Chyba nikt poza mną się tak intensywnie nie zastanawiał w
czasie porodu nad płcią dziecka. Zamiast wrzeszczeć, że mnie boli, jakbym zaraz
miała się rozerwać na pół, myślałam o tym, czy to będą dziewczynki, czy dwaj
chłopcy. Wiedziałam tylko tyle, że są to bliźnięta jednojajowe, więc różnica
płci jest niemożliwa. Parłam więc ze wszystkich sił, pociłam się i niemal
wypruwałam sobie żyły – dlaczego ten akt był taki brutalny? Natura nie mogła
obejść się z nami, kobietami, jakoś łagodniej? – ale w dużej mierze dlatego, że
chciałam w końcu się dowiedzieć, kogo tak długo nosiłam pod sercem i dla kogo
teraz tak cierpiałam.
Myślałam, że umrę, kiedy usłyszałam słowa pielęgniarki,
która przyjęła pierwszego bliźniaka:
- To śliczny chłopczyk!
W zasadzie do ślicznego było mu daleko, cały był oblepiony
śluzem i krwią, ale położna najwyraźniej już wtedy widziała pod tą warstwą
czystej biologii urodę mojego synka. Dlatego, cała w skowronkach, zbierając w
sobie wszystkie siły, wydałam na świat drugiego chłopczyka, trochę mniejszego i
drobniejszego niż jego brat, ale nadal zdrowego i rozkrzyczanego.
Potem spałam snem sprawiedliwie zasłużonym i nie miałam
pojęcia, kto mnie umył i przebrał, ale kiedy otworzyłam oczy, Jun spał w fotelu
obok mnie. Nie powinno mnie dziwić, że ojciec naszych dzieci znajduje się przy
mnie w takim momencie, ale zaczęłam się zastanawiać, czy jego obecność jest
fizycznie możliwa. Zadzwoniłam do niego bowiem, kiedy poród już się zaczynał, a
on nadal był wtedy w Anglii i najwyraźniej uczestniczył w jakimś spotkaniu, bo
powiedział, że nie może ze mną porozmawiać i żebym zadzwoniła za godzinę. Wtedy
jęknęłam, że za godzinę to on może już zostać tatusiem pełną gębą, po czym
odłożyłam słuchawkę, bo poczułam skurcz, który niemal pozbawił mnie oddechu.
Wszystko zależało od tego, ile czasu spałam.
- Jun?
Wzdrygnął się i otworzył oczy, po czym natychmiast znalazł
się przy mnie. Pocałował mnie najpierw w czoło, a potem w usta. Byłam zmęczona
i nie oddałam mu całusa, ale chyba zrozumiał, ponieważ uśmiechnął się czule i
pogłaskał mnie po głowie.
- Tak bardzo cię kocham… - wyszeptał, nie zaprzestając
pieszczoty.
- Widziałeś ich?
- Och, tak. Ich bardzo energiczny krzyk powitał mnie już na
progu. Wygląda na to, że będą podobni do mnie. Przynajmniej tak twierdzi twoja
siostra. Zdążyła ich już przebrać w jakieś misie i króliki.
Przyciągnęłam go do siebie i objęłam jego szerokie ramiona.
Zauważyłam, że pachniał jak zwykle wspaniale. Pogłaskałam go po plecach.
- Jak tu dotarłeś tak szybko? – zapytałam w końcu. Dotykanie
jego ciała mnie uspokajało. Dawało uczucie bezpieczeństwa.
- Samolotem?
- Tak, ale… chyba nie mogłeś tak szybko zorganizować sobie
lotu?
- Och, kochanie, nawet nie wiesz, do czego jestem zdolny.
Chyba nie myślałaś, że w tym momencie jest dla mnie coś ważniejszego od ciebie
i dzieci?
Uśmiechnęłam się. Nie, chyba rzeczywiście nie było nic
ważniejszego.
- Przyniesiesz mi chłopców? – zapytałam. – Nie zdążyłam ich
nawet przytulić.
Jun wyglądał na przerażonego.
- Upuszczę ich!
- Dasz sobie radę – zapewniłam, ściskając jego dłoń. –
Jesteś w końcu ich wspaniałym ojcem.
Pomarudził jeszcze chwilę, ale poszedł. Naprawdę nie
wątpiłam w to, że sobie poradzi, chociaż, kiedy przez długą chwilę nie wracał,
zaczęłam się zastanawiać, czy go sobie nie wymyśliłam. Może rozmawiałam sama ze
sobą? Wpadałam w depresję poporodową, objawiającą się u mnie widzeniem ludzi,
których nie ma?
W końcu jednak się pojawił, z jednym maluszkiem na ręku. Za
nim szła Mizuki, śmiejąc się głośno, z drugim malcem w ramionach. Śmiała się
zapewne z dziwnego sposobu trzymania dziecka przez Juna, ale mnie ten widok
tylko rozczulił. Trudno było oczekiwać od niego znajomości sposobu
odpowiedniego trzymania dziecka w ramionach. W dodatku noworodka, który musiał
mu się wydać istotą kruchą jak szkło.
Wyciągnęłam rękę po noworodka, którego trzymała Mizuki,
wprawiając tym samym Juna w stan konsternacji, ale kazałam mu usiąść na fotelu,
który wcześniej zajmował, i naśladować moje ruchy. Maluszka bowiem naturalnym
ruchem ułożyłam sobie w ramionach, opierając się na poduszkach, które poprawiła
dla mnie siostra.
Nie wiem, gdzie Mizuki dopatrzyła się w tej malutkiej twarzy
podobieństwa do Juna – obecnego czy przyszłego – ale ja niczego nie widziałam.
Żadnego podobieństwa. Chociaż może zapewne powinnam coś, jako matka, widzieć.
Jakiekolwiek podobieństwo. No, jakby się uprzeć, to usteczka maluszek miał
takie trochę podobne do tych, które posiadał Jun…
Ojciec, kiedy się dowiedział, że został dziadkiem dwóch
wnuczków, nawet nie mógł się wysłowić. Jeszcze kilka razy pytał się i upewniał,
czy rzeczywiście dobrze usłyszał i czy chodzi o chłopców, a nie dziewczynki,
ale w końcu uwierzył i z poważnym wyrazem twarzy poszedł podziwiać moich
synków. Chwilę później wrócił do pokoju, w którym odpoczywałam, cały zdyszany i
spocony, przy tym prawie zapłakany, po czym chwycił się framugi drzwi i
spojrzał na mnie oszołomionym wzrokiem. Bałam się, że coś mu się stało, ale
okazało się, że był po prostu do granic szczęśliwy.
- Tacy śliczni, tacy śliczni… - wypowiedział tylko, po czym
znowu zostawił mnie samą.
Postanowiłam uznać, że jest po prostu szczęśliwy, a nie, że
stracił rozum.
- Rei, muszę cię przeprosić.
Spojrzałam zdumiona na Mayuko. Za co ona mnie przepraszała?
- Słucham?
- Przepraszam cię. Nie wiem, czy zdawałaś sobie z tego
sprawę, ale… ale ja byłam gorsza, niż Ayako, siostra Juna.
Otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się w nią nierozumiejącym
wzrokiem. O czym ona bredziła?
- Stanowiłam o wiele poważniejsze zagrożenie, niż ona. Ona
była tylko żałosną, małą kobietką, która żyła dla zemsty. Chciała zniszczyć
Juna. A ja… ja chciałam go posiąść. Kochałam go od zawsze miłością silniejszą,
niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić.
- Przecież wiem, że go kochasz! – oświadczyłam szybko, nie
wiedząc, czy chcę dalej słuchać tego, co chciała mi powiedzieć.
- Tak… Chciałam cię zniszczyć, Rei. Kiedy Hajime mi o tobie
powiedział, na chwilę zapomniałam, jak się oddycha. Znienawidziłam cię. Ale
zdałam sobie sprawę, że mam Hajime. Upajałam się tym faktem. Wiedziałam, że
tobie na nim zależy… I zaczęłam zwodzić Juna. Wiem, że to było okropne z mojej
strony.
- Zwodzić? – zapytałam, przełykając olbrzymią kulę
niepewności i niepokoju, która utknęła w moim gardle.
- Tak… Zrobiłam coś. Z nim.
- Nie chcę tego słuchać – powiedziałam zdecydowanie, prostując
się ostrzegawczo.
- Rei, muszę ci o tym powiedzieć, dłużej już nie mogę
milczeć!
- Zwierz się z tego Hajime! Jego to dotyczy, nie mnie! Jeśli
Jun nie czuje, że powinien mi o tym powiedzieć, więc zapewne nie powinien!
Mayuko spuściła głowę. Nie ruszyła się jednak z miejsca,
więc zrozumiałam, że jednak zamierza to z siebie wydusić. I w tym momencie ją
za to znienawidziłam.
- Czy ty chcesz nas skłócić? – zapytałam, próbując ruszyć
jej sumieniem.
- Przespaliśmy się ze sobą. Raz.
Gdyby uderzyła mnie w policzek, nie zabolałoby mniej.
- Wyjdź! – syknęłam.
Skinęła głową i w końcu wstała, by opuścić mój pokój. Zanim
wyszła, odwróciła się jeszcze w moją stronę i powiedziała:
- On cię bardzo kocha, Rei. Przepraszam, że próbowałam
zniszczyć jego uczucie do ciebie… że zrobiłam to, choć wiedziałam, że zawsze
myślał tylko o tobie. Zazdrościłam ci, Rei. I chyba zawsze będę.
Nie odpowiedziałam. Czekałam po prostu, aż uwolni mnie od
swojej bolesnej obecności.
- Przespałeś się z Mayą? – zapytałam, kiedy pojawił się w
progu.
Zrobił duże oczy.
- Zrobiłem to?
- Ona tak twierdzi.
- Że z nią spałem?
- Dokładnie to mi dzisiaj powiedziała. Że przespaliście się
ze sobą.
Jun przez chwilę analizował moje słowa, wpatrując się we
mnie intensywnie. Ani trochę nie był zmieszany, na jego twarzy nie odmalowało
się także widoczne poczucie winy.
- Jeśli chodzi o to… chyba spaliśmy ze sobą kilka razy. Z
Hajime też spałem, jeśli jesteśmy w temacie.
Pacnęłam się w czoło otwartą dłonią.
- Wiesz, o co mi chodzi i o co jej chodziło.
- Nie uprawiałem z nią seksu, jeśli o to pytasz. Odniosłaś
wrażenie, że to insynuowała?
- O, bardzo wyraźnie to insynuowała. Jeszcze w dodatku
przepraszała, że próbowała zniszczyć nasz związek!
- Czekaj, bo nic nie rozumiem. Pozwól mi usiąść.
Pozwoliłam. Usiedliśmy blisko siebie na łóżku, tak, byśmy
mogli na siebie patrzeć.
- Przypominasz sobie coś, z czego musiałbyś się przede mną
spowiadać?
Myślał bardzo długo. Widziałam, że naprawdę stara sobie
przypomnieć coś, o co próbowałam go oskarżać, jakąś nieczystość jego sumienia.
- Nie wiem, całowałem się z nią?
- To przecież wiem. I wiem też, że przestaliście, kiedy
związałeś się ze mną.
Skinął głową w zamyśleniu.
- Raz spaliśmy razem, kiedy wyjechaliśmy w góry, ale to
tylko dlatego, że wyłączyli ogrzewanie i ścisnęliśmy się we trójkę na jednym
łóżku, ubrani w grube kombinezony.
W trójkę, więc Hajime też się tam plątał.
- Wtedy chyba wszedłem w bardziej intymny kontakt z Hajime
niż z Mayuko, ponieważ ona w końcu wylądowała na podłodze, a Haji uznał mnie za
wielką maskotkę, do której można się przytulić.
Westchnęłam.
- Więc nie zaszło między wami nic, co mogłoby mi się nie
spodobać?
Pokręcił głową.
Nie miałam pojęcia, o co Mayuko mogło chodzić. Ktoś mi tutaj
kłamał, a nie miałam powodów, by nie wierzyć Junowi. W końcu dobrze go znałam i
wiedziałam, że kłamać nie potrafi. Nie z taką szczerością.
O co więc chodziło Mayuko?
Wiedzieć chyba jednak bardziej nie chciałam, niż chciałam.
Chłopców zdecydowaliśmy się nazwać Naoya i Kazuya. Starszy w
wyniku eliminacji otrzymał imię Nao, a młodszy – Kao. Wymawianie ich imion na
jednym tchu było nawet zabawne. Problem w tym, że chyba nikt oprócz mnie i Juna
nie rozróżniał bliźniaków, więc ,,Naokao” stało się nie tyle zabawnym splotem
dwóch imion, co próbą ukrycia niewiedzy. To jednak mnie bawiło. Gdyby to nie
były moje dzieci, też bym zapewne ich nie rozróżniała, ale w tej sytuacji
zauważałam nawet najmniejsze różniące ich szczegóły. Zresztą, Kao nadal był
drobniejszy od swojego brata i nie rozumiałam, jak można było tego nie zauważyć.
Najwyraźniej jednak ten fakt był zauważalny tylko dla mnie.
Jun natomiast musiał wracać. Właściwie nie chciał i
zadeklarował mi pewnego poranka, że zamierza rzucić studia w Anglii, ale
powiedziałam, że ma się dwa razy zastanowić, czy naprawdę chce to zrobić. W
moim spojrzeniu musiał wyczytać ostrzeżenie, ponieważ po chwili stwierdził, że
jednak nie chce i że wróci na studia. Zapytał też, czy chcę teraz wrócić z nim,
a dzieci pozostawić pod opieką naszych rodziców, ale tylko pokręciłam głową.
- Będę przyjeżdżał – obiecał.
- Może lepiej ja przyjadę do ciebie? Od czasu do czasu mogę
sobie zrobić wolne od obowiązków, prawda?
Przyznał mi rację. Ja się ucieszyłam z własnej
przebiegłości, ponieważ tym sposobem mogłam przecież sprawdzić, czy nie sprowadza
do naszego studenckiego mieszkania żadnych dziewczyn. Ufałam mu, ale, na boga,
w końcu był moim mężem i dobrze znałam jego pragnienia. Świat także znałam nie
od dziś i wiedziałam, że pozwalając mężowi przebywać z dala ode mnie, narażam
nasze małżeństwo. Ale wiedziałam, że jeszcze mogę Junowi zaufać, bo w tym
momencie byłam dla niego najważniejszą kobietą w życiu, ale w miarę upływu
czasu mogło się to zmienić. Zwłaszcza, że jeszcze przynajmniej przez rok lub
dwa mieliśmy żyć z dala od siebie.
Najbardziej jednak bałam się Mayuko. I tego, co ona może
zrobić tutaj, w Japonii, tuż pod moim nosem. Hajime jej pilnował, ale jak
bardzo mógł ją ograniczyć? Jak wiele wiedział, jak wiele się domyślał? Jak
bardzo troszczył się o swoje własne szczęście? I jak bardzo chciał uratować
związek z Mayuko?
Nie wiedziałam, jak potoczy się nasza przyszłość. Wiedziałam
w tej chwili tylko jedno: muszę zaufać Junowi i Hajime. Junowi na tyle, by nie
drżeć całymi dniami i nie rozmyślać nad tym, czy jest w stanie dochować mi
wierności. Wiedziałam, że był w stanie i że to zrobi, ponieważ mnie kochał.
Hajime natomiast musiałam zaufać na tyle, by wierzyć w to, że poradzi sobie z
dziwnymi uczuciami Mayuko, których nawet ja nie rozumiałam, choć przecież ja
także kochałam tych samych mężczyzn. Nie szalałam jednak na punkcie żadnego z
nich… Chociaż może dlatego, że miałam Juna, a Hajime zawsze trzymał mnie na
wyraźny dystans. Wiedziałam, że z Junem znajdę szczęście, podczas gdy Hajime na
zawsze zostanie dla mnie wspaniałym przyjacielem – trochę uszczypliwym, ale
zawsze chętnym do pomocy.
Nie wiedziałam jednak tego, czy Mayuko odnajdzie szczęście w
związku z Hajime. Od naszej ostatniej rozmowy w ogóle się do mnie nie odezwała.
Nie dała żadnego znaku życia. Nie zadzwoniła, by obrócić naszą rozmowę w żart…
Czy to był koniec naszej przyjaźń? Czy, akceptując miłość
Juna, musiałam pożegnać się z przyjaźnią, która tak dobrze się zaczęła i która
wcale nie musiała się skończyć? Czy ona naprawdę nie mogła o nim zapomnieć tak
bardzo, że zaczęła mnie nienawidzić?
Nie miałam pojęcia, jak dalej potoczy się nasze życie, ale
wiedziałam jedno: ja zamierzałam iść do przodu. Kochać Juna i kochać nasze
dzieci. A jeśli w zamian za to szczęście musiałam zrezygnować z innego
szczęścia…
Cóż, przecież już raz to zrobiłam.
Stałam się kobietą silniejszą, niż ktokolwiek mógł
przypuszczać.
END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz