Tego dnia księżniczka Izabela przygotowywała się do śniadania od samego wschodu słońca. Obudziła wszystkie służące i kazała im biegać dookoła, wykonując wszystkie jej rozkazy. A było ich całkiem sporo, biorąc pod uwagę wymagania księżniczki. W końcu musiała się nienagannie prezentować od stóp do głów, tak więc na początku wzięła pachnącą kąpiel, a potem zaczęła ubierać w najdelikatniejsze jedwabie, muśliny i falbanki. No, właściwie to dziewczyny służące ją w to wszystko ubrały i uczesały, ale to nie było w zwyczaju Izabeli myśleć o wysiłku czynionym przez innych.
Cała w skowronkach zeszła do jadalni, szeleszcząc materiałem lejącej się satyny w kolorze śmietankowym. Biżuteria lśniła srebrem na jej szyi i nadgarstkach, a stukot dziesięciocentymetrowych szpilek słychać było pół kilometra dalej. Mimo to, dziewczyna poruszała się z niebywałą gracją, głowę trzymając wysoko. Drepczące za nią dziewczyny, trzymające tren sukni, dreptały o wiele bardziej niezgrabnie, chociaż żaden element ubioru nie krępował ich ruchów. W porównaniu jednak do Izabeli wszyscy bledli i stawali się niezgrabni.
Dziewczyna wyglądała tym razem wprost olśniewająco. Pewna siebie i swojej urody wpłynęła wręcz do jadalni, odsyłając służące. Delikatna satyna opadła na wypolerowaną do połysku podłogę, ale księżniczka zupełnie się tym nie przejęła. Jednym gestem zebrała materiał w urocze fałdki, po czym wysunęła jedną nogę do przodu, prezentując ją w niemal całej okazałości dzięki długiemu rozcięciu sukni.
- Jej Wysokość księżniczka Izabela!
Stojący przy drzwiach mężczyzna ogłosił wszem i wobec jej przybycie, po czym podał jej dłoń, ale dziewczyna szybko go odtrąciła. Nie potrzebowała jego pomocy przy zajęciu miejsca przy stole. Nie dzisiaj.
- Córeczko! - król natychmiast pojaśniał na twarzy, kiedy drzwi za jego córką się zamknęły. - Chodź, usiądź. Za chwilę zaczniemy jeść śniadanie.
Zwyczaj nakazywał, by córka ukłoniła się ojcu, zanim zajmie miejsce przy stole, tak więc Izabela podreptała w jego kierunku.
Serce jednak biło jej szybciej z zupełnie innego powodu.
- Tatusiu - zaświergotała, kiedy znalazła się tuż obok, i złożyła pocałunek na jego świeżo ogolonym policzku. Nadal pachniał mydłem. - Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać.
- Ależ cukiereczku, na ciebie nigdy nie muszę czekać!
Izabela uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami, po czym udała się na swoje miejsce tuż przy ojcu. Jeszcze nie podnosiła wzroku, choć wcześniej przesunęła wzrokiem po wszystkich osobach w sali. A to, co zobaczyła, przyprawiło ją o szybsze bicie serca. Och, tak długo na niego czekała! Wyobrażała sobie wiele razy, co zrobi, kiedy w końcu znów go zobaczy i na jaki temat przeprowadzi z nim rozmowę, ale w tym momencie czuła się sparaliżowana. A przecież obiekt jej westchnień siedział niemalże tuż obok, wystarczyło podnieść odrobinę wzrok i... A ten drugi! Och, nie spodziewała się, że plotki na temat jego urody będą kryły w sobie tyle prawdy!
Rumieńce wystąpiły na jej policzki, kiedy pomyślała, że może uda jej się zdobyć ich obu. Cóż, w końcu była księżniczką i miała prawo żądać pewnych rzeczy. Na ojca miała tak wielki wpływ, że nie musiała się obawiać odmowy z jego strony. Jeśli sobie tylko zażyczy...
- Lan, chyba po raz pierwszy siedzisz z Jego Wysokością przy jednym stole? - zagaił nagle Hale, a księżniczka poderwała do góry głowę. Co?
Dziewczyna, którą Izabela do tej chwili całkowicie ignorowała, pokiwała głową.
- To wielki zaszczyt, Wasza Wysokość.
Król uśmiechnął się.
- Och, nie rozmawiajmy tak formalnie. Wszyscy przy tym stole jesteśmy przyjaciółmi. To dotyczy również ciebie, panienko Lan Stovenhauer. Pamiętam oczywiście, że kiedyś zajmowałaś inną pozycję, ale teraz chylę głowę przed twoimi umiejętnościami.
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
W tym momencie otworzyły się boczne drzwi i do sali wmaszerowały służące z półmiskami pełnymi potraw w ramionach. Lan, która doskonale znała cały rytuał, z nostalgią w oczach obserwowała każdy ruch dziewcząt. Gdyby ponad rok temu Jue nie wstawił się za nią... Gdyby nie poznała Retha... Ta rutyna nadal byłaby dla niej codziennością.
Kiedy dziewczyny zostały odprawione, Izabela przekręciła lekko głowę, żeby porozmawiać z Jue. Irytował ją fakt, że jeszcze nie została skomplementowana. Jej ojciec oczywiście nie miał obowiązku tego robić, ale goście zdecydowanie powinni skomplementować jej dzisiejszy wygląd, w który włożyła tyle wysiłku.
Nagle jednak przyszło jej coś innego do głowy i spojrzała przebiegle na Lan.
- Ach, ja także cię pamiętam, chociaż wcale nie zwracam uwagi na te wszystkie nudne służące.
- Jakiż to zaszczyt, księżniczko - odparła beznamiętnie Lan, nakładając sobie sporą porcję sałatki z kurczakiem na talerz. Hale, który został posadzony po jej prawej stronie, nalał jej kawy z mlekiem do filiżanki.
- Byłaś taka niezdarna! Pamiętam, jak spadałaś z szafek, kiedy pucowałaś wszystkie te wysoko umocowane półeczki.
Lan nie dała się zbić z tropu. Na jej usta wypłynął leciutki uśmiech, który sam w sobie był ostrzeżeniem.
- Och, księżniczko, a ja pamiętam, jak wpadłaś w kupę końskiego łajna, kiedy wracałaś z jednej ze swoich eleganckich przejażdżek. Ten widok zapamiętam do końca życia.
Izabela poczuła, jak opada jej szczęka. Oczywiście, że pamiętała ten incydent... Ale była pewna, że nikt nie piśnie o nim nawet słówka! Wszyscy bowiem wiedzieli, co by się stało, gdyby odważyli się choć szepnąć komuś słówko na ucho o tej niefortunnej przygodzie.
Jue poruszył się nieco na krześle, a Hale nieco zbyt głośno odstawił na stół dzbanuszek i zabrał się za przeżuwanie plasterka szynki. Policzki podejrzanie mu płonęły.
- Och, córeczko! - Król oczywiście zaczął się niepokoić o swoją pupilkę. - Wszystko w porządku? To musiało być OKHROPNE!
Hale wydał z siebie dziwny charkot, ale Lan dała mu kuksańca w bok, więc ukrył twarz za filiżanką. Jue odkaszlnął. Chyba coś mu właśnie utkwiło w gardle. I chyba nawet był to śmiech, a nie kawałek chleba.
- Tatku, nie martw się, to było dawno temu!
- Ale to musiało być straszne, straszne... Dlaczego nikt mi nie powiedział?
- Nie chciałam robić afery... To był drobny incydent, tatku.
Król uniósł chusteczkę do oczu.
- Jesteś taka odważna, moje dziecko.
- Och, nie mówmy już o tym... Wolałabym pomówić o najnowszym nabytku Gildii. - W tym momencie Izabela znacząco spojrzała na Hale'a. Chłopak nadal nie radził sobie z zachowaniem pokerowej twarzy, ale słowa dziewczyny najwyraźniej trochę go otrzeźwiły.
- Hale zapowiada się na doskonałego Łowcę, Wasza Wysokość - odpowiedział zamiast niego Jue. - I tak się składa, że jest moim partnerem.
Król kiwnął głową.
- Bycie Łowcą to wielki zaszczyt, młodzieńcze. Mam nadzieję, że dobrze będziesz służył swoim Mistrzom.
- Oczywiście - odparł Hale, energicznie kiwając głową, gdyż Jue kopnął go pod stołem w nogę. A przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż stół był dość szeroki i kopanie kogoś w nogę pod nim wydawało się niemożliwe. - Dam z siebie wszystko... Hm, to znaczy w granicach przyzwoitości.
Izabela zwróciła jednak uwagę na inne słowa.
- Partnerem? Wydawało mi się, że Łowcy inaczej dobierają się w pary?
Jue pozwolił sobie tylko na drgnięcie kącika ust, prawie niezauważalne.
- Cóż zrobić? Miłość tak niespodziewanie między nami zakwitła...
Teraz Lan wydała z siebie jakiś dziwny odgłos, więc Hale kopnął ją lekko pod stołem.
- Mi... Miłość?! - powtórzyła wyraźnie oszołomiona Izabela.
- Hej, nie opowiadaj tylko żadnych świństw przy stole - pouczył go inżynier, przełykając kolejny plasterek wędzonej szynki. Wydawał się nieporuszony tematem.
- Właśnie, właśnie! - przytaknęła Lan, smarując kromkę pachnącego chleba żółtym masłem. - Ja się już tego wszystkiego nasłuchałam za wszystkie czasy, podziękuję. Niech Wasza Wysokość nie pozwoli mu się rozgadać, bo jak popłynie...
Król znieruchomiał, trzymając widelec w powietrzu.
- Jesteście razem?
Jue energicznie skinął głową.
- Jakby mnie piorun strzelił, Wasza Wysokość.
- Och, no cóż... Gratuluję.
Na długą chwilę zapadła najbardziej krępująca cisza na świecie, zakłócana tylko odgłosami uderzania widelców o talerze. Jue nie pokazywał po sobie rozbawienia, ale prawda była taka, że miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Był bowiem całkowicie pewien, że zarówno księżniczka, jak i jej ojciec, wyobrażają sobie, jak wygląda jego związek z Hale'em. Obrazy, które pojawiały się w ich głowach, musiały być absurdalne.
Pierwsza otrząsnęła sie Izabela.
- A ty, Lan?
Dziewczyna spojrzała na nią bez cienia uśmiechu w oczach.
- Och, ja jestem tylko mało ważną uczennicą, która podpatruje pracę Mistrza Metro.
Księżniczka westchnęła.
- Czy będziemy mogły chwilę porozmawiać... na osobności, kiedy skończymy jeść?
Lan lekko drgnęła, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, ale w końcu tylko skinęła głową. Odmowa zostałaby uznana za afront, a dziewczyna naprawdę nie miała ochoty popadać w kłopoty zaraz na początku swojej kariery.
- Coś cię martwi, córeczko? Wiesz, że ze mną także możesz porozmawiać od serca, prawda?
Izabela pokiwała głową.
- Tylko troszkę poplotkujemy, tatku. Nie ma czym się martwić.
Lan po raz pierwszy pojawiła się w pokoju Izabeli nie jako służąca, ale jako wolna osoba, która rzeczywiście mogła porozmawiać z księżniczką na byle jaki temat, nie używając przy tym zwrotów ,,tak, Wasza Wysokość" i ,,natychmiast, Wasza Wysokość". Właściwie nawet nie musiała się zgadzać na wysłuchiwanie jej żali, ale coś jej mówiło, że nie powinna uciekać. W końcu niecodziennie księżniczka zapraszała kogoś na rozmowę w cztery oczy... Właściwie wbrew sobie Lan poczuła zaciekawienie.
Izabela z westchnieniem usiadła na taboreciku przy toaletce z czarnego drewna.
- A teraz mów prawdę, dziewczyno. O co chodziło Jue?
Lan uniosła lekko brwi.
- Przepraszam?
- Nie udawaj głupiej! Ja też nie jestem idiotką, jeśli już przy tym jesteśmy. Wiem, że Jue nie może być związany z drugim mężczyzną... Nie w ten sposób! I wiem, że ty znasz prawdę.
Lan oparła dłonie zwinięte w pięści na biodrach. Ach, mogła się tego spodziewać. Z jakiego innego powodu ta cudowna osóbka chciałaby ją widzieć w swoich prywatnych komnatach? Oczywiście, że musiało chodzić o Jue! Co bowiem innego mogło ją interesować?
- Ale to, co Mistrz powiedział, to prawda. On i Hale są związani więzią. Każdy Łowca w Gildii to potwierdzi.
Dziewczyna nie zamierzała dodawać, że ona także jest częścią tej więzi. Nie było powodu, by to robiła. Izabela nie musiała znać zawiłości ich partnerstwa.
Księżniczka zerwała się na równe nogi z taboreciku. W jej oczach płonął ogień.
- Łżesz! Natychmiast odwołaj te słowa, bo inaczej...!
- Bo inaczej co? - prowokowała Lan. Pewniej stanęła na rozstawionych nogach. - Pozwól, że pozbawię cię złudzeń: ty jesteś w tej chwili zupełnie bezbronna, a ja mam strażnika na moje rozkazy. Jeśli będziesz coś kombinować, rozkażę mu cię spacyfikować.
Jej głos był spokojny. Nie wyrażał gniewu, strachu czy dumy. Stwierdzała po prostu fakt.
- Ty mała żmijo...
- Na twoje szczęście nie dosłyszałam tej obelgi - prychnęła Lan. Oczy jej pociemniały. - Czy to wszystko, co chciałaś wiedzieć?
Izabela zmieniła się na twarzy. Usiadła jednak z powrotem na taborecie.
- Hej, ty. Mam zamiar dostać Jue. On jest mój, tak postanowiłam. I będzie mój. Ty go do mnie przyprowadzisz.
Ton jej głosu zdradzał, że wcale nie żartuje. Lan jednak wcale się nie bała. Czuła, że Jue ją obserwuje poprzez Retha, który wypłynął na granicy jej świadomości. Czuła go, ale nie widziała, co znaczyło, że patrzył jej oczami i słuchał jej uszami, ale nie mógł interweniować. I wcale nie musiał, bo na straży stał już Zero, wypełniając pole jej widzenia.
- Księżniczko... On nie jest i nie będzie twój, już mówiłam. Jest związany z Hale'em.
- Wcale mnie to nie obchodzi. Zniszczę jego... ciebie... kogokolwiek, jeśli stanie mi na drodze. Chyba nie znasz władzy, jaką dzierży w swoich rękach rodzina królewska?
Lan rozłożyła ręce.
- Co ja mogę? Przecież mówię, że Jue nie jest dostępny. Jeśli dostaniesz kosza, to już nie będzie moja wina.
- Słuchaj, możemy się nawet podzielić. Ja dostanę Jue, a ty tego drugiego... jak mu tam. W każdym razie nie ucierpisz.
Zero, który tylko unosił się kilka centymetrów nad ziemią, w milczeniu obserwując Izabelę, nagle się zaśmiał. Cień czarnych skrzydeł na suficie zadrżał.
- Ej, dlaczego jesteście dla niej tacy niedobrzy? - zapytał. - Ona po prostu chce, żeby ktoś ogrzał jej łóżko... Czy jak to tam ładnie ujmujecie.
Lan rzuciła mu mordercze spojrzenie, co dla Izabeli wyglądało tak, jakby gromiła wzrokiem powietrze. Zaśmiała się na ten widok, sądząc, że dziewczyna zaczyna tracić zmysły.
- Może się tym zajmiesz, Zero? - zapytała tymczasem Lan, nie troszcząc się zupełnie o to, jak księżniczka zacznie ją postrzegać.
- Ranisz moje uczucia, mała Lan - odparł Zero, w dramatycznym geście chwytając się za serce. - Wystarczyło mi sypianie z wiedźmą... Hm, przynajmniej miała lepsze ciało niż ta tutaj. Chociaż... nadal jest niczego sobie.
- Zero...
- Ej, co ty wyprawiasz? - zaniepokoiła się Izabela. Nie lubiła być ignorowana.
Lan spojrzała na nią obojętnie.
- Nic takiego, po prostu rozmawiam z moim strażnikiem. Jest tuż obok, więc nie radzę próbować żadnych sztuczek.
- Co? Tu nikogo nie ma!
- Mam się ujawnić? - zapytał Zero.
Lan wysłała mu z niemałym wysiłkiem telepatyczną wiadomość, żeby tego nie robił.
- Czekam na twoją odpowiedź.
- Moja odpowiedź się nie zmieni! - odparła z westchnieniem Lan. - Nic nie można w tej sprawie zrobić.
Izabela przez długą chwilę siedziała cicho, po prostu wpatrując się w Lan. Dziewczyna znosiła natomiast to spojrzenie tylko dlatego, że była ciekawa tego, co się stanie później.
Nagle Izabela wzruszyła ramionami i wstała.
- Niech będzie. To przynajmniej pójdę się pożegnać z gośćmi. Ty też możesz odejść.
Lan wzruszyła ramionami. Izabela nie musiała nią dyrygować, wyszłaby z własnej woli.
Stali właśnie na schodach, żegnając króla, kiedy zjawiła się Lan w towarzystwie księżniczki, jednakże tylko Izabela wydawała się być zadowolona z towarzystwa. Cała w uśmiechach zajęła miejsce u boku ojca i zaczęła żegnać się z gośćmi, kiedy nagle klasnęła w dłonie i wydała z siebie zadowolone ,,och!".
- Tak, córeczko? - zainteresował się jej ojciec, najwyraźniej gotów do odejścia.
- Ależ ojcze! Dowiedzieliśmy się dzisiaj o tak wspaniałej rzeczy, ale nawet nie pogratulowaliśmy naszej nowej parze!
- Hm... Rzeczywiście.
- O co chodzi? - zapytał Hale, niecierpliwiąc się. Chciał jak najszybciej zacząć oddychać pełną piersią.
- O nic takiego, naprawdę - zapewniła Izabela, a w jej oczach pojawił się błysk. - Tylko rozumiecie, jest taki zwyczaj, że młoda para Łowców powinna otrzymać błogosławieństwo od swojego władcy, ale zanim to nastąpi, musi dać mu dowód swego uczucia. Ot, na przykład pocałunek...
- Nie słyszałem o czymś takim - zaoponował Jue, unosząc brwi. Skierował wzrok na króla, chociaż wiedział, że ten na pewno poprze pomysł swej córki. Nieważne, jak absurdalny by nie był.
- Ależ dlaczego nie? - zgodził się król, uśmiechając się. - Chętnie to zrobię.
- Jestem tylko ciekawa, czy nasza nowa para tak chętnie pokaże nam dowód swego uczu... cia...
Jue nie czekał, aż księżniczka skończy mówić. W końcu i tak tylko ich prowokowała, chcąc udowodnić całemu światu, że okłamali króla przy śniadaniu. Gdyby to okazało się prawdą, mieliby przechlapane. W końcu Arcymistrz od lat utrzymywał przyjazne stosunki z władcą, nie było więc powodu, by między Gildią a zamkiem królewskim panowała niezgoda.
Hale był wyższy od niego, więc Jue z grymasem irytacji zmusił go do pochylenia się, ciągnąc za kołnierzyk koszuli.
- Co... Mmm?!
Jue wiedział, że łącząca ich więź zrobi swoje, ale i tak nie był przygotowany na falę uczuć, która nim zawładnęła, kiedy ich wargi się spotkały. Odskoczyłby, gdyby mógł, ale wiedział, że to akurat jest ważne, więc po prostu dał się porwać emocjom - na tyle, na ile potrafił. Sytuacja jednak, w której się znalazł, była dla niego tak wyjątkowa, że instynktownie się zatrzymał, zastanawiając, co właściwie powinien zrobić. Oczywiście mógł się wcześniej wymądrzać, ale prawda była taka, że nie miał zielonego pojęcia o tym, co powinien w tej sytuacji zrobić.
Ta chwila wahania jednak uratowała ich oboje. Jue odsunął się, biorąc głęboki oddech. Serce biło mu w piersi nadzwyczaj szybko, ale myśli miał uporządkowane. Z równowagi nie wytrącił go nawet Hale, czerwony niczym piwonia, dłonią zakrywający swoje usta. Było mu wstyd, to Jue wyczuwał, ale nie wydawał się kompletnie wytrącony z równowagi.
Odwrócił się więc w kierunku księżniczki.
- Wystarczy? - zapytał. - Czy taka demonstracja uczuć wystarczy? Czy zaspokoiliśmy twoją ciekawość, księżniczko? Izabela wyglądała na wstrząśniętą. Lan kierowała wzrok gdzieś w bok, wiercąc czubkiem buta dziurę w kamieniu. Oczywiście bezskutecznie. Zmieszanie widoczne na jej twarzy wskazywało na to, że i ona odczuła tę burzę uczuć, która nimi zawładnęła, chociaż bezpośrednio nie uczestniczyła w pocałunku.
- Chłopcy, wracajcie do swoich zajęć - ponaglił król, machając dłonią. On jeden wydawał się niewzruszony, najwyżej troszkę rozbawiony. - I ty, panienko! I tak zbyt długo was zatrzymaliśmy.
- Dziękuję, Wasza Wyskość. Do następnego razu - odparł Jue, kłaniając się.
Wzrok Izabeli prześladował go jednak aż do celu ich misji.
WTF JUST HAPPENED
Ale muszę przyznać, że scena całkiem przyjemna... znaczy była taka w mojej wyobraźni. A Izabela wyszła świetnie! Dokładnie tak, jak chciałam. Lan wyszła jeszcze lepiej.
A pocałunek to mistrzostwo świata.
Ha. HaHa. MUWAHAHA! Jestem zUa i nie boje się przyznać!
Cała w skowronkach zeszła do jadalni, szeleszcząc materiałem lejącej się satyny w kolorze śmietankowym. Biżuteria lśniła srebrem na jej szyi i nadgarstkach, a stukot dziesięciocentymetrowych szpilek słychać było pół kilometra dalej. Mimo to, dziewczyna poruszała się z niebywałą gracją, głowę trzymając wysoko. Drepczące za nią dziewczyny, trzymające tren sukni, dreptały o wiele bardziej niezgrabnie, chociaż żaden element ubioru nie krępował ich ruchów. W porównaniu jednak do Izabeli wszyscy bledli i stawali się niezgrabni.
Dziewczyna wyglądała tym razem wprost olśniewająco. Pewna siebie i swojej urody wpłynęła wręcz do jadalni, odsyłając służące. Delikatna satyna opadła na wypolerowaną do połysku podłogę, ale księżniczka zupełnie się tym nie przejęła. Jednym gestem zebrała materiał w urocze fałdki, po czym wysunęła jedną nogę do przodu, prezentując ją w niemal całej okazałości dzięki długiemu rozcięciu sukni.
- Jej Wysokość księżniczka Izabela!
Stojący przy drzwiach mężczyzna ogłosił wszem i wobec jej przybycie, po czym podał jej dłoń, ale dziewczyna szybko go odtrąciła. Nie potrzebowała jego pomocy przy zajęciu miejsca przy stole. Nie dzisiaj.
- Córeczko! - król natychmiast pojaśniał na twarzy, kiedy drzwi za jego córką się zamknęły. - Chodź, usiądź. Za chwilę zaczniemy jeść śniadanie.
Zwyczaj nakazywał, by córka ukłoniła się ojcu, zanim zajmie miejsce przy stole, tak więc Izabela podreptała w jego kierunku.
Serce jednak biło jej szybciej z zupełnie innego powodu.
- Tatusiu - zaświergotała, kiedy znalazła się tuż obok, i złożyła pocałunek na jego świeżo ogolonym policzku. Nadal pachniał mydłem. - Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać.
- Ależ cukiereczku, na ciebie nigdy nie muszę czekać!
Izabela uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami, po czym udała się na swoje miejsce tuż przy ojcu. Jeszcze nie podnosiła wzroku, choć wcześniej przesunęła wzrokiem po wszystkich osobach w sali. A to, co zobaczyła, przyprawiło ją o szybsze bicie serca. Och, tak długo na niego czekała! Wyobrażała sobie wiele razy, co zrobi, kiedy w końcu znów go zobaczy i na jaki temat przeprowadzi z nim rozmowę, ale w tym momencie czuła się sparaliżowana. A przecież obiekt jej westchnień siedział niemalże tuż obok, wystarczyło podnieść odrobinę wzrok i... A ten drugi! Och, nie spodziewała się, że plotki na temat jego urody będą kryły w sobie tyle prawdy!
Rumieńce wystąpiły na jej policzki, kiedy pomyślała, że może uda jej się zdobyć ich obu. Cóż, w końcu była księżniczką i miała prawo żądać pewnych rzeczy. Na ojca miała tak wielki wpływ, że nie musiała się obawiać odmowy z jego strony. Jeśli sobie tylko zażyczy...
- Lan, chyba po raz pierwszy siedzisz z Jego Wysokością przy jednym stole? - zagaił nagle Hale, a księżniczka poderwała do góry głowę. Co?
Dziewczyna, którą Izabela do tej chwili całkowicie ignorowała, pokiwała głową.
- To wielki zaszczyt, Wasza Wysokość.
Król uśmiechnął się.
- Och, nie rozmawiajmy tak formalnie. Wszyscy przy tym stole jesteśmy przyjaciółmi. To dotyczy również ciebie, panienko Lan Stovenhauer. Pamiętam oczywiście, że kiedyś zajmowałaś inną pozycję, ale teraz chylę głowę przed twoimi umiejętnościami.
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
W tym momencie otworzyły się boczne drzwi i do sali wmaszerowały służące z półmiskami pełnymi potraw w ramionach. Lan, która doskonale znała cały rytuał, z nostalgią w oczach obserwowała każdy ruch dziewcząt. Gdyby ponad rok temu Jue nie wstawił się za nią... Gdyby nie poznała Retha... Ta rutyna nadal byłaby dla niej codziennością.
Kiedy dziewczyny zostały odprawione, Izabela przekręciła lekko głowę, żeby porozmawiać z Jue. Irytował ją fakt, że jeszcze nie została skomplementowana. Jej ojciec oczywiście nie miał obowiązku tego robić, ale goście zdecydowanie powinni skomplementować jej dzisiejszy wygląd, w który włożyła tyle wysiłku.
Nagle jednak przyszło jej coś innego do głowy i spojrzała przebiegle na Lan.
- Ach, ja także cię pamiętam, chociaż wcale nie zwracam uwagi na te wszystkie nudne służące.
- Jakiż to zaszczyt, księżniczko - odparła beznamiętnie Lan, nakładając sobie sporą porcję sałatki z kurczakiem na talerz. Hale, który został posadzony po jej prawej stronie, nalał jej kawy z mlekiem do filiżanki.
- Byłaś taka niezdarna! Pamiętam, jak spadałaś z szafek, kiedy pucowałaś wszystkie te wysoko umocowane półeczki.
Lan nie dała się zbić z tropu. Na jej usta wypłynął leciutki uśmiech, który sam w sobie był ostrzeżeniem.
- Och, księżniczko, a ja pamiętam, jak wpadłaś w kupę końskiego łajna, kiedy wracałaś z jednej ze swoich eleganckich przejażdżek. Ten widok zapamiętam do końca życia.
Izabela poczuła, jak opada jej szczęka. Oczywiście, że pamiętała ten incydent... Ale była pewna, że nikt nie piśnie o nim nawet słówka! Wszyscy bowiem wiedzieli, co by się stało, gdyby odważyli się choć szepnąć komuś słówko na ucho o tej niefortunnej przygodzie.
Jue poruszył się nieco na krześle, a Hale nieco zbyt głośno odstawił na stół dzbanuszek i zabrał się za przeżuwanie plasterka szynki. Policzki podejrzanie mu płonęły.
- Och, córeczko! - Król oczywiście zaczął się niepokoić o swoją pupilkę. - Wszystko w porządku? To musiało być OKHROPNE!
Hale wydał z siebie dziwny charkot, ale Lan dała mu kuksańca w bok, więc ukrył twarz za filiżanką. Jue odkaszlnął. Chyba coś mu właśnie utkwiło w gardle. I chyba nawet był to śmiech, a nie kawałek chleba.
- Tatku, nie martw się, to było dawno temu!
- Ale to musiało być straszne, straszne... Dlaczego nikt mi nie powiedział?
- Nie chciałam robić afery... To był drobny incydent, tatku.
Król uniósł chusteczkę do oczu.
- Jesteś taka odważna, moje dziecko.
- Och, nie mówmy już o tym... Wolałabym pomówić o najnowszym nabytku Gildii. - W tym momencie Izabela znacząco spojrzała na Hale'a. Chłopak nadal nie radził sobie z zachowaniem pokerowej twarzy, ale słowa dziewczyny najwyraźniej trochę go otrzeźwiły.
- Hale zapowiada się na doskonałego Łowcę, Wasza Wysokość - odpowiedział zamiast niego Jue. - I tak się składa, że jest moim partnerem.
Król kiwnął głową.
- Bycie Łowcą to wielki zaszczyt, młodzieńcze. Mam nadzieję, że dobrze będziesz służył swoim Mistrzom.
- Oczywiście - odparł Hale, energicznie kiwając głową, gdyż Jue kopnął go pod stołem w nogę. A przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż stół był dość szeroki i kopanie kogoś w nogę pod nim wydawało się niemożliwe. - Dam z siebie wszystko... Hm, to znaczy w granicach przyzwoitości.
Izabela zwróciła jednak uwagę na inne słowa.
- Partnerem? Wydawało mi się, że Łowcy inaczej dobierają się w pary?
Jue pozwolił sobie tylko na drgnięcie kącika ust, prawie niezauważalne.
- Cóż zrobić? Miłość tak niespodziewanie między nami zakwitła...
Teraz Lan wydała z siebie jakiś dziwny odgłos, więc Hale kopnął ją lekko pod stołem.
- Mi... Miłość?! - powtórzyła wyraźnie oszołomiona Izabela.
- Hej, nie opowiadaj tylko żadnych świństw przy stole - pouczył go inżynier, przełykając kolejny plasterek wędzonej szynki. Wydawał się nieporuszony tematem.
- Właśnie, właśnie! - przytaknęła Lan, smarując kromkę pachnącego chleba żółtym masłem. - Ja się już tego wszystkiego nasłuchałam za wszystkie czasy, podziękuję. Niech Wasza Wysokość nie pozwoli mu się rozgadać, bo jak popłynie...
Król znieruchomiał, trzymając widelec w powietrzu.
- Jesteście razem?
Jue energicznie skinął głową.
- Jakby mnie piorun strzelił, Wasza Wysokość.
- Och, no cóż... Gratuluję.
Na długą chwilę zapadła najbardziej krępująca cisza na świecie, zakłócana tylko odgłosami uderzania widelców o talerze. Jue nie pokazywał po sobie rozbawienia, ale prawda była taka, że miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Był bowiem całkowicie pewien, że zarówno księżniczka, jak i jej ojciec, wyobrażają sobie, jak wygląda jego związek z Hale'em. Obrazy, które pojawiały się w ich głowach, musiały być absurdalne.
Pierwsza otrząsnęła sie Izabela.
- A ty, Lan?
Dziewczyna spojrzała na nią bez cienia uśmiechu w oczach.
- Och, ja jestem tylko mało ważną uczennicą, która podpatruje pracę Mistrza Metro.
Księżniczka westchnęła.
- Czy będziemy mogły chwilę porozmawiać... na osobności, kiedy skończymy jeść?
Lan lekko drgnęła, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, ale w końcu tylko skinęła głową. Odmowa zostałaby uznana za afront, a dziewczyna naprawdę nie miała ochoty popadać w kłopoty zaraz na początku swojej kariery.
- Coś cię martwi, córeczko? Wiesz, że ze mną także możesz porozmawiać od serca, prawda?
Izabela pokiwała głową.
- Tylko troszkę poplotkujemy, tatku. Nie ma czym się martwić.
Lan po raz pierwszy pojawiła się w pokoju Izabeli nie jako służąca, ale jako wolna osoba, która rzeczywiście mogła porozmawiać z księżniczką na byle jaki temat, nie używając przy tym zwrotów ,,tak, Wasza Wysokość" i ,,natychmiast, Wasza Wysokość". Właściwie nawet nie musiała się zgadzać na wysłuchiwanie jej żali, ale coś jej mówiło, że nie powinna uciekać. W końcu niecodziennie księżniczka zapraszała kogoś na rozmowę w cztery oczy... Właściwie wbrew sobie Lan poczuła zaciekawienie.
Izabela z westchnieniem usiadła na taboreciku przy toaletce z czarnego drewna.
- A teraz mów prawdę, dziewczyno. O co chodziło Jue?
Lan uniosła lekko brwi.
- Przepraszam?
- Nie udawaj głupiej! Ja też nie jestem idiotką, jeśli już przy tym jesteśmy. Wiem, że Jue nie może być związany z drugim mężczyzną... Nie w ten sposób! I wiem, że ty znasz prawdę.
Lan oparła dłonie zwinięte w pięści na biodrach. Ach, mogła się tego spodziewać. Z jakiego innego powodu ta cudowna osóbka chciałaby ją widzieć w swoich prywatnych komnatach? Oczywiście, że musiało chodzić o Jue! Co bowiem innego mogło ją interesować?
- Ale to, co Mistrz powiedział, to prawda. On i Hale są związani więzią. Każdy Łowca w Gildii to potwierdzi.
Dziewczyna nie zamierzała dodawać, że ona także jest częścią tej więzi. Nie było powodu, by to robiła. Izabela nie musiała znać zawiłości ich partnerstwa.
Księżniczka zerwała się na równe nogi z taboreciku. W jej oczach płonął ogień.
- Łżesz! Natychmiast odwołaj te słowa, bo inaczej...!
- Bo inaczej co? - prowokowała Lan. Pewniej stanęła na rozstawionych nogach. - Pozwól, że pozbawię cię złudzeń: ty jesteś w tej chwili zupełnie bezbronna, a ja mam strażnika na moje rozkazy. Jeśli będziesz coś kombinować, rozkażę mu cię spacyfikować.
Jej głos był spokojny. Nie wyrażał gniewu, strachu czy dumy. Stwierdzała po prostu fakt.
- Ty mała żmijo...
- Na twoje szczęście nie dosłyszałam tej obelgi - prychnęła Lan. Oczy jej pociemniały. - Czy to wszystko, co chciałaś wiedzieć?
Izabela zmieniła się na twarzy. Usiadła jednak z powrotem na taborecie.
- Hej, ty. Mam zamiar dostać Jue. On jest mój, tak postanowiłam. I będzie mój. Ty go do mnie przyprowadzisz.
Ton jej głosu zdradzał, że wcale nie żartuje. Lan jednak wcale się nie bała. Czuła, że Jue ją obserwuje poprzez Retha, który wypłynął na granicy jej świadomości. Czuła go, ale nie widziała, co znaczyło, że patrzył jej oczami i słuchał jej uszami, ale nie mógł interweniować. I wcale nie musiał, bo na straży stał już Zero, wypełniając pole jej widzenia.
- Księżniczko... On nie jest i nie będzie twój, już mówiłam. Jest związany z Hale'em.
- Wcale mnie to nie obchodzi. Zniszczę jego... ciebie... kogokolwiek, jeśli stanie mi na drodze. Chyba nie znasz władzy, jaką dzierży w swoich rękach rodzina królewska?
Lan rozłożyła ręce.
- Co ja mogę? Przecież mówię, że Jue nie jest dostępny. Jeśli dostaniesz kosza, to już nie będzie moja wina.
- Słuchaj, możemy się nawet podzielić. Ja dostanę Jue, a ty tego drugiego... jak mu tam. W każdym razie nie ucierpisz.
Zero, który tylko unosił się kilka centymetrów nad ziemią, w milczeniu obserwując Izabelę, nagle się zaśmiał. Cień czarnych skrzydeł na suficie zadrżał.
- Ej, dlaczego jesteście dla niej tacy niedobrzy? - zapytał. - Ona po prostu chce, żeby ktoś ogrzał jej łóżko... Czy jak to tam ładnie ujmujecie.
Lan rzuciła mu mordercze spojrzenie, co dla Izabeli wyglądało tak, jakby gromiła wzrokiem powietrze. Zaśmiała się na ten widok, sądząc, że dziewczyna zaczyna tracić zmysły.
- Może się tym zajmiesz, Zero? - zapytała tymczasem Lan, nie troszcząc się zupełnie o to, jak księżniczka zacznie ją postrzegać.
- Ranisz moje uczucia, mała Lan - odparł Zero, w dramatycznym geście chwytając się za serce. - Wystarczyło mi sypianie z wiedźmą... Hm, przynajmniej miała lepsze ciało niż ta tutaj. Chociaż... nadal jest niczego sobie.
- Zero...
- Ej, co ty wyprawiasz? - zaniepokoiła się Izabela. Nie lubiła być ignorowana.
Lan spojrzała na nią obojętnie.
- Nic takiego, po prostu rozmawiam z moim strażnikiem. Jest tuż obok, więc nie radzę próbować żadnych sztuczek.
- Co? Tu nikogo nie ma!
- Mam się ujawnić? - zapytał Zero.
Lan wysłała mu z niemałym wysiłkiem telepatyczną wiadomość, żeby tego nie robił.
- Czekam na twoją odpowiedź.
- Moja odpowiedź się nie zmieni! - odparła z westchnieniem Lan. - Nic nie można w tej sprawie zrobić.
Izabela przez długą chwilę siedziała cicho, po prostu wpatrując się w Lan. Dziewczyna znosiła natomiast to spojrzenie tylko dlatego, że była ciekawa tego, co się stanie później.
Nagle Izabela wzruszyła ramionami i wstała.
- Niech będzie. To przynajmniej pójdę się pożegnać z gośćmi. Ty też możesz odejść.
Lan wzruszyła ramionami. Izabela nie musiała nią dyrygować, wyszłaby z własnej woli.
Stali właśnie na schodach, żegnając króla, kiedy zjawiła się Lan w towarzystwie księżniczki, jednakże tylko Izabela wydawała się być zadowolona z towarzystwa. Cała w uśmiechach zajęła miejsce u boku ojca i zaczęła żegnać się z gośćmi, kiedy nagle klasnęła w dłonie i wydała z siebie zadowolone ,,och!".
- Tak, córeczko? - zainteresował się jej ojciec, najwyraźniej gotów do odejścia.
- Ależ ojcze! Dowiedzieliśmy się dzisiaj o tak wspaniałej rzeczy, ale nawet nie pogratulowaliśmy naszej nowej parze!
- Hm... Rzeczywiście.
- O co chodzi? - zapytał Hale, niecierpliwiąc się. Chciał jak najszybciej zacząć oddychać pełną piersią.
- O nic takiego, naprawdę - zapewniła Izabela, a w jej oczach pojawił się błysk. - Tylko rozumiecie, jest taki zwyczaj, że młoda para Łowców powinna otrzymać błogosławieństwo od swojego władcy, ale zanim to nastąpi, musi dać mu dowód swego uczucia. Ot, na przykład pocałunek...
- Nie słyszałem o czymś takim - zaoponował Jue, unosząc brwi. Skierował wzrok na króla, chociaż wiedział, że ten na pewno poprze pomysł swej córki. Nieważne, jak absurdalny by nie był.
- Ależ dlaczego nie? - zgodził się król, uśmiechając się. - Chętnie to zrobię.
- Jestem tylko ciekawa, czy nasza nowa para tak chętnie pokaże nam dowód swego uczu... cia...
Jue nie czekał, aż księżniczka skończy mówić. W końcu i tak tylko ich prowokowała, chcąc udowodnić całemu światu, że okłamali króla przy śniadaniu. Gdyby to okazało się prawdą, mieliby przechlapane. W końcu Arcymistrz od lat utrzymywał przyjazne stosunki z władcą, nie było więc powodu, by między Gildią a zamkiem królewskim panowała niezgoda.
Hale był wyższy od niego, więc Jue z grymasem irytacji zmusił go do pochylenia się, ciągnąc za kołnierzyk koszuli.
- Co... Mmm?!
Jue wiedział, że łącząca ich więź zrobi swoje, ale i tak nie był przygotowany na falę uczuć, która nim zawładnęła, kiedy ich wargi się spotkały. Odskoczyłby, gdyby mógł, ale wiedział, że to akurat jest ważne, więc po prostu dał się porwać emocjom - na tyle, na ile potrafił. Sytuacja jednak, w której się znalazł, była dla niego tak wyjątkowa, że instynktownie się zatrzymał, zastanawiając, co właściwie powinien zrobić. Oczywiście mógł się wcześniej wymądrzać, ale prawda była taka, że nie miał zielonego pojęcia o tym, co powinien w tej sytuacji zrobić.
Ta chwila wahania jednak uratowała ich oboje. Jue odsunął się, biorąc głęboki oddech. Serce biło mu w piersi nadzwyczaj szybko, ale myśli miał uporządkowane. Z równowagi nie wytrącił go nawet Hale, czerwony niczym piwonia, dłonią zakrywający swoje usta. Było mu wstyd, to Jue wyczuwał, ale nie wydawał się kompletnie wytrącony z równowagi.
Odwrócił się więc w kierunku księżniczki.
- Wystarczy? - zapytał. - Czy taka demonstracja uczuć wystarczy? Czy zaspokoiliśmy twoją ciekawość, księżniczko? Izabela wyglądała na wstrząśniętą. Lan kierowała wzrok gdzieś w bok, wiercąc czubkiem buta dziurę w kamieniu. Oczywiście bezskutecznie. Zmieszanie widoczne na jej twarzy wskazywało na to, że i ona odczuła tę burzę uczuć, która nimi zawładnęła, chociaż bezpośrednio nie uczestniczyła w pocałunku.
- Chłopcy, wracajcie do swoich zajęć - ponaglił król, machając dłonią. On jeden wydawał się niewzruszony, najwyżej troszkę rozbawiony. - I ty, panienko! I tak zbyt długo was zatrzymaliśmy.
- Dziękuję, Wasza Wyskość. Do następnego razu - odparł Jue, kłaniając się.
Wzrok Izabeli prześladował go jednak aż do celu ich misji.
***
Od autorki: Jestem w stanie powiedzieć tylko jedno: O_OWTF JUST HAPPENED
Ale muszę przyznać, że scena całkiem przyjemna... znaczy była taka w mojej wyobraźni. A Izabela wyszła świetnie! Dokładnie tak, jak chciałam. Lan wyszła jeszcze lepiej.
A pocałunek to mistrzostwo świata.
Ha. HaHa. MUWAHAHA! Jestem zUa i nie boje się przyznać!
MWAHAHAHAH! Hale ma przechlapane! Iza skupiła na nim cała swoją uwagę! :] MWAHAHAH! Lan jest genial;na! WSPANIAŁA! CUDIOWNA! zAPIERAJĄCA DECH W PIERSIACH! wspaniale Ci wyszła:D
OdpowiedzUsuńO mój boze! Nawet jue który panuje nad emocjami stracił nad sona kontrolę! hahaha well done girl! :D
ale Iza tez niezle wybrneła :D zbagatelizowała problem hehe :D czy ona jest przyszłą królowa czy szczesliwym trafem ma starszego brata? :-D panstwo pod jej rządami chyba szybko upadnie....:D
O MOj słodki ramenie! No to jednak Jue znalazł sposob by uwolnic sie od izki :D siebie i hale ahhaha! Tego sie mozan było spodziewac po geniuszu!:D
Hahahah! i król nie wiedział co powiedzieć, ale wybrnął gratulacjami (chyba troche nieszczerymi :P)
nie wiem jak skomentować wizyte lan w sypialni iabeli. dziewczynka pokazała klasę, izabela dno, czyli jak się spodziewałam :D ale zero by sie przydał... może jakos by z nia poflirtował i wtedy izka odczepiłaby sie od chłopaków za to doczepiłaby się do zero? :-P nie wróże przyszłości temu panstwu... przeciez ona sobie załozy meski harem :O
OMG! no pięknie czyli teraz nie ważne kto kogo pocałuje, cała teójka będzie to odczuwać.. przechlapane! zero tajemnic :O wspolczuje..... izka chciała mieć trójkącik, ale to Lan udało się taki zdobyć :P
no to na koniec dodam: FIRST! :D
Robiłam, co w mojej mocy, by Lan wyszła tu na silną i niezależną dziewczynę, którą się stała - najwyraźniej wszystko wyszło tak, jak trzeba :D Ach, ale ona nie zostanie królową na ziemiach Jaew - dziedziczy najstarsza córka, a Iza jest najmłodsza z trzech. Dlatego też robi, co chce, bo żadna wielka odpowiedzialność nie spoczywa na jej ramionach.
UsuńNo oczywiście, że Jue musiał wspomnieć o ich cudownej więzi! Patrz, jak się przydaje w odstraszaniu natrętnych fanek! :D
Nie, nie, Zero zostawmy w spokoju. Biedak i tak już za dużo czasu spędził w ramionach wiedźmy, nie wysyłajmy go w ramiona drugiej! Chłopak by się załamał nam jeszcze!
A, bo jestem takim trollem i nie dam tej trójce spokoju :D Bycie moim ulubionym bohaterem ma swoją cenę hahahaha XD
no i patrzcie co z człowiekiem zrobia zagraniczne studia.. :( daje znac ze wiem o rozdziale i skomentuje oraz przeczytam jutro z braku wolnej chwili i zamykających sie ze zmeczenia powiek :( mam nadzieje ze rozumiesz :*
OdpowiedzUsuńmatk jedyna, Iza jest straszna modnisia. ja rozumiem ze Jue przyjeżdza i ona, jako ksiezniczka chce zrobic na nim wieeeelkie wrazenie ale bez przesady no :/ szpilki dziesieciocentymetrowe? no dobra, ja wytrzymalam cale wesele na 12centymetrowych, ale nastepnego dnia chiodzic nie moglam... xD
OdpowiedzUsuńile wlasciwie iza ma lat? xD i takie rozciecia na sukni? o matko jedyna, nie bede mowic jaki obraz mi sie przed oczami wymalowal...
Boże jedyny ile słodyczy O.o aż mi sie słabo robi... xD lubie słodkoscii ale takie cukierowanie we wszystkim mnie przeraza... xD
Trójkącik sie maży Izie, nie? nie bede sie zastanawiac co z tego wyniknie, bo chyba tak bedzie lepiej dla mojej psychiki.. xD
"Och, księżniczko, a ja pamiętam, jak wpadłaś w kupę końskiego łajna, kiedy wracałaś z jednej ze swoich eleganckich przejażdżek. Ten widok zapamiętam do końca życia. " HAHAHAHA! Powiem tak, Lan wyszła świetnie! ona staje sie chyba coraz bardxziej podobna do Jue! hahah xD czy to skutek uboczny więzi? ;p
" Cóż zrobić? Miłość tak niespodziewanie między nami zakwitła... " BUAHAHAHAHAHAHA! Limetko, ja po prostu nie moge! Jue tez jest cudowny, musialas miec takiego powera jak to pisałaś ze nie wiem xD Rozdizał jest fantastyczny chociaz dopiero przeczytałam niewiele ;p
Cała rozmowa z królem jest genialna. zastygnięcie w bezruchu z widelcem w polowie drogi do ust.. cudnie xd
ŁO MATKO. Iza to zło wcielone. nie wiem co mam o tym myślec...
jakbym miala troche wiecej czasu bym napisała wszystko co mysle o rozcdziale ale niestety musze leciec :( Kto by pomyslał ze bede miala tyle na głowie skoro mam jeszcze 10 dni do rozpoczęcia zajęć O.o Rozdział fantastyczny :* Kolejny przeczytam jak wróce z tańców :D:*
Haha, dla Izki nie istnieje takie słowo jak ,,przesada" - dla niej wszystko jest w dozwolonych granicach ;d No niby ma mieć teraz już 18 lat, ale to nadal chyba za mało w jej przypadku xd Ha! A to cuekirkowanie to takie miało być - obrzydliwie przesłodzone haha :D
UsuńTrójkącik... hm... Mi też się marzy :D Jue, Hale i Lan... hm... Ale nie musi między nimi dochodzić do czegokolwiek, ale ten przyjacielski trójkącik całkowicie mi wystarczy :)
Haha, to skutek uboczny dorastania ;p Lan, żeby przetrwać w Gildii, musiała się w końcu nauczyć tego i owego. O nie, ona nie da sobą pomiatać. Nikomu. Księżniczka księżniczką, ale Lan może zetrzeć ją na proch jednych kichnięciem, ot co.
No, no, to ty teraz nie będziesz miała czasu na to, by meldować się pierwsza pod rozdziałem, Liściak przejął tę przyjemność haha :D Ucz się tam ładnie... i relaksuj póki możesz ;p