Leżę nagi na miękkiej
ziemi, która pachnie pode mną. Paruje. Oddycha.
Czas ruszył. Wskazówki
niewidzialnego zegara odmierzają czas, wciąż do przodu.
Cykl w końcu zaczyna
się od początku.
Ona przychodzi do mnie
ubrana jedynie w szatę z własnych włosów. Opadają złocistymi falami wokół jej
ciała o jasnobrązowej skórze.
Jej oczy są zielone.
Tak bardzo zielone.
Czuję niesamowity
zapach życia. Nowego życia. Dostrajam swój oddech do oddechu Ziemi, bicie
własnego serca do tego, które bije w samym centrum wszechświata. W uszach słyszę
echo potężnego, leniwego pulsu.
Świeża krew wypełnia
nasze żyły. Nadal pamięta smak soków, którymi karmiła nas Ziemia, nosząc nas w
swoim łonie. Jest w niej tyle energii, radości i świeżości.
Otwieram szerzej oczy.
Otwieram umysł.
Otwieram ramiona.
Jej włosy pachną łąką,
a skóra mokrą ziemią. Jej pocałunki mają smak świeżych malin. Owija się miękko
wokół mnie.
Nasze życia się
splatają. Zostaliśmy stworzeni tylko dla siebie.
Naturalny porządek.
Mężczyzna i kobieta. Idealne dopełnienie.
Jesteśmy tylko we
dwoje.
Istniejemy w
wieczności tej jednej chwili, w której spotykają się nasze oczy, a potem ciała.
Żyjemy. Na nowo.
Życie powoli wracało do normy, choć niektórzy mogli w to nie
wierzyć. Ludzie bali się tego, co mogło się wydarzyć po śmierci Magina.
Prorokowali gorzej od Noela, który znacznie się uspokoił po tym, kiedy zobaczył,
jak matka natura przyjęła ciało mojego ojca i jak je zabezpieczyła przed
niepożądanymi zakusami czarowników amatorów, chcących zapewne trzeć jakieś
podejrzane proszki i przyrządzać obrzydliwe mikstury... z różnych części ciała
Magina. Wiedziałem, że pogodził się z tym, w jaki sposób Magin musi odejść.
I że w ogóle musi.
Mnie od czasu do czasu nawiedzały różnej treści sny.
Pierwszy, który – o dziwo – zapamiętałem, przyśnił mi się w noc śmierci mojego
ojca. Miałem wrażenie, że znajduję się w jakimś ciemnym, ale ciepłym i
bezpiecznym miejscu. Pachniało ziemią. Mogłem wykonywać tylko nieznaczne ruchy,
ale nie czułem takiej potrzeby. Spałem. Czekałem.
Potem... przyszła do mnie we śnie kobieta o jasnobrązowej
skórze. Brałem ją w ramiona, czując, jak czas się zatrzymuje. Byliśmy całkiem
sami gdzieś pośrodku niczego. Otaczały nas drzewa o wielkich, ciężkich,
mięsistych liściach. Ptaki śpiewały nad naszymi głowami radosne pieśni, a było
ich chyba z miliard.
W tym śnie miałem wrażenie, jakbym... dopiero się urodził.
Kiedy otwieram oczy, to tak, jakbym poznawał świat po raz pierwszy. Nie czuję
się w nim nieswojo, po prostu pierwszy raz jestem w stanie zobaczyć na własne
oczy, jak wygląda.
I wtedy pojawia się ta tajemnicza dziewczyna. Wychodzi mi na
spotkanie.
Bardzo podoba mi się jej zapach. Jest... oszałamiający. Taki
naturalny. Związany z Ziemią.
Bliski. Bardzo bliski.
Cóż, rozmawianie o tym śnie byłoby bardzo niestosowne. Nawet
z Noelem... a zwłaszcza z nim. Chłopak nie lubił poruszać pewnych tematów z
tego powodu, że od wczesnej młodości musiał radzić sobie ze składanymi mu
propozycjami zostania czyimś kochankiem. Nie tylko od przedstawicielek płci
żeńskiej. Wszystko to z powodu wyglądu, którym bił po oczach wszystkich wokół
siebie.
Przesadą byłoby stwierdzenie, że nienawidził swojej urody. Właściwie miał do niej dość neutralny stosunek... dopóki ktoś nie
podchodził i nie składał mu propozycji, która budziła w nim instynkt zabójcy.
Szczególnie nie lubił, kiedy propozycje wychodziły z ust starszych, łysawych
jegomości, ale z równą pogardą traktował te wypowiadane przez młode,
rozchichotane dziewczątka, piękne wdowy i prawdziwych adonisów salonowych.
Nie uważałem, że noszenie przez niego miecza tuż przy pasie
było bezpieczne dla jego otoczenia. Noel oczywiście sądził, że porządna
szabelka u boku jest w stanie odstraszyć natrętów, ale jak nauczyło mnie
doświadczenie – w tej kwestii nie miał racji. Ludzie zbierali się wokół niego
niczym pszczoły wokół plastra miodu, wodząc za nim maślanymi oczami.
Noel z rezygnacją poddawał się swemu przeznaczeniu,
odprawiając wszystkich zainteresowanych z przysłowiowym kwitkiem. Gdyby był
głupszy, pewnie sam by się oszpecił, ale, na szczęście dla siebie samego,
odnalazł w sobie dość siły, by stawić czoło wyzwaniu, jakie postawiło przed nim
życie. I geny, oczywiście.
Nie, nie mogłem z nim porozmawiać o tych dziwnych, nader
realistycznych snach, których doświadczałem od czasu do czasu. A z matką
oczywiście nie mogłem poruszyć tak intymnego tematu. Chyba oboje spalilibyśmy
się ze wstydu, gdybym spróbował. W końcu do niedawna byliśmy sobie zupełnie obcy.
Cóż, czymś musiałem jednak zająć myśli, więc poprosiłem
Noela, by nauczył mnie podstaw szermierki, podczas gdy ja chciałem go uczyć
podstaw magii. Wcześniej po prostu za dużo się działo i nie mogłem znaleźć dla
nas czasu. Nie dość, że do pałacu zjeżdżali się dygnitarze z różnych części
królestwa, to jeszcze musiałem zapoznać się z nowymi obowiązkami, które na mnie
spadły. Matka przekazała mi sygnet z dziwnego drewna, który miał być
czymś w rodzaju insygnium – wykonany z ciemnoczerwonego drewna, z rzeźbionymi
gałązkami i listkami, zacisnął się na moim palcu niczym żywe stworzenie, kiedy
go wsunąłem na odpowiednie miejsce. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie
przestraszyłem. Co prawda magia obecna w niezwykłym pierścieniu była mi znana,
ale jednocześnie samego materiału nie mogłem z niczym skojarzyć.
Musiał był stary. Pytanie tylko, jak bardzo...
Od tamtej pory nie mogłem go zdjąć. Nie przeszkadzał mi, a
obecna w nim magia ziemi i roślin wprawiała mnie w dobry nastrój, ale chciałem
poznać swoje możliwości. Wyglądało jednak na to, że sygnet zżył się z moim
palcem i nie zamierzał go opuszczać. Chyba tylko obcięcie całej dłoni uwolniłoby go
ode mnie... albo na odwrót.
Czułem jednak, że nie mógł mi zaszkodzić, więc w końcu tylko
wzruszyłem ramionami.
Nowe obowiązki wymagały używania nowego sprzętu. W tym
insygnia prawdziwego Magina, by ludzie nie mieli wątpliwości, z kim mają do
czynienia. Jakbym nie był wystarczająco podobny do mojej matki.
Godzinę przed umówioną lekcją szermierki z Noelem zszedłem
do kwater strażników położonych tuż placu ćwiczebnym, by wziąć kąpiel i
przebrać się we właściwy strój, ochraniający najbardziej delikatne części
mojego ciała. Oczywiście nie podejrzewałem Noela o jakąś szczególną brutalność
czy niekontrolowane odruchy, ale przezorny zawsze ubezpieczony i tak dalej...
Kto wie, może podczas tego treningu przypadkiem drgnie mu ręka...? Nie
słyszałem, żeby chłopak kiedyś popełniał podobne błędy, zawsze był skupiony i
dokładny podczas walki, ale a nuż...? Błędy zdarzały się najlepszym.
Zamknąłem się właśnie w jednej z kabin i zdjąłem ubranie,
gotowy wejść do gorącej kąpieli, gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i chichot
dochodzący zza cienkich drzwi. Zarumieniłem się po koniuszki uszu, zdając sobie
sprawę z tego, że od tych nieznanych osób, w dodatku dziewczyn, dzieli mnie
jedynie cienka ściana. I, na szczęście zakluczone, drzwi.
Wskoczyłem do wody, by nie wydać się sam sobie całkowicie
bez wstydu. Zanurzyłem się aż po szyję, obejmując kolana ramionami.
Drzwi sąsiedniego pomieszczenia otworzyły się, o czym
powiadomiły mnie skrzypiące zawiasy. Potem kliknął zamek i szczęknął klucz
przekręcany w zamku.
Ściana między nami była zdecydowanie zbyt cienka. Słyszałem
szelest ubrań, z których dziewczyny się rozbierały, paplając o codziennych
sprawach. Plotkowały trochę, trochę rozmawiały o sobie. O różnych dziewczęcych
sprawach.
Wyskoczyłem z wanny jak oparzony, po czym z trudem
naciągnąłem na mokre ciało bieliznę, koszulę i spodnie. Z kostiumu do ćwiczeń
zdążyłem jedynie nałożyć kamizelkę, by czym naciągnąłem buty i wyskoczyłem z
łaźni, naprawdę nie chcąc podsłuchiwać.
Mimowolnie tylko usłyszałem, jak wychwalały tyłek Noela. I
moje oczy.
Reszty słuchać nie chciałem.
- Fay, znowu biegałeś po ogrodzie?
Ach, dobry, kochany, niedomyślny Noel o wychwalanym przez
dziewczyny tyłku. Od razu znalazł dla mnie wymówkę – przecież nikt nie musiał
wiedzieć, że byłem w kwaterach strażników, brałem kąpiel, a od dobrze
szanujących się dziewczyn dzieliła mnie jedynie cienka ściana.
- Cóż zrobić, kocham przyrodę – wyłgałem się doskonale.
Noel wzruszył ramionami.
- Jeśli będziesz zbyt zmęczony, by ze mną ćwiczyć,
przełożymy to.
- Nie, nie, wszystko będzie w porządku!
Noel westchnął, jakby nie do końca uwierzył w moje
zapewnienie, po czym odwrócił się na pięcie i otworzył bramę oddzielającą plac
ćwiczeń od placu przed kwaterami strażników. Ze zdumieniem zarejestrowałem
fakt, że wokół drewnianego, okrągłego podwyższenia, na którym odbywały się
pojedynki, zebrało się sporo osób. Czasem wpuszczano ludzi do środka, a nawet
urządzano dla nich specjalne treningi, ale z samego rana kazałem strażnikom
zarezerwować plac ćwiczeniowy dla mnie i Noela, więc nie spodziewałem się, że
ośmielą się kogokolwiek wpuścić do środka. Przecież, po śmierci mojego ojca,
każdą obcą obecność w moim pobliżu traktowali podejrzliwie.
Wszystko się jednak wyjaśniło, kiedy zobaczyłem, kto do mnie
macha z ławki ustawionej najbliżej podwyższenia.
Gaiya. Moja kochana siostrzyczka przybyła do pałacu. Noel
też ją zauważył, co wywnioskowałem po nieznacznym zmarszczeniu przez niego
brwi. Z jakiegoś powodu nie darzył mojej przybranej siostry szacunkiem, choć
wszyscy mieszkańcy Airan zmienili swój stosunek do niej, kiedy się okazało, że
przez całe swoje życie mieszkała pod jednym dachem z prawomocnym księciem,
Maginem.
Jej pozycja drastycznie się zmieniła. A ona zamierzała
korzystać ze wszystkich przywilejów, które zapewniała jej nowa pozycja. Cóż,
dopóki to, co robiła, nie sprawiało nikomu problemów, nie zamierzałem
interweniować. Na razie odgrywałem rolę wyrozumiałego, przybranego brata. W
końcu znałem Gaiyę nie od dziś.
Z westchnieniem rezygnacji podszedłem do niej, prosząc
Noela, by na mnie poczekał. Jak wyjaśniłem, dla rodziny zawsze musiałem mieć
czas. A Gaiya była jej częścią.
- Dzień dobry, Fay! – Dziewczyna, cała w uśmiechach,
wyściskała mnie dość ostentacyjnie. Gdyby miała więcej siły w ramionach,
zapewne by mnie udusiła. – Piękny dziś dzień, prawda? Słyszałam, że zamierzasz
spędzić czas na ćwiczeniach wraz ze swoim przyjacielem. Chyba nie masz nic
przeciwko temu, że przyprowadziłam ze sobą parę przyjaciółek? – Tu, z niewinną
miną, wskazała na cały rządek młodych dziewczyn, które spłonęły rumieńcem w
chwili, w której na nie spojrzałem. Hm, interesujące. – Zaszczytem dla nas
będzie oglądanie cię w akcji, braciszku.
Przyjaciółki, hm... Od kiedy moja siostra posiadała
przyjaciółki? Nie była do końca osobą, która potrafiła zawierać przyjaźnie,
miała na to w sobie zbyt wiele dumy i egoizmu. Nie potrafiła poświęcać się dla
drugiego człowieka, a prawdziwa przyjaźń często wymagała poświęceń. Wyobrażałem
sobie, że Gaiya porzuciłaby każdego przyjaciela w potrzebie w pierwszej chwili,
w której pojawiłoby się coś na kształt problemów.
Może nie byłem zbyt dobrym bratem i podejrzewałem Gaiyę o
niestworzone rzeczy, ale przeczucia nigdy mnie nie myliły. Ale może istniała
szansa... jedna na milion...
Odchrząknąłem.
- Jak się czuje Havel? Dużo pracuje? Ma jakieś problemy?
Gaiya uroczo wydęła wargi. Młody strażnik, który się nam
przyglądał, odkaszlnął.
- Tatko czuje się doskonale. Rzadko bywa w domu, woli
pracować na świeżym powietrzu. Nie zwierzał mi się z żadnych problemów, więc
nie sądzę, by jakieś miał. Pytał o ciebie, ale wie, że jesteś zajęty...
- Nadal nie chce mnie odwiedzić tu, w pałacu?
- Powiedział, że prędzej poleci na księżyc, niż przestąpi
próg pałacu.
Zawziętość i upór cechujące Havela były doprawdy godne
podziwu.
Rzuciłem okiem na wejście na plac, przez które wchodziły
właśnie kolejne dwie dziewczyny. Trochę nieśmiało i niepewnie, ale nie
wyglądało na to, by miały zawrócić.
- To też twoje przyjaciółki? – zapytałem.
- Znajome. Nie martw się, żadna z nich nie ma złych zamiarów.
Chcą po prostu popatrzeć, a za to się nie płaci, prawda?
Och, wiedziałem doskonale, do czego piła. Kiedy ostatnim
razem mnie odwiedziła, zabrała mnie na miasto. Myślałem, że ma na myśli
niezobowiązujący spacer po ulicach stolicy, ewentualnie jakieś małe zakupy. Ale
Gaiya miała oczywiście większe plany. Teraz, kiedy jej brat stał się
najważniejszą osobą w królestwie, stwierdziła, iż nie zaszkodzi, by sypnął
kilkoma rulanami. Albo kilkunastoma... Albo całą setką. Ktoś musiał naopowiadać
jej jakichś bajek, z których wynikało, że jej brat śpi na pieniądzach.
Cóż, nie było to do końca kłamstwo. Tylko że nie zamierzałem
ich używać, by spełniać zachcianki mojej siostrzyczki. Nie miałem nic przeciwko
temu, by kupić jej jakąś drobną rzecz, błyskotkę, ale posłużyłem się w tym celu
własnymi oszczędnościami. A tych nie miałem zbyt wiele, więc plan Gaiyi, żeby
kupić sobie tego dnia szkatułkę z klejnotami czy cokolwiek innego, spełzł na
niczym.
Co do królewskich pieniędzy, znajdujących się w skarbcu, to
dopiero uczyłem się, jak mądrze ich używać, by wspomóc tych, którzy najbardziej
tego potrzebowali. Mogłem ich używać wedle własnego życzenia, ale postanowiłem
nie przyzwyczajać się do szastania pieniędzmi, których sam nie zarobiłem.
Jeśli z tego powodu Gaiya chciała uprzykrzyć mi życie, to
słabo jej szło.
Noel przyniósł dwa drewniane miecze do ćwiczeń. Pożegnałem
więc Gaiyę i jej ,,przyjaciółki”, które zachichotały w odpowiedzi, po czym
wszedłem na podwyższenie i odebrałem narzędzie od przyjaciela.
- Ten kawałek drewna zupełnie do ciebie nie pasuje –
zauważyłem z uśmiechem. – Przyzwyczaiłem się, że wywijasz jakimś świecącym
żelastwem.
- Jestem twoim pierwszym czarownikiem, Fay, ale to nie
znaczy, że mogę bezkarnie przykładać ci te ,,świecące żelastwa” do gardła.
Poprzestaniemy na mieczach treningowych.
Machnąłem atrapą. Cóż, przynajmniej nie ważył zbyt wiele.
- Nadal mogę nabić ci guza – dodał zaraz Noel, a ja mógłbym
przysiąc, że na sekundę jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. – No dobrze,
najpierw nauczę cię prawidłowej postawy...
Poświęcił dłuższą chwilę, by nauczyć mnie podstaw. Jak stać,
jak trzymać miecz, jak ułożyć ramię, jak obserwować otoczenie... Małe detale.
Pokazał mi kilka najłatwiejszych ruchów, które łatwo było przyswoić, ale ciężko
wykonać po raz pierwszy.
Zaczęliśmy od rozgrzewki. Stanęliśmy w pewnej odległości od
siebie, a Noel kazał mi naśladować jego ruchy. Ręka w dół, w górę, cięcie w
bok, z góry, od dołu... Starałem się, jak mogłem, by nie zostać w tyle. Na
szczęście szybko załapałem podstawy i już wkrótce nasze ruchy stały się płynne,
pełne harmonii. Wtedy Noel wprowadził nowe elementy – pchnięcie, wycofanie,
obrót... Na dłuższą chwilę nowe elementy wytrąciły mnie z rytmu, w który
wcześniej wpadłem. Nie były to jednak trudne elementy, więc podejrzewałem, że i
tym razem ich opanowanie nie zabierze mi wiele czasu.
W międzyczasie zauważyłem, że do obecnych dziewczyn
dołączyła Yuan. Napotykałem jej zielone oczy za każdym razem, kiedy robiłem
skłon w lewo. Stwierdziłem, że nie mogę udawać, że jej nie widzę, więc raz
posłałem jej uśmiech.
Raz. Przysięgam, że nie zrobiłem niczego więcej!
Nie minęła sekunda, kiedy usłyszałem z ławek zajętych przez
dziewczyny stłumiony chichot i szepty. Mimowolnie wyostrzyłem zmysły, by
zrozumieć powód nagłego zamieszania. Przy okazji zauważyłem z niejakim
zdumieniem, że widownia powiększyła się co najmniej dwukrotnie od czasu, kiedy
ostatnio spoglądałem w jej stronę. Ćwiczenia pochłonęły na dłuższą chwilę moją
uwagę, to prawda, ale nie miałem pojęcia, że w tym czasie wokół placu zebrało
się tak wielkie zbiegowisko.
Gaiya musiała zaprosić całe miasto!
- Jaki on słodki!
Noel?...
- Aż mi kolana zmiękły, kiedy się uśmiechnął. Chyba do mnie,
nie sądzisz?
Może mówiły o jakimś strażniku? Pełno młodych mężczyzn
służyło w pałacu, przywdziewając rycerski uniform.
- A mi żeby tylko kolana zmiękły... – dodała któraś
rozmarzonym tonem głosu.
- Jesteście niepoprawne! – syknęła inna, ale w jej głosie
nie było przygany.
- Ma fascynujące oczy, nie sądzicie? Żaden inny mężczyzna
takich nie ma...
Hm, ta uwaga była mi dość znajoma... Czyżby...
- W końcu to Magin! To oczywiste, że nie jest taki, jak
inni!
... Że niby ja?!
Noel najwyraźniej miał zamiar wykorzystać chwilę mojej
nieuwagi. Zaatakował z półobrotu, chcąc mi nabić guza, ale miałem dobry
refleks. Pewniej uchwyciłem trzymany w dłoni miecz, blokując uderzenie
przyjaciela. Rozległ się stuk, kiedy treningowe atrapy się zderzyły.
Noel uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Dobrze.
Dziewczyny zareagowały na zmianę wyrazu twarzy mojego personalnego
czarownika piskami i westchnieniami zachwytów, które usłyszałbym nawet, gdybym
znajdował się na drugim końcu miasta. Czułem, że za chwilę powstanie wokół
jeszcze więcej zamieszania, jak z całej stolicy zbiegną się ludzie, by
zobaczyć, o co się rozchodzi.
Z taką widownią nie dało się trenować niczego na poważnie.
Nie mogłem się skupić... i nie dlatego, że śledziły mnie rozmarzone oczka
dziewcząt eksponujących trochę zbyt ostentacyjnie swoje kształty. Nie żeby
większość nie miała co pokazać, ale zdziwił mnie fakt, że zachowywały się tak
swobodnie w mojej obecności. W końcu byłem Maginem.
Przed moim ojcem ludzie padali na kolana, a przede mną
rozchylają koszule?
Odsunąłem się i oddałem mieczyk treningowy jednemu ze
strażników. Posłałem Noelowi przepraszający uśmiech.
- Dzięki za naukę podstaw. Teraz jednak wzywają mnie
obowiązki. Możemy poćwiczyć następnym razem?
- Oczywiście.
Nie zwróciłem żadnej uwagi na westchnienia zawodu, które
wydobyły się z piersi dziewcząt. Byłem jednak zmuszony zwrócić uwagę na Gaiyę,
która natychmiast uczepiła się mojego ramienia, kiedy zszedłem z podwyższenia.
Oczy jej błyszczały. To nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
Miała jakiś plan, czułem to. A ja poczułem nagłe i
niezaprzeczalne zniechęcenie na samą myśl, że miałbym spędzić resztę dnia w
towarzystwie mojej męczącej siostrzyczki. Musiałem się wywinąć...
Obowiązki. Na szczęście zawsze czekały na mnie jakieś
obowiązki. I nauka radzenia sobie z nimi wszystkimi.
Odsunąłem Gaiyę od siebie.
- Nie dzisiaj, Gaiyu. Obowiązki wzywają, rozumiesz. A, i
przy okazji... czy twoje przyjaciółki nie mogą okazywać mi większego szacunku?
Moja siostrzyczka wydęła usta, co można było uznać za dość
uroczy gest. Oczywiście, jeśli się nie znało jej manipulatorskiej natury. Ach,
ale chyba nie powinienem w ten sposób mówić o swojej siostrze. Na szczęście
miałem w sobie tyle przyzwoitości, że nie zdradzałem się przed nikim z
tymi brzydkimi myślami.
Noel na pewno nie myślał o Yuan w ten sposób... ale ona nie
dawała mu żadnych powodów do tego, by myślał o niej inaczej niż o pięknej,
dobrze wychowanej młodej pannie, której uśmiech potrafił stopić serca nawet
najbardziej zatwardziałych kawalerów. Nigdy nie wykorzystywała jednak tego daru
dla własnej korzyści.
- Ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu.
Wzruszyłem ramionami.
- Mam nowe obowiązki. A jeśli nie nauczysz swoich
przyjaciółek okazywania mi szacunku, będę miał ich jeszcze więcej. Nie
chcę, żeby ludzie padali przede mną na twarz, ale jeśli wszyscy będą traktować mnie
jak przyjaciela tłumów, szacunek w końcu będę musiał wymusić siłą. A tego, mam nadzieję,
żadna ze stron nie chce.
Gaiya odsunęła się ode mnie z udawanym wstrętem.
- Nie poznaję cię, Fay. Kiedyś...
Szybko jej przerwałem.
- Kiedyś wszystko było inaczej. Teraz przyjąłem na siebie
nową rolę. Nie mogę zostać tym lekkoduchem, którym byłem wcześniej. Nie tylko
ja bym na tym ucierpiał. Spoczywa na mnie odpowiedzialność za funkcjonowanie
całego królestwa. Nie możesz oczekiwać, że będę nadal biegał po lesie.
- Przecież to lubisz.
- Owszem, ale z tego powodu nie porzucę swoich obowiązków.
Gaiya prychnęła.
- Żadnej z tobą zabawy. Cóż, w takim razie zostawiam cię...
z twoimi obowiązkami. Zobaczymy się później, jeśli, oczywiście, znajdziesz dla
mnie czas.
Och, tego nie byłem taki pewien.
Kiedy spojrzałem w bok, chcąc zwolnić Noela na ten dzień,
napotkałem znane mi już spojrzenie zielonych oczu. Nagle, jakby przez zasłonę
deszczu, z głębi mojej podświadomości wypłynął na powierzchnię obraz innych
zielonych oczu.
Innych, a jednocześnie takich samych.
Miałem wrażenie, jakbym jedną nogą stał w świecie
rzeczywistym, a drugą w rzeczywistości oddalonej ode mnie o całe milenia.
Zamknąłem oczy, chcąc powstrzymać falę mdłości, która nagle
szarpnęła moim ciałem. Świat zawirował wokół mnie. Uniosłem dłonie do uszu,
kiedy wokół podniósł się szum. Ktoś krzyknął, a przez moją głowę przeleciała
błyskawica bólu.
Pamiętaj.
- Maginie!
- Fay!
To się musi znowu
stać.
Otwieram usta, by wydać z siebie krzyk, ale moje gardło
zaciska się w proteście. Szum wokół mnie potężnieje, ból pulsujący tuż pod moją
czaszką staje się nie do zniesienia. Mam wrażenie, jakby ktoś próbował otworzyć
ją tępym toporem.
Wiem, że upadam, ale już tego nie czuję. Świat wiruje wokół
mnie, kolory rozmywają się w chaotyczną plamę przed moimi oczami.
Potem zapada ciemność.
woooooooooooo! Jaki ładny nagłówek!!!!!!!
OdpowiedzUsuńhahahhaha! ale mi żal noelka xD pewnie bedac w jego skorze nie byłoby mi do smiechu, ale tak... HAHAHA!
hehe;) rozumiem ze maginowi nie przystoi zazywac kapieli w kwaterze straznikow xD swoja droga... a propos oczu... zdaje mi sie ze fay zauwazył ze oczka noela i yuan maja podobny odcien... ale oni nie sa rodzenstwem, wiec jak? czy chodzi o to, ze w tamtych rejonach ludzie maja barwe takich oczu i nie ma to nic wspolnego z pokrewienstwem? btw, a czemu nie chwalili tyłka magina? :P
faktycznie, gaiya strasznie manipuluje, a racej stara sie to robic z Fayem, na szczescie chłopak ma swoj rozum i sie nie daje ;) dziwne ze yuan nie interweniowała ani nic... no coz... teraz chyba noel i fay musza znalezc inne miejsce do trenowania... moze fay cos wybuduje? albo chociaz rzuci jakies zaklecie które sprawi ze nie wiem... pokoj sie powiekszy albo na dworze nie bedzie widoczny dla ciekawskich oczu?
damn... ciekawe co musi sie stać :O przeznaczenie nie daje o sobie zapomniec jak widze heh xD tak sobie pomyslalam, ze moze magini zamkneli sie w zamku i tak osłabli specjalnie? chcac jakos uciszyc ten głos? jestem prawie pewna ze poprzedni magin tego nie słyszał... moze to był ich sposob na ochrone tego co znali do tej pory?
Ja wiem! Mi też go (nie) żal ;p Biedny, jest taki piękny, że wszyscy się do niego lepią... Dobrze, że Fay jest taki obojętny wobec swojego otoczenia. bo w innym przypadku... Cóż, Noel pewnie nie zostałby jego przyjacielem, gdyby Fay robił do niego słodkie oczka XD
UsuńHm. Nie pamiętam, bym pisała, że mają podobny odcień... Noel ma fioletowe, a Yuan zielone? Będę musiała spojrzeć. Ale teoria o rejonie i uwarunkowaniach zawsze się sprawdza jakby co XD
Ano, Gaiya nie jest najlepszą siostrą pod słońcem, ale przynajmniej Fay zdaje sobie z tego sprawę :) a Fay z Noelem sobie poradzą, pałac jest duży... nie wspominając już o lesie :D
Wiem, przeznaczenie nie ułatwia maginom życia, ale w sumie... kto wie, może wcale nie jest takie złe? :)
Witam,
OdpowiedzUsuńhaha Noel no naprawdę ma ciężko, jak co chwilę dostaje propozycje matrymonialne.. Gayia chyba powinno się w końcu utrzeć nosa, chyba następnym razem będzie trzeba zamknąć plac treningowy, bo słuchając rozchichotanych dziewcząt, naprawdę jest bardzo ciężko trenować... Fay powinieneś zostać troszkę dłużej w tej łaźni, usłyszał być coś niecoś więcej na swój temat albo Noela....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta
Hihi, Noel rzeczywiście jest rozchwytywany - czy tego chce, czy nie ^^ Na szczęście Fay nie popełni tego błędu i nie poprosi przyjaciela o to, by trenowali w miejscu publicznego dostępu... w pałacu jest wystarczająco dużo miejsca na podobne akrobacje, a do środka plebs nie może wejść bez pozwolenia ;p
UsuńGaiyi rzeczywiście trzeba utrzeć nosa... i to zrobię, już niedługo :D
Hm, może Fay powinien zostać, ale jest zbyt... niewinny? :D Źle by się czuł ze świadomością, że podsłuchał prywatną rozmowę dziewcząt, choć to on był tematem tej rozmowy ^^
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :>