Pod koniec dnia Naruto był tak zmęczony, że marzył jedynie o
ciepłym łóżku i kilku godzinach wytchnienia od pracy. W uszach wciąż słyszał
szelest dokumentów, które przeglądał minionego dnia. Nie był to dobry znak i
Naruto doskonale o tym wiedział, ale zdawał też sobie sprawę z tego, że nie
może położyć się spać o pustym żołądku, spocony i nieogolony. Nie dlatego, że
tym samym zaszkodziłby wizerunkowi Hokage w ogóle, ale dlatego, że jako niepoprawny
śpioch, rano zupełnie nie miał czasu na dłuższe spędzanie czasu w łazience.
Z westchnieniem rezygnacji powlókł się najpierw do kuchni,
rozbierając się pod drodze. Rzucił ubrania na wolne krzesło i zajrzał do
lodówki. Na szczęście już wcześniej przygotował sobie w garnuszku zupę, którą
teraz wyciągnął i postawił na kuchence. W międzyczasie poszedł wrzucić
przepocone ubrania do pralki, po czym wrócił do kuchni i zjadł pełny talerz
nieokreślonego gatunku zupy, ugotowanej z resztek wszystkiego, co wczoraj
znalazł w lodówce, a co jeszcze nadawało się do zjedzenia.
Potem powlókł się do łazienki, wziął gorący prysznic i
pozbył się drapiącej szczeciny z twarzy. Dopiero po wykonaniu tych wszystkich
czynności położył się do łóżka, czując ogarniającą go błogość.
W tym czasie ani razu nie pomyślał o strefach śmierci. W
snach natomiast nawiedzały go szeleszczące papierki, piętrzące się na jego
biurku. Z każdą chwilą ich przybywało – aż zaczęły wypełniać cały gabinet, od
drzwi do okna. Tysiące, miliony dokumentów gromadziło się wokół niego, blokując
drogę ucieczki.
We śnie przewrócił się na drugi bok, wzdychając.
Siedział i podpisywał sterty papierów. Nie widział drogi
wyjścia. Tylko te góry dokumentów. Nie wiedział, czy jeszcze jest dzień, czy
już noc. Ale nie mógł wyjść.
Obudził się wyczerpany. Poczuł, że nie ma motywacji, by
wstać, pójść do pracy i zmierzyć się z czekającą na niego stertą dokumentów.
Wiedział oczywiście, że rzeczywistość nie będzie tak ekstremalna, jak jego sen,
ale od rzeczywistości nie mógł uciec. Nie wiedział, co było gorsze.
Z ciężkim westchnieniem wstał i podszedł do okna, by wpuścić
do środka pokoju trochę orzeźwiającego, świeżego powietrza, wypełnionego odgłosami
budzącej się do życia wioski. Słońce wisiało już dość wysoko na niebie, więc
gwar rozmów prowadzonych na ulicach był już dość wyraźny.
Naruto ziewnął szeroko, po czym oparł łokcie na parapecie i
wyjrzał na zewnątrz, chłonąc ciepłe promienie słońca wesoło liżące jego skórę.
Tego dnia jednak nie potrafił cieszyć się z tak trywialnej
rzeczy. Ciepło, które odczuwał na ciele, skojarzyło mu się z ogniem – tym,
który doszczętnie zniszczył wszystkie te małe, niepozorne wioski, znajdujące
się poza zasięgiem jego wzroku. Nie musiał doświadczać podobnej tragedii, by
wiedzieć, jak wielki ból musiały czuć ofiary napadów. Czy istniał jakiś powód,
dla którego musieli zginąć?
Nie, żaden powód nie usprawiedliwiał zabójstwa.
A jednak ktoś zabijał. Mordował z zimną krwią.
Naruto zacisnął palce na parapecie, aż poczuł ból.
Nienawidził siedzieć bezczynnie, podczas gdy inni cierpieli. Tymczasem
wiedział, że tymczasowo ma związane ręce. Jako Hokage mógł jedynie wydać
odpowiednie rozkazy odpowiednim ludziom, ale sam nie mógł uczestniczyć w akcji.
Był potrzebny tutaj, w wiosce. Na jego młodych barkach spoczywała
odpowiedzialność za wszystkich, którzy mieszkali w wiosce Ukrytego Liścia. Nie
mógł ot tak sobie ich opuścić, ponieważ jego poczucie sprawiedliwości brało
górę nad poczuciem obowiązku.
Zresztą, przecież ta sprawa nie była taka duża. Nikt by nie
zrozumiał, dlaczego Hachidaime Hokage miałby wziąć udział w tak mało znaczącej
misji. No, oprócz oczywistego faktu, że po ostatniej wojnie nie wybuchały żadne
konflikty między wioskami. Ludzie czuli się zjednoczeni, choć do całkowitego
zaufania między nimi wiodła jeszcze długa droga.
Naruto
w końcu zamknął okno i pomaszerował do łazienki, by przygotować się na kolejny,
długi dzień pracy.
Hachidaime Hokage nie zdążył zalać zupki instant wrzątkiem,
kiedy do jego gabinetu wpadł Shikamaru, wyraźnie zaaferowany. W prawej dłoni
trzymał jakąś podejrzaną kartkę, która musiała być jakimś dokumentem. Ogólnie
Uzumaki miał w sobie tego dnia tak mało energii, że właściwie niezbyt by się
przejął kolejną kartką do podpisania na swoim biurku, gdyby nie mina Shikamaru.
Naruto nakazał sobie się skupić. Ostrożnie usiadł na brzeżku
fotela, odkładając na bok kubek z zupką. Nie uszedł jego uwagi fakt, z jaką
pogardą w oczach członek klanu Nara zmierzył przyniesione przez niego jedzenie
z supermarketu.
- Kłopoty? – zapytał, spoglądając znacząco na dokument w
dłoni swojego przyjaciela.
Shikamaru, wyraźnie rezygnując z wygłoszenia komentarza na
temat zasad zdrowego żywienia – pewnie uznał to za zbyt męczące zadanie, jako
że styl życia obecnego Hokage zmuszał go do wygłaszania podobnych frazesów
niemal codziennie – rzucił na biurko zapisaną drobnym maczkiem kartkę.
- Sasuke nie ma w wiosce, prawda? – zapytał, krzywiąc się
nieznacznie. Właściwie było to pytanie retoryczne, ale najwyraźniej chciał
opóźnić moment, w którym będzie musiał podzielić się z Naruto nieprzyjemnymi
wiadomościami.
Hachidaime wydął w udawanym zamyśleniu usta. Kto jak kto,
ale on doskonale wiedział, kiedy Sasuke znajdował się w wiosce, a kiedy go nie
było.
- Nie było go, kiedy ostatnio sprawdzałem. Jeśli Sakurka
nadal odchodzi od zmysłów, to z całą pewnością nic się w tym względzie nie
zmieniło, ‘ttebayo.
Shikamaru wydał z siebie dźwięk, który mógł być albo
lekceważącym prychnięciem, albo stłumieniem chichotu. Albo jedno i drugie.
Sasuke Uchiha tak działał na ludzi, nie mówiąc już o Sakurze
Haruno.
- W nocy przyszła do nas wiadomość z Ukrytej Chmury. – To
mówiąc, miał na myśli wioskę Ukrytą w Chmurach, na czele której stał Raikage. –
Nie od samego Raikage – sprostował natychmiast, zauważając nikły uśmiech na
ustach Naruto. – Od ich zwiadowców.
- Hm? O co im może chodzić, ‘ttebayo?
Shikamaru z grymasem na twarzy wskazał na dokument, który
wcześniej przyniósł ze sobą do gabinetu.
- O Sasuke. Pytają, czy to możliwe, by ocalały członek klanu
Uchiha mógł być zamieszany w tą ostatnią sprawę. Wygląda na to, że także w ich
kraju doszło do napadów, w wyniku których trzy małe wioski znajdujące się poza
granicami głównego miasta zostały doszczętnie zniszczone. Mówimy oczywiście o
trzech wioskach, o których wiadomo, że zostały unicestwione. Zapewne jest ich
więcej.
- Sasuke miałby... – Naruto aż otworzył ze zdumienia usta.
Cóż, oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że aż nazbyt kolorowa przeszłość
jego najlepszego przyjaciela stawiała go w bardzo niekorzystnym świetle, ale
żeby od razu zwalać na niego podejrzenia o ludobójstwo? Sasuke podróżował po
świecie w pokojowych zamiarach. – Nie, to absolutnie niemożliwe. Pokaż mi ten
papierek, dattebayo!
Oczywiście sięgnął po niego sam, jako że owy papierek leżał
tuż przed jego nosem.
Shikamaru miał rację. W elegancko sformułowanym liście do
Hachidaime Hokage pojawiło się dość dyskretnie zadane pytanie, czy to możliwe,
by Sasuke wpadł w krwawy szał i zaczął mordować ludzi na prawo i lewo,
wybierając na swoje cele małe wioski, dzięki czemu mógł działać niezauważony...
Naruto z niesmakiem wyrzucił list do kosza, uprzednio
zgniatając go w kulkę.
- To niemożliwe. Absolutnie niemożliwe – powiedział z
przekonaniem. Nie zwątpił ani na sekundę.
- Całkiem możliwe, że to niemożliwe – powiedział dość
enigmatycznie, jak na gust Naruto, Shikamaru. – Dopóki Sasuke nie wróci, nie
mamy nic na jego obronę. A kiedy wróci... cóż... Nie sądzę, byś chciał od razu
wysyłać go do Wioski Ukrytej Chmury, by sam siebie bronił, prawda?
- Jeśli za niego nie poświadczę, nie wiem, czy ktokolwiek mu
uwierzy – zamarudził Naruto, przekładając papiery na biurku. – Hm, na początek
wyślę do nich jakąś zgrabną odpowiedź. Potem natychmiast zajmę się sprawą tych
stref śmierci. Mamy już raport od zwiadowców, których wysłałem wczoraj?
- Jeszcze nie – odparł Shikamaru. – I to nie dlatego, że
zamarudzili gdzieś po drodze – dodał jeszcze, widząc, jak brwi Naruto wędrują w
górę.
- Rozleniwili się – wydal wyrok Naruto, wzdychając. – No
cóż, czasy nie są już takie straszne, więc to dobrze, że odpoczywają, ale teraz
przydaliby mi się mniej rozleniwieni zwiadowcy, ‘ttebayo.
- Ciągle dążysz do tego, by sam siebie wysłać na tę misję –
słusznie zauważył Shikamaru, na co Naruto zareagował lekkim rumieńcem
zakłopotania. – No cóż, jesteś Hokage. Jak sam powiedziałeś, czasy nie są
straszne. Asystentów masz na pęczki, nie mówiąc już o tak zwanych prawych i
lewych rękach. Masz ich zdecydowanie więcej, niż zwyczajny człowiek stojący u
władzy. Jeśli to dobrze załatwić...
Naruto trzasnął otwartą dłonią w biurko z taką energią, że
biedny mebel aż zadrżał, a wraz z nim wszystkie papierki i kubeczek z niezalaną
zupką w proszku.
- Shikamaru, jesteś genialny!
Owy geniusz tylko nieznacznie prychnął.
- A ty jesteś Hokage. Powinieneś...
- Mniejsza z tym, dattebayo! – Naruto był cały w uśmiechach.
– Doskonale! Zaraz wszystko załatwimy!
- My? – zdziwił się Shikamaru.
Z ust Hachidaime nie znikał szeroki uśmiech, co nie wróżyło
w tej chwili niczego dobrego. Zdecydowanie nie.
- Oczywiście, że my. Komu innemu mogę zaufać?
- Nie chcesz chyba...
W oczach Naruto pojawiły się już niebezpieczne błyski.
- Jesteś moją prawą ręką, prawda? Najwierniejszą i
najmądrzejszą z całego zastępu prawych rąk, czyż nie?
Shikamaru odsunął się, wiedząc jednak doskonale, że to nic
nie da. Miał wrażenie, jakby twarz Naruto zbliżała się do niego z każdym
wypowiadanym słowem.
Wspaniale. Po prostu wspaniale.
- Jeśli tak mówisz...
- Ha! – Naruto znowu trzasnął ręką w biurko. – No to
wszystko ustalone, dattebayo! Wyruszam w teren! Nareszcie!
Shikamaru zdobył się jedynie na westchnięcie pełne
rezygnacji.
Zastanawia mnie jedna rzecz... dlaczego on ma cokolwiek w lodówce? przecież nie ma czasu robić zakupów! :o
OdpowiedzUsuńbiedny naruciak. wiem co czuje. podczas takiego snu nawet nie wypocznie ;/ BIEEEEEEEEEEEEDAK!
raju. widze ze go robota i idpowiedzialnosc przytłoczyły. jakis taki wydaje sie wyprany ze swojej zwyczajowej żywiołowości!... :o
jasny gwint! a co to za problem., takiego inteligenta teraz gra....... a mógł zwyczajnie zrobić klona (poki go ktos nie pokona to przeciez klon nie padnie. a w wiosce nikt z naturo nie walczy!) i zostawić go w wiosce a samemu incognito popedzic ratować swiat! no co za... jak on swoja milosc poizna, jesli nie bedzie ruszał doopki z fotela?!
NO!NO! NO! Shikamaru, rusz mozgownica! zaproponuj kloniastego hokage i wycieczke incognito!!!! moze jeszcze z jakas soba towarzyszaca, która by tak no... pilnowałą by na pewno naruciak sie nie wychylał! o! sakura mogłaby mu ufarbowac włoski...! xD
ooo! zrobił to otwarcie xD wyruszy w teren. ydał sobie sam rozkaz. no, to chyba jest dla niego nadzieja xD
Witam,
OdpowiedzUsuńoch tak Naru w końcu wyrusza w teren, czemu biurko tak efektownie się nie rozwaliło jak walnął w nie pięścią.... a może to i lepiej niech tak się stanie jak będzie bardziej wściekły... mam nadzieje, że Sasuke nie jest zamieszany w to...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta