Hajime wiedział. Jakimś cudem o wszystkim się dowiedział,
chociaż nie miał żadnej możliwości, by to zrobić. Absolutnie żadnej! Aż
nabrałam wątpliwości, czy rzeczywiście był na zebraniu samorządu, czy może był
reżyserem całej tej sytuacji i podglądał nas z lornetką przyklejoną do twarzy?
- Więc Jun w końcu wydusił z siebie to, co go dręczyło od
dłuższego czasu, a ty nie powiedziałaś ,,nie”? – zapytał, przywołując na usta
ten swój irytujący uśmieszek. – Mówiłem ci, że nasza intuicja pracuje bez
zarzutu.
- Hajime... Czy to wszystko było elementem twojego planu? –
zapytałam, czując, że cała drżę od tłumionej wściekłości.
- Można tak powiedzieć. Nie mogłem jednak wiedzieć, kiedy to
się stanie. Podejrzewałem jednak, że niedługo, bo Jun długo nad tym problemem
myślał i po prostu musiał to z siebie wyrzucić. Znam go dobrze, więc jedno
spojrzenie na niego wystarczyło mi, by ocenić jego nastrój. Kiedy więc wróciłem
do pokoju i zauważyłem, że w spokoju siedzi nad książką... Cóż, łatwo było mi
zrozumieć, co się stało.
Ach, więc takim sposobem się dowiedział... No tak, przecież
znał Juna od dziecka. Ja mogłam niczego niezwykłego nie zauważyć w jego
zachowaniu, ale dla Hajime rozpoznanie, co się dzieje z jego przyjacielem,
musiało być łatwą sprawą. Może też Jun wspomniał mu coś o swoim problemie, więc
już od pewnego czasu wiedział, na co się zanosi... I dlatego tak się uśmiechał!
Chociaż nie, on się zazwyczaj uśmiecha, kiedy mnie widzi.
Nie był to bynajmniej przyjacielski uśmiech.
- Więc nie odmówiłaś?
- A to nie jest element twojego planu?
- Rei... ja zupełnie nie rozumiem sposobu twojego myślenia.
Dla dobra Juna wolę cię jednak uświadomić. Mój plan już dawno przekroczył pewne
granice. Chciałem tylko zmusić Juna, byś trafiła pod jego skrzydła, ale
zapomniałem, jaki z niego idiota. Wszystkim za bardzo się przejmuje, toteż
kiedy zrozumiał, na czym polega twój problem, natychmiast zaczął myśleć nad
najprostszym rozwiązaniem, czyli zaofiarowaniem siebie. Dla niego to jest
bardzo poważna sprawa. Chciałbym, byś zdawała sobie z tego sprawę.
- Hajime, nie bierz mnie za kompletną idiotkę. Wiem, że dla
niego to jest niemal sprawa życia i śmierci. On naprawdę pragnie mnie
uszczęśliwić, a ja... ja w zasadzie nie mam powodu, by w tym momencie odmówić.
Beztroscy, weseli chłopcy nigdy nie byli moim ideałem, ale Jun... Nie wiem,
może uda mi się go pokochać.
- Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było. Ale cieszę się, że
zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. O Ayi też chwilowo całkowicie możesz
zapomnieć. Poprosiłem Mayuko, by coś dziewczynkom zorganizowała, więc jadą coś
pozwiedzać i zrobić jakieś zakupy. Jak jutro wyjadą, tak ich nie będzie przez
tydzień. Widzisz, jaki ze mnie wspaniały człowiek?
- W sumie... nie taki zły – poparłam, ku jego i swojemu
zdumieniu. – Hajime, musisz kochać Juna bardziej, niż myślisz.
- Nie rozśmieszaj mnie, dziecko. Doskonale wiem, jak bardzo
go kocham, jeśli mogę tak to określić... Chociaż chyba mogę. Gdybym nagle miał
zmienić orientację, bez żadnej chwili wahania bym na niego poleciał. Więc sama
widzisz, że musisz dbać o mojego potencjalnego kochanka.
- Boże, co za bzdury wygadujesz! – roześmiałam się.
Hajime zanurzył dłoń w moich włosach i gwałtownie je
zmierzwił.
- Jesteś szczęśliwa, Rei. To dobrze. A teraz pozwól, że
powrócę do swoich arcyciekawych obowiązków przewodniczącego. Ty leć szukać
Juna, zbliża się pora lunchu. Tym razem nie będę waszą przyzwoitką, więc
róbcie, co tam chcecie.
Zarumieniłam się, ale tego nie skomentowałam, natychmiast
odwracając się na pięcie i szybkim krokiem oddalając się od Hajime, uśmiechając
się jednocześnie pod nosem. Naprawdę byłam w doskonałym humorze!
- Hej, ja tylko żartowałem! – zawołał za mną Iwakura.
Odwróciłam się i pokazałam mu język, po czym uciekłam ze
śmiechem.
Juna znalazłam, kiedy wychodził z pokoju nauczycielskiego,
kłaniając się naszemu matematykowi. No tak, biedak miał spore kłopoty z tym
przedmiotem, więc pewnie prosił prowadzącego o jakieś dodatkowe ćwiczenia.
Zapomniał chyba, że ja mogłam mu trochę pomóc – z wszelkich przedmiotów
ścisłych wychodziłam na czwórkę. Nie miałam pojęcia wprawdzie, jaką mogłam się
okazać nauczycielką, ale tak źle chyba nie mogło być?
- Jun, chcesz zjeść ze mną lunch? – zapytałam, wysuwając
przed siebie pudełko, które znowu zabrałam z kuchni od zadowolonego kucharza.
Chłopak wyglądał na zupełnie zagubionego, co mnie zdziwiło.
Czyżby się nie spodziewał, że tak szybko przystosuję się do nowej sytuacji i
będę chciała spędzać z nim więcej czasu sam na sam? A może miał już inne plany
i nie wiedział, jak mi odmówić?
Pospieszyłam mu z pomocą.
- Jeśli nie chcesz, to w porządku. Po prostu pomyślałem, że
chciałbyś. To do zobaczenia!
- Rei, poczekaj! Właśnie sobie przypomniałem, że jesteś
całkiem dobry z matmy! Hej, nie mógłbyś poświęcić mi trochę czasu?
Uniosłam w zdumieniu brwi.
- Ale... czy właśnie nie prosiłeś o to naszego matematyka?
- Nie, nie. Uch, zostałem przez niego wezwany do gabinetu
właśnie z powodu moich ocen. Powiedział, że jeśli się nie poprawię, będzie
musiał porozmawiać z moimi rodzicami. Poprosiłem oczywiście, czy nie mógłby
czegoś dla mnie wymyślić, ale powiedział, że na razie nie ma czasu. Pod koniec
miesiąca może zorganizuje jakieś zajęcia, ale na chwilę obecną ma za dużo na
głowie.
Rozpromieniłam się.
- Dobrze, z chęcią ci pomogę. W zasadzie sam miałem ci to
zaproponować, ale myślałem, że już się o to zatroszczyłeś.
Jun roześmiał się.
- Przynajmniej próbowałem!
Odpowiedziałam uśmiechem i chwyciłam go pod ramię.
- Mogę?
- Jeśli sprawia ci to przyjemność... Wiesz, potrafisz być
bardzo uroczy.
Zamrugałam rzęsami, posyłając mu najbardziej powłóczyste
spojrzenie, na jakie było mnie w tej chwili stać. Jako że byłam w doskonałym
humorze i miałam ochotę na chwilę przekory, moje spojrzenie odniosło większy
sukces, niż mogłam się spodziewać. Ups.
- Odnoszę w tej chwili wrażenie, że natura trochę się
pomyliła co do ciebie! – roześmiał się Jun. - Naprawdę wspaniale sprawdziłbyś
się jako kobieta.
Żebyś wiedział Jun, żebyś wiedział... Jego niewiedzą
zupełnie się jednak w tej chwili nie martwiłam, jako że miałam świadomość tego,
że przecież kiedyś wszystko mu powiem. Cieszyłam się, że jednak jestem kobietą
i gdy wszystko się już wyjaśni, Jun nie będzie miał żadnych wyrzutów sumienia,
jeśli takowe miał w tej chwili – bo bardzo możliwe, że tak było. Może tego po
sobie nie okazywał, ale ta sytuacja musiała być dla niego trudna i wywoływać w
nim pewne poczucie winy, prawda? Wiedziałam, jaką otrzymałabym odpowiedź,
gdybym go o to zapytała, ale przecież to nie było tak, że ta sytuacja była dla
niego zupełnie normalna. Wiedział, że tego związku społeczeństwo nie poprze,
ale jednak się na niego zdecydował – z jednego, jedynego powodu, czyli mnie.
Uśmiechnęłam się i mocniej ścisnęłam go za ramię, kiedy
wspinaliśmy się po schodach na dach szkoły, ulubione miejsce Juna, jeśli chodziło
o spożywanie drugiego śniadania. Nie miałam nic przeciwko temu, by za nim
podążyć, choć byłam dość ciekawa, dlaczego wybierał akurat to miejsce z
wszystkich możliwych.
- Naprawdę lubisz to miejsce, prawda? – zapytałam, kiedy
rozsiedliśmy się już i podzieliliśmy jedzeniem. Jun miał zjeść wszystko, co
wyglądało na słodkie i ostre, dla mnie natomiast zostały wszelkie owoce morza i
ryż w różnych postaciach. Nie mogłam narzekać.
- Hm... sam nie wiem.
- Nie wiesz? – zdziwiłam się. – Myślałem, że czujesz jakiś
sentyment do tego miejsca, skoro tak często tu przychodzisz.
- Właściwie nie, po prostu to jedno z niewielu miejsc, gdzie
panuje taka cisza. Nie darzę tego dachu jakąś specjalną sympatią, jeśli o to ci
chodzi. Lubię po prostu posiedzieć przez chwilę z dala od szkolnego hałasu.
- Hm... Nie wyglądasz na osobę, która szukałaby spokoju, ale
podejrzewam, że to po prostu jedna z niewielu rzeczy, o której jeszcze nie
wiem. Hej, Jun, opowiedz mi trochę o sobie! Do tej pory zawsze trzymałeś się z
Hajime, więc jakoś nie mieliśmy okazji, by tak swobodnie porozmawiać o sobie.
- Chyba masz rację – zachichotał Jun. – Hajime od zawsze
pochłaniał prawie cały mój czas. Przepraszam, jeśli odbierałeś ode mnie jakieś
sygnały ignorancji.
- Właściwie... jak się poznaliście? Naprawdę trudno mi sobie
ten moment wyobrazić, więc od zawsze się zastanawiałem, jak to możliwe, że tak
odmienni charakterem ludzie, jak wy, są tak silnie ze sobą związani... Co się
między wami stało?
- Prawdę mówiąc... chyba jako pierwszy odważyłem się mu
odpowiedzieć, kiedy silił się na tą swoją złośliwość. Nie jestem typem
człowieka, który przejmuje się takimi rzeczami, po prostu odparłem, żeby się
zamknął i pozwolił mi dokończyć jedzenie, bo swoją obecnością odbiera mi
apetyt. Tego oczywiście Hajime nie mógł mi puścić płazem, zaczął coś mówić o
impertynencji, więc po prostu... wepchnąłem mu do ust jakąś bułeczkę i
odmaszerowałem, zostawiając go sam na sam ze sobą i bułeczką. Od tej chwili
miał na mnie oko. Próbował mnie zdołować jakimiś niestosownymi uwagami, ale
mnie to zawsze śmieszyło. Trochę czasu upłynęło, zanim zrozumiał, że nie ze mną
takie numery, więc trochę głupot się nasłuchałem... ale było zabawnie –
oznajmił Jun, śmiejąc się wesoło.
Kurczę, twardy z niego zawodnik... Chyba zaczynałam rozumieć,
dlaczego cała ta sprawa z Ayą prawie nie robi na nim wrażenia. Jun po prostu
nie jest facetem, który się czymkolwiek przejmuje. Jego jakże urocza siostra
musiała być naprawdę wściekła, widząc, że wszelkie jej podłe zabiegi nie
przynoszą spodziewanych efektów.
Podobało mi się jego podejście do życia, aczkolwiek
osobiście uważałam, że do sprawy z Ayą powinien podejść o wiele poważniej. Ale
w zasadzie miał od tego Hajime, który już dawno podjął odpowiednie kroki ku
temu, by i ten problem rozwiązać. Jun sam nawet nie wiedział, jak wspaniale
dobierał sobie przyjaciół.
- Więc w końcu wspaniały Hajime Iwakura się poddał? –
zapytałam, uśmiechając się pod nosem.
- Nie miał innego wyboru. Zrozumiał, że siląc się na
złośliwości, tylko się zmęczy, więc ten jeden, jedyny raz przyznał, że został
pokonany. Od tego momentu jakoś trwamy.
- Spodziewałem się historii w tym stylu, po Hajime nie
mogłem się przecież spodziewać niczego innego... Jun, a czy to prawda, że grasz
w coś zawodowo?
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Skąd o tym usłyszałeś?
- Mam swoje niezawodne źródło informacji, które mi kiedyś
wytknęło, że niewiele wiem o własnych współlokatorach. Przy okazji wspomniał
coś o tym, że w coś grasz, i to dość dobrze.
- Heh, pewnie mówisz o Kaoru. Skoro już ci o wszystkim
powiedział, chyba nie ma sensu zaprzeczać. Od dziecka w zasadzie uprawiałem
różne sporty, i jakoś tak się złożyło, że trafiłem do regionalnej drużyny
siatkówki. Chodzą jakieś ploty, że jestem bardzo obiecującym atakującym, ale to
tylko plotki. Lubię się zmęczyć, ale żebym zaraz bym zawodowcem? Po prostu,
będąc modelem rodziny Iwakura, muszę trzymać dobrą formę. Nie jestem wielkim
entuzjastą, jeśli chodzi o siłownię, wolę ruch na świeżym powietrzu albo gry
zespołowe.
Miałam jeszcze tyle pytań do niego! Bałam się jednak zasypać
go nimi wszystkimi od razu, więc zapytałam, czy teraz on nie chciałby
dowiedzieć się czegoś o mnie, na co on natychmiast przystał. Opowiedziałam mu
więc historię swojego dzieciństwa, patrząc oczywiście przez pryzmat tego, co by
było, gdybym urodziła się chłopcem. Nie było to trudne, jako że przecież jako
dziecko uważałam, że jeśli bardzo się postaram, stanę się chłopcem. Oczywiście
nikt mi nie uświadomił, że to niemożliwe, więc przez bardzo długi czas bardzo
energicznie starałam się jednym stać. Posiadając więc wszelkie potrzebne
doświadczenia i wspomnienia, opowiedziałam mu historię zwyczajnego chłopca,
wychowywanego w duchu przejęcia pewnego dnia małego interesu ojca. Natychmiast
też wymyśliłam, że interes ten polegał na tradycyjnym parzeniu herbaty, dość
popularnego interesu w Japonii, choć powoli odchodzącego w cień. Chociaż, żeby
nie pogrążać się w kłamstwie, mogłam po prostu powiedzieć, że moja rodzina
pracuje dla mojego prawdziwego ojca, co byłoby przecież logiczne. Kiedy jednak
o tym pomyślałam, było już za późno na cofnięcie swoich słów.
Pocieszałam się, że kiedyś mu przecież o wszystkim powiem.
Kiedyś...
Niech to ,,kiedyś” przyjdzie szybciej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz