Kiedy przekroczyłem
próg rodzinnego domu, zauważyłem dwie rzeczy: pierwszą był fakt, że moja
siostra zdążyła bezpiecznie wrócić do domu, a drugą, że wraz ojcem siedzieli w
kuchni przy stole, najwyraźniej przygotowani na mój powrót. Nie wiedziałem, jak
długo tak czekali, ale ich miny wskazywały na to, że zdążyli odbyć ze sobą
ciekawą pogawędkę na znany mi temat.
Ojciec musiał
wszystkiego dowiedzieć się już od Gaiyi. Ciężko mi jednak było w pierwszej
chwili wywnioskować, jakie emocje nim targają. Gniew, zaskoczenie,
rozczarowanie... a może nawet strach? Z wyrazu jego twarzy nie mogłem nic
wyczytać. Kiedy wszedłem do kuchni, w której przebywał z córką, utkwił
we mnie przenikliwe spojrzenie, ale to było wszystko. Nie padło między nami ani
jedno słowo.
Gaiya natomiast nie
ukrywała wzburzenia. Wydymała wargi i co rusz poprawiała włosy, odrzucając
czarne kosmyki na plecy. Dosłownie zgromiła mnie wzrokiem, kiedy wszedłem.
Czułem, że przed długą litanią oskarżeń, którą z całą pewnością miała
przygotowane na wypadek mojego nagłego pojawienia się w drzwiach, ocalił mnie
tylko Noel. Gaiya nie miała w zwyczaju kłócić się ze mną w obecności osób
trzecich, zwłaszcza, jeśli byli przystojnymi, młodymi mężczyznami, do których
młody dziedzic Nilvelinu należał.
Poprzestała na dość
uroczym strojeniu min, które wkrótce stało się zachowaniem dość zalotnym...
oczywiście. Jeszcze nie wiedziała, kim jest towarzyszący mi mężczyzna, ale
musiała wyciągnąć właściwe wnioski, patrząc na jego strój, postawę i maniery.
Przedstawiłem go ojcu,
nie wdając się w żadne szczegóły. Nie chciałem, by ktokolwiek czuł się
skrępowany jego obecnością. Powiedziałem tylko, że został wyznaczony do ochrony
mojej skromnej osoby. Po tym stwierdzeniu Noel czym prędzej się wycofał, opierając
nonszalancko o ścianę i wbijając wzrok w okno, najwyraźniej uznając, że w
dalszej część rozmowy nie będzie brał żadnego udziału.
Westchnąłem, czując
się nieco zawiedziony brakiem wsparcia moralnego z jego strony, ale w sumie nie
mogłem go potępiać. Z ojcem musiałem porozmawiać sam.
- Tato... pewnie już
wiesz, co się stało? – Musiałem się upewnić. Byłem w sumie ciekaw, co Gaiya mu
powiedziała. I w jaki sposób. – O tym, co działo się na przyjęciu...
Havel najpierw
spojrzał na córkę, a dopiero potem skierował wzrok na mnie. Skinął głową.
- Tak, obiło mi się o
uszy to i owo.
- Mówiąc ,,to i owo”
masz na myśli... hm... moje zdolności?
Zdziwiłem się, że
prowadzenie rozmowy z człowiekiem, który przez dwadzieścia lat był moim ojcem i
z którym wcześniej tak łatwo było rozmawiać o wszystkim, a szczególnie o
błahych wydarzeniach, okazało się teraz dość trudne. Sam słyszałem, jak słowa
zgrzytały między nami, jakbym nagle stał się innym człowiekiem. Jakby łączące
mnie i Havela więzi zostały przerwane w momencie, kiedy zdecydowałem się
ujawnić ze swoim dziedzictwem.
A przecież obaj nadal
byliśmy tymi samymi ludźmi.
Havel westchnął, po
czym uniósł swoją wielką, szorstką od pracy dłoń. Położył ją na mojej głowie i
potargał mi włosy. Ten gest nieco mnie zdziwił – ojciec już dawno nie traktował
mnie jak małego chłopca, któremu można targać czuprynę.
- Fay... Ja
wiedziałem, kim jesteś. Kim naprawdę jesteś. Może nie od samego początku, kiedy
przyniosłem cię do mojego domu... i kiedy włożyłem cię do łóżeczka obok mojej Gaiyi.
To się stało kilka dni później.
Zmarszczyłem brwi.
- ,,To”? –
powtórzyłem.
Miałem nadzieję, że
nie blefował tylko dlatego, by mnie uspokoić. Naprawdę miałem nadzieję, że nie
była to jakaś wymyślona na poczekaniu historyjka.
- Przyszli po ciebie,
Fay – oświadczył Havel, patrząc mi w oczy. Nie zobaczyłem w nich kłamstwa.
Gaiya, siedząca tuż
obok niego, położyła mu dłoń na ramieniu.
- Tato, o czym ty
mówisz? – zapytała, dość oburzona. Chyba spodziewała się awantury, a nie
spokojnej rozmowy między ojcem a synem. W sumie ja też się nie spodziewałem
takiego obrotu wypadków. Byłem przygotowany na wyrzuty, gorycz, a nawet prośby
o porzucenie tego nowego życia... Z całą pewnością nie spodziewałem się
zrozumienia.
Havel westchnął.
- Trzy dni... Tak, trzy
dni po tym, jak przyniosłem cię do domu, przyszli po ciebie. Mieli na sobie
lśniące zbroje i twardość w oczach. Ale to byli tylko królewscy strażnicy.
Ludzie pozbawieni daru magii. Nie mogli wyczuć twojego daru... Tak,
zrozumiałem, kogo przygarnąłem pod swój dach, kiedy zapukali do drzwi.
Gaiya była zszokowana.
Ja, o dziwo, trochę mniej.
Może zawsze czułem, że
Havel przynajmniej podejrzewa, kim jestem. W końcu był dobrym ojcem. Poświęcał
mi mnóstwo czasu. Byłem dla niego upragnionym synem, którego mógł uczyć
wszystkiego, czego sam się nauczył. Któremu strugał zabawki z kawałków drewna.
Musiał też
podejrzewać, że istnieje związek pomiędzy faktem odnalezienia przez niego
noworodka na brzegu rzeki w tym samym czasie, kiedy z pałacu zniknął nowo
narodzony książę, przyszły Magin.
- Tato, przecież...
Nigdy nic nie mówiłeś... – powiedziała z pretensją w głosie Gaiya, rzucając mi
twarde spojrzenie. – Fay zawsze był twoim synem, prawda?
Havel zsunął swoją
dłoń z mojej głowy na moje ramię. Ścisnął je lekko.
- Może nie posiadam
daru magii i nie rozumiem, jak naprawdę działa nasz świat. Dlaczego wstaje
dzień i zapada noc. Dlaczego istnieje dobro i zło. Ale kiedy odnajduję na
brzegu rzeki bezbronnego noworodka, zostawionego tam na pewną śmierć... Czułem
w tym rękę przeznaczenia. Nie mogłeś być bezpieczny w miejscu, z którego tak
łatwo można było cię wykraść.
Szybko uścisnąłem jego
rękę. Miał bowiem rację – absolutną. Nie bez powodu zostałem oddany matce
naturze w dniu moich narodzin. Moi prześladowcy mogli pozbyć się mnie na tysiąc
sposobów, ale wybrali takie, a nie inne rozwiązanie.
Niektórzy mogli nie
wierzyć w przeznaczenie. W to, że jakaś niewidzialna siła kieruje ich życiem. Ja
jednak, jako Magin, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak duży wpływ
miało na istnienie każdego człowieka coś, co zwano ,,przeznaczeniem”. W
przyrodzie ta siła nie miała żadnej nazwy ani kształtu. Nie można było wpływać
na jej bieg i z całą pewnością nie można było tkać zaklęć z jej nici.
Ale istniała.
Wiedziałem o tym.
- Co zrobiłeś, kiedy
przyszli do ciebie strażnicy? – zapytałem. – Przecież musieli coś podejrzewać,
miałeś w domu dwoje dzieci. Przecież ludzie musieli wiedzieć, że...
- Nie. Nikt nie
wiedział.
- Jak to? – zdziwiłem
się. – Przecież twoja żona... matka Gaiyi...
Havel potrząsnął
głową.
- Pochowałem ją sam.
Sąsiedzi tylko wiedzieli, że moja żona zmarła przy porodzie. Byłem w żałobie i nie
przyjmowałem nikogo ze znajomych, tylko mówiłem, że moja żona zmarła. Odsyłałem
ich wszystkich... musieli wcześniej powiedzieć strażnikom, że straciłem żonę. I
że zostałem samotnym ojcem. W końcu słyszeli płacz... – Havel spojrzał na mnie
z bólem w oczach. – Nie oddałem cię. Kiedy przyszli, leżałeś w kołysce obok
Gaiyi. Wyglądaliście niemal identycznie. Dzieliło was najwyżej kilka dni.
Bawiłeś się frędzlami kocyka, w który była zawinięta moja mała córeczka...
Wiedziałem już, do
czego zmierza.
- Powiedziałem, że
moja żona urodziła bliźniaki. Syna i córkę. Nie miałeś żadnych znamion, które
pomogłyby im cię zidentyfikować. Miałeś ciemne włosy i niebieskie oczy. Kiedy
leżałeś obok Gaiyi, byłeś do niej tak podobny... Nie mogłem cię oddać. Po
prostu nie mogłem.
Gaiya gwałtownie wstała.
Usta jej drżały.
- Nie wierzę! –
oświadczyła cienkim głosikiem. – Więc przez cały czas wiedziałeś!
Havel zgarbił się
nieznacznie. Fakt, że córka go nie wsparła, musiał być dla niego ciężkim
ciosem. A przecież to, co zrobił, było słuszne. Gdyby mnie oddał,
prawdopodobnie bym zginął. Nie byłem bezpieczny w pałacu – mój ojciec był zbyt
słaby, by chronić siebie i mnie.
U Havela byłem
bezpieczny.
- Tak, córeczko,
wiedziałem.
- Tato. – Pochyliłem się
nad stołem i objąłem go ramieniem. – Dziękuję ci. Dzięki tobie byłem
bezpieczny. Nadszedł jednak czas, bym wypełnił swój obowiązek jako Magin. Nasz
król... mój ojciec słabnie. To się dzieje już od dawna. Nie mogę siedzieć
bezczynnie, patrząc, jak świat pogrąża się w chaosie. Myślę, że dorosłem już do
wzięcia na siebie odpowiedzialności za wszystkie ludzkie życia... Tato, muszę
ich chronić. Nikt inny tego nie zrobi. Nie może zrobić.
Havel poklepał mnie po
plecach.
- Wiem, synku, wiem...
Nie sądziłem tylko, że odejdziesz... w taki sposób. Marzyłem o innej
przyszłości dla ciebie, ale wiedziałem, że sam siebie oszukuję.
- Przestańcie! –
krzyknęła Gaiya, gwałtownie podchodząc do okna. – Jak możecie być tacy
spokojni? Oboje się oszukiwaliście... i mnie! Ja nic nie wiedziałam o tym, kim
jest mój brat! Ha, a przecież on nawet nie jest moim bratem! Jest teraz księciem,
czyż nie? Może mam mu bić pokłony? O, wielki Maginie, dzięki ci, że
zaszczyciłeś nas swoją obecnością...
Szybciej usłyszałem,
niż zobaczyłem, jak Noel wyciąga miecz z pochwy. Na ścianie zatańczyły plamki
światła, które odbiło się od lśniącej klingi.
Poderwałem się jak
najszybciej.
- Noelu! Co ty
wyprawiasz?!
Fioletowe oczy młodego
mężczyzny błyszczały ze złości. Wpatrywał się w Gaiyę twardo, bezlitośnie. Aż
ciarki przeszły mi po grzbiecie.
- Obraziła cię –
syknął przez zaciśnięte zęby. – Za zniewagę Magina grozi...
- Zaraz, zaraz, zaraz!
– Doskoczyłem do niego w mniej niż sekundę, odbierając niebezpieczne narzędzie.
– Jeszcze nie mianowano mnie Maginem. Przynajmniej nie oficjalnie. Na chwilę
obecną jestem jedynie chłopakiem z Obrzeży. Poza tym, Gaiya jest moją
siostrą... Czy z Yuan nigdy się nie kłócicie?
Noel spojrzał na mnie,
z wyraźnym zamiarem skomentowania moich słów, ale po krótkiej chwili się
wycofał. Oddałem mu miecz, który szybko wsunął do pochwy przy pasie i powrócił
do swej nonszalanckiej pozycji, krzyżując ręce na piersiach. Nie spuszczał
jednak wzroku z Gaiyi, wyraźnie gotując się do kolejnej interwencji.
Był troszkę wybuchowy,
to musiałem przyznać. Ale to sprawiło, że polubiłem go jeszcze bardziej. Gdyby
nie sprawiał żadnych kłopotów, nie intrygowałby mnie tak.
Podszedłem do Gaiyi.
Havel już stał obok, niespokojny. Zachowanie Noela oczywiście rozbudziło w nim
instynkt obronny. Za nic w świecie nie pozwoliłby skrzywdzić swojej córki.
- Przepraszam za
niego, Noel zbyt poważnie podchodzi do swych nowych obowiązków... Dla spokoju
jego sumienia powinniśmy powstrzymać się jednak od rzucenia się sobie do
gardeł, rozumiecie – powiedziałem, odchrząkając nieznacznie. – Tato, Gaiyu... Nie
chcę, by stosunki między nami zmieniły się na gorsze. Nadal jestem twoim synem,
Havelu, a twoim bratem, Gaiyu. Obiecuję, że będę was odwiedzał tak często, jak
będzie to możliwe. Oczywiście drzwi pałacu będą stały przed wami otworem,
choć zapewne będziecie czuć się niezręcznie w tym miejscu... Ja sam czuję się
strasznie niezręcznie. Spadły na mnie jednak nowe obowiązki, więc nie mogę
tutaj zostać.
- Solidnie
przetrzepałbym ci skórę, gdybyś choć przez chwilę pomyślał o tym, by zapomnieć
o swoim starym ojcu i jedynej siostrze – oświadczył Havel z uśmiechem. – Ty także,
chłopcze, jesteś tu mile widziany, jeśli tylko powściągniesz swój temperament –
zwrócił się do Noela.
- Dziękuję, tato, że
rozumiesz.
- Gaiya musi
przemyśleć to i owo, ale to rozsądną dziewczynka, prawda? – Havel bardzo
wyraźnie sugerował, że nie będzie tolerował fochów swojej kochanej dziewczynki.
– Na pewno, jak już ochłonie, sama przyjdzie odwiedzić swojego brata.
Ta ,,rozsądna
dziewczynka” prychnęła i odwróciła się twarzą do okna. Ale chyba tylko dla
zasady, bo zobaczyłem błysk w jej oczach. Cóż, perspektywa odwiedzenia pałacu w
wolnej chwili, bez żadnych zaproszeń i tłumów innych ludzi, musiała jej się spodobać.
Potrafiłem też sobie wyobrazić, jak zamierzała tę sytuację wykorzystać...
Kiedy ochłonie, na
pewno spodoba jej się nowa pozycja. Siostra Magina, czyż to nie wspaniale
brzmi? Z pewnością nie zapomni wspomnieć o tym nagłym awansie społecznym
wszystkim zainteresowanym.
Na razie była
obrażona, że nikt jej nie powiedział o tym, kim jestem. Że wraz z ojcem
milczeliśmy w tej sprawie jak zaklęci. Ale już wkrótce złość jej przejdzie i
mogłem tylko sobie wyobrazić, jak często będzie wpadać z wizytą do pałacu... Przecież
o takim właśnie życiu marzyła od najwcześniejszych lat dzieciństwa, a teraz to
wszystko miało się urzeczywistnić.
Wiedziałem, że będę
musiał hamować jej zapędy. Ja, jej brat.
Havel poklepał mnie po
ramieniu.
- Wiem, synu, że masz
nowe obowiązki, ale... Nie zdążyłem jeszcze naprawić zawiasów przy drzwiach
szopy, a widzę w moim domu dwóch młodych, pełnych sił chłopców, którzy mogliby
się za to zabrać. Twojego przyjaciela roznosi energia, prawda? Może się tym
zajmiecie, żeby lisy nie nabałaganiły w środku?
Uśmiechnąłem się.
- Oczywiście, tato.
Perfekt!!! Idealnie!!! Tak to sobie wyobrażałam! Aczkolwiek zaskoczyła mnie wybuchowość Noela. Myślalam, że jest spokojny, opanowany a tu proszę, nie do końca. Jeszcze bardziej mi się przez to podoba!
OdpowiedzUsuńFay jak zawsze ma genialne mysli ;) uwielbiam jego refleksje!
Havel mnie rozwalił. Fajnie wyglądała ta scenka ;) zdziwiłam się, że się domyslił kim jest Fay, aczkolwiek na głupiego nie wygląda ;) Lovciam ich wszystkich z ich zaletami i wadami! :)
o! przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz... co z imieniem Faya. Czy jego biologiczni rodzice nie nadali mu jakiegoś innego? czy będzie jakieś spięcie na tym tle, gdy będą chcieli nazywać go jego "oficjalnym", królewskim imieniem?
A skąd! Noel jest oddany... czasem aż za bardzo oddany sprawie ;p
UsuńImię Faya jest w porządku. Masz z boku na blogu kilka info o Maginie - i znaczenia imion, które się pojawiają w opie (no ok, zmyślone, ale co w tym opie nie jest? :D). Jak pewnie zauważysz, imię do niego pasuje :) Odnaleziony najpierw przez Havela, a potem przez swoich rodziców :)
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, Havel tak naprawdę wiedział kim jest Fay, a jednak kochał go jak własnego syna, oj chyba będzie miał sporo pracy temperując zapędy Gaiya, Noel on to ach jaki chętny do wykonywania swoich obowiązków...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta