Chociaż mieli wyruszyć najszybciej, jak to możliwe, okazało
się, że nie zrobią tego w najbliższym czasie. Przeszkodziła im w tym zarówno
wątpliwa kondycja zdrowotna Lan, która spała kamiennym snem, odzyskując dzięki
takiemu wypoczynkowi utracone podczas rytuału siły, jak i pogoda. Koło godziny
dziesiątej wieczorem zerwała się potężna wichura wraz z ulewą bijącą wielkimi
kroplami w szyby. Miasto zamarło, a wraz z nim wszystkie środki transportu.
Hale, którego pogoda zaskoczyła w drodze powrotnej do hotelu, nie zdążył
przygotować do drogi śmigacza. Przemoczony do suchej nitki, zaniósł odebrane
przepustki do pokoju Jue, po czym wybrał się do łaźni. W końcu i tak nie miał
nic lepszego do roboty, a wymoczenie z ciała całego stresu, na jaki był
narażony tego dnia, wydało mu się całkiem niezłym pomysłem. Jue widocznie wpadł
na ten sam pomysł, gdyż w momencie, kiedy inżynier się przebierał w
przeznaczonej do tego celu szatni, Łowca do niego dołączył.
- Pusto tu trochę – zauważył Jue, rozglądając się na boki. –
Dziwne, że w tak złą pogodę więcej ludzi nie zdecydowało się na gorącą kąpiel.
- Pewnie poszli spać, jest już dość późno – odparł Hale,
wzruszając ramionami. Nie zamierzał dociekać, co robią inni. A pustki w łaźni
mu się podobały. Im mniej hałasu, tym bardziej będzie mógł się zrelaksować, a o
tym właśnie marzył najbardziej. – Szkoda, że Lan tak szybko się nie obudzi.
Jue uniósł brwi, jednocześnie odpinając guziki koszuli.
- A co, chciałbyś, by do nas dołączyła?
Hale zupełnie się nie zmieszał, choć to pytanie zapewne
miało wywołać na jego policzkach zdradliwe rumieńce.
- Chciałbym, żeby odpoczęła. Cały ten rytuał… Nie wiem,
wydaje mi się, że kąpiel przysłużyłaby się jej bardziej niż sen, ale nic nie
można już poradzić.
- Może to zrobić, kiedy się obudzi.
- Oczywiście. Niech Mistrz o tym pamięta, kiedy zacznie nas
poganiać.
Jue parsknął, po czym zdjął z siebie ostatni element
ubrania, jednocześnie zawiązując ręcznik wokół bioder. Hale po prostu
przerzucił ręcznik przez ramię, zupełnie nie wstydząc się swojej nagości. Co
prawda obrzucił towarzyszącego mu Łowcę szybkim, oceniającym spojrzeniem, ale
wnioski, do których doszedł, nie kazały mu okryć się żadnym kawałkiem materiału.
Był równie dobrze zbudowany, co Jue – jego mięśnie, wypracowane przez lata
praktyki w warsztatach, równie pięknie rzeźbiły jego ciało.
Wanna, do której zmierzali, zajmowała niemal całe
pomieszczenie. Można ją było niemal nazwać basenem. Jeszcze parująca woda była niemal
krystalicznie czysta. Można było zobaczyć wyłożone drobnymi, białymi kafelkami
dno i ściany wanny. Ściany łaźni były wyłożone bladoniebieskimi kafelkami w
wyraźniejsze, niebieskie wzory w kształcie fal morskich.
Hale zawiesił ręcznik na przeznaczonym do tego celu haczyku,
po czym szybko zanurzył się w wodzie aż po samą szyję. Westchnął, czując, jak
zalewa go fala ulgi i odprężenia. Jue dołączył do niego chwilę później,
zanurzając się równie głęboko, jednocześnie opierając głowę o brzeg wanny.
Przez chwilę moczyli się w milczeniu, pozwalając wszelkim
myślom i zmartwieniom odpłynąć tak daleko, jak to tylko możliwe. Nie oparli się
nawet uczuciu senności, które ich ogarnęło, chociaż tylko na krótką chwilę.
Jue pierwszy otrzeźwiał, po czym spojrzał na Hale’a, nadal
trwającego w stanie błogości.
- Hale, opowiedz mi o De Arche.
Inżynier westchnął, zanim powoli otworzył oczy, powoli
wracając do rzeczywistości. Jako że jednak nie wydała mu się całkiem zła,
uśmiech nie zszedł z jego twarzy. Rozparł się wygodniej, po czym zapatrzył w
sufit.
- Co cię najbardziej interesuje, Mistrzu?
- Powiedziałeś, że władza w De Arche jest podzielona.
Hale skinął głową.
- Taki system nie powinien być dla Mistrza niczym nowym –
powiedział. – W końcu na ziemiach neutralnych Jaew panuje dokładnie taki sam
podział. Chociaż macie króla, realna władza i prestiż leżą w rękach Gildii i
przełożonego Łowców, Arcymistrza. Jednak, mimo to, Łowcy dzielą się władzą z
królem.
- Taka umowa została zawarta między pierwszymi Łowcami a
królem zaraz po wojnie.
- Dokładnie tak samo jest w De Arche. Władza została
podzielona dawno temu. Nikt tego stanu rzeczy nie zmienia, gdyż do tej pory
wszystko funkcjonuje bez zarzutu. Cywile czują się bezpieczniej, będąc pod
władzą kogoś, kto jest wybierany z ludu, a nie wojska. Wojsko z drugiej strony
cieszy się, że nie ma na głowie problemów cywilów. Mają wystarczająco dużo
pracy z obroną murów fortecy.
Jue popadł w zadumę.
- Obroną? Więc miasto jest często atakowane?
- I tak, i nie. De Arche jest prawdopodobnie najlepiej
strzeżonym miastem na Ziemi. Ustępuje zapewne jedynie ziemiom neutralnym, ale
tylko z powodu Łowców Dusz. Z drugiej strony rzadko atakują nas diabły czy
demony. Częściej mamy do czynienia z całkiem naturalnymi zjawiskami, jak kradzieżą
czy szpiegostwem. Miasto kryje wiele sekretów. Wiedzy. Archiwum, o którym
słyszałem jedynie pogłoski, zawiera prawdopodobnie więcej materiałów, niż
wszystkie dostępne biblioteki na świecie.
- Cóż, wiedza może być niebezpieczna. Szczególnie, jeśli
dostanie się w niepowołane ręce.
- Doszły mnie kiedyś słuchy, że właśnie w tej bibliotece
zamknięto wiele książek traktujących o czarnej magii. Książek zakazanych, ale nadal bardzo
cennych. Książek, które uczą tworzenia broni masowej zagłady.
- Dlaczego nie zostały zniszczone? – zdziwił się Jue.
Hale potrząsnął głową.
- De Arche to miasto, które w swym założeniu miało zachować
wszelką wiedzę. Nawet tę niebezpieczną. Resztę zostawiono, jeśli mogę się tak
wyrazić, w rękach Boga. To znaczy, jeśli będzie chciał, by kiedyś ta wiedza
trafiła w czyjeś ręce, to właśnie tak się stanie.
Jue roześmiał się. Głośnym, dźwięcznym śmiechem, który odbił
się echem w niemal pustym pomieszczeniu.
- W takie sprawy rzadko zamieszany jest Bóg. Zawsze mnie
jednak bawi świadomość, że ludzie nadal wierzą w takie rzeczy. Nawet po Końcu
Świata nie uświadomili sobie pewnych oczywistych rzeczy.
Hale wzruszył ramionami.
- Niewielu się nad nimi zastanawia. Wiem, że ja tego nie
robię. Zresztą, wydaje mi się, że ten Koniec Świata, który miał miejsce ponad
sto lat temu, powoli odchodzi w zapomnienie. Nie żyje już nikt, kto go przeżył.
Oczywiście, są dokumenty i ta cała sprawa z aniołami i demonami, ale…
W tym momencie rozległ się głośny plusk, a woda, gwałtownie
wzburzona, wylała się poza krawędź wanny.
- Ktoś mnie wołał? – zapytał radośnie Reth, który pojawił
się tuż u boku Jue. Stosownie do sytuacji, bez ubrania. – Słyszałem, że ktoś
dopraszał się o anioła.
Jue westchnął.
- Miałeś chyba pilnować Lan?
Reth wydął usta.
- W trakcie, gdy wy dwoje zażywacie odprężającej kąpieli?
Zresztą, woda powoli wam stygnie. Pozwólcie, że, jako naturalny podgrzewacz,
będę utrzymywał jej temperaturę na komfortowo gorącym poziomie.
Hale poczuł, jak uśmiech wypływa na jego usta. Całkiem
niekontrolowany uśmiech.
- Cóż, im nas więcej, tym weselej – stwierdził. – Mogę
jednak o coś zapytać twojego anioła, Mistrzu?
Reth ponownie wydął usta.
- Hej, mogę mówić za siebie! Zresztą, mam na imię Reth, nie
jestem jedynie ,,aniołem Mistrza Jue”, zapamiętaj to sobie!
- W porządku, nie chciałem, żebyś się zirytował. Po prostu…
eee… nie jestem przyzwyczajony do rozmów z aniołami. Więc mogę ci mówić po
imieniu?
- Oczywiście!
Hale nie czuł się zbyt komfortowo z tym faktem, ale w końcu
wzruszył ramionami. Anioł czy nie, w końcu wyglądał jak człowiek. Przynajmniej
w pewnym sensie. Gdyby nie te czerwone niczym wino włosy i oczy… no i te
czarne, wąskie źrenice, niczym u zwierzęcia. Hale nie widział jeszcze takich u
żadnego człowieka, co oczywiście było zrozumiałe. Mimo to, anioł miał ludzką
formę. Męskie ciało.
I to ono właśnie Hale’a interesowało.
- Właściwie dlaczego przybrałeś męską postać? Czy wy,
aniołowie, nie jesteście, hm, bezpłciowi?
Reth natychmiast się uśmiechnął w dość podstępny sposób. W
jego oczach pojawił się dziwny błysk, na widok którego Jue westchnął.
Najwyraźniej wiedział, na co się zanosi.
- A co, wolałbyś, by moje kształty były w tej chwili
bardziej… okrągłe?
Hale potrząsnął głową, czując, jak rumieńce zakłopotania
wypełzają na jego policzki. Wcale nie chciał, by jego pytanie zostało odebrane
w taki sposób!
Anioł tymczasem przysunął się bliżej niego.
- Ho, ho, niezły z ciebie zboczek, czyż nie, inżynierze
Zeine?
- Co?! – Hale omal się nie zakrztusił własną śliną. Rumieńce
na jego policzkach stały się jeszcze wyraźniejsze niż przed chwilą.
Rozpaczliwie zamachał dłońmi przed twarzą. – Wcale nie! Zastanawiałem się tylko
nad tym, dlaczego przybrałeś taką, a nie inną postać! Nie miałem nic zdrożnego
na myśli!
Reth roześmiał się tajemniczo, po czym wstał i wplątał palce
w swoje czerwone niczym wino włosy. Chwilę później ogniste kosmyki zaczęły się wydłużać
i opadać na plecy Retha, które stały się jakby… mniejsze, drobniejsze. A gdy
opadły aż do bioder, tajemniczo zaokrąglonych, Hale krzyknął i zakrył oczy
dłońmi. Anioł bowiem w kilka chwil zmienił postać z męskiej na kobiecą – i to
bardzo kusząco kobiecą.
Jue westchnął, najwyraźniej nie pierwszy raz będąc świadkiem
tej przemiany.
- Reth, jak zwykle brakuje ci wstydu – powiedział,
przeciągając się.
Anioł roześmiał się. Dźwięcznym, kobiecym śmiechem, pod
wpływem którego poczerwieniały czubki uszu Hale’a, nadal zakrywającego twarz
dłońmi.
- Wstydu może, ale nie poczucia humoru – odparł wesoło Reth.
– Zresztą, bardzo lubię udowadniać swoją… hm… bezpłciowość wszystkim
zainteresowanym.
Jue ponownie westchnął, rzucając Hale’owi zrezygnowane
spojrzenie. Czuł, że musi przyjść mu w końcu z pomocą.
- Zmieniaj się z powrotem, to męska łaźnia, a nie burdel.
Reth roześmiał się, ale natychmiast wykonał polecenie.
Odsunął się także od Hale’a na bezpieczną odległość, więc inżynier odważył się
w końcu odsłonić zarumienioną niczym u pensjonarki twarz. Jue, nie chcąc
jeszcze bardziej go zawstydzać, nie parsknął śmiechem, tylko lekkim tonem
zauważył, że woda jest chyba zbyt gorąca. Hale energicznie przytaknął.
Przez chwilę moczyli się w całkowitej ciszy, którą przerwał
w końcu Hale, najwyraźniej całkowicie uspokojony. Retha postanowił ignorować,
jako że nawet nie spojrzał w jego stronę.
- Pytałeś mnie o De Arche. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
- Właściwie nie wiem nic na temat jego wyglądu. Słyszałem
tylko jakieś niejasne plotki o tym, że miasto jest niezwykłe.
Hale pokiwał głową.
- Jest ogromne. Największe wrażenie wywierają mury z białego
kamienia oraz strzeliste wieże, które widać z daleka. Za murami można zobaczyć
wieżowce ze szkła i stali, a także rozmieszczone gęsto przy sobie mniejsze i
większe domy z czerwonych cegieł albo białego kamienia. Wzdłuż ulic, zazwyczaj
po obu stronach, ciągną się ustawione tuż przy sobie sklepy ze wszystkim, co
możesz sobie tylko wyobrazić. W nocy ich witryny lśnią tysiącem kolorowych
świateł pochodzących z zawieszonych neonów.
- Hm… De Arche nie wydaje się takie złe – oświadczył Jue,
próbując sobie to wszystko, o czym opowiadał Hale, wyobrazić.
- Jest piękne, to prawda, ale z drugiej strony to ojczyzna
najlepszych inżynierów. Dorastałem wśród głośnego warkotu silników pojazdów,
które testowano dniami i nocami. Wśród wszechobecnego dźwięku stukania. Wśród
wszelkiego rodzaju hałasów wydawanych przez wprawione w ruch narzędzia i
maszyny. Oczywiście nie miałem żadnych problemów z zasypianiem, gdyż wszystkie
te dźwięki towarzyszyły mi od dzieciństwa, ale kiedy w końcu znalazłem się za
murami De Arche, miałem spore problemy z przyzwyczajeniem się do panującej w
innych miastach ciszy.
Jue pokiwał głową. To było całkiem zrozumiałe. On także miał
spore problemy z przyzwyczajeniem się do zasypiania w Gildii, wśród odgłosu
skrzypienia żywego drewna, które otaczało go ze wszystkich stron. Gdy po raz
pierwszy ojciec zaprowadził go do głównej siedziby Łowców, ogarnęło go uczucie
duszności. Miał wrażenie, jakby jakieś ogromne kleszcze zaciskały się wokół
jego drobnego ciała. Zdziwił się więc, gdy Lan od pierwszych chwil wydawała się
czuć jak u siebie.
Szybko jednak otrząsnął się z niepotrzebnych myśli.
- Nigdy nie żałowałeś opuszczenia De Arche?
Hale roześmiał się.
- Pracuję wystarczająco blisko miasta, by odwiedzać je co
jakiś czas. Ale nie, nie żałuję tego, że nie zostałem. De Arche ma swój urok,
ale… Nie wiem, brakuje w nim swobody. Zresztą, to nie tak, że zostawiłem w nim
coś ważnego.
- Tak przypuszczam – zsumował Jue, wzruszając ramionami.
Niemal w tym samym momencie podniósł się i zawiązał ręcznik na biodrach. – Ja
już wracam. Spróbuję się przespać. Wyruszymy z samego rana, jeśli Lan się do
tego czasu obudzi.
- A jeśli nie? – zapytał milczący do tej pory Reth.
Jue spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Cóż, w takim razie wpakujemy ją do śmigacza bez jej
wiedzy. Będzie mogła wszystko przespać, jeśli tak jej wygodnie.
Zero tarzał się po podłodze i krztusił ze śmiechu, bijąc
pięściami w podłogę z taką energią, że w solidnych, białych, kamiennych płytach
zaczęły powstawać małe pęknięcia. Śmiał się tak długo, szczerze i głośno, że
jego policzki się zarumieniły, a mięśnie szczęki rozbolały. Chciał przestać,
ale wystarczyło mu jedno spojrzenie na wiedźmę, by fala śmiechu ponownie brała
go we władanie. A gdy pomyślał o tym, że przez następnych kilka dni Nat’asha
prawdopodobnie nie będzie w stanie go uciszyć, skręcało go jeszcze bardziej –
aż do punktu, w którym zaczęły go boleć mięśnie brzucha.
Zero wiedział, że wiedźma to zrobi. Że wezwie Lucyfera. Ale
dlatego właśnie jej powiedział, że anioł zstąpił na Ziemię – chciał to
zobaczyć. Dobrze znał chciwość i zachłanność Nat’ashy, w końcu zdążył ją dobrze
poznać podczas ostatnich dwóch lat służby. Doskonale wiedział, że będzie
chciała przywiązać do siebie Lucyfera. Może, gdyby wcześniej nie udało jej się
złapać Rafaela, nie byłaby tak pewna siebie. Po uwięzieniu archanioła jednak
nabrała przekonania, że wszystko leży w jej mocy.
Lucyfer – dokładnie tak, jak Zero się spodziewał – pozbawił
Nat’ashę złudzeń.
Wszystko nie trwało dłużej niż mgnienie oka. Wiedźma, stojąc
w magicznym kręgu wykonanym za pomocą demonicznej krwi, zaczęła śpiewną
inkantację, jednocześnie wykonując dłońmi kolejną część rytuału: tworzenie
magicznych kajdan. Właśnie przez tę część większość demonów była zaskakiwana,
gdyż żaden z nich nie spodziewał się, że wiedźma może jednocześnie wymawiać
inkantację jednego zaklęcia oraz tworzyć dłońmi drugie. Zero przyznawał, że ta
niezwykła umiejętność wzbudzała w nim szacunek, ale tylko tyle. Wciąż jej
nienawidził.
Przez chwilę nic się nie działo. Zero myślał nawet, że
Lucyfer nie odpowie na wezwanie – ale wkrótce potem zauważył, że krwista obręcz
kręgu zaczyna ożywać. Czerwona strużka zaczęła powoli, w kierunku przeciwnym do
ruchu wskazówek zegara, z lekkim szumem zataczać krąg. Oczy wiedźmy błysnęły, a jej głos nagle
stał się donośniejszy, bardziej władczy.
A potem to się stało. Rozległ się huk, a całe pomieszczenie
zostało wypełnione przez światło. Zero, pod wpływem gwałtownego, duszącego
naporu na swoje ciało, upadł na ziemię, zaciskając zęby. Równocześnie usłyszał
– po raz pierwszy od bardzo dawna – głos Lucyfera. Głos zdradzający zarówno
rozbawienie, jak i źle skrywaną troskę:
~ Nigdy nie
przypuszczałem, że kiedyś wcielisz się w rolę uwiązanego na smyczy pieska, Zero
Sterblich.
Zero wzdrygnął się. Cóż, on również nigdy nie przypuszczał, że
tak się stanie. Usłyszeć jednak takie słowa z ust samego Lucyfera…
W następnej chwili obecność upadłego zniknęła całkowicie. Doświadczenie
jego siły wywarło jednak na Zero tak duże wrażenie, że dopiero po kilkunastu sekundach
zorientował się, że Nat’asha krzyczy. Nie tylko z wściekłości, ale też z bólu. Jej
ciało skręcało się w dziwnych pozach, rozmazując precyzyjne linie kręgu na podłodze.
Jej włosy – na znak wyczerpania mocy magicznej – zmieniły barwę z czarnej na szarobiałą.
Także jej skóra straciła na sprężystości i blasku, dodając Nat’ashy w jednej chwili
wielu lat.
To właśnie w tamtej chwili ogarnęła Zero tak wielka wesołość.
Jeszcze nigdy bowiem nie wiedział wiedźmy w takim stanie. Wyczerpanej, pokonanej,
upokorzonej. I to z własnej winy. Przez własną chciwość. Widok był po prostu cudowny
i Zero nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem. Nie obchodziło go,
czy później za to zapłaci. Nawet, jeśli Nat’asha go za to zabije, było mu wszystko
jedno.
O takiej właśnie chwili marzył od dawna.A jeśli wszystko pójdzie dobrze, może nawet uda mu się zrobić coś dobrego... na przykład uwolnić bezbronnego archanioła...
Ta myśl sprawiła, że roześmiał się jeszcze serdeczniej. O tak, chętnie zobaczy minę wiedźmy, kiedy on, Zero, pozbawi ją tuż pod jej nosem jej zabaweczki!
____
Uch. Nad tematem tego rozdziału zastanawiałam się bardzo długo. Napisałabym go wcześniej i zupełnie inaczej, gdyby nie fakt, że musiałam się w końcu wziąć na naukę... Pisałam więc ten rozdział kawałkami, a jako że taka forma pisania zupełnie do mnie nie pasuje (zbyt szybko zmieniają mi się koncepcje) rozdział wyszedł tak, jak wyszedł. Miał być zupełnie o czymś innym, ale... No, mniejsza. Musiałam się w każdym razie za niego zabrać, gdyż gdybym się nie zmobilizowała teraz, zapewne wkrótce całkowicie opuściłabym to opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam rozdział nie wydał się tak zły, jak mi :)
pierwsza!
OdpowiedzUsuńhaha, tytuł mnie rozbraja ;d
UsuńWięc podsumujmy pierwszy akapit: nie ma pogody, Lan "choruje", Hale i Jue postanawiają się odstresować w łaźni. Całkiem nieźle xD hahaha, cóź za sugesttia! Jestem pewna, że Lan za chyny by nie chciała z nimi siedzieć w łaźni nawet za ścianą! xD]
no i opis pięknych ciał Jue i Hale. Ale bezwstydność Hale mnie zbija ;d
Dobra, kąpią się i gadają o De Arche ;d
hahahaa! Jak zwykle - WIELKI POWRÓT SMOKA w wykonaniu RETHA! XD kocham go! <3 to mój najukochańszy <3 "Pozwólcie, że, jako naturalny podgrzewacz, będę utrzymywał jej temperaturę na komfortowo gorącym poziomie." mwahahahahaha! XD Geniusz!
No i Hale doprosił się! Reth jak zwykle ma do powiedzenia coś, co mnie zrzuca z krzesła! I bardzo dobrze! To zdecydowanie najlepsza postać ( pozytywna) jaką Ci się udało wykreować xD HAHAHAHAHA No nie, wiedziałam! haha, nie ma to jak akcja zmienię się w kobietę specjalnie dla Hale! XD No i podsumowanie ze Jesli Lan sie nie obudzi to zostanie wniesiona na pokład śmigacza bez jej wiedzy i zgody xD cud, miód malina!
I moja ukochana scena - osłupienie Nat'ashy! hahaha
Widzę Zero tarzającego się po podłodze, to jest taki piękny widok xD
haha, no i Nat'asha - z pięknej, młodej kobiety, zmieniła się w starszą, zmęczoną babę xD
Oooo, Zero chce uwolnić archanioła? Rozumiem ze nie ze względu na to ze reprezentuje światłość, ale zeby zrobić na złość Nat'aszce? :)
Rozdział meeega! Chociaż jakoś tak.. długo mis ie go czytało xD ale jest ok!
Kiedy next? ;>
No co? ;p W końcu rozdział w dużej mierze traktuje o wspólnej kąpieli Jue, Hale'a i Retha :D A co do Lan... no ja nie wiem, ja bym chciała chociaż za ścianą *o*
UsuńMwaha! Postanowiłam sobie, że skoro rozdział będzie taki sobie, to chociaż Reth będzie w nim błyszczał ;3 Zmieniałam jednak tę scenę w ostatniej chwili, wcześniej było mniej interesująco - ot, panowie rozmawiali sobie po prostu o tym, jak bardzo płciowi są aniołowie. Ale nawet mnie ta rozmowa nudziła :D
Ja wiem! Musiałam Zero umieścić na tej podłodze, tarzającego się ze śmiechu! Ta scena była zbyt piękna, by ją pominąć! :) A Nataszkę trochę poturbowałam, a co tam. Niech wygląda bardziej wiedźmińsko przez jakiś czas :D
No, oczywiście, że na złość Nataszce. W innym przypadku tak bardzo by mu nie zależało na archaniołku. Ale skoro może wywinąć taki psikus, to zapewne to zrobi - będzie mniej pracy dla Łowców, kiedy w końcu przybędą :D
Next... jak się uwolnię do 14 września od indeksu, w którym w końcu będę miała wszystkie wpisy jak należy, to... ruszę z kopyta :D Do tego czasu zapewne jeszcze coś napiszę, zobaczymy. I tak nie potrafię poświęcić całego dnia na naukę. W przerwach może uda mi się stworzyć coś wartego uwagi :)
heh ;) Czyli lucek tylko ją ożywił, a nie (tak całkiem przy okazji) cudownie uzdrowił z wszelkich możliwych niedogodności, jak katar czy choćby zmęczenie. Tak sie zastanawiałam, czy jej powrót do życia będzie podobny do powrotu do życia Deana z Sn ;) Po wskrzeszeniu na powrót stał się prawiczkiem, a co z Lan? Miała może jakąś bliznę, która teraz zniknęła? :x
OdpowiedzUsuńach! kąpiel ;) Nic tak nie zacieśnia męskiej przyjaźni jak wypad do łaźni, gdzie mężczyźni oddają się zabiegom i rozmawiają od serca :D
Hm... nie, chciałam, ale z uwagi na pozostałych czytelników, powstrzymam się przed wygłoszeniem tego komentarza.
UWIELBIAM RETHA! HAHAHAHAHAHAH! Zmienił się w koobiete! Spowodował soczysty rumieniec u HAle, choć nawet Jue się to nie udało! szacun!
hehe zastanawiałam się jak Natasha oberwała podczas spotkania pierwszego stopnia z Luckiem. hehe ;) Wesołość Zero mi także się udzieliła hehehe ;) Ciekawi mnie także, czy do świadomości Nataszy, pomimo spazmów bólu, dotarła informacja o znaczeniu słów Lucka. Lucek się zmartwił... może Natasha dojdzie do wniosku, że Zero jest silny i zacznie go bardziej wykorzystywać? :O Heh. Wszyscy zostali zmobilizowani, by odszukać Rafcia, a Zero go uwolni :D Heh... w sumie, dlaczego Zero nie uwolni świata od uciążliwej osoby Natashy? jest teraz bezbronna... mógłby ją zabić, lub załatwić kogoś, kto by to zrobił. aczkolwiek martwię się, że wcześniejsze czyny Natashy - napakowanie Rafcia tysiącami dusz z piekła rodem, może przynieść skutek i archanioł stanie się zły. wtedy... cóż... ciekawe jakby go powstrzymano O_O
Reszta prawdopodobnie jutro, kiedy nos mi sie odetka i wytrzymam dłużej na kompie niż pół h :(
Liściak