środa, 26 września 2012

4.11 [De Arche] Problemy w mieście

Wyglądało na to, że mieszkańcy de Arche mieli jakiś problem z pałętającym się po mieście demonem, który ze swobodą wchodził do ich mieszkań i straszył ich dzieci niczym boogeyman wyskakujący z szafy. Cóż, cała ta sprawa wcale nie byłaby taka zła, gdyby nie fakt, że niektóre z tych dzieci znikały w tajemniczych okolicznościach. Najwyższy rangą urzędnik, z którym przyszło Jue rozmawiać, tłumaczył, że ze strachem wychodzącym nocami z szafy archeńczycy potrafiliby sobie poradzić. Gorzej rzecz się miała z tajemniczymi zniknięciami. Zmobilizowali do poszukiwań wojsko, ale w ciągu ostatniego miesiąca nie wpadnięto na żaden ślad czy trop. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Sprawa stawała się coraz bardziej tajemnicza. Nikt w zasadzie o niczym nie wiedział, a zniknięcia dzieci stawały się coraz częstsze. Starszy człowiek miał niemal łzy w oczach, kiedy zaczął snuć przypuszczenia na temat tego, co mogło się teoretycznie stać z tymi wszystkimi biednymi dziećmi, co kazało Jue przypuszczać, że jest to dla tego człowieka sprawa bardzo osobista. 
- Ale dlaczego nie ostrzeżono nas przed tym, że do De Arche nie będziemy mieli wstępu, jeśli nie uzyskamy zgody wojska? - Jue nadal to trapiło. 
- Prawdę mówiąc, rozmawialiśmy z nimi na ten temat, ale nie doszliśmy do żadnego porozumienia. Wojsko nalegało, byśmy rozwiązali tę sprawę we własnym zakresie, nie chcieli mieszać do tego nikogo obcego, ale od tego czasu nic się nie zmieniło. Dzieci nie powróciły do domów. Co prawda zniknięcia zdarzają się zdecydowanie rzadziej, od kiedy zaostrzono patrole, ale nie mówię, że nie dochodzi do nich wcale. Naprawdę nie wiemy, co robić...
Jue nie wzruszyła przemowa tego mężczyzny. W swojej pracy spotykał się z wieloma ekstremalnymi sytuacjami, szczególnie takimi, w które wplątane były dzieci. Stanowiły bowiem o wiele łatwiejszy cel ataku - były łatwowierne, łatwo można było wywieść je w pole czczymi obietnicami. Każdy demon mógł bez wysiłku poznać ich marzenia czy pragnienia. Podobała im się jakaś zabawka, na którą jego rodzice nie mogli sobie w danej chwili pozwolić? Dla demona nie było nic łatwiejszego od zdobycia tejże zabawki i przekonanie za jej pomocą potencjalnego dziecka o swoich dobrych intencjach. 
Istniało wiele powodów, dla których demony polowały na dzieci. Jako że były istotami tak niewinnymi, tak nieskalanymi, stanowiły o wiele smaczniejszy kąsek od dusz dorosłych ludzi. Ich krew natomiast mogła być wykorzystywana w bardzo nieciekawych celach - nie było bowiem większej deprawacji od przelania krwi niewinnego. 
Ale masowe porwania...?
Jue na wszelkie sposoby próbował powiązać tę okoliczność ze sprawą porwania archanioła przez wiedźmę. Czy ona mogła coś zyskać, porywając dzieci? Łowca nie orientował się zbytnio we wszystkim, co czyniły wiedźmy, ale całkiem możliwe, że mogła czerpać z tego jakieś korzyści. Jeśli jednak to była jej sprawka, Jue był całkowicie pewien, że, nawet jeśli rozwiążą tę sprawę, zrozpaczeni rodzice będą tulić w ramionach jedynie kości swoich pociech. A może nawet nie pozostaną z nich marne szczątki, nad którymi rodzice będą mogli wyrazić swój żal...
Wieczorem, kiedy zmęczona Lan położyła się spać, natychmiast pogrążając się we śnie, Jue wraz z Hale'em wyszli na miasto. Łowcę zdziwił chłód, który zaatakował go chwilę po tym, jak wyszedł za próg mieszkania, w którym było przytulnie ciepło. Skąd ten dziwny skok temperatury? Przecież popołudnie było ciepłe i słoneczne, niemożliwe więc, by wieczorem chwycił taki chłód. 
Zwrócił się więc z pytaniem do Hale'a, czy takie różnice w temperaturach są normalne w De Arche. 
- Od kiedy tylko pamiętam, noce zawsze były w tym mieście cholernie chłodne. Ma to związek z ochronnymi barierami, które ogrzewają się pod wpływem promieni słońca, ale po zmierzchu wchłaniają pozostałe ciepło z atmosfery. 
- Ale... dlaczego? 
- W wyższych warstwach atmosfery jest chłodniej, a bariery powinny utrzymywać podobny poziom temperatury na wszystkich warstwach. Reguluje się to automatycznie, ale właśnie z tego powodu w mieście jest tak chłodno. Ludzie zazwyczaj zostają w domach po zmroku, grzejąc się w cieple ogrzewanych elektrycznością mieszkań. Pewnie nikogo nie spotkamy na swojej drodze.
- Tym lepiej. Łatwiej będzie złapać podejrzanego.
- Masz już jakiś pomysł? 
Jue zrobił nieokreślony ruch głową.
- Otrzymałem za mało informacji. Demonów porywających dzieci jest na pęczki. 
- Ale wziąłeś pod uwagę fakt, że bariery De Arche chronią nas, mieszkańców, przed demonami? Przynajmniej do tej pory do moich uszu nie dotarła żadna informacja o tym, że jakiś się przedarł. 
- Myślałem o tym, ale założenie, że bariery uchronią was przed atakiem, jest zbyt naiwne. Rozumiem, dlaczego Łowców trzymacie z daleka od murów: wystarczy bowiem, by w mieście pojawił się ktoś, kto może wezwać demona, będąc w środku bariery. Weźmy na przykład ciebie i twojego demonicznego strażnika. Założę się, że w każdej chwili mógłbyś go wywołać, a bariery w żaden sposób by nie zareagowały, prawda? 
Hale ściągnął brwi. Znowu prawie zapomniał o tym, że zawarł kontrakt z demonem. Nie kontaktował się z nim od tamtej pamiętnej chwili, w której zmieniło się jego życie - chociaż do tej pory nie czuł efektów tego postępowania - i miał wielką nadzieję, że nigdy nie będzie musiał tego robić. Właściwie dlaczego został wybrany? Jeśli to miał być tylko jakiś żart, to Hale mógł go przełknąć. Nie przeszkadzałoby mu, gdyby się okazało, że w tej sprawie został wystrychnięty na dudka. Naprawdę. 
- Właściwie nie mam pojęcia, jak mógłbym...
W tej samej chwili szczupła sylwetka demona, jak zwykle ubrana w czarny płaszcz zapinany na lśniące, czarne guziki, zjawiła się tuż obok niego. Hale aż się zachłysnął. Jak to?
- Wzywałeś? Kroją się jakieś kłopoty? - zapytał Claw zupełnie naturalnie, nie przejmując się zupełnie zdziwieniem malującym się na twarzy inżyniera. 
Jue za to poczuł fascynację. Zrobił krok w jego stronę, by móc mu się przyjrzeć. Po raz pierwszy bowiem miał z nim do czynienia. Był ciekaw, jakiego pokroju demon zmusił Hale'a do podpisania kontraktu. 
- Hm... Więc to ty tak zamieszałeś - powiedział, wyciągając do niego dłoń. - Jue Metro. 
Demon uścisnął jego dłoń bardzo silnie i pewnie. 
- Claw Feuertod. Doskonale wiem, kim jesteś, Jue Metro. Twoja sylwetka jest sławna w pewnych kręgach. 
- W kręgach, w których się obracasz? 
Usta Clawa rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. Jue nie pokazał po sobie zdumienia ani też żadnym gestem nie zdradził się z tym, że wie, co oznacza przydomek ,,Feuertod". Być może usłyszał kiedyś o demonach chroniących osobę szatana, ale nigdy nie poznał ich właściwej nazwy. Ciekawe, jaką miałby minę, gdyby się dowiedział... Chociaż nie, Claw podejrzewał, że w przypadku Jue niczego by to nie zmieniło. Chłopak był przerażająco silny i cechowała go pewność siebie. Dlaczego miałby zacząć trząść się niczym osika na wieść, że oto stoi przed jednym z członków osobistej gwardii Sataela? 
Claw stwierdził, że go lubi. Co do Hale'a jeszcze nie był pewien - zawarł z nim kontrakt, owszem, ale nie zdążył go poznać. Skoro jednak wybrał go dla niego sam Lucyfer, więc chyba nie mógł być taki do końca beznadziejny?
- Między innymi tam właśnie. Ale w innych też. Nawet aniołowie czasem przekazują sobie szeptem rewelacje o twoich dokonaniach. 
- Czuję w tym rękę Retha.
Claw nie skomentował. Czy bardzo by zaskoczył Jue, gdyby powiedział, że anioł nie ma z tym nic wspólnego? 
- Więc? Czułem, że Hale mnie wzywa, więc pojawiłem się najszybciej, jak mogłem. 
- Nie wzywałem cię! - odparł inżynier, kręcąc głową. 
- Jak to? Przecież wyraźnie czułem, że... 
- Tylko o tobie myślałem, ale nie chciałem, byś się tu pokazał!
- Ach! - roześmiał się Jue. - Wygląda na to, że zapomniałem ci powiedzieć o sposobie przywoływania twojego demona. To moja wina, więc przepraszam. 
- Więc nie będziemy nikogo tej nocy mordować? - zmartwił się Claw. 
- Może tak, może nie - odparł szybko Jue, nie zwracając uwagi na wyraz twarzy Hale'a. Czyżby po raz pierwszy zrozumiał, że ma do czynienia z demonem? - Może mógłbyś nam pomóc? 
- To całkiem zabawne pytanie, gdyż sam miałem zapytać, czy ty, Mistrzu Jue, nie mógłbyś przypadkiem mi w czymś pomóc. 
- O? 
- Nie mam pojęcia, o czym mówicie - stwierdził kwaśno inżynier. Objął się ramionami, gdyż pomimo ciepłej kurtki, którą miał na sobie, igiełki zimna zaczynały atakować każdy odsłonięty kawałek jego skóry. - Czy w ogóle powinien się w to mieszać? 
- Skoro twój strażnik jest w to wplątany, powiedziałbym, że tak. 
- Cholera. 
- O co więc chodzi? - Claw powrócił do głównego wątku. 
Jue wyłożył całą sprawę najkrócej, jak potrafił. Nie wysuwając żadnych przypuszczeń, zapytał potem, co demon sądzi o całej sprawie. Co prawda nie miał pojęcia, czy może mu zaufać, ale postanowił spróbować. Nie miał powodu, by nie wierzyć w szczerość jego chęci pomocy. 
Claw prychnął, gdy wysłuchał słów Jue.
- W mieście grasowała wiedźma, która była zdolna porwać zarówno archanioła, jak i jednego z aniołów śmierci, a wy się zastanawiacie, kto mógł stać za zniknięciem ludzkich szczeniaków? Jednak to prawda, że w jej kryjówce żadnych dzieci nie widziałem, chociaż może Zero by wiedział...
- Kim jest Zero? I skąd wiesz o wiedźmie? 
Claw spojrzał na niego z politowaniem.
- Przepraszam, Mistrzu, ale za kogo mnie masz? Poza tym, już się zająłem wiedźmą. Nie będzie już sprawiać problemów. 
Jue zaniemówił. Czy demon mówił zupełnie serio...? Ale zaraz, co się w takim razie stało z archaniołem? Czyżby został uwolniony? Niebo nie będzie robiło im żadnych problemów? 
Claw, jakby odczytując jego myśli, potrząsnął głową. 
- Rafael nadal znajduje się w jej kryjówce. Otoczony magicznymi barierami, których żaden demon, włącznie ze mną, nie tknie. I właśnie w związku z tym mam małą prośbę...
- Coraz szybciej tracę wątek - wymamrotał Hale, przestępując z nogi na nogę. Czułby się lepiej, gdyby się poruszali. - Czy to na serio mnie dotyczy?
Jue nie zwrócił na niego uwagi. Zwrócił się do Clawa:
- Jaką prośbę? 
- Potrzebny jest nam Reth. Przynajmniej na początek. Jeśli on nie da rady, możemy się znaleźć w niezłych kłopotach, ale nie mamy innego wyjścia. Musimy spróbować, zanim Niebo się zorientuje, że kręcimy się w kółko. 
Jue się zmieszał. Reth...
- Co się dzieje? - zapytał inżynier, który natychmiast zauważył zmianę w wyrazie twarzy Łowcy. Dlaczego ogarnął go niepokój? 
- Właściwie... Nie mam nic przeciwko, ale... wygląda na to, że nie mogę wywołać Retha. 
- Co? - zapytali unisono Hale i Claw. Demon z trochę większym niepokojem.
- Zanim przekroczyliśmy granicę De Arche wszystko było w porządku. Nadal utrzymywałem z nim kontakt. Po tym jednak, jak wysiedliśmy z pociągu, nie byłem w stanie go wywołać. 
- To... nieoczekiwane. 
Jue skinął głową. To prawda, nigdy by się nie spodziewał, że jego strażnik może zamilknąć w taki sposób. Nigdy się to jeszcze nie zdarzyło. Czy winna była ochrona, którą roztoczono nad tym miastem? Zdany na własne siły Jue nie czuł się tak pewnie, jak zazwyczaj, ale stwierdził, że tak czy owak da sobie radę. Może Rethowi po prostu coś wypadło. Może musiał się udać na jakieś rodzinne spotkanie w okolicach Nieba. 
- Cóż, może się jeszcze pojawi - stwierdził w końcu Claw. - Do tego czasu będziemy kombinować.
- Oby skutecznie. Hm, chociaż może nie będzie potrzeby. Myślę, że przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności będziemy mogli skorzystać z mocy strażniczki Lan. 
- Może - przyznał Claw. 
- Ej, chyba nie zamierzasz mieszać dziewczyny w nic niebezpiecznego? - zaoponował Hale. Nie do końca rozumiał, o co chodzi, ale nie brzmiało to zbyt dobrze. I dlaczego Jue tak lekkim tonem powiedział, że skorzystają z mocy Lan? 
- Nie, to nie będzie nic niebezpiecznego. Nie martw się, sytuacja, jaka miała miejsce wczorajszego wieczoru, nie powtórzy się tym razem.
Z jakiegoś powodu Hale mu nie wierzył. Może dlatego, że raz był gotów podjąć to ryzyko - i niemal nie stracił dziewczyny w wyniku tego ryzyka. Inżynier wierzył, że Jue potrafił uczyć się na błędach, ale najwyraźniej się pomylił. Co mu strzeliło do głowy?
- Pozwólcie więc, że was opuszczę, jeśli nie macie do mnie innych pytań. A, i jeszcze jedno. Mam na zbyciu pewnego anioła śmierci, który nie może wrócić do piekła. Ktoś ma ochotę go przygarnąć?
- Co? Jak to? - zdziwił się Jue. 
- Ano. Schrzanił, więc nie chcą go w piekle. Puszczony samopas może jednak wyrządzić wiele szkód, jeśli zacznie się nudzić. Jesteście pewni, że nie macie ochoty się nim zająć, zanim nie narobi problemów?
- Ale... anioł śmierci?
- Wygląda na to, że wiedźma trzymała go jako swoją zabaweczkę. Przywiązała go do siebie całkiem zmyślną klątwą. Jeśli coś by próbował, zostałaby z niego krwawa miazga. W żaden sposób nie mógł użyć swoich mocy przeciwko niej. Poza tym, nadal ciążyły na niego ograniczenia wynikające z jego natury. Nie jest maszyną do zabijania, raczej przewodnikiem dla dusz, które opuszczają ciało w chwili śmierci. Pozostawiony samemu sobie może jednak zmienić się w coś bardzo brzydkiego. Wolałbym tej przemiany nie oglądać na własne oczy i być za nią współodpowiedzialny. Więc jak?
- Za... Zastanowię się - odparł Jue, schylając głowę. Anioł śmierci? Jakim cudem wiedźma była w stanie uwięzić kogoś takiego? Łowca miał mgliste pojęcie o aniołach śmierci. Rozmawiano o nich szeptem albo wcale. Nikt nie chciał ich przez przypadek wywoływać. ,,Żniwiarze", tak o nich się czasem wyrażano. Analogia do zbierania plonów podczas żniw była oczywista. Wszyscy wiedzieli, że nie ma przed nimi ucieczki. Po każdego kiedyś przyjdzie Żniwiarz, by zabrać jego duszę z tego świata. 
A wiedźma tak po prostu jednego z nich sobie uwięziła!
Jue poczuł dreszcz przebiegający po jego plecach. Po raz pierwszy uświadomił sobie, z jakim przeciwnikiem miał do czynienia. Z jak potężną siłą. W jej obliczu blakło nawet jego przekleństwo, które samo w sobie było na tyle niszczycielskie, że zdecydowano się trzymać je od niego z daleka. On sam się go bał. Było niczym krwawy koszmar, z którego nie mógł się obudzić. 
Anioł śmierci, huh... Claw miał rację. Trzeba było pomyśleć nad rozwiązaniem. Nie można było pozwolić na to, by ktoś taki postępował wedle własnego uznania. 
Najpierw jednak spróbuje rozwiązać sprawę tajemniczych zniknięć. I wywołać Retha, który po raz pierwszy, od kiedy go przywołał, nie odpowiadał na jego wezwania. 
- Możemy jeszcze chwilę pospacerować? - zapytał, gdy Claw zniknął. Hale pokiwał głową. - Przepraszam, że cię w to wszystko wciągam...
- O czym ty mówisz? - przestraszył się inżynier. Dlaczego Łowcy nagle zebrało się na przeprosiny? 
- Ach, nieważne. Chodźmy już.
Hale stwierdził, że zupełnie nie rozumie, o co chodzi jego towarzyszowi. Zamilknął, trwając tej chłodnej nocy przy jego boku i pilnując, by nie zabłądził w labiryncie wąskich uliczek. 

Krótkie, czarne włosy. Lodowato błękitne oczy. Złocista skóra. 
Lan wiedziała, że gdzieś już go widziała. Spojrzenie tych niezwykłych oczu zapadło jej przecież w pamięć. Takich oczu bowiem się nie zapomina. 
Nie miała tylko pojęcia, co właściciel tych oczu robił w mieszkaniu Hale'a. W jego sypialni. W zupełnej ciemności. Jego sylwetka jednak odznaczała się dość wyraźnie na tle gęstego mroku. Dziewczyna wyraźnie widziała jej szczupły kontur, choć przecież mężczyzna stał w pewnej odległości od łóżka.
Może powinna zacząć krzyczeć. Można powinna odczuwać porażający strach. Może powinna zdawać sobie sprawę z tego, że obecność obcego mężczyzny w tym momencie była bardzo nienormalna i że każda gospodyni domowa podniosłaby wrzask na jego widok. 
Jedyne jednak, co odczuwała Lan, to fascynacja. Ciekawość. Zaintrygowanie. 
Kim był ten tajemniczy mężczyzna? Czy czegoś od niej chciał? 
- Zawrzyjmy pakt krwi, Lan Stovenhauer. 
Dziewczyna uniosła się do pozycji siedzącej, nie zadając sobie wysiłku, by okryć się kołdrą - tak dla bezpieczeństwa. Nie poprawiła nawet zsuniętego ramiączka koszulki nocnej, które odsłoniło spory kawałek białej skóry. Przetarła jedynie oczy. 
- Kim... kim jesteś? 
- Pozwolisz, że podejdę? 
Kiwnęła głową. Nie miała nic przeciwko. Instynktownie nawet cofnęła się na łóżku, robiąc dla nieznajomego miejsce. On jednak nie skorzystał z tak jawnego zaproszenia. Stanął tuż obok łóżka, nie spuszczając z dziewczyny wzroku. Lan nadal jednak nie czuła się ani trochę przerażona czy zmieszana. 
- Nazywam się Zero. Zero Sterblich, mówiąc dokładniej. Przyszedłem zawrzeć z tobą pakt... jeśli oczywiście wyrazisz zgodę. Wiem, że na razie nie jesteś w stanie przywołać swojej strażniczki, pozwól więc, że ja stanę się twoim strażnikiem. Przynajmniej do czasu, kiedy Peir będzie w stanie stanąć u twojego boku.
Lan bez żadnego zastanowienia się skinęła głową. Na usta Zero wypłynął uśmiech. Poszło zdecydowanie łatwiej, niż początkowo sądził. Dziewczyna była mniej odporna na magię uroku, niż zakładał. Dodatkowym plusem była nieobecność Jue. 
Wszystko układało się po jego myśli. 
Wyciągnął dłoń, palcami przytrzymując podbródek dziewczyny. Zielone oczy Lan spojrzały na niego z ufnością, na którą nie zasłużył, ale która ucieszyła go i tak. Wiedział, że w tej chwili postępował niewłaściwie, ale nie miał wielkiego wyboru. Musiał działać, a Lan była idealną kandydatką na osobę, z którą mógł zawrzeć ten pakt. Miała własną strażniczkę, więc istniała duża szansa na to, że się do niego za bardzo nie przywiąże. Poza tym, nie będzie mogła korzystać z jego mocy całkiem swobodnie, gdyż różnica ich płci bardzo jej to mogła utrudnić. 
Nadal więc będzie wolny. Smycz jednak, którą sam na siebie w tym momencie zakładał, miała chronić go przed nim samym. I wszelkimi głupimi pomysłami, jakie przyjdą mu do głowy. 
Przygryzłszy lekko dolną wargę - tak, by poczuł smak krwi - pochylił się i wycisnął na ustach dziewczyny całusa. Nie opierała się, nadal pod wpływem roztaczanego przez niego uroku. Zero zdziwił się jedynie, że usta Lan wydały mu się takie... słodkie. No, może nie w dosłownym sensie, ale odczuł pewną przyjemność z dotykania jej warg swoimi. Poza tym, jej ciało, tak ufnie się do niego garnęło... 
Odsunął się ze szczerą niechęcią, zlizując z warg pozostałą krew. Lan spojrzała na niego z całkowitą obojętnością. Na niej najwyraźniej pocałunek nie zrobił żadnego wrażenia. 
Westchnąwszy, Zero pogładził ją jeszcze grzbietem dłoni po policzku, po czym rozpłynął się w mroku nocy. Lan została sama, nadal otępiała, nie będąc do końca sobą. Po zniknięciu anioła śmierci z powrotem się położyła, naciągając kołdrę aż pod sam nos. Sen natychmiast do niej powrócił. 
Jedynym dowodem zawartego paktu były tylko rdzawe krople krwi, schnące szybko na jej wargach.

 ***Od autorki***
Masowo produkuję te rozdziały, nie śpię po nocach, myśląc o tym, o czym dalej napiszę... Zabierzcie ode mnie tę wenę! ;D Niby nic się nie dzieje (ale czy na pewno?), mimo to pisanie takich właśnie rozdzialików sprawia mi wielką przyjemność <3  Wygląda też na to, że Claw wyszedł mi sympatyczniejszy, niż przypuszczałam. Ale lubię go i w takim wcieleniu. A co tam, złych charakterów i tak jest już za dużo w tym opowiadaniu! ;)

6 komentarzy:

  1. Hm... Czy na tym polega ich misja? Żeby znaleźć źródło porwań dzieci? I sprawdzić, czemu demony wychodzą z szafy i straszą ludzi? Czy to jest ten problem, który mieszkańcy De Arche proszą o rozwiązanie? Hm... Pierwszy akapit niesie same pytania, hahaha! xD
    hm... czyli ze dzieci są smakowitymi kąskami, zaś dorośli przeterminowanym mięsem? :/ No... ale kurcze... moze i łatwiej je przekonać, ale czy mają... więcej sił by ewentualnie iść na usługi demonom? O.o
    Ha! Zadałam sobie dokładnie to samo pytanie co Jue: Czy Wiedzma maczała w tym palce? XD Tylko... po co jej bachory? Przecież ona na pewno nie lubi dzieci O.o
    "- Właściwie nie mam pojęcia, jak mógłbym...
    W tej samej chwili szczupła sylwetka demona, jak zwykle ubrana w czarny płaszcz zapinany na lśniące, czarne guziki, zjawiła się tuż obok niego. Hale aż się zachłysnął. Jak to?
    - Wzywałeś? Kroją się jakieś kłopoty? - zapytał Claw zupełnie naturalnie" Kocham!! TO JEST GENIUSZ!!
    No, powiem że ja bym nigdy nie przywitała się z demonem w taki sposób jak Jue. Raczej bym stała w oddali i ewentualnie pomachałą mówiąc: Hej, jestem Mai... xD Ale raczej bym sie trzymała z daleka ;p
    Ojej, biedny Claw! Nie ma nic do roboty! :( Hm... najchętniej bym mu poszukała czegoś do roboty... np umycie wszystkich garnków u Hale'a? Tak, może by troche spokorniał kochany demonek... ^^
    Hahaha, to Claw musi sie teraz tłumaczyć co robił przez ten cały czas gdy go nie było ;p haha xD Nie no, a Zero gdzie wcięło? Dobra, nie powinnam pytać bo się jeszcze doproszę ^^'
    Co się stało z Rethem? O_O GDZIE JEST DO JASNEJ ANIELKI RETH!!! REEEEEEEETH! WYŁAŹ!! ;( Będę już grzeczna! I tak jesteś na mojej liście numerem jeden ( na tej renkingowej anielskiej~!) ;(
    A może on się obraził? Zamknął się w sobie w pewnym sensie przez tę uwagę CLawa na samym początku? :(
    Zajęty? Kurcze, czym zajęty? -.-' Co, moczy się w gorących źródłach, czy jak? -.-'
    Rodzinne spotkanie w okolicach nieba? hahaha, nie no, odrdzewiałaś!! xD hahaha
    Ja też w sumie nie wierzę Jue. Czuję coś bardzo brzydkiego :/ Ale nie będę nic mówić *czyta z wywalonym jęzorem*
    Anioł Śmierci na zbyciu? hahaha No i się dopytałam o Zero! Kurczaki pieczone! xD
    O matko jedyna.. ja też bym nie chciała widzieć przemiany przewodnika dusz po śmierci, w bardziej masakryczną odmianę.. brrrr... Ale sama zaczynam si ę bać... Jedyną osobą, któa teoretycznie nie ma strażnika ( mówię teoretycznie bo ma, ale nie moze go przywołąć) jest LAN! BIedactwo... Chociaż z drugiej strony... Czy jest możliwy kontrakt na 2 dusze? W sensie na dwóch strażników chciałam powiedzieć ;p Albo kontrakt tymczasowy? Ale... Jeśli Zero byłby drugim strażnikiem Lan, to chyba wolałabym zeby był nim juz na stałe *_* Mieć takiego przystojniaka za strażnika... *wzdycha z uwielbieniem*
    A JEDNAK! Gosiu, jak ty to robisz, ze mnie zaskakujesz nawet jeśli domyślam się, ze coś się wydarzy? XD
    Jezu, jaki on jest ostrożny. Tylko... Kurcze, jak myśle o tym, ze jest aniołem śmierci to raczej bym pomyślałą, ze jest to demon, który.. no wiesz... jest w pewnym sensie bezwzględny. I taki... mniej ustępliwy bądź... no.. wiesz xD A tu kurcze... A tam! Kurcze! I jeszcze on ją pocałował!! Jak ja bym, chciała być na miejscu Lan!! Dostać całusa od Zero? Za każdą cene!! <3
    KOCHAM!
    Kiedy news? ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba. Wygląda na to, że cała sprawa jednak nie będzie miała żadnego powiązania z wiedźmą ;p Łowcy będą tropić porywacza, któremu jakimś sposobem udaje się wyprowadzać biedne dzieciaki w pole. No i ba! Taka niewinna duszyczka jest o wiele smaczniejsza od dusz ludzi dorosłych :D

      Może Ty byś się trzymała z daleka, ale Jue, który z demonami nie od dziś ma do czynienia, bez wahania wyciągnął dłoń na powitanie. Trochę kultury nie zaszkodzi :D

      Spokojnie. Reth niedługo się znajdzie. I chociaż miałam inny pomysł na to, co mógł w tym czasie robić, to jednak zabiłaś mnie całkowicie, gdy zasugerowałaś pobyt w gorących źródłach <3 Myślę, że będzie z tego cudowna scena! Postaram się ją połączyć z tym moim wcześniejszym pomysłem, może wyjdzie to jeszcze tak, jak zamierzałam.

      Owszem, Łowca może zawrzeć inny kontrakt w przypadku, gdy ma kłopoty z komunikowaniem się ze swoim pierwszym strażnikiem. Dlatego Lan jest idealna ^.^ Jue także byłby dobrym kandydatem, ale jego dobre stosunki z Rethem mogłyby się bardzo pogorszyć, gdyby próbował przywiązać do siebie demona... znaczy anioła śmierci ;p A Hale to już w ogóle. Nadal jest oszołomiony tym, że Claw zawarł z nim kontrakt - chyba by dostał ataku apopleksji, gdyby drugi demon chciał coś z nim planować :D

      I tak, i nie. Zero jest tak zwanym "przewodnikiem zmarłych". Niejednokrotnie odprowadzał w zaświaty dusze dzieci i starców - w takich przypadkach musiał się wykazać wielką delikatnością. Potrafi więc być bardzo czarujący, jeśli tego chce :D

      Usuń
  2. Coraz bardziej się dziwię! Dopiero porównania, przykłady uświadamiają mi jak potężna jest Nat'asha. rzeczywiście, ona nikogo nie potrzebuje ;X a ja się tak o nią martwiłam, o nią i o powodzenie misji. aż głupio się czuję, że tak ją nie doceniłam :(

    Tak myślałam, że Zero zgłosi się do Lan ;) Pewnie dziewczyna myśli, że to sen. ciekawe jak zareaguje, gdy uświadomi sobie co zrobiła w nocy :D hihihi ;) o co chodziło Zero, gdy myślało tym, iż nie będzie mogłakorzystać w pełni z jego mocy? Tylko osoba tej samej płici co on (w tym wypadku Jue lub Hale) mogłaby korzystać w 100% z jegomocy? ale w takim razie co z Natasza? Ona też była kobietą. wiedzma co prawda, ale jednak płci pięknej. A Zero zawsze obawiał się, że jesli pozna jego imie, bedzie mogła wykortzystywać cała jego siłę. w takim razie jak to jest? to ograniczenie dotyczy tylko łowców?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hue hue! Tak to jest, jak się przeciwnika nie docenia! Potem przychodzi czas na zdziwienie :D

      No tak, różnica ich płci jest dużą przeszkodą. Przeszkodą jest też fakt, że to tylko pakt krwi - po przywołaniu Zero cieszyć się będzie dużą swobodą - a nie związek duchowy, jaki łączy ją z Peir. Dlatego też jej strażniczkę tak ciężko przywołać, bo to materializacja jej duszy, a nie po prostu wywołanie aniołka na powierzchnię ^^ Różnica też jest taka, że Peir działa zgodnie z wolą Lan, a Zero będzie działał w momentach, kiedy mu to będzie pasowało.

      A co do Nataszy... Po pierwsze, ona nie jest Łowcą. Ją obowiązują zupełnie inne zasady. Nie ma swojego duchowego strażnika, jej moc jednak pozwala jej na przywiązywanie do siebie różnych demonów. Bariera płci jej nie dotyczy, jako że ona wyciąga moc ze złapanych demonów, a nie łączy się z nią. I, gdyby wiedźma się dowiedziała, że Zero jest aniołem śmierci... naprawdę sądzisz, że nie próbowałaby kombinować czegoś z samą Śmiercią? :D

      Usuń
    2. No tak... znając arogancję Nataszy pewne jest że próbowałaby przywiązać do siebie samą śmierć... skoro nawet z Luckiem próbowała... zrobiła się zbyt pewna siebie i to ją kiedyś zgubi... jeśli już nie zgubiło :x

      aha, ok, to już wszystko kumam ;)

      Usuń
    3. Uff, natłumaczyłam się, ale cieszy mnie fakt, że wszystko się wyjaśniło ;)

      Usuń