poniedziałek, 20 października 2014

[10] Trening z Noelem

Leżę nagi na miękkiej ziemi, która pachnie pode mną. Paruje. Oddycha.
Czas ruszył. Wskazówki niewidzialnego zegara odmierzają czas, wciąż do przodu.
Cykl w końcu zaczyna się od początku.
Ona przychodzi do mnie ubrana jedynie w szatę z własnych włosów. Opadają złocistymi falami wokół jej ciała o jasnobrązowej skórze.
Jej oczy są zielone. Tak bardzo zielone.
Czuję niesamowity zapach życia. Nowego życia. Dostrajam swój oddech do oddechu Ziemi, bicie własnego serca do tego, które bije w samym centrum wszechświata. W uszach słyszę echo potężnego, leniwego pulsu.
Świeża krew wypełnia nasze żyły. Nadal pamięta smak soków, którymi karmiła nas Ziemia, nosząc nas w swoim łonie. Jest w niej tyle energii, radości i świeżości.
Otwieram szerzej oczy.
Otwieram umysł.
Otwieram ramiona.
Jej włosy pachną łąką, a skóra mokrą ziemią. Jej pocałunki mają smak świeżych malin. Owija się miękko wokół mnie.
Nasze życia się splatają. Zostaliśmy stworzeni tylko dla siebie.
Naturalny porządek. Mężczyzna i kobieta. Idealne dopełnienie.
Jesteśmy tylko we dwoje.
Istniejemy w wieczności tej jednej chwili, w której spotykają się nasze oczy, a potem ciała.
Żyjemy. Na nowo.  

Życie powoli wracało do normy, choć niektórzy mogli w to nie wierzyć. Ludzie bali się tego, co mogło się wydarzyć po śmierci Magina. Prorokowali gorzej od Noela, który znacznie się uspokoił po tym, kiedy zobaczył, jak matka natura przyjęła ciało mojego ojca i jak je zabezpieczyła przed niepożądanymi zakusami czarowników amatorów, chcących zapewne trzeć jakieś podejrzane proszki i przyrządzać obrzydliwe mikstury... z różnych części ciała Magina. Wiedziałem, że pogodził się z tym, w jaki sposób  Magin musi odejść.
I że w ogóle musi.
Mnie od czasu do czasu nawiedzały różnej treści sny. Pierwszy, który – o dziwo – zapamiętałem, przyśnił mi się w noc śmierci mojego ojca. Miałem wrażenie, że znajduję się w jakimś ciemnym, ale ciepłym i bezpiecznym miejscu. Pachniało ziemią. Mogłem wykonywać tylko nieznaczne ruchy, ale nie czułem takiej potrzeby. Spałem. Czekałem.
Potem... przyszła do mnie we śnie kobieta o jasnobrązowej skórze. Brałem ją w ramiona, czując, jak czas się zatrzymuje. Byliśmy całkiem sami gdzieś pośrodku niczego. Otaczały nas drzewa o wielkich, ciężkich, mięsistych liściach. Ptaki śpiewały nad naszymi głowami radosne pieśni, a było ich chyba z miliard.
W tym śnie miałem wrażenie, jakbym... dopiero się urodził. Kiedy otwieram oczy, to tak, jakbym poznawał świat po raz pierwszy. Nie czuję się w nim nieswojo, po prostu pierwszy raz jestem w stanie zobaczyć na własne oczy, jak wygląda.
I wtedy pojawia się ta tajemnicza dziewczyna. Wychodzi mi na spotkanie.
Bardzo podoba mi się jej zapach. Jest... oszałamiający. Taki naturalny. Związany z Ziemią.
Bliski. Bardzo bliski.
Cóż, rozmawianie o tym śnie byłoby bardzo niestosowne. Nawet z Noelem... a zwłaszcza z nim. Chłopak nie lubił poruszać pewnych tematów z tego powodu, że od wczesnej młodości musiał radzić sobie ze składanymi mu propozycjami zostania czyimś kochankiem. Nie tylko od przedstawicielek płci żeńskiej. Wszystko to z powodu wyglądu, którym bił po oczach wszystkich wokół siebie.
Przesadą byłoby stwierdzenie, że nienawidził swojej urody. Właściwie miał do niej dość neutralny stosunek... dopóki ktoś nie podchodził i nie składał mu propozycji, która budziła w nim instynkt zabójcy. Szczególnie nie lubił, kiedy propozycje wychodziły z ust starszych, łysawych jegomości, ale z równą pogardą traktował te wypowiadane przez młode, rozchichotane dziewczątka, piękne wdowy i prawdziwych adonisów salonowych.
Nie uważałem, że noszenie przez niego miecza tuż przy pasie było bezpieczne dla jego otoczenia. Noel oczywiście sądził, że porządna szabelka u boku jest w stanie odstraszyć natrętów, ale jak nauczyło mnie doświadczenie – w tej kwestii nie miał racji. Ludzie zbierali się wokół niego niczym pszczoły wokół plastra miodu, wodząc za nim maślanymi oczami.
Noel z rezygnacją poddawał się swemu przeznaczeniu, odprawiając wszystkich zainteresowanych z przysłowiowym kwitkiem. Gdyby był głupszy, pewnie sam by się oszpecił, ale, na szczęście dla siebie samego, odnalazł w sobie dość siły, by stawić czoło wyzwaniu, jakie postawiło przed nim życie. I geny, oczywiście.
Nie, nie mogłem z nim porozmawiać o tych dziwnych, nader realistycznych snach, których doświadczałem od czasu do czasu. A z matką oczywiście nie mogłem poruszyć tak intymnego tematu. Chyba oboje spalilibyśmy się ze wstydu, gdybym spróbował. W końcu do niedawna byliśmy sobie zupełnie obcy.
Cóż, czymś musiałem jednak zająć myśli, więc poprosiłem Noela, by nauczył mnie podstaw szermierki, podczas gdy ja chciałem go uczyć podstaw magii. Wcześniej po prostu za dużo się działo i nie mogłem znaleźć dla nas czasu. Nie dość, że do pałacu zjeżdżali się dygnitarze z różnych części królestwa, to jeszcze musiałem zapoznać się z nowymi obowiązkami, które na mnie spadły. Matka przekazała mi sygnet z dziwnego drewna, który miał być czymś w rodzaju insygnium – wykonany z ciemnoczerwonego drewna, z rzeźbionymi gałązkami i listkami, zacisnął się na moim palcu niczym żywe stworzenie, kiedy go wsunąłem na odpowiednie miejsce. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie przestraszyłem. Co prawda magia obecna w niezwykłym pierścieniu była mi znana, ale jednocześnie samego materiału nie mogłem z niczym skojarzyć.
Musiał był stary. Pytanie tylko, jak bardzo...
Od tamtej pory nie mogłem go zdjąć. Nie przeszkadzał mi, a obecna w nim magia ziemi i roślin wprawiała mnie w dobry nastrój, ale chciałem poznać swoje możliwości. Wyglądało jednak na to, że sygnet zżył się z moim palcem i nie zamierzał go opuszczać. Chyba tylko obcięcie całej dłoni uwolniłoby go ode mnie... albo na odwrót.
Czułem jednak, że nie mógł mi zaszkodzić, więc w końcu tylko wzruszyłem ramionami.
Nowe obowiązki wymagały używania nowego sprzętu. W tym insygnia prawdziwego Magina, by ludzie nie mieli wątpliwości, z kim mają do czynienia. Jakbym nie był wystarczająco podobny do mojej matki.
Godzinę przed umówioną lekcją szermierki z Noelem zszedłem do kwater strażników położonych tuż placu ćwiczebnym, by wziąć kąpiel i przebrać się we właściwy strój, ochraniający najbardziej delikatne części mojego ciała. Oczywiście nie podejrzewałem Noela o jakąś szczególną brutalność czy niekontrolowane odruchy, ale przezorny zawsze ubezpieczony i tak dalej... Kto wie, może podczas tego treningu przypadkiem drgnie mu ręka...? Nie słyszałem, żeby chłopak kiedyś popełniał podobne błędy, zawsze był skupiony i dokładny podczas walki, ale a nuż...? Błędy zdarzały się najlepszym.
Zamknąłem się właśnie w jednej z kabin i zdjąłem ubranie, gotowy wejść do gorącej kąpieli, gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i chichot dochodzący zza cienkich drzwi. Zarumieniłem się po koniuszki uszu, zdając sobie sprawę z tego, że od tych nieznanych osób, w dodatku dziewczyn, dzieli mnie jedynie cienka ściana. I, na szczęście zakluczone, drzwi.
Wskoczyłem do wody, by nie wydać się sam sobie całkowicie bez wstydu. Zanurzyłem się aż po szyję, obejmując kolana ramionami.
Drzwi sąsiedniego pomieszczenia otworzyły się, o czym powiadomiły mnie skrzypiące zawiasy. Potem kliknął zamek i szczęknął klucz przekręcany w zamku.
Ściana między nami była zdecydowanie zbyt cienka. Słyszałem szelest ubrań, z których dziewczyny się rozbierały, paplając o codziennych sprawach. Plotkowały trochę, trochę rozmawiały o sobie. O różnych dziewczęcych sprawach.
Wyskoczyłem z wanny jak oparzony, po czym z trudem naciągnąłem na mokre ciało bieliznę, koszulę i spodnie. Z kostiumu do ćwiczeń zdążyłem jedynie nałożyć kamizelkę, by czym naciągnąłem buty i wyskoczyłem z łaźni, naprawdę nie chcąc podsłuchiwać.
Mimowolnie tylko usłyszałem, jak wychwalały tyłek Noela. I moje oczy.
Reszty słuchać nie chciałem.
- Fay, znowu biegałeś po ogrodzie?
Ach, dobry, kochany, niedomyślny Noel o wychwalanym przez dziewczyny tyłku. Od razu znalazł dla mnie wymówkę – przecież nikt nie musiał wiedzieć, że byłem w kwaterach strażników, brałem kąpiel, a od dobrze szanujących się dziewczyn dzieliła mnie jedynie cienka ściana.
- Cóż zrobić, kocham przyrodę – wyłgałem się doskonale.
Noel wzruszył ramionami.
- Jeśli będziesz zbyt zmęczony, by ze mną ćwiczyć, przełożymy to.
- Nie, nie, wszystko będzie w porządku!
Noel westchnął, jakby nie do końca uwierzył w moje zapewnienie, po czym odwrócił się na pięcie i otworzył bramę oddzielającą plac ćwiczeń od placu przed kwaterami strażników. Ze zdumieniem zarejestrowałem fakt, że wokół drewnianego, okrągłego podwyższenia, na którym odbywały się pojedynki, zebrało się sporo osób. Czasem wpuszczano ludzi do środka, a nawet urządzano dla nich specjalne treningi, ale z samego rana kazałem strażnikom zarezerwować plac ćwiczeniowy dla mnie i Noela, więc nie spodziewałem się, że ośmielą się kogokolwiek wpuścić do środka. Przecież, po śmierci mojego ojca, każdą obcą obecność w moim pobliżu traktowali podejrzliwie.
Wszystko się jednak wyjaśniło, kiedy zobaczyłem, kto do mnie macha z ławki ustawionej najbliżej podwyższenia.
Gaiya. Moja kochana siostrzyczka przybyła do pałacu. Noel też ją zauważył, co wywnioskowałem po nieznacznym zmarszczeniu przez niego brwi. Z jakiegoś powodu nie darzył mojej przybranej siostry szacunkiem, choć wszyscy mieszkańcy Airan zmienili swój stosunek do niej, kiedy się okazało, że przez całe swoje życie mieszkała pod jednym dachem z prawomocnym księciem, Maginem.
Jej pozycja drastycznie się zmieniła. A ona zamierzała korzystać ze wszystkich przywilejów, które zapewniała jej nowa pozycja. Cóż, dopóki to, co robiła, nie sprawiało nikomu problemów, nie zamierzałem interweniować. Na razie odgrywałem rolę wyrozumiałego, przybranego brata. W końcu znałem Gaiyę nie od dziś.
Z westchnieniem rezygnacji podszedłem do niej, prosząc Noela, by na mnie poczekał. Jak wyjaśniłem, dla rodziny zawsze musiałem mieć czas. A Gaiya była jej częścią.
- Dzień dobry, Fay! – Dziewczyna, cała w uśmiechach, wyściskała mnie dość ostentacyjnie. Gdyby miała więcej siły w ramionach, zapewne by mnie udusiła. – Piękny dziś dzień, prawda? Słyszałam, że zamierzasz spędzić czas na ćwiczeniach wraz ze swoim przyjacielem. Chyba nie masz nic przeciwko temu, że przyprowadziłam ze sobą parę przyjaciółek? – Tu, z niewinną miną, wskazała na cały rządek młodych dziewczyn, które spłonęły rumieńcem w chwili, w której na nie spojrzałem. Hm, interesujące. – Zaszczytem dla nas będzie oglądanie cię w akcji, braciszku.
Przyjaciółki, hm... Od kiedy moja siostra posiadała przyjaciółki? Nie była do końca osobą, która potrafiła zawierać przyjaźnie, miała na to w sobie zbyt wiele dumy i egoizmu. Nie potrafiła poświęcać się dla drugiego człowieka, a prawdziwa przyjaźń często wymagała poświęceń. Wyobrażałem sobie, że Gaiya porzuciłaby każdego przyjaciela w potrzebie w pierwszej chwili, w której pojawiłoby się coś na kształt problemów.
Może nie byłem zbyt dobrym bratem i podejrzewałem Gaiyę o niestworzone rzeczy, ale przeczucia nigdy mnie nie myliły. Ale może istniała szansa... jedna na milion...
Odchrząknąłem.
- Jak się czuje Havel? Dużo pracuje? Ma jakieś problemy?
Gaiya uroczo wydęła wargi. Młody strażnik, który się nam przyglądał, odkaszlnął.
- Tatko czuje się doskonale. Rzadko bywa w domu, woli pracować na świeżym powietrzu. Nie zwierzał mi się z żadnych problemów, więc nie sądzę, by jakieś miał. Pytał o ciebie, ale wie, że jesteś zajęty...
- Nadal nie chce mnie odwiedzić tu, w pałacu?
- Powiedział, że prędzej poleci na księżyc, niż przestąpi próg pałacu.
Zawziętość i upór cechujące Havela były doprawdy godne podziwu.
Rzuciłem okiem na wejście na plac, przez które wchodziły właśnie kolejne dwie dziewczyny. Trochę nieśmiało i niepewnie, ale nie wyglądało na to, by miały zawrócić.
- To też twoje przyjaciółki? – zapytałem.
- Znajome. Nie martw się, żadna z nich nie ma złych zamiarów. Chcą po prostu popatrzeć, a za to się nie płaci, prawda?
Och, wiedziałem doskonale, do czego piła. Kiedy ostatnim razem mnie odwiedziła, zabrała mnie na miasto. Myślałem, że ma na myśli niezobowiązujący spacer po ulicach stolicy, ewentualnie jakieś małe zakupy. Ale Gaiya miała oczywiście większe plany. Teraz, kiedy jej brat stał się najważniejszą osobą w królestwie, stwierdziła, iż nie zaszkodzi, by sypnął kilkoma rulanami. Albo kilkunastoma... Albo całą setką. Ktoś musiał naopowiadać jej jakichś bajek, z których wynikało, że jej brat śpi na pieniądzach.
Cóż, nie było to do końca kłamstwo. Tylko że nie zamierzałem ich używać, by spełniać zachcianki mojej siostrzyczki. Nie miałem nic przeciwko temu, by kupić jej jakąś drobną rzecz, błyskotkę, ale posłużyłem się w tym celu własnymi oszczędnościami. A tych nie miałem zbyt wiele, więc plan Gaiyi, żeby kupić sobie tego dnia szkatułkę z klejnotami czy cokolwiek innego, spełzł na niczym.
Co do królewskich pieniędzy, znajdujących się w skarbcu, to dopiero uczyłem się, jak mądrze ich używać, by wspomóc tych, którzy najbardziej tego potrzebowali. Mogłem ich używać wedle własnego życzenia, ale postanowiłem nie przyzwyczajać się do szastania pieniędzmi, których sam nie zarobiłem.
Jeśli z tego powodu Gaiya chciała uprzykrzyć mi życie, to słabo jej szło.
Noel przyniósł dwa drewniane miecze do ćwiczeń. Pożegnałem więc Gaiyę i jej ,,przyjaciółki”, które zachichotały w odpowiedzi, po czym wszedłem na podwyższenie i odebrałem narzędzie od przyjaciela.
- Ten kawałek drewna zupełnie do ciebie nie pasuje – zauważyłem z uśmiechem. – Przyzwyczaiłem się, że wywijasz jakimś świecącym żelastwem.
- Jestem twoim pierwszym czarownikiem, Fay, ale to nie znaczy, że mogę bezkarnie przykładać ci te ,,świecące żelastwa” do gardła. Poprzestaniemy na mieczach treningowych.
Machnąłem atrapą. Cóż, przynajmniej nie ważył zbyt wiele.
- Nadal mogę nabić ci guza – dodał zaraz Noel, a ja mógłbym przysiąc, że na sekundę jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. – No dobrze, najpierw nauczę cię prawidłowej postawy...
Poświęcił dłuższą chwilę, by nauczyć mnie podstaw. Jak stać, jak trzymać miecz, jak ułożyć ramię, jak obserwować otoczenie... Małe detale. Pokazał mi kilka najłatwiejszych ruchów, które łatwo było przyswoić, ale ciężko wykonać po raz pierwszy.
Zaczęliśmy od rozgrzewki. Stanęliśmy w pewnej odległości od siebie, a Noel kazał mi naśladować jego ruchy. Ręka w dół, w górę, cięcie w bok, z góry, od dołu... Starałem się, jak mogłem, by nie zostać w tyle. Na szczęście szybko załapałem podstawy i już wkrótce nasze ruchy stały się płynne, pełne harmonii. Wtedy Noel wprowadził nowe elementy – pchnięcie, wycofanie, obrót... Na dłuższą chwilę nowe elementy wytrąciły mnie z rytmu, w który wcześniej wpadłem. Nie były to jednak trudne elementy, więc podejrzewałem, że i tym razem ich opanowanie nie zabierze mi wiele czasu.
W międzyczasie zauważyłem, że do obecnych dziewczyn dołączyła Yuan. Napotykałem jej zielone oczy za każdym razem, kiedy robiłem skłon w lewo. Stwierdziłem, że nie mogę udawać, że jej nie widzę, więc raz posłałem jej uśmiech.
Raz. Przysięgam, że nie zrobiłem niczego więcej!
Nie minęła sekunda, kiedy usłyszałem z ławek zajętych przez dziewczyny stłumiony chichot i szepty. Mimowolnie wyostrzyłem zmysły, by zrozumieć powód nagłego zamieszania. Przy okazji zauważyłem z niejakim zdumieniem, że widownia powiększyła się co najmniej dwukrotnie od czasu, kiedy ostatnio spoglądałem w jej stronę. Ćwiczenia pochłonęły na dłuższą chwilę moją uwagę, to prawda, ale nie miałem pojęcia, że w tym czasie wokół placu zebrało się tak wielkie zbiegowisko.
Gaiya musiała zaprosić całe miasto!
- Jaki on słodki!
Noel?...
- Aż mi kolana zmiękły, kiedy się uśmiechnął. Chyba do mnie, nie sądzisz?
Może mówiły o jakimś strażniku? Pełno młodych mężczyzn służyło w pałacu, przywdziewając rycerski uniform.
- A mi żeby tylko kolana zmiękły... – dodała któraś rozmarzonym tonem głosu.
- Jesteście niepoprawne! – syknęła inna, ale w jej głosie nie było przygany.
- Ma fascynujące oczy, nie sądzicie? Żaden inny mężczyzna takich nie ma...
Hm, ta uwaga była mi dość znajoma... Czyżby...
- W końcu to Magin! To oczywiste, że nie jest taki, jak inni!
... Że niby ja?!
Noel najwyraźniej miał zamiar wykorzystać chwilę mojej nieuwagi. Zaatakował z półobrotu, chcąc mi nabić guza, ale miałem dobry refleks. Pewniej uchwyciłem trzymany w dłoni miecz, blokując uderzenie przyjaciela. Rozległ się stuk, kiedy treningowe atrapy się zderzyły.
Noel uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Dobrze.
Dziewczyny zareagowały na zmianę wyrazu twarzy mojego personalnego czarownika piskami i westchnieniami zachwytów, które usłyszałbym nawet, gdybym znajdował się na drugim końcu miasta. Czułem, że za chwilę powstanie wokół jeszcze więcej zamieszania, jak z całej stolicy zbiegną się ludzie, by zobaczyć, o co się rozchodzi.
Z taką widownią nie dało się trenować niczego na poważnie. Nie mogłem się skupić... i nie dlatego, że śledziły mnie rozmarzone oczka dziewcząt eksponujących trochę zbyt ostentacyjnie swoje kształty. Nie żeby większość nie miała co pokazać, ale zdziwił mnie fakt, że zachowywały się tak swobodnie w mojej obecności. W końcu byłem Maginem.
Przed moim ojcem ludzie padali na kolana, a przede mną rozchylają koszule?
Odsunąłem się i oddałem mieczyk treningowy jednemu ze strażników. Posłałem Noelowi przepraszający uśmiech.
- Dzięki za naukę podstaw. Teraz jednak wzywają mnie obowiązki. Możemy poćwiczyć następnym razem?
- Oczywiście.
Nie zwróciłem żadnej uwagi na westchnienia zawodu, które wydobyły się z piersi dziewcząt. Byłem jednak zmuszony zwrócić uwagę na Gaiyę, która natychmiast uczepiła się mojego ramienia, kiedy zszedłem z podwyższenia. Oczy jej błyszczały. To nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
Miała jakiś plan, czułem to. A ja poczułem nagłe i niezaprzeczalne zniechęcenie na samą myśl, że miałbym spędzić resztę dnia w towarzystwie mojej męczącej siostrzyczki. Musiałem się wywinąć...
Obowiązki. Na szczęście zawsze czekały na mnie jakieś obowiązki. I nauka radzenia sobie z nimi wszystkimi.
Odsunąłem Gaiyę od siebie.
- Nie dzisiaj, Gaiyu. Obowiązki wzywają, rozumiesz. A, i przy okazji... czy twoje przyjaciółki nie mogą okazywać mi większego szacunku?
Moja siostrzyczka wydęła usta, co można było uznać za dość uroczy gest. Oczywiście, jeśli się nie znało jej manipulatorskiej natury. Ach, ale chyba nie powinienem w ten sposób mówić o swojej siostrze. Na szczęście miałem w sobie tyle przyzwoitości, że nie zdradzałem się przed nikim z tymi  brzydkimi myślami.
Noel na pewno nie myślał o Yuan w ten sposób... ale ona nie dawała mu żadnych powodów do tego, by myślał o niej inaczej niż o pięknej, dobrze wychowanej młodej pannie, której uśmiech potrafił stopić serca nawet najbardziej zatwardziałych kawalerów. Nigdy nie wykorzystywała jednak tego daru dla własnej korzyści.
- Ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu.
Wzruszyłem ramionami.
- Mam nowe obowiązki. A jeśli nie nauczysz swoich przyjaciółek okazywania mi szacunku, będę miał ich jeszcze więcej. Nie chcę, żeby ludzie padali przede mną na twarz, ale jeśli wszyscy będą traktować mnie jak przyjaciela tłumów, szacunek w końcu będę musiał wymusić siłą. A tego, mam nadzieję, żadna ze stron nie chce.
Gaiya odsunęła się ode mnie z udawanym wstrętem.
- Nie poznaję cię, Fay. Kiedyś...
Szybko jej przerwałem.
- Kiedyś wszystko było inaczej. Teraz przyjąłem na siebie nową rolę. Nie mogę zostać tym lekkoduchem, którym byłem wcześniej. Nie tylko ja bym na tym ucierpiał. Spoczywa na mnie odpowiedzialność za funkcjonowanie całego królestwa. Nie możesz oczekiwać, że będę nadal biegał po lesie.
- Przecież to lubisz.
- Owszem, ale z tego powodu nie porzucę swoich obowiązków.
Gaiya prychnęła.
- Żadnej z tobą zabawy. Cóż, w takim razie zostawiam cię... z twoimi obowiązkami. Zobaczymy się później, jeśli, oczywiście, znajdziesz dla mnie czas.
Och, tego nie byłem taki pewien.
Kiedy spojrzałem w bok, chcąc zwolnić Noela na ten dzień, napotkałem znane mi już spojrzenie zielonych oczu. Nagle, jakby przez zasłonę deszczu, z głębi mojej podświadomości wypłynął na powierzchnię obraz innych zielonych oczu.
Innych, a jednocześnie takich samych.
Miałem wrażenie, jakbym jedną nogą stał w świecie rzeczywistym, a drugą w rzeczywistości oddalonej ode mnie o całe milenia.
Zamknąłem oczy, chcąc powstrzymać falę mdłości, która nagle szarpnęła moim ciałem. Świat zawirował wokół mnie. Uniosłem dłonie do uszu, kiedy wokół podniósł się szum. Ktoś krzyknął, a przez moją głowę przeleciała błyskawica bólu.
Pamiętaj.
- Maginie!
- Fay!
To się musi znowu stać.
Otwieram usta, by wydać z siebie krzyk, ale moje gardło zaciska się w proteście. Szum wokół mnie potężnieje, ból pulsujący tuż pod moją czaszką staje się nie do zniesienia. Mam wrażenie, jakby ktoś próbował otworzyć ją tępym toporem.
Wiem, że upadam, ale już tego nie czuję. Świat wiruje wokół mnie, kolory rozmywają się w chaotyczną plamę przed moimi oczami.
Potem zapada ciemność.  

4 komentarze:

  1. woooooooooooo! Jaki ładny nagłówek!!!!!!!
    hahahhaha! ale mi żal noelka xD pewnie bedac w jego skorze nie byłoby mi do smiechu, ale tak... HAHAHA!
    hehe;) rozumiem ze maginowi nie przystoi zazywac kapieli w kwaterze straznikow xD swoja droga... a propos oczu... zdaje mi sie ze fay zauwazył ze oczka noela i yuan maja podobny odcien... ale oni nie sa rodzenstwem, wiec jak? czy chodzi o to, ze w tamtych rejonach ludzie maja barwe takich oczu i nie ma to nic wspolnego z pokrewienstwem? btw, a czemu nie chwalili tyłka magina? :P
    faktycznie, gaiya strasznie manipuluje, a racej stara sie to robic z Fayem, na szczescie chłopak ma swoj rozum i sie nie daje ;) dziwne ze yuan nie interweniowała ani nic... no coz... teraz chyba noel i fay musza znalezc inne miejsce do trenowania... moze fay cos wybuduje? albo chociaz rzuci jakies zaklecie które sprawi ze nie wiem... pokoj sie powiekszy albo na dworze nie bedzie widoczny dla ciekawskich oczu?
    damn... ciekawe co musi sie stać :O przeznaczenie nie daje o sobie zapomniec jak widze heh xD tak sobie pomyslalam, ze moze magini zamkneli sie w zamku i tak osłabli specjalnie? chcac jakos uciszyc ten głos? jestem prawie pewna ze poprzedni magin tego nie słyszał... moze to był ich sposob na ochrone tego co znali do tej pory?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem! Mi też go (nie) żal ;p Biedny, jest taki piękny, że wszyscy się do niego lepią... Dobrze, że Fay jest taki obojętny wobec swojego otoczenia. bo w innym przypadku... Cóż, Noel pewnie nie zostałby jego przyjacielem, gdyby Fay robił do niego słodkie oczka XD
      Hm. Nie pamiętam, bym pisała, że mają podobny odcień... Noel ma fioletowe, a Yuan zielone? Będę musiała spojrzeć. Ale teoria o rejonie i uwarunkowaniach zawsze się sprawdza jakby co XD
      Ano, Gaiya nie jest najlepszą siostrą pod słońcem, ale przynajmniej Fay zdaje sobie z tego sprawę :) a Fay z Noelem sobie poradzą, pałac jest duży... nie wspominając już o lesie :D
      Wiem, przeznaczenie nie ułatwia maginom życia, ale w sumie... kto wie, może wcale nie jest takie złe? :)

      Usuń
  2. Witam,
    haha Noel no naprawdę ma ciężko, jak co chwilę dostaje propozycje matrymonialne.. Gayia chyba powinno się w końcu utrzeć nosa, chyba następnym razem będzie trzeba zamknąć plac treningowy, bo słuchając rozchichotanych dziewcząt, naprawdę jest bardzo ciężko trenować... Fay powinieneś zostać troszkę dłużej w tej łaźni, usłyszał być coś niecoś więcej na swój temat albo Noela....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, Noel rzeczywiście jest rozchwytywany - czy tego chce, czy nie ^^ Na szczęście Fay nie popełni tego błędu i nie poprosi przyjaciela o to, by trenowali w miejscu publicznego dostępu... w pałacu jest wystarczająco dużo miejsca na podobne akrobacje, a do środka plebs nie może wejść bez pozwolenia ;p
      Gaiyi rzeczywiście trzeba utrzeć nosa... i to zrobię, już niedługo :D
      Hm, może Fay powinien zostać, ale jest zbyt... niewinny? :D Źle by się czuł ze świadomością, że podsłuchał prywatną rozmowę dziewcząt, choć to on był tematem tej rozmowy ^^
      Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :>

      Usuń