Nie wierzyłam własnym uszom i oczom, kiedy Kaoru podsunął mi
podczas przerwy na lunch zdjęcie Kairiego i powiedział:
- Jeśli chcesz się z nim spotkać, musisz pójść teraz ze mną.
Jeśli ta scena cię nie przekona, że twój wybór jest zdecydowanie zły, to moje
słowa pewnie niewiele zmienią. Chodź!
Nie mając pojęcia, o co właściwie chodzi, podreptałam za nim
aż na tyły ogrodu za szkołą. Prowadziła mnie tylko jedna myśl: miałam zobaczyć
Boga Przystojniaków! Kaoru zabierał mnie w miejsce, gdzie będę mogła do woli go
podziwiać i pieścić wzrokiem jego piękne rysy... Jakoś umknął mojej uwadze
fakt, że robił to chyba w złej intencji, ale byłam tak zaabsorbowana myśleniem
o tym, jak będę mojego wymarzonego przystojniaka podziwiać, że dotarło to do
mnie o wiele, wiele za późno. I choć w pierwszej chwili znienawidziłam Kaoru za
to, co zrobił, to później mu natychmiast wybaczyłam. Zrobił to, ponieważ chciał
mnie chronić. Gdybym nie zobaczyła wtedy Kairiego, może skończyłabym tak, jak
moja starsza siostra, nienawidząc całego rodu męskiego za ich podstępność.
- To tutaj.
- Gdzie? – zapytałam podekscytowana, rozglądając się we
wszystkie strony.
Kaoru ruchem głowy wskazał na uroczą altankę, oplecioną z
każdej strony zielonym bluszczem. Poprawiając nerwowym ruchem okulary na nosie,
zaczął się skradać w kierunku małego zabudowania ogrodowego, kiwając dłonią na
znak, bym szła za nim. Bezwiednie, niczego nie rozumiejąc, zaczęłam się skradać
za nim na paluszkach.
- Tylko tyle?! Jesteś głupi czy jak?
Znieruchomiałam, kiedy ze środka altanki dobiegł do nas ten
pełen wściekłości głos.
- Teraz... to jest tylko zaliczka... – odparł drugi głos,
drżący i bardzo niepewny. Wyczułam w nim strach? – Proszę, tylko jeden raz!
- Nie ma mowy. Wiesz przecież, jak drogie są moje usługi.
-
Kairi-san, proszę!
Kairi-san?
Spojrzałam pytająco na Kaoru, ale on stał odwrócony do mnie
plecami, uważnie nasłuchując odgłosów dochodzących z altanki. Musiał jednak
wyczuć, że mu się przyglądam, bo odwrócił się i skinął głową na znak, że się
nie przesłyszałam i nie pomyliłam.
Chyba nie chciał mi wmówić, że mój wymarzony chłopak jest
jakimś naciągaczem?
Po długiej chwili milczenia w altance dało się słyszeć
jakieś szelesty.
- To jest ostatni raz, sensei.
Sensei?!
Kaoru znowu przysunął się o kilka kroków w kierunku drzwi,
po czym skinął dłonią na znak, bym podeszła. Najostrożniej więc, jak tylko
potrafiłam, dołączyłam po chwili do niego i spojrzałam przez niedomknięte drzwi
do środka altanki. Przez chwilę bezskutecznie szukałam wzrokiem postaci, które
powinny być w środku, aby w końcu znaleźć oboje w ciemnym kącie po drugiej
stronie pomieszczenia. Rzeczywiście, Kairi był w środku – równie wspaniały, jak
go zapamiętałam. Chował właśnie coś do wewnętrznej kieszeni marynarki, po czym
spojrzał na swojego towarzysza. Nie rozpoznałam w nim nikogo, kogo bym znała,
ale rozpoznałam nauczycielską marynarkę – bardzo charakterystyczną, ponieważ
wszyscy wykładowcy nosili te same, czarne marynarki w białe prążki, z wpiętą w
butonierkę broszką w kształcie litery ,,G”.
Miałam dziwne przeczucie, że cokolwiek zaraz się zacznie
dziać, nie będzie to nic dobrego.
- Kairi-kun... przepraszam, że nie mogę spędzać z tobą
więcej czasu...
- Przejdźmy do rzeczy – prychnął Kairi, ściągając marynarkę
i zręcznie rozpinając guziki koszuli. – Za pół godziny zacznie się kolejna
lekcja, nie chcę się na nią spóźnić. Ty też powinieneś pilnować godzin swojej
pracy.
- T... tak, oczywiście.
Powoli do mnie docierało, co się dzieje przed moimi oczami,
ale naprawdę trudno było mi w to uwierzyć. Zupełnie nie dopuszczałam do siebie
świadomości, że coś tak... obrzydliwego mogło być udziałem Kairiego, w którym
zakochałam się od pierwszego wejrzenia, który jako pierwszy przyprawił mnie o
szybsze bicie serca i drżenie na całym ciele... Jak to możliwe, że ktoś tak
wspaniały mógł tak nisko upaść, by się sprzedawać?...
Niemal zapomniałam, że stoi przy mnie Kaoru, więc kiedy
położył dłoń na moim ramieniu, prawie krzyknęłam. Byłam chyba jednak w zbyt
ciężkim szoku, by wydać z siebie jakikolwiek głos, więc tylko się wzdrygnęłam.
- Chodź, chyba nie chcesz tego oglądać – wyszeptał, ciągnąc
mnie za sobą, jak najdalej od przeklętej altanki, która wyjawiła mi sekret,
którego wcale nie chciałam poznać.
Kiedy znaleźliśmy się dostatecznie daleko, Kaoru pozwolił mi
opaść na małą ławeczkę i pogrążyć się w czarnej otchłani rozpaczy. Nie byłam
pewna, czy zdawał sobie sprawę, do czego doprowadził, wyjawiając mi obrzydliwy
sekret chłopaka, którego – do tej pory – uważałam za wzór zalet. Mój ideał.
Piękny, nieskazitelny, delikatny i jednocześnie zwalający z nóg.
Co mi z tego w tej chwili pozostało?...
- Teraz rozumiesz, dlaczego nie chciałem ci o nim nic mówić?
Wymamrotałam, że rozumiem.
- Wiesz... Jun i Hajime też doskonale wiedzą o tej jego,
khem, ,,działalności”. Dlatego Hanazaka tak bardzo się wściekł, kiedy okazałaś
Kairiemu zainteresowanie. Pewnie zaczął cię posądzać o niestworzone rzeczy, by
po chwili desperacko próbować wyciągnąć cię z bagna, w które się nieświadomie
pakowałaś.
- Ale... ale on się tak ładnie uśmiechał!
- Kairi? Owszem, to on umie. Jak inaczej zdobywałby klientów?
Wzdrygnęłam się.
- To obrzydliwe.
- Oczywiście, że jest. I nie myśl sobie, że on jest do tego
zmuszony. Jemu się po prostu nudzi.
Do dormitorium wróciłam w stanie zdecydowanie złym, z
zupełnym brakiem chęci na rozmowę z kimkolwiek. Na nieszczęście, w środku
natknęłam się na Juna, który z rozpaczą wypisaną na twarzy przerzucał zeszyty i
książki. Wyglądało to tak, jakby się uczył, ale to chyba nie była najlepsza
metoda na zapamiętanie czegokolwiek...
Nie miałam jednak siły zaproponować mu, że pouczę się wraz z nim, co z
pewnością bardzo by mu pomogło.
Pozwoliłam sobie skorzystać z jego łóżka, ponieważ nie
miałam już energii na to, by wdrapać się na swoje pięterko.
- Rei, źle się czujesz?
- Trochę...
- Zawołać pielęgniarkę?
- A ma coś na złamane serce?
Jun uniósł w zdumieniu brwi i w końcu przestał przerzucać
rzeczy ma swoim biurku.
- Kto...?
Byłam bardzo zmęczona. Tak zmęczona, że nawet nie miałam
ochoty niczego dusić w sobie. No, może oprócz sekretu, że jestem dziewczyną i
że wraz z Hajime weszłam w bardzo brzydki układ, chociaż w bardzo dobrej
intencji. I że pomagamy mu w największym sekrecie, i że wszystkie te podłości
Hajime mają za zadanie mu pomóc...
Aaaa!
- Kairi Kurasawa... Okazał się zupełnie inny, niż
myślałem...
- A więc teraz już wiesz... Chciałem ci o wszystkim
powiedzieć, ale pewnie zupełnie byś mi nie uwierzył. Zdarzały się takie
przypadki, więc tym razem nawet nie próbowałem niczego tłumaczyć, ale...
zastanawiałem się, czy dobrze robię... mimo to, zrobiłem, co mogłem.
- Jun, to nie twoja wina. Ach, nie wierzę!
Jun przez chwilę przyglądał mi się w milczeniu, przygryzając
dolną wargę. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, aczkolwiek najwyraźniej nie
miał dość odwagi czy też powodu, dla którego by miał to zrobić. Więc przez
bardzo długą chwilę, w której zbierało mi się na płacz, siedział zupełnie
cicho, po czym po prostu się odwrócił i wyciągnął ze sterty jakiś zeszyt, nad
którym się pochylił.
- Oi, jeśli masz coś do powiedzenia...
Odwrócił się natychmiast.
- Rei, czy ty... Czy naprawdę wolisz mężczyzn?
Przez głowę przeszła mi myśl, by mu o wszystkim powiedzieć,
ale wtedy wspaniały plan Hajime wziąłby w łeb jak nic. Nie, musiałam siedzieć
cicho dla jego dobra, chociaż nawet o tym nie wiedział. Ale nieważne, co sobie
w tej chwili pomyśli. Było mi to zupełnie
obojętne. I tak byłam beznadziejnym przypadkiem, wiedziałam o tym.
- Nic na to nie poradzę – odparłam, wzruszając ramionami.
Dziewczęca natura, naprawdę chciałam dodać. Ale
powstrzymałam się.
- Więc to prawda... Może dlatego Hajime cię nie lubi?
- Nie, nie sądzę – zaprzeczyłam natychmiast. – Może po
prostu odwzajemnia uczucie, którym ja go darzę? Ludzie zazwyczaj oddają
uczucie, którym się ich darzy. Hajime na pewno czuje, że go nienawidzę... uch,
wredny z niego dupek.
- To prawda – odparł wesoło Jun, ale zaraz spoważniał. –
Cóż, przynajmniej nie musi się martwić, że odbijesz mu dziewczynę. Mayuko
bowiem zdążyła się pochwalić, że w końcu zobaczyła ciebie, naszego
współlokatora, i uważa, że jesteś, hm, ,,strasznie słodki”.
Uśmiechnęłam się blado.
- Chyba ją polubię, tą Mayuko.
- Nie ma innej możliwości.
Zamknęłam oczy, czując, że ogarnia mnie senność. Jakimś
cudem Jun odegnał z mojej głowy obraz Kairiego i jego nędznej twarzy, o której
stanowczo nie zamierzałam już myśleć. Nigdy więcej! Powzięłam mocne
postanowienie, że kiedy następnym razem ktoś zwróci moją uwagę, najpierw się
popytam, jaki z niego człowiek. Nie chciałam po raz drugi czuć się tak
zdruzgotana, jak w tej chwili.
- Rei, czy ty... bardzo pragniesz miłości? – zapytał
ostrożnie Jun.
Hm, dla niego musiało być to dziwne pragnienie – miał na
głowie Ayę, która okazywała mu miłość, która każdego mogła zniechęcić. Musiał
jednak wiedzieć, że jest coś poza tym, prawda? Coś czystszego, potężniejszego,
coś, co rozpala w sercu ten wspaniały, ciepły płomyczek, wywołujący uśmiech na
twarzy za każdym razem, kiedy pomyślisz o ukochanej osobie? Coś mocniejszego,
co zaczyna boleć i pragnąć, by nie tylko brać, ale także dać? Coś, co każe ci
pozbyć się egoizmu i myśleć tylko o szczęściu drugiej osoby?
- Ty, Jun, tego nie pragniesz? By ktoś cię czasem mocno,
mocno przytulił? By zapewnił cię o tym, że będzie przy tobie zawsze, bez
względu na wszystko?
- Hm...
- Ja chciałbym mieć taką osobę. Samotność jest taka...
ciężka.
W zasadzie nie miałam wyboru – jeśli ja sobie nie wybiorę
kogoś, ojciec zrobi to za mnie. Tego oczywiście znowu nie mogłam Junowi
powiedzieć, choć bardzo chciałam. To zapewne wiele by wyjaśniło. Ale dla jego
dobra... Najpierw musimy sobie poradzić z Ayą, a potem mogę mu wszystko
wyśpiewać, jak na spowiedzi. Przeproszę go wtedy, że go okłamywałam, ale on
prawdopodobnie zrozumie.
- Rei, a czy byłbyś zadowolony, mając mnie? – zapytał nagle
Jun, sprawiając, że natychmiast otrząsnęłam się z senności. Z zaskoczeniem
stwierdziłam, że kuca przy swoim łóżku, na którym leżałam. Natychmiast
podniosłam się do pozycji siedzącej, czując, że znowu się rumienię.
- Co ty mówisz?
Jun zmarszczył brwi i spuścił wzrok.
- W zasadzie nie jestem zainteresowany dziewczynami, ani tym
bardziej chłopakami, ale... jakby to powiedzieć... chciałbym, żebyś był
szczęśliwy. Widzę, jak się miotasz między różnymi uczuciami i jak twój wzrok
zawsze szuka kogoś, kto by cię zauważył... Chronię cię przed Hajime i jego
głupimi pomysłami, ale jest tutaj jeszcze wiele innych ludzi, przed którymi
chciałbym cię bronić. Więc jeśli chcesz...
Jesteś dziewczyną i w
żadnym wypadku tego nie ukryjesz. Możesz się przebierać, ile chcesz, zakrywać
ciało tysiącem szmatek, ale każdy facet rozpozna w tobie kobietę. Jeśli nie
naocznie, to intuicyjnie wyczuje, że ma do czynienia z kobietą. Możesz mieć
tonę chłopięcego uroku, ale z drugiej strony będziesz posiadać tonę
dziewczęcego.
Głos Hajime rozbrzmiał w moich uszach jak prawdziwy. Czyżby
miał rację? Czy Jun też podświadomie czuje, że jestem dziewczyną, i dlatego nie
waha się zaproponować mi związku? Ale sam przecież powiedział, że nie
interesuje się dziewczynami, tym bardziej chłopakami. Więc dlaczego?
Chciałam powiedzieć ,,nie”, ale z jakiegoś powodu po prostu
nie mogłam.
- Jun, czy ty... przemyślałeś to? – zapytałam zamiast tego.
- O, tak. Od dawna nad tym myślałem... Jeśli martwisz się
moim wizerunkiem, to i tak jest zagrożony, więc nie mam wiele do stracenia.
Nie! – miałam ochotę krzyknąć. Właśnie to, co chciał zrobić,
mogło mu uratować skórę. I zapewnić bezpieczeństwo całej jego rodzinie. To było
to, o czym mówił Hajime!
- Jun...
- Niczego nie mogę ci obiecać, ale będę się starał z całych
sił, byś czuł się szczęśliwy - oświadczył z rozbrajającym uśmiechem.
Poddałam się. Nie było sposobu, bym w tej chwili powiedziała
,,nie”. A zresztą! Jemu przynajmniej mogłam zaufać. Wiedziałam, że zrobi
wszystko, co w jego mocy, by mnie uszczęśliwić, a przynajmniej – by wywołać
uśmiech na mojej twarzy. Na chwilę obecną to wystarczyło.
Wyciągnęłam ramiona i oplotłam go za szyję, przytulając się
do niego nieznacznie.
- Dziękuję, Jun.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz