Hajime nie jest człowiekiem. To niemożliwe uważać kogoś za
człowieka, kiedy ten ktoś pokonuje na bieżni ponad kilometr w gęstym deszczu i
minusowej temperaturze. W zasadzie cała drużyna lekkoatletów zdawała się nie
zauważać obrzydliwej pogody, ale tylko Hajime zachowywał się, jakby te
niesprzyjające warunki jeszcze dodawały mu sił. Może uważał je za dobre
wyzwanie dla swoich umiejętności nadczłowieka.
Albo kretyna.
O Junie zresztą nie mogłam powiedzieć niczego lepszego.
Kiedy tylko znaleźliśmy się na sali gimnastycznej (no dobrze, przynajmniej
załatwił nam ogrzewaną salę podczas tych zajęć, więc nie musieliśmy biegać w
deszczu i minusowej temperaturze po boisku), zmienił się w jakiegoś sadystę.
Już sama rozgrzewka wycisnęła ze mnie wszystkie siły, upodabniając mnie do mało
powabnego, zgniecionego kłębowiska szmatek, które jakieś dziesięć minut temu
można było nazwać dresem. I nie miał tu żadnego znaczenia fakt, że byłam w tym
sześcioosobowym gronie jedyną dziewczyną. Wszyscy byli równie zmarnowani.
Zaraz po morderczej rozgrzewce Jun wysypał z koszyka piłki i
kazał nam ćwiczyć rzuty do kosza, po czym jako pierwszy rozpoczął. Z zazdrością
zauważyłam, że nawet się nie zmęczył podczas wcześniejszych ćwiczeń, które
wykonywał na równi z nami.
On też nie był normalny. Przestała mnie nawet dziwić ta jego
dziwna przyjaźń z Hajime. Trafił swój na swego. Chociaż trzeba mu było
przyznać, że w koszykówkę grał na całkiem przyzwoitym poziomie, tak samo jak
pozostała czwórka. Aż wstyd było się przyznać, że do tej pory grałam w
koszykówkę tylko amatorsko. A jeśli chodziło o rzuty za trzy punkty…
- Nagare-kun, może spróbujesz rzucać z krótszego rozbiegu? –
krzyknął Jun, przebiegając obok mnie wraz z Tetsuyą, najwyższym zawodnikiem w
naszej drużynie. Może i Jun nie należał do najwyższych, ale biegać to on
potrafił!
Poszłam za jego radą i zaczęłam rzucać z krótszego rozbiegu,
ale nie poprawiło to mojej celności. Chociaż…
Jun znowu przebiegł obok mnie, przebił się przez utworzoną
natychmiast obronę, zrobił prawie niemożliwy zwód i wykonał elegancki rzut za
dwa punkty.
- Wracać do ćwiczeń! – krzyknął, zbierając piłkę spod kosza
i znowu wybiegając.
Potem rozegraliśmy bardzo krótki mecz, który zakończył się
oczywistą wygraną drużyny, w której był nasz, jakże wspaniały, kapitan. Reszta
miała nogi jak z waty, więc bieganie po boisku i kombinowanie, jak
przeciwnikowi zabrać piłkę, jak go zwieść, pod jakim kątem rzucić do kosza było
dla nas niemal niemożliwe. Chociaż niektórzy się starali. W tym nawet ja,
pomimo ogólnego zmęczenia.
Kiedy Jun w końcu ogłosił koniec zajęć, zgodnym ruchem
opadliśmy na podłogę i zaczęliśmy głęboko wdychać i wydychać powietrze.
Policzki mi płonęły.
Jeszcze nigdy w życiu nie byłam na tak intensywnym treningu!
Ale, mimo wszystko, koszykówka była lepszą opcją niż uprawianie lekkoatletyki w
deszczu, przy boku masochisty Hajime. Kiedy bowiem wyszliśmy z sali, przez
uchylone drzwi zobaczyłam, że mój wróg nadal biega. Z uśmiechem na ustach!
Wzdrygnęłam się i popędziłam do szatni, by w końcu zdjąć z
siebie przepocone ciuchy. Musiałam to zrobić dokładnie w chwili, w której
chłopcy wejdą pod prysznic. Oczywiście musiałam wziąć każdą możliwość pod
uwagę, więc nie zamierzałam ściągać wielkiej koszulki, którą założyłam pod
dres. Ta wielka koszulka doskonale maskowała wszystko, co powinna, i zupełnie
nie rzucała się w oczy. Chłopcy nazwali mnie po prostu zmarzlakiem i machnęli
ręką.
Byłam geniuszem. W pewnym stopniu.
W szatni natrafiłam na Juna w samym ręczniku na biodrach
oraz Hajime, który jakimś magicznym sposobem znalazł się w szatni szybciej ode
mnie. Znowu się wzdrygnęłam, a mój wróg rzucił mi pogardliwe spojrzenie.
Wiedziałam jednak, że na tym się nie skończy.
- Nie idziesz pod prysznic? To niehigieniczne zostawać w
przepoconych ciuchach – powiedział, patrząc się na mnie bezczelnie.
- Niehigieniczne jest też robienie kałuży w tym
pomieszczeniu – odparowałam, patrząc znacząco pod jego nogi.
Hajime wzruszył ramionami.
- Ktoś to sprzątnie. Za ciebie natomiast nikt się nie
odświeży.
Co za palant. ,,Ktoś to sprzątnie”, co za bzdura! Ja też
byłam obrzydliwie bogatym dzieciakiem, ale nigdy by mi do głowy nie przyszło,
by zwalać robotę na kogoś innego. I to w tak chamski sposób. Miałam szacunek
także do innych ludzi.
Odwróciłam się do niego plecami i w milczeniu zaczęłam się
przebierać. Mógł sobie o mnie w tej chwili myśleć, co tylko chciał. Ja też o
nim sobie w tej chwili nie najlepiej pomyślałam. Co ja mówię, przecież ja nawet
przez chwilę nie pomyślałam o nim w innym świetle niż złe, więc w zasadzie nie
powinno mnie dziwić to, co on mówi i robi. Przecież od dawna wiedziałam, jaki z
niego nadęty egoista, doświadczyłam tej cechy jego charakteru na własnej
skórze.
- Jun, nie zapomniałeś o dzisiejszej sesji? – zapytał
Hajime, zwracając się do swojego przyjaciela.
- Aż taki roztrzepany nie jestem! – roześmiał się w
odpowiedzi Hanazaka. – Jestem ciekawy, co tym razem twoja mama dla mnie
przygotowała. Jej projekty są szalenie intrygujące!
Hajime westchnął.
- Nie musisz zgadzać się na wszystko, wiesz o tym?
- O czym ty mówisz, oczywiście, że ja się zgodzę na
wszystko!
- Z twoją głową chyba nie wszystko jest w porządku, ale w
zasadzie mało mnie to obchodzi. Tym razem możesz nawet nie wracać. Mówię serio.
Jun roześmiał się.
Byłam szalenie ciekawa, o co im chodziło, ale nie miałam
zamiaru pytać. Jeszcze by wyszło na to, że interesuję się sprawami, które mnie
zupełnie nie dotyczą. I pewnie nie obeszłoby się bez uszczypliwego komentarza
ze strony Hajime.
Już wolałam zostać nieuświadomiona.
- Rei-kun? – Poczułam chłodną dłoń na moim ramieniu.
Drgnęłam i odwróciłam się nieznacznie. – Zaopiekujesz się Hajime pod moją
nieobecność? Wiem, że kawał z niego drania, ale powinieneś sobie poradzić.
Słucham?
- Ale… ale jak to? – wyjąkałam, patrząc na niego przerażonym
wzrokiem. – Co ja mam robić?
- Po prostu dotrzymuj mu towarzystwa, ok? Ten gość, jeżeli
się go nie przyciśnie, sam z siebie niczego sobie nie zorganizuje. A jak sobie
nie zorganizuje czasu, to zrzędzi.
- Jun, nie przeginaj!
- Widzisz, że zaczyna zrzędzić? No, to zostawiam go pod
twoją opieką. Ja już muszę biec!
Chwycił torbę, pomachał nam radośnie i wypadł z szatni na
złamanie karku.
Co tu się działo?
Spojrzałam na Hajime nieufnie. On odwzajemnił mi się takim
samym spojrzeniem. Iskry prawie przecięły powietrze, kiedy tak się w siebie
wpatrywaliśmy.
Niby miałam się nim zająć? Niedoczekanie! Zresztą, gdzie ten
Jun pobiegł? Hajime był jego najlepszym przyjacielem, nie moim!
- Ano… – zaczęłam ostrożnie, wiedząc, na co się narażam. –
Hanazaka-san… Co z nim się dzieje?
- Nic. Pojechał na sesję. Wróci pewnie w przyszłym tygodniu,
jeśli nie później.
Co?! Jak on mógł mnie tak zostawić? Jun, ty… ty głupku!
- Sesję? – powtórzyłam, pakując brudne rzeczy do torby.
- Zdjęciową – uściślił niechętnie Hajime. – Jun pracuje dla
naszej firmy jako model. Nie wiedziałeś wcześniej, kim on jest?
Wymamrotałam, że nie interesuję się takimi sprawami, za co
Hajime ponownie posłał mi spojrzenie pełne wyższości. Przyznał jednak, że w
zasadzie miałam prawo nie wiedzieć, skoro to dziewczyny bardziej śledzą te
tematy.
- Moja matka uwielbia dla niego projektować – dodał Hajime,
co mnie zupełnie zdziwiło, ponieważ zrobił to sam z siebie. – Dlatego wszystkie
sesje zdjęciowe trwają tak długo.
- Hm…. A więc Hanazaka-san jest sławny…
- Można to tak nazwać.
- Od dawna pracuje w waszej firmie?
- Od kiedy skończył trzy lata.
Zaczynałam rozumieć, jak zaczęła się ich przyjaźń, chociaż
Hajime był dla niego równie złośliwy, jak dla mnie. Z jego wesołym
usposobieniem najwyraźniej wszystkie te docinki nie zrobiły na nim żadnego
wrażenia. Jego złośliwe komentarze pewnie wyśmiał, śmiało mu się odgryzając.
Zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie, Hajime mruknął, że
wychodzi i żebym za nim nie szła, po czym rzeczywiście opuścił pomieszczenie. I
dobrze. W żadnym razie nie zamierzałam za nim biegać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz