poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 1: Arena

Leidna, 8 lat później

Blige, skuta żelastwem niemal aż po same zęby, po raz kolejny została zaprowadzona do przedsionka areny, gdzie zbierali się ,,ochotnicy", czyli ofiary napadów smoków na wioski na całym kontynencie. Swoimi zielonymi, kocimi oczyma szybko oceniła dzisiejszych uczestników, próbując oszacować swoje szanse. Nie miała pojęcia, ile organizatorzy im powiedzieli i w sumie powinno ją to mało obchodzić, gdyż wszyscy już niedługo będą walczyć o swoje życie równie zacięcie, co w sytuacji, gdyby znali prawdziwy powód, dla którego powinni walczyć. 
Strażnicy, piękni niczym postacie z obrazka, przedstawiciele rasy smoków z szorstką skórą, szybko uwolnili ją od pętających ją kajdan, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie. Blige odwdzięczyła się wzrokiem pełnym nienawiści, sycząc i kładąc po sobie uszy. Strażnicy jednak tylko się uśmiechnęli - wiedzieli, że dziewczyna nie zrobi im krzywdy, a to z powodu pewnego zmyślnego urządzenia, które zostało jej wszczepione w dniu, w którym została uprowadzona do stolicy przez smoki. Znajdowało się ono tuż koło jej serca - jeden nieprzemyślany ruch i puf!, jej serce pęknie niczym zbyt mocno nadmuchany balonik. 
Zegar umieszczony w pomieszczeniu zapiszczał, oznajmiając tym samym, że nadeszła godzina dziesiąta. W odpowiedzi skrzypnęły zawiasy żelaznej, monumentalnej bramy prowadzącej wprost na arenę. Ciemne pomieszczenie natychmiast wypełnił piękny blask wczesnego przedpołudnia, oślepiając niektórych nieszczęśników zebranych w przedsionku.
Strumień światła szybko zasłoniła sylwetka jednego ze strażników. Jego biała zbroja połyskiwała niczym rybie łuski w wodzie najczystszego strumienia, gdy na jego falach mienią się promienie słońca. 
- Słuchać, miernoty! - Strażnik nawet nie silił się na grzeczności. - Wyjdziecie teraz na arenę i postaracie się zabawić tych, którzy przyszli zobaczyć widowisko, w którym główną rolę będą odgrywać wrzaski i lejąca się strumieniami krew, zrozumiano? 
Oczywiście, że nie, ty tępy pokurczu, pomyślała Blige, wkładając palec do nosa na znak, że słowa strażnika nic a nic ją nie obchodzą. Nikogo nie obchodziły. Każdy walczył tu o swoje życie i z całą pewnością nikt nie zamierzał umierać dla rozrywki. 
- Osoba, która jako ostatnia będzie trzymać się na nogach, zostanie nagrodzona przez naszego Hadde zachowaniem swojego życia i przywilejem występowania w kolejnych walkach. 
Innymi słowy, szczęście i jednocześnie nieszczęście miał ten, kto wchodził na arenę jako ostatni. Jego przeciwnik, jeśli wygrał kilka razy z rzędu, mógł być na tyle zmęczony, że kolejnej walki mógł nie wygrać. Z drugiej strony zwycięzca musiał uczestniczyć w kolejnych i kolejnych walkach, aż sam został zabity. Tutaj nie było zwycięzców - tylko przegrani z odroczonym wyrokiem. Tu nie było sprawiedliwych reguł - smoki po prostu chciały zobaczyć, jak ich ofiary zabijają się na ich warunkach. To było lekkie odejście od ich rutynowego zabijania własnymi rękami, choć oczywiście żaden smok nie bał się pobrudzić sobie łuskowatych łapsk krwią niewinnych. Blige doskonale o tym wiedziała. I zapewne wszyscy w tym pomieszczeniu również. Nikt nie wychodził na arenę dla rozrywki. 
Blige straciła rachubę pojedynków, które stoczyła na tej krwawej arenie. Pamiętała jednak dzień, kiedy po raz pierwszy wystąpiła przed tą wątpliwą publicznością. Miała wtedy dziesięć lat i właśnie straciła wszystko - rodzinę, dom, przyjaciół i nadzieję na to, że ktokolwiek z jej rasy mógł przeżyć. Wściekłość i żal dodały jej siły - jej przeciwnicy sami byli oszołomieni, ale nadal, usłyszawszy o tym, iż zwycięstwo może im zapewnić przedłużenie ich marnego żywota, chcieli ją skrzywdzić. Dziewczyna jednak nie była w ciemię bita - wychowana w lesie, mogła pochwalić się nieprzeciętną kondycją. Koci refleks dawał jej przewagę nad wolniejszymi przeciwnikami. Rozszarpywała ich niemal na strzępy, kiedy tylko się do niej zbliżali. Broniła się i atakowała tak długo, aż w ustach czuła jedynie smak krwi, a na jej ciele nie pozostało ani jedno czyste miejsce. Wtedy usłyszała raniącą uszy muzykę, którą nazywano fanfarami, po czym ogłoszono ją zwyciężczynią. 
Z początku sił dodawały jej negatywne uczucia. Nienawiść, wściekłość i strach były potężnym paliwem. Blige z początku nie zdawała sobie sprawy z wartości życia - grała według reguł jej wrogów i po prostu starała się przeżyć, zostawiając za sobą niezliczoną ilość trupów. Była za młoda, by zrozumieć, jak bardzo ją zmieniają. A kiedy to zrozumiała, było już za późno. 
Umiała tylko zabijać. Gdyby czuła wystarczający wstyd, pozwoliłaby, żeby ktoś rozszarpał jej gardło. Ale kiedy stawała na arenie, wiedząc, że na szali znajduje się jej życie... czepiała się go desperacko niczym tonący brzytwy i zabijała w imię własnego życia. Jedyną formą sprzeciwu była śmierć, a na nią Blige jeszcze nie była gotowa. Jeszcze nie zgasła w niej nadzieja na wolność. 
Z głośników popłynęła głośna muzyka, a zawieszone na stalowych ramach telebimy ukazały pomniejszony placyk areny, jeszcze czysty niczym łza, przygotowany na pierwszą walkę. Z boku stali zakuci w kajdany sprzątacze - ludzie-małpy z podkręconymi ogonami i ramionami niczym konary drzewa. Na głowach nosili hełmy, by nie rozpraszać uwagi widzów. Ich zadaniem było pozbywanie się ciał poległych w walce nieszczęśników. 
Wkrótce rozpoczęło się losowanie. Imię lub pseudonim nadany zawodnikowi przez organizatorów pojawiały się w parach na ogromnych telebimach. Blige nigdy się nie modliła, tylko wpatrywała żarliwie w ekrany, wypatrując swojego pseudonimu. Im dłużej mogła uniknąć walki, tym zwiększały się jej szanse na przeżycie. Może była ,,czarnym koniem" w tych walkach i nawet raz wytrzymała od samego początku do końca, ale nie znaczyło to, że uśmiecha jej się powtórzenie tego wyczynu. 
Kiedy jej nazwisko jednak się nie pojawiło, odczuła ulgę. Wiedziała, że to tylko chwilowe odroczenie wyroku, ale zyskała choć trochę czasu, zanim zostanie zmuszona walczyć o swoje życie. Różnica jednej rundy mogła zadecydować o życiu lub śmierci zawodnika. 
Hałas na trybunach powiedział jej, że przedstawienie się rozpoczęło. Nie dane jej było jednak obejrzeć walki, gdyż jeden ze strażników chwycił ją za ramię. 
- Ty. Jego ekscelencja Hadde wzywa cię do siebie. 
Blige zamrugała. Hadde ją wzywał? Ten Hadde? Najpotężniejsza istota wśród smoczych drani, przed którą nawet najbardziej wpływowi mieszkańcy stolicy czołgali się na kolanach, nie zasługując na to, by spojrzeć w twarz swemu panu i władcy? Dziewczyna widziała go raz, tylko z daleka... znaczy jego ludzką postać, gdyż jego białe cielsko zobaczyła w dniu, w którym smoki zniszczyły jej wioskę. Nadal, po ośmiu latach przeklinała samą siebie za to, że przez chwilę nazwała go w myślach pięknym. 
No dobrze, może jego postać była piękna, ale Hadde był pokręconym świrem, który powinien skończyć w jakimś błotnistym rowie, pełnym żrącego kwasu. Blige codziennie zabawiała się podobnymi myślami, a to pozwalało jej przetrwać niewolę. 
Wiedziała jednak, że najpotężniejszemu ze smoków się nie odmawia. Grała w jego grę, by zachować życie, więc głupio by zrobiła, teraz mu się narażając. Ruszyła za strażnikiem, potulna niczym owieczka, żegnając nieszczęsnych uczestników krwawej gry wzrokiem. Liczyła na to, że spotkanie - w jakiejkolwiek sprawie - przeciągnie się na tyle, iż nie będzie musiała stawać z nikim twarzą w twarz. 
Ta myśl od razu poprawiła jej humor. 
Znowu zakuli ją w kajdanki i poprowadzili labiryntem korytarzy do komnat Hadde, a potem ruszyli ciasną spiralą schodów w górę. Blige nie chciała nic mówić, ale w końcu była kotką. Mogli nie wiadomo jak kręcić się dookoła, ona dzięki doskonałym zmysłom potrafiła znaleźć drogę z powrotem. Nie wiedziała tylko, czy nie doceniali jej celowo, czy rzeczywiście nie mieli o tym pojęcia... Znając jednak naturę smoków, gotowa była uwierzyć, iż wpuszczali ją w przysłowiowe maliny, zapewne czekając, aż da nogę, co da im powód do udekorowania jej truchła mieczami, które mieli przypięte do paska. I kompletem noży... 
W milczeniu otworzyli drzwi i wpuścili ją na balkon, skąd najpotężniejszy ze smoków oglądał walkę na arenie. Nie był jednak sam, o nie. Podpory balkonu aż trzeszczały od ciężaru, który musiały znosić. Smoczyce - młodsze i starsze - ubrane w eleganckie suknie, puszyły się przed sylwetką ich pana i władcy niczym pawie. Co gorsza, wszystkie wyglądały niczym naturalnej wielkości lalki, co powodowało, że wcale nie wyglądały żałośnie w swych próbach zwrócenia na siebie uwagi. Blige widziała odsłonięte aż po samą koronkę majtek nogi - takie wycięcie sukni - oraz wylewające się ze staników piersi. Jedna ze starszych smoczyc, zapewne świadoma swej przemijającej urody, ubrana była w suknię wykonaną z drobnej siateczki, przez którą było widać wszystko. W ręku trzymała wachlarz i tak kokieteryjnie nim wymachiwała, że zwracało się uwagę tylko na wielkie piersi i ciemniejszy trójkąt miedzy jej nogami, kiedy siedziała na poduszce niczym nieśmiała dziewica. Gdyby nie to, że ciało miała, jak na smoczycę przystało, doskonałe, Blige parsknęłaby śmiechem. 
To nie była jednak na to pora. Kiedy za nią i dwoma strażnikami zamknęły się drzwi, wszystkie spojrzenia skierowały się na nią - łącznie z tym należącym do Hadde. A kiedy te ciemnozłote tęczówki na niej spoczęły, kolana same się pod nią ugięły w geście szacunku. 
Najpiękniejszy i najpotężniejszy ze smoków podniósł się z miejsca pośród nagle zapadłej ciszy. Zaszeleściły jego szaty, a w tle ktoś wydał swój przedśmiertny okrzyk bólu.
Scena jak z koszmaru, pomyślała Blige.
- Zostawcie kocicę tutaj i wracajcie do swoich obowiązków, aanak
- Panie. 
- Natychmiast, panie. 
Zmyli się, jakby ich nie było, a Blige została sam na sam ze Smoczym Władcą i tabunem jego potencjalnych kochanek. Hm, co mogło pójść źle? Znaczy, miała ochotę rzucić mu się do gardła z pazurami, ale nie chciała skończyć jako mokra plama na ścianie, którą trzeba będzie zeskrobywać łyżeczką. Nie było w tej śmierci ani krzty honoru, ponieważ nie było wśród tych ludzi nikogo, kto doceniłby jej poświęcenie. 
- Wiesz, po co cię tu wezwałem? 
Blige mogła wymyślić kilka powodów... Jak na przykład to, że zakradła się wczoraj do kuchni i wychłeptała łapczywie kartonik śmietanki, po czym drapnęła kucharza, który zamierzał zaalarmować wszystkich strażników w promieniu kilku kilometrów, swoim cienkim głosikiem wołając o pomoc. Ale ten incydent chyba nie wymagał interwencji Hadde? Znaczy, chyba nie zamierzał jej wypominać tego kartonu śmietanki? W jego ustach brzmiało by to dość zabawnie, a zapewne nie chciał stracić twarzy. Nie wobec tylu wielbicielek. 
- Nie, panie - odpowiedziała w końcu, dochodząc do wniosku, że nie może chodzić o nic pospolitego. Przypomniała sobie jednak formułkę, którą powinna w tym momencie wymówić z najwyższą czcią. - Czegokolwiek sobie jednak życzysz, jestem gotowa spełnić, mój Hadde
Blige uznała, że zabrzmiała dość absurdalnie, ale nikt się nie zaśmiał. Nikt by się nie odważył. 
- Och? Czyżbyś nie wiedziała? 
W polu jej widzenia pojawiły się czarne, wypucowane do połysku buty. W tym samym momencie do jej nozdrzy doleciał dość szczególny zapach, który przypomniał jej dzieciństwo: gorące promienie słońca na skórze, miękką trawę pod stopami i szum leśnego strumienia, w którym już jako berbeć łapała ryby. Był to bardzo nostalgiczny zapach, który odwoływał się do wspomnień, które musiała odrzucić, by przetrwać w nowym środowisku. 
- O niczym nie wiem, Smoczy Władco. 
Zobaczyła, że nosek jednego buta drgnął. Objaw zniecierpliwienia...? 
- A więc niczego nie planowałaś?
Blige nie miała zielonego pojęcia, o czym on mówi. Szybko jednak oczyściła myśli, gdyż podążyły one dość niebezpiecznym torem, a dziewczyna słyszała, że Hadde posiadł dar czytania w myślach. Nazywanie go nadętym bufonem mogło jej nie wyjść na dobre. 
Zaraz też prawie pacnęła się w czoło. Nazwała się jednak w myślach idiotką i uporczywie zaczęła wpatrywać w czubek buta Hadde, nie myśląc o niczym, tylko o ich kolorze. Niepokojącej czerni zwiastującej rychłą śmierć...
I wtedy to w nią uderzyło. Wiedziała, że Władca Smoków ubierał się na biało - w kolorze, który odpowiadał barwie jego łusek po przemianie w smoka. Czerń przywdziewał tylko wtedy, kiedy planował własnoręczną egzekucję - żeby plamy krwi nie były tak widoczne na jego ubraniu. Czerń oznaczała, że nie jest już tylko Władcą, który z daleka przygląda się swoim poddanym, ale również Sędzią i Katem. 
- Podnieście ją i zaprowadźcie do balkonu. Niech zobaczy, co dla niej przygotowaliśmy.
Rozległ się szum i Blige poczuła, że czyjeś ręce wsuwają się pod jej pachy i podnoszą. Smoczyce w szeleszczących sukniach natychmiast zerwały się ze swoich miejsc, by wykonać polecenie swego pana. Dziewczyna nie zdążyła nawet mrugnąć, a już niemal ją wypchnięto przez balustradę.
- Ostrożnie, nie chcemy stracić naszej wspaniałej wojowniczki - dobiegł ją głos zza jej pleców. Ciepłe oddechy połaskotały jej uszy i szyję. Zrozumiała, że znalazła się w potrzasku z twardych niczym skała ciał smoczyc. Nie miała wiec wyboru - musiała patrzeć.
Wytężyła wzrok. Coś działo się na arenie. Coś, czego do tej pory nie była świadkiem. Na środku areny stali dwaj strażnicy, między sobą trzymając chyba ciało jednego z uczestników krwawej rzezi. Blige nie rozumiała, dlaczego mieliby to robić. Prace porządkowe nie należały przecież do ich obowiązków. 
Nagle jeden ze smoków podniósł rękę, w której trzymał czarny bat, którym na próbę przeciął powietrze. Rozległ się świst i trzask, kiedy końcówka uderzyła w kamienną płytę, którymi wyłożona była arena.    
 - I jak ci się podoba ten widok? 
Blige dostosowała wzrok. Co niby miała...    
Nagle aż się zachłysnęła. Rozluźniła oczy, robiąc krok w tył. To niemożliwe, to po prostu... Jakim cudem...
Spod poszarpanego płaszcza ofiary, która została skazana na ubiczowanie, wystawał ogon w żółto-czarne pasy.
- Remi - wyszeptały bezwiednie usta Blige.

*Edit*
Jeśli się zastanawiacie, dziewczyny, jak wymawia sie imię bohaterki, oto jak: Bliże, z akcentem na ,,e" i lekko przedłużone. 
Hadde to w języku smoków słowo określające ,,Bóg jak słońce jasny"; Wymawia się tak, jak jest napisane.
aanak - w smoczym języku ,,moi wierni słudzy (których nagradzam)" - nazwa używana tylko przez Hadde, który podkreśla tym samym fakt, że jest zadowolony z usług swoich poddanych; eanai to określenie zdrajcy, a aanar w wolnym tłumaczeniu ,,bezużyteczny śmieć" (wymowa zgodnie z zapisem).

3 komentarze:

  1. To Blige juz 8 lat siedzi w tej krainie smoków? :o Czy cokolwiek to jest! I te "walki gladiatorów"... No kurcze, ale, dlaczego oni bedą walczyc? Czy smoki chcą znaleźć kogos, kto bedzie dosc silny, odwazny by stanąć po ich stronie? a moze bedzie to osoba która wygra te walki na arenie ma byc oszczędzona i stać sie, np niewolnikiem, sługą smoków? :o
    Ależ to okropne! Jak mozna w ten sposób traktować innych? Wszczepić komuś taki kicz przy sercu? :O Zamordooować smoki! Niedobre smoki! a fe!
    hahaha! Ale mi przywilej! Zachowanie życia i możliwość występowania w następnych walkach? CO to jest! Naprawde jak gladiatorzy :/ Poza tym... Blige jest cały czas skuta łańcuchami taki? Biedna dziewucha :c Co ile sie odbywają takie walki tak w ogóle? xD
    Ciekawe po co Hadde wzywa Blige do siebie... i to tuż przed, a w sumie juz w trakcie trwania walk? hm..
    Aaaaaaaaaaaaa REMI?! Nie no, chyba mnie coś trafi! Ide czytać dalej! Mam nadzieje ze nie zrobią mu większej krzywdy niz to konieczne! ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. oł... tego się nie spodziewałam... blige gladiatorka. nie jest zle, utrzymała się 8lat w tym biznesie.
    LOOOL "przywilej występowania w kolejnych walkach" no padłam. co czuję, że oni zwieją i historia będzie o tym jak mała grupka osób powoli się rozrastała i doprowadziła do upadku vel unicestwienia rasy smoków - swych ciemiężycieli xD lubię takie stories xD
    Hadde mnie rozwala... lubei goscia. ale diwi mnie ze po 8latach znalazł remiego. i po co? jaki mialby w tym cel? czemu az tyle mialby sie wysilac zeby dobic jakiegos kota? chce zeby w koncu zgineła (z powodu niskich morale, deprechy, załamki etc) czy jak? o co chodzi?;O

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    ciekawie, ciekawie się rozwija... sporo czasu udało się jej przetrwać w taki sposób, jaki przetrwała... ciekawi mnie o co chodzi z tymi walkami, czy szukają kogoś silnego.... i ten władca, ach mi ciarki przeszły, jak ja wezwał do siebie, i się okazało, że zawsze ubierał się na biało, a teraz jest na czarno ubrany.... Remi jednak przeżył i teraz pojawił się, żeby ją uwolnić....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń