Z jakiegoś powodu wszyscy aniołowie zostali wezwani do
Nieba. No, może nie do końca, bo upadli nadal nie mogli przekroczyć jego bram,
ale wymiar, do którego ich zaproszono, wyglądał bardzo znajomo i niebiańsko. To
miejsce było pewnego rodzaju mostem pomiędzy światem materialnym i
niematerialnym i każda dusza miała prawo przebywać w tym miejscu, jeśli została
zaproszona. Wymiar ten zmieniał się w miarę potrzeb i okoliczności, a że tym
razem miał posłużyć aniołom za miejsce spotkania, został dostosowany do ich
potrzeb. Cóż, nadal nie było to Niebo, ale i tak miło było postawić stopę w tym
miejscu, zwłaszcza, jeśli spędziło się na wygnaniu ponad sto ziemskich lat.
Tutaj liczyło się czas inaczej – a raczej nie liczyło, ściśle rzecz ujmując – ale
nostalgia rodziła się zapewne w każdym aniele, który pojawił się na wezwanie.
Niektórzy jednak nie byli zadowoleni z faktu, że przypomina im się w tak
oczywisty sposób o tym, co stracili. Nerwowo poruszali się wśród innych,
gwałtownie trzepocząc skrzydłami i kręcąc głowami. Zdecydowana większość jednak
wydawała się uszczęśliwiona faktem, że pozwolono im powrócić do miejsca, które
w tej chwili było tylko imitacją Nieba, ale pozwalało im poczuć się jak w domu.
Reth miał mieszane uczucia co do sytuacji i miejsca, w którym się znalazł. Odpowiedział na wezwanie,
oczywiście, że tak, ale czuł się niczym nieposłuszny dzieciak, którego
ściągnięto do domu za ucho. Zanim usłyszał głos, nakazujący mu wracać do Nieba,
czerpał energię z wrzącej na powierzchni słońca materii i tańczył wraz z
gazowym pyłem unoszącym się nad jego powierzchnią – gorącym, gwałtownym,
stanowiącym żywioł sam w sobie. Uwielbiał w ten sposób ładować swoje baterie –
jak Jue lubił nazywać jego wyprawy – i współczuł aniołom, którzy nie mogli
zbliżać się do tych potężnych gwiazd.
Zapomniał już, jak spokojne jest Niebo i jego okolice. Gdyby
dano mu jakiś wybór, zapewne w tym momencie by go tu nie było. Nawet, jeśli
aniołowie w Niebie mieli jakiś problem, powinni poradzić sobie z nim
sami. Poza tym, ściągając tutaj upadłych bez możliwości odmowy, dawali im do
zrozumienia, że nie respektują ich wolnej woli. To się Rethowi bardzo nie
podobało. W końcu zapłacił wysoką cenę za swą wolną wolę i chciał móc w takich
momentach z niej korzystać. Dlaczego mu zabraniano?
Nagle wśród aniołów zapanowało poruszenie. Wszyscy zapewne
poczuli to samo, co Reth – Obecność. Natychmiast też upadli na kolana, bijąc
czołem o ziemię, jednocześnie rozpościerając skrzydła w geście szacunku i
uwielbienia. Nastała głucha cisza, niezakłócona nawet przez najmniejsze
tchnienie wiatru. Trwała aż do czasu, gdy Obecność pojawiła się między nimi i spoczęła
na każdym z nich, niczym ręka kochającego ojca pieszczącego swoje ukochane
dziecko. Zaraz potem zaczął się podnosić lament.
Archanioł Rafael został odebrany Niebu przez człowieka.
Wiadomość uderzyła w aniołów z trudną do opisania siłą. W
aniołów, którzy przecież pokładali swą ufność w ludziach i użyczali im swoich
mocy. W ich umysłach natychmiast zapanował zamęt. W większości narodził się
gniew. Wściekłość. Szał.
Reth także poczuł, jak pazury wściekłości szarpią jego
istotą, ale wtedy usłyszał głos archanioła Mikaela.
~ Nathanielu, musisz
powiedzieć o uwięzieniu Rafaela człowiekowi, z którym jesteś związany.
Zaskoczony, ośmielił się unieść głowę. Przez moment myślał
bowiem, że archanioł stoi tuż przy nim, choć oczywiście powinien wiedzieć, że
Mikael nie opuszcza swojej siedziby – nie w takich przypadkach. Gdyby to
zrobił, ludzkość byłaby zgubiona.
Najwyraźniej sprawa nie była aż tak nagląca.
~ Jest jeszcze
nadzieja. Możecie go uratować. Archaniołowie nie wkroczą, dopóki Rafael będzie
w zasięgu Boskiej Łaski. Jeśli jednak wam się nie uda… Niebo nie może stracić Rafaela.
Reth kiwnął głową. Jeśli się nie uda, szlag wszystko trafi.
Sam Mikael zstąpi z Nieba, by dokończyć to, co zaczął ponad sto lat temu na
Ziemi. Wtedy się nie zaangażował w walkę, sam Pan Bóg mu zabronił, ale tym razem…
Uwięzienie archanioła jest bardzo ciężkim grzechem przeciw Miłości. Tej samej,
którą Bóg nieprzerwanie darzy ludzkość. Której ufa i przebacza wszystko, jeśli
właśnie o to go prosi. Która tak często się go wypiera, gdy jej wygodnie.
Ale archanioł Mikael był Gniewem. Samą istotą tego uczucia. Nazywany słusznie Boskim
Mieczem, był gotów zniszczyć wszystko i wszystkich. Wystarczyło jedno słowo.
Jeden rozkaz. Nie znał ani współczucia, ani litości. Był uosobieniem potężnej,
niszczycielskiej siły – tej, którą Pan Bóg odizolował od swej istoty, by nim
nie zawładnęła. Ale nawet wtedy była zbyt potężna, więc została podzielona na dwoje
– dwóch braci, zbyt potężnych jednak, by przebywać w Niebie tuż obok siebie bez obawy, że zniszczą wszystko na swej drodze. Dlatego jeden z
nich został zesłany do piekła, podczas gdy drugi pozostał w Niebie, by Bóg mógł
mieć na niego oko.
Gdyby ta siła miała zostać uwolniona…
Reth wzdrygnął się, jednocześnie uświadamiając sobie po raz
któryś z kolei już, nadal jednak ze zdumieniem i lekkim niedowierzaniem, że to
Łaska, którą obdarzony został Mikael, była odpowiedzialna za jego stworzenie.
Nie zawsze tak się działo, większość aniołów powstawało dzięki Boskiej Myśli,
ale on, Reth, wcześniej Nathaniel, był częścią istoty archanioła Mikaela.
Został z niego dosłownie wyrzucony podczas jednego z jego napadów gniewu.
Rozumiał więc archanioła Mikaela bardziej, niż inni.
Niekoniecznie był jednak z tego powodu zadowolony.
Po chwili Obecność zniknęła, pozostawiając zdruzgotanych,
lamentujących aniołów samym sobie. Reth otrząsnął się z uczuć, które chciały
nim zawładnąć – zapewne pod wpływem otaczających go aniołów – i przygotował się
do natychmiastowego opuszczenia Mostu. Wiedział doskonale, co miał robić, nie
zamierzał tracić czasu na łzy. Cóż, sytuacja była poważna i tragiczna, ale
właśnie dlatego trzeba było działać szybko, by ją zmienić. Nie stanie się to
dzięki ilości wylanych łez.
Gdy wymiar zaczął się otwierać, Reth natychmiast skorzystał
z okazji, by powrócić na Ziemię. Do Jue.
Tym razem to on miał dla niego misję.
Lan była całkowicie pewna, że Hale musiał przeklinać godzinę,
w której otrzymał zlecenie zajęcia się pojazdem Mistrza Metro. Nie dość, że
został napadnięty z samego rana przez nieświadomą niczego dziewczynkę, której
musiał wszystko wytłumaczyć, tracąc cenny czas, to w dodatku został wmieszany w
coś, co go przecież nie dotyczyło. Jakby tego było mało, Jue, najwyraźniej
zainspirowany myślą o wypróbowaniu nowego środka transportu, poprosił go, by
pojechali do Wirg tym ,,czołgiem”, o którym wspomniał. Wiatrowiec miał zostać
odprowadzony do warsztatu.
Hale próbował negocjować. Stawiać sprawę jasno: albo jedno,
albo drugie. Jue jednak nie miał najmniejszego zamiaru ustąpić. Argumentował,
że może już nigdy nie mieć szansy wsiąść do innego pojazdu niż wiatrowiec. I
może nigdy nie mieć okazji zwiedzić Wirg.
Hale w końcu się poddał. Nie dlatego, że argumenty, którymi
posłużył się Jue, poruszyły go w jakikolwiek sposób. Doszedł po prostu do
wniosku, że sprawa zostanie załatwiona o wiele szybciej, jeśli nie będzie się
sprzeciwiał i po prostu zrobi to, o co go proszą. A czym szybciej zawiezie
dwójkę natrętnych Łowców do Wirg, tym szybciej będzie mógł powrócić do swoich
obowiązków.
Kilka minut po godzinie dziewiątej ruszyli do Wirg.
Pojazdem, który to bardzo, ale to bardzo spodobał się Jue. Hale wyjaśnił, że
pojazdy tego typu nazywane się w De Arche śmigaczami. Nie wykorzystywały
napędów, na których opierały się silniki wiatrowców, i mogły poruszać się
jedynie po ziemi, ale to właśnie była ich zaleta. Materiały, z których budowano
wiatrowce, nie mogły być bardzo ciężkie, w końcu pojazd, zaopatrzony w mały
silnik, musiał unieść się w powietrze wraz z pasażerami. Śmigacze były budowane
z solidniejszych materiałów, zapewniającymi im doskonałą ochronę przed
ewentualnym ostrzałem i ekstremalnymi warunkami. Podwozie znajdowało się nisko
nad ziemią – w razie potrzeby bowiem śmigacz mógł także poruszać się po wodzie,
pod warunkiem, że odpowiednio szybko zostaną schowane koła.
Jue nie mógł wyjść z podziwu, gdy Hale pokazał mu stojący w
warsztacie pojazd. A gdy zobaczył kierownicę i znajdujący się obok niej pulpit
do nawigacji, rzucił Hale’owi bardzo długie, wiele mówiące spojrzenie, ale
inżynier Zeine stanowczo pokręcił głową, wskazując dłonią skórzane siedzenia.
Nikomu nie zamierzał pozwolić usiąść za kierownicą pojazdu, który należał do niego
i na którym prawdopodobnie tylko on się znał. Dlaczego miałby zaufać komuś, kto
przez całe życie pilotował wiatrowca? Pojazdy posiadały zupełnie inne środki
ciężkości, więc ktoś, kto nigdy jeszcze nie zasiadł za sterami śmigacza,
narobiłby więcej szkód, niż pożytku.
Lan usadowiła się z tyłu. Jue oczywiście wybrał miejsce
pasażera z przodu, by móc przyglądać się wszystkiemu z bliska. Szczególnie
Hale’owi, który przestrzegł go, że jeśli nadal będzie mu rzucał te niepokojące
spojrzenia, w końcu znajdzie się w bagażniku. Zapewnił, że miejsca jest w nim
dość.
- Nie odważyłbyś się – próbował cwaniakować Jue.
- Ależ owszem, odważyłbym – zapewnił z całkiem poważnym
wyrazem twarzy Hale.
Jue nie próbował się przekonać, czy Hale rzeczywiście nie
żartował. Nie znaczyło to jednak, że zamierzał zostawić go w spokoju. Gdy
ruszyli, a z pulpitu nawigacyjnego rozległ się kobiecy, dość ponętny głos, Jue
ponownie rzucił Hale’owie długie spojrzenie.
- Ostrzegałem… - przypomniał natychmiast inżynier, elegancko
wyjeżdżając z warsztatu.
- A ja nic nie mówiłem.
- Nie, ale znowu patrzysz na mnie w ten dziwny sposób.
Jue prychnął.
- Zawodowa ciekawość, nic więcej. Pozwolisz, że będę zadawał
ci pytania? Nie musisz na wszystkie odpowiadać, jeśli nie chcesz.
- A mogę na żadne nie odpowiedzieć? Nie chciałbym przeszkadzać Mistrzowi w prowadzeniu zajmującego monologu.
Mimo wszystko, w niedługim czasie oboje pogrążyli się w
rozmowie o wiatrowcach, śmigaczach i wszystkich technicznych szczegółach, które szybko uśpiły Lan. Nie bardzo ciekawiły ją różnice w budowie
silników obu pojazdów czy technologii używanej w śmigaczu. Jej wystarczyła
świadomość, że dzięki niemu dotrze do celu swojej podróży.
Po raz pierwszy od dawna przyśniła jej się Peir. Teraz,
kiedy Lan już wiedziała, jak jej strażniczka wygląda, widziała ją w całej
okazałości. Dziwił ją jedynie fakt, że znajdowali się w zamku – tym samym, w
którym Lan jakiś czas temu służyła. Była w stanie rozpoznać komnatę, w której
zasypiała. Ciemną, małą, duszną. Dwa małe okna wpuszczały do środka
wystarczającą ilość światła, by rozświetlić każdy kąt, ale i tak wydawało się,
że w środku jest ciemno.
Peir stała przy jednym z okien, wpatrując się w nie intensywnie.
Nagle jednak uniosła rękę i wskazała na coś palcem. Lan stała zbyt daleko, by
zobaczyć, co to było, więc chciała zrobić kilka kroków do przodu. Okazało się
to jednak niemożliwe. Gdy spojrzała w dół, zauważyła, że wokół jej kostek
zostały zatrzaśnięte żelazne szczęki ciężkich kajdan.
Uniosła jeszcze raz głowę. Peir nadal stała przy oknie i na
coś lub kogoś wskazywała. Lan otworzyła usta, chcąc zapytać, o co chodzi, ale w
tym samym momencie jej strażniczka rozpłynęła się w powietrzu. Cały pokój nagle
rozmył się przed jej oczami, za to kajdany wokół jej kostek zacieśniły swój
uścisk.
~ Ona nie jest gotowa!
Krzyk, pełen złości… i strachu. Peir najwyraźniej czegoś się
bała. Przed czymś próbowała ochronić Lan. Tylko przed czym? Wszystko przed jej
oczami stawało się niewyraźne. W jej głowie pojawił się najpierw cichy, lecz z
każdą chwilą nabierający mocy szum. Szepty. Miliony, może miliardy głosów. Już
raz je słyszała, dlatego natychmiast je rozpoznawała.
Aniołowie.
Początkowo nie
potrafiła zrozumieć, co mówią. Tylko ten szum, coraz głośniejszy, bardziej natrętny. Stopniowo jednak z chaosu wypływało na
powierzchnię jedno słowo. Imię.
Rafael.
~ Nie możecie tego od
niej wymagać!
Głosy natychmiast się sprzeciwiły.
~ To rozkaz! Ta ludzka
istota musi wypełnić swoją rolę!
~ Ona zginie!
~ Sprzeciwiasz się
rozkazowi?!
Lan uniosła dłonie, by zakryć uszy, gdy wśród szumu rozległ
się wyraźny, głośny krzyk. Tym razem nie wściekłości czy strachu, ale bólu.
Bólu, który i ona odczuła jako oplatające ją ramiona. Zimne, bezlitosne
ramiona, w których kryła się miażdżąca siła. Wystarczyła chwila, by…
- Hej, obudź się!
Natychmiast otworzyła oczy. W pierwszej chwili nie
rozumiała, gdzie jest. I ten szum… Musiało minąć kilka sekund, zanim
uświadomiła sobie, że to silnik śmigacza, w którym się znajduje, jest źródłem
szumu. Słyszała też głosy, śmiech… Zamrugała, uświadamiając sobie, że w
pojeździe jest jeszcze Hale i jej Mistrz, Jue. Najwyraźniej zaczęli całkiem
dobrze się dogadywać.
A obok niej siedział Reth, wpatrując się w nią intensywnie.
- Co się dzieje? – wymamrotała, przecierając oczy.
- Śniło ci się coś? – odpowiedział pytaniem na pytanie Reth.
Przeciągnęła się na tyle, na ile pozwalała jej to przestrzeń
pojazdu.
- Ach, nic szczególnego… Tak sądzę.
Jue odwrócił głowę, przerywając rozmowę, którą prowadził z Hale'em.
- Nareszcie jesteś, Reth. Mam dla ciebie zadanie.
Anioł jednak zdecydowanie pokręcił głową.
- Nie, Mistrzu. To ja mam zadanie dla ciebie.
Jue, wyraźnie zdumiony, uniósł lekko brwi. Nie zdarzyło się
bowiem jeszcze, by Reth kiedykolwiek, w jakiejkolwiek sytuacji, zignorował jego
rozkazy. Nie mówiąc o tym, że miał dla niego w tym momencie zadanie. To było
coś nowego i na tyle zaskakującego, że Jue w pierwszym momencie pomyślał, że to
żart. Dlatego też na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Widzę, że jak zwykle jesteś w dobrym humorze.
Aniołowi jednak nie było do śmiechu, co Jue równie szybko
zauważył. Spoważniał niemal natychmiast. W jego wzroku pojawił się niepokój.
- Co się dzieje?
Reth wyciągnął dłoń, którą dotknął ramienia Łowcy. Przez
chwilę oboje trwali nieruchomo i nie drgnęła im nawet powieka. Gdy anioł cofnął
dłoń, Jue podskoczył w fotelu, całkowicie zaskoczony i oszołomiony. Natychmiast
też zwrócił się do zaciekawionego rozwojem wypadków Hale’a, próbującego z
całych sił podzielić uwagę między kierowaniem pojazdu a śledzeniem tego, co się
działo tuż obok niego.
- Natychmiast wracamy do Iztharu!
- Dlaczego tam? – zdziwił się Hale. – Przecież celem waszej
podróży jest…
- Mistrzu, Rafaela nie ma w Iztharze – oświadczył Reth.
- Skąd możesz to wiedzieć? Gdybyś mógł go wyczuwać,
aniołowie nie robiliby afery powodu jego zniknięcia.
Reth pokręcił głową.
- Jeżeli znajdę się wystarczająco blisko, wyczuję go. Nawet,
jeśli został ukryty za pomocą klątwy. W Iztharze ani przez chwilę nie czułem
jego obecności. Dlatego mówię, że tam go nie ma. Poza tym… Jest jeszcze jedna
sprawa.
- Jaka? - zniecierpliwił się Jue.
Reth spojrzał na Lan.
- Będziemy potrzebować twojej pomocy. To znaczy będziemy musieli
zmusić Peir, by zmaterializowała się w tym świecie. Bez niej poszukiwanie Rafaela
może być bardzo trudne.
- Dlaczego ona jest taka ważna? – zapytała Lan, przypominając
sobie swój sen. Powoli odchodził w zapomnienie, ale nadal pamiętała strach i ból, jaki
krył się w głosie jej strażniczki. Czy chodziło właśnie o tę sprawę?
Reth przygryzł wargę, jakby się zastanawiał, czy może się w tej
chwili zdradzić z tym, co wie. Szybko jednak doszedł do wniosku, że nie może trzymać
tego dłużej w tajemnicy. Nadszedł idealny moment ku temu, by Lan w końcu zrozumiała,
jak ważna jest jej strażniczka mocy. Nie tylko podczas tej misji, ale też jako anielica.
- Ponieważ Łaska, którą Peir otrzymała w darze podczas procesu
stwarzania, pochodziła od Rafaela.
FIRST! <3
OdpowiedzUsuńNo to od początku.
UsuńTo miejsce, które opisujesz... Powiem tak: Podoba mi sie, ze zaznaczasz, ze nie wszystkim sie podoba ze muszą przebywać w tej imitacji Nieba ;) W sumie na pewno każdemu by sie to nie podobało, ale... Nie wszyscy o takich szczegółach pamiętają ;)
Co do Retha: mwahahaha! Wiedziałąm że sie opalał na słonczku! ;3 tak, tak wiem! czerpał energię, ale wiesz.. bardzo podoba mi sie wizja Retha spacerującego po słońcu ;d
Tylko.. dlaczego mu sie nie podoba, że musi byćna spotkaniu? W sensie... dlaczego wolałby tam nie być?:/ Bo przypomina mu to o tym, co utracił? A może woli przygody, których w świecie żywych jest pod dostatkiem? ;p
A w ogóle fakt ze tak upadłych wezwano do stawienia sie na spotkaniu... Troche tak mi to śmierdzi tym, że nieupadli uważają się za lepszych od tych, co chodzą między ludźmi.
No to pięknie. Ponieważ nasza znienawidzona zua Nat'asha stwierdziła sobie, że złapie archanioła i ze wypieli z niego dobroć i wpoi zło i zniszczenie, teraz Niebo ma problem. No i oczywiście, wiedźma jest coraz bliżej osiągnięcia swojego celu. Jeśli Rafael się zatraci, jeśli Reth i Jue, a co za tym idzie i zapewne Lan z Peir, czegoś nie wymyślą, jeśli czegoś nie zrobią zeby wyrwać archanioła ze szponów zUej Nat'ashy Ziemia sie rozpadnie, Niebo zapadnie, a wszystko pochłonie nicość. Dobrze mówie? Chociaż nie... Wszystko pochłonie Nat'asha :/
"(...)obdarzony został Mikael, była odpowiedzialna ze jego stworzenie." masz literówke, widzisz? Powinno być "za" :D Wiem, nie musisz dziękować *mruga bezlitośnie powiekami*
muahahahah <3
Powiem tak: Domyślam się, że faktycznie Lan miała racje - I coś czuję ze Hale bardzo nie lubi Jue ;p A teraz go znienawidzi xD No i te śmigacze. Jue zafascynowany.. Kurcze, niech sobie strzeli taki, a co?! Bedzie mógł zobaczyć jak sie tym jeździ ;p I może nikogo przy okazji nie zabije? XD
"Pozwolisz, że będę zadawał ci pytania? Nie musisz na wszystkie odpowiadać, jeśli nie chcesz.
- A mogę na żadne nie odpowiedzieć? Nie chciałbym przeszkadzać Mistrzowi w prowadzeniu zajmującego monologu." MWAHAHAHAHA! Nie moge xD Kocham, po prostu kocham~! Kocham tego typu postacie, które sie tak szczypią na każdym kroku xD hahahah
Za to ten sen Lan... Jezuniu!! Na co wskazywała Peir? I... co to za diabelskie kajdany? O.o Kurcze... Biedna Lan... Czy.. czy to znaczy ze Lan bedzie odgrywać kluczową rolę w kwestii ratowania Rafaela? i... O MATKO! Peir jest... ma... kurcze! To znaczy ze w pewnym sensie... Nie, no nie wierzę. Rafeal podarował Peir łaskę? Jakkolwiek to brzmi... O.o
Gosiu, powiem tak. Mam jeszcze mnóstwo pytań. I odpowiedzi na razie nie znam... Więc jest źle...
Ale cieszę się, że Lan będzie potrzebna. Ok, to główna bohaterka, a ci zazwyczaj są potrzebni, ale... a co ja bede.
Rozdział jest tak zaskakujący ( przynajmniej dla mnie), że nie wiem co o nim mysleć. Jest świetny( tak, tak... mam Ci powiedzieć, kiedy mi sie nie bedzie podobać, ale na razie tylko co do jednego rozdziału mam fonty)... musze wiecej mówic? ;d
1. Oczywiście, że się nie podoba. To aniołowie obdarzeni wolną wolą. Preferencjami. I pamięcią doskonałą w dodatku. Nie zapomnieli o tym, że wykopano ich z Nieba po to, by zeszli na Ziemię :D
Usuń2. Wiedziałam, że to słoneczko wam się podobało, więc je umieściłam :)
3. Rethowi po prostu nie podobał się fakt, że wzywają go do Nieba niczym nieposłusznego dzieciaka. Najpierw go wyrzucają, milczą przez ponad wiek, a potem nagle o nim przypominają?
4. To nie dlatego, że nieupadli uważają się za lepszych, tylko że mają problem, i to dość naglący, którego nie chcą rozwiązywać przy pomocy archaniołów. Jeszcze. Może to tak nie wyglądać, ale dają ludziom kolejną szansę. Gdyby tak nie było, bomba atomowa w postaci Michasia spadłaby na Ziemię, obracając ją w kupkę pyłu i tyle :D Chociaż racja, Nat'asha może być pierwsza, która do tego doprowadzi...
5. Hale ma się podobać, już mówiłam. I wierz lub nie, ale nad tym zdaniem o monologu myślałam dłużej niż nad innymi rzeczami w tym rozdziale ;o
6. Podarował, a jakże! To w jego przypadku niespotykane, ponieważ, w przeciwieństwie do Michasia czy Gabrysia, nie wpada w żaden niekontrolowany szał od czasu do czasu i się nie rozdrabnia :D Wszystko to stało się jednak z rozkazu Boga, a jakżeby inaczej.
7. Znowu pytania O.o Serio stawiam tyle pytań?
1. Wiem ze sie nie podoba xD Tylko stwierdzam fakty ;d
Usuń2. słoneczko the best! xD Szkoda, ze razem z nim nie mogę tam posiedziec *marzy*
3. Fakt. Ale tak czy siak, Reth jest taki... no wiesz ;d jest szalony, ale jednocześnie posłuszny i Bogu, aniołom z jednej strony, a z drugiej Jue. Poza tym... on jest taki... niepoprawny jak na anioła xD
4.No tak, mówiłam ze pisałam komentarz na bierząco i komentowałam to co sie w mojej głowie pojawiało. Faktycznie, sytuacja wydaje sie być fatalna. Z jednej strony jeśli szanownej Peir nie uda się przekonać do zmaterializowania, może być fatalnie. Ale... Kurcze, aż nie moge sie doczekać co bedzie dalej.
4cd. co do bomby michasiowej - super ;p ale faktycznie, widac ze jest próba ponownego ocalenia całego rodzaju ludzkiego.
5. Hale miał sie podobać i się podoba :) A to ze myślałąś najdłużej o tym monologu to nie wierzę ;p Ale mniejsza o to ;d W każdym bądź razie piękne jest to, że są bohaterowie, którzy się tak niemożliwie szczypią i droczą ze sobą by w końcu dojść do porozumienia i stwierdzić ze mają ze sobą coś wspólnego - w wypadku Jue i Hale'a to będzie zafascynowanie środkami wszelkigo transportu.
6.No ciekawie, bo nie powiem ze... Trochę mnie zaskoczyłaś ( nawet bedziej niż troche, bo bardzo xD). Najpierw informacja o tym, ze Peir została stworzona z rozkazu Bożego. Teraz że Łaska którą otrzymała była darem od Rafaela. Hm... Ciekawe czego sie jeszcze o niej dowiemy. Jest tak owiana tajemnicą, że aż włos się na głowie jeży O.o
7. Oj, żebyś ty Limeciu weszła do mojej głowy to byś się za swoją złapała... Chyba dzisiaj będę śniła o Łowcach. I snuła dopuszczenia.. Nie ładnie, nie ładnie... Przeżyje to jakoś ;p
second! ;]
OdpowiedzUsuńRETH! *w* wiem co czuje! Widzę,że Michaś totalnie spanikował! No pięknie! Teraz Natashka będzie miała na głowie nie tylko Łowców, ale i aniołów...... pewnei i demony się dołączą do polowania na nią :O To smutne, że jest sama ;( że nikt nie podziela jej chorej fascynacji i pragnienia zniszczenia świata ;( jeśli wszyscy się na nią rzucą, to przecież raz dwa ją załatwią ;(
Czym jest Obecność? ;O Ojciec do nich wpadł na chwilę? ;O hm... czyli Obecność to Mikael? ;O WOW! To może o to chodzi Nataszy? Aby Mikael zszedł z nieba i by nastąpił koniec świata! Wowo, ona jest genialna! *w* albo szalona.... albo to i to :D chyba założę fanklub Nataszki! *q*
Niech zgadnę, niszczycielska siła Boga to Mikael i Lucek? ;) Ciekawe kiedy Lucek się pojawi hehe ;] czyli co? Lucka Bóg nie ma na oku? :O
woooow! Reth może się pochwalić niecodziennym sposobem przyjścia na świat ;P jak to możliwe, że on nie ma napadów gniewu? jeśli jest częścią Mikaela a Mikael składa się z Gniewu, to czy Reth ma również jakieś napady szału? a może nauczył się kontrolować? ;>
ha! Faktycznie, rozwikłałaś problem porozumienia ;) Myślałam, że jednak urządzą jakaś telekonferencję ;P a nie spotkają się na moście ;]
hm... nie wiedziec czemu, ale odnosze wrazenie, że Jue chetnie, podczas opuszczania miasta, zwinąłby jeden ze śmigaczy ;] hihihi już widzę jak w nim ucieka przed ścigającym go wojskiem dearch! ;]
hahaha podoba mi się relacja Jue i Hale ;) Jue to łowca, jest silny, potężny, HGale nie miałby z nim szans, z drugiej strony, gdyby używali tylko siły mięśni, Jue nie miałby szans z potężnym Hale! ;] uwielbiam ich hehe ;-) olejmy Lan, Hale i Jue doskonale do siebie pasują! hahahaha ;P
No pięknie! Peir chroni Lan, czemu się w sumie nie dziwię, bo chyba, gdy zginie Lan, zginie i Peir (jeśli się nie mylę) Albo Per polubiła Lan :D i nie chce by coś jej się stało;] Pytanie tylko, czy Lan śniła z powodu swojej mocy, czy może Peir pozwoliła jej to zobaczyć?
1. Oczywiście, że Michaś panikuje! *no dobra, bardziej się wścieka, ale to jest jego sposób wyrażania paniki* ;p A Nataszka nie potrzebuje nikogo, by popierał ją w jej złych planach. Jest samowystarczalna, jak już mówiłam ;D
Usuń2. Obecność to sam Bóg, nie Michaś :D Oczywiście zgadłaś, o kogo mi chodziło, gdy pisałam o dwóch braciach. A Lucek się pojawi. Niedługo. I raczej nie będzie zadowolony ;] I nie, Bóg nie ma go na oku. Pozwala mu szaleć do woli w piekle :D
3. Różnica między Michasiem a Rethem jest taka, że Michaś nie wybiera tego, kim lub czym się stanie. Reth może to zrobić. Wolna wola pozwala mu wybierać. I kontrolować gniew, z którym się urodził ^.^
4. Telekonferencja rulez! XD Ale nie, ograniczyłam się do Mostu.
5. Oczywiście, że Jue chętnie by zwinął śmigacz Hale'a ;D Ma lekkiego fioła na punkcie wszystkiego, co nowe. I szybkie. I co można wprawić w ruch :D
6. A Peir oczywiście lubi Lan. I chce ją ochronić :D
może i Natashka jest samowystarczalna, ale... ona jest jedna jedyna i ma na karku zastępy aniołów upadłych i nieupadłych. Jak jedna wiedzma, nawet tak potezna jak Natasha moze poradzic sobie w takiej sytuacji? ;O
UsuńHA@ to pierwsza myśl była dobra ;) To niesprawiedliwe, że Lucek może szaleć, a Michaś nie.... dlaczego Ojciec nierówno traktuje swe dzieci? ;x a może Michaś jest potężniejszy niż Lucek? lub bardziej nieobliczalny?
No tak, Michas nie ma wolnej woli.....
Lekkiego fioła? hehe chyba nie takiego lekkiego ;P a przynajmniej takie odniosłam wrażenie ;-)
No tak, ale czy zginie, gdy Lan zginie czy może przeżyje? ;x Jeśli Lan musiałaby użyczyć swojej mocy, Peir też musiałaby to zrobić. Czy śmierć Lan w trakcie używania mocy Peir nie wpłynęłaby jakoś na strażniczkę?
Peir nic się nie stanie, nawet, jeśli Lan umrze. Nastąpi duchowe rozłączenie i Peir będzie wolna. Strażnicy nie umierają wraz z człowiekiem, któremu służą - zawsze się jednak o niego troszczą ;)
UsuńMichaś nie jest potężniejszy od swego bliźniaka, po prostu nie ma sensu pilnować Lucka, który szaleje w piekle :D Serio. Kogo obchodzi to, co się dzieje z demonami w piekiełku? :D A Michaś nie został zrzucony wraz z nim tylko dlatego, by Bóg mógł mieć kontrolę nad swoim gniewem i w każdej chwili mógł z niego skorzystać - poprzez Michasia może wezwać Lucka, by ponownie oboje stali się jedną istotą, pełnym Gniewem. Gdyby oboje zostali zesłani do piekła, mogłoby być bardzo nieciekawie. Innymi słowy: są dwoma biegunami tej samej siły. [Mam nadzieję, że udało mi się mniej więcej wytłumaczyć moją wizję, chociaż dzisiaj nie mam weny na takie rzeczy :D]
Udało Udało;) czyli o losie Lucka i Michasia zadecydował przypadek.... Bo równie dobrze można było zrzucić Michasia a Lucka mieć na oku ;) Ciekawe, który z nich jest bardziej szczęśliwy ;)
UsuńAno przypadek. I ciężko powiedzieć, któremu z nich jest lepiej... oboje nadal są aniołami, więc z anielskiego punktu widzenia Michaś ma lepiej, bo siedzi w Niebie... z drugiej, są uosobieniem Gniewu... a Lucek może dawać upust swojej wściekłości kiedy i jak chce, podczas gdy Michasia trzyma się na smyczy :D
Usuń