Ze wszystkimi
naprawami uporaliśmy się błyskawicznie. Nawet nie musiałem uciekać się do
używania magii, jako że Noel więcej niż chętnie wyręczył mnie prawie we
wszystkim. Na szczęście udało mi się chwycić do ręki młotek, dzięki czemu
przybiłem dwa gwoździe i nie poczułem się jak ostatnia oferma. Na moje
nieszczęście dziedzic Nilvelinu traktował mnie zupełnie jak księcia wychowanego
w pieluchach z jedwabiu... albo coś w tym stylu. Wchodził mi cały czas w drogę
i starał się wyręczać, jak mógł, nawet wbrew mojej woli. Usprawiedliwiał się
tym, że jego obowiązkiem jest przypilnowanie, by nic mi się stało. A jakbym się
nieuważnie stuknął młotkiem w palec, to chyba popełniłby samobójstwo z powodu
poczucia winy.
Cóż, musiałem mu
pozwolić... a kiedy nie widział, wbiłem jednak te dwa gwoździe. Dobrze, że
Havel nie patrzył, bo z całą pewnością pokładałby się ze śmiechu. A gdybym ja
miał szansę spojrzeć na całą tę sytuację z boku, pewnie sam bym się pośmiał.
Czułem jednak, że gdybym ośmielił się zdradzić z ogarniającą mnie wesołością w
obecności Noela, chłopak mógłby zrobić coś głupiego.
Za bardzo się
przejmował. W sumie to były jego pierwsze godziny na służbie... I moje pierwsze
godziny jako pełnoprawnego Magina. Oboje czuliśmy się niepewnie w nowych
rolach.
Po skończonej pracy
wypiliśmy po jednym kubku ziołowej herbaty, którą zaparzył nam ojciec, po czym
poprosiłem Noela, by poszedł ze mną w pewne miejsce. W zasadzie nie musiałem go
o nic prosić, ponieważ chodził za mną wszędzie, niczym wierny pies, no ale nie
chciałem go tak traktować. Wolałem wytworzyć między nami przyjacielską więź,
zwłaszcza, że miałem wobec chłopaka pewne plany i naprawdę nie chciałem, by
stał się potulnym pieskiem pokojowym.
Chciałem, by zachował
w sobie tę iskrę, którą zauważyłem u niego podczas naszego pierwszego
spotkania. Był jednak zbyt poruszony wypadkami, które miały miejsce
dzisiejszego wieczoru, by zebrać się w sobie na tyle, by sam siebie ustawić do
pionu.
Musiałem
interweniować.
Dlatego zabrałem go ze
sobą na małą pogawędkę w bardziej ustronne miejsce. Uroczą, małą pogawędkę w
świetle gwiazd, które mrugały do nas zalotnie. Otaczały nas zwykłe odgłosy lasu - szum wiatru w koronach drzew, pohukiwania sów, muzyka świerszczy bliżej rzeki...
Lato nadal trwało. W
przyrodzie nic się nie zmieniło, chociaż moje życie zostało przewrócone do góry
nogami. I wiedziałem, że tylko moja śmierć mogła ten proces odwrócić. A umierać młodo wcale nie zamierzałem, ponieważ miałem do spełnienia w tym świecie
pewną rolę. I to nie byle jaką.
Przystanąłem nad
brzegiem rzeki – tej samej, do której kiedyś mnie wrzucono. W tym też miejscu
odnalazł mnie Havel. To tutaj właśnie rozpoczęło się moje nowe życie.
Chciałem, by to
właśnie tutaj dla Noela również rozpoczęło się nowe życie.
Uniosłem głowę,
wdychając do płuc świeże, nocne powietrze. Muzyka wygrywana przez świerszcze
wypełniała moje uszy, wprawiając w dobry nastrój. To były dobre, znajome
dźwięki... Dźwięki życia bliskiej mi natury. Każdy szum wiatru, szmer płynącej
wody czy szelest liści wypełniał mnie radością. Uwielbiałem wsłuchiwać się w
ten harmonijny porządek dźwięków – szczególnie w tak piękną, rozgwieżdżoną noc.
- Książę... Maginie...
twoja rodzina niedługo zacznie się martwić twoją nieobecnością – Noel zdecydował się przerwać przyjemną ciszę. – Mam na myśli króla i królową.
Jego głos nie
sprowadził mnie jednak na ziemię. Nie do końca. Moje zmysły powoli dostrajały
się do otoczenia. Wzrok, słuch, węch...Moja dusza otwierała się na otaczającą
mnie magię. Pozwoliłem, by zaczęła przeze mnie płynąć, by mnie oplotła
delikatną siecią swych ramion.
Magia tej letniej nocy
witała mnie radośnie. Witała jako Magina,
jej pana i władcę, któremu jest gotowa się podporządkować.
- Maginie...?
Faylein...?
Włożyłem ręce do
kieszeni, by powstrzymać mimowolny ruch palców, gotowych tkać zaklęcia w
nieskończoność. Chciały wyjść na spotkanie całej tej magii i zanurzyć się w
niej, by splatać świetliste sieci, powołując do życia rozchichotane chochliki i
smukłe wróżki tańczące w delikatnych podmuchach wiatru.
Odwróciłem się twarzą
do Noela.
- Czy mogę zadać ci
pytanie?
Chłopak, lekko już
przestraszony, w końcu się rozluźnił. Najwyraźniej sądził, że dzieje się ze mną
coś złego, a on nie miał zielonego pojęcia, jak zareagować. W końcu z magią
nigdy nie miał do czynienia.
Teraz skwapliwie
pokiwał głową.
- Jestem na twoje rozkazy,
książę.
Skrzywiłem się lekko.
Naprawdę potrzebowałem czasu, by przyzwyczaić się do nowego tytułu. Nadano mi
go przecież kilka godzin temu, wcześniej byłem jedynie zwykłym chłopakiem z
Obrzeży! Oczywiście wiedziałem od początku, kim jestem, ale nikt nie zwracał
się do mnie z podobnym szacunkiem, co Noel.
Krępowało mnie to.
Czułem jednak, że poprawianie mojego towarzysza w tej chwili było zupełnie
bezcelowe. Może, kiedy miną emocje...
- Czy kiedykolwiek
myślałeś o tym, by posiadać magiczny dar? – zapytałem, próbując wybadać jego
reakcję.
Noel pokręcił
stanowczo głową.
- Nie, nigdy. Nie było
to konieczne. Przepraszam, że tak to ujmę, ale rozmyślanie o czymś takim byłoby
stratą czasu. Wolałem zająć się czymś bardziej pożytecznym... na przykład
szermierką.
- Czyny przemawiają
silniej niż słowa, czy tak?
- Zdecydowanie silniej
niż snucie nierealnych marzeń na jawie.
- Ale musiałeś kiedyś
myśleć nad działaniem magii? Nawet zwykli kupcy na targu lubili czasem
pogawędzić na ten temat. A wcale ich nie zachęcałem, choć przecież byłem
głównym zainteresowanym.
- Hm... Nawet, jakbym
chciał, nie miałbym z kim porozmawiać o podobnych rzeczach. Zajmujemy się na
północy eksportem zbóż, mięsa i owoców. Mój ojciec zarządza całym podległym mu
majątkiem i prowadzi grube księgi... wszystko to bez pomocy magów. Oczywiście,
czujemy respekt przed rodziną królewską, ale... większość ludzi nawet nie
widziała Magina na oczy.
Potarłem w zamyśleniu
koniuszek nosa.
- Rozumiem... Czyli
zagadnienie magii jest ci całkiem obce?
- Wiem tyle, co
pozostali. Czyli prawie nic.
Doceniłem jego
szczerość. Wiedziałem, że nie jest z tych, co będą się podlizywać, ale i tak
ucieszyła mnie jego odpowiedź. Inni na jego miejscu zaczęliby kombinować,
próbując mi się przypodobać, choć zapewne nie zrozumieliby motywów, jakimi się
kierowałem, zadając to pytanie. Mimo to, staraliby się mnie zadowolić.
Noel był inny.
Był tylko i wyłącznie
sobą.
Usiadłem na trawie,
jednocześnie prosząc chłopaka, by usiadł obok mnie.
- Wiesz... W tym właśnie
miejscu znalazł mnie Havel. To tutaj dwadzieścia lat temu wziął mnie na ręce.
Zanim jednak to się stało, przeleżałem na brzegu kilka godzin w ciemnościach
nocy. Urodziłem się pod sam koniec maja, więc na szczęście noce nie były już
takie chłodne. Mimo to, czy potrafisz racjonalnie wytłumaczyć fakt, że
przeżyłem? Wrzucono mnie do rzeki, bym się utopił... ale woda nie zrobiła mi
krzywdy. Wyrzuciła mnie na bezpieczny brzeg... Ale dookoła był ciemny las. W
mroku czaiły się drapieżniki, dla których stanowiłem łatwy posiłek. Mimo to,
nie zostałem zaatakowany. Mogło zacząć padać. Mógł wiać zimny wiatr... a jednak
pogoda mi sprzyjała. Leżałem spokojny i bezpieczny w miękkiej trawie, a wiatr okrywał
mnie świeżo opadłymi liśćmi z kwitnących dookoła drzew.
- Pamiętasz tę noc tak
dobrze? – zapytał cicho Noel.
- Tak. Pamiętam ją
doskonale, choć okres mojego najwcześniejszego dzieciństwa skrywa się za mgłą.
Ale to wydarzenie było ważne i musiałem o nim pamiętać. Kim jestem i jaka
odpowiedzialność na mnie spoczywa.
- I nigdy... nie
chciałeś wrócić wcześniej?
Spojrzałem na Noela z
uśmiechem.
- Nie mogłem. Gdybym
wybrał nieodpowiedni moment, zapewne wszyscy byśmy zginęli. Ja nie byłem
gotowy. Mój ojciec także. Musiałem zaufać przeznaczeniu. Poza tym, dobrze mi
się żyło z dala od pałacu, od etykiety i obowiązków. Byłem... wolny. Tak wolny,
jak tylko może być Magin, który nie musi troszczyć się o swoich poddanych.
- Ale poświęciłeś tę
wolność – zauważył słusznie Noel.
- Tak. Poświęciłem.
Jeszcze nie wiem, czy żałuję. Ale zyskałem matkę i ojca. Nowy dom. I
przyjaciela.
Noel musiał zrozumieć,
że mówię właśnie o nim, ponieważ zaczął szybko zaprzeczać, jakoby nie był
godzien, że to nie wypada i tym podobne bzdury. Naprawdę nie chciałem powtarzać
frazesu, że jeszcze przed kilkunastoma godzinami byłem zwykłym facetem.
Pachniałem żywicą, smarem i potem. I krzywiłem się, kiedy musiałem zakładać
koszule ze sztywnymi kołnierzykami.
Zanim przeszedłem do
kolejnego etapu naszej znajomości, postanowiłem uśpić jego czujność. Nie chciałem,
by zaczął się zapierać rękami i nogami. Przecież nie chciałem na siłę czynić z
niego mojego pierwszego czarownika, prawą rękę świeżo mianowanego Magina!
- Opowiedz mi o swojej
siostrze – poprosiłem. – Jesteś do niej bardzo przywiązany, prawda?
Noel znowu przybrał
ten dziwny wyraz twarzy, który zauważyłem u niego już wcześniej – jakby chciał
coś powiedzieć, ale coś go przed tym powstrzymywało. Wahał się tak przez krótką
chwilę, po czym rzucił przysłowiową bombę:
- Yuan nie jest moją
prawdziwą siostrą... Łączą nas podobne stosunki, co ciebie i... przepraszam,
zapomniałem jej imienia.
- A, mówisz o Gaiyi.
- Tak. Jesteśmy w
takiej samej sytuacji, tylko... w przypadku Yuan to ona została przygarnięta do
mojej rodziny, a ty zostałeś przygarnięty do rodziny Gaiyi. No i... ona o tym
nie wie. Tak, jak i moja matka.
Uniosłem w zdumieniu
brwi.
- Co masz na myśli?
Noel znowu przez
chwilę się wahał, ale chyba postanowił być ze mną zupełnie szczery. Hm, bycie
Maginem miało jednak jakieś plusy. Przynajmniej niektórzy ludzie byli ze mną
szczerzy. Zaczęło się od Havela, teraz mogłem doliczyć Noela... Ciekawe, ilu
ludzi jeszcze się przede mną otworzy.
Zaczynałem powoli
odczuwać potęgę posiadanej przeze mnie władzy.
- Yuan... moja
prawdziwa siostra... zmarła zaraz po narodzinach. Moja matka była bardzo słaba
po porodzie, gorączkowała i minęło kilka godzin, zanim doszła do siebie na
tyle, by zapytać o dziecko. Mój ojciec uznał, że w tak słabym stanie moja matka
nie przeżyje szoku wywołanego wiadomością o śmierci dziewczynki, którą z takim
oddaniem wydała na świat. Wydał więc rozkaz sprowadzenia do domu innego
noworodka. Oczywiście, to miało być tymczasowe rozwiązanie, chcieli powoli
uświadamiać moją matkę o popełnionym oszustwie... ale była tak szczęśliwa z
powodu wydania na świat dziewczynki, że w końcu zdecydowano się wychować to
dziecko jako prawdziwą Yuan.
Zmarszczyłem brwi.
- Ale... jak to? Czyją
córką jest w takim razie Yuan?
- Dzieckiem pewnej
kobiety, która później została zatrudniona jaka jej niania.
- Ale... jak to? Tak
po prostu oddała dziecko? – Nie mieściło mi się w głowie, że jakaś kobieta
mogła ot tak oddać dopiero co wydane na świat dziecko. Przecież moja matka
prawie oszalała z rozpaczy po tym, jak ja zaginąłem...
- Tak po prostu to nie...
Zresztą, całą tę historię podsłuchałem jako sześcioletni brzdąc, bawiąc się w
kuchni. Służące lubią plotkować, szczególnie o różnych skandalach. A historia o
podmianie dziecka była lubiana przez służące w naszym domu. Czasem mam
wrażenie, że jedynymi osobami, które nie zdają sobie sprawy z tego, co się
stało, są moja matka i Yuan. W każdym razie zrozumiałem tyle, że kiedy
wyjaśniono kobiecie, dlaczego chcą odebrać jej dziecko, zgodziła się dlatego,
że obiecano jej później posadę opiekunki, w związku z czym mogła spędzać ze
swoim dzieckiem mnóstwo czasu. Poza tym, jako świeżo upieczona matka zdrowej
dziewczynki, rozumiała, jaką tragedią dla matki mogłaby być utrata dziecka.
Moja matka jest dobrą kobietą. Jest otwarta na problemy ludzi i ma dobre
serce... Mieszkańcy Nilvelinu ją lubią. Dlatego nie odmówili jej pomocy.
Cóż, to trochę
wyjaśniało sprawę... Troszkę. Nadal nie za bardzo rozumiałem, jak można było
zmusić się do takiego poświęcenia, choć przecież sam nie doświadczyłem bycia
rodzicem. Nie byłem jednak pozbawiony instynktu rodzicielskiego.
Ale może, gdyby
sytuacja mnie do tego zmusiła... Powiedzmy, gdybym miał w podobny sposób pomóc
Noelowi...
- Chociaż wiesz, że
nie jest twoją siostrą, to nadal jesteś do niej przywiązany, prawda?
- Faylein, ty powinieneś
wiedzieć o tym najlepiej. Więzy krwi są... oczywiste. Możesz swoją rodzinę
lubić lub nie, ale zawsze masz wymówkę, że to przecież jest twoja rodzina, a
jej się nie wybiera... Inaczej ma się sprawa z więzami, które sam tworzysz i
utrzymujesz. Tę rodzinę już wybierasz. I musisz o nią dbać.
- Tak... Ja również to
rozumiem – przyznałem mu rację, przywołując na usta uśmiech. – Łatwiej wszystko
zepsuć, prawda?
- Ja nie chcę niczego
psuć. Yuan jest moja siostrą, niezależnie od tego, jaka krew płynie w jej
żyłach. Jest... wspaniałą siostrą. Zawsze mnie wspiera i towarzyszy w
podróżach, bo wie, jak bardzo nie lubię tłumów. Umie słuchać. No i nie jest
rozpuszczona – dodał, a ja natychmiast zrozumiałem przytyk. Nie było sensu się
tłumaczyć, że nie mogłem zapobiec rozpuszczaniu Gaiyi, bo Havel chuchał na nią
i dmuchał.
Nie zrobiłem tego,
ponieważ nie przykładałem do jej zachowania i wychowania większej wagi. Nie
chciałem ingerować w naturalny porządek rzeczy, a według niego moja
siostrzyczka miała wyrosnąć na rozpuszczoną panienkę, która umiała cieszyć się
życiem. W końcu aż taka zła nie była...
- Noelu, chciałbym cię
o coś poprosić... – zacząłem, wyczuwając, że moment jest odpowiedni. Dystans
między nami znacznie się zmniejszył, co mnie niezmiernie cieszyło. – Obiecasz,
że rozważysz moją propozycję na poważnie?
- O co chodzi? –
zapytał Noel, nie spodziewając się niczego niepokojącego.
- Chciałbym, byś
został moim czarownikiem.
I cisza. Jak makiem
zasiał. Tylko świerszcze grały w trawie.
Zrozumiałem, że Noel
wstrzymał oddech. I zbladł niczym śmierć. Aż myślałem, że dostanie ataku serca,
ale w końcu wyjąkał:
- A... ale ja?
Powstrzymałem się od
rzucenia ironicznego komentarza. Rozumiałem, że chłopak był w szoku.
- Noelu, masz zadatki
na fantastycznego czarownika. Magia buzuje w twoim ciele. Jesteś nie tylko
silny, ale cechuje cię także zdecydowanie, odwaga i otwarty umysł. Jesteś
bystry. Powiedziałeś, że nie lubisz tłumów, a ja nie będę cię trzymał przy
sobie. Będziesz chodził własnymi ścieżkami, jeśli taka będzie twoja wola. Po
prostu... jesteś idealnym kandydatem.
Gdyby nie było ciemno,
przysiągłbym, że biedny Noel się zarumienił! Pewnie nikt nigdy nie rozmawiał z
nim w ten sposób, a ja miałem nadzieję, że to, co powiedziałem, nie zabrzmiało
niestosownie. W końcu nie o to mi chodziło.
- Jeśli... jeśli
uważasz, że to słuszne...
- Owszem, ale chcę, by
to była twoja decyzja. W końcu czarownikiem zostaniesz do końca swojego życia.
Kiedy otworzysz się na magię... już nigdy nie będziesz mógł wrócić.
Znowu zapadła między
nami cisza. Tym razem na troszkę dłużej.
- To chyba nie może
być aż takie straszne? Wiesz, nie widzę, żebyś bardzo cierpiał...
- Owszem, ale dla mnie
magia jest naturalna. Dla innych to może być coś zupełnie... niespodziewanego.
Czasem to kłopotliwe, zwłaszcza, kiedy znajdziesz się w otoczeniu opanowanym
przez ciężką, niestrawną magię... na przykład tę obecną na przyjęciu. Ty jej
nie czułeś, ale ja owszem. I mogę powiedzieć, że zetknięcie z nią nie było dla
mnie najprzyjemniejszym doświadczeniem.
- Nie potrafię
stwierdzić, czy próbujesz mnie zachęcić, czy zniechęcić... – zamarudził Noel,
marszcząc brwi.
Hm, jeśli stawiał
takie pytanie, to znaczyło, że pokierowałem rozmową właściwie. Nie chciałem na
niego naciskać, w żadnym wypadku. To musiał być jego wybór.
- Próbuję przedstawić
ci wszystkie plusy i minusy.
- Hm... A jak w ogóle
zostaje się czarownikiem?
- Na twoim ciele
znajduje się pewien... zawór bezpieczeństwa, chyba można go tak nazwać.
Miejsce, w którym skumulowała się magia, gotowa, by złączyć się z twoją
psychiką. Jak na razie jest odłączona. Ten zawór jest niewidoczny dla
wszystkich niezainteresowanych, nawet dla mojego ojca i jego czarowników. Mogę
go zobaczyć tylko ja z tego prostego powodu, że zostałeś przeznaczony na mojego
czarownika.
- A gdzie niby
znajduje się ten... zawór?
Dostosowałem wzrok,
szybko przeszukując jego ciało w poszukiwaniu miejsca, gdzie gromadziła się
energia magiczna. Wystarczyłoby jedno moje dotknięcie, a magia popłynęłaby
strumieniem.
- Znajduje się w
dolnej części twoich pleców. Na wysokości nerek.
- I wystarczy go
odkręcić?
Na wpół pokręciłem, na
wpół pokiwałem głową.
- Jeśli go dotknę,
twój dar się przebudzi. Zostaniesz czarownikiem. Jestem nawet w stanie nadać ci
Strażnika, co od dawna się nie zdarzyło. Tak się składa, że mogę związać twoją
moc z żywiołem, co uczyni cię o wiele potężniejszym wojownikiem. Jestem pewien,
że bez problemów poradzisz sobie z wykorzystaniem mocy Strażnika.
Noel sapnął, po czym
zmienił pozycję – z siedzącej na klęczącą. Wyglądał tak, jakby zamierzał się
komuś w tym momencie oświadczyć, tylko że jedna dłoń, którą trzymał zwiniętą na
sercu w geście szacunku, burzyła ten obrazek.
- Książę, to będzie
dla mnie zaszczyt, móc ci służyć.
Teraz to już się
wzdrygnąłem.
- Dobrze, dobrze,
tylko proszę, przestań nazywać mnie księciem!
Noel zamrugał.
- Ale przecież nim
jesteś...
- Nikt nie zmienia się
w przeciągu kilku godzin... a zresztą,
ja jestem skromnym chłopakiem. Jak jeszcze raz nazwiesz mnie księciem, to chyba
spłonę ze wstydu.
Dziedzic Nilvelinu
uśmiechnął się z przekorą.
- Dobrze. W takim
razie... co powiesz na to, bym nazywał cię przyjacielem?
Tak, to podobało mi
się o wiele, wiele bardziej.
- Czyżby przemawiał
przez ciebie głos rozsądku? – zapytałem, co czym cicho się roześmiałem. –
Wstawaj, nie ma po co klęczeć w tej trawie. Chyba, że zamierzasz złożyć hołd
matce naturze... w czym nie mam najmniejszego zamiaru ci przeszkadzać.
Kiedy wstał, przywołałem
Strażnika Burzy i zapytałem, czy zgadza się na to, bym oddał go w ręce Noela.
Strażnik zgodził się bez wahania, emanując magią tuż obok mojego boku,
niewidoczny dla samego Noela.
A potem wyciągnąłem
dłoń w kierunku jasnego, pulsującego magią punktu na ciele Noela. Magia
połaskotała mnie w palce, zanim energicznie spod nich buchnęła, rozlewając się
natychmiast po ciele chłopaka. Nie tracąc czasu, utkałem połączenie między
jasną, życiową energią Noela a lekką, elektryzującą esencją Strażnika Burzy.
Musiałem tkać sprawnie, żeby połączenie było idealne – zanim magia dotarła do
każdej komórki ciała chłopaka, w tym do tkanki mózgowej.
Na szczęście tkanie
nie było dla mnie niczym nowym, więc wszystko odbyło się bez żadnych problemów.
Po kilkunastu sekundach Noel i Strażnik stanowili jedność.
Teatralnym gestem
otarłem pot z czoła, odsuwając się o krok.
- Wszystko się
udało... Jak się czujesz? – zapytałem, chcąc się upewnić, że niczego nie
schrzaniłem.
- Trochę kręci mi się
w głowie... i szumi w uszach.
Hm, wyglądało mi to na
całkiem normalne efekty uboczne. Dość łagodne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że
Noel właśnie stał się magiem. Fajerwerków nie było, ale wiedziałem, że
zmiana normalnego trybu życia w magiczny
musiała być nie lada doświadczeniem. Chyba nie mogłem zrozumieć uczuć
targających Noelem w tej chwili, ponieważ sam nigdy nie przechodziłem podobnej
transformacji. Maginem byłem od zawsze... doznałbym sporego szoku, gdyby mi
jednak odebrano moje moce.
- Chodź, wrócimy po
nasze konie i spacerkiem przejdziemy się do stolicy. Z całą pewnością już na
nas czekają... A ty powinieneś się przespać. Twój organizm lepiej się
przystosuje do nowych umiejętności, jeśli będzie miał szansę odpocząć.
Noel posłusznie
wypełnił moje polecenie, więc spacerkiem, w dobrych humorach, wróciliśmy do
Airan. Już z daleka byliśmy w stanie zauważyć, że w pałacu paliły się chyba
wszystkie światła – to musiał być znak, że na nas czekano.
Nie tylko życie Noela
zmieniło się tego dnia. Ale hej, przynajmniej wchodziliśmy w to nowe życie
razem. A to już coś.
hahahahaha! dobre. dobre! ;)samobójstwo z poczucia winy xD i oplułam mój monitor ;P
OdpowiedzUsuńhahaha jak to zabrzmiało! To zaciągnicie go w ustronne miejsce na pogawędkę! co najmniej dwuznacznie! xD tak tak, zboczona jestem :P
Podoba mi się ich relacja ;) i jak sprawnie stali się przyjaciółmi, i że Noel jest jaki jest :) nie spodziewałam się takiej historii Yuan. przeznaczenie ;) Ciekawe jak w pałacu wszyscy zareagują na moc Noela. Toż on teraz jest potężniejszy niż sam magin - król! nie mówiąc już o tych pionkach. A może nie zauważą jego przemiany? Chociaż Yuan na bank zauważy jakieś subtelne różnice. Może ktoś podsłucha ich rozmowę? :) i wybuchnie jakaś afera? aczkolwiek wtedy ugruntowałaby się pozycja Faya, bo tylko magin może powoływać czarowników ;) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :) Buziak wielki i dziękuję za ten ;) Pozdrowienia!:)
Muszę... muszę przemyśleć sposób, w jaki wprowadzę Noela jako czarownika na dwór :D Hm, w sumie Fay może go po prostu przedstawić... wróci i powie, że Noel stał się jego pierwszym czarownikiem, a na dowód tego Noel trzaśnie zaklęciem Fay będzie musiał go nauczyć, jak się tka zaklęcia, ale dzięki Strażnikowi sam będzie potrafił to i owo :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńNoel bardzo poważnie podszedł do swoich obowiązków, więc Fay ma swoiego pierwszego czarownika, który też został strażnikiem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Żaneta