poniedziałek, 24 listopada 2014

[Na] Rozdział 2: W cieniu nocy


Kyou beznamiętnie wpatrywała się w świecący nad drzewami księżyc, jednocześnie wsłuchując się w odległe wycie wilków. Wokół niej panowała ciemność i całkowity bezruch, jeśli nie licząc poruszanych podmuchami chłodnego wiatru liści, które jednak nie zagłuszały zwyczajowych odgłosów lasu. Gdzieś pohukiwała sowa, po którejś z gałęzi przebiegła wiewiórka, w pobliżu przebiegł lis, lekko stąpając po leśnej ściółce...
Była w tym środowisku obca, ale nie czuła się obco. Kyou od zawsze należała do ludu żyjącego w zgodzie z naturą – jej klan budował małe drewniane chatki z dala od siedlisk innych ludzi, gdzieś na obrzeżach albo nawet w środku leśnej głuszy. Mężczyźni zajmowali się myślistwem, a kobiety pozyskiwały futra, mięso i kości, które służyły im do wykonywania wielu narzędzi. Nie znaczyło to oczywiście, że kobiety nie mogły polować, a mężczyźni zajmować się ogniskiem domowym. Po prostu tak było bezpieczniej.
Kyou próbowała sobie przypomnieć, czy przeoczyła oznaki niepokoju szerzące się wśród członków jej klanu, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Wiedziała, że gdyby było inaczej, na pewno by coś zapamiętała... w końcu nie była zupełną ignorantką. Ich społeczność była zbyt mała, zbyt zżyta ze sobą, by jej członkowie mogli się nawzajem oszukiwać.
Nie, nikt nie spodziewał się napaści. Nikt nie miał pojęcia, że gdzieś w mroku czaili się wrogowie zdolni do zrównania całej wioski z ziemią.
Kyou poczuła, jak płacz ściska ją za gardło. Tego dnia jednak wypłakała już zbyt wiele łez, by pozwolić sobie na kolejny wybuch. Musiała zachować siły na dalszą wędrówkę, zwłaszcza, iż nie wiedziała, jak długo będzie szła. Wyruszała z postanowieniem odnalezienia ocalałych członków swojego klanu, ale z każdą mijającą, bezowocną godziną poszukiwań, nadzieja w jej sercu malała. Gdzieś na obrzeżach jej świadomości czaiła się okrutna prawda, że została na świecie sama, pozbawiona rodziny, przyjaciół i domu. Póki jednak słońce stało wysoko na niebie, była w stanie sama siebie przekonać, że to nie może być prawda – w końcu była dowodem na to, że nie wszyscy w jej wiosce zginęli. Łudziła się, że jakaś grupa mężczyzn mogła wcześniej pójść na polowanie albo wyruszyć do odległej wioski na handel...
Istniały możliwości, dzięki którym mogła się oszukiwać, przynajmniej przez jakiś czas.
Gdy jednak zapadła noc, a chłód przeniknął jej ciało, dopuściła do siebie obezwładniającą, przerażającą myśl o tym, że naprawdę została sama. Że uratowała ją ciekawość, która zaprowadziła ją tego pamiętnego dnia do lasu, z dala od wioski. Chciała tylko poobserwować zwierzęta i wypróbować swoje nowo nabyte zdolności w tropieniu zwierzyny, podpatrzone wcześniej od myśliwych z jej klanu.
Kyou objęła kolana ramionami i schowała w nich twarz. Tak skulona, z całych sił starała się powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Było to jednak trudne, gdyż słone krople z niesamowitą siłą piekły ją tuż pod powiekami. Dziewczyna musiała zagryźć aż do bólu dolną wargę, by powstrzymać swe ciało przed pozbawiającym ją sił wybuchem.
W następnej chwili znieruchomiała, otwierając szeroko oczy i wstrzymując na chwilę oddech. Usłyszała coś. Odgłos, który nie pasował do wszystkich szelestów i trzasków, które otaczały ją wcześniej, tak naturalnych dla leśnego otoczenia.
W pierwszym momencie odnotowała nienaturalną ciszę, która nastała po wybrzmieniu podejrzanego odgłosu. Las zamilkł, nie licząc szelestu liści, które bezwolnie poruszały się wraz z wiatrem. Gdzieś w oddali trzasnęła gałązka, rozległo się skrobanie małych pazurów, które przemknęły po pniu drzewa...
Zwierzęta jako pierwsze wyczuły niebezpieczeństwo, uciekając z zagrożonego obszaru. Kyou, ukryta w bezpiecznym cieniu, postanowiła nie zmieniać swojej pozycji do czasu, aż nie okaże się to absolutnie konieczne. Wiedziała, że pozostając w bezruchu w ciemności, z dala od zdradzieckiego światła księżyca rzucającego srebrne plamy na pogrążony w mroku świat, zmniejszała się szansa na jej wykrycie.
Łzy natychmiast wyschły pod jej powiekami. Zaczęła nasłuchiwać.
Czas na krótką chwilę zwolnił swój bieg.
Nagła eksplozja światła pośród ciemności przestraszyła ją, niemal wyzwalając krzyk z jej piersi, ale Kyou w porę się opanowała. Szybko przełknęła ślinę, czując drżenie rozchodzące się po całym ciele. Natychmiast zimny pot wystąpił na jej czoło, ale nie odważyła się podnieść ręki, by go zetrzeć.
Jakieś sto metrów przed nią ktoś właśnie rozpalił ognisko.
Ogień. Radosny, pomarańczowy płomień strzelił pod niebo.
Kyou znowu zadrżała, zacisnąwszy powieki na krótką chwilę. Wspomnienia palącej się wioski powróciły do niej z destrukcyjną wręcz siłą. Przypomniała sobie nie tylko ciepło, które odczuła każdą komórką odsłoniętych kawałków ciała, parzącego piasku, przeraźliwego trzasku walących się ścian domów, ale i każde martwe spojrzenie wyzierające z tak znanych jej twarzy...
Szybko otworzyła oczy, nie chcąc dopuścić do siebie fali ogromnego żalu – nie tylko dlatego, że była już wyczerpana płaczem. Znalazła się teraz w niepewnej sytuacji, nie wiedząc, czy ma do czynienia z przyjacielem czy może wrogiem... Nie mogła się zatem zdradzić ze swoją obecnością. Wiedziała, że pociąganie nosem z pewnością ściągnęłoby na nią niepotrzebną uwagę, choć odległość między nią a osobami, które rozpaliły ognisko, była dość znaczna. W ciszy lasu jednak odgłosy niosły się daleko.
Przez kilka minut trwała więc w całkowitym bezruchu, mrugając tylko oczami, czując, jak powoli drętwieją jej mięśnie nóg. Tym problemem jednak zamierzała zająć się później.
Wydawało jej się, że minęły wieki, zanim zobaczyła, jak dwie ciemne sylwetki siadają przy ognisku. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na zmianę pozycji, chociaż wiedziała, że ktoś, kogo nie zauważyła i nie usłyszała, mógł sprawdzać teren dookoła, upewniając się, że wybrali bezpieczne miejsce na odpoczynek. Myśliwi z jej klanu zawsze stosowali tę praktykę, jeśli zdarzało im się spędzić noc w lesie.
Kyou nie mogła jednak dłużej siedzieć w skulonej pozycji. Nie powinna też dłużej pozostawać tak blisko nieznajomych, ale nie miała pojęcia, jak wielu hałasu zrobi, próbując się oddalić. Może bezpieczniej było poczekać...?
Po zmianie pozycji na wygodniejszą zaczęła znowu nasłuchiwać. Trzask płonących gałęzi tłumił odgłosy prowadzonej rozmowy, ale Kyou wywnioskowała z tonu głosów, iż przy ognisku znajduje się dwóch mężczyzn, którzy niespecjalnie próbowali zamaskować swoją obecność, najwyraźniej nie bojąc się zdemaskowania przez nieznajomych... Albo byli głupi, albo zbyt dobrze wyszkoleni w walce, by bać się nieznanego.
Może zastawiali pułapkę, zgrywając nieświadomych niebezpieczeństw podróżnych.
Wkrótce do nozdrzy Kyou doszedł smakowity zapach smażonego mięsa, a zaraz potem echo głośnego śmiechu obu siedzących przy ognisku mężczyzn.
To musiała być pułapka. Zaproszenie było zbyt oczywiste.
Kyou powoli, bardzo powoli zaczęła zmieniać pozycję, przygotowując się do ucieczki – oczywiście ucieczki cichej, z zachowaniem wszelkich możliwych środków ostrożności. Nie mogła ryzykować, że zostanie zauważona. Zmusiła mięśnie do wykonania niemal nadludzkiego wysiłku, chcąc uniknąć narobienia hałasu.
Nie zdążyła jednak unieść się do pozycji stojącej, gdy usłyszała w pobliżu odgłos zgniatanych pod czyimś butem liści. Odgłos rozległ się zdecydowanie zbyt blisko. Jakiś wewnętrzny zmysł powiedział jej, że jest już za późno na ucieczkę.
Od początku wiedzieli, gdzie jest.
Kyou znowu poczuła, jak łzy cisną się jej do oczu. A więc taki los miał ją spotkać po tym, jak cudem uniknęła śmierci? Nie było jej przeznaczone umrzeć wraz z innymi, ale w ciemności nocy, samotnie, z ręki nieznanych jej ludzi... może tych samych, którzy wymordowali członków jej klanu i podłożyli ogień w jej wiosce...
Żal, gniew i silne poczucie niesprawiedliwości szarpnęło jej ciałem. Tym razem to nie łzy smutku zapiekły ją pod powiekami, ale bunt – bunt tak silny, że aż pociemniało jej przed oczami. Zadrżała, wypuszczając z płuc drżące powietrze.
To niesprawiedliwe, pomyślała. To nie powinno było się zdarzyć.
Dlaczego ja?
A potem upadła miękko na ziemię pokrytą mchem, trawą i koniczyną, widząc przed oczami jedynie czerwoną mgłę, a potem... ciemność.

***Edit***
Rozdziały wychodzą mi trochę krótsze niż zazwyczaj, ale może to nawet lepiej? Jak to mówią, nic na siłę:)

2 komentarze:

  1. :o czy ja poznaje imię Kyou? a nie, to dziewczyna. czyzby głowna postac zenska? <3
    ool, czyzby prolog dotyczył jej? ;O
    szkoda mi jej. dziwne, myslalam, ze bedzie miała jakieś umiejetnosci, a tu sie okazuje, ze jest dobra pania domu i cos próbowała kombinować z polowaniem. czyli co, paring: shinobi (naruciak) i zwykły człowiek(ona)? :O czy może się okaze, że ona ma jakieś umiejętności? ;-O buźka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    więc jednak komuś udało się ocalić z tego ataku na wioskę, mam nadzieję, że to są przyjaciele a nie wrogowie, może to jakaś grupa z Konohy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń