Caiel nie był nikim wyjątkowym. Mieszkał w ,,lepszych slumsach" istniejących w piątym kręgu Piekła - nie było to najlepsze miejsce, biorąc pod uwagę fakt, że na siódmym, czyli całkowitym dole, znajdowała się Katownia, czyli miejsce płaczu i zgrzytania zębów. Ognie płonące w tym kręgu były tak gorące, że potrafiły same z siebie wybuchać, a para przelatywała przez krąg szósty i piąty, tworząc małe gejzery wyskakujące z ziemi. Z tego też powodu krąg ten nie był najbardziej popularnym miejscem w ogóle - strefy mieszkalne nazywano lepszymi slumsami, ponieważ, jak głosiła plotka, życie w piątym kręgu było lepsze niż w szóstym, ale dla Caiela to było piekło w swej najczystszej postaci. Powietrze było ciężkie i lepkie, ziemia sucha i szara niczym popiół. Nie było tu żadnej roślinności ani tak zwanych ,,widoków". Domy z czarnego kamienia stały ściśnięte obok siebie i nie wyróżniały się na tle zasnutego czarnymi chmurami nieba. Uliczki były ciasne, pełne najgorszych mętów, jakie piekło mogło zaoferować. Caiel czuł się wśród nich niczym anioł, chociaż do szpiku kości był demonem.
Wciąż trwała tu walka o przetrwanie, o zakurzony kąt, który można było nazwać swoim, i dominację. Caiel był silniejszy od pospolitych mętów, ale o wiele słabszy od prawdziwych szych, którzy dawno temu opuścili ten zapomniany przez Boga zakątek Piekła. Niestety, nowi wciąż przybywali i trzeba było dowodzić swej siły.
Caiel był tym wszystkim zmęczony: powietrzem, którym prawie nie dało się oddychać, gorącym popiołem pod stopami i nieustającym hałasem, który dochodził niemal zewsząd, kiedy demony walczyły między sobą. Do tego nie można było się przyzwyczaić.
Nie pamiętał już, od kogo dowiedział się o możliwości bycia strażnikiem - oczywiście, musiałby się podporządkować swojemu podopiecznemu, bo tak to działało, ale wszystko to brzmiało dla niego niczym zbawienie. Nie miał jedynie pojęcia, kto decydował o przydzielaniu demonów do nienarodzonych dusz ludzi. Doszły go jakieś słuchy, że trzeba było zgłosić się do głównej siedziby Lucyfera, gdzie jego osobisty skryba notował imiona i po pewnym czasie każdemu przydzielał konkretną osobę.
Cóż, Caiel nie miał możliwości przeniesienia się do tej siedziby, gdyż znajdowała się w pierwszym kręgu, miejscu niemal świętym. Nigdy tam nie był i nie słyszał żadnych plotek na temat tego miejsca - nikt z rezydentów kręgu piątego nie mógł się przecież wybić, a jeśli nawet, to tam zostawał - ale lubił sobie to miejsce wyobrażać: z czystym powietrzem, pięknymi willami z białego marmuru i szkła, wieżyczkami strzelającymi w niebo oraz widoczkami, czyli miejscami, gdzie woda była czysta, a piasek miękki.
W piątym kręgu piekła nie można było niczego takiego doświadczyć.
Tracąc nadzieję na opuszczenie tego miejsca, pewnego dnia usłyszał głos. Piękny, czysty, dźwięczny głos młodej dziewczyny, który zdał się mu głosem samego Wszechmogącego. Z nabożnym lękiem padł na kolana, trzęsąc się jak galareta. Nie miał pojęcia, co powinien w tej sytuacji robić, więc przykleił czoło do brudnych desek podłogi i czekał. Bał się poruszyć palcem.
- Chodź, chodź do mnie, śliczny Caielu.
Wołanie miało w sobie pewną tęsknotę, która przywołała łzy do jego oczu. Zapominając, ze jest tylko brudną istotą z pogrążonego w mroku Piekła, odpowiedział na to wezwanie. Podniósł głowę, ze strachem rozejrzawszy się dookoła.
- Wyciągnij rękę, jeśli chcesz pójść za mną.
Zrobił, jak głos mu kazał... i w tym samym momencie poczuł, jak coś z potężną siłą zaczyna go ku sobie zasysać. Krzyk zamarł na jego ustach, kiedy jego ciało zaczęło się jakby przez coś przeciskać - wokół niego zapadła nieprzenikniona ciemność. Coś zacisnęło się na jego klatce piersiowej, pozbawiając możliwości oddychania.
Wszystko to trwało jednak kilka sekund. Potem wylądował bokiem na zimnej podłodze, obijając sobie przedramię. Natychmiast poderwał się na nogi i rozejrzał dookoła. Nie rozpoznał jednak swojego otoczenia: mebli z brązowego drewna, palących się na stoliku świeczek i dziewczyny, która właśnie podnosiła się z klęczek.
- Co... Gdzie...?
- Przepraszam, jeśli sprawiłam ci kłopot tym przywołaniem, ale nie jestem w tej sztuce najlepsza. Starałam się jednak nie wyrządzić ci krzywdy... Nic ci się nie stało, prawda?
Caiel, oszołomiony, potrząsnął głową. Dziewczyna o mlecznobiałych włosach odetchnęła z wyraźną ulgą, a potem posłała mu szeroki uśmiech.
- Na pewno chcesz zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Przeciąganie przez międzywymiarowy tunel musiało być dla ciebie bardzo nieprzyjemne. Chodź!
Tak właśnie Caiel poznał Teię. Tamtego wieczoru, kiedy go przywołała, poprzysiągł jej w myślach wierność po wsze czasy - z Teią u boku nie bał się nawet powrotu do piątego kręgu Piekła. Może nie zawsze udawało mu się okazywać dziewczynie, jak bardzo jest jej wdzięczny za wyciągnięcie go z czeluści piekielnych, ale jego oddanie było prawdziwe.
Nie było więc mowy o tym, by nie usłyszał wołania Teii, kiedy znalazła się w niebezpieczeństwie. Nie zastanawiał się ani chwili nad tym, co powinien zrobić - zamierzał, jak zawsze, podać dziewczynie pomocną dłoń. Tak długo, jak istniał, nie mógł pozwolić na to, by ktoś skrzywdził ,,jego dziewczynkę", jak ją nazywał w myślach.
Absolutnie nikt, bez jego zgody, nie mógł położyć na niej swych brudnych łap. Caiel zamierzał zabić każdego, kto tylko by spróbował.
Reth postanowił, że żadnym gestem nie okaże, jak bardzo ma ochotę kogoś kopnąć. A konkretnie kogoś, kto musiał trzymać go za rękę, żeby znowu czegoś nie odwalić. Uważał się jednak na profesjonalistę i tylko drżący jak osika na wietrze pompon jego czapki zdradzał, jak bardzo jest wyprowadzony z równowagi. Nigdy bowiem nie przypuszczał, że będzie szedł za rękę z demonem. Facetem.
Tak, wiedział, że więź była jego winą. To nie Claw się pchał do tego, by się z nim związać. W dodatku przyjął ten fakt ze spokojem... No, może trochę się naśmiewał z Retha, ale ogólnie nie zrobił nikomu awantury z tego powodu. A jakby się zastanowić, to nawet się nie rzucał, kiedy Lucyfer oddelegował go do stworzenia więzi z Hale'em - tylko po to, by ukrócić działania wiedźmy.
Z jakiegoś powodu Claw podchodził do tego wszystkiego dość biernie. Czasem sobie pożartował z tego czy owego, ale ogólnie nigdy nie powiedział nikomu ,,nie", a polecenia Hale'a wykonywał bez mrugnięcia.
Mimo to, trzymanie go za rękę strasznie Retha irytowało. W końcu musiały istnieć jakieś granice, prawda? To rozwiązanie było oczywiście lepsze od ponownego opętania Clawa, ale czy naprawdę nie było innego sposobu?
Nagle Jue dał im znak, by się zatrzymali. Reth odetchnął, puszczając Clawa. Nareszcie!
- Coś się zbliża - oświadczył Jue, zadzierając głowę.
- Znam tego kogoś. Współpracuje z tą dziewczyną, Teią - powiedział Claw. - Może nas do niej doprowadzi i oszczędzi wielu godzin błądzenia wśród tylu budynków.
Jakby na potwierdzenie jego słów, na niebie pojawiła się ciemna sylwetka w kształcie krzyża, za co odpowiedzialne były rozpostarte skrzydła za jej plecami. Claw uniósł dłoń do ust i krzyknął ,,Heeeeej!", machając wolną ręką, żeby zwrócić na siebie uwagę. Sylwetka posłusznie zaczęła pikować w dół.
- Czy to na pewno dobry pomysł? - zapytał Hale. - Skąd możemy wiedzieć, że nie rzuci się nam do gardeł?
Nikt nie zdążył mu odpowiedzieć, gdyż Caiel właśnie lądował między nimi. Claw uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu, podczas kiedy demon złożył mu ukłon pełen szacunku. Wzrok miał jednak rozbiegany, jakby coś go rozpraszało.
- Kolejny piękny chłopiec? - zrzędził dalej inżynier, wwiercając wzrok w przybysza. - Co jest z tymi demonami?
Czarnowłosy Caiel nie odpowiedział na jawną zaczepkę. Najwyraźniej nie miał czasu wdawać się w czcze dyskusje na temat swojej urody, o którą się przecież nie prosił. Jego ciemnomiodowe oczy spoczęły na Clawie.
- Co się stało z Teią? Gdzie jest?
- Właśnie jej szukamy - odpowiedział zgodnie z prawdą strażnik Hale'a. - Przydałaby się nam jednak pomoc kogoś, kto jest w stanie ją wytropić.
Caiel z roztargnieniem pokiwał głową.
- Coś tu śmierdzi - oświadczył. - Musimy się pośpieszyć.
- Jesteś w stanie zaprowadzić nas do Teii? - zapytał Jue.
- Tak. Chodźcie!
Teia powoli traciła nadzieję na to, że ktoś ją uratuje. Możliwe, że cały budynek był magicznie zablokowany. Możliwe, że był nawet ukryty przed niepożądanym wzrokiem tych, którzy chcieliby go odszukać. Istniała też możliwość, że Łowcy jednak wycofali się i wrócą dopiero z posiłkami. Wiedziała jednak, że dla niej będzie już za późno.
Kiedy mówili o deprawacji, mogli mieć na myśli wiele rzeczy. Od momentu, w którym ocknęła się przywiązana do krzesła, nie mogła przestać myśleć o rzeczach, do których ją zmuszą. Zrozumiała jednak tyle, że potrzebują jej ciała w stanie nietkniętym, żeby jakaś ich ,,pani" mogła je przejąć. Najwyraźniej źle by się stało, gdyby weszła do ciała, którego wartość byłaby w jakiś sposób umniejszona. Planowali prawdopodobnie dać jej coś do jedzenia albo picia. I wiedziała, że nie pozostawią jej dużego wyboru.
Jako czarownica wiedziała, co powinna zrobić, kiedy znajdzie się w takiej sytuacji. Mimo, iż krępowały ją więzy blokujące magię płynącą w jej żyłach, znała sposób na to, by uwolnić się od losu gorszego od śmierci. Każda siostra się tego uczyła, choć ciężko było tego słuchać. Każda czarownica wiedziała, że jej ciało nie może dostać się w niepowołane ręce. Posiadało ono zbyt wiele magii, zbyt wiele mocy.
Jeśli będzie musiała, zrobi to, co każda siostra zrobiłaby na jej miejscu. Zatrzyma bicie swojego serca za pomocą magii uwięzionej w jej ciele.
Wyglądało jednak na to, że zostawili ją samą. Nie wiedziała, gdzie jest - siedziała w zamkniętym, ciemnym pomieszczeniu. Potrafiła jednak przyzwyczaić oczy do podobnego otoczenia. W sytuacji jednak, w której się znalazła, nawet dobry wzrok jej nie pomógł. Najwyraźniej została zamknięta w blokującym magię pomieszczeniu, skąd nikt nie mógł usłyszeć jej krzyków.
Sprytnie.
Mimo to, jeszcze nie traciła nadziei. Nie do końca. Wierzyła bowiem w swoich towarzyszy.
Nagle usłyszała jakby odgłos skrobania nad swoją głową. Szybko zadarła głowę, przy przyjrzeć się zjawisku, ale nic nie zobaczyła. Myszy...? Całkiem możliwe, że miały gdzieś swoje gniazdo. Uwielbiały takie miejsca, jak ciemne podziemia, pełne odpadków spadających tuż pod ich łapki.
Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż drzwi pomieszczenia ze straszliwym jękiem otworzyły się na całą szerokość. Do środka nie wpadło żadne światło, ale Teia nadal dobrze widziała w ciemnościach, więc bez problemu zobaczyła olbrzyma wchodzącego do środka. W prawej dłoni trzymał małą miseczkę, z której unosił się podejrzanie ostry zapach.
- Wypij - powiedział obojętnym tonem głosu, podstawiając jej miseczkę z zawartością niemal pod nos.
W naczyniu znajdowała się krew. Tak, jak myślała.
- A co, jeśli odmówię?
- Wleję to w ciebie siłą... albo wymyślę coś gorszego. Chcesz sprawdzić, do czego jestem zdolny?
Nad jej głową znowu rozległ się odgłos skrobania, tym razem głośniejszy. Nawet olbrzym spojrzał w górę, w czym Teia zobaczyła swoja szansę. Odchyliła się na krześle i wyprostowała nogi, mierząc w podbródek. W tym samym momencie jednak sufit zwalił się nią i olbrzyma z hukiem.
- Co...
Nic na nią nie spadło, gdyż ktoś rozpiął nad jej ciałem solidną barierę.
Miała ochotę krzyczeć z radości. Zamiast tego poczuła jednak, jak do oczu napływają jej łzy.
- Delta!
- Jestem! - odkaszlnął Caiel, otrzepując się z kurzu.
Reth i Claw stanęli do walki z olbrzymem, który wydał z siebie ryk wściekłości i nagle rozpadł się na trzy niemal przezroczyste dusze. Z miski, którą upuścił, zaczął unosić się czarny dym.
- Wszystko w porządku? - zapytał Jue, rozpinając kajdany i pomagając jej wstać. Hale odsuwał od niej gruz. - Nic ci nie zrobili?
Teia potrząsnęła głową.
- Nie, nic mi się nie stało... Dziękuję, że po mnie przyszliście.
- To zasługa twojego przyjaciela - oznajmił Jue, kiwając głową w stronę Caiela, zajętego odcięciem ich od toczącej się szarpaniny między Clawem, Rethem i wściekłymi duszami, które rzeczywiście okazały się być Szarymi Aniołami. Znikały z pola widzenia strażników, by sekundę później z wrzaskiem ich zaatakować. Reth rzucał ogniem na prawo i lewo niczym rozjuszony lew, a Claw ciął powietrze szalonymi ruchami. Nic więc dziwnego, że Caiel wolał pozostać w tyle.
- Musimy znaleźć artefakt - przypomniała Teia, wstając z pomocą Jue i Hale'a. - To dzięki zapisanym w niej zaklęciom dzieją się w tym mieście te wszystkie rzeczy.
- Nie ma sprawy, mam ochotę skopać komuś tyłek za wodzenie nas za nos - oświadczył Jue. - Poza tym, nie możemy wrócić do Gildii z pustymi rękami.
Teia uśmiechnęła się nieznacznie. Miała rację!
- Dołączę się do kopania tego tyłka - zgłosiła Teia. - I połamania kilku kości... Nie musicie dostarczać tych złych w nienaruszonym stanie, prawda?
- To nawet lepiej, jak nie będzie mógł stanąć przed Arcymistrzem, ponieważ staruszek woli ich wszystkich w pozycji leżącej.
- To się dobrze składa, bo mam z pewną osobą rachunki do wyrównania.
Tak, wiedział, że więź była jego winą. To nie Claw się pchał do tego, by się z nim związać. W dodatku przyjął ten fakt ze spokojem... No, może trochę się naśmiewał z Retha, ale ogólnie nie zrobił nikomu awantury z tego powodu. A jakby się zastanowić, to nawet się nie rzucał, kiedy Lucyfer oddelegował go do stworzenia więzi z Hale'em - tylko po to, by ukrócić działania wiedźmy.
Z jakiegoś powodu Claw podchodził do tego wszystkiego dość biernie. Czasem sobie pożartował z tego czy owego, ale ogólnie nigdy nie powiedział nikomu ,,nie", a polecenia Hale'a wykonywał bez mrugnięcia.
Mimo to, trzymanie go za rękę strasznie Retha irytowało. W końcu musiały istnieć jakieś granice, prawda? To rozwiązanie było oczywiście lepsze od ponownego opętania Clawa, ale czy naprawdę nie było innego sposobu?
Nagle Jue dał im znak, by się zatrzymali. Reth odetchnął, puszczając Clawa. Nareszcie!
- Coś się zbliża - oświadczył Jue, zadzierając głowę.
- Znam tego kogoś. Współpracuje z tą dziewczyną, Teią - powiedział Claw. - Może nas do niej doprowadzi i oszczędzi wielu godzin błądzenia wśród tylu budynków.
Jakby na potwierdzenie jego słów, na niebie pojawiła się ciemna sylwetka w kształcie krzyża, za co odpowiedzialne były rozpostarte skrzydła za jej plecami. Claw uniósł dłoń do ust i krzyknął ,,Heeeeej!", machając wolną ręką, żeby zwrócić na siebie uwagę. Sylwetka posłusznie zaczęła pikować w dół.
- Czy to na pewno dobry pomysł? - zapytał Hale. - Skąd możemy wiedzieć, że nie rzuci się nam do gardeł?
Nikt nie zdążył mu odpowiedzieć, gdyż Caiel właśnie lądował między nimi. Claw uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu, podczas kiedy demon złożył mu ukłon pełen szacunku. Wzrok miał jednak rozbiegany, jakby coś go rozpraszało.
- Kolejny piękny chłopiec? - zrzędził dalej inżynier, wwiercając wzrok w przybysza. - Co jest z tymi demonami?
Czarnowłosy Caiel nie odpowiedział na jawną zaczepkę. Najwyraźniej nie miał czasu wdawać się w czcze dyskusje na temat swojej urody, o którą się przecież nie prosił. Jego ciemnomiodowe oczy spoczęły na Clawie.
- Co się stało z Teią? Gdzie jest?
- Właśnie jej szukamy - odpowiedział zgodnie z prawdą strażnik Hale'a. - Przydałaby się nam jednak pomoc kogoś, kto jest w stanie ją wytropić.
Caiel z roztargnieniem pokiwał głową.
- Coś tu śmierdzi - oświadczył. - Musimy się pośpieszyć.
- Jesteś w stanie zaprowadzić nas do Teii? - zapytał Jue.
- Tak. Chodźcie!
Teia powoli traciła nadzieję na to, że ktoś ją uratuje. Możliwe, że cały budynek był magicznie zablokowany. Możliwe, że był nawet ukryty przed niepożądanym wzrokiem tych, którzy chcieliby go odszukać. Istniała też możliwość, że Łowcy jednak wycofali się i wrócą dopiero z posiłkami. Wiedziała jednak, że dla niej będzie już za późno.
Kiedy mówili o deprawacji, mogli mieć na myśli wiele rzeczy. Od momentu, w którym ocknęła się przywiązana do krzesła, nie mogła przestać myśleć o rzeczach, do których ją zmuszą. Zrozumiała jednak tyle, że potrzebują jej ciała w stanie nietkniętym, żeby jakaś ich ,,pani" mogła je przejąć. Najwyraźniej źle by się stało, gdyby weszła do ciała, którego wartość byłaby w jakiś sposób umniejszona. Planowali prawdopodobnie dać jej coś do jedzenia albo picia. I wiedziała, że nie pozostawią jej dużego wyboru.
Jako czarownica wiedziała, co powinna zrobić, kiedy znajdzie się w takiej sytuacji. Mimo, iż krępowały ją więzy blokujące magię płynącą w jej żyłach, znała sposób na to, by uwolnić się od losu gorszego od śmierci. Każda siostra się tego uczyła, choć ciężko było tego słuchać. Każda czarownica wiedziała, że jej ciało nie może dostać się w niepowołane ręce. Posiadało ono zbyt wiele magii, zbyt wiele mocy.
Jeśli będzie musiała, zrobi to, co każda siostra zrobiłaby na jej miejscu. Zatrzyma bicie swojego serca za pomocą magii uwięzionej w jej ciele.
Wyglądało jednak na to, że zostawili ją samą. Nie wiedziała, gdzie jest - siedziała w zamkniętym, ciemnym pomieszczeniu. Potrafiła jednak przyzwyczaić oczy do podobnego otoczenia. W sytuacji jednak, w której się znalazła, nawet dobry wzrok jej nie pomógł. Najwyraźniej została zamknięta w blokującym magię pomieszczeniu, skąd nikt nie mógł usłyszeć jej krzyków.
Sprytnie.
Mimo to, jeszcze nie traciła nadziei. Nie do końca. Wierzyła bowiem w swoich towarzyszy.
Nagle usłyszała jakby odgłos skrobania nad swoją głową. Szybko zadarła głowę, przy przyjrzeć się zjawisku, ale nic nie zobaczyła. Myszy...? Całkiem możliwe, że miały gdzieś swoje gniazdo. Uwielbiały takie miejsca, jak ciemne podziemia, pełne odpadków spadających tuż pod ich łapki.
Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż drzwi pomieszczenia ze straszliwym jękiem otworzyły się na całą szerokość. Do środka nie wpadło żadne światło, ale Teia nadal dobrze widziała w ciemnościach, więc bez problemu zobaczyła olbrzyma wchodzącego do środka. W prawej dłoni trzymał małą miseczkę, z której unosił się podejrzanie ostry zapach.
- Wypij - powiedział obojętnym tonem głosu, podstawiając jej miseczkę z zawartością niemal pod nos.
W naczyniu znajdowała się krew. Tak, jak myślała.
- A co, jeśli odmówię?
- Wleję to w ciebie siłą... albo wymyślę coś gorszego. Chcesz sprawdzić, do czego jestem zdolny?
Nad jej głową znowu rozległ się odgłos skrobania, tym razem głośniejszy. Nawet olbrzym spojrzał w górę, w czym Teia zobaczyła swoja szansę. Odchyliła się na krześle i wyprostowała nogi, mierząc w podbródek. W tym samym momencie jednak sufit zwalił się nią i olbrzyma z hukiem.
- Co...
Nic na nią nie spadło, gdyż ktoś rozpiął nad jej ciałem solidną barierę.
Miała ochotę krzyczeć z radości. Zamiast tego poczuła jednak, jak do oczu napływają jej łzy.
- Delta!
- Jestem! - odkaszlnął Caiel, otrzepując się z kurzu.
Reth i Claw stanęli do walki z olbrzymem, który wydał z siebie ryk wściekłości i nagle rozpadł się na trzy niemal przezroczyste dusze. Z miski, którą upuścił, zaczął unosić się czarny dym.
- Wszystko w porządku? - zapytał Jue, rozpinając kajdany i pomagając jej wstać. Hale odsuwał od niej gruz. - Nic ci nie zrobili?
Teia potrząsnęła głową.
- Nie, nic mi się nie stało... Dziękuję, że po mnie przyszliście.
- To zasługa twojego przyjaciela - oznajmił Jue, kiwając głową w stronę Caiela, zajętego odcięciem ich od toczącej się szarpaniny między Clawem, Rethem i wściekłymi duszami, które rzeczywiście okazały się być Szarymi Aniołami. Znikały z pola widzenia strażników, by sekundę później z wrzaskiem ich zaatakować. Reth rzucał ogniem na prawo i lewo niczym rozjuszony lew, a Claw ciął powietrze szalonymi ruchami. Nic więc dziwnego, że Caiel wolał pozostać w tyle.
- Musimy znaleźć artefakt - przypomniała Teia, wstając z pomocą Jue i Hale'a. - To dzięki zapisanym w niej zaklęciom dzieją się w tym mieście te wszystkie rzeczy.
- Nie ma sprawy, mam ochotę skopać komuś tyłek za wodzenie nas za nos - oświadczył Jue. - Poza tym, nie możemy wrócić do Gildii z pustymi rękami.
Teia uśmiechnęła się nieznacznie. Miała rację!
- Dołączę się do kopania tego tyłka - zgłosiła Teia. - I połamania kilku kości... Nie musicie dostarczać tych złych w nienaruszonym stanie, prawda?
- To nawet lepiej, jak nie będzie mógł stanąć przed Arcymistrzem, ponieważ staruszek woli ich wszystkich w pozycji leżącej.
- To się dobrze składa, bo mam z pewną osobą rachunki do wyrównania.
Hm... Caiel. Bardzo mi sie podoba to imie! Czyli ze on jest coś w stylu demona albo coś? Mieszka w piątym kręgu piekiełka... No cóż, opis tego miejsca nie zachwyca, nie chciałabym tam mieszkać :/ Gejzery jeszcze jakoś bym przeżyła o ile nie "wydzielałyby" jakiegoś nieprzyjemnego zapaszku. Co do szarości ziemi i braku widoków - cóż, wolałabym trafić do katowni niż żyć w takim miejscu. :(
OdpowiedzUsuńHm... w tym piekiełku to tak jak w pubie. Ktos sie za bardzo upił, obraził kogos drugiego, nie mniej spitego po czym zaczyna sie walka. Kurcze, jakie to ludzkie...xD
Caiel chce być strażnikiem? Elo! Ale czyim? Znam duszyczkę która by ewentualnie sie z takim Caielem związała? :D Ale to bycie strażnikiem nie jest na zasadzie paktu? XD
Ej, czyli to tak zostają strażnicy przydzieleni... Czy podobnie dzieje sie w niebie? Bo wiesz, ciekawie by było jakby np jednej osobie przypadkiem przypisano i aniołka i demona. Ale by siedziało! Mam taką wizje morderczą że o boże! xDDD
Pierwszy krąg jako miejsce święte. Kurcze, jak to absurdalnie brzmi! xD
Ej kto go woła? Czy to Misha? ;> Caiel wydaje sie być tak niesamowity! Mam nadzieje ze żadna Nat'asho podobna istota go nie tknie :/
Ojej! To TEIA! Ojej! Cudownie :D No idobrze że Caiel będzie próbował uratować Teię! Mam nadzieje tylko ze jak Jue i reszta do niej dotrą i zobaczą że obok niej stoi taki demon to.... że go nie skasują.
Tutaj takie piękne opisy o Caielu i generalnie super historia o nim i jego oddaniu Tei a w następnej części BUM Reth i jego uprzedzenia ;d jak ja to kocham!
No tak, Reth sie wkurza ze ta więź między nimi sie wytworzyła. No ale co zrobic no! eh! Tak czy siak podoba mi sie reakcja Hale'a na pojawienie sie Caiela. Kolejny piękny chłopiec! HAhahahaha!~xD
A więc Caiel to Delta? O maszci, a ja myslałam ze Delta to dziewczę... Ale ciii xD
Wszystko fajnie, ale... jakbym była na miejscu Tei to bym zapytała co sie stało Jue że ma czerwone włosy... chyba że Reth zdołał z powrotem przyjąć jego przekleństwo na siebie i wszystko wraca do normy?
"To nawet lepiej, jak nie będzie mógł stanąć przed Arcymistrzem, ponieważ staruszek woli ich wszystkich w pozycji leżącej. " Hahahah! Ale wymogi! Hahahha xD
O kurczaki pieczone! Już to widzę jak Teia mówi coś w rodzaju "to za uprowadzenie *kop* A to *kop kop* za wodzenie za nos. Natomiast TO *prawy sierpowy i zęby wirujące w powietrzu* za caaaaałą resztę" xD Już to widzę! Jue i Hale opadają szczęki do ziemi, haha! Nie no, fajnie jest! Widać żeś wenę miała!
Geniuszu! Nie miałam pomysłu na kolejny rozdział, a teraz mam ich pełno! Najbardziej pociągająca jest wizja kopna staruch w wykonaniu Teii hihi. W końcu zalazł jej za skórę, nie może mu to ujść na sucho!
UsuńCo do Caiel, to nie planowałam zrobić z niego nawet drugoplanowej postaci, tylko epizodyczną, ale kto wie? Jeśli miałabym go tu wcisnąć, to nawet mam plan co do niego :) Btw, mi też się spodobał opis tego piątego kręgu i lepszych slumsów, chociaż obraz wyszedł mroczny. Ale o to przecież chodziło ^^
Niestety, nigdy nie dojdzie do pomyłek w przydzielaniu strażników, ponieważ listy idą do jednego miejsca i z niego wychodzą - to znaczy, przypisuje się je pojedynczo :D
Hihi, to Teia go przywoływała. Ale, niestety, Nat'asha wiele demonów przywołała do świata materialnego. Może demony w jej służbie byli podobni do Caiela i ich tęsknota za lepszym życiem popchnęła ich do rzucenia się w ramiona wiedźmy? kto wie? Zresztą ona na siłe ich tam przywoływała, więc są w jeszcze gorszej sytuacji...
*śmierć* *zgon* Nie dzwoń do Lucka! dobrze mi tutaj, słuchając muzy i patrząc się na ten cudny nagłówek *ślinotok*
OdpowiedzUsuńCaiel - nowa postać. mam mieszane uczucia, ale fajnie go przedstawiłaś ;) Ciekawe z kim zawrze kontrakt :P inaczej przecież chyba byś go nie umieszczała, prawda? No chyba, że Natka go niecnie wykorzysta i Caiel bedzie sobie dorabiał jako makowy chłopiec :-D
ach, jak w stadzie wilków. trzeba walczyć o pozycje (i samice;P) Ale dobrze, ze chociaz się ćwiczy chłopak, inaczej by sie spasł i miał 3 podbródki jak szef Naruciaka z 2ch dróg :P
WTF?! piekło z pieknymi willami z białego marmuru?? w piekle?! no niechby marmur był lepszej jakości, wieksze te domostwa były, ale zeby białe...? :X toż to bardziej niebańsko. ale ok, to tylko wyobrazenia Caiel'a :D niech mu będzie! :D
hm.. mam wrazenie ze poznalismy Caiel'a w czasie walki Tei z Mai.. ale nie jestem pewna...
2fragment, 2linijka Uważał się jednak na profesjonalistę: za profesjonalistę ;)
teraz myslę, kogo on musi trzymać za rękę? czyżby zero, zeby znowu czegoś nie zmalował?;) MWAHAHAH! tego się nie spodziewałam hahahaha!
Dziwne, Reth tak sobie żartował z Jue i Hale..... ale nie jest mu do smiechu gdy musi isc pod reke z Clawe MWAHAHAHA! zemsta jest słodka! nie wywołuj wilka z lasu, nie mów hop... MWAHAHAHA DOBRZE CI TAK! :D
hm............ no i tea została porwana,utnkęła gdzie czy cokolwiek. kij wie, ja nie wiem, bo jak sie oklazało mam tyły. razy 3. ale nadrobie! ja nie nadrobie? mwahaha;)
Czemu młodemu coś śmierdzi? No, ale mając go szybko zlokalizują Tee;) No pięknie, samobójstwo! A natashka nieżle działa hihi:) tylko ze jak tea padnie, to nie bedzie jue'nowych bobasów hm...:D
OMG, tea pokazuje pazurki. nie wiedziałam, że taka z niej krwiopijcza bestia :X okej, idem czytac poprzednie rozdziały! :X
Ech, LIściaku, LIściaku... że też się nie zorientowałaś, że brakuje ci kontekstu ^^ Na ten koment-oszołom mogę odpowiedzieć tylko tak: na przyszłość, jakbyś czuła, że coś się nie zgadza, napisz do mnie! Albo zanotuj w swoim różowym pamiętniczku, na jakim rozdziale skończyłaś - tak, jak ja sobie zapisuję ostatnio oglądane przeze mnie odcinki anime albo seriali, albo rozdziałów mang (niektórę daję do zakładek, ale czasem zapominam).
UsuńNie, tam powinno być to ,,jednak", ponieważ służy to wskazaniu, iż ,,pomimo takiej, a nie innej sytuacji" zachowuje profesjonalizm. Nie poprawiaj mi dobrych zdań, Liściaku ;p
Exh, i jeszcze kliknęłam ,,wyloguj" zamiast ,,opublikuj odpowiedź"...
Epic Fail... Musiałam to drugi raz pisać... w skrócie...
haha ale mi nie chodzi o "jednak", a o następne słowo "na" :D
UsuńUważał się jednak "na" profesjonalistę zamiana na "za" profesjonalistę ;)
spoko, też tak mam :)