Jednak nienawidzę tej szkoły. Jakim bowiem cudem miałam
polubić instytucję, w której ktoś taki jak Hajime sprawuje urząd
przewodniczącego samorządu? Chociaż rozumiem, dlaczego go wybrali (drogą
głosowania). A przynajmniej dlaczego znalazło się tak niewielu kontrkandydatów
do tego stanowiska.
Jak już wspominałam wcześniej, moje doświadczenia z tym
osobnikiem nie były zbyt ciekawe. Jako że nasza rodzina wspięła się tak wysoko
na drabinę społeczną, byliśmy zmuszeni utrzymywać stałe kontakty ze wszystkimi
największymi przedsiębiorcami w kraju i poza nim. Jedną z tych rodzin była
oczywiście Iwakura, przez długie lata zdobywając prestiż w dziedzinie wyrobu
jednej z najlepszej marki ubrań. Niewyraźnie już pamiętam czasy, kiedy byliśmy
zapraszani do salonów na pokazy nowych kolekcji, co mnie tak ogromnie nudziło,
że – jak opowiadała moja mama – musieli mnie wyprowadzać już na samym początku.
Później znaleziono na mnie sposób w postaci małego Hajime.
Mogłam sobie być małym berbeciem, z wielką pieluchą w majtkach,
ale dobrze pamiętałam to pierwsze wrażenie, jakie wywarł na mnie ten osobnik.
Mały bo mały, ale swoją uszczypliwością doprowadził mnie do płaczu. Tak czy
owak, musieliśmy opuścić kolejne przyjęcie z mojego powodu, co w końcu
doprowadziło do małego konfliktu między naszymi rodzinami. Później ojcu udało
się doprowadzić do kruchego sojuszu, ale nigdy więcej mnie ze sobą nie zabrali
na przyjęcia organizowane przez rodzinę Iwakura. No, może raz, kiedy podrosłam
i kiedy rodzice mieli szczerą nadzieję, że nie będą musieli mnie wyprowadzać. Wszystko
jednak straciło na znaczeniu, kiedy mój wzrok padł na wyprostowaną sylwetkę
Hajime. Stał, mała miniaturka swojego ojca, obok głowy rodziny Iwakura,
dyskutując z otaczającymi go gośćmi jak równy z równym. Kiedy podeszłam bliżej,
zaciekawiona tym niecodziennym zjawiskiem (mi nie pozwalano uczestniczyć w
rozmowach dorosłych), usłyszałam tyle nieznanych słów, że aż zakręciło mi się w
głowie. Szybko zainteresowałam się przekąskami, ale myliłam się, jeśli
myślałam, że Hajime nie zauważył mojej obecności. Kilka chwil później stanął
obok mnie, z pogardą spojrzał na moje ubrudzone różnymi substancjami palce, po
czym gestem pełnym odrazy wyciągnął ku mnie chusteczkę.
- Jesteś brudna, ogarnij się – powiedział, unosząc wolną
dłoń do twarzy. – Nie pomyślałaś, że przynosisz rodzicom wstyd? Doprawdy, kto
ci pozwolił tu wejść?
Tak więc nienawidziłam go już od wczesnych lat mojego
dzieciństwa. Sam Hajime pewnie nie tyle darzył mnie nienawiścią, co całkowitą
pogardą i lekceważeniem. Do tej pory pewnie zdążył już o mnie zapomnieć, więc
nawet nie będzie kojarzył, że Rei Nagare, którą spotkał już w swoim życiu, to
niezaprzeczalnie dziewczyna. Ale i tak miałam na to sposób, ponieważ już
wcześniej liczyłam się z rozpoznawalnością mojego rodzinnego nazwiska.
Wyglądało jednak na to, że Hajime niczego nie pamiętał,
ponieważ kiedy powrócił do naszego dormitorium i przeszliśmy przez rytuał
powitania, machnął na mnie ręką i wymamrotał, że mogę się nazywać, jak chcę,
byle bym mu nie przeszkadzał.
Dupek.
Szybko też odnalazłam nowy powód do nienawiści, kiedy o
piątej nad ranem zostałam gwałtownie wyrwana ze snu przez głośną muzykę.
Zupełnie zdezorientowana, wyskoczyłam z łóżka, myśląc, że nadeszła pora
wstawania. Mrok za oknem powiedział mi jednak, że się mylę. Mamrocząc pod nosem
przekleństwa, przechyliłam się przez barierkę, chcąc sprawdzić, co za idiota
robi taki hałas w środku nocy.
Zatkało mnie, kiedy zobaczyłam Hajime, ,,rozprostowującego”
kości (jak sam się wyraził chwilę później) przy głośno nastawionej muzyce.
Najdziwniejsze w tym jednak było to, że Jun, zajmujący sobą całe łóżko, nawet
nie drgnął. Wyglądało na to, że spał w najlepsze, kiedy nad jego głową dudniły
zabójcze dla snu decybele.
Kiedy ośmieliłam się zwrócić Hajime uwagę, że niektórzy
normalni ludzie chcieliby pospać, rzucił mi spojrzenie pełne wyższości i
powiedział:
- Wiesz, tobie trochę treningu też by nie zaszkodziło. Może
poprawiłbyś swoją umiejętność utrzymywania równowagi.
Zazgrzytałam zębami i nakryłam się kołdrą tak szczelnie, jak
tylko potrafiłam, przeklinając, na czym świat stoi, myśląc jednocześnie o tym,
że muszę zainwestować w dobre zatyczki do uszu. I rozwiązać problem budzika,
którego wtedy mogę przypadkowo nie usłyszeć. Albo pobiorę od Juna lekcje super
głębokiego snu.
Rano jednego byłam pewna: w przydzielonej nam klasie
MUSIAŁAM zająć miejsce z dala od tego denerwującego typka. Poprosiłam więc
Juna, by zajął jakieś dobre miejsce, rzucając mu przy tym bardzo znaczące
spojrzenie, którego chyba jednak nie zrozumiał, ponieważ znalazłam się, koniec
końców, między nim a Hajime. Jun był całkiem z sytuacji zadowolony. Chyba jako
jedyny z naszej trójki.
W stołówce jednak udało mi się czmychnąć na drugi jej koniec,
więc chociaż przez następne pół godziny nie musiałam oglądać tego pajaca
Hajime. Został z nim Jun, który wydał mi się nie do pokonania. Przecież żaden
normalny człowiek nie wytrzymałby tyle czasu z latoroślą rodziny Iwakura, nie
mając przy tym mdłości! A Jun, cały zadowolony i uśmiechnięty, dreptał krok w
krok za Hajime i prowadził z nim bezustanną konwersację. A raczej monolog, bo
Iwakura niewiele się odzywał – pewnie myślał, że ta rozmowa ubliża mu swoim
poziomem.
Byłam ciekawa, w jakich okolicznościach Jun poznał Hajime i
dlaczego darzy go przyjaźnią. Ja nie widziałam ani jednego powodu, dla którego
można by zwracać się do tego osobnika z taką sympatią, jaką robił to Jun.
Naprawdę. Chłopak promieniował jak słoneczko w towarzystwie tego mruka.
Dziwne.
Tymczasem przy stoliku, do którego się przysiadłam,
zaatakował mnie jakiś umięśniony macho.
Spojrzał na mnie błyszczącymi, czarnymi oczkami i, zanim zdążyłam zwiać, złapał
mnie za dłonie i zamknął je w niedźwiedzim uścisku.
- Te oczy… tak, te oczy! – krzyknął, niemal pozbawiając mnie
słuchu. – Ach, widzę w twoich oczach to, czego pragniesz!
Ech? O czym on bredzi? Co on tam może widzieć w moich
oczach? Nic w nich specjalnego nie było, a na pewno nie to, czego się ten
dziwak dopatrywał.
Pozwoliłam mu jednak mówić.
- Pragniesz dołączyć na naszego klubu! Wiem, że nie możesz
oprzeć się temu przemożnemu pragnieniu poznania…
- Ozaki-sempai… Proszę nie napadać na niczego nieświadomych
nowicjuszy, dobrze? Nikt nie chce brać udziału w tych dziwnych seansach, które
sempai nazywa spirytystycznymi… – oznajmił Jun, który zjawił się w samą porę,
by wyciągnąć mnie z tarapatów.
Olbrzym rzucił się w jego stronę. Miał mokre oczy. O co tu
chodzi?!
- Jun-chan! Czy zdałeś już sobie sprawę, że…
- Tak, tak, tak, sempai – przerwał mu szybko Hanazaka,
machając dłonią, jakby opędzał się od jakiegoś natrętnego owada. – Wiem, że
moje oczy pragną czegoś innego, niż ja, ale nie zamierzam dołączać do twojego
klubu. Rei także nie. Sempai pozwoli…
Jun zabrał mnie od tego dziwaka, który – wydaje mi się –
zaczął szlochać zupełnie prawdziwie, co miało się oczywiście okazać dość
przeciętnym aktem aktorstwa. Zauważyłam, że kiedy Ozaki-sempai teatralnym
gestem opadł na krzesło, na pomoc rzuciła mu się spora grupka chłopców w żółtych
krawatach.
Wylądowałam przy stoliku wraz z Hajime. Uch.
- Miałeś właśnie okazję poznać przewodniczącego najbardziej
nienormalnego koła w szkole. Właściwie nie wiadomo, czym się zajmują podczas
spotkań, chociaż mówi się, że zajmują się tworzeniem ,,sztuki” – objaśnił Jun,
z rozbawieniem przypatrując się pseudo-tragicznej scenie, z Ozakim w roli
głównej. Po chwili odwrócił się do mnie. – Swoją drogą, zdecydowałeś już, do
jakiego klubu chcesz należeć, Nagare?
- Hm… zawsze lubiłem sport, więc może do jakiegoś klubu z
tym związanego… – odparłam z niezdecydowaniem. Jeszcze bowiem nad tą kwestią
nie myślałam.
Jun pojaśniał. Naprawdę.
- To może wstąpisz do mojej drużyny? – zapytał z nadzieją w
głosie. – Mamy niezłą drużynę koszykarzy, ale jest nas za mało, byśmy mogli
traktować to poważnie. Jeśli nie, to może dołączysz do lekkoatletów, do których
należy także Hajime, więc…
- Chcę wstąpić do twojej drużyny, Hanazaka-san! –
oświadczyłam entuzjastycznie, chwytając go za dłoń. Za nic w świecie nie
chciałam wylądować w jednej grupie z Iwakurą. Dość, że dzieliliśmy razem pokój
i musiałam znosić jego dziwactwa. Nie miałam zamiaru spędzać z nim więcej czasu,
niż to potrzebne. – Ale… w zasadzie jestem dość niski…
- Nic się nie martw, ja też nie jestem wysoki – oświadczył Jun
z szerokim uśmiechem. – Poza tym, naprawdę nie gramy na miarę mistrzów, więc to
nic nie szkodzi. Gramy raczej dla zabawy i dla samej przyjemności spędzania
czasu w takiej formie. Nic się nie martw.
- Skoro tak…
- Jun, mógłbyś się nie przyznawać, że w zasadzie nic nie
robicie podczas czasu przeznaczonego na doskonalenie umiejętności – wtrącił się
Hajime.
- Hajime, mógłbyś nie zrzędzić – odgryzł się natychmiast
Hanazaka, a mnie zatkało. – Mówiłem, żebyś przyszedł chociaż raz popatrzeć na
nasze treningi, ale się upierasz.
- Nie mam ochoty patrzeć na wasze żałosne próby stworzenia
pozoru zorganizowanej drużyny.
Jun się roześmiał. Naprawdę. W momencie, kiedy ja dałabym
temu zarozumialcowi w twarz, ten niesamowity chłopak po prostu się roześmiał,
jakby rozbawiony świetnym żartem.
- Hajime, ale przecież ty nawet nie wiesz, jaką drużynę
tworzymy, skoro nawet raz nas nie widziałeś podczas treningu!
- Wystarczy mi, kiedy patrzę na ciebie. Z takim podejściem
nikt nie stworzy czegoś reprezentatywnego.
- A z twoim podejściem nikt nigdy daleko nie zajdzie! –
odparował radośnie Jun. Dalej się śmiał. – Haji, wyluzuj trochę w końcu.
Przydałby ci się dobry masażysta, naprawdę…
- Zamknij się, Hanazaka.
- Ojoj, tylko się nie denerwuj, bo ci żyłka pęknie… A! Rei,
ty też się nie stresuj. Jakby co, to uderzaj do mnie. Tego gościa trudno
strawić, ale łatwo rozpracować. Jak będzie cię zaczepiał, to ja już sobie z nim
porozmawiam, a co.
Hajime prychnął, a ja nadal nie mogłam wykrztusić z siebie
słowa. Sama już nie wiedziałam, kto przy tym stole ma więcej tupetu w sobie.
Tyle tylko, że Jun i ten jego tupet tworzyli całkiem miłą dla oka parę, podczas
gdy Hajime nadal wzbudzał we mnie mdłości.
Całe szczęście, nie byłam zmuszona spędzać z nim czasu
podczas zajęć pozalekcyjnych. Tego to już bym chyba nie wytrzymała...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz