ta przekora, ale nie mogła powiedzieć, że się tym stanem rzeczy
niepokoi. Wręcz przeciwnie, ogarniała ją coraz większa ekscytacja i duch
przygody. Misja, którą Mistrz Jue określił jako średnio angażującą, nagle stała
się interesująca.
Lan coraz bardziej chciała w niej uczestniczyć.
- My, archeńscy inżynierowie, poruszamy się specjalnymi
pojazdami. Czołgami, jak niektórzy je nazywają. Posiadają system operacyjny
rozpoznawany przez radary w De Arche jako przyjazny. Do takich pojazdów wojsko
nie strzela.
- Więc problem rozwiązany! – ucieszył się Jue. – Zabierzemy
się z tobą.
Hale potrząsnął głową.
- Nadal potrzebujecie przepustki. I jakiejś wiarygodnej
historyjki, którą będzie można sprzedać oficerom, którzy i tak sprawdzą, kto
siedzi w pojeździe. Łatwiej by chyba było, gdybyście po prostu zrezygnowali z…
Jue uniósł dłoń, przerywając chłopakowi. Co jak co, ale on
jeszcze nigdy z żadnej misji nie rezygnował i nawet nie zamierzał wysłuchiwać
tej propozycji. Został wysłany po to, by zaradzić problemowi, z którym borykają
się mieszkańcy De Arche i zamierzał go rozwiązać, gdyż takie właśnie polecenie otrzymał od Arcymistrza. Wcale nie dlatego, że
złożenie w tym momencie broni i wycofanie się z pola walki byłoby tchórzostwem,
ale dlatego, że rezygnacja po prostu nie leżała w naturze Jue, a poza tym,
podobnie jak Lan, ta misja zaczęła coraz bardziej mu się podobać. Rzadko kiedy
natrafiał na kłopoty. Prawie zapomniał, jak wielką radość sprawiało mu
rozwiązywanie problemów, nad którymi musiał się napocić.
Uśmiechnął się. Nie będzie mile widziany w De Arche przez
wojsko? I bardzo dobrze! Jeśli będą chcieli się z nim pobawić, będzie gotów w
każdej chwili.
- Dzięki za radę. Myślę, że wybierzemy się do Wirg –
oświadczył po chwili namysłu. Bardziej skomplikowana opcja zdecydowanie
przypadła mu do gustu. Poza tym, nigdy nie był we wspomnianym mieście i nie
mógł oprzeć się pokusie jego poznania. – Lan, chodź ze mną po nasze bagaże.
Wyruszamy natychmiast.
- Poczekajcie! – zatrzymał ich Hale. – Nic nie zdziałacie,
jeśli nikt za was nie poświadczy podczas składania wniosku o wydanie
przepustki!
Jue zmrużył oczy, zawieszając na nim wzrok. Przez chwilę mu
się przyglądał, po czym jego oblicze rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Cóż, w takim razie chyba będziesz musiał zabrać się z
nami.
- Co?! Ale… Nie mogę tak po prostu… To nie wchodzi w grę!
- Weźmiesz jednodniowy urlop… Bo chyba tyle zajmie nam
podróż do Wirg? Oczywiście uwzględniam też powrót do Iztharu.
- To jakieś szaleństwo!
- Spokojnie, przyda ci się trochę wolnego. Zresztą, jesteś
mechanikiem klasy ,,A”, prawda? Sam widziałem, gdy pokazywałeś mi swój identyfikator.
Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie pozwalają ci korzystać z przywilejów,
które ci przysługują?
Hale najpierw uniósł dłonie w geście, jakby chciał się przed
czymś bronić, ale szybko je opuścił, wzdychając ciężko. Najwyraźniej uznał, że
nie ma w tym momencie sensu kłócić się z Mistrzem Jue.
- W porządku. Zabiorę się z wami. Ale wracam zaraz po tym,
jak za was poświadczę! Będziecie zdani na siebie, gdy już otrzymacie
przepustki.
- Oczywiście! – zgodził się Jue, raźnym krokiem zmierzając
ku drzwiom karczmy. Lan dotrzymywała mu kroku, równie zadowolona, co on.
Kłopoty kłopotami, ale misja nagle zrobiła się o wiele ciekawsza.
I obojgu się to bardzo spodobało.
_____
1. Rozdział mi się podoba, zwłaszcza jego część pierwsza. Ta Nat'asha to Zuo wcielone... and I'm fine with that >;3
2. Dla Liściaka: Wyjaśniłam tę kategorię A:0+. Zajrzyj do bohaterów pod Hale'em ;))
3. Wiem, że część 2 tego rozdziału to prawie same dialogi. Próbowałam to zmienić, ale... Meh. I tak, wiem, że nie ma Retha, ale już wkrótce się pojawi! Jest w tym momencie bardzo zajęty, ale się pojawi! :D
Pierwsza! ;-) dzieki za wyjasnienie ;) myślałam, że o tym zapomniałaś ;) przeczytam jutro gdy skonczy sie mlyn ;)
OdpowiedzUsuńJakim cudem... Nevermind O.O
Usuńja też nie wiem jak ona to robi Limeciu. O.o
UsuńO_O Psychopatka Nat'asha! Uwielbiam ją! *w* Nie wiem jak udało jej się uwięzić Rafaela, jakim cudem to przeżyła, jak i kiedy to zrobiła, ale WOW. To mi się podoba ;) Zawsze, gdy pisałaś o Nat'ashy opisywałaś to co aktualnie ona porabia, odnosiło się silne wrażenie, że jej życie toczy się dalej, bez nas w charakterze obserwatorów ;)
Usuńok, Natashka straciła prawie całą moc, czy jej moc się zregeneruje? czy już for ever (lub do końca świata) będzie z tą uszczuploną mocą? ;> ach, juz wiem;)
jhahahahah! Widzę, że Natashka jest kiepska z matmy ;) no ale zjedzenie tysiaca upadłych dusz wiecej czy mniej.... niewielka różnica;P
*q* Lan i Hale! świetnie! Jue z Rethem będzie mój! MWahahaha! ;]
SUPER! ;] Podoba mi się, jak Jue załatwił Hale hehe ;) dłużej spędzi z nimi czas ;) Ciekawe czy wojskowi załatwią Hale mówiąc, iż skoro poświadczył za nich, to teraz musi mieć ich na oku i znowu na dłużej przywiążą go do łowców ;) Może i nie ma retha,m ale był Hale! Cudowny Hale! *w*
ale co zrobiłam? O_O
Usuńpytanie brzmi: jak to sie stało, ze byłaś pierwsza? O.o
UsuńNo oczywiście, Nataszka jest samowystarczalna. Znaczy, w pewnym sensie. Nadal potrzebuje demonów, by wykonywali za nią pewne prace. Poza tym, ona jest motorem napędowym złych wydarzeń, może sobie więc stać gdzieś w tle :D
UsuńNo oczywiście, że niewielka różnica ;p Znaczy może w liczbie, ale nie będzie miała kłopotów z przywołaniem jednego tysiąca mniej lub więcej.
A co do Hale'a I Lan zaczynam czynić pewnego plany mwahah. Ale Jue i Retha ci nie oddam! ;o
dlaczego nie oddasz? *chlip* masz jakies plany dla Jue i Retha? Ty...a może Lan bedzie z Rethem? hihihi ;P ale wtedy chce Hale! ;-)
UsuńPoczątek jest przerażający. I to bardzo! Ten opis jest taki... dokładny i w pewnym sensie... no straszny xD Ta obserwacja Nat'ashy tego biednego jej boskiego stworzenia.. Jezuniu kochany... Jest jak szalony naukowiec. O.o
OdpowiedzUsuńCzekaj, czekaj.. czy ja dobrze rozumiem? Nat'asha złapała anioła? O.o I czerpie z niego moc? A to zuo wcielone, no! Wyzysk na ludziach! No.. raczej aniołach teraz powinnam powiedziec ;p
*ściana, ściana, ściana* No nie łądnie! Biedny archanioł! Dlaczego? :( Nat'asha jest ZUA!!!!!!! I najgorsze/ najlepsze ( zależy z jakiego punktu widzenia ;d) jest to, że ta wiedźma traktuje wszystko i wszystkich tak przedmiotowo... O, leci aniołek - musze go mieć~! Bo ma moc, której ja pożądam! :( To jest mega przykre.. ale no takie są zue charaktery i gucio w tej sprawie można zrobić. Są złe bo są zue, nie?
Boże, dlaczego ona tak niemożliwie męczy tego biednego archanioła? ;( Zabić się po prostu! Nat'asha to zuo wcielone powiadam!
przechodząc do sprawy Lan:
Czy ona ma zamiar coś kręcić z Hale'm? Jej zafascynowanie tym inżynierem wprawia mnie w dziwny, nieokreślony nastrój. Nie wiem, ale nie podoba mi się to...
Ulalala... No to Huston, mamy problem, nie? No i kurcze. W De Arche... mają trzymać z dala Łowców, tak? No to mają przechlapane... *czyta dalej*
No tak, komplikacje jak zwykle. Ale bardzo mi się podoba postawa Lan. Dobrze, że dziweczyna zadaje pytania i drąży temat - oby tak dalej :) Tylko... naprawde czuję ze z Halem bedą kłopoty :/ I coś mi się zdaje ze Hale nie jest zadowolony, ze musi ich zawieźć do miasta, mam racje? ;) Czekaj, zgubiłam sie. Jadą do Wirg, tak? po przepustki. To w końcu oni jadą z Halem czy bez niego do De Arche? O.o
Rozdział jest pierwsza klasa :)
Czekam na Retha w nowości ;p
Oczywiście. Zuy charakter jest zUy dlatego, że jest... zUy :D Logicznie rzecz biorąc, nie może być dobry. A ktoś, kto chce doprowadzić do powtórki z rozrywki, jaką był Koniec Świata... Staram się, by nasza Nataszka wyszła wiarygodnie zUa. I najwyraźniej mi się to udaje mwahaha :>
UsuńA jeszcze nie wiem, czy Lan będzie coś z uroczym inżynierem kręcić. Może. Na razie zostawiam sobie otwartą furtkę. Przemyślę jeszcze ten wątek, choć nie ukrywam, że mi się podoba ta wizja. Nawet bardzo ;3
A że Hale jest niezadowolony? Pikuś. A poza murami De Arche jest zobowiązany w miarę swoich możliwości pomóc Łowcom. Pojedzie więc z nimi do Wirg, by za nich poświadczyć. Kiedy to zrobi, zamierza natychmiast wrócić, ale wkrótce się okaże, czy rzeczywiście to zrobi :D
nie powiem, mam mase pytań, ale jeśli je Ci zadam to chyba padniesz na zawał i przegrzanie mózgowe. Albo wyparowanie? Nie wiem, ale za dużo mam pytań. XD
UsuńUch, nie chcę patrzeć, jak mój mózg wyparowuje, prawdopodobnie przez uszy ;p Zostawmy te pytania na później!
UsuńTak jest, siostro Czepiak! xD
Usuń