Mizuki urodziła śliczną, rumianą dziewczynkę, tym samym z
hukiem niszcząc nadzieję ojca na wnuczka. Marudził i stękał niemiłosiernie, ale
gdy jego wzrok w końcu spoczął na wnuczce i kiedy spojrzał w jej wielkie,
błękitne oczy, które z uwagą się w niego wpatrywały, jakby oceniając, czy ten
oto człowiek stanowi dla niej jakieś zagrożenie, zmiękł całkowicie. Codziennie
przychodził na oddział i gruchał do wnuczki, jakby nic innego w życiu nie
robił. Nikt mu się jednak nie dziwił, skoro wychował aż trzy córki. Widać, że
miał doświadczenie.
Co do mojej drugiej siostry, to była bardziej niż
zadowolona. Dla niej pojawienie się nawet małego bobasa płci męskiej
stanowiłoby problem, więc z siostrzenicy akurat się ucieszyła. Co prawda nie
gruchała nad nią tak, jak ojciec, ale zaglądała do niej często i wcale nie z
przymusu. Zastanawiałam się, czy miała w związku z nią jakieś wredne plany.
Czyżby zamierzała ją wychować w duchu nienawiści do męskiego rodu?
Ja dziewczynkę sobie obejrzałam, poprzytulałam, a potem
wróciłam do Anglii, gdzie studiowałam od trzech miesięcy prawo i zarządzanie. W
zasadzie nie musiałam tego robić, ponieważ Anglia była tylko wymówką, by
przyspieszyć ślub, ale w końcu zdecydowałam się pojechać. Stwierdziłam, że zamiast
nudzić się nad książkami w domu, wyjadę i przy okazji podszkolę swój angielski.
Jun także mi towarzyszył, choć nie studiował niczego konkretnego. Chodził po
prostu na wykłady, które go interesowały, zdawał różne rzeczy w terminach,
które tylko jemu pasowały i znikał w momentach, kiedy zupełnie się tego po nim
nie spodziewałam. Wracał zazwyczaj po dwóch, trzech dniach, z potarganą
czupryną, lekko podkrążonymi oczami i toną papierów, które z hukiem rzucał na
biurko w swoim pokoju. Wynajmowaliśmy bowiem dwupokojowe mieszkanie dla
studentów wraz z kuchnią i małą łazienką. Żadne z nas jednak, choć
nieprzyzwyczajone do tak ograniczonej przestrzeni, nie czuło się źle w tym
małym gniazdku. Każde z nas miało swój kącik, jeśli akurat potrzebowało chwili
samotności, ale też ta mała przestrzeń często nas zbliżała.
Nauczyłam się także gotować. Co więcej, odnalazłam w tym
prawdziwą przyjemność. Jun miał dwie lewe ręce, jeśli chodziło akurat o
kuchnię, więc ja zakasałam rękawy i zabrałam się za pichcenie różnych rzeczy.
Początkowo były dziwne, choć zjadalne, ale później było coraz lepiej.
Zauważyłam też, że zaczęłam nabierać ciała (w końcu!). Może to dlatego, że
starałam się przyrządzać potrawy dość kaloryczne – w końcu oboje z Junem
potrzebowaliśmy dość energii do nauki, a on miał jeszcze pracę. Z zadowoleniem
zaczęłam więc zauważać, że waga z każdym tygodniem podskakiwała o pół, jeden
lub dwa kilogramy. Moją kanciastość zaczęły zakrywać całkiem miłe krągłości,
które uznałam za bardzo kobiece. Junowi też się chyba podobała moja przemiana z
kościstego szkieletu w kobietę, ponieważ zaczął mnie podszczypywać i żartować,
że coraz mnie więcej i on nie jest pewien, czy nadal będę mieścić się w jego
ramionach. Wygadywał bzdury, ponieważ właśnie teraz się w nich mieściłam, a nie
ginęłam. Teraz już nie miałam wrażenia, że w każdej chwili będzie mógł mnie
złamać, jak to przedtem bywało. Gdybym miała jakieś kompleksy, zapewne
natychmiast rozpoczęłabym jakąś dietę cud, ale żadnych nie miałam. Wiedziałam,
że Junowi się podobam i dopóki nie zacznę się toczyć niczym wielka kula, nie
przestanie twierdzić, że jestem jego seksowną żoną, którą on kocha i uwielbia.
Swoją drogą, Jun także stawał się coraz przystojniejszy.
Kiedy bowiem po raz pierwszy go zobaczyłam, pomyślałam, że jest słodki. Później
uznałam, że jest uroczy. Jeszcze przed i kilka tygodni po ślubie myślałam o
nim, że jest śliczny. W pewnym momencie jednak zauważyłam, że teraz żadne z
tych określeń do niego nie pasują. Stawał się bowiem niesamowicie przystojny.
Urósł w ciągu tych kilku miesięcy, a rysy jego twarzy stały się bardziej męskie
niż chłopięce. Nie zmienił się tylko jego uśmiech, który zawsze przyprawiał
mnie o szybsze bicie serca i sprawiał, że świat nabierał dla mnie niesamowitych
kolorów.
Kochałam go chyba aż za bardzo.
Kiedy wróciłam z Japonii, bogatsza o wizerunek siostrzenicy
i wiadomość o dobrym zdrowiu Mizuki, pierwsze, co zrobiłam, to usiadłam na
brzeżku łóżka i spojrzałam w kalendarz. Zauważyłam, że Jun zaznaczył na nim
swoją spodziewaną nieobecność przez następne trzy dni. A więc znowu miał do
zrobienia coś dla ojca. Miałam jeszcze jakieś wykłady tego dnia, ale nie miałam
ochoty na żaden iść. Zamiast tego, zdecydowanym ruchem otworzyłam szufladkę
komody stojącej przy biurku i chwyciłam opakowanie pigułek, o których nie
myślałam już przez całe dwa tygodnie, kiedy mnie nie było… po czym wyrzuciłam
je do kosza. A, mniejsza z nimi.
Kiedy pięć dni później wrócił Jun, jak zwykle w stanie
pozostawiającym wiele do życzenia, zastanawiałam się, kiedy powiedzieć mu o moim
cwanym planie. W trakcie obiadu chyba nie wypadało, a potem on pobiegł na
wykłady, więc nie chciałam mu zawracać głowy bzdurami, żeby się niepotrzebnie
nie dekoncentrował. Przy kolacji też nie wypadało, a kiedy zaczął mnie
rozbierać i popychać w kierunku sypialni, stwierdziłam, że nie chcę burzyć
nastroju. Cóż, w trakcie przytulania się już w ogóle nie wypadało, żebym
cokolwiek mówiła na temat nagle przerwanej antykoncepcji, no a po wszystkim
było już za późno.
Pierwsze wygadały się tabletki, które Jun znalazł w koszu,
kiedy poszedł wziąć prysznic. Zapomniałam, że niektóre rzeczy martwe mają zbyt
długie języki.
- Rei, czy to są twoje pigułki?
Dowód winy trzymał oczywiście w ręce i machał nim przed
nosem. Zadowolony uśmieszek nasyconej szczęściem kocicy zszedł mi z twarzy.
- Em… Tak, to moje.
- Nie wzięłaś ich? Dopiero je rozpoczęłaś…
Przewróciłam się na drugi bok, próbując udawać niewzruszoną
rozwojem wypadków. Jakby to było najnormalniejsze w świecie, że po prostu
pozbywam się moich pigułek antykoncepcyjnych, bo, na przykład, zupełnie mi nie
smakują. Powód był tak samo absurdalny, jak moje zachowanie w tej chwili, ale
nie wiedziałam, jak mam mu powiedzieć o tym, że kiedy spojrzałam w śliczne
oczka mojej siostrzenicy, kiedy dotknęłam jej maleńkich rączek i stópek i
policzyłam miniaturowe paluszki, po prostu zapragnęłam zostać matką i przez
całą drogę do Anglii fantazjowałam o dziecku tak usilnie, że chyba mogłabym
uroić sobie ciążę.
- Rei, porozmawiaj ze mną.
- Nmm… Dobrze.
Usiadłam, okrywając się kołdrą aż po szyję. Jun opierał się
niedbale o framugę łazienkowych drzwi i wachlował w powietrzu okrągłym
opakowaniem tabletek. Nie wyglądał, jakby chciał mnie udusić, więc uznałam, że
sytuacja nie wygląda bardzo źle.
- Powinienem w ogóle o to pytać?
Powoli skinęłam głową.
- Jesteś pewna, że chcesz zajść w ciążę? Dopiero zaczęłaś
studia. Nie chcesz poczekać, aż je skończysz? Wiesz, że dla mnie to nie jest
problemem, zresztą, dzieckiem może się zająć nasza rodzina, ale sama ciąża…
Jesteś całkowicie pewna?
Skinęłam głową. Zawstydził mnie fakt, że Jun okazał się
bardziej dojrzały niż go o to podejrzewałam. Zrozumiałam, że powinnam była mu
powiedzieć, kiedy usiedliśmy do obiadu. Wtedy wypadało najbardziej. Moglibyśmy
całą sprawę na spokojnie przedyskutować. Przecież decyzja należała także do
niego. Nie mogłam traktować go tylko jako dawcę genów. Miał zostać ojcem
naszego dziecka, więc także musiał być gotowy na poniesienie odpowiedzialności
z tym faktem związanej.
- Przepraszam, Jun. Nie wiedziałam, jak z tobą o tym
rozmawiać. Pomyślałam, że po prostu zaakceptujesz fakt, że zostaniesz ojcem,
kiedy nie będzie już odwrotu.
- Rei… Chyba nie powinnaś mi tego mówić. Gdybym nie był
takim miłym facetem, w tym momencie zapewne trzasnąłbym drzwiami i już więcej
byś mnie nie zobaczyła. Wycięłaś mi bardzo brzydki numer, wiesz o tym?
- Tak…
Westchnął i zniknął w łazience, zamykając za sobą drzwi.
Zauważyłam jednak, że nie rzucił opakowania pigułek w moją stronę ani nie kazał
mi natychmiast postarać się o nowe. Albo więc zamierzał sam postarać się o
antykoncepcję, albo…
Nie udawałam, że śpię, kiedy wrócił do łóżka.
- Czujesz odrazę? – zapytałam, kiedy wygodnie się ułożył
obok mnie.
- Do ciebie? Dlaczego? Wiem, że nie chciałaś źle. To nie
pierwszy raz, kiedy nie wiesz, jak masz mi o czymś powiedzieć, prawda?
Skinęłam głową. Miał
całkowitą rację, tylko skąd o tym wiedział? Czyżby obserwował mnie aż tak
dokładnie? Czy po prostu aż tak dobrze mnie rozumiał?
Zasnął szybko, bardzo spokojnym snem, choć ja jeszcze długo
leżałam bezsennie, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Uspokoił mnie i zapewnił,
że się nie gniewa na mnie, tylko jest trochę zawiedziony, że nie chcę z nim
rozmawiać o rzeczach, które przecież dotyczą nas obojga. Miał całkowitą rację,
ale ja naprawdę nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać o rzeczach, które mnie
zawstydzają. Przecież nie mogę za każdym razem polegać za złośliwości rzeczy
martwych i dobroci Juna. Jego cierpliwość też musiała mieć swoje granice.
Rano zapytał mnie, czy nadal jestem pewna tego, że chcę
dziecka.
- Chcę – odparłam bez wahania, parząc dla niego kawę. – Nie
jestem pewna, czy później, w wirze obowiązków, w ogóle znajdziemy czas na
planowanie dziecka. Poza tym, w tym momencie najbardziej go pragnę.
Jun westchnął i wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie. Ale obiecaj, że na czas trwania ciąży
wrócisz do domu. Naprawdę bym się martwił, gdybyś została tutaj, by dalej
studiować.
Zgodziłam się. Zresztą, jak już mówiłam, na studiach
niekoniecznie mi zależało. Były pretekstem do przyśpieszenia małżeństwa i
niczym więcej. W Japonii mogłam zdobyć podobne doświadczenie. Junowi chyba
jednak spodobały się studia zagraniczne, zwłaszcza, że nauki ścisłe stały tutaj
na niższym poziomie niż w Gendai, więc nie miał żadnych problemów z zaliczaniem
tych przedmiotów. W dodatku świetnie posługiwał się językami obcymi, co zawsze
mile zaskakiwało wykładowców. Najważniejsze jednak było to, że będąc tutaj,
bardzo pomagał swojemu ojcu, który skupiał się na papierkowej robocie w
Japonii, podczas gdy on chodził na spotkania z klientami. Stawał się coraz
bardziej i bardziej odpowiednim kandydatem na przejęcie stanowiska swojego
ojca. I coraz bardziej cieszył mojego ojca, który widział w nim równego sobie
przedsiębiorcę, choć przecież Jun był nadal bardzo młody.
Perspektywa zostawienia Juna na pastwę angielskich studentek
niekoniecznie mi się podobała, ale i tak bardziej kusiła mnie wizja naszego
dziecka, tak więc przyrzekłam, że wrócę do Japonii. A Junowi po prostu
postanowiłam zaufać.
Hana wkraczała w piąty miesiąc swojego życia, kiedy wróciłam
do Japonii. Na mój widok nawet nie zapłakała, tylko wlepiła we mnie te swoje
wielkie, błękitne oczka, które tak bardzo wyróżniały się wśród tych wszystkich
różowych falbanek i maskotek. Oceniła mnie zapewnie pozytywnie, ponieważ po
chwili uśmiechnęła się i zaczęła piszczeć, machać rączkami i kopać nóżkami.
Wyraźnie chciała, bym wzięła ją na ręce, więc ostrożnie wyjęłam ją z łóżeczka i
ułożyłam w ramionach tak, by klepać ją po pleckach. Mizuki powiedziała, że to
jej ulubiona pieszczota, więc zastosowałam się do jej wskazówki. Hana w
odpowiedzi wydała z siebie przeciągły odgłos, coś jakby zadowolone mruczenie
małego kotka, po czym zaczęła ślinić sobie piąstkę, którą z impetem włożyła do
buzi.
- Jesteś taka słodziutka, cukiereczku – powiedziałam,
masując jej plecki i całując pachnącą główkę.
Mizuki weszła do pokoju w momencie, kiedy wkładałam jej
córeczkę do łóżeczka. Spała, jakbym ją potraktowała jakimś specyfikiem, nie
przestając ślinić sobie piąstki. Serce mi urosło.
- Och, zasnęła?
Skinęłam głową i gestem pokazałam, żebyśmy wyszły na
paluszkach.
- Będzie z ciebie wspaniała mamusia – zażartowała Mizuki,
kiedy zamknęłyśmy drzwi.
- Och, mam nadzieję – odparłam, odpowiadając uśmiechem na
uśmiech.
Nawet nie wiedziała, jak blisko prawdy była. To znaczy z tą
mamusią, bo czy dobrą, to jeszcze miało się okazać. Postanowiłam jednak wierzyć
w siebie. Teraz najważniejszą sprawą było dla mnie zdrowe odżywianie się i
regularne wizyty u ginekologa, by wszystko kontrolować.
Kiedy dwa dni później wrócił ojciec, udając połamanego i
zmęczonego życiem staruszka, jemu pierwszemu poszłam powiedzieć. Mizuki też
przecież najpierw poszła uświadomić ojca, który dopiero potem powiedział matce.
Hierarchia w naszej rodzinie była oczywista.
- Tym razem musi być chłopiec! – oświadczył ojciec,
ściskając mnie odrobinę za mocno.
Wywróciłam oczami, szczerze w to wątpiąc. Może i Jun
wywodził się z rodziny, w której rzadko przychodziły na świat dziewczynki, ale
nie miał szans ze szczęściem mojej rodziny do przedstawicielek płci pięknej.
Wnioskowałam, że urodzę dziewczynkę. Nieważne, jak bardzo ja
byłam chłopięca i jak bardzo męski był Jun. Szansa była niemal jedna na milion.
Oczywiście nie wykluczałam, że może urodzę chłopca, ale wolałam spojrzeć
prawdzie w oczy. Będzie dziewczynka. Wierzyłam w to tak samo, jak w to, że po
nocy nadejdzie dzień.
- Jun nie przyjechał z tobą? – zapytał ojciec, kiedy trochę
ochłonął. Zniknęła gdzieś jego postawa zmęczonego życiem i połamanego
staruszka.
- Postanowił zostać. Wygodniej mu się pracuje z ojcem, kiedy
oboje nie muszą się rozjeżdżać. Poza tym, podobają mu się studia.
- Jesteś pewna, że nie studentki? – zamarudził mój jakże
kochany ojciec, który chyba chciał, żebym strzeliła go w twarz, choć jako córce
nie wypadało mi tego robić.
- Nie, nie studentki. Studia, ojcze.
- Ale żeby zostawiać żonę… i to w takim stanie…
- Kazałam mu. Wiedziałam, jak bardzo mu zależy, więc
zostawiłam go w Anglii. Do tej pory żadną studentką się nie zainteresował, więc
nie zrobi tego teraz. Jun jest bardzo zajętym człowiekiem i nie ma czasu na
miłostki.
Chciałam dodać, że wiedziałam, co robię, kiedy
przyśpieszałam datę ślubu, ale powstrzymałam się od tak brzydkiego komentarza w
obecności ojca. Myślał przecież, że zależało mi na studiach, a nie na tym, by
przywiązać do siebie faceta.
Tak, jak się spodziewałam, Mizuki świetnie przyjęła
wiadomość o moim stanie, ale Aya mruczała coś o tym, jak mogłam pozwolić na to,
by jakiś facet zasiał we mnie swe obrzydliwe ziarno, bla, bla, bla… Tak, w
ogóle się nie zmieniła. Męski ród był dla niej solą w oku. Do tej pory nikt nie
potrafił zmienić w niej tego przekonania. Trochę jednak się zdziwiłam, ponieważ
wydawało mi się, że Juna polubiła i ucieszy się chociaż ze względu na mnie.
Zmiękła, kiedy zapytałam ją, czy nie chciałaby potrzymać w ramionach kolejnej
przedstawicielki naszego rodu, ale wymamrotała, że zawsze mogę wydać na świat
chłopca, którego ona nie dotknie.
Spotkałam się także z Mayuko, która aktualnie przechodziła
nieokreślonego rodzaju kryzys związku z Hajime i o niczym nie chciała mi
powiedzieć, ale poprosiła, bym się niczym nie martwiła, ponieważ niedługo
wszystko będzie w porządku. Wyściskała mnie i życzyła wszystkiego dobrego dla
mnie i dziecka; zapytała także, czy będzie mogła pójść ze mną na wizytę do
lekarza, skoro nie miałam przy boku Juna. W zasadzie planowałam zabrać Mizuki,
ale skoro Mayuko mnie poprosiła, nie mogłam jej odmówić. Zapytała także, który
to miesiąc, a ja jej odparłam, że jestem w czwartym tygodniu pierwszego
trymestru. Stwierdziła, że brzmię jak jakiś specjalista, co skwitowałam śmiechem.
Żeby ona wiedziała, ile ja się naczytałam książek o ciąży i macierzyństwie!
O tym, że urodzę bliźniaki, dowiedziałam się pod koniec
pierwszego trymestru. Zdziwiłam się, ponieważ ani w mojej, ani Juna rodzinie
nigdy jeszcze nie urodziły się bliźnięta. A jeśli kiedykolwiek się urodziły, to
obecne pokolenie tego faktu nie pamiętało, choć wiedziało o wszystkich
chorobach genetycznych do sześciu pokoleń wstecz.
Jun, kiedy przekazałam mu wiadomość przez telefon, potknął
się o przydługi kabel, wpadł na krzesło w kuchni i wyrżnął czołem o lodówkę. Po
chwili przekleństw zapewnił, że nic mu nie jest, nic sobie nie złamał i nadal
jest sprawny intelektualnie. Pewnie był to przypadek, ale lubiłam się pośmiać,
że wiadomość dosłownie ścięła go z nóg. Może po części to i prawda.
O płci dzieci nie chciałam wiedzieć, choć robiono mi USG i
lekarka była w stanie powiedzieć, co widzi na monitorze, ale mnie to mało
obchodziło, bo byłam pewna, że to dziewczynki – tym razem w liczbie dwóch! – a
po drugie w małym stopniu byłam przygotowana na niespodziankę od losu, bo a nuż
wydam na świat ślicznych chłopczyków, którzy będą podobni do swojego tatusia
niczym dwie – trzy! - kropelki wody? Możliwe, że oszalałabym ze szczęścia, ale
tym chciałam się martwić później. Na pytanie pielęgniarki odpowiedziałam, że na
pewno nie mam ochoty wiedzieć.
Hajime także mnie odwiedził - wraz z Mayuko, z którą chyba
zażegnali kryzys. Na mój widok oczy mu błysnęły.
- Teraz twój rozmiar mi się podoba! – stwierdził.
- Teraz musiałbyś pruć tą nieszczęsną sukienkę i doszywać
dwie rolki materiału, żebym się w nią zmieściła.
- Och, zrobiłbym to z miłą chęcią, dzieciaku. Specjalizuję
się w szyciu i doszywaniu, a nie zaszywaniu.
- A to nie to samo?
- Wypowiedział się laik. Rei, w ogóle nie myśl o szyciu, bo
ręce mi opadną. Swoją drogą, wiesz już, jakiej płci jest dzieciaczek? Mógłbym
coś uroczo słodkiego dla niego uszyć w prezencie narodzinowym.
- Nie dzieciaczek, ale dzieciaczki w liczbie dwóch i nie,
nie wiem, jakiej są płci. Ale jak bardzo chcesz, to zaprojektuj coś w
niestandardowych kolorach. I tak nie zamierzam szaleć na punkcie różu, jeśli
urodzą się dziewczynki.
- Ty i róż nie pasujecie do siebie – zauważył bardzo
słusznie Hajime. – Twoim dzieciaczkom również może nie pasować, tu masz
słuszność. Zrobię w takim razie coś ładnego, żeby pasowało do obu płci.
Podziękowałam skinieniem głowy. Zaprosiłam ich na herbatkę,
ale Mayuko odmówiła. Powiedziała, że wpadli tylko na chwilę, zobaczyć, jak się
trzymam i czy czegoś nie potrzebuję. Uniosłam brwi, ponieważ nie uwierzyłam w
jej wyjaśnienie, jako że wydawało mi się, iż jest zazdrosna o to, że Hajime
sobie ze mną i ze mnie żartuje. Zastanawiałam się, co się między nimi stało.
Zaczęłam żałować, że nie wyciągnęłam z niej więcej szczegółów, kiedy miałam
okazję. Może mogłabym ją jakoś uspokoić, bo naprawdę nie chciałam zabierać jej
Hajime ani w jakikolwiek sposób wchodzić pomiędzy nich. Chyba, że robiłam to
nieświadomie, choć naprawdę nie wiedziałam, jakim sposobem. Przecież nawet się
z nim nie spotykałam, a kiedy już, to zawsze w towarzystwie osoby trzeciej. I
zazwyczaj tą osobą była Mayuko.
Wzruszyłam jednak ramionami. Prędzej czy później Mayuko
zrozumie, że nie chcę jej w żaden sposób krzywdzić i że Hajime traktuję jak
dobrego przyjaciela, a granicę naszej relacji doskonale znam. Zapomniała też
chyba, że miałam Juna, a jemu przede wszystkim żadnego świństwa bym nie
zrobiła.
Chyba, że chodziło jej o Juna… Uderzyłam się otwartą dłonią
w czoło, kiedy o tym pomyślałam i wyzwałam siebie od nieczułych idiotek i
ślepców. No tak, jak mogłam zapomnieć o tym, że Mayuko nadal czuje coś do
mojego męża? I że czuła coś do niego od zawsze? Z ciężkim sercem przełknęła
przecież fakt mojego małżeństwa, a teraz jeszcze moja ciąża… Nic dziwnego, że
tak dziwnie się ostatnio zachowywała. Pewnie do tej pory próbowała nie myśleć o
tym, że Jun myśli o mnie i tylko o mnie i że mnie pragnie. Zapewne wyobrażała
sobie, że wzdychamy do siebie niczym romantyczni kochankowie. Tę myśl mogła
znieść. Gorzej było z faktem, że ciąża nie jest owocem wzdychania na odległość.
Postanowiłam nie męczyć więcej Mayuko swoim widokiem.
Przynajmniej do czasu rozwiązania, kiedy znowu będzie mogła sobie wmawiać, że
między mną a Junem nie ma żadnej intymności. Gdyby poznała prawdę, pewnie by
dostała ataku serca.
Czy Hajime powinien o tym wiedzieć? To nie była moja sprawa,
ale… A zresztą wątpiłam w to, że Iwakura o niczym nie wie. Przecież on zawsze
wiedział o wszystkim, co się wokół niego działo. A to znaczyło, że nie
zamierzał robić niczego w sprawie uczuć Mayuko.
Nie zamierzałam się w każdym razie wtrącać do ich życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz