poniedziałek, 22 lipca 2013

29. Pocienkim lodzie

Mizuki urodziła śliczną, rumianą dziewczynkę, tym samym z hukiem niszcząc nadzieję ojca na wnuczka. Marudził i stękał niemiłosiernie, ale gdy jego wzrok w końcu spoczął na wnuczce i kiedy spojrzał w jej wielkie, błękitne oczy, które z uwagą się w niego wpatrywały, jakby oceniając, czy ten oto człowiek stanowi dla niej jakieś zagrożenie, zmiękł całkowicie. Codziennie przychodził na oddział i gruchał do wnuczki, jakby nic innego w życiu nie robił. Nikt mu się jednak nie dziwił, skoro wychował aż trzy córki. Widać, że miał doświadczenie.
Co do mojej drugiej siostry, to była bardziej niż zadowolona. Dla niej pojawienie się nawet małego bobasa płci męskiej stanowiłoby problem, więc z siostrzenicy akurat się ucieszyła. Co prawda nie gruchała nad nią tak, jak ojciec, ale zaglądała do niej często i wcale nie z przymusu. Zastanawiałam się, czy miała w związku z nią jakieś wredne plany. Czyżby zamierzała ją wychować w duchu nienawiści do męskiego rodu?
Ja dziewczynkę sobie obejrzałam, poprzytulałam, a potem wróciłam do Anglii, gdzie studiowałam od trzech miesięcy prawo i zarządzanie. W zasadzie nie musiałam tego robić, ponieważ Anglia była tylko wymówką, by przyspieszyć ślub, ale w końcu zdecydowałam się pojechać. Stwierdziłam, że zamiast nudzić się nad książkami w domu, wyjadę i przy okazji podszkolę swój angielski. Jun także mi towarzyszył, choć nie studiował niczego konkretnego. Chodził po prostu na wykłady, które go interesowały, zdawał różne rzeczy w terminach, które tylko jemu pasowały i znikał w momentach, kiedy zupełnie się tego po nim nie spodziewałam. Wracał zazwyczaj po dwóch, trzech dniach, z potarganą czupryną, lekko podkrążonymi oczami i toną papierów, które z hukiem rzucał na biurko w swoim pokoju. Wynajmowaliśmy bowiem dwupokojowe mieszkanie dla studentów wraz z kuchnią i małą łazienką. Żadne z nas jednak, choć nieprzyzwyczajone do tak ograniczonej przestrzeni, nie czuło się źle w tym małym gniazdku. Każde z nas miało swój kącik, jeśli akurat potrzebowało chwili samotności, ale też ta mała przestrzeń często nas zbliżała.
Nauczyłam się także gotować. Co więcej, odnalazłam w tym prawdziwą przyjemność. Jun miał dwie lewe ręce, jeśli chodziło akurat o kuchnię, więc ja zakasałam rękawy i zabrałam się za pichcenie różnych rzeczy. Początkowo były dziwne, choć zjadalne, ale później było coraz lepiej. Zauważyłam też, że zaczęłam nabierać ciała (w końcu!). Może to dlatego, że starałam się przyrządzać potrawy dość kaloryczne – w końcu oboje z Junem potrzebowaliśmy dość energii do nauki, a on miał jeszcze pracę. Z zadowoleniem zaczęłam więc zauważać, że waga z każdym tygodniem podskakiwała o pół, jeden lub dwa kilogramy. Moją kanciastość zaczęły zakrywać całkiem miłe krągłości, które uznałam za bardzo kobiece. Junowi też się chyba podobała moja przemiana z kościstego szkieletu w kobietę, ponieważ zaczął mnie podszczypywać i żartować, że coraz mnie więcej i on nie jest pewien, czy nadal będę mieścić się w jego ramionach. Wygadywał bzdury, ponieważ właśnie teraz się w nich mieściłam, a nie ginęłam. Teraz już nie miałam wrażenia, że w każdej chwili będzie mógł mnie złamać, jak to przedtem bywało. Gdybym miała jakieś kompleksy, zapewne natychmiast rozpoczęłabym jakąś dietę cud, ale żadnych nie miałam. Wiedziałam, że Junowi się podobam i dopóki nie zacznę się toczyć niczym wielka kula, nie przestanie twierdzić, że jestem jego seksowną żoną, którą on kocha i uwielbia.
Swoją drogą, Jun także stawał się coraz przystojniejszy. Kiedy bowiem po raz pierwszy go zobaczyłam, pomyślałam, że jest słodki. Później uznałam, że jest uroczy. Jeszcze przed i kilka tygodni po ślubie myślałam o nim, że jest śliczny. W pewnym momencie jednak zauważyłam, że teraz żadne z tych określeń do niego nie pasują. Stawał się bowiem niesamowicie przystojny. Urósł w ciągu tych kilku miesięcy, a rysy jego twarzy stały się bardziej męskie niż chłopięce. Nie zmienił się tylko jego uśmiech, który zawsze przyprawiał mnie o szybsze bicie serca i sprawiał, że świat nabierał dla mnie niesamowitych kolorów.
Kochałam go chyba aż za bardzo.
Kiedy wróciłam z Japonii, bogatsza o wizerunek siostrzenicy i wiadomość o dobrym zdrowiu Mizuki, pierwsze, co zrobiłam, to usiadłam na brzeżku łóżka i spojrzałam w kalendarz. Zauważyłam, że Jun zaznaczył na nim swoją spodziewaną nieobecność przez następne trzy dni. A więc znowu miał do zrobienia coś dla ojca. Miałam jeszcze jakieś wykłady tego dnia, ale nie miałam ochoty na żaden iść. Zamiast tego, zdecydowanym ruchem otworzyłam szufladkę komody stojącej przy biurku i chwyciłam opakowanie pigułek, o których nie myślałam już przez całe dwa tygodnie, kiedy mnie nie było… po czym wyrzuciłam je do kosza. A, mniejsza z nimi.
Kiedy pięć dni później wrócił Jun, jak zwykle w stanie pozostawiającym wiele do życzenia, zastanawiałam się, kiedy powiedzieć mu o moim cwanym planie. W trakcie obiadu chyba nie wypadało, a potem on pobiegł na wykłady, więc nie chciałam mu zawracać głowy bzdurami, żeby się niepotrzebnie nie dekoncentrował. Przy kolacji też nie wypadało, a kiedy zaczął mnie rozbierać i popychać w kierunku sypialni, stwierdziłam, że nie chcę burzyć nastroju. Cóż, w trakcie przytulania się już w ogóle nie wypadało, żebym cokolwiek mówiła na temat nagle przerwanej antykoncepcji, no a po wszystkim było już za późno.
Pierwsze wygadały się tabletki, które Jun znalazł w koszu, kiedy poszedł wziąć prysznic. Zapomniałam, że niektóre rzeczy martwe mają zbyt długie języki.
- Rei, czy to są twoje pigułki?
Dowód winy trzymał oczywiście w ręce i machał nim przed nosem. Zadowolony uśmieszek nasyconej szczęściem kocicy zszedł mi z twarzy.
- Em… Tak, to moje.
- Nie wzięłaś ich? Dopiero je rozpoczęłaś…
Przewróciłam się na drugi bok, próbując udawać niewzruszoną rozwojem wypadków. Jakby to było najnormalniejsze w świecie, że po prostu pozbywam się moich pigułek antykoncepcyjnych, bo, na przykład, zupełnie mi nie smakują. Powód był tak samo absurdalny, jak moje zachowanie w tej chwili, ale nie wiedziałam, jak mam mu powiedzieć o tym, że kiedy spojrzałam w śliczne oczka mojej siostrzenicy, kiedy dotknęłam jej maleńkich rączek i stópek i policzyłam miniaturowe paluszki, po prostu zapragnęłam zostać matką i przez całą drogę do Anglii fantazjowałam o dziecku tak usilnie, że chyba mogłabym uroić sobie ciążę.
- Rei, porozmawiaj ze mną.
- Nmm… Dobrze.
Usiadłam, okrywając się kołdrą aż po szyję. Jun opierał się niedbale o framugę łazienkowych drzwi i wachlował w powietrzu okrągłym opakowaniem tabletek. Nie wyglądał, jakby chciał mnie udusić, więc uznałam, że sytuacja nie wygląda bardzo źle.
- Powinienem w ogóle o to pytać?
Powoli skinęłam głową.
- Jesteś pewna, że chcesz zajść w ciążę? Dopiero zaczęłaś studia. Nie chcesz poczekać, aż je skończysz? Wiesz, że dla mnie to nie jest problemem, zresztą, dzieckiem może się zająć nasza rodzina, ale sama ciąża… Jesteś całkowicie pewna?
Skinęłam głową. Zawstydził mnie fakt, że Jun okazał się bardziej dojrzały niż go o to podejrzewałam. Zrozumiałam, że powinnam była mu powiedzieć, kiedy usiedliśmy do obiadu. Wtedy wypadało najbardziej. Moglibyśmy całą sprawę na spokojnie przedyskutować. Przecież decyzja należała także do niego. Nie mogłam traktować go tylko jako dawcę genów. Miał zostać ojcem naszego dziecka, więc także musiał być gotowy na poniesienie odpowiedzialności z tym faktem związanej.
- Przepraszam, Jun. Nie wiedziałam, jak z tobą o tym rozmawiać. Pomyślałam, że po prostu zaakceptujesz fakt, że zostaniesz ojcem, kiedy nie będzie już odwrotu.
- Rei… Chyba nie powinnaś mi tego mówić. Gdybym nie był takim miłym facetem, w tym momencie zapewne trzasnąłbym drzwiami i już więcej byś mnie nie zobaczyła. Wycięłaś mi bardzo brzydki numer, wiesz o tym?
- Tak…
Westchnął i zniknął w łazience, zamykając za sobą drzwi. Zauważyłam jednak, że nie rzucił opakowania pigułek w moją stronę ani nie kazał mi natychmiast postarać się o nowe. Albo więc zamierzał sam postarać się o antykoncepcję, albo…
Nie udawałam, że śpię, kiedy wrócił do łóżka.
- Czujesz odrazę? – zapytałam, kiedy wygodnie się ułożył obok mnie.
- Do ciebie? Dlaczego? Wiem, że nie chciałaś źle. To nie pierwszy raz, kiedy nie wiesz, jak masz mi o czymś powiedzieć, prawda?
 Skinęłam głową. Miał całkowitą rację, tylko skąd o tym wiedział? Czyżby obserwował mnie aż tak dokładnie? Czy po prostu aż tak dobrze mnie rozumiał?
Zasnął szybko, bardzo spokojnym snem, choć ja jeszcze długo leżałam bezsennie, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Uspokoił mnie i zapewnił, że się nie gniewa na mnie, tylko jest trochę zawiedziony, że nie chcę z nim rozmawiać o rzeczach, które przecież dotyczą nas obojga. Miał całkowitą rację, ale ja naprawdę nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać o rzeczach, które mnie zawstydzają. Przecież nie mogę za każdym razem polegać za złośliwości rzeczy martwych i dobroci Juna. Jego cierpliwość też musiała mieć swoje granice.
Rano zapytał mnie, czy nadal jestem pewna tego, że chcę dziecka.
- Chcę – odparłam bez wahania, parząc dla niego kawę. – Nie jestem pewna, czy później, w wirze obowiązków, w ogóle znajdziemy czas na planowanie dziecka. Poza tym, w tym momencie najbardziej go pragnę.
Jun westchnął i wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie. Ale obiecaj, że na czas trwania ciąży wrócisz do domu. Naprawdę bym się martwił, gdybyś została tutaj, by dalej studiować.
Zgodziłam się. Zresztą, jak już mówiłam, na studiach niekoniecznie mi zależało. Były pretekstem do przyśpieszenia małżeństwa i niczym więcej. W Japonii mogłam zdobyć podobne doświadczenie. Junowi chyba jednak spodobały się studia zagraniczne, zwłaszcza, że nauki ścisłe stały tutaj na niższym poziomie niż w Gendai, więc nie miał żadnych problemów z zaliczaniem tych przedmiotów. W dodatku świetnie posługiwał się językami obcymi, co zawsze mile zaskakiwało wykładowców. Najważniejsze jednak było to, że będąc tutaj, bardzo pomagał swojemu ojcu, który skupiał się na papierkowej robocie w Japonii, podczas gdy on chodził na spotkania z klientami. Stawał się coraz bardziej i bardziej odpowiednim kandydatem na przejęcie stanowiska swojego ojca. I coraz bardziej cieszył mojego ojca, który widział w nim równego sobie przedsiębiorcę, choć przecież Jun był nadal bardzo młody.
Perspektywa zostawienia Juna na pastwę angielskich studentek niekoniecznie mi się podobała, ale i tak bardziej kusiła mnie wizja naszego dziecka, tak więc przyrzekłam, że wrócę do Japonii. A Junowi po prostu postanowiłam zaufać.

Hana wkraczała w piąty miesiąc swojego życia, kiedy wróciłam do Japonii. Na mój widok nawet nie zapłakała, tylko wlepiła we mnie te swoje wielkie, błękitne oczka, które tak bardzo wyróżniały się wśród tych wszystkich różowych falbanek i maskotek. Oceniła mnie zapewnie pozytywnie, ponieważ po chwili uśmiechnęła się i zaczęła piszczeć, machać rączkami i kopać nóżkami. Wyraźnie chciała, bym wzięła ją na ręce, więc ostrożnie wyjęłam ją z łóżeczka i ułożyłam w ramionach tak, by klepać ją po pleckach. Mizuki powiedziała, że to jej ulubiona pieszczota, więc zastosowałam się do jej wskazówki. Hana w odpowiedzi wydała z siebie przeciągły odgłos, coś jakby zadowolone mruczenie małego kotka, po czym zaczęła ślinić sobie piąstkę, którą z impetem włożyła do buzi.
- Jesteś taka słodziutka, cukiereczku – powiedziałam, masując jej plecki i całując pachnącą główkę.
Mizuki weszła do pokoju w momencie, kiedy wkładałam jej córeczkę do łóżeczka. Spała, jakbym ją potraktowała jakimś specyfikiem, nie przestając ślinić sobie piąstki. Serce mi urosło.
- Och, zasnęła?
Skinęłam głową i gestem pokazałam, żebyśmy wyszły na paluszkach.
- Będzie z ciebie wspaniała mamusia – zażartowała Mizuki, kiedy zamknęłyśmy drzwi.
- Och, mam nadzieję – odparłam, odpowiadając uśmiechem na uśmiech.
Nawet nie wiedziała, jak blisko prawdy była. To znaczy z tą mamusią, bo czy dobrą, to jeszcze miało się okazać. Postanowiłam jednak wierzyć w siebie. Teraz najważniejszą sprawą było dla mnie zdrowe odżywianie się i regularne wizyty u ginekologa, by wszystko kontrolować.
Kiedy dwa dni później wrócił ojciec, udając połamanego i zmęczonego życiem staruszka, jemu pierwszemu poszłam powiedzieć. Mizuki też przecież najpierw poszła uświadomić ojca, który dopiero potem powiedział matce. Hierarchia w naszej rodzinie była oczywista.
- Tym razem musi być chłopiec! – oświadczył ojciec, ściskając mnie odrobinę za mocno.
Wywróciłam oczami, szczerze w to wątpiąc. Może i Jun wywodził się z rodziny, w której rzadko przychodziły na świat dziewczynki, ale nie miał szans ze szczęściem mojej rodziny do przedstawicielek płci pięknej.
Wnioskowałam, że urodzę dziewczynkę. Nieważne, jak bardzo ja byłam chłopięca i jak bardzo męski był Jun. Szansa była niemal jedna na milion. Oczywiście nie wykluczałam, że może urodzę chłopca, ale wolałam spojrzeć prawdzie w oczy. Będzie dziewczynka. Wierzyłam w to tak samo, jak w to, że po nocy nadejdzie dzień.
- Jun nie przyjechał z tobą? – zapytał ojciec, kiedy trochę ochłonął. Zniknęła gdzieś jego postawa zmęczonego życiem i połamanego staruszka.
- Postanowił zostać. Wygodniej mu się pracuje z ojcem, kiedy oboje nie muszą się rozjeżdżać. Poza tym, podobają mu się studia.
- Jesteś pewna, że nie studentki? – zamarudził mój jakże kochany ojciec, który chyba chciał, żebym strzeliła go w twarz, choć jako córce nie wypadało mi tego robić.
- Nie, nie studentki. Studia, ojcze.
- Ale żeby zostawiać żonę… i to w takim stanie…
- Kazałam mu. Wiedziałam, jak bardzo mu zależy, więc zostawiłam go w Anglii. Do tej pory żadną studentką się nie zainteresował, więc nie zrobi tego teraz. Jun jest bardzo zajętym człowiekiem i nie ma czasu na miłostki.
Chciałam dodać, że wiedziałam, co robię, kiedy przyśpieszałam datę ślubu, ale powstrzymałam się od tak brzydkiego komentarza w obecności ojca. Myślał przecież, że zależało mi na studiach, a nie na tym, by przywiązać do siebie faceta.
Tak, jak się spodziewałam, Mizuki świetnie przyjęła wiadomość o moim stanie, ale Aya mruczała coś o tym, jak mogłam pozwolić na to, by jakiś facet zasiał we mnie swe obrzydliwe ziarno, bla, bla, bla… Tak, w ogóle się nie zmieniła. Męski ród był dla niej solą w oku. Do tej pory nikt nie potrafił zmienić w niej tego przekonania. Trochę jednak się zdziwiłam, ponieważ wydawało mi się, że Juna polubiła i ucieszy się chociaż ze względu na mnie. Zmiękła, kiedy zapytałam ją, czy nie chciałaby potrzymać w ramionach kolejnej przedstawicielki naszego rodu, ale wymamrotała, że zawsze mogę wydać na świat chłopca, którego ona nie dotknie.
Spotkałam się także z Mayuko, która aktualnie przechodziła nieokreślonego rodzaju kryzys związku z Hajime i o niczym nie chciała mi powiedzieć, ale poprosiła, bym się niczym nie martwiła, ponieważ niedługo wszystko będzie w porządku. Wyściskała mnie i życzyła wszystkiego dobrego dla mnie i dziecka; zapytała także, czy będzie mogła pójść ze mną na wizytę do lekarza, skoro nie miałam przy boku Juna. W zasadzie planowałam zabrać Mizuki, ale skoro Mayuko mnie poprosiła, nie mogłam jej odmówić. Zapytała także, który to miesiąc, a ja jej odparłam, że jestem w czwartym tygodniu pierwszego trymestru. Stwierdziła, że brzmię jak jakiś specjalista, co skwitowałam śmiechem. Żeby ona wiedziała, ile ja się naczytałam książek o ciąży i macierzyństwie!
O tym, że urodzę bliźniaki, dowiedziałam się pod koniec pierwszego trymestru. Zdziwiłam się, ponieważ ani w mojej, ani Juna rodzinie nigdy jeszcze nie urodziły się bliźnięta. A jeśli kiedykolwiek się urodziły, to obecne pokolenie tego faktu nie pamiętało, choć wiedziało o wszystkich chorobach genetycznych do sześciu pokoleń wstecz.
Jun, kiedy przekazałam mu wiadomość przez telefon, potknął się o przydługi kabel, wpadł na krzesło w kuchni i wyrżnął czołem o lodówkę. Po chwili przekleństw zapewnił, że nic mu nie jest, nic sobie nie złamał i nadal jest sprawny intelektualnie. Pewnie był to przypadek, ale lubiłam się pośmiać, że wiadomość dosłownie ścięła go z nóg. Może po części to i prawda.
O płci dzieci nie chciałam wiedzieć, choć robiono mi USG i lekarka była w stanie powiedzieć, co widzi na monitorze, ale mnie to mało obchodziło, bo byłam pewna, że to dziewczynki – tym razem w liczbie dwóch! – a po drugie w małym stopniu byłam przygotowana na niespodziankę od losu, bo a nuż wydam na świat ślicznych chłopczyków, którzy będą podobni do swojego tatusia niczym dwie – trzy! - kropelki wody? Możliwe, że oszalałabym ze szczęścia, ale tym chciałam się martwić później. Na pytanie pielęgniarki odpowiedziałam, że na pewno nie mam ochoty wiedzieć.
Hajime także mnie odwiedził - wraz z Mayuko, z którą chyba zażegnali kryzys. Na mój widok oczy mu błysnęły.
- Teraz twój rozmiar mi się podoba! – stwierdził.
- Teraz musiałbyś pruć tą nieszczęsną sukienkę i doszywać dwie rolki materiału, żebym się w nią zmieściła.
- Och, zrobiłbym to z miłą chęcią, dzieciaku. Specjalizuję się w szyciu i doszywaniu, a nie zaszywaniu.
- A to nie to samo?
- Wypowiedział się laik. Rei, w ogóle nie myśl o szyciu, bo ręce mi opadną. Swoją drogą, wiesz już, jakiej płci jest dzieciaczek? Mógłbym coś uroczo słodkiego dla niego uszyć w prezencie narodzinowym.
- Nie dzieciaczek, ale dzieciaczki w liczbie dwóch i nie, nie wiem, jakiej są płci. Ale jak bardzo chcesz, to zaprojektuj coś w niestandardowych kolorach. I tak nie zamierzam szaleć na punkcie różu, jeśli urodzą się dziewczynki.
- Ty i róż nie pasujecie do siebie – zauważył bardzo słusznie Hajime. – Twoim dzieciaczkom również może nie pasować, tu masz słuszność. Zrobię w takim razie coś ładnego, żeby pasowało do obu płci.
Podziękowałam skinieniem głowy. Zaprosiłam ich na herbatkę, ale Mayuko odmówiła. Powiedziała, że wpadli tylko na chwilę, zobaczyć, jak się trzymam i czy czegoś nie potrzebuję. Uniosłam brwi, ponieważ nie uwierzyłam w jej wyjaśnienie, jako że wydawało mi się, iż jest zazdrosna o to, że Hajime sobie ze mną i ze mnie żartuje. Zastanawiałam się, co się między nimi stało. Zaczęłam żałować, że nie wyciągnęłam z niej więcej szczegółów, kiedy miałam okazję. Może mogłabym ją jakoś uspokoić, bo naprawdę nie chciałam zabierać jej Hajime ani w jakikolwiek sposób wchodzić pomiędzy nich. Chyba, że robiłam to nieświadomie, choć naprawdę nie wiedziałam, jakim sposobem. Przecież nawet się z nim nie spotykałam, a kiedy już, to zawsze w towarzystwie osoby trzeciej. I zazwyczaj tą osobą była Mayuko.
Wzruszyłam jednak ramionami. Prędzej czy później Mayuko zrozumie, że nie chcę jej w żaden sposób krzywdzić i że Hajime traktuję jak dobrego przyjaciela, a granicę naszej relacji doskonale znam. Zapomniała też chyba, że miałam Juna, a jemu przede wszystkim żadnego świństwa bym nie zrobiła.
Chyba, że chodziło jej o Juna… Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, kiedy o tym pomyślałam i wyzwałam siebie od nieczułych idiotek i ślepców. No tak, jak mogłam zapomnieć o tym, że Mayuko nadal czuje coś do mojego męża? I że czuła coś do niego od zawsze? Z ciężkim sercem przełknęła przecież fakt mojego małżeństwa, a teraz jeszcze moja ciąża… Nic dziwnego, że tak dziwnie się ostatnio zachowywała. Pewnie do tej pory próbowała nie myśleć o tym, że Jun myśli o mnie i tylko o mnie i że mnie pragnie. Zapewne wyobrażała sobie, że wzdychamy do siebie niczym romantyczni kochankowie. Tę myśl mogła znieść. Gorzej było z faktem, że ciąża nie jest owocem wzdychania na odległość.
Postanowiłam nie męczyć więcej Mayuko swoim widokiem. Przynajmniej do czasu rozwiązania, kiedy znowu będzie mogła sobie wmawiać, że między mną a Junem nie ma żadnej intymności. Gdyby poznała prawdę, pewnie by dostała ataku serca.
Czy Hajime powinien o tym wiedzieć? To nie była moja sprawa, ale… A zresztą wątpiłam w to, że Iwakura o niczym nie wie. Przecież on zawsze wiedział o wszystkim, co się wokół niego działo. A to znaczyło, że nie zamierzał robić niczego w sprawie uczuć Mayuko.
Nie zamierzałam się w każdym razie wtrącać do ich życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz