Kiedy moje ciało zapadało w sen, nie traciłem kontroli nad
utrzymaniem porządku magicznego. Wręcz przeciwnie. Dopiero w momencie, kiedy
pogrążałem się w głębokim letargu, do głosu mogła dojść moja dusza – tak
przynajmniej nazywałem posiadany przeze mnie zmysł kontroli nad całą magią
obecną na świecie. Gdy byłem świadomy, podporządkowywałem tę umiejętność sobie
i swoim pragnieniom. Role się odwracały, kiedy moje ciało stawało się bezbronne.
Oczywiście, zmysł ten miał mi służyć, a nie przejmować nade
mną kontrolę.
Tym razem jednak, dla mojego własnego bezpieczeństwa, moja
dusza postanowiła zamanifestować swą obecność silniej, niż robiło to moje ciało
w materialnym świecie. W chwili, gdy do tego doszło, poczułem dość bolesne
szarpnięcie, jakby ktoś wyrywał coś ze środka mojego ciała. Uczucie to trwało
jedynie przez ułamek sekundy, aczkolwiek nieprzyjemne uczucie pozostało ze mną
na dłużej.
Wtedy też otworzyłem oczy.
Oczywiście wciąż spałem. Moje materialne ciało znajdowało
się gdzieś w realnym świecie, zapewne bezpiecznie przeniesione do pałacu.
Wiedziałem, że swoją niespodziewaną utratą przytomności musiałem wszystkich
przestraszyć, a zwłaszcza matkę i Noela, ale poza tym nic mi nie było. To tylko
krótka utrata świadomości na skutek silnego wstrząsu emocjonalnego...
Wiedziałem, dlaczego straciłem świadomość, ale nadal nie do
końca rozumiałem, co wywołało we mnie tak silne emocje. Ostatnie bowiem, co
zapadło mi w pamięć, to... zielone oczy Yuan. Te zielone, kocie oczy... Tak,
coś we mnie poruszyły. Wspomnienie. Obraz.
Dziewczyna w moich snach...
Świata ze snu nie można było pomylić ze światem realnym.
Wszystko w nim pokrywała jakby oleista zasłona, która jednak nie przeszkadzała
w rozpoznawaniu kształtów przedmiotów. Wszystko wokół było niemal bezbarwne,
ale wyraźne.
Znajdowałem się w pałacowej sypialni. Gdy tylko otworzyłem
oczy, powitały mnie znajome już sprzęty, choć w kolorze sepii, przeplatane
czarnymi, oleistymi wstęgami.
Załamania przestrzenne. Nigdy dotąd ich nie widziałem, ale
kiedy tylko spoczęły na nich moje oczy, od razu wiedziałem, czym są. W świecie
ze snu nie było miejsca na rzeczy materialne – nie zostały przyniesione tu siłą
mojej woli – to przestrzeń załamywała się, posłuszna rozkazowi mojej
świadomości.
Nie rozglądałem się dłużej niż sekundę, ale cała wiedza o
świecie, w którym się znalazłem, natychmiast ułożyła się w mojej głowie. Z
jakiegoś powodu nawet mnie to nie zdziwiło.
Zdziwił mnie za to widok dziewczyny siedzącej na łóżku, w
którym leżałem. Moje zaskoczenie mogło wynikać z faktu, że nie zauważyłem jej
od razu, choć siedziała tak blisko mnie. Zaraz też uspokoiłem się, uznając jej
obecność za coś naturalnego w tym sennym świecie.
Oleiste załamania przestrzeni zafalowały delikatnie, dając
mi tym samym do zrozumienia, że nieznajoma jeszcze chwilę temu rzeczywiście nie
była jeszcze obecna w moim śnie, dlatego też mój wzrok natychmiast na niej nie
spoczął. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogły być różne, ale najbardziej
prawdopodobną z nich mogła być zwykła próba przyzwyczajenia mnie do sytuacji, w
jakiej się znalazłem.
Czyli ten świat musiała kontrolować istota rozumna. Mogłem
to być ja, ale nie byłem pewien. W końcu dopiero przed chwilą
otrzymałem informacje o tym, jak świat w moim śnie został skonstruowany. Bez
tej wiedzy nie mogłem go wcześniej stworzyć – chyba, że zrobiła to moja
podświadomość, która potrafiła mnie niejednokrotnie zaskakiwać.
Uniosłem się więc na łokciu, odsuwając na dalszy plan –
tymczasowo – pytanie o to, kto kieruje tym światem i czy jestem w nim
bezpieczny, jeśli to nie ja byłem jego konstruktorem. Skoro jednak na pierwszy
rzut oka moje otoczenie wydawało się nie stanowić dla mnie zagrożenia,
postanowiłem dowiedzieć się, czego chciała ode mnie nieznajoma dziewczyna.
Byłem ciekaw, kim była. Manifestacją mojej podświadomości,
która chciała w ten sposób coś mi przekazać? Zdziwiłbym się, gdyby to akurat
okazało się prawdą, ponieważ moja podświadomość ostatnimi czasy często dochodziła do głosu – i nie potrzebowała do tego celu budzić mnie we śnie. Jej szept
zazwyczaj wiązał się z bólem głosy albo uczuciem lekkiego oszołomienia, gdy
potrzebna mi wiedza strumieniem napływała do mojego umysłu.
Usiadłem więc, przygotowując się do rozmowy.
- Kim jesteś? – zapytałem, szczerze zaciekawiony.
Dziewczyna była piękna. Miała ciemnozłotą skórę, zielone
oczy okolone czarnymi niczym heban rzęsami i takiegoż samego koloru włosy,
opadające na jej ramiona i plecy. Były proste i lśniące, przypominały
najpiękniejszy jedwab. Na sobie miała jedynie sukienkę w kolorze bladej
zieleni, która delikatnie zaznaczała jej kobiece kształty. Kusiła, ale w dość
niewinny sposób.
Wiedziałem, że tej dziewczyny nigdy nie spotkałem na swojej
drodze. Wiedziałem, ponieważ kogoś posiadającego taką urodę z łatwością bym
zapamiętał.
Dziewczyna niedbałym gestem odrzuciła do tyłu partię włosów,
które opadły na jej prawe ramię.
- Nazywałam się Luina.
Oczywiście zauważyłem, że użyła czasu przeszłego. I że nagle
zmrużyła oczy, patrząc na mnie.
- Miałeś nosić królewskie imię, Maginie. Miałeś nosić imię
Luain.
Luain... czyli ,,Przeznaczony”.
- Czy to ma teraz znaczenie? – zapytałem, wzruszając
ramionami. – Imionom nadaje się znaczenie, ale przecież to nie one decydują o
tym, jakim stajesz się człowiekiem.
Luina zmarszczyła nos.
- Ta prawda dotyczy zwykłych ludzi, Maginie. Oni stają się
tym, kim zechcą. Ty jesteś Maginem. Poddajesz się przeznaczeniu. Twoje imię do
niego należy.
- Może. Ale to siła przeznaczenia wyniosła mnie w noc moich
narodzin z pałacu, czyż nie?
Dziewczyna zdecydowanie pokręciła głową.
- Nie, Maginie. Przeznaczenie nie pozwoliło ci zginąć, ale
to nie ono wyrwało cię z ramion twoich rodziców. To prawda, że sprawy przybrały
lepszy obrót, niż było to sądzone... Ale utraciłeś swoje imię.
Teraz to ja zmarszczyłem brwi.
- Czy moje imię naprawdę jest takie ważne?
Dziewczyna zatoczyła ręką dookoła, jakby prosiła, bym się
rozejrzał. Zrobiłem to już jednak wcześniej, więc nie podążyłem wzrokiem za
ruchem jej ramienia.
- Gdybyś rzeczywiście był tym, kim powinieneś się stać,
mógłbyś tworzyć całe światy. Nawet świat ukryty w cieniu nie byłby dla ciebie
zagadką. Byłbyś zdolny przejrzeć każdą magię.
- Nawet magię cienia? – zapytałem zdumiony. – Przecież tego
nikt nie potrafi!
Dziewczyna oparła dłoń na łóżku i pochyliła się w moją
stronę. Nie uszedł mojej uwagi fakt, że jej sukienka rozchyliła się przy
dekolcie, odsłaniając spory kawałek jej ciała... na które, w żadnym razie, nie
powinienem patrzeć, więc utrzymałem wzrok na linii wzroku Luiny.
- Ja potrafiłam, Maginie.
Gdy tylko wybrzmiały te słowa, wiedziałem, że dziewczyna nie
skłamała. Nie rozumiałem tylko, jak było to możliwe – magia cieni była zagadką
nawet dla najpotężniejszych Maginów, dlatego też tak jej się obawiano. Nasze
oczy nie mogły odkryć nici, które tkał cień, a to przecież nićmi się
posługiwaliśmy przy kontrolowaniu przepływu magii. Nawet, gdybyśmy potrafili
czerpać magię z cienia, nie mielibyśmy pojęcia, jak łączyć nici. Posługiwanie
się czymś, o czym wiedzieliśmy tylko tyle, że istnieje, było niczym igranie z
ogniem.
Luina jednak... mówiła prawdę.
- Więc dlatego tu jesteś? Dlatego mnie wezwałaś?
Dziewczyna uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Och, nie! Maginie, do czego przydałaby ci się wiedza o
tym, jak pleść zaklęcia z cienistych nici, kiedy ich nie widzisz? Utraciłeś
imię i swoje przeznaczenie. Mimo wszystko, wyrosłeś na potężnego władcę, może
nawet potężniejszego, niż było ci sądzone. Wzrastałeś na łonie natury,
pochłaniając magię w naturalnej postaci. Może jeszcze nie wszystko stracone....
ale magii cieni nie poznasz.
Może jej słowa powinny mnie zaniepokoić lub zasmucić, ale
nic takiego się nie stało. Nie potrafiłem żałować czegoś, czego nigdy nie było
mi dane poznać. Byłem jednakże ciekaw, dlaczego Luina posiadła wiedzę o magii
cieni. Dlaczego akurat ona?
- Nie rozumiem. Jeśli nie chcesz nauczyć mnie posługiwania
się jedyną magią, której natury nie zrozumiałem, dlaczego tutaj jesteś? I jak?
Powiedziałaś, że nazywałaś się Luina, co sugeruje, że już nie nosisz tego
imienia.
Dziewczyna ponownie odrzuciła włosy na plecy, równocześnie
odsuwając się ode mnie.
- Tak, moje imię należy już do przeszłości. Przeżyłam swoje
życie najlepiej, jak potrafiłam... Czas jednak zawsze pozostaje w cieniu,
niewidoczny dla ludzkich oczu, odczuwalny jednak dla naszych ciał. I mnie nie
oszczędził, choć widziałam jego ścieżki... – Tu spojrzała na mnie wymownie. –
Niebezpiecznie jest podążać różnymi ścieżkami.
Tak, miała rację. Dlatego nigdy nie narodził się ani Magin,
ani czarownik mogący posłużyć się magią czasu. Jej nici istniały, zawsze gdzieś
na krańcu mojego pola istnienia, ale nigdy, przenigdy bym po nią nie sięgnął.
Istniało zbyt wielkie ryzyko związane z mieszaniem wydarzeń nie tylko w czasie
przeszłym, ale i przyszłym. Kto wie, jakie konsekwencje mogła mieć zmiana
kierunku jednej, nawet najmniejszej nici?
- Skorzystałam z magii czasu tylko raz – przyznała Luina,
spuszczając nieco wzrok. – Tylko dlatego, że wszystkie nici... Maginie,
zobaczyłam, że nici się urywają. Już niedługo.
Poruszyłem się niespokojnie.
- Co masz na myśli?
Luina spojrzała mi w oczy.
- Przyszłam cię ostrzec. Twoje przeznaczenie... Maginie,
jeśli nie wypełnisz swojego przeznaczenia, nie będzie dla was przyszłości. Dla
nikogo.
- Mojego... przeznaczenia? – powtórzyłem, nie do końca
rozumiejąc, co Luina miała na myśli. Nikt mnie nigdy nie uświadomił w tym, że
mam do spełnienia jakąś rolę, oczywiście oprócz utrzymywania porządku na
świecie, równowagi pomiędzy cięższą i lżejszą stroną magii.
- Nici czasu się zmieniły. Miałeś wzrastać w pałacu jako
królewski potomek, uwielbiany nie tylko przez swoich rodziców, ale także przez
tłum twoich poddanych. Miałeś wszystkiego się nauczyć od twojego ojca,
sprawującego urząd Magina. On wyjaśniłby ci... Twoje sny, Faylein, są
ostrzeżeniem.
Podskoczyłem, kompletnie zaskoczony. Nie spodziewałem się,
że dziewczyna będzie wiedziała o nawiedzających mnie snach, ale zaskoczyło mnie
też użycie przez Luinę mojego imienia. Od początku rozmowy, którą prowadziliśmy
w tym świecie snu, nie wypowiedziała go ani razu – nie prosiła też, bym się
przedstawił, a ja nie czułem takiej potrzeby.
Moje imię w jej ustach zabrzmiało co najmniej... dziwnie.
Dziewczyna splotła dłonie, po czym położyła je na kolanach.
Siedziała teraz odwrócona do mnie bokiem.
- Maginie, podróżowałam przez wiele, wiele lat na jednej
nici czasu, by nie dopuścić do zbliżającej się katastrofy. Byłam świadkiem
własnej śmierci, a także narodzin wielu Maginów. Proszę, wysłuchaj mnie.
Kiwnąłem głową.
- W chwili, kiedy wykradziono cię z pałacu, nici czasu się
rozeszły. Nastąpiła kalkulacja twoich szans na przeżycie. Czułam, jak siła
przeznaczenia próbuje na nowo spleść ścieżki czasu, ale nastąpiło zbyt dużo
zmiennych. Priorytetem stało się utrzymanie cię przy życiu. Nici czasu...
rozeszły się całkowicie, zanim splotły nową ścieżkę przyszłości. Ścieżkę, która
niedługo się zakończy.
- Ale... dlaczego? Luino, nie mogłaś ostrzec mojego ojca?
Wtedy nigdy nie wykradziono by mnie z pałacu! Mogłaś go ostrzec tak, jak mnie w
tej chwili!
Dziewczyna westchnęła.
- Może, ale nastąpiło zbyt wiele zmiennych. Bezpieczniej
było pozwolić na to, by spełniło się twoje przeznaczenie. Może moim
przeznaczeniem było poznanie magii cienia i czasu, by cię ostrzec? Niczego nie
mogę być pewna, ale to wydaje mi się właściwe.
Westchnąłem.
- No dobrze. W porządku. Znasz więc przyczynę, dla której
obecna ścieżka czasu się kończy?
- Tak.
- I z tego powodu nastąpiła ta długa, poprzedzająca sedno
sprawy przemowa? – upewniłem się, nie ukrywając lekkiej ironii pobrzmiewającej
w moim głosie.
Luina uśmiechnęła się nieznacznie.
- Musiałeś mnie wysłuchać, by mi zaufać. Myślę, że teraz nie
uznasz mnie za wariatkę... albo przejaw marzenia sennego, ulotnego niczym
wiatr. Kto ufa sennym marzeniom?
No, cóż, jeśli tak stawiała sprawę...
- Faylein, nie jesteś zbytnio... zainteresowany
dziewczynami, prawda? Nawet tymi ze swojego otoczenia...
Drgnąłem. Do czego zmierzała teraz?
- Cóż, wybrałam się w drogę przez stulecia jako młoda
dziewczyna z pewnego powodu... Niestety,
moje obawy się potwierdziły. Ani razu nie spojrzałeś na mnie w sposób, w
jaki mężczyźni zwykle reagowali na moją obecność w ich pobliżu.
- Co masz na myśli? – zapytałem, marszcząc brwi.
Luina westchnęła.
- Mam na myśli to, że nie jesteś w stanie spłodzić
dziedzica.
Aż otworzyłem usta ze zdumienia – a to nie zdarzało mi się
często. Właściwie nie pamiętałem, by coś takiego kiedykolwiek mi się zdarzyło.
Przez chwilę siedzieliśmy w całkowitym milczeniu. Ja
przetrawiałem słowa Luiny, podczas gdy ona wpatrywała się we mnie uważnie,
czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony... ale byłem zbyt oszołomiony,
by coś powiedzieć.
Cisza stawała się krępująca. Któreś z nas musiało ją
przerwać, bo w tej przestrzeni sennej byliśmy tylko we dwójkę.
- Faylein... – Luina, odchrząknąwszy, zdecydowała się
kontynuować. – Wiem, że moje słowa mogą wydać ci się absurdalne. Możesz wyśmiać
mnie za to, że pokonałam barierę czasu tylko po to, by wtrącać się w twoje
sprawy sercowe... Ale jesteś Maginem. Jeśli umrzesz bezpotomnie...
- Świat się skończy, rozumiem – wymamrotałem, nie mając
pojęcia, gdzie oczy podziać.
Moja towarzyszka poprawiła sukienkę, wygładzając
niepotrzebne zmarszczki na tkaninie.
- Twoje ciało pochłonęło zbyt wiele magii. Jesteś potężny i
zbierasz potężnych sojuszników, ale w zamian twoje ciało stało się obojętne na
wiele... czynników. Chronisz świat, ale nie ludzi. Masz rodzinę, ale nie do
końca rozumiesz, jakie ma ona znaczenie w życiu każdego człowieka. Widzisz cały
obraz, ale nie potrafisz dostrzec detali. Jesteś równie obojętny na los
zwykłych ludzi, co sama matka natura, która żyje własnym życiem, niezależnie od
kaprysów zwykłego człowieka.
Przełknąłem głośno ślinę. W słowach Luiny słyszałem prawdę.
Tak, byłem przyjacielem natury. Tak, chciałem chronić
ludzi... ale był to w zasadzie efekt uboczny potrzeby chronienia świata przed
jego zniszczeniem. Może w głębi serca wiedziałem, że jedno nie równa się
drugiemu, ale tylko tak potrafiłem żyć.
- Twoje sny – podjęła po krótkiej chwili dziewczyna – są
ostrzeżeniem. I przypomnieniem. Magina zrodziła Ziemia, ale zrodziła go jako
człowieka. Miał zapoczątkować nową erę dla ludzi. Nowe, wspaniałe królestwo.
Miał stać się dla nich opiekunem. W każdym pokoleniu rodziła się także
przeznaczona mu towarzyszka...
- Ale moje przeznaczenie zostało zmienione – dokończyłem,
rozumiejąc już, dokąd zmierza nasza rozmowa.
- Tak. Ty wracasz do korzeni, Faylein. Dążysz do zespolenia
z Ziemią. Czym więcej magii pobierasz, im więcej zaczynasz rozumieć, tym
wyraźniej słyszysz jej szept. A im wyraźniej dociera do ciebie głos Matki, tym
mniej człowieczeństwa w tobie zostaje. Już odciąłeś się od ludzi, czyż nie? Od
twojego przybranego ojca, od siostry, nawet od twojej matki. Pochlebstwa z ust
dziewczyn łechtają twoje ego, ale nie pragniesz żadnej z nich. A Noel...
- Jest moim przyjacielem! – sprzeciwiłem się od razu, choć
jeszcze nie usłyszałem zarzutów.
Luina pokręciła głową.
- Jest twoim narzędziem. Pragniesz go. Jego siły. Jego
połączenia ze światem magii. Jest zabawką w twoich rękach.
- Nie! – krzyknąłem, po czym zerwałem się na równe nogi,
wyskakując z łóżka. Moje stopy zanurzyły się w czymś miękkim... i wilgotnym.
Kiedy spojrzałem w dół, zobaczyłem falujące wstęgi zakrzywień przestrzennych.
- Ależ tak, Maginie. Czy jeszcze tego nie zauważyłeś? Ty chcesz
zniszczyć ten świat. Chcesz, by pochłonęła go magia. Pozbyłeś się ludzkich
pragnień... i zostały ci tylko marzenia o nieskończenie pięknym świecie
wypełnionym przez magię. Świecie, w którym nie będzie miejsca dla zwykłych
ludzi.
Moje suche wargi zdążyły jeszcze wyszeptać ,,nie”, zanim
zapadłem się w jedną ze szczelin, wypełnionej oleistą ciemnością i ostrym,
nieznośnym zapachem wilgoci.
oooO! sam tytuł mi się podoba! i jeszcze dotego nowy szablon i nagłówek! żyć nie umierać! *w*
OdpowiedzUsuńojej... co się dzieje?! To brzmi nawet logicznie, w końcu Magin też musi odpoczywać xD
wow! rozumiem Noela, że zauważył utratę przytomności Faya, w końccu są połączeni, ale matka? co ona nad nim czuwa 24/7 ze to zauważyła? ale jak spał, to gdy utracił przytomność też wyglądał podobnie... więc jak zauwazyła? macierzyński instynkt? ;O
No i ta dziewczyna... dobrze, że Yuan a nie Gaya :P
hm... czyżby Natura siedziała na łóżku obok Faya?;O
WTH?!
BTW, skąd Ty bierzesz te imiona? :o
WOOOOW! Magin - dziewczyna? :O Czyli gdyby dostał po niej imię, zyskałby jej zdolności? :O
Może jego syn pozna magię cieni, jak tylko go nazwie tym imieniem? xD
a moze uda mu się jakoś odzyskać jego imię?
OMG! więc magin jest swoim wrogiem. No świetnie! Jeszcze się okaze, że podswiadomie rzadzi ludzmi cienia. no, no! ale skoro teraz już wie co i jak, czy to coś zmienia? Czy on sie zmieni i zamknie na nature? Czy bardziej zbliży się do ludzi? Chyba musiałby się zamknąć w pałacu i nie wyściubiać z niego nosa.... kiedyś coś pisano, że magini są coraz słabsi, bo nie mają kontaktu z naturą, gdyż kryją się w murach pałacu. Heh... może i Faya to jakoś osłabi? tyle pytań... a tak mało perspektyw na odpowiedź ;P
Dziękować :) Nie podoba mi się ta czerń, ale tylko czarny pasował ;p Zresztą, nie bardzo chce mi się bawić w zmienianie kolorów itd... Ważne, by tekst był widoczny ;p
UsuńBa, Magin też musi spać :D
Tak, ale jak go zanieśli do pałacu, to oczywiście jego matka również się o tym dowiedziała... i siedzi przy jego łóżku :) Już raz straciła syna... nie można jej winić za to, że się niepokoi, a czasem nawet wpada w histerię ^^
Kichać na Gaiyę, ona jest w tym opie tylko po to, by irytować głównego bohatera :D
Imiona biorę z głowy :D
Nie... Luina nie była Maginem :) Widzisz, zapomniałam umieścić tę informację, ale była żoną Magina - chyba już wcześniej wspomniałam, że Magini wybierają tylko obdarzone darem magicznym kobiety na towarzyszki. Luina była obdarzona niezwykłym darem, z którego korzystała bardzo ostrożnie ^^ Może uda mi się jeszcze o niej wspomnieć, żeby wszystko wyjaśnić :)
Ty się nie martw, wszystko się wyjaśni... na końcu :D
Oczywiście, że będzie próbował się zmieniać - ale czy mu wyjdzie? Był powód, dla którego Magini tracili moc... a Fay się wypiął na ten powód (cóż, nie do końca był to jego własny wybór...) i wszystko skomplikował :D
No patrz, jakoś nie zakonotowałam, że coś robił gdy utracił przytomność. Wręcz zrozumiałam, że on spał :O
Usuńhaha a teraz zastanawiam się czy luina będzie z przyszłości czy przeszłości, skoro podróżowała czasem. a może... hahahaha! bedzie jego żona? mwahahhaha!
Pewnie że był powód. Tylko potem trochę przesadzili bo stracili tę moc;/ ciekawe czy można to zrównoważyc. oddać nieco mocy (życie w pałacu) a jednak ją mieć (życie w naturze). harmonia i równowaga.
No... tak, był z Noelem i trenował szermierkę - ale dziewczyny go rozpraszały i w końcu zrezygnował ^^ Daleko uciec mu się nie udało, bo zemdlał :D Hm, chyba za długa przerwa między rozdziałami była hihi :)
UsuńLuina z przyszłości... To by było coś :D
Hm... w zasadzie nie myślałam nad zrównoważeniem sił Magina - raczej skłaniam się ku radykalnemu rozwiązaniu :D Albo w jedną, albo w drugą stronę - bez kompromisów:)
Witam,
OdpowiedzUsuńuff w końcu udało mi się nadrobić zaległości.. bardzo mnie cieszy, że wracasz też do tych starszych opowiadań..
a co do tego rozdziału fantastyczny, czegoś takiego to się nie spodziewałam, czy Fay się zmieni, otworzy się na ludzi...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta
Witam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko, tak zdaję sobie sprawę, że są ważniejsze sprawy, jednak, jednak... bardzo tęsknię za opowiadaniami, wystarczyłaby chociaż jakaś informacja, żebym wiedziała, że żyjesz....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Żaneta
Wiem, wiem, przepraszam, nie mam weny twórczej i rozpraszały mnie inne sprawy :)
Usuń