Szósty krąg piekielny, źródła oczyszczania dusz
- Moi drodzy skrzydlaci przyjaciele, pozwólcie, że będę pierwszym, który to powie: De Arche, forteca zbudowana dzięki połączonemu wysiłkowi ludzi i aniołów, stała się dla nas wrzodem na tyłku.
Reth leniwie uchylił jedno oko. Czy naprawdę nie mogli się jeszcze przez chwilę wstrzymać z tą rozmową? Całkiem dobrze się czuł, mocząc zmęczone ciało w gorącej, pachnącej wonnymi olejkami wodzie i poddając się relaksującemu masażowi, który zlecił swojej ukochanej anielicy, Azhiel. Niewiele więcej mu do szczęścia nie brakowało - a już szczególnie pogawędki na temat De Arche i problemów związanych z porwaniem archanioła. Jakby Niebo nie mogło zaufać w tej sprawie Łowcom...
Moczący się obok Retha archanioł Gabriel energicznie rozłożył swoje śnieżnobiałe skrzydła. Krople wody wzniosły się w powietrze, lśniąc wszystkimi kolorami tęczy w świetle sztucznego słońca wiszącego wysoko nad ich głowami.
- To miasto jest przeklęte przez aniołów! - oznajmił głosem, który przyprawił większość zebranych o dreszcze. - W żadnym innym mieście ludzka pycha nie objawiła się w tak obrzydliwy sposób!
- Och? Mówisz o związkach pomiędzy ludźmi a aniołami? - zapytał obojętnie Lucyfer, obejmując dwie rozchichotane demonice. Obie opierały głowy na jego piersi, z wyrazem uwielbienia na twarzy. - Czy nie zostały one zaakceptowane przez naszego Ojca? Gdyby tak nie było, zapewne by do nich nie doszło.
- Bluźnisz, mój bracie - odparł Gabriel. - De Arche jest niczym niewdzięczna dłoń dziecka, wymierzona w oblicze Ojca. Pan Bóg musiał odwrócić od niego swój wzrok dawno temu. Jego łaska nie obejmuje tego miejsca.
Och, to dlatego nie mogłem przekroczyć jego granic - pomyślał Reth, lekko odwracając głowę. Najpiękniejszy z uśmiechów Azhiel rozjaśnił jej twarz, a złote oczy rozbłysły. Jedna z jej delikatnych dłoni zsunęła się na jego pierś, a fala złotych włosów poruszyła się, gdy anielica pochyliła się ku niemu.
- Wszystkie myśli zachowujesz dla siebie - szepnęła z ustami przy jego uchu. - To nieładnie.
- Moje myśli nie mają nic wspólnego z toczącą się wokół mnie rozmową - odparł Reth, wzruszając ramionami.
Azhiel zachichotała. Gabrielowi jednak, który usłyszał słowa ognistowłosego anioła, wcale nie było do śmiechu. Obrzucił Retha spojrzeniem pełnym nagany, po czym zwrócił się do Sataela, który rozpoczął rozmowę:
- Naprawdę nie lubię się z tobą zgadzać, bracie, ale tym razem przyznaję, że masz rację. De Arche sprawia nam coraz więcej problemów. Najpierw te obrzydliwe związki, potem ta separacja od istot duchowych, potem problemy z wiedźmą...
Reth przewrócił oczami. Jego brat jak zwykle zbytnio się przejmował takimi sprawami. Ale cóż, to on zniszczył Sodomę i Gomorę. Coś mu z tego czasu najwyraźniej zostało - miał ochotę niszczyć wszystko, co zaczyna przypominać jaskinię rozpusty i bluźnierstwa. Był bardzo wrażliwy pod tym względem. Wszyscy aniołowie wiedzieli, że to delikatny temat dla Gabriela, więc nigdy go nie poruszali w jego obecności. De Arche tymczasem dotknęło tej wrażliwej strony i wprawiło ją w wibracje.
- A właśnie, wiedźma... - wtrącił Uriel, który wybrał jedno ze źródeł na samym brzegu skupiska. Czarne, lśniące włosy niemal całkowicie zasłaniały jego sylwetkę. - Co się stało z jej duszą?
Lucyfer roześmiał się.
- Czyżbyś był zainteresowany, bracie?
Uriel lekko skinął głową, sprawiając, że Lucyfer roześmiał się jeszcze serdeczniej. W przeciwieństwie do innych aniołów, zawsze bawiła go gorliwość, z jaką Uriel podchodził do eksperymentowania z każdym typem materiału, jaki trafił w jego ręce. Taka była jego natura i przeznaczenie. Bóg nakazał mu przecież bycie Niebiańskim Wynalazcą, Konstruktorem, Kowalem... Wielu skrzydlatych nazywało go jednak szaleńcem, całkiem jawnie potępiając jego pracę. Uriel wydawał się tym nie przejmować. Nie przeszkadzała mu praca w samotności.
Może samotność także była jego przeznaczeniem. Nigdy o tym jednak nie rozmawiał.
Gabriel niespokojnie poruszył skrzydłami.
- Chcesz sprowadzić do Nieba nieczystą duszę wiedźmy? Oszalałeś?
- Nie takie rzeczy robiłem... - odparł Uriel, wzruszając ramionami.
- Ty... O czym jeszcze nie wiem?!
- Uspokójcie się! - rozkazał Satael. - Zebraliśmy się tutaj, by rozmawiać o De Arche, a nie przysłuchiwać się prowadzonej przez was sprzeczce. Możecie ją odłożyć na inny czas?
Gabriel prychnął, ale usłuchał słów szatana. Z impetem zanurzył się po szyję w parującej wodzie, czerwieniejąc na twarzy. Był wyraźnie wściekły, ale zamierzał się podporządkować. Przynajmniej do czasu... Postanowił, że z Urielem porozmawia sobie od serca później. Na osobności. I z całym zdecydowaniem, na jakie będzie go stać, wybije mu z głowy eksperymentowanie z duszą wiedźmy.
Tym razem to Lucyfer zabrał głos:
- Według informacji, które do mnie dotarły, do De Arche miał dotrzeć Claw Feuertod, by zająć się wiedźmą.
- Twoich informacji? - Szatan roześmiał się głośno. Otaczające go tłumnie demony płci żeńskiej, zupełnie nagie i bardzo piękne, zachichotały do wtóru. Gabriel skrzywił się na widok tak ostentacyjnej rozpusty. Ten cholerny Satael... Nic dziwnego, że został wykopany z Nieba. - Przecież sam go tam wysłałeś!
- Szczegóły. - Lucyfer nie dał się zbić z tropu, jedynie wzruszając ramionami. - W każdym razie, od chwili, w której przekroczył granice miasta, nie otrzymałem od niego żadnej wiadomości. Żadna dusza wiedźmy też do nas nie trafiła... Będziesz się więc musiał uzbroić w cierpliwość, Urielu.
Reth westchnął. Do tej chwili nie brał udziału w tej konwersacji, gdyż w sumie nie miał nic do powiedzenia. Został zaproszony na to spotkanie, ale czy oczekiwano od niego jakiejś opinii? Przecież nie miał zielonego pojęcia o tym, co się dzieje w De Arche i z jego Mistrzem. Co prawda miał pewność, że nic mu się nie stanie - zawsze w niego wierzył - ale wolałby wiernie trwać u jego boku. Szkoda, że Pan Bóg odwrócił od tego miasta swój wzrok... i zabrał swoją łaskę...
- Więc? Zamierzamy coś zrobić z tym miastem? W końcu sprawia coraz więcej kłopotów...
- Sugerujesz, że powinniśmy skazać je na zagładę, Sataelu? - zapytał z ociąganiem Gabriel. Nie za bardzo podobała mu się idea działania bez Boskiego Rozkazu, ale...
- Bez łaski ono i tak niemal nie istnieje...
Lucyfer spojrzał na Retha, który nadal jedynie się relaksował, wydając się nie zwracać szczególnej uwagi na to, co się działo wokół niego.
- Założę się, że Reth nie podejdzie do sprawy tak entuzjastycznie, w końcu w mieście przebywa jego Mistrz, prawda?
Anioł leniwie skinął głową.
- Właściwie mi to obojętne... Mistrz Jue potrafi o siebie zadbać. Zresztą, czy nie towarzyszy mu przypadkiem wspomniany Claw?
Lucyfer uniósł brwi.
- Tego nie wiem. Kazałem mu jedynie zająć się wiedźmą...
- Musiałeś jednak podjąć pewne kroki, by twój demon przedostał się za bariery?
- Och? Czyżbyś coś sugerował?
Reth chwycił Azhiel za rękę, po czym pociągnął. Anielica ze śmiechem wylądowała tuż obok niego.
- Sugeruję, żebyś nie zmuszał mnie do myślenia o metodach twojego działania. Są zbyt pokręcone.
Lucyfer roześmiał się głośno, a jego dwie towarzyszki natychmiast mu zawtórowały.
Gabriel głośno westchnął.
- Bez Rozkazu nie mogę działać. Chyba, że decyzję o zniszczeniu miasta poprze pozostałych sześciu archaniołów.
- Moje demony mogą się tym zająć - oznajmił Satael.
- Zapewniam cię, że nie mogą - zgasił go Lucyfer. - Gdyby Pan Bóg się dowiedział... Brr, wolę o tym nie myśleć. Nie, powinniśmy posłuchać Gabriela. Niech porozmawia ze swoimi braćmi. Kto wie, może w tym czasie nasz Ojciec wyda jakieś rozkazy... Bo chyba cała ta sprawa z De Arche musi mu leżeć na sercu. Od Końca Świata dawno żadne miasto tak bardzo go nie obraziło.
Szatan wzruszył ramionami.
- Jak chcecie. Mi się nie spieszy... Ale wolałbym pozbyć się w końcu problemu, tego nie ukrywam. Jak się dowiem, że to cholerne miasto ukrywa kogoś, kto szczególnie źle działa na moje nerwy...
Reth oparł głowę na ramieniu Azhiel. Zniszczenie miasta... Zniszczenie De Arche... Mówili o tym z taką swobodą... Anioł poczuł, że musi znaleźć oparcie w tej niewinnej istocie, jego ukochanej anielicy, której nigdy by do głowy nie przyszło nic tak ekstremalnego. I chociaż istnienie miasta De Arche w czasie nie miało żadnego znaczenia, nadal było przecież miejscem, w którym ludzie żyli, kochali, spełniali swe marzenia... Dla niektórych to miejsce było kawałkiem Nieba. Domem. Tam się wychowywali, mieli rodziny, tam też umierali.
Czy ktokolwiek miał prawo zniszczyć to miejsce?
Lan czuła się... inaczej. Jakoś tak...dojrzalej? Nie potrafiła tego określić, ale wiedziała, że coś się w niej zmieniło od chwili, w której otworzyła oczy. Tak, jakby przez noc stała się inną osobą. Tylko dlaczego? Pierwszy raz tak się poczuła. Była niemal pewna, że nawet jej ciało w pewien sposób się zmieniło, ale łazienkowe lustro, w którym się przejrzała, tego nie potwierdziło. Nadal była tą Lan, która wieczorem kładła się do łóżka...
Tylko dlaczego na jej ustach znajdowały się jakieś rdzawe plamy? Zlizała je, czując dziwny posmak. Nie był ani gorzki, ani słodki. Nie znała go.
Cóż, postanowiła nie przejmować się swoimi odczuciami. Mogły nie mieć żadnego znaczenia. Może wiązały się z tym, że spała w nowym miejscu. Co prawda po przybyciu do Gildii nie czuła się tak dziwnie, ale w sumie to była inna sytuacja. Jakby się zastanowić, po drodze też nocowali w innych miastach, ale wiedziała, że następnego dnia ruszą dalej. W De Arche mieli spędzić więcej czasu, może jej ciało już próbowało się przygotować na ten pobyt.
W końcu wzruszyła ramionami. Nieważne. Niczego to przecież nie zmieniało.
Prosto z łazienki, już ubrana w świeże spodnie, koszulę i pelerynę, skierowała kroki do kuchni. Zatrzymała się jednak w progu, otwierając oczy szeroko ze zdumienia. Te długie, złociste włosy... Ta doskonała sylwetka...
Misha przygotowywała dla nich śniadanie?!
- Dzień dobry, Lan. Siadaj, śniadanie zaraz będzie na stole.
Dziewczyna spojrzała oniemiała na Mistrza, który zajmował się krojeniem warzyw. Aktualnie kroił ogórka na plasterki, które układał na talerzyku. Obok znajdował się pokrojony na kromki chleb, pomidory, ser oraz szynka w plasterkach. Odwrócona plecami do wejścia Misha smażyła coś na patelni - coś, co (jak Lan z niechęcią przyznała) - pachniało zadziwiająco dobrze.
Przez żołądek do serca...?
W końcu odchrząknęła. Ukłoniła się szybko.
- Dzień dobry - rzuciła głośno i wyraźnie. - A gdzie Hale?
Misha spojrzała na nią przez ramię.
- Hale zawsze wcześnie wychodzi. Nie może usiedzieć na miejscu, pewnie poszedł do warsztatu!
Lan przygryzła wargę, myśląc o tym, że przecież dziewczyny o to nie pytała. Nie było oczywiście powodu, dla którego piękność nie miała by odpowiedzieć, ale... To było irytujące. I dlaczego uśmiechała się w ten olśniewający sposób? Czy normalna osoba powinna się tak często i szeroko uśmiechać, by zapewnić o swoich dobrych intencjach?
- Hale jest bardzo zapracowaną osobą - ciągnęła Misha. - Jeśli upatrzyłaś go sobie na towarzysza zabaw, to obawiam się, że się zawiedziesz.
- Lan nie jest dzieckiem, z pewnością nie planowała żadnej zabawy - odparł Jue, rzucając podopiecznej szybkie spojrzenie. Zauważył, jak bardzo nie spodobał jej się komentarz Mishy, więc postanowił zainterweniować.
- Och? Myślałam, że...
- Co myślałaś? - zapytała Lan zimno. Gniew rozpalił się błękitnym płomieniem w jej duszy.
- Wiesz, bo jesteś taka malutka i słodziutka...
Imię demona pojawiło się na jej ustach całkiem naturalnie. Jakby od zawsze go wzywała. Jakby był przy niej w każdej chwili. Jakby ich dusze poznały się na wskroś. Gniew natychmiast ustanowił między nimi połączenie - a gdy to się stało, uczucie euforii wypełniło ciało Lan. Euforii i słodkiej przyjemności, która wywołała rumieńce na jej policzkach.
- Zero!
Był szybki. Zwinny. Pojawił się niczym cień, chwytając Mishę za gardło i przygważdżając ją do ściany, trzymając kilka centymetrów nad ziemią.
- Byłaś bardzo złą dziewczynką, prawda? - mruknął, zbliżając twarz do jej twarzy. - Wydaje mi się, że powinnaś otrzymać kilka klapsów, kochanie.
Jue stał całkowicie sparaliżowany. Nie wiedział, czego był właściwie świadkiem. To znaczy rozumiał, że Lan wezwała tego demona. Ale jakim cudem? Czy jej strażniczką nie była Peir? I dlaczego miała kontrolę nad demonem płci męskiej? Takie związki duchowe były zabronione. Ani Niebo, ani piekło nigdy by na nie nie pozwoliło.
Więc dlaczego?
Lan także była zszokowana. Stała w progu kuchni, niezdolna do wykonania ani jednego ruchu. W jej głowie kłębiły się pytania. Jak? Dlaczego? Czy to byłam ja? Kim jest Zero?
Nagle sobie przypomniała. Tej nocy...
Chciałbym zawrzeć z tobą pakt krwi...
Demon odwrócił głowę w jej stronę. Uśmiechał się.
- Co mam zrobić z dziewczyną, Lan?
W tym momencie ocknął się Jue.
- Natychmiast ją puść! - krzyknął. Zero tylko prychnął.
- Nie przyjmuję rozkazów od ciebie... pięknisiu. Och, rozumiem! Czyżby ta lalunia była twoją kobietą? Ho, nieźle się dobraliście, muszę przyznać. Ale przepraszam, nie pozwolę obrażać mojej maleńkiej mistrzyni. Wydaj mi tylko rozkaz, Lan.
Lan, nadal zdezorientowana, najpierw otworzyła usta, a potem je zamknęła. Na ziemię sprowadził ją dopiero bolesny jęk przyduszanej Mishy. Natychmiast pożałowała tego, że aż tak się rozgniewała.
- Pu.. Puść ją, już w porządku.
Zero wydał się zawiedziony.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tak, całkowicie!
Wykonał jej rozkaz. Pozwolił ciału Mishy opaść bezwładnie na ziemię. Dziewczyna, płacząc i krztusząc się, dłońmi rozcierała gardło, choć Zero wcale tak mocno go nie trzymał, by robić z tego tragedię. Jue doskoczył do niej, pytając, czy wszystko w porządku, anioł śmierci tymczasem podszedł do Lan.
- My... się już spotkaliśmy, prawda? - powiedziała drżącym głosem.
- I to dość dawno temu - przyznał Zero. - Jeszcze ci nie podziękowałem za to, że zgodziłaś się zawrzeć ze mną pakt. Czy pamiętasz, co się stało?
Skinęła głową. Wspomnienia minionej nocy do niej wracały. Sylwetka stojąca w mroku. Błękitne oczy wpatrujące się w nią z uwagą. Niski, przyjemny głos. Chłodny dotyk palców. Ciepłe usta o smaku krwi...
Usta...
Zarumieniła się gwałtownie. Krew na jej wargach! Dowód zawartego paktu!
- Och! - jęknęła, unosząc dłonie do rozpalonej nagle twarzy.
Zero roześmiał się, jednocześnie pochylając nad nią.
- Czyżbyś miała ochotę powtórzyć tego całusa?
- Ja... nie...
- Jesteś zdecydowanie zbyt słodka, Lan. Jeśli tego nie opanujesz, zawsze będziesz dla mnie zbyt wielką pokusą, wiesz...?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż demon już ją do siebie przyciskał, a jego usta już przytulały się do jej ust. Lan natychmiast wstrzymała oddech, ale nie zamknęła oczu. Nie uczyniła też żadnego gestu, by go odepchnąć. Była zbyt zaskoczona. Co gorsza, jej ciało stwierdziło, że to dość przyjemne zaskoczenie...
- Mahir ikrah suh!
Zero odskoczył od Lan jak oparzony, po czym chwycił się za pierś i zniknął - rozpłynął się po prostu w powietrzu. Lan, zdezorientowana, odszukała wzrokiem Jue, który stał z wyciągniętą przed siebie dłonią. Czubki jego palców otaczał biało-niebieski płomień, a zaklęcie odsyłające nadal unosiło się tuż przed jego dłonią, wirując wściekle błękitnymi ścieżkami wpisanymi w okrąg.
- A teraz mi wszystko wytłumaczysz - zwrócił się do Lan najchłodniejszym tonem głosu, jaki do tej pory słyszała.
***Od autorki***
Chcę powiedzieć tylko jedno: YEEEEE! Napisałam!
Oraz drugie: Zero ściska i przesyła milion całusów dla Mai <3
Gabriel niespokojnie poruszył skrzydłami.
- Chcesz sprowadzić do Nieba nieczystą duszę wiedźmy? Oszalałeś?
- Nie takie rzeczy robiłem... - odparł Uriel, wzruszając ramionami.
- Ty... O czym jeszcze nie wiem?!
- Uspokójcie się! - rozkazał Satael. - Zebraliśmy się tutaj, by rozmawiać o De Arche, a nie przysłuchiwać się prowadzonej przez was sprzeczce. Możecie ją odłożyć na inny czas?
Gabriel prychnął, ale usłuchał słów szatana. Z impetem zanurzył się po szyję w parującej wodzie, czerwieniejąc na twarzy. Był wyraźnie wściekły, ale zamierzał się podporządkować. Przynajmniej do czasu... Postanowił, że z Urielem porozmawia sobie od serca później. Na osobności. I z całym zdecydowaniem, na jakie będzie go stać, wybije mu z głowy eksperymentowanie z duszą wiedźmy.
Tym razem to Lucyfer zabrał głos:
- Według informacji, które do mnie dotarły, do De Arche miał dotrzeć Claw Feuertod, by zająć się wiedźmą.
- Twoich informacji? - Szatan roześmiał się głośno. Otaczające go tłumnie demony płci żeńskiej, zupełnie nagie i bardzo piękne, zachichotały do wtóru. Gabriel skrzywił się na widok tak ostentacyjnej rozpusty. Ten cholerny Satael... Nic dziwnego, że został wykopany z Nieba. - Przecież sam go tam wysłałeś!
- Szczegóły. - Lucyfer nie dał się zbić z tropu, jedynie wzruszając ramionami. - W każdym razie, od chwili, w której przekroczył granice miasta, nie otrzymałem od niego żadnej wiadomości. Żadna dusza wiedźmy też do nas nie trafiła... Będziesz się więc musiał uzbroić w cierpliwość, Urielu.
Reth westchnął. Do tej chwili nie brał udziału w tej konwersacji, gdyż w sumie nie miał nic do powiedzenia. Został zaproszony na to spotkanie, ale czy oczekiwano od niego jakiejś opinii? Przecież nie miał zielonego pojęcia o tym, co się dzieje w De Arche i z jego Mistrzem. Co prawda miał pewność, że nic mu się nie stanie - zawsze w niego wierzył - ale wolałby wiernie trwać u jego boku. Szkoda, że Pan Bóg odwrócił od tego miasta swój wzrok... i zabrał swoją łaskę...
- Więc? Zamierzamy coś zrobić z tym miastem? W końcu sprawia coraz więcej kłopotów...
- Sugerujesz, że powinniśmy skazać je na zagładę, Sataelu? - zapytał z ociąganiem Gabriel. Nie za bardzo podobała mu się idea działania bez Boskiego Rozkazu, ale...
- Bez łaski ono i tak niemal nie istnieje...
Lucyfer spojrzał na Retha, który nadal jedynie się relaksował, wydając się nie zwracać szczególnej uwagi na to, co się działo wokół niego.
- Założę się, że Reth nie podejdzie do sprawy tak entuzjastycznie, w końcu w mieście przebywa jego Mistrz, prawda?
Anioł leniwie skinął głową.
- Właściwie mi to obojętne... Mistrz Jue potrafi o siebie zadbać. Zresztą, czy nie towarzyszy mu przypadkiem wspomniany Claw?
Lucyfer uniósł brwi.
- Tego nie wiem. Kazałem mu jedynie zająć się wiedźmą...
- Musiałeś jednak podjąć pewne kroki, by twój demon przedostał się za bariery?
- Och? Czyżbyś coś sugerował?
Reth chwycił Azhiel za rękę, po czym pociągnął. Anielica ze śmiechem wylądowała tuż obok niego.
- Sugeruję, żebyś nie zmuszał mnie do myślenia o metodach twojego działania. Są zbyt pokręcone.
Lucyfer roześmiał się głośno, a jego dwie towarzyszki natychmiast mu zawtórowały.
Gabriel głośno westchnął.
- Bez Rozkazu nie mogę działać. Chyba, że decyzję o zniszczeniu miasta poprze pozostałych sześciu archaniołów.
- Moje demony mogą się tym zająć - oznajmił Satael.
- Zapewniam cię, że nie mogą - zgasił go Lucyfer. - Gdyby Pan Bóg się dowiedział... Brr, wolę o tym nie myśleć. Nie, powinniśmy posłuchać Gabriela. Niech porozmawia ze swoimi braćmi. Kto wie, może w tym czasie nasz Ojciec wyda jakieś rozkazy... Bo chyba cała ta sprawa z De Arche musi mu leżeć na sercu. Od Końca Świata dawno żadne miasto tak bardzo go nie obraziło.
Szatan wzruszył ramionami.
- Jak chcecie. Mi się nie spieszy... Ale wolałbym pozbyć się w końcu problemu, tego nie ukrywam. Jak się dowiem, że to cholerne miasto ukrywa kogoś, kto szczególnie źle działa na moje nerwy...
Reth oparł głowę na ramieniu Azhiel. Zniszczenie miasta... Zniszczenie De Arche... Mówili o tym z taką swobodą... Anioł poczuł, że musi znaleźć oparcie w tej niewinnej istocie, jego ukochanej anielicy, której nigdy by do głowy nie przyszło nic tak ekstremalnego. I chociaż istnienie miasta De Arche w czasie nie miało żadnego znaczenia, nadal było przecież miejscem, w którym ludzie żyli, kochali, spełniali swe marzenia... Dla niektórych to miejsce było kawałkiem Nieba. Domem. Tam się wychowywali, mieli rodziny, tam też umierali.
Czy ktokolwiek miał prawo zniszczyć to miejsce?
Lan czuła się... inaczej. Jakoś tak...dojrzalej? Nie potrafiła tego określić, ale wiedziała, że coś się w niej zmieniło od chwili, w której otworzyła oczy. Tak, jakby przez noc stała się inną osobą. Tylko dlaczego? Pierwszy raz tak się poczuła. Była niemal pewna, że nawet jej ciało w pewien sposób się zmieniło, ale łazienkowe lustro, w którym się przejrzała, tego nie potwierdziło. Nadal była tą Lan, która wieczorem kładła się do łóżka...
Tylko dlaczego na jej ustach znajdowały się jakieś rdzawe plamy? Zlizała je, czując dziwny posmak. Nie był ani gorzki, ani słodki. Nie znała go.
Cóż, postanowiła nie przejmować się swoimi odczuciami. Mogły nie mieć żadnego znaczenia. Może wiązały się z tym, że spała w nowym miejscu. Co prawda po przybyciu do Gildii nie czuła się tak dziwnie, ale w sumie to była inna sytuacja. Jakby się zastanowić, po drodze też nocowali w innych miastach, ale wiedziała, że następnego dnia ruszą dalej. W De Arche mieli spędzić więcej czasu, może jej ciało już próbowało się przygotować na ten pobyt.
W końcu wzruszyła ramionami. Nieważne. Niczego to przecież nie zmieniało.
Prosto z łazienki, już ubrana w świeże spodnie, koszulę i pelerynę, skierowała kroki do kuchni. Zatrzymała się jednak w progu, otwierając oczy szeroko ze zdumienia. Te długie, złociste włosy... Ta doskonała sylwetka...
Misha przygotowywała dla nich śniadanie?!
- Dzień dobry, Lan. Siadaj, śniadanie zaraz będzie na stole.
Dziewczyna spojrzała oniemiała na Mistrza, który zajmował się krojeniem warzyw. Aktualnie kroił ogórka na plasterki, które układał na talerzyku. Obok znajdował się pokrojony na kromki chleb, pomidory, ser oraz szynka w plasterkach. Odwrócona plecami do wejścia Misha smażyła coś na patelni - coś, co (jak Lan z niechęcią przyznała) - pachniało zadziwiająco dobrze.
Przez żołądek do serca...?
W końcu odchrząknęła. Ukłoniła się szybko.
- Dzień dobry - rzuciła głośno i wyraźnie. - A gdzie Hale?
Misha spojrzała na nią przez ramię.
- Hale zawsze wcześnie wychodzi. Nie może usiedzieć na miejscu, pewnie poszedł do warsztatu!
Lan przygryzła wargę, myśląc o tym, że przecież dziewczyny o to nie pytała. Nie było oczywiście powodu, dla którego piękność nie miała by odpowiedzieć, ale... To było irytujące. I dlaczego uśmiechała się w ten olśniewający sposób? Czy normalna osoba powinna się tak często i szeroko uśmiechać, by zapewnić o swoich dobrych intencjach?
- Hale jest bardzo zapracowaną osobą - ciągnęła Misha. - Jeśli upatrzyłaś go sobie na towarzysza zabaw, to obawiam się, że się zawiedziesz.
- Lan nie jest dzieckiem, z pewnością nie planowała żadnej zabawy - odparł Jue, rzucając podopiecznej szybkie spojrzenie. Zauważył, jak bardzo nie spodobał jej się komentarz Mishy, więc postanowił zainterweniować.
- Och? Myślałam, że...
- Co myślałaś? - zapytała Lan zimno. Gniew rozpalił się błękitnym płomieniem w jej duszy.
- Wiesz, bo jesteś taka malutka i słodziutka...
Imię demona pojawiło się na jej ustach całkiem naturalnie. Jakby od zawsze go wzywała. Jakby był przy niej w każdej chwili. Jakby ich dusze poznały się na wskroś. Gniew natychmiast ustanowił między nimi połączenie - a gdy to się stało, uczucie euforii wypełniło ciało Lan. Euforii i słodkiej przyjemności, która wywołała rumieńce na jej policzkach.
- Zero!
Był szybki. Zwinny. Pojawił się niczym cień, chwytając Mishę za gardło i przygważdżając ją do ściany, trzymając kilka centymetrów nad ziemią.
- Byłaś bardzo złą dziewczynką, prawda? - mruknął, zbliżając twarz do jej twarzy. - Wydaje mi się, że powinnaś otrzymać kilka klapsów, kochanie.
Jue stał całkowicie sparaliżowany. Nie wiedział, czego był właściwie świadkiem. To znaczy rozumiał, że Lan wezwała tego demona. Ale jakim cudem? Czy jej strażniczką nie była Peir? I dlaczego miała kontrolę nad demonem płci męskiej? Takie związki duchowe były zabronione. Ani Niebo, ani piekło nigdy by na nie nie pozwoliło.
Więc dlaczego?
Lan także była zszokowana. Stała w progu kuchni, niezdolna do wykonania ani jednego ruchu. W jej głowie kłębiły się pytania. Jak? Dlaczego? Czy to byłam ja? Kim jest Zero?
Nagle sobie przypomniała. Tej nocy...
Chciałbym zawrzeć z tobą pakt krwi...
Demon odwrócił głowę w jej stronę. Uśmiechał się.
- Co mam zrobić z dziewczyną, Lan?
W tym momencie ocknął się Jue.
- Natychmiast ją puść! - krzyknął. Zero tylko prychnął.
- Nie przyjmuję rozkazów od ciebie... pięknisiu. Och, rozumiem! Czyżby ta lalunia była twoją kobietą? Ho, nieźle się dobraliście, muszę przyznać. Ale przepraszam, nie pozwolę obrażać mojej maleńkiej mistrzyni. Wydaj mi tylko rozkaz, Lan.
Lan, nadal zdezorientowana, najpierw otworzyła usta, a potem je zamknęła. Na ziemię sprowadził ją dopiero bolesny jęk przyduszanej Mishy. Natychmiast pożałowała tego, że aż tak się rozgniewała.
- Pu.. Puść ją, już w porządku.
Zero wydał się zawiedziony.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tak, całkowicie!
Wykonał jej rozkaz. Pozwolił ciału Mishy opaść bezwładnie na ziemię. Dziewczyna, płacząc i krztusząc się, dłońmi rozcierała gardło, choć Zero wcale tak mocno go nie trzymał, by robić z tego tragedię. Jue doskoczył do niej, pytając, czy wszystko w porządku, anioł śmierci tymczasem podszedł do Lan.
- My... się już spotkaliśmy, prawda? - powiedziała drżącym głosem.
- I to dość dawno temu - przyznał Zero. - Jeszcze ci nie podziękowałem za to, że zgodziłaś się zawrzeć ze mną pakt. Czy pamiętasz, co się stało?
Skinęła głową. Wspomnienia minionej nocy do niej wracały. Sylwetka stojąca w mroku. Błękitne oczy wpatrujące się w nią z uwagą. Niski, przyjemny głos. Chłodny dotyk palców. Ciepłe usta o smaku krwi...
Usta...
Zarumieniła się gwałtownie. Krew na jej wargach! Dowód zawartego paktu!
- Och! - jęknęła, unosząc dłonie do rozpalonej nagle twarzy.
Zero roześmiał się, jednocześnie pochylając nad nią.
- Czyżbyś miała ochotę powtórzyć tego całusa?
- Ja... nie...
- Jesteś zdecydowanie zbyt słodka, Lan. Jeśli tego nie opanujesz, zawsze będziesz dla mnie zbyt wielką pokusą, wiesz...?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż demon już ją do siebie przyciskał, a jego usta już przytulały się do jej ust. Lan natychmiast wstrzymała oddech, ale nie zamknęła oczu. Nie uczyniła też żadnego gestu, by go odepchnąć. Była zbyt zaskoczona. Co gorsza, jej ciało stwierdziło, że to dość przyjemne zaskoczenie...
- Mahir ikrah suh!
Zero odskoczył od Lan jak oparzony, po czym chwycił się za pierś i zniknął - rozpłynął się po prostu w powietrzu. Lan, zdezorientowana, odszukała wzrokiem Jue, który stał z wyciągniętą przed siebie dłonią. Czubki jego palców otaczał biało-niebieski płomień, a zaklęcie odsyłające nadal unosiło się tuż przed jego dłonią, wirując wściekle błękitnymi ścieżkami wpisanymi w okrąg.
- A teraz mi wszystko wytłumaczysz - zwrócił się do Lan najchłodniejszym tonem głosu, jaki do tej pory słyszała.
***Od autorki***
Chcę powiedzieć tylko jedno: YEEEEE! Napisałam!
Oraz drugie: Zero ściska i przesyła milion całusów dla Mai <3
buszaszaszsza!!! xD NO i sie doczekałam dzisiaj rozdziału ;p
OdpowiedzUsuńJuż pirwsze zdanie mnie rozbraja! De arche wrzodem na tyłku! Cudnie! xD i jednak.. gorące źródła wygrały! hahaha xD
O masz ci los! Gabriel, Reth i Lucynka? A to ciekawe zestawienie... O.o
hahaha, komentarz Uriela jest bezcenny. Wzrusza ramionami twierdząc że były gorsze rzeczy niż dusza nieczystej wiedźmy sprowadzona do bram niebiańskich xD hehe, spoko ;d
Jejku, jak ja lubię Lucynkę... te jej szczgóly i detale są wręcz niesamowite ;p
Kurcze, Reth w tym rozdziale jest taki.. inny. Nie umiem tego nazwać. Jest bardziej zamknięty w sobie i no wiesz :) W każdym bądź razie... dziwne, ze anioły, czy upadłe czy piekielne czy podniebne czy jakiekolwiek inne.. ze gadają o zniszczeniu miasta. w ogóle de arche i ech, nie mam sił ;p
O_O
NIe, wróć... jak to możliwe? O_O JUE KROI warzywa? Ale... Czemu? Co się dzieje? O.o Ludzie, zgubiłam się!
Ale... siędzieje! Jakby mi Misha takie coś rzuciłą, taki tekst.. to bym sie wściekła i chyba pognała wszystkie diabły w piekle!
No to wybrnęłaś jakoś zz sytuacji jak Jue dowie się o pakcie krwi z Zero. heheh, No i ten tekścior Zero na powitanie Mishy... I dobrze jej tak. Niech następnym razem waży słowa, zanim cokolwiek powie!! Szczególnie komuś, kto ma dwóch strażników - i to z dwóch różnych światów - z piekielnego i anielskiego xD
"- Nie przyjmuję rozkazów od ciebie... pięknisiu. " HAHAHAHAHAHAHAHAHAMAUAHAHAHA! Nie mogę! hahaha! Dobre! xD
"- My... się już spotkaliśmy, prawda? - powiedziała drżącym głosem.
- I to dość dawno temu - przyznał Zero. - Jeszcze ci nie podziękowałem za to, że zgodziłaś się zawrzeć ze mną pakt. Czy pamiętasz, co się stało?" = mam pytanko. Bo czy tu nie powinno by ć ze dość NIEDAWNO temu? xD wiem jak to brzmi, ale.. noo w sumi powinno być ze nie aż tak dawno temu xD ale w sumie.. dla Zero chyba to jest pół wiecznośći i jeszcze wiecej, tak?
Ale.. LAN DOSTAŁA CAŁUSA OD ZERO!! DRUGIEGO!!
Ale.. o w mordę... JUE zabijęCIę, wiesz? JAk mogłeś w takim momencie go odesłąć!!? Wypchaj się! -.-'
No i Lan czeka bura.
Coś czuję, ze między nią a Jue teraz mocno zawrze i nie będzi ogólnie zbyt różowo.. a jak Reth dołączy do swego Mistrza, to w ogól Lan będzie zrozpaczona :( biedna mała Lan :(
Dziękuję za buziaki od Zero <3
Wygrały, a jakże. Ten pomysł bardzo mi się spodobał ik po prostu musiałam go użyć! Wrzuciłam przy okazji do rozdziału kilku starych znajomych, a co tam - im ich więcej, tym weselej. Chociaż, czy ja wiem... Skończyło się na planowaniu zagłady miasta :D I dlaczego aniołowie mieliby nie myśleć o zniszczeniu miasta? W Biblii nie takie rzeczy się działy z rąk aniołków :D
UsuńKroi, kroi, bo chce pomóc Mishy. Nie chciał siedzieć i czytać gazety... jak jakiś stereotypowy ojciec gromadki dzieci przy śniadaniu :D Zajął się więc krojeniem warzyw. Ogólnie wraz z dziewczyną przyrządza śniadanie.
Nie, tam powinno być "dawno", bo odnosiłam się do sceny, która miała miejsce jeszcze w pierwszej części tej historii (kiedy Lan opowiadała) - zapewne nie pamiętasz, ale Lan zobaczyła Zero w mieście Jaew, kiedy robiła zakupy z Jue. Oboje nadal to spotkanie pamiętają, choć wtedy nie zamienili ze sobą nawet słowa ^.^
Mogłam i to zrobiłam. Za dużo sobie pozwalał :D I, uh, wcale nie chodziło o to, że Lan jest taka młoda ;p A co się stanie potem, to się zobaczy...
co do Zero - coś mi świta. ale i tak przeczytam całą pierwszą chociaż ;p jeszcze raz XD żeby mieć na świeżo wszystko ;d
Usuńnadrobione ;)
OdpowiedzUsuńNo, przynajmniej wiemy, gdzie podział się Reth ;) Zaczynałam się już obawiać, iż nie może dostać się do miasta :x a to byłoby wielce niefortunne. Oł... a jednak nie mógł przekroczyć barier... UPS... no to łowcy mają kłopot :x
Ten fragment mnie powalił:
- Chcesz sprowadzić do Nieba nieczystą duszę wiedźmy? Oszalałeś?
- Nie takie rzeczy robiłem... - odparł Uriel, wzruszając ramionami.
- Ty... O czym jeszcze nie wiem?!
Czy on naprawdę oczekiwal, że Uriel wszystko mu wyśpiewa? :x
Usprawiedliwienie rdzawych plam na ustach według Lan.... nie mogła stwierdzić, że przegryzła sobie wargę podczas snu? :x Hm.. ciekawe jak smakuje krew Zero... nie sądziłam, że będzie smakowała tak jak ludzka, ale myślałam,że też będzie miała taki... metaliczny posmak, który pozwoli zidentyfikować roztwór jako krew ;)
Okej, Misha oficjalnie przestała mi się podobać. Widzę, że zagięła parol na Jue i do tego jeszcze gotują sobie śniadanka jak szczęśliwa rodzinka! No i ERO HIHIHI mAM NADZIEJE ZE MISZA W PODSKOKACH OPUŚCI MIESZKANIE hALE! CHOCIAZ MOGŁABY WEZWAC STRAZ, JAKBY NIE BYŁO - W DEARCHE NIE MA miejsca dla łowców.... patowa sytuacja...
święty ramenie... wystraszyłam sie "najchłodniejszego tonu głosu Jue, jaki do tej pory słyszała Lan." To oznacza kłopoty. WIELKIE kłopoty :x Biedna Lan.... Już po niej! pwnie znowu się okaże, że powinna coś wiedzieć, a nie wie, a to wszystko będzie jej winą (tak, winą lan), bo powinna się uczyć, indywidualnie, gdyż mistrz jest zajety i nie ma czasu, by wlać w nią cała swa wiedze... Trzymaj się słodka mała! Razem wytrzymamy gniew Jue!
A wiesz, tak sobie pomyslalam, że w osłonach dearche musi być jakaś luka.No ok, nikt z łaską tam nie przejdzie -> bo Bog odwrócił stamtad swoj wzrok, ale jednak, Rafcio się tam znalazł.Wiedzma znalazła Lukę, która pozwoliła jej na przetransportowanie do miasta archanioła, który, jakby nie było ową łaskę posiada. Czy Reth też znajdzie ową lukę? a niech mnie... Lucek i Rafcio zostali przywołani... w "czarnoksięski" sposób, czyli jue też musiałby w taki sposób przywołać Retha, by ten pojawił się w Dearche mimo blokady?
UsuńMają, mają. Bez Retha nudnawo będzie ;) Dopóki więc nie znajdą sposobu na to, by go ściągnąć, anioł będzie poza ich zasięgiem.
UsuńCóż, mogłaby, tyle że przecież na ustach żadnej rany nie miała. Wykluczyła więc całkiem naturalnie tę możliwość. Poza tym, zapewne by się obudziła, gdyby przygryzała sobie wargę aż do bólu, a przecież nic takiego się nie stało :)
Wiesz, mi też Misha zaczyna się coraz mniej podobać. A miała być taką fajną bohaterką... Ale cóż, chyba mam talent do tworzenia złych charakterów. Muszę nad sobą popracować, heh...
Kto wie, kto wie, może znowu nie takie wielki kłopoty. Jue jest w tej chwili wyprowadzony z równowagi, ale kto powiedział, że nie ochłonie, kiedy znajdzie się ze swoją podopieczną sam na sam. Musi przecież zrozumieć, że Lan nie miała wielkiego wyboru, prawda? ;p
I nie, w osłonach nie ma luki. I zapewniam cię, że a) przywołanie Rafcia nie było dla niego bezbolesne i b) Lucek nie przejmuje się brakiem łaski w tym mieście :D
Dlaczego tak bardzo chcecie mnie złapać na braku logiki? XD
nie próbowałam złapać Cie na braku logiki. Desperacko szukam sposobu ściągnięcia do DeArch REetha, bo bez Retha nudno...;-) nastawiłam się więc na szukanie luk.... szkoda, że ich nie ma :(
OdpowiedzUsuńMisha mogłaby się okazać homoseksualistką... wtedy Jue może spłonąłby ognistym rumieńcem, uświadamiając sobie, że na marne próbował zwrócić na siebie jej uwagę :D Nie no, nie dziwię się mishy, że zachowuje się jak się zachowuje... Ostatecznie Jue każdej kobiecie zawróciłby w głowie ;) Dziwi mnie tylko, że jest zazdrosna o Lan, co wskazuje na to, iż Misha ma kompleksy... nie jest zbyt pewna siebie, skoro trzymanie się za łapki Jue i Lan odbiera w ten a nie inny sposób.
... Misha homoseksualistką! Misha lecąca na Lan! Ha! Tak jak tamta nieszczęsna królowa w pierwotnym opowiadaniu! ;p To byłoby całkiem... interesujące :D Tej koncepcji całkowicie nie odrzucam, bo a nuż...
Usuńhehehe ale poki Lan wyglada jak wyląda,Misha wyjdzie na pedofilke :X
Usuń... Masz rację. Całkiem zapomniałam o tym, że Lan nadal jest taka... hm... niedojrzała :D Takie szczególiki umykają mojej wyobraźni czasami ;p
Usuńzawsze można to uzasadnić, iż Misha zna się na ludziach i wie, że Lan wyrośnie na filigranową piękność... i chciała ją sobie zawczasu zaklepać :D
Usuń