Kyou beznamiętnie wpatrywała się w świecący nad drzewami
księżyc, jednocześnie wsłuchując się w odległe wycie wilków. Wokół niej
panowała ciemność i całkowity bezruch, jeśli nie licząc poruszanych podmuchami
chłodnego wiatru liści, które jednak nie zagłuszały zwyczajowych odgłosów lasu.
Gdzieś pohukiwała sowa, po którejś z gałęzi przebiegła wiewiórka, w pobliżu
przebiegł lis, lekko stąpając po leśnej ściółce...
Była w tym środowisku obca, ale nie czuła się obco. Kyou od
zawsze należała do ludu żyjącego w zgodzie z naturą – jej klan budował małe
drewniane chatki z dala od siedlisk innych ludzi, gdzieś na obrzeżach albo
nawet w środku leśnej głuszy. Mężczyźni zajmowali się myślistwem, a kobiety
pozyskiwały futra, mięso i kości, które służyły im do wykonywania wielu
narzędzi. Nie znaczyło to oczywiście, że kobiety nie mogły polować, a mężczyźni
zajmować się ogniskiem domowym. Po prostu tak było bezpieczniej.
Kyou próbowała sobie przypomnieć, czy przeoczyła oznaki
niepokoju szerzące się wśród członków jej klanu, ale jej wysiłki spełzły na
niczym. Wiedziała, że gdyby było inaczej, na pewno by coś zapamiętała... w
końcu nie była zupełną ignorantką. Ich społeczność była zbyt mała, zbyt zżyta
ze sobą, by jej członkowie mogli się nawzajem oszukiwać.
Nie, nikt nie spodziewał się napaści. Nikt nie miał pojęcia,
że gdzieś w mroku czaili się wrogowie zdolni do zrównania całej wioski z
ziemią.
Kyou poczuła, jak płacz ściska ją za gardło. Tego dnia jednak
wypłakała już zbyt wiele łez, by pozwolić sobie na kolejny wybuch. Musiała
zachować siły na dalszą wędrówkę, zwłaszcza, iż nie wiedziała, jak długo będzie
szła. Wyruszała z postanowieniem odnalezienia ocalałych członków swojego klanu,
ale z każdą mijającą, bezowocną godziną poszukiwań, nadzieja w jej sercu malała.
Gdzieś na obrzeżach jej świadomości czaiła się okrutna prawda, że została na
świecie sama, pozbawiona rodziny, przyjaciół i domu. Póki jednak słońce stało
wysoko na niebie, była w stanie sama siebie przekonać, że to nie może być
prawda – w końcu była dowodem na to, że nie wszyscy w jej wiosce zginęli.
Łudziła się, że jakaś grupa mężczyzn mogła wcześniej pójść na polowanie albo
wyruszyć do odległej wioski na handel...
Istniały możliwości, dzięki którym mogła się oszukiwać,
przynajmniej przez jakiś czas.
Gdy jednak zapadła noc, a chłód przeniknął jej ciało,
dopuściła do siebie obezwładniającą, przerażającą myśl o tym, że naprawdę
została sama. Że uratowała ją ciekawość, która zaprowadziła ją
tego pamiętnego dnia do lasu, z dala od wioski. Chciała tylko poobserwować
zwierzęta i wypróbować swoje nowo nabyte zdolności w tropieniu zwierzyny,
podpatrzone wcześniej od myśliwych z jej klanu.
Kyou objęła kolana ramionami i schowała w nich twarz. Tak
skulona, z całych sił starała się powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Było
to jednak trudne, gdyż słone krople z niesamowitą siłą piekły ją tuż pod
powiekami. Dziewczyna musiała zagryźć aż do bólu dolną wargę, by powstrzymać
swe ciało przed pozbawiającym ją sił wybuchem.
W następnej chwili znieruchomiała, otwierając szeroko oczy i
wstrzymując na chwilę oddech. Usłyszała coś. Odgłos, który nie pasował do
wszystkich szelestów i trzasków, które otaczały ją wcześniej, tak naturalnych
dla leśnego otoczenia.
W pierwszym momencie odnotowała nienaturalną ciszę, która
nastała po wybrzmieniu podejrzanego odgłosu. Las zamilkł, nie licząc szelestu
liści, które bezwolnie poruszały się wraz z wiatrem. Gdzieś w oddali trzasnęła
gałązka, rozległo się skrobanie małych pazurów, które przemknęły po pniu
drzewa...
Zwierzęta jako pierwsze wyczuły niebezpieczeństwo, uciekając
z zagrożonego obszaru. Kyou, ukryta w bezpiecznym cieniu, postanowiła nie
zmieniać swojej pozycji do czasu, aż nie okaże się to absolutnie konieczne.
Wiedziała, że pozostając w bezruchu w ciemności, z dala od zdradzieckiego
światła księżyca rzucającego srebrne plamy na pogrążony w mroku świat,
zmniejszała się szansa na jej wykrycie.
Łzy natychmiast wyschły pod jej powiekami. Zaczęła
nasłuchiwać.
Czas na krótką chwilę zwolnił swój bieg.
Nagła eksplozja światła pośród ciemności przestraszyła ją,
niemal wyzwalając krzyk z jej piersi, ale Kyou w porę się opanowała. Szybko
przełknęła ślinę, czując drżenie rozchodzące się po całym ciele. Natychmiast
zimny pot wystąpił na jej czoło, ale nie odważyła się podnieść ręki, by go
zetrzeć.
Jakieś sto metrów przed nią ktoś właśnie rozpalił ognisko.
Ogień. Radosny, pomarańczowy płomień strzelił pod niebo.
Kyou znowu zadrżała, zacisnąwszy powieki na krótką chwilę.
Wspomnienia palącej się wioski powróciły do niej z destrukcyjną wręcz siłą.
Przypomniała sobie nie tylko ciepło, które odczuła każdą komórką odsłoniętych
kawałków ciała, parzącego piasku, przeraźliwego trzasku walących się ścian
domów, ale i każde martwe spojrzenie wyzierające z tak znanych jej twarzy...
Szybko otworzyła oczy, nie chcąc dopuścić do siebie fali
ogromnego żalu – nie tylko dlatego, że była już wyczerpana płaczem. Znalazła
się teraz w niepewnej sytuacji, nie wiedząc, czy ma do czynienia z przyjacielem
czy może wrogiem... Nie mogła się zatem zdradzić ze swoją obecnością.
Wiedziała, że pociąganie nosem z pewnością ściągnęłoby na nią niepotrzebną
uwagę, choć odległość między nią a osobami, które rozpaliły ognisko, była dość
znaczna. W ciszy lasu jednak odgłosy niosły się daleko.
Przez kilka minut trwała więc w całkowitym bezruchu,
mrugając tylko oczami, czując, jak powoli drętwieją jej mięśnie nóg. Tym
problemem jednak zamierzała zająć się później.
Wydawało jej się, że minęły wieki, zanim zobaczyła, jak dwie
ciemne sylwetki siadają przy ognisku. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na zmianę
pozycji, chociaż wiedziała, że ktoś, kogo nie zauważyła i nie usłyszała, mógł
sprawdzać teren dookoła, upewniając się, że wybrali bezpieczne miejsce na odpoczynek. Myśliwi z jej klanu
zawsze stosowali tę praktykę, jeśli zdarzało im się spędzić noc w lesie.
Kyou nie mogła jednak dłużej siedzieć w skulonej pozycji.
Nie powinna też dłużej pozostawać tak blisko nieznajomych, ale nie miała
pojęcia, jak wielu hałasu zrobi, próbując się oddalić. Może bezpieczniej było
poczekać...?
Po zmianie pozycji na wygodniejszą zaczęła znowu
nasłuchiwać. Trzask płonących gałęzi tłumił odgłosy prowadzonej rozmowy, ale
Kyou wywnioskowała z tonu głosów, iż przy ognisku znajduje się dwóch mężczyzn,
którzy niespecjalnie próbowali zamaskować swoją obecność, najwyraźniej nie bojąc się zdemaskowania przez nieznajomych... Albo byli głupi, albo zbyt dobrze
wyszkoleni w walce, by bać się nieznanego.
Może zastawiali pułapkę, zgrywając nieświadomych
niebezpieczeństw podróżnych.
Wkrótce do nozdrzy Kyou doszedł smakowity zapach smażonego
mięsa, a zaraz potem echo głośnego śmiechu obu siedzących przy ognisku
mężczyzn.
To musiała być pułapka. Zaproszenie było zbyt oczywiste.
Kyou powoli, bardzo powoli zaczęła zmieniać pozycję,
przygotowując się do ucieczki – oczywiście ucieczki cichej, z zachowaniem
wszelkich możliwych środków ostrożności. Nie mogła ryzykować, że zostanie
zauważona. Zmusiła mięśnie do wykonania niemal nadludzkiego wysiłku, chcąc
uniknąć narobienia hałasu.
Nie zdążyła jednak unieść się do pozycji stojącej, gdy
usłyszała w pobliżu odgłos zgniatanych pod czyimś butem liści. Odgłos rozległ się zdecydowanie zbyt blisko. Jakiś wewnętrzny zmysł powiedział jej, że jest już za
późno na ucieczkę.
Od początku wiedzieli, gdzie jest.
Kyou znowu poczuła, jak łzy cisną się jej do oczu. A więc
taki los miał ją spotkać po tym, jak cudem uniknęła śmierci? Nie było jej
przeznaczone umrzeć wraz z innymi, ale w ciemności nocy, samotnie, z ręki
nieznanych jej ludzi... może tych samych, którzy wymordowali członków jej klanu
i podłożyli ogień w jej wiosce...
Żal, gniew i silne poczucie niesprawiedliwości szarpnęło jej
ciałem. Tym razem to nie łzy smutku zapiekły ją pod powiekami, ale bunt – bunt tak silny, że aż pociemniało jej przed oczami. Zadrżała, wypuszczając z
płuc drżące powietrze.
To niesprawiedliwe, pomyślała. To nie powinno było się
zdarzyć.
Dlaczego ja?
A potem upadła miękko na ziemię pokrytą mchem, trawą i
koniczyną, widząc przed oczami jedynie czerwoną mgłę, a potem... ciemność.
***Edit***
Rozdziały wychodzą mi trochę krótsze niż zazwyczaj, ale może to nawet lepiej? Jak to mówią, nic na siłę:)
:o czy ja poznaje imię Kyou? a nie, to dziewczyna. czyzby głowna postac zenska? <3
OdpowiedzUsuńool, czyzby prolog dotyczył jej? ;O
szkoda mi jej. dziwne, myslalam, ze bedzie miała jakieś umiejetnosci, a tu sie okazuje, ze jest dobra pania domu i cos próbowała kombinować z polowaniem. czyli co, paring: shinobi (naruciak) i zwykły człowiek(ona)? :O czy może się okaze, że ona ma jakieś umiejętności? ;-O buźka!
Witam,
OdpowiedzUsuńwięc jednak komuś udało się ocalić z tego ataku na wioskę, mam nadzieję, że to są przyjaciele a nie wrogowie, może to jakaś grupa z Konohy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta