Hale nie przespał tej nocy ani sekundy. Kiedy w końcu wysiadł ze śmigacza i wrócił do swojego pokoju, kłębiące się w jego głowie myśli nie pozwoliły mu zmrużyć oka. On Łowcą? Jak do tego mogło dojść? Dlaczego do tego dopuścił? Przecież w żadnym stopniu nie był zainteresowany tym, by kiedykolwiek posiąść moc jednego ze strażników. Dlaczego więc to się jednak stało? Dlaczego został w to szaleństwo wplątany?
Nie znajdując odpowiedzi na dręczące go pytania, w podłym humorze zszedł na śniadanie do hotelowego baru.
W takim też nastroju odnalazł go Jue, który jakiś czas później zszedł wraz z Lan u boku - dość bladą i wyraźnie niewyspaną, przecierającą dłońmi oczy, które nadal sklejał sen - na pierwszy posiłek dnia. Oczywiście nic nie uszło uwagi Mistrza Metro, a już w szczególności pieczęć widoczna bardzo wyraźnie na grzbiecie lewej dłoni inżyniera. Fakt, że Hale nawet nie starał się jej ukryć przed jego wzrokiem oznaczał zapewne, że przed nikim nie zamierzał się tłumaczyć. Przynajmniej Jue tak odebrał tę ostentacyjność.
Mimo to, miał zamiar spróbować wyciągnąć z Hale'a tyle informacji, ile się da. Odesłał więc Lan w stronę długiej lady, za którą pracowało dwoje kelnerów, gotowych w każdej chwili przyjąć zamówienia. Poprosił ją, by wybrała coś dobrego na śniadanie, po czym bez zbędnych ceregieli skierował kroki do stolika, przy którym siedział inżynier. Wybrał krzesło dokładnie naprzeciwko, żeby móc patrzeć mu w oczy.
Odchrząknął, zastanawiając się jednocześnie, od czego powinien zacząć. Mógł bowiem podejść do całej sprawy bardzo ostrożnie, ale sądził, że gdyby to zrobił, niczego by się właściwie nie dowiedział. Bardziej podobała mu się opcja bezpośredniego ataku. Do diabła z podchodami!
- Zawarłeś pakt z demonem, Hale.
To nie było pytanie, ale stwierdzenie. Kryło się w nim jednak pytanie ,,dlaczego?".
- Hm... na to wygląda.
- To zabrzmiało tak, jakby zupełnie cię to nie obchodziło.
Hale wzruszył ramionami.
- Zgodziłem się na kontrakt. Nie mogę go teraz zerwać. Jeśli sądzisz, że będę się użalał nad sobą, to jesteś w błędzie.
- Nie jesteś osobą, która się nad sobą użala, więc przez myśl mi nie przeszło, że mógłbyś zacząć nią być w tej chwili. Próbuję po prostu zrozumieć, co się stało.
Hale spojrzał na niego bystro.
- A co cię to obchodzi?
Jue nie odwrócił wzroku. Wręcz przeciwnie, odwzajemnił jego spojrzenie, jednocześnie krzyżując nogi pod stołem. Odpowiadała mu postawa Hale'a. Gdyby był bardziej apatyczny i nie można było dojść z nim do słowa, ze zrozumiałych względów Jue nie miałby większych nadziei na wyciągnięcie z niego jakichkolwiek informacji.
- Powiedzmy, że czuję się za ciebie odpowiedzialny. Co prawda istnieją poważniejsze powody, ale zapewne niewiele by dla ciebie znaczyły. Ważny jest fakt, że to ja cię w tę misję wciągnąłem, więc na mnie spada odpowiedzialność za wszystko, co się stanie. A że z tobą najwyraźniej coś się stało...
Hale westchnął, unosząc lewą dłoń na wysokość oczu. W zamyśleniu spojrzał na wypaloną pieczęć.
- Jak to właściwie jest być Łowcą?
Jue uniósł brwi. Pewna myśl - podejrzenie - zaczęła kiełkować w jego umyśle. Czyżby... Potrząsnął jednak głową. Jeśli sprawy wyglądały tak, jak podejrzewał, nie było sensu w pytaniu Hale'a o to, dlaczego zawarł kontrakt z demonem.
- W pewnym sensie to fascynujące doświadczenie - odpowiedział więc po chwili. - W innym dość przerażające. Męczące. Czasem bolesne.
- Ech, więc to nic dobrego?
Jue postanowił odpowiedzieć pytaniem na pytanie.
- Czy bycie inżynierem zawsze odczuwałeś jako spełnienie twoich marzeń?
Hale opuścił dłoń na stół, po czym spojrzał uważnie na siedzącego naprzeciwko niego Łowcę. Wiedział, co Jue chciał mu w tej chwili powiedzieć. I nie mógł się z tym nie zgodzić. To prawda, że wszystko miało swoje dobre i złe strony. Bycie inżynierem, bycie Łowcą... Co za różnica?
- Wygląda na to, że pozwoliłem Lucyferowi wodzić się za nos. Zaciągnąłem u niego pewnego rodzaju dług, który spłacam w ten właśnie sposób.
- Zaciągnąłeś dług u Lucyfera...?
W tym momencie do stolika wróciła Lan, oznajmiając, że złożyła zamówienie na najbardziej obfite śniadanie, jakie tylko dało się zamówić. Hale, najwyraźniej chcąc uniknąć dalszych pytań dotyczących okoliczności zawarcia przez niego kontraktu z Clawem, zapytał z uśmiechem, co dziewczyna takiego dobrego wybrała. Oczywiście inżynier pominął milczeniem fakt, że zdążył już zjeść dwa tosty z szerem i bekonem oraz wypić kubek kawy. Stwierdził jednak, że nie zaszkodzi, by tym razem zjadł obfitsze niż zazwyczaj śniadanie. Przynajmniej uniknie tych wszystkich nieprzyjemnych pytań... i nie będzie musiał się wykręcać od odpowiedzi.
Wiedział jednak doskonale, że Jue tak szybko nie zrezygnuje, więc będzie musiał - prędzej czy później - wszystko mu wytłumaczyć. Nie wierzył w to, że jest mu winien jakieś wyjaśnienia i cała ta gadka o odpowiedzialności zupełnie mu się nie spodobała, ale był inny powód, dla którego Hale zamierzał przyznać się do wszystkiego, co zrobił - a mianowicie była ta świadomość, że od chwili, w której zawarł kontrakt, stał się Łowcą, a Łowcy nie powinni mieć między sobą żadnych tajemnic, prawda?
Lan cieszyła się, że nikt nie poruszył tematu rytuału, któremu została poddana kilkanaście godzin temu. Nie chciała o nim myśleć. Nie chciała wracać do niego wspomnieniami. Gdyby tylko mogła, zapomniałaby o wszystkim, co się wtedy stało. O tej przerażającej ciemności i samotności, która ją otoczyła zaraz po tym, jak straciła przytomność. O zimnych szponach śmierci, które szarpały jej istotą, gdy znalazła się po drugiej stronie. O jękach udręczonych dusz, które otoczyły ją za wszystkich stron...
Zastanawiała się, czy to właśnie było piekło. Było inne, niż sobie wyobrażała, ale równie przerażające. A może nawet bardziej przerażające, nie potrafiła już tego określić.
Najbardziej jednak martwił ją fakt, że właśnie tam trafiła. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, gdzie trafi po śmierci, ale piekło? Czy naprawdę zrobiła coś tak złego, że jej dusza zasłużyła jedynie na wieczne potępienie? Nie, nie była święta, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale też nie uznawała się za osobę całkowicie złą. Czym więc zawiniła? Jaki grzech popełniła? Może w jakiś sposób obraziła Boga? Tylko w jaki? Nie potrafiła powiedzieć.
Milczała przez całą drogę, jaką przebyli z hotelu do stacji, przysłuchując się jedynie rozmowie, jaką prowadzili Jue i Hale. Gdyby się wsłuchała, zdziwiłoby ją zapewne okazywane nagle przez Hale'a zainteresowanie sprawami Łowców i Gildii. Myślami jednak błądziła gdzie indziej, więc zupełnie umknęło to jej uwadze.
Pociągiem podróżowała po raz pierwszy, ale nie okazała większego entuzjazmu. Stwierdziła właściwie, że podróż śmigaczem była o wiele wygodniejsza i że wcale nie miała ochoty korzystać ze środka transportu, w którym panuje taki tłok. Jue, który mylnie sądził, że pociąg kursuje jedynie między Wirg a De Arche zdziwił się, że tylu ludzi wybiera się do fortecy. Hale pospieszył więc z wyjaśnieniem, że trasa nie kończy się w De Arche, lecz zatacza pełne koło, zatrzymując się jeszcze w pięciu innych miastach. Jue wydawał się być zaskoczony tą informacją, ale o nic już nie pytał. W niedługim czasie pogrążył się całkowicie w rozmowie z Hale'em na temat śmigacza, o którym Łowca chciał wiedzieć niemal wszystko. Najwyraźniej miał w planach budowę własnego pojazdu.
Podróż do De Arche trwała tylko kilka chwil. Zanim Lan zdążyła na dobre pogrążyć się w swoich myślach, przez głośniki nadano informację, że pociąg wjeżdża na tor pierwszy na stacji w De Arche. Wśród ludzi nastąpiło poruszenie. Ci, co wysiadali, przepychali się w kierunku wyjścia, a ci, którzy mieli zamiar kontynuować podróż, próbowali cofnąć się do tyłu. Lan, uczepiona ramienia swojego opiekuna, w niedługim czasie znalazła się, cała i zdrowa, na peronie, gdzie mogła odetchnąć świeżym powietrzem.
- Ha, więc w końcu tu dotarliśmy - stwierdził z wyraźnym zadowoleniem Jue, przeciągając się. - Kiedy mamy się spodziewać jakichś kłopotów?
Hale, do którego skierowane było to pytanie, kiwnął głową w kierunku stojącego najbliżej oficera.
- Jeśli ten tam nie podejdzie do nas w przeciągu najbliższej minuty, to będziesz mógł powiedzieć, że się nie znam.
Nie było takiej potrzeby. Nie minęło pół minuty, kiedy oficer stanął przed nimi, zasalutował i poprosił o identyfikatory. Jue i Lan posłusznie podsunęli mu pod nos pachnące świeżością przepustki, a Hale pokazał mu swoją licencję inżyniera.
- W jakiej sprawie? - rzucił na pozór obojętnie oficer, spoglądając na przepustki Łowców.
- To moi pomocnicy. Będziemy pracować przy głównym reaktorze - odparł natychmiast Hale.
- Nie są inżynierami...
- Zostaną nimi, jeśli będą się dobrze sprawować.
Oficer jeszcze przez chwilę potrzymał ich w niepewności, po czym skinął głową i podbił obie przepustki. Na pożegnanie uchylił lekko czapkę, po czym odszedł, stukając obcasami oficerek.
Hale odetchnął. Najgorsze za nimi. Z pieczątkami na przepustkach Łowcy będą mogli się swobodnie poruszać po mieście - jeśli oczywiście będą działać na tyle dyskretnie, że nie dadzą nikomu powodu do tego, by ich zatrzymać.
- Chodźcie, lepiej opuścić tę strefę.
Zgodzili się. Wzięli więc swój bagaż i skierowali kroki w stronę ruchomych schodów prowadzących w górę. Stamtąd mogli się wydostać na zewnątrz. Prosto w objęcia De Arche w całym jego majestacie.
Miasto, które ukazało się oczom Lan po przekroczeniu przez nią rozsuwanych automatycznie drzwi, zupełnie ją poraziło. W pierwszej chwili zabrakło jej tchu. Znieruchomiała, otwierając szeroko oczy ze zdumienia.
Przed nią rozciągał się szeroki, półokrągły, wybrukowany białymi kamieniami placyk, okupowany w tym momencie przez tłum ludzi. Ponad nim natomiast wznosiły się monumentalne wieżowce ze stali i szkła, sąsiadujące z mniejszymi, ale równie potężnymi budowlami z białego kamienia. Niższą warstwę stanowiły budynki okryte czerwoną i brązową dachówką, a najniższą - sklepy z kolorowymi wystawami i świecącymi neonami. Największe wrażenie jednak wywierały wieże obronne - wznoszące się tak wysoko, że Lan nie była w stanie zobaczyć ich szczytów. Mur obronny majaczył w tle niczym cień.
Ale i tak największą uwagę zwracały na siebie pojazdy. Niektóre z nich śmigały nad ich głowami z głośnym warkotem silników, inne sunęły elegancko po czarnych pasach autostrad wijących się wśród budynków. Hałas, jaki z ich powodu panował, był absolutnie oszałamiający. Efektu dopełniały reklamy wygłaszane donośnymi głosami z zawieszonych na znacznej wysokości telebimach. Gdzieś w tle rozległ się dźwięk wyjącej syreny.
- Już mnie głowa boli... - oświadczył Jue, wyrywając Lan ze stanu odrętwienia, w którym trwała.
- Złapmy jakiś środek transportu. W moim mieszkaniu będzie o wiele ciszej.
- Szkoda, że nie mogliśmy zabrać twojego śmigacza...
- Jest w dobrych rękach. A teraz chodźcie, zabiorę was stąd.
Udało im się wkrótce złapać taksówkę. Lan nalegała, by był to pojazd poruszający się jak najbliżej ziemi, ale, ku jej rozpaczy, taksówkarz uniósł pojazd w powietrze. Co prawda maszyna nie wznosiła się na taką wysokość, jaką potrafił osiągnąć wiatrowiec, ale i tak przez całą drogę miała zamknięte oczy. Jue się oczywiście śmiał z jej słabości, ale dziewczyna nic sobie nie robiła z jego żartów. Tylko takim sposobem była w stanie zachować przytomność umysłu.
Całe szczęście, ich podróż nie trwała długo. W niedługim czasie cała trójka stanęła przed drzwiami mieszkania Hale'a. Inżynier poinformował ich oczywiście, że jest to mieszkanie dla jednej osoby, więc niewiele jest w nim miejsca, ale Jue tylko machnął ręką. Mieli zadanie do wykonania, nie zamierzali się lenić. Nie zamierzali spędzać w mieszkaniu Hale'a więcej czasu, niż było to konieczne. Ważne, by mieli swój własny kąt do spania i miejsce, gdzie mogli w spokoju coś zjeść.
Po takim postawieniu sprawy Hale wprowadził ich do środka.
- Połóżcie bagaże tam, gdzie chcecie. Pokażę wam tymczasem łazienkę, jeśli macie ochotę się odświeżyć po podróży. Sam tymczasem zobaczę, czy nie uda mi się znaleźć czegoś do picia.
- E... ja się ograniczę do herbaty.
Lan skorzystała z łazienki, podczas gdy Jue podążył za Hale'em do kuchni.
Dopiero wtedy odetchnęła.
Prawdę mówiąc, nadal była nieco oszołomiona po rytuale przywołania Peir. Jej ciało nie odzyskało pełni sił. Miała wielką ochotę po prostu położyć się i zasnąć, ale wiedziała, że gdyby to zrobiła, Jue zacząłby się poważnie martwić. Powiedział jej, że ma go poinformować o tym, jeśli poczuje się bardziej zmęczona, niż zwykle, ale Lan bardzo nie chciała, by jej opiekun za bardzo się nią przejmował. Miał zadanie do wykonania, nie mógł się ograniczyć do jej niańczenia. Powstrzymywała się więc z całej siły przed tym, by nie zamknąć oczu i nie pogrążyć się we śnie. Przynajmniej do wieczora, kiedy całkiem naturalnie stwierdzi, że czuje się zbyt oszołomiona wydarzeniami minionego dnia, by przez kolejną minutę utrzymać się na nogach. Wtedy sobie odpocznie. Do tego czasu jednak będzie musiała tryskać energią. Nie wybaczy sobie, jeśli zobaczy na twarzy Mistrza wyraz zmartwienia. I to z jej powodu...
Przemyła dokładnie twarz zimną wodą, uderzając się otwartymi dłońmi w policzki. Raz, a potem drugi. Potem wzięła głęboki oddech i dołączyła do kręcących się po kuchni chłopaków. Wydawali się rozmawiać o niczym, więc stwierdziła, że sprowadzi ich rozmowę na poważniejsze tory. Chyba sam Jue powiedział, że nie mają czasu do stracenia?
- Czy mamy jakiś plan, żeby złapać tę tajemniczą wiedźmę? Bo chyba sama nie wpadnie nam w ramiona?
Jue spojrzał na nią, unosząc brew.
- Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
- Ale...
- Żadnych ,,ale". Po prostu mi zaufaj, dobrze? Pierwsze, co musimy zrobić, to dowiedzieć się, dlaczego zostaliśmy wezwani do miasta. Potem pomyślimy nad całą tą sprawą z wiedźmą.
Lan prawie zapomniała o pierwotnym celu ich misji. Ale rzeczywiście, dostali przecież wezwanie o pomoc - i to z tego powodu wynikły ich późniejsze kłopoty. Chociaż w sumie Lan zaczęła podejrzewać, że obie sprawy, włączając w to tę z porwaniem Rafaela, są ze sobą połączone. Ale racja, może dowiedzą się czegoś więcej, jeśli na początek popytają o powód ich wezwania.
- Zaprowadzę was do urzędu, ale dopiero po południu. Przed południem nikogo nie wpuszczają - oznajmił Hale, zalewając wrzątkiem torebki herbaty wrzucone do czajniczka. - Ja tymczasem pojadę do elektrowni i się zamelduję, w końcu powiedziałem temu oficerkowi, że tam będziemy pracować. Pozałatwiam to i owo, żebyśmy potem nie mieli problemów.
- My w tym czasie mamy nie wychylać nosa za drzwi? - zapytał Jue, bardzo widocznie niezadowolony.
- Nie, poczekajcie chwilę. Lepiej chyba będzie, jeśli się rozejrzycie. Tylko nie wpakujcie się w żadne kłopoty!
Hale postawił na stole, przy którym siedział Jue wraz z Lan, czajniczek z parującą herbatą, po czym sięgnął do szafki po urocze filiżanki, po czym przeprosił ich na chwilę. Usłyszeli, jak otwierają i zamykają się frontowe drzwi, po czym nastąpiła cisza.
- Co on kombinuje... - wymamrotał Jue, napełniając swoją filiżankę gorącym naparem.
- Ale cieszę się, że spotkaliśmy Hale'a - oznajmiła Lan, majtając nogami w powietrzu. Krzesło, na którym siedziała, było dla niej trochę zbyt wysokie. - Dzięki niemu uniknęliśmy wielu kłopotów. I pewnie jeszcze wielu unikniemy.
- Całkiem możliwe - przyznał Jue, kiwając głową. - Masz rację, podoba mi się chłopak.
Lan poczuła, jak uśmiech wypływa na jej usta.
- Podoba się Mistrzowi?
- I owszem. Trochę się krzywi, ale jest bardzo pomocny.
Zręcznie się wykręcił, pomyślała Lan z rozbawieniem.
Chwilę później wrócił Hale. Z oszałamiającą blond pięknością u boku. Lan aż się zachłysnęła, a Jue poderwał na równe nogi, zapewne gotów całować jej dłoń, gdyby mu ją podsunęła. Dziewczyna jednak tylko się uśmiechnęła, po czym dygnęła.
- Nazywam się Misha Ashe. Hale poprosił mnie, bym pokazała wam kilka ciekawych miejsc, podczas gdy on będzie załatwiał kilka spraw na mieście. Jeśli więc nie macie nic przeciwko, z chęcią zostanę waszym przewodnikiem.
- O... Oczywiście, że chcemy! - odparł gorliwie Jue. Hale wydał z siebie rozbawione prychnięcie, słysząc tę żarliwą odpowiedź. Ale cóż, on sam nie był lepszy, gdy po raz pierwszy poznał swoją sąsiadkę. Te piękne, miodowe fale jej włosów opadające aż do jej kolan, ta para zielonych niczym szmaragdy oczu, te wiśniowe usta, ta kusząca linia szyi, piersi, bioder...
Każdy mężczyzna reagował na nią w podobny sposób. Co dziwne jednak, Misha z żadnym mężczyzną jeszcze się nie związała. Dlatego też Hale się o nią nie bał - wiedział, że jeśli dziewczyna sama nie będzie chciała, Jue nie zwiedzie jej swoimi słówkami nawet, gdyby bardzo próbował.
- Zostawiam was w takim razie pod dobrą opieką. Wrócę najpóźniej za cztery godziny, a wtedy zabiorę was do urzędu. Będziecie potrzebowali zapewne poświadczenia z mojej ręki, ale jeśli chcecie, możecie spróbować sami coś wskórać.
Powiedziawszy to, odwrócił się z uśmiechem na ustach. Po raz drugi w przeciągu kilku chwil zamknęły się za nim drzwi, ale tym razem na dłużej. Jue tymczasem nie mógł oderwać wzroku od stojącej przed nim dziewczyny. Nie, właściwie to zjawiska. Lan natomiast tworzyła w myślach listę cech, którymi się różniła od Mishy. Bardzo ją ta lista demotywowała, więc w końcu stwierdziła, że da sobie spokój.
Misha w końcu zabrała głos.
- Jeśli jesteście gotowi, możemy wyjść od razu.
- Tak, oczywiście!
Jue chwycił Lan za ramię, ciągnąc ją za sobą. Dziewczyna natychmiast otrzeźwiała. Zmęczenie gdzieś się ulotniło z jej ciała. Nagle stała się całkiem świadoma tego, że oto patrzy w oblicze rywalki. Dziewczyny, która mogła zabrać jej Mistrza.
To jej się bardzo, bardzo nie spodobało.
Poza tym, nie mogę się już doczekać, kiedy opiszę Clawa w akcji! <3
Wiedział jednak doskonale, że Jue tak szybko nie zrezygnuje, więc będzie musiał - prędzej czy później - wszystko mu wytłumaczyć. Nie wierzył w to, że jest mu winien jakieś wyjaśnienia i cała ta gadka o odpowiedzialności zupełnie mu się nie spodobała, ale był inny powód, dla którego Hale zamierzał przyznać się do wszystkiego, co zrobił - a mianowicie była ta świadomość, że od chwili, w której zawarł kontrakt, stał się Łowcą, a Łowcy nie powinni mieć między sobą żadnych tajemnic, prawda?
Lan cieszyła się, że nikt nie poruszył tematu rytuału, któremu została poddana kilkanaście godzin temu. Nie chciała o nim myśleć. Nie chciała wracać do niego wspomnieniami. Gdyby tylko mogła, zapomniałaby o wszystkim, co się wtedy stało. O tej przerażającej ciemności i samotności, która ją otoczyła zaraz po tym, jak straciła przytomność. O zimnych szponach śmierci, które szarpały jej istotą, gdy znalazła się po drugiej stronie. O jękach udręczonych dusz, które otoczyły ją za wszystkich stron...
Zastanawiała się, czy to właśnie było piekło. Było inne, niż sobie wyobrażała, ale równie przerażające. A może nawet bardziej przerażające, nie potrafiła już tego określić.
Najbardziej jednak martwił ją fakt, że właśnie tam trafiła. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, gdzie trafi po śmierci, ale piekło? Czy naprawdę zrobiła coś tak złego, że jej dusza zasłużyła jedynie na wieczne potępienie? Nie, nie była święta, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale też nie uznawała się za osobę całkowicie złą. Czym więc zawiniła? Jaki grzech popełniła? Może w jakiś sposób obraziła Boga? Tylko w jaki? Nie potrafiła powiedzieć.
Milczała przez całą drogę, jaką przebyli z hotelu do stacji, przysłuchując się jedynie rozmowie, jaką prowadzili Jue i Hale. Gdyby się wsłuchała, zdziwiłoby ją zapewne okazywane nagle przez Hale'a zainteresowanie sprawami Łowców i Gildii. Myślami jednak błądziła gdzie indziej, więc zupełnie umknęło to jej uwadze.
Pociągiem podróżowała po raz pierwszy, ale nie okazała większego entuzjazmu. Stwierdziła właściwie, że podróż śmigaczem była o wiele wygodniejsza i że wcale nie miała ochoty korzystać ze środka transportu, w którym panuje taki tłok. Jue, który mylnie sądził, że pociąg kursuje jedynie między Wirg a De Arche zdziwił się, że tylu ludzi wybiera się do fortecy. Hale pospieszył więc z wyjaśnieniem, że trasa nie kończy się w De Arche, lecz zatacza pełne koło, zatrzymując się jeszcze w pięciu innych miastach. Jue wydawał się być zaskoczony tą informacją, ale o nic już nie pytał. W niedługim czasie pogrążył się całkowicie w rozmowie z Hale'em na temat śmigacza, o którym Łowca chciał wiedzieć niemal wszystko. Najwyraźniej miał w planach budowę własnego pojazdu.
Podróż do De Arche trwała tylko kilka chwil. Zanim Lan zdążyła na dobre pogrążyć się w swoich myślach, przez głośniki nadano informację, że pociąg wjeżdża na tor pierwszy na stacji w De Arche. Wśród ludzi nastąpiło poruszenie. Ci, co wysiadali, przepychali się w kierunku wyjścia, a ci, którzy mieli zamiar kontynuować podróż, próbowali cofnąć się do tyłu. Lan, uczepiona ramienia swojego opiekuna, w niedługim czasie znalazła się, cała i zdrowa, na peronie, gdzie mogła odetchnąć świeżym powietrzem.
- Ha, więc w końcu tu dotarliśmy - stwierdził z wyraźnym zadowoleniem Jue, przeciągając się. - Kiedy mamy się spodziewać jakichś kłopotów?
Hale, do którego skierowane było to pytanie, kiwnął głową w kierunku stojącego najbliżej oficera.
- Jeśli ten tam nie podejdzie do nas w przeciągu najbliższej minuty, to będziesz mógł powiedzieć, że się nie znam.
Nie było takiej potrzeby. Nie minęło pół minuty, kiedy oficer stanął przed nimi, zasalutował i poprosił o identyfikatory. Jue i Lan posłusznie podsunęli mu pod nos pachnące świeżością przepustki, a Hale pokazał mu swoją licencję inżyniera.
- W jakiej sprawie? - rzucił na pozór obojętnie oficer, spoglądając na przepustki Łowców.
- To moi pomocnicy. Będziemy pracować przy głównym reaktorze - odparł natychmiast Hale.
- Nie są inżynierami...
- Zostaną nimi, jeśli będą się dobrze sprawować.
Oficer jeszcze przez chwilę potrzymał ich w niepewności, po czym skinął głową i podbił obie przepustki. Na pożegnanie uchylił lekko czapkę, po czym odszedł, stukając obcasami oficerek.
Hale odetchnął. Najgorsze za nimi. Z pieczątkami na przepustkach Łowcy będą mogli się swobodnie poruszać po mieście - jeśli oczywiście będą działać na tyle dyskretnie, że nie dadzą nikomu powodu do tego, by ich zatrzymać.
- Chodźcie, lepiej opuścić tę strefę.
Zgodzili się. Wzięli więc swój bagaż i skierowali kroki w stronę ruchomych schodów prowadzących w górę. Stamtąd mogli się wydostać na zewnątrz. Prosto w objęcia De Arche w całym jego majestacie.
Miasto, które ukazało się oczom Lan po przekroczeniu przez nią rozsuwanych automatycznie drzwi, zupełnie ją poraziło. W pierwszej chwili zabrakło jej tchu. Znieruchomiała, otwierając szeroko oczy ze zdumienia.
Przed nią rozciągał się szeroki, półokrągły, wybrukowany białymi kamieniami placyk, okupowany w tym momencie przez tłum ludzi. Ponad nim natomiast wznosiły się monumentalne wieżowce ze stali i szkła, sąsiadujące z mniejszymi, ale równie potężnymi budowlami z białego kamienia. Niższą warstwę stanowiły budynki okryte czerwoną i brązową dachówką, a najniższą - sklepy z kolorowymi wystawami i świecącymi neonami. Największe wrażenie jednak wywierały wieże obronne - wznoszące się tak wysoko, że Lan nie była w stanie zobaczyć ich szczytów. Mur obronny majaczył w tle niczym cień.
Ale i tak największą uwagę zwracały na siebie pojazdy. Niektóre z nich śmigały nad ich głowami z głośnym warkotem silników, inne sunęły elegancko po czarnych pasach autostrad wijących się wśród budynków. Hałas, jaki z ich powodu panował, był absolutnie oszałamiający. Efektu dopełniały reklamy wygłaszane donośnymi głosami z zawieszonych na znacznej wysokości telebimach. Gdzieś w tle rozległ się dźwięk wyjącej syreny.
- Już mnie głowa boli... - oświadczył Jue, wyrywając Lan ze stanu odrętwienia, w którym trwała.
- Złapmy jakiś środek transportu. W moim mieszkaniu będzie o wiele ciszej.
- Szkoda, że nie mogliśmy zabrać twojego śmigacza...
- Jest w dobrych rękach. A teraz chodźcie, zabiorę was stąd.
Udało im się wkrótce złapać taksówkę. Lan nalegała, by był to pojazd poruszający się jak najbliżej ziemi, ale, ku jej rozpaczy, taksówkarz uniósł pojazd w powietrze. Co prawda maszyna nie wznosiła się na taką wysokość, jaką potrafił osiągnąć wiatrowiec, ale i tak przez całą drogę miała zamknięte oczy. Jue się oczywiście śmiał z jej słabości, ale dziewczyna nic sobie nie robiła z jego żartów. Tylko takim sposobem była w stanie zachować przytomność umysłu.
Całe szczęście, ich podróż nie trwała długo. W niedługim czasie cała trójka stanęła przed drzwiami mieszkania Hale'a. Inżynier poinformował ich oczywiście, że jest to mieszkanie dla jednej osoby, więc niewiele jest w nim miejsca, ale Jue tylko machnął ręką. Mieli zadanie do wykonania, nie zamierzali się lenić. Nie zamierzali spędzać w mieszkaniu Hale'a więcej czasu, niż było to konieczne. Ważne, by mieli swój własny kąt do spania i miejsce, gdzie mogli w spokoju coś zjeść.
Po takim postawieniu sprawy Hale wprowadził ich do środka.
- Połóżcie bagaże tam, gdzie chcecie. Pokażę wam tymczasem łazienkę, jeśli macie ochotę się odświeżyć po podróży. Sam tymczasem zobaczę, czy nie uda mi się znaleźć czegoś do picia.
- E... ja się ograniczę do herbaty.
Lan skorzystała z łazienki, podczas gdy Jue podążył za Hale'em do kuchni.
Dopiero wtedy odetchnęła.
Prawdę mówiąc, nadal była nieco oszołomiona po rytuale przywołania Peir. Jej ciało nie odzyskało pełni sił. Miała wielką ochotę po prostu położyć się i zasnąć, ale wiedziała, że gdyby to zrobiła, Jue zacząłby się poważnie martwić. Powiedział jej, że ma go poinformować o tym, jeśli poczuje się bardziej zmęczona, niż zwykle, ale Lan bardzo nie chciała, by jej opiekun za bardzo się nią przejmował. Miał zadanie do wykonania, nie mógł się ograniczyć do jej niańczenia. Powstrzymywała się więc z całej siły przed tym, by nie zamknąć oczu i nie pogrążyć się we śnie. Przynajmniej do wieczora, kiedy całkiem naturalnie stwierdzi, że czuje się zbyt oszołomiona wydarzeniami minionego dnia, by przez kolejną minutę utrzymać się na nogach. Wtedy sobie odpocznie. Do tego czasu jednak będzie musiała tryskać energią. Nie wybaczy sobie, jeśli zobaczy na twarzy Mistrza wyraz zmartwienia. I to z jej powodu...
Przemyła dokładnie twarz zimną wodą, uderzając się otwartymi dłońmi w policzki. Raz, a potem drugi. Potem wzięła głęboki oddech i dołączyła do kręcących się po kuchni chłopaków. Wydawali się rozmawiać o niczym, więc stwierdziła, że sprowadzi ich rozmowę na poważniejsze tory. Chyba sam Jue powiedział, że nie mają czasu do stracenia?
- Czy mamy jakiś plan, żeby złapać tę tajemniczą wiedźmę? Bo chyba sama nie wpadnie nam w ramiona?
Jue spojrzał na nią, unosząc brew.
- Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
- Ale...
- Żadnych ,,ale". Po prostu mi zaufaj, dobrze? Pierwsze, co musimy zrobić, to dowiedzieć się, dlaczego zostaliśmy wezwani do miasta. Potem pomyślimy nad całą tą sprawą z wiedźmą.
Lan prawie zapomniała o pierwotnym celu ich misji. Ale rzeczywiście, dostali przecież wezwanie o pomoc - i to z tego powodu wynikły ich późniejsze kłopoty. Chociaż w sumie Lan zaczęła podejrzewać, że obie sprawy, włączając w to tę z porwaniem Rafaela, są ze sobą połączone. Ale racja, może dowiedzą się czegoś więcej, jeśli na początek popytają o powód ich wezwania.
- Zaprowadzę was do urzędu, ale dopiero po południu. Przed południem nikogo nie wpuszczają - oznajmił Hale, zalewając wrzątkiem torebki herbaty wrzucone do czajniczka. - Ja tymczasem pojadę do elektrowni i się zamelduję, w końcu powiedziałem temu oficerkowi, że tam będziemy pracować. Pozałatwiam to i owo, żebyśmy potem nie mieli problemów.
- My w tym czasie mamy nie wychylać nosa za drzwi? - zapytał Jue, bardzo widocznie niezadowolony.
- Nie, poczekajcie chwilę. Lepiej chyba będzie, jeśli się rozejrzycie. Tylko nie wpakujcie się w żadne kłopoty!
Hale postawił na stole, przy którym siedział Jue wraz z Lan, czajniczek z parującą herbatą, po czym sięgnął do szafki po urocze filiżanki, po czym przeprosił ich na chwilę. Usłyszeli, jak otwierają i zamykają się frontowe drzwi, po czym nastąpiła cisza.
- Co on kombinuje... - wymamrotał Jue, napełniając swoją filiżankę gorącym naparem.
- Ale cieszę się, że spotkaliśmy Hale'a - oznajmiła Lan, majtając nogami w powietrzu. Krzesło, na którym siedziała, było dla niej trochę zbyt wysokie. - Dzięki niemu uniknęliśmy wielu kłopotów. I pewnie jeszcze wielu unikniemy.
- Całkiem możliwe - przyznał Jue, kiwając głową. - Masz rację, podoba mi się chłopak.
Lan poczuła, jak uśmiech wypływa na jej usta.
- Podoba się Mistrzowi?
- I owszem. Trochę się krzywi, ale jest bardzo pomocny.
Zręcznie się wykręcił, pomyślała Lan z rozbawieniem.
Chwilę później wrócił Hale. Z oszałamiającą blond pięknością u boku. Lan aż się zachłysnęła, a Jue poderwał na równe nogi, zapewne gotów całować jej dłoń, gdyby mu ją podsunęła. Dziewczyna jednak tylko się uśmiechnęła, po czym dygnęła.
- Nazywam się Misha Ashe. Hale poprosił mnie, bym pokazała wam kilka ciekawych miejsc, podczas gdy on będzie załatwiał kilka spraw na mieście. Jeśli więc nie macie nic przeciwko, z chęcią zostanę waszym przewodnikiem.
- O... Oczywiście, że chcemy! - odparł gorliwie Jue. Hale wydał z siebie rozbawione prychnięcie, słysząc tę żarliwą odpowiedź. Ale cóż, on sam nie był lepszy, gdy po raz pierwszy poznał swoją sąsiadkę. Te piękne, miodowe fale jej włosów opadające aż do jej kolan, ta para zielonych niczym szmaragdy oczu, te wiśniowe usta, ta kusząca linia szyi, piersi, bioder...
Każdy mężczyzna reagował na nią w podobny sposób. Co dziwne jednak, Misha z żadnym mężczyzną jeszcze się nie związała. Dlatego też Hale się o nią nie bał - wiedział, że jeśli dziewczyna sama nie będzie chciała, Jue nie zwiedzie jej swoimi słówkami nawet, gdyby bardzo próbował.
- Zostawiam was w takim razie pod dobrą opieką. Wrócę najpóźniej za cztery godziny, a wtedy zabiorę was do urzędu. Będziecie potrzebowali zapewne poświadczenia z mojej ręki, ale jeśli chcecie, możecie spróbować sami coś wskórać.
Powiedziawszy to, odwrócił się z uśmiechem na ustach. Po raz drugi w przeciągu kilku chwil zamknęły się za nim drzwi, ale tym razem na dłużej. Jue tymczasem nie mógł oderwać wzroku od stojącej przed nim dziewczyny. Nie, właściwie to zjawiska. Lan natomiast tworzyła w myślach listę cech, którymi się różniła od Mishy. Bardzo ją ta lista demotywowała, więc w końcu stwierdziła, że da sobie spokój.
Misha w końcu zabrała głos.
- Jeśli jesteście gotowi, możemy wyjść od razu.
- Tak, oczywiście!
Jue chwycił Lan za ramię, ciągnąc ją za sobą. Dziewczyna natychmiast otrzeźwiała. Zmęczenie gdzieś się ulotniło z jej ciała. Nagle stała się całkiem świadoma tego, że oto patrzy w oblicze rywalki. Dziewczyny, która mogła zabrać jej Mistrza.
To jej się bardzo, bardzo nie spodobało.
***Od autorki***
Ho~~ Zardzewiałam strasznie. Pisanie tego rozdziału sprawiło mi wiele problemów. Nadal czuję w nim zgrzyty, aczkolwiek mam wrażenie, że pod koniec nieco lepiej mi już poszło. Przynajmniej szybciej mi się pisało. Od następnego może mi nawet wróci humor i będą go mogła wykorzystać z korzyścią dla opowiadania <3 Tymczasem będę próbować na wszystkie sposoby się odrdzewiać. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Poza tym, nie mogę się już doczekać, kiedy opiszę Clawa w akcji! <3
PIERWSZA! Jezu, jakie szczęście mnie spotyka, że niecały dzień odstępu między dwoma rozdziałami *_* Biorę się do czytania :)
OdpowiedzUsuńJa znam odpowiedz na pytania Hale'a xD PO prostu - przeznaczenie! hahaha xD No bo jeśli on ma jakoś z Lan ten teges... No to trudno by było, żeby jako zwykły (albo raczej niezwykły ;p) inżynier mógł mieć jakieś szanse u Łowcy, nie? A poza tym - kto się prosi o pakt z diabłem ten sie doprosi i tyle ;p
UsuńLAN! I JUE !! Jak ja się za wami stęskniłam! *wciska głowę między wiersze i leci do jednego i drugiego i ściska * <3
No i tak... Nie wiem, jak bym sie czuła gdybym musiała stać się Łowcą... W sensie... Jakbym teraz na to patrzyła to chciałąbym sie jednym stać, ale biorąc pod uwagę fakt, ze mogłabym być kimś innym sprawia, ze... bierze góre nade mną przerażenie. Wiesz, masz marzenie ze będziesz kimś i nagle okazuje się że go nie spełnisz, bo musisz stać się kimś innym przez... nazwijmy to... "nieprzemyślaną decyzję".. ech, nie lubię tego :/ ( O właśnie... powinnam pisać "ech" czy "eh"? bo już w sumie nie wiem O.o Podobno któraś wersja jest błędem ortograficznym? ;p)
No, Jue martwi się o Hale'a... Też bym sie na jego miejscu martwiła! Podejrzewam ze i Lan sie o niego będzie martwiła jak się dowie co się stało!!
No i Lan pojawia się w nieodpowiednim momencie... Dlaczego? Ja chciałam wiedzieć co odpowie Hale na niedowierzające pytania Jue że zaciągnął dług u Lucynki? Heloł?! -.-' No ale postawa Hale'a mi się podoba... Przyjął chłopak ten kontrakt na klatę, no! xD
Ooo, to znaczy ze w sumie z okolic De Arche transportujemy sie wraz z bohaterami do samego miasta wszelkiej wiedzy? :D Faaaaajnie ;d
Lan i JUe... nie, nie nie, nie... inżynierami? buahahah, powiem ze lepszej wymówki dla nich przed oficerem nie mogłaś wymyśleć ;p Nie no, nie wyobrażam ich sobie jako inżynierów ;p
Ło matko... Biedni Łowcy... Mnie od samego opisu tego hałasu, który w De Arche panuje rozbolała głowa O.o
Kurcze, wszystko rozumiem. Ale powiedz mi, czemu Lan na to wszystko musi patrzec z tej konkretnej strony? No bo zobacz: jeśli nie powie Jue, ze sie źle czuje i ze chce sie położyć, może zasłabnąć podczas wykonywania misji ( chodzi mi o to włąściwą misję, nie?) i wtedy będzie dopiero cyrk - nie wykonają zadania, albo Jue będize musiał jakoś się poświęcić dla niej. Z drugiej strony, jeśli Lan mu powie, ze jej słabo, to ucierpi na tym jej duma -.-' ech, kobiety -.-'
co do samej misji. Ja nadal utrzymuję, iż uważam, że to Nat'ashka wysłała tę wiadomość z prośbą o pomoc w imieniu mieszkańców De Arche. Od samego początku mam takie przeczucie, a to ze Lan w pewnym sensie podziela moje zdanie, dodatkowo daje mi do myślenia xD hahaha
hahaha, jakie łapanie za słowa Mistrza! hahaha xD Lan to sprytne dziecko xD
No nie! Czyżby Jue zapadł na zauroczenie tą blond laską? O_O Ja mu dam! Niech no mi chłopak nie przesada i nie podrywa każdej blondwłosej dziewoi! NIEEEEEEEEE!
JA. SIĘ. NIE. ZGADZAM!! Dlaczego? Powiedz mi, DLACZEGO mi to zrobiłaś? DLaczego ja mam przeczucie, ze ta dziewczyna będzie miała bardzo zły i zgubny wpływ na Jue? ;( LIMECIU!!
i w dodatku w takim momencie kończyć rozdział? Nie, toż to "niemożebne!" -.-' ;(
Ano! Przeznaczenie! Hale analizował jedynie wydarzenia, które doprowadziły do takiego, a nie innego przeznaczenia. Cóż, długo w pamięci szukać nie musiał - wszystko zaczęło się tego pamiętnego poranka, kiedy natknął się na Lan podczas przeglądu wiatrowca ;p
UsuńNo ba! Pomyśl, że twoje przeznaczenie by się tak szybko zmieniło i stałabyś się zupełnie kimś innym! ;p Ale racja, że Hale przyjmuje ten cały kontrakt z całą godnością, na jaką go stać. Chyba nawet trochę zbyt wielką... Nic by się przecież nie stało, jakby w tym barze trochę stołami porzucał i połamał krzesła, krzycząc ,,DLACZEGO?! CHOLERNA LUCYNA I JEJ PODSTĘPY!" :D Myślę, że dodałoby mu to trochę... prawdziwości ;p Ale nie, to facet honoru. Raczej widowiska z siebie nie będzie robił.
Ech a eh: oba są wykrzyknieniami, oba poprawne; "ech" jest pochodzenia rodzimego, "eh" z dużym prawdopodobieństwem obcego (w jęz. angielskim często występuje "eh" zamiast "ech"). *koniec mini wykładu* ;p
Niah niah! Lan się tam specjalnie pojawiła, żeby nic nie było wiadomo! *zUo* potem się przetransportowali, a, co gorsza, narracja została skoncentrowana wokół osoby Lan i w sumie nie wiadomo, o czym tam sobie ta dwójka chłopaków gwarzyła w drodze, bo Lan była nieobecna myślami ;p
Hihi, a jakże! Wymówka prosta, ale jakże skuteczna. Ale nie, nie będą niczego dotykać, a już szczególnie reaktorów w mieście. Pewnie De Arche poszłoby z dymem, gdyby próbowali.
A Lan po prostu nie chce martwić swoim stanem Jue. Czy to takie dziwne? ;) Wiem, że wcześniej była bardzo otwarta i o wszystkim mówiła swojemu opiekunowi, ale sytuacja trochę się zmieniła w tym momencie. Są na misji i jej wykonanie jest priorytetem. Lan wie, że Jue nie powinien się zbytnio rozpraszać, więc gdyby poskarżyła się na to, że czuje się zmęczona, chłopak zacząłby poświęcać jej więcej uwagi, a misja pewnie odwlekłaby się w czasie. Tymczasem Rafaelek zostałby gdzieś tam w ciemnym pokoju całkowicie zdeprawowany ;p Lan jest po prostu ostrożna. Zresztą, nic poważnego się z nią nie dzieje, nie martw się :D
A to utrzymuj, bo to nieprawda :D Chociaż przyznam, że ten plan nie byłby taki zły... <3
I nie, Misha nie będzie miała zgubnego wpływu na Jue. Co więcej, będzie miała pozytywny wpływ na rozwój relacji między Lan a Jue, pozwalając dziewczynie troszeczkę dojrzeć :) Nie musisz się więc nią martwić. Oczywiście nie znaczy to jednak, że w jakimś momencie nie skorzysta z nadarzającej się okazji i nie owinie sobie chłopaka wokół swojego zgrabnego paluszka <3
No gdyby Hale tak sobie pokrzyczał mogłoby być troche zabawnie xD haha, nie wyobrażam sobie Hale'a czerwonego ze złości ciskającego krzesłami i stołami w biednych ludzi ( w tym w Lan i Jue) krzycząc że przeklina Lucynkę xD haha
UsuńNo i powiem, ze tego właśnie nie cierpię. Gdybyś nie zaczęła pisać o Lan w centrum uwagi to bym sie dowiedziała co Jue i Hale sobie tam gadali! I bym troche więcej wiedziała niż wiem obecnie...
No i co do niekompetencji Łowców do bycia inżynierem... Na pewno żadnemu nie powierzyłabym niczego xD w sensie bałabym się o stan poremontowy danej rzeczy xD haha, De Arche by poszło z dymem? xD masakra xD
No i tak. wiem ze Lan ni chce martwic Jue, ale ja patrze na to z tej strony, ze... no wiesz.. jakby jej coś się stało podczas misji, która okazałaby sie byc mega niebezpieczną i wymagającej dużej ilości energii... mogłoby sie okazać, ze wiesz... no przez nią misja by sie nie powiodła :(
A co do Mishy... Zgasiłaś mnie. Ale i tak nie zgadzam się na owijanie wokół jej wypielęgnowanego palucha biednego Jue!!
Nie jest źle, i tak piszesz znacznie lepiej niż niektórzy ;)nie ma co sie przejmować,nam -> fanom Twej twórczości, to nie przeszkadza;)
OdpowiedzUsuńkontrakt to dobry sposob na to by zaciagnac Hale do gildii hehehe ;) teraz nie bedzie mial wyjscia i bedzie musiał dolaczyc do lowców, a co za tym idzie.... czesciej spotykał sie z Lan ;) Ciekawe czy bedzie mial jakiegos mistrza, zaopiekuje sie nim Jue czy może bedzie zwykłym bez-mistrzowym-studentem?;)
Nigdy nie posądzałabym Hale o posiadanie uroczych filiżanek. sądziłam,że jako facet będzie miał kilka kubków, każdy z innej parafii, a tu proszę.Hale dba o szczegóły wystroju! ;) jestem pozytywnie zaskoczona! ;)
HA! podoba mi sie sasiadeczka Hale! hihihi ;) Ciekawe o kogo bedzie zazdrosna Lan! ;) Jue,... kto by pomyślał, że w obliczu piękności zacznie się (prawie) jąkać? ;) ach, wiec to o mistrza jest zazdrosna... chociaz niejednoznacznie okreslono czy o Jue jako mezczyzne czy o Jue jako nauczyciela...;)
Hale trafi pod opiekę Mistrza mechaniki, ale nie będzie jego jedynym podopieczny. To chyba najbezpieczniejsze wyjście :D
UsuńHehe! Zapomniałaś, że Hale miał siostrę. Kubki też posiada, ale kiedy przyjmuje gości, wyciąga na stół porcelanę ;p Pełna kultura musi być!
Hm, na tym etapie chyba bardziej jest zazdrosna o to, że Misha odbierze jej Mistrza (nauczyciela) - jedyną osobę, na której może polegać. W głębi serca jednak wie, że to nie tylko to ją martwi... ;p Nasza dziewczynka dorasta!
Pewnie,że najbezpieczniejsze, co więcej, jak Jue stwierdził, odczuwa potrzebne opiekowania się Hale, gdyż go w to wciągnąl, a co za tym idzie... pewnie będzie go często odwiedzał (lub Hale Jue) i go dokształcał razem z Lan ;) Poczucie odpowiedzialności za kogoś to silne uczucie :D
Usuńach, wiec to siostra go zaopatrzyła w bibeloty ;) a kultura pełna klasa;)
No, w końcu! jeszcze mogłaby urosnąć kilka cali tu i... tam:P