środa, 24 lipca 2013

Lauren Kate. ,,Upadli" [recenzja]



 Pogoda ostatnio dopisywała, więc postanowiłam wyciągnąć na światło dzienne mój dość podupadły na zdrowiu rower. Jako że minęło sporo czasu od chwili, kiedy robiłam coś, co mogło zostać nazwane dbaniem o kondycję, byłam dość podekscytowana ideą krótkiej wycieczki po osiedlu. Nie minęło jednak dziesięć minut, kiedy zrozumiałam, że wycieczka nie zakończy się tak, jak się tego spodziewałam. Oprócz tego, że było gorąco, sucho i duszno, na dodatek droga, którą wybrałam, była piaszczysta i nieprzyjemna. Dysząc jak lokomotywa, zrobiłam sobie przystanek przy rzece i stanowczo stwierdziłam w tamtym momencie, że nie dotknę roweru, dopóki nie poprawię swojej kondycji. Na samą myśl o tej jakże cudownej wycieczce robi mi się niedobrze... 
Czytanie ,,Upadłych" autorstwa Laureen Kate było niczym jazda na rowerze po długim okresie zupełnego braku aktywności. W pierwszym momencie na moje usta wypłynął uśmiech, kiedy dowiedziałam się z okładki, że będzie to historia o aniołach. Upadłych aniołach, jakby tego było mało. Pomyślałam sobie, że historii o aniołach chyba nikt nie może spieprzyć - poważnie! Rozumiem, że wampiry mogą sobie błyszczeć i siorbać krew z biednych sarenek czy innych zwierząt leśnych, ale aniołowie nie mogą być przedstawieni w złym świetle, prawda? 
A tu - proszę! Historia zaczyna się dość tajemniczo - dowiadujemy się, że pewna dziewczyna, zakochana w pewnym bohaterze, którego nie poznajemy z imienia, zostaje przeklęta. Prolog jednak szybko ustępuje miejsca obszernemu pierwszemu rozdziałowi, w którym zostaje nam przedstawiona główna bohaterka, Luce. Jak się szybko okaże, dziewczynę charakteryzuje tak zwany kurzy móżdżek i właściwie brak własnego zdania. W głowie jej jedynie faceci - biedak, który stanie się obiektem jej westchnień, będzie przez nią śledzony i podsłuchiwany na wszelkie sposoby. 
Co gorsza, okaże się (co nie jest znów zbyt wielką tajemnicą), że chłopak, który jej się tak spodobał, jest upadłym aniołem. W tym momencie walnęłam facepalma, bo biedny aniołek cierpiał bardzo wyraźnie nie syndrom Edwarda. Tak samo prymitywnie walczy o swoją wybrankę (czytaj: wali po twarzy swojego rywala i ostrzy pazurki, gotując się na kolejne starcie) i jest tak samo beznadziejny, jeśli chodzi o wyrażanie miłości.  No i oczywiście jest tak samo ,,tajemniczy".
Historia miłości obojga jest przerażająco płytka. W jednym momencie bohaterka całuje się z Camem (taki Jacob), w drugim z Danielem (taki Edward) i oczywiście zalewa się łzami, że jak to mogło się stać, ona nie chciała, nie wie, co w nią wstąpiło, itd., itp., choć kilka zdań wcześniej myślała mniej więcej w tej sposób: Dlaczego mam odmawiać Camowi jednego pocałunku? W końcu to tylko pocałunek.... 
Argh! Śmiać mi się chce za każdym razem, jak natykam się na takiego typu badziewia. U żadnego z bohaterów niw następuje żadna przemiana, a ich problemy są zupełnie obce czytelnikowi. A że troje bohaterów ginie w czasie rozwoju pseudo akcji? Ja się nie wzruszyłam. Autorka zapewne chciała wzbudzić większe emocje poprzez uśmiercenie tego i owego mniej ważnego bohatera, ale całość wypada po prosty śmiesznie. 
Ale najgorsze jest to, że aniołowie w wydaniu L. Kate są po prostu... beznadziejni. Nie mają w sobie żadnej anielskości, biją się o jakąś smarkatą, przygłupią dziewuchę i twierdzą, że jest  warta zachodu. Nawet się nie zdziwiłam, kiedy autorka raczyła odsłonić prawdziwe oblicza wszystkich bohaterów (ech, wiedziałam, że on też był aniołem...). A końcowa walka... w słupie światła... Hahaha!  Oczywiście głupia bohaterka chciała pchać się tam, gdzie nie powinna i tylko przeszkadzać, ale to jest już znany mi syndrom, więc właściwie wiedziałam, że i w tej historii się pojawi.
Czuję się odmóżdżona. I zawiedziona. ,,Upadli" to taki pseudo Zmierzch. Bohaterka jest równie głupia i równie naiwna. Znowu dwóch facetów walczy o jedną dziewczynę. Luce ma nawet niezasłużone przyjaciółki, które z jakiegoś powodu są gotowe oddać za nią życie. 
Ech. Ta książka mogła odnieść sukces tylko dlatego, że jest tak podobna do Zmierzchu. Tylko że jest jeszcze gorsza (a myślałam, że to niemożliwe). Polecam wszystkim miłośnikom Zmierzchu. Jeśli nie jesteś fanem tragicznych trójkątów miłosnych - trzymaj się z dala od tego ,,dzieła". 
Serio, dokąd ta literatura dzisiaj zmierza? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz