Junowi wszystko wyjaśniłam jak
najspokojniej, ukrywając, jak bardzo jestem podekscytowana faktem, że już
niedługo staniemy na ślubnym kobiercu. Mój śliczny narzeczony był kompletnie
oszołomiony i chyba nie do końca przyswoił sobie wiadomość, że pod koniec roku
wyjedziemy do Anglii, ale w końcu mnie wyściskał i powiedział, że się cieszy.
Kiedy zapytałam go o to, czy miał inne plany, zaprzeczył zdecydowanie, więc
pozbyłam się ewentualnych wyrzutów sumienia.
Mayuko zaprojektowała dla mnie
sukienkę, po czym wraz z Hajime i przyzwoitką ją do mnie przywiozła. Zdziwiła
mnie o tyle, że tego samego dnia odebrałam kilka innych sukienek z salonów, o
które poprosiłam tydzień wcześniej. Właśnie przymierzałam jedną z nich, kręcąc
się przed lustrem w salonie, kiedy zauważyłam za plecami zbliżającą się ku mnie
przyjaciółkę. Natychmiast zeskoczyłam ze stołka i gorąco ją przywitałam. Hajime
miałam ochotę wytknąć język, ale w końcu cmoknęłam go w policzek i poprosiłam,
by usiadł. On jednak pokręcił głową i wskazał na niesione pudełko.
- Ubiorę cię.
- Ty? – niemal krzyknęłam.
- Hej, nie zamierzam cię macać.
Nie w obecności mojej przyszłej żony przynajmniej…
Mayuko roześmiała się i dźgnęła
go łokciem w bok, ale posłała mu czułe spojrzenie. Odetchnęłam z ulgą, kiedy to
zrobiła, ponieważ przez chwilę obawiałam się, że czegoś się domyśli… Ale, co ja
mówię! Przecież ona o wszystkim wiedziała!
Suknia była przecudowna.
Tradycyjnie biała, z pięknymi, wyszywanymi koralikami wzorkami oraz warstwą
przezroczystej koronki na plecach i wykończeniu, które falami opadało ku ziemi.
Hajime rzeczywiście mnie w to cudo ubrał – zrobił to błyskawicznie! – po czym
zaczął mnie okręcać i mruczeć coś pod nosem, z ustami pełnymi szpilek. Mayuko
tymczasem zajęła się przeglądaniem sukien, które leżały na stole i kanapie.
- Rei, czy ty nie jesteś za
chuda? – zapytał nagle Hajime, kładąc dłonie na wcięciu pomiędzy moimi żebrami
a biodrami. – Przecież to sama skóra i kości!
- Pokaż – rozkazała Mayuko,
porzucając niedbałym ruchem suknię, którą jeszcze chwilę temu trzymała, i
podeszła do mnie. – Nie, nie sądzę… Ale rzeczywiście nie byłaś ostatnio taka
szczupła. Stało się coś?
Zrobiłam duże oczy.
- Jeśli sądzicie, że się głodzę
czy coś, żeby się podobać Junowi, to się mylicie. Odżywiam się normalnie. Jem
nawet więcej, niż miałam zwyczaj jeść w Gendai.
Hajime rzucił szybkie spojrzenie
Mayuko.
- Musimy cię podtuczyć, kochanie
– powiedziała zatroskanym głosem Mayuko. – Nie możesz się pokazać przed
ołtarzem w tym rozmiarze! A przede wszystkim, nie możesz martwić Juna. Bo wiem,
że będzie się martwił.
- Ale co ja mam zrobić? –
zapytałam, marszcząc brwi.
- Nie będę ściągał szwów sukni, a
ty będziesz chodziła razem z nami na obiady – oznajmił Hajime, wypluwając
szpilki z ust. – Musisz nabrać wagi. Pójdziesz z nami. Pierwsze jednak, co
zrobimy, to cię zważymy. Jutro cię zabieramy ze sobą.
Jak postanowił, tak też zrobił.
Nazajutrz, kiedy spotkałam się z Hajime i Mayuko, pierwsze, co zrobili, to
zawieźli mnie do kliniki, gdzie zdążyli umówić mnie na wizytę u prywatnego
doktora rodziny Iwakura. Zanim się zorientowałam, gdzie mam iść, Hajime już
stawiał mnie na wadze w sterylnym gabinecie lekarza, którego musiał znać od
bardzo dawna. Możliwe, że był to jakiś przyjaciel ich rodziny, ponieważ nawet
zwracał się do niego po imieniu.
- I jak? – zapytał, kiedy
uprzejmy starszy pan z siwą bródką kończył przesuwać odważniki na
przedpotopowej wadze.
- Nie ma się czym martwić, twoja
przyjaciółka waży tyle, ile powinna. Nie widzę żadnych odchyleń od normy. Ale
też martwi mnie ta chudość.
Hajime zapewne nie pamiętał, że w
swoim czasie uprawiałam bardzo dużo sportów. Masa mięśniowa, której nabyłam, z
pewnością oszukała tę biedną wagę. Nikogo jednak nie zamierzałam uświadamiać.
Zeszłego wieczoru bowiem przyjrzałam się sobie dokładnie i stwierdziłam, że
rzeczywiście jestem zbyt chuda. Tylko dlaczego? Nie odżywiałam się źle. Nie
stosowałam żadnej diety. Co więcej! Przestałam nawet uprawiać sport,
przesiadując ostatnio nad książkami…
Hajime nie był zadowolony z
pozytywnego wyniku mojego badania.
- I tak zabieram cię na obiad!
Rzeczywiście, wraz z Mayuko
zabrali mnie na obiad do jednej z najlepszych pizzerii. Aż mi ślinka pociekła
na myśl o przepysznym cieście z setką dodatków oraz zimnej coli, którą zawsze
piłam do pizzy. A że dawno nie miałam okazji zjeść żadnej porządnej pizzy, ze
zrozumiałym entuzjazmem zabrałam się za pochłanianie tej, która w niedługim
czasie znalazła się przede mną. Oczywiście pochłonęłam ją w całości – zajęło mi
to trochę czasu, jako że była dość sporych rozmiarów – a także pomogłam Mayuko
skończyć jej własną.
- Gdzie ty to chowasz? – zapytał
zupełnie szczerze zdziwiony Hajime.
Wzruszyłam ramionami.
Przez następny tydzień wyciągali
mnie do różnych barów oraz restauracji i tuczyli. Ja tymczasem na nowo odkryłam
moją miłość do hamburgerów z jajkiem i bułeczek z mięsem, jeszcze ciepłych i
pachnących. Zjadłam także chyba tonę lodów i wszelkiego rodzaju ciastek, które
zazwyczaj musiałam zamawiać wraz z Mayuko, która miała wielką słabość do
słodkości. Kończyło się oczywiście na tym, że wraz z Hajime musieliśmy pomagać
jej zjeść to, co zamówiła, po już po kilku kęsach zaczynała stękać, że jest
pełna.
Tydzień później ważyłam o całe
dwa kilogramy więcej. Hajime jednak chwycił się za głowę.
- Poprawię te szwy, cholera! –
oznajmił, chwytając się za głowę i wznosząc oczy ku niebu.
Mayuko mnie uścisnęła.
- Dbaj o siebie, kochanie. Wiem,
że to nie twoja wina, że jesteś taka chudziutka, ale powinnaś co tydzień choć
troszkę tyć.
Skinęłam głową i zapewniłam, że
zacznę o siebie nie dbać, co Mayuko skwitowała uśmiechem. Wiedziałam jednak, że
bardzo się o mnie martwi i że najchętniej zostałaby ze mną przez jakiś czas, by
mnie obserwować. Musiała jednak wracać do szkoły, tydzień wolności się dla niej
skończył. W zasadzie wcale nie musiała tam uczęszczać, ale oświadczyła, że tym
sposobem jest bliżej osób, które kocha najbardziej na świecie – tak,
zauważyłam, że użyła liczby mnogiej – a także ma świetne warunki, by
projektować. Miała również okazję uczyć się u jednego z najbardziej kreatywnych
projektantów mody, więc nie dziwiłam się, że chciała tam wrócić.
W dzień swojego ślubu musiałam
odebrać Juna z lotniska. Jako że ten ślub nie był planowany z przynajmniej
rocznym wyprzedzeniem, ojciec Juna nie mógł zmienić poczynionych wcześniej
planów. Jun przez ostatni miesiąc był więc w rozjazdach, pracując ramię w ramię
z ojcem. Zupełnie go nie widywałam, jeśli nie liczyć naszych nocnych wideo
rozmów przez Internet i codziennych telefonów.
Zastanawiałam się, czy Jun czuje
się mentalnie przygotowany do tego ślubu. Wiedziałam, że było już zdecydowanie
za późno na to, by cokolwiek zmieniać, ale naprawdę się martwiłam, że to tylko
ja chcę tego ślubu. Gdybym tak bardzo się nie bała, zapytałabym się go o to
wcześniej, ale jako że byłam tchórzem, zamierzałam go zapytać dopiero w drodze
z lotniska, czy naprawdę tego chce. Nie żebym była przygotowana na odpowiedź
odmowną, ale byłabym w stanie przyjąć ją do świadomości.
Najbardziej jednak bałam się
tego, że Jun zgadza się na to małżeństwo tylko dla mojej przyjemności. I bałam
się, że może do tej pory znalazł już sobie kogoś innego, kto go tak nie
przyciskał.
Nie zdążyłam go jednak o nic zapytać,
ponieważ chwilę po tym, kiedy wsiedliśmy do samochodu i szofer zasunął między
sobą a nami ciemną szybkę, Jun przycisnął mnie do siebie i pocałował tak, że
gdybym stała, na pewno bym się nie utrzymała na nogach. W zasadzie cała miękłam
w zastraszającym tempie, zwłaszcza, kiedy jego ręce wsunęły się pod moją
bluzkę.
- Nie możemy… - szepnęłam, kiedy
pozwolił mi odetchnąć.
Wymruczał coś u ustami przy moim
uchu, które zaczął delikatnie skubać zębami. Czułam, że zaczynam zapominać,
dlaczego nie możemy i właściwie czego nie możemy. Moje myśli krążyły w mojej
głowie bardzo chaotycznie i leniwie. Wiedziałam tylko tyle, że nie chcę jednak,
żeby Jun mnie wypuścił ze swoich ramion.
Ocknęliśmy się dopiero w
momencie, kiedy samochód się zatrzymał i szofer zatrzasnął za sobą drzwi. Ale
nawet wtedy nie odsunęłam się od Juna, tylko położyłam głowę na jego ramieniu i
westchnęłam. Przymknęłam oczy, czując się jednocześnie zmęczona i szczęśliwa.
- Nie wiem, czy dam radę wstać –
powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Poniosę cię – zaofiarował się
Jun, cmokając mnie w czubek głowy.
Nie musiał jednak aż tak się
poświęcać, ponieważ dałam radę ustać, choć kolana nieco mi drżały. Oparłam się
więc na ramieniu mojego przyszłego męża i pociągnęłam go w stronę mojej
rodzinnej rezydencji. Nasz ślub bowiem miał się odbyć na tyłach werandy, w
naszym przepięknym ogrodzie. To w zasadzie był pomysł matki, a ja nie miałam
powodu, by się nie zgodzić.
W salonie przywitał nas Hajime.
Po raz drugi w życiu zobaczyłam go ze szpilkami w ustach. W rękach trzymał coś,
co przypominało garnitur. I chyba miałam rację, bo Iwakura skinął niecierpliwie
na Juna i pociągnął go za sobą, rzucając mi jeszcze spojrzenie pełne irytacji.
No tak, dzisiaj musiał jednak trochę zwęzić sukienkę, choć nie o tyle, co za
pierwszym razem. Od tamtego czasu przybyło mi aż cztery kilo!
- Ciekawe, z której strony –
marudził Hajime, ale ja wiedziałam, że i tak był zadowolony. Nie mógł być
jednak zadowolony z tego, że własną kreację musiał poprawiać, żeby nie wisiała
na mnie niczym worek kartofli. Uważał mnie za beznadziejną klientkę, to
wiedziałam na pewno.
Siostry już na mnie czekały w
pokoju. Usiadłam więc przed toaletką i oddałam się w ich ręce. Chyba po raz
trzeci w życiu nakładano mi na twarz makijaż! Poprosiłam, by nie malowały mnie
tak, bym mogła się rozmazać, ale Mizuki roześmiała się i powiedziała, żebym
wszystko zostawiła w jej rękach. Aya w milczeniu układała moje włosy.
Wiedziałam, że nie mogła pogodzić się z faktem, że związałam się z mężczyzną,
którego wprowadzam do naszej rodziny jako jej przyszłą głowę. Musiała jednak
zdawać sobie sprawę, że nie będę nieszczęśliwa – nawet ona polubiła Juna! – i
że nasza rodzina naprawdę potrzebuje kogoś, kto stanąłby na jej czele. I że tym
kimś nie może zostać samotnie żadna z nas. Zresztą, doskonale wiedziała, że to
ja będę stać za wszystkimi podejmowanymi decyzjami odnośnie naszego rodzinnego
interesu.
Jej nienawiść do męskiego rodu
jednak nadal trwała.
Kiedy zeszłam na dół, ubrana i
umalowana, ojciec już na mnie czekał. Cały aż spuchł z dumy, kiedy wziął mnie
pod ramię i drobnym kroczkiem przeprowadził najpierw przez salon (od kiedy on
tak wolno chodził?), potem przez werandę, a potem po schodkach do ogrodu.
Musiałam lekko unieść falbanki sukni, kiedy przechodziliśmy wąską dróżką wzdłuż
szpaleru z róż, bojąc się, że o coś zahaczę. Ojciec bowiem był tak
zaabsorbowany prowadzeniem mnie pod łokieć, że nie zauważył, iż dróżka była
zdecydowanie zbyt mała dla nas dwóch.
W końcu jednak wyszliśmy na
okrągłą polankę, gdzie zgromadzili się goście. Zaprosiłam kilka osób z Gendai,
które zdążyłam poznać, ale resztę stanowiła w licznej ilości bliższa i dalsza
rodzina - moja i Juna. Całe szczęście, nie wszyscy członkowie naszych rodzin
mogli się zjawić z powodu tak nagłej zmiany terminu, ale ja akurat byłam
szczęśliwa z tego powodu.
Ojciec poprowadził mnie aż pod
sam próg przygotowanego dla księdza podwyższenia i stał tak ze mną przez chwilę
nieruchomo, wyprostowany niczym struna, po czym nagle mnie puścił i oddał moją
rękę gwałtownie – chyba nawet trochę zbyt gwałtownie – Junowi. Chrząknął,
spojrzał mojemu ślicznemu prawie mężowi bardzo poważnie i głęboko w oczy, po
czym odwrócił się i usiadł na krzesełku obok matki.
Prawdopodobnie zawierał jakiś
niemy pakt z Junem. Bardzo męski pakt, którego bym pewnie nie zrozumiała, więc
nawet nie miałam zamiaru pytać, o co mu chodziło. A w zasadzie nawet mnie to
nie obchodziło, ponieważ – naprawdę – kto przebierał i czesał Juna? To znaczy
przebierał go zapewne Hajime, ale czy też go uczesał? Jeśli tak, to był jakimś
cholernym mistrzem w tym, co robił. Jun, który stał przede mną, zupełnie nie
zasługiwał na to, by go wiązać jakąkolwiek przysięgą małżeńską.
Czy Hajime chciał mi coś
uświadomić? Jeśli tak, to zupełnie niepotrzebnie, bo sama wiedziałam, że jestem
zła i niedobra, tak bardzo przyśpieszając ślub i pozbawiając Juna swobody.
Byłam egoistką, chcąc go jak najszybciej mieć tylko dla siebie, żeby żadna
flądra nie pomyślała, że ma jakieś nikłe szanse u mojego ślicznego Juna.
Mimo to, oboje zadeklarowaliśmy
przed księdzem, że się nie opuścimy aż do śmierci, po czym wymieniliśmy
obrączki i cmoknęliśmy się niemal przyjaźnie. Jun jeszcze nachylił się nad moim
uchem i… podziękował mi. Tak właśnie. Spojrzałam na niego, niekoniecznie
rozumiejąc, za co mi dziękuje, ale on już odwracał się w kierunku gości, którzy
nas otoczyli i zaczęli składać gratulacje oraz życzenia szczęścia na nowej
drodze życia.
Po poczęstunku wyszliśmy do
drugiej części ogrodu, gdzie została umieszczona kapela, którą zatrudniła moja
mama. Wokalista, kiedy nas zobaczył, podskoczył do mikrofonu i zaczął najpierw
się przy nim wyginać, by po chwili wpaść w jakiś trans, w którym to śpiewał
wszystkie ulubione przeboje mojej matki.
Spojrzałam na nią z rozbawionym
uśmiechem.
- Mamo…
- Słucham cię, córeczko – odparła
z tak niewinnym wyrazem twarzy, że musiałam się roześmiać.
- Jesteś najlepsza, wiesz o tym?
Wyściskała mnie i ruszyła w tan z
moim ojcem, którego, szczerze mówiąc, nigdy na parkiecie nie widziałam. Teraz
miałam okazję zastanowić się, dlaczego, ponieważ mój ojciec okazał się świetnym
tancerzem. Wywijał moją matką, aż jej się suknia podwijała.
Jun przetańczył ze mną dwa
kawałki, a potem oddał mnie w ręce Hajime, który wyglądał na zdziwionego
przebiegiem wypadków.
- Tylko nie nadepnij mi na stopę!
– zażartowałam, patrząc na niego kokieteryjnie.
- Chyba śnisz, dzieciaku. To ty
mnie nie zadepcz.
Żadne z nas nie nadepnęło na
stopę tego drugiego. Hajime był równie wspaniałym tancerzem, co Jun – pewnie
mieli jednego nauczyciela i uczyli się w tym samym czasie. Po kilku świetnych
krokach zaufałam mu więc zupełnie.
Potem znalazłam się w ramionach
ojca, którego dziki taniec przyprawił mnie o zawrót głowy, po czym zatańczyłam
z kilkoma dalszymi i bliższymi wujkami z obu stron. Po czwartym kawałku Hajime
odciągnął mnie na stronę.
- Jun za chwilę wyjeżdża. Jeśli
chcesz go pożegnać, zrób to teraz. Przebiera się na górze, w twoim pokoju.
- Wyjeżdża?
- Nie powiedział ci? Zrobił sobie
parę godzin wolnego, ale ojciec go potrzebuje. Leci do niego z powrotem.
- Zaraz przyjdę!
- Nie śpiesz się. Wyjaśnię
wszystko twoim rodzicom, choć wydaje mi się, że twój ojciec zdaje sobie sprawę
z obowiązków, które w chwili obecnej ciążą na Junie. Idź, pożegnaj się z nim.
Pobiegłam na górę, unosząc w
palcach falbanki sukienki. O niczym nie myślałam, kiedy wspinałam się po
schodach na piętro. Nawet nie było mi smutno.
- Jun!
Zapinał właśnie guziki fioletowej
koszuli. Uśmiechnął się do mnie.
- Dlaczego nic mi nie
powiedziałeś?
- Nie chciałem, żebyś się
wcześniej martwiła. To w końcu bardzo ważny dzień dla nas, prawda? Ale nic się
nie martw, niedługo zakończymy pertraktacje i wraz z ojcem wrócimy do Japonii
na dłużej. Wtedy będę mógł zabrać cię na jakiś przyzwoity miesiąc miodowy.
Spuściłam głowę.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki
zajęty…
Podszedł do mnie i cmoknął mnie w
czubek głowy.
- Dla ciebie wszystko, kochanie.
Chwyciłam go desperacko za
kołnierzyk koszuli.
- Więc… zrobiłeś to tylko dla
mnie?
Wszystkie moje obawy natychmiast
wypłynęły na powierzchnię. Obawy, że Jun po prostu poddaje się mojemu
egoistycznemu pragnieniu posiadania jego osoby.
Delikatnie odgiął moje palce,
pochylił się i pocałował mnie w usta.
- Zrobiłem to dla ciebie, bo cię
kocham. Ja też tego pragnąłem, głuptasku. Myślisz, że związałbym się z tobą
tylko dlatego, że ty tego chciałaś?
Zarumieniłam się i spuściłam
głowę.
- Powiedziałem ci przecież, że
mam do ciebie ogromną słabość. Sprawiasz, że serce bije szybciej w mojej piersi
i że czasem nie mogę skupić się na pracy, ponieważ myślę o tym, co akurat
robisz i czy też myślisz o mnie… Kocham cię, Rei. I chciałem sprawić ci
przyjemność. Nie myśl o tym inaczej, okej?
Przytuliłam się do niego,
wtulając nos w zagłębienie pomiędzy jego obojczykami. Zauważyłam, że ładnie
pachniał. W zasadzie zawsze pachniał bardzo ładnie, ale dzisiaj szczególnie ten
jego zapach na mnie podziałał.
- Będziesz się ze mną kochał? –
zapytałam, podnosząc na niego wzrok.
- Chcesz teraz? – odparł nieco
zdziwiony.
Po części skinęłam, po części
pokręciłam głową. Ale chyba bardziej skinęłam, więc powiedziałam, że tak.
- Jesteś pewna? Nie założę potem
na ciebie tej sukienki…
Roześmiałam się, rozbawiona
faktem, że przejmuje się czymś takim.
- Możesz dać znać Mayuko, kiedy
będziesz wychodził – oświadczyłam figlarnie.
Poddał się po krótkiej chwili
wahania.
- O której masz samolot? –
zapytałam, kiedy pomagał mi przełożyć materiał przez głowę.
- Dziwne, że pytasz o to w tej
chwili… Poza tym wiesz dobrze, że latam naszym rodzinnym samolotem, więc
poczeka na mnie tyle, ile trzeba.
- Och, racja. Przepraszam, trochę
kręci mi się w głowie.
Nie wiem, ile potem powiedziałam
głupot, ale jedno jest pewne: jeszcze nigdy nie wyznałam mu miłości tak
szczerze, jak w tamtej chwili, kiedy mnie obejmował i próbował sprawić, by bolało
mniej, przez co nie pokazałam mu swoich łez. Możliwe, że dopiero w tym momencie
uświadomiłam sobie ogrom mojej miłości do niego. Bardzo czułej i ciepłej
miłości, takiej bezpiecznej i miłej, która sprawiała, że moje serce wprost
topniało w jego obecności. Wiedziałam, że kiedy wyciągnę rękę, on będzie przy
mnie, jednym uśmiechem wprawiając mnie w stan szczęścia. Czułam się taka
kochana i wielbiona w jego ramionach…
Nasycona miłością i szczęściem,
patrzyłam, jak odchodzi i jak zamyka za sobą drzwi. Obejrzał się jednak jeszcze
i posłał mi całusa, którego złapałam i przycisnęłam do ust. Nie było mi
przykro, że odchodzi. Wiedziałam przecież, że wróci.
Zanim przyszła do mnie Mayuko,
zdążyłam wziąć prysznic i naciągnąć na siebie sukienkę. Właściwie nie czułam się
na siłach, by zejść na dół i znowu tańczyć w rytm szalonych przebojów lat
osiemdziesiątych, ale uznałam, że muszę to zrobić. Impreza, jakkolwiek
kameralna by nie była, to jednak była, a ja stanowiłam jej centralną część. Ci
wszyscy ludzie przyszli tu dla mnie i dla Juna. Teraz zostałam tylko ja, więc
zamierzałam dobrze odegrać swoją rolę.
- Nie musisz schodzić, jeśli nie
chcesz – powiedziała po chwili Mayuko, kiedy zapinała guziczki przy staniku
mojej sukni.
- Dlaczego miałabym nie chcieć? –
zapytałam zdziwiona.
Moja przyjaciółka westchnęła.
Powodem chyba jednak nie były guziczki, z którymi zdążyła się już uporać.
Sukienka nabierała kształtu na moim szczupłym ciele.
- Może dlatego, że zupełnie nie
czujesz się teraz na siłach?
- Nie jestem chora – odparłam
figlarnie.
- Cóż, to akurat prawda. – Mayuko
też się w końcu rozchmurzyła. Zastanawiałam się, czy za jej propozycją, bym nie
schodziła na dół, nie kryło się coś więcej poza okazywaną mi troską. W zasadzie
nie chciałam mieć wobec niej żadnych brzydkich podejrzeń, ale nie mogłam swoich
myśli zmusić do nie podążania niebezpiecznym torem.
Zastanawiałam się bowiem, czy
Mayuko nie jest o mnie zazdrosna. Zupełnie inaczej mogła sprawę traktować,
kiedy wiedziała, że Jun jeszcze należy tylko do niej, że ona ma do niego
większe prawo niż ja, która dopiero od niedawna zaistniałam w jego życiu. Teraz
jednak, kiedy się z nim związałam na dobre i na złe, kiedy obiecał mi, że
będzie mnie kochał i szanował, Mayuko mogła poczuć, że go traci.
Byłam ciekawa, jak bardzo kocha
Hajime i czy ta miłość pozwoli jej poradzić sobie z pustką, którą mogła poczuć.
Nadal bowiem nie wiedziałam, jak bardzo prawdziwe były jej wyznania i czy
naprawdę kochała Juna tak, jak mówiła, czy tylko chciała wzbudzić we mnie
pewnego rodzaju zazdrość, która zmusiłaby mnie do podjęcia działań w związku z
Junem. Widziałam przecież, jak czule spoglądała na Hajime. Mimo wszystko, z nim
zawsze była bardziej poważna, a z Junem bardziej swobodna i kokieteryjna.
Możliwe więc, że nigdy nie
kłamała, kiedy mówiła, że kocha Juna bardziej od Hajime.
W tym przypadku mogłam zrozumieć,
dlaczego nie chce mnie widzieć. Przynajmniej tego wieczoru, nie w tej białej
sukni, która przypominała jej, iż Juna straciła już na zawsze.
- Mayuko…
- Słucham?
Miałam ochotę zadać jej pytanie,
czy rzeczywiście jest tak, jak myślę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
Żadnej z nas nie mogłam tego zrobić.
- Cieszę się, że się o mnie
martwisz, ale naprawdę wszystko jest w porządku.
Uścisnęła mnie i wtedy zrozumiałam,
że postąpiłam właściwie, nie zadając jej tego okrutnego pytania. Gdybym to
zrobiła, prawdopodobnie nigdy by mi tego nie wybaczyła. Zdradziłabym naszą
przyjaźń. Mayuko przecież nie pierwszy raz dawała mi do zrozumienia, że temat
Juna i jej uczuć do niego jest dla niej tematem bardzo trudnym.
Nawet sobie nie wyobrażałam, co
czuła w tej chwili, ubierając żonę swojej największej miłości w suknię, którą
sama zaprojektowała. Przede wszystkim widziała we mnie jednak swoją
przyjaciółkę, której nie chciała stracić.
Oddałam jej uścisk.
- Cieszę się, że jesteś teraz ze
mną, Mayu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz