Od zawsze zastanawiałam się, jak potoczyłoby się moje życie,
gdybym urodziła się chłopcem – tak wyczekiwanym przez moich rodziców, a w
szczególności przez ojca, który spodziewał się, że będzie mógł komuś przekazać
całe swoje bogactwo, nie wspominając o wielkiej korporacji, której był
właścicielem. Niestety, los, jak zwykł mawiać mój ojciec, ,,pokarał go
córkami”, a na przestrzeni lat nie zdarzyło się jeszcze, by kobieta stała się
głową rodziny Nagare. Podobno, kiedy przyszłam na świat i wydałam ze swojej maleńkiej
piersi pierwszy, dziewczęcy okrzyk, ojciec wyrwał sobie wszystkie włosy z
głowy, co miało tłumaczyć jego późniejszą łysinę. Moje starsze siostry
uwielbiały opowiadać tą historię, przy okazji przypominając mi za każdym razem,
jak bardzo zawiodłam ojca. Jako dziecko trudno było mi zrozumieć, że to
przecież nie była moja wina, i ze łzami w oczach słuchałam jakże bolesnych słów
ojca, ,,gdybyś tylko urodziła się chłopcem...”.
Nie urodziłam się chłopcem, ale wszelkimi sposobami
próbowałam to nadrobić. Kiedy moje siostry z wypiekami na policzkach podkradały
z toaletki naszej matki wszelkiego rodzaju bibeloty, a także spędzały godziny
na przymierzaniu wszystkich par szpilek z szafki, ja wraz z innymi chłopakami
grałam w piłkę, biegałam na równi z nimi i lepiej od nich wspinałam się na
drzewa. A kiedy ktoś doprowadził którąś z moich sióstr do płaczu – wcielałam
się w rolę obrońcy i wyzywałam na pojedynek każdego winnego ich łez.
Sama dokładnie nie
pamiętałam, kiedy minęło moje dzieciństwo, a zaczął okres dorastania, w którym
spodziewano się, że przestanę uganiać się po boisku za piłką wraz z chłopcami i
ocierać kolana podczas wszelkich prób zaimponowania rówieśnikom. Oczywiście
żadnych z tych oczekiwań nie spełniłam, co więcej – wkraczając w okres buntu
przeciwko wszystkim i wszystkiemu, nie miałam najmniejszej ochoty zrezygnować z
postawy, która przecież najbardziej mi odpowiadała. Podświadomie nie chciałam
rezygnować ze stylu życia, który przecież tak cieszył mojego ojca – a
przynajmniej ja tak to sobie tłumaczyłam. Zawsze miałam nadzieję, że chociaż w
ten sposób zrekompensuję ojcu brak syna, którego zawsze pragnął, a którym los do
końca życia go nie obdarzył.
W końcu ojciec był zmuszony do podjęcia bolesnego kroku
wydania za mąż mojej najstarszej siostry, która – jak się okazało – miała
jednak zupełnie inne plany na życie. Może zaakceptowałaby decyzję ojca, gdyby
nie to, że dane jej było zobaczyć wybranka. Mizuki, kiedy tylko zrozumiała, że
to wcale nie żart i że ojciec naprawdę chce ją wydać za mąż za mężczyznę prawie
trzykrotnie od niej starszego (z powodu pieniędzy i prestiżu, liczył też na
małą fuzję firm), roześmiała się radośnie, a drugiego dnia już jej nie było.
Jak się dowiedzieliśmy z listu, który parę tygodni później otrzymaliśmy –
najstarsza latorośl naszej rodziny ułożyła sobie życie na drugim końcu kuli
ziemskiej z jakimś świeżo upieczonym prawnikiem, który prawdopodobnie miał
robić jakaś zawrotną karierę.
Jeszcze nigdy przedtem i potem nie widziałam ojca w takim
stanie, w jakim się znalazł po przeczytaniu tego listu. Wszyscy myśleliśmy, że
to już dla niego koniec, kiedy blady i spocony opadł na swój ulubiony fotel,
trzymając się za koszulę i spazmatycznie łapiąc powietrze.
Ten kryzys jednak przetrzymaliśmy, po czym w zasięgu jego
wzroku pojawiła się druga z moich sióstr, Aya. Ojciec, najwyraźniej nauczony
doświadczeniem, nie przyprowadził do jej ręki żadnego podstarzałego kandydata.
Asato był młody i piękny, wszelkie jego walory przewyższyły wszystkie nasze
oczekiwania. Aya, mniej odważna od Mizuki, zgodziła się bez większego sprzeciwu
na plan ojca i w niedługim czasie wyszła za Asato, po czym dowiedziała się już
po ceremonii ślubnej, że jej wybranek jest nie tylko bankrutem, ale także
posiada dzieci w liczbie dwóch i stałą kochankę, matkę obu uroczych – a jakże!
– chłopców.
Ojciec z kamienną twarzą wydziedziczył oboje, czym nie
zaskarbił sobie sympatii swojego zięcia, który pewnie liczył na inny rozwój
wypadków, po czym w przeciągu kilku tygodni Aya wróciła do rodzinnego domu. Bez
męża, ale za to z głęboką nienawiścią do rodzaju męskiego. Nawet na mnie łypała
złym okiem, kiedy zdarzyło mi się przebiec obok niej w wyciągniętym dresie.
Na linii frontu zostałam więc tylko ja. Myliłam się, jeśli
myślałam, że ojciec mógł o mnie zapomnieć tylko z tego powodu, że byłam
chłopczycą i czasem trudno było powiedzieć, czy posiadam w sobie coś z kobiety,
w którą do tej pory powinnam się dawno zmienić.
Pewnego dnia na moim biurku wylądował list. Wydrukowane na
pięknym, kredowym papierze czarne literki poinformowały mnie, że właśnie
,,został pan przyjęty do Liceum Gendai”, po czym następowała długa lista życzeń
fortunności. Oczywiście uznałam ten list za nieporozumienie, jako że nie byłam
żadnym ,,panem”, a także nie starałam się o przyjęcie do męskiej szkoły! Do tego
stopnia się jeszcze nie zapomniałam.
Jak się jednak szybko okazało, to wcale nie było żadne
nieporozumienie. Kiedy sprawa doszła do uszu mojego ojca, dowiedziałam się
szokującej prawdy: to on wysyłał mnie tam na poszukiwanie przyzwoitego męża! Co
więcej! Z uśmiechem rozbawienia stwierdził, że to powinna być dla mnie
błahostka, skoro mam już doświadczenie w przebierankach.
Nie wiedziałam w tamtym momencie, czy chciał mnie ukarać,
czy po prostu miał zamiar świetnie się zabawić. Wiedziałam jedno: nie mogłam
sprawić mu satysfakcji i poddać się już na starcie. Zdawałam sobie sprawę z
tego, jaki los by mnie czekał, gdybym stanowczo sprzeciwiła się jego woli. Nie
skończyłabym o wiele szczęśliwiej, niż moje siostry.
Dlatego przyjęłam wyzwanie, z satysfakcją odnotowując
zdumienie malujące się na twarzy mojego ojca. Pewnie nie sądził, że się na to
odważę. Och, jakże się mylił!
Ja mu jeszcze pokażę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz