piątek, 13 marca 2015

[12] Rozmowa z matką

  Moje nagłe zasłabnięcie wywołało prawdziwą panikę wśród ludzi w stolicy. Ledwo zdążyłem otworzyć oczy, gdy moja matka z płaczem rzuciła mi się na szyję i zaczęła dziękować duchom przodków - cokolwiek by to miało znaczyć - że jej mnie nie odebrali. Znowu. Kątem oka zauważyłem Noela, który pełnił straż przy moim łóżku i najwyraźniej obwiniał się o wszystko, co się stało. 
Szybko wszystkich zapewniłem, że nic się nie stało i naprawdę nie mają powodu do niepokoju. Udało mi się im wmówić, że byłem po prostu zbyt zmęczony i przytłoczony ogromem obowiązków, które na mnie spadły po śmierci ojca. Była to na tyle wiarygodna wymówka, że nawet moja rozhisteryzowana matka uwierzyła w moje słowa.
Nikomu, nawet Noelowi, nie wspomniałem o Luinie w moim śnie i zielonych oczach jego siostry, które wywoływały we mnie niepokojące uczucia... i urywki wspomnień z innego życia. 
Dni mijały, zmieniając się w tygodnie, a potem miesiące. W tym czasie starałem się nie myśleć o słowach dziewczyny z mojego snu, całkowicie poświęcając się nowym obowiązkom. Zwiedzałem nie tylko stolicę, rozmawiając z mieszkańcami o ich problemach, ale też po raz pierwszy w życiu przekroczyłem granicę Airan, odwiedzając przyległe ziemie. Oczywiście było to możliwe dzięki Noelowi, który podczas mojej nieobecności przejmował moje obowiązki w pałacu. Wiedziałem, że zawsze strasznie się niepokoił, gdy wyprawiałem się poza zasięg jego wzroku ze świtą składającą się z ludzi niemających pojęcia o magii, ale przekonałem go, że Maginowi nie przystoi siedzenie na tyłku i czekanie, aż ludzie sami do niego przyjdą - zwłaszcza ci z krańców królestwa. 
Byłem młody i ciekawy świata - a ten przecież należał do mnie. Jego istnienie lub zagłada zależały od mojej zachcianki. Nie było więc powodu, dla którego nie mógłbym go zwiedzić, zwłaszcza, że udało mi się odnaleźć tak pojętnego czarownika, jak Noel, który doskonale wywiązywał się z nowych obowiązków. Właściwie jego umiejętności z zakresu szybkiego przyswajania nowej wiedzy były odrobinę przerażające - wystarczyło, bym wyjaśnił mu zasady rządzące tkaniem zaklęć, a tydzień później mój czarownik na placu ćwiczeń zmieniał się w szalejący żywioł. Swoje nowe moce wplatał nie tylko w broń i zbroję, ale jakimś cudem udało mu się zsynchronizować ze Strażnikiem Burzy i zmieniać własne ciało w broń. 
Czułem się dumny z Noela, ale mimo wszystkich jego zdolności wiedziałem, że nie mogę zaniedbać poszukiwań innych czarowników, jeśli mielibyśmy kiedyś pokonać naszego wroga, który wciąż rósł w siłę poza zasięgiem mojego wzroku. 
Podróżowałem więc, poznając mieszkańców wszystkich miast królestwa Arunim. Spotykałem się nie tylko z najważniejszymi osobistościami, ale przede wszystkim ze zwykłymi ludźmi, od których dowiadywałem się, czy są zadowoleni ze swoich zwierzchników i czy czegoś im nie brakuje. Liczyłem się z tym, że niektórzy mogą odczuwać strach przed powiedzeniem prawdy, bojąc się konsekwencji, ale najwyraźniej ludzie zobaczyli szczerość w moich oczach - tych moich ,,niezwykłych" oczach, jak wielu określało - i nie kryli przede mną żadnych tajemnic. 
Pierwsza podróż zajęła mi miesiąc, a zdążyłem odwiedzić jedynie cztery miasta z jedenastu. Wróciłem jednak zadowolony, z notesem zapełnionym notatkami zawierającymi sugestie dotyczące poprawy życia ludzi, z którymi się spotkałem. Wiedziałem, jakie warunki panują na tych ziemiach i jakie działania muszę podjąć, by ludzie nadal mogli w spokoju funkcjonować. 
Nie udało mi się jednak zapomnieć o słowach Luiny. Odnajdywałem w nich słuszność, której nie potrafiłem zaprzeczyć. Troszczyłem się o Ziemię. Troszczyłem się o magię. Chciałem, by wszędzie panował porządek. Kochałem ludzi, bo byli częścią naturalnego porządku... ale nie potrafiłem ich kochać po prostu za to, że byli ludźmi. 
Tkwiły we mnie skomplikowane uczucia. Miłość i obojętność równocześnie. Noel wywoływał we mnie dumę i szczerą przyjaźń - gdy jednak zdałem sobie sprawę z tego, że jest on jedynym człowiekiem, wobec którego żywię jakiekolwiek ,,osobiste" uczucia, przeraziłem się. 
To nie byłby problem, gdybym jednocześnie mógł obdarzyć równie osobistym uczuciem osobę, z którą mógłbym założyć rodzinę. Noel był wspaniałym człowiekiem i przyjacielem, ale nie był tym, kim potrzebowałem, żeby był. 
Chciałem uciec od problemu. Gdy tkwiłem w pałacu, nawiedzały mnie natrętne myśli o tym, jak bezużytecznym Maginem byłem. Przeklinałem się za to, że nie zauważyłem problemu wcześniej, gdy jeszcze możliwe było właściwe ukształtowanie moich uczuć. W tym momencie jednak nie było już odwrotu - zżyłem się z Matką Naturą i to jej służyłem przede wszystkim, od ludzi odgradzając się murem. 
W końcu zdecydowałem, że nie mogę tak tego zostawić. Przypomniałem sobie słowa Luiny, iż w każdym pokoleniu rodziła się przeznaczona Maginowi towarzyszka. Właściwie myślenie o tym wcale nie wprawiało mnie w zachwyt, ale postanowiłem stawić czoła temu problemowi - nie mogłem przed nim uciekać w nieskończoność i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy przecież nie było. 
Postanowiłem porozmawiać z matką.
Upłynęło kilka dni, podczas których biłem się z myślami. Powziąłem postanowienie, że porozmawiam z moją matką, ale musiałem najpierw obmyślić sposób na to, jak zacząć rozmowę, by jej nie przerazić swoimi słowami. Przecież nie mogłem walnąć tak od razu na ,,dzień dobry" wieści o tym, że mam problem z zakochiwaniem się. W dodatku nie chodziło nawet o uczucia, ale sam fakt, że - w przeciwieństwie do większości młodzieńców - nie miałem ochoty zbliżyć sie do żadnej dziewczyny. Próbowałem w myślach przywoływać obrazy różnych przedstawicielek płci pięknej, ale stwierdziłem, że żadna twarz nie zapadła mi w pamięć. Potem próbowałem chociaż przywołać z myślach jakieś ciało bez twarzy, żeby przekonać się, czy mam chociaż jakieś preferencje... i wyszło na to, że zacząłem tkać jakieś zaklęcia bez większego znaczenia, pokrywając ściany mojej sypialni kolorowymi wzorkami.
Nie marzyłem wcale o pięknych dziewczynach. Rozmyślając nad problemem, zdałem sobie sprawę z tego, że najbardziej tęsknię za otwartą przestrzenią, ciszą i zapachem lasu, szumem rzeki i szelestem źdźbeł trawy pod stopami. 
Rezygnując z wszelkich prób uporania się z problemem w samotności własnej sypialni, spotkałem się z moją matką przy stoliku o ogrodzie, gdzie czułem się nieco swobodniej niż w zamkniętych pomieszczeniach pałacu. 
Koniec końców nie obmyśliłem sposobu na delikatne rozpoczęcie rozmowy. Nie miałem na to siły i ochoty. Bez owijania w bawełnę, zwierzyłem jej się z mojego problemu. 
- Mamo, chyba nie jestem w stanie założyć rodziny. 
Ku mojemu zdumieniu, Ailin Arunim nawet nie mrugnęła. Wciąż uśmiechnięta, najwyraźniej zachwycona faktem, że syn poświęca jej całą swoją uwagę i zwierza jej się z dręczących go problemów, kiwnęła tylko głową. 
- Jesteś Maginem - odparła po chwili, sięgając po filiżankę z herbatą. Upiła łyk. - Wiesz, co powiedział twój ojciec, kiedy doszło do naszych zaręczyn? 
Zmarszczyłem brwi. 
- Doszło do waszych zaręczyn? - powtórzyłem.
Moja matka skinęła głową, opuszczając filiżankę na spodeczek. 
- Wychowywałam się wraz z nim tutaj, w pałacu. Dość wcześnie odkryto, że posiadam talent magiczny. Niewielki, ale wystarczający, by przedstawiono mnie Maginowi jako jego przyszłą towarzyszkę życia i matkę jego dziecka. Ren był wtedy jeszcze dzieckiem... a ja byłam jeszcze młodsza. Oboje wiedzieliśmy, czego się od nas oczekuje, ale jako dzieci w ogóle nie przykładaliśmy do tego wagi. Wychowywaliśmy się razem, byliśmy dla siebie niczym brat i siostra. Rennana zawsze rozpraszały myśli o magii, a ja sprowadzałam go na ziemię. A potem nagle dorośliśmy i nasi rodzice zadecydowali, że nadeszła pora, byśmy stali się jednością, jak było nam to przeznaczone, i tak doszło do naszych zaręczyn. 
Na wszelkie sposoby próbowałem sobie w myślach wyobrazić matkę i ojca jako młodych ludzi, którzy jeszcze nie zaistnieli jako ,,ojciec i matka Magina", czyli mnie. Były to bardzo dziwne, dość niepokojące myśli o tym, że ludzie, którzy mnie stworzyli, byli kiedyś równie młodzi i zależni od własnych rodziców. Dla mnie stanowili jedność - ojciec i matka - ale nie zawsze tak było. 
- Wiedziałam, że do tego dojdzie - kontynuowała matka. - Byłam na to przygotowana. Ren jednak nie był zachwycony. Dla niego istniał przede wszystkim świat, w którym istniała magia i w którym on pełnił rolę mediatora między dwoma potężnymi siłami. Wiedział, że nie jest potężnym Maginem, ale szczycił się siłą, którą posiadał. Gdy nadszedł dzień naszych zaręczyn, Rennan oświadczył, że zgadza się na ten związek tylko dlatego, że widzi we mnie doskonałe naczynie do wydania na świat jego potomka. 
Nie byłem pewien, ale chyba otworzyłem usta ze zdumienia. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, by człowiek, którego uważałem za ojca i poznałem dopiero pod koniec jego życia, mógł wypowiedzieć podobne słowa. Rennan Arunim, którego poznałem, był mężczyzną kochającym swą żonę i dbającym o swój lud najlepiej, jak potrafił, biorąc pod uwagę środki, którymi dysponował.
Matka uśmiechnęła się. 
- Ren był wtedy taki młody... - usprawiedliwiła go, jakby jego wiek i brak doświadczenia cokolwiek usprawiedliwiały. - Oboje byliśmy. On był dumny z tego, kim był, a ja byłam dumna z faktu, że mogłam go wspierać. Miałam siedemnaście lat i uważałam, że doskonale spiszę się w roli naczynia... roli, do której mnie przygotowywano. Mijały jednak miesiące, a potem lata, pełne lęku i rozpaczy... To właśnie wtedy Ren zaczął się zmieniać. Nasze bezowocne starania o dziecko musiały dać mu do myślenia... i nauczyć pokory. Musiało minąć dużo czasu, zanim do tego doszło, ale w końcu poczułam, że żyję u boku człowieka, a nie Magina. 
- Czyli ojciec miał podobne problemy...? - zapytałem z wahaniem. Miałem wrażenie, że matka chciała mi coś przekazać tą opowieścią, ale chyba umknęła mi gdzieś puenta. 
Matka wyciągnęła ramię nad stołem, po czym położyła dłoń na moim ramieniu. 
- Byłam żoną Magina, Fay. Wiem, jakie uczucia tobą targają. Wiem też jednak, że czym mocniej będziesz się na nich skupiał, tym więcej chaosu będzie w tobie. Zaakceptuj to, kim jesteś i to, z czym twoje istnienie się wiąże. Wiem, że nie pragniesz teraz żadnej kobiety i nie potrafisz sobie wyobrazić z żadną życia. Pamiętaj jednak, że w każdym pokoleniu rodzi się ta jedna jedyna, której zapragniesz. Nawet, jeśli początkowo będziesz jedynie pragnął uczynić z niej narzędzie, zaakceptuj to uczucie. Ty także jesteś narzędziem w rękach przeznaczenia. 
Do swojej sypialni wróciłem z mieszanymi uczuciami. Rozmowa z matką raczej mnie nie uspokoiła, a już z całą pewnością nie uzyskałem odpowiedzi na pytanie o to, co powinienem zrobić, by się jednak jak najszybciej w jakiejś dziewczynie zakochać. Zapewnienie o tym, że gdzieś tam jest i czeka na mnie ta jedna jedyna, gotowa zgodzić się pełnić rolę naczynia do sprowadzenia na świat kolejnego Magina, wcale a wcale mnie nie cieszyła. 
Hm, ale jakby się zastanowić... Matka powiedziała, że ojciec wcale nie był w niej zakochany, kiedy się zaręczyli. Zgodził się na małżeństwo dlatego, że znali się od dziecka i że dla niego było to bardzo wygodne rozwiązanie problemu, nad którym nawet się nie zastanawiał. Inni ludzie zatroszczyli się o to, by został wyposażony - w tym wypadku to wręcz absurdalnie adekwatne słowo - we wszystko, co było mu potrzebne do przeżycia i wydania na świat syna. Ojciec nawet nie musiał myśleć o tym, co będzie, jeśli nie znajdzie odpowiedniej kobiety. 
Z drugiej strony, musiał czuć się wystarczająco przywiązany do swojej żony - bo nie było na początku mowy o miłości czy nawet namiętności - by czuć wobec niej pożądanie. 
A to właśnie był mój problem. Nie pożądałem żadnej kobiety. 
No dobrze, musiałem to na spokojnie przemyśleć. Matka powiedziała, że ojciec był do niej przywiązany, a to uczucie w końcu zadecydowało o tym, że wybrał ją na towarzyszkę swojego życia i matkę jego dziecka. Osoba, do której ja byłem przywiązany od dziecka... hm... 
Gaiya. No tak. Jak mogłem o niej zapomnieć? Towarzyszyła mi od pierwszych dni mojego życia - czy można się do kogoś bardziej przywiązać? Do tej pory myślałem o niej jak o siostrze, ale może to ona była właśnie tą jedyną? Na jej korzyść przemawiał fakt, że potrafiłem przywołać w myślach jej twarz... Odcień skóry, kolor oczu, ust... 
Nagle w mojej głowie pojawiło się wspomnienie innych oczu i innych ust. Zalotne spojrzenie spod długich rzęs, niedbały gest odrzucenia włosów na plecy, lekkie wygięcie ust w nieśmiałym uśmiechu... 
Ach, dobrze znałem osobę, do której należały te wszystkie drobne gesty. Jakże mogłem zapomnieć o tej, której spojrzenie dosłownie ścięło mnie z nóg? 

***
Przepraszaaaaam! >.< Strasznie długo mnie nie było! Niestety miałam problem z ruszeniem z miejsca na Maginie... Wiedziałam, co chcę napisać, ale nie mogłam ruszyć z pierwszym akapitem. Ogólnie w głowie mam pełno pomysłów, czasem ciężko skupić się na jednym - i nic nie mogę z tym zrobić >.<
Postaram się poprawić!

6 komentarzy:

  1. hm... poczatkowy akapit mam wrazenie ze kiedys przeczytałam xD
    wow, mineło kilka miesiecy i nic. Luina sie nie pokazała znowu, noel stał sie wspaniałym czarownikiem a magin odkrył w sobie zylke podroznika. super ;) kiedy bedzie sie cos działo? jakiego to nowego czarownika znajdzie?;)a moze czarownice mwahaha?
    hm... czyżby uświadamiał sobie, że świat czeka zagłada? bo za bardzo zżył się z matką naturą i niejako nie potrafi lub nie wie jak się zmienić, by zacząć kochać ludzi dla ludzi? czy może o to chodziło w podróży, między innymi? o to, żeby zblizyc sie do ludzi i obdarzyć ich jakimś uczuciem?
    omg!
    wymiękłam przy opowieści matki magina!
    swoją drogą.......
    ja też otworzyłam usta ze zdziwienia hahaha!
    hm... wniosek? ma dalej podróżować po świecie i czekać aż poczuje, że któraś z kobiet jest wystarczająca by stać się jego narzędziem... albo wystarczy że zapamięta jej twarz i będzie po pewnym czasie potrafił ją odtworzyć we wspomnieniach...to taki sposób rozpoznania dla osób, które nie czują "tego czegoś"(zwał jak zwał. iskierka, płomień, prąd...whatever)
    wow. myslalam o tym, że wspomni gaje... dobrze ze od razu przypomniał sobie inna! czyżby siostra noela? :o amoże jakas inna, wcześniej niewprowadzona postać? :O ACH! nie waż się długo trzymać mnie w niepewności bo zakatrupię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Bo myślałaś o nim tak długo, że mi go chyba telepatycznie przesłałaś, stąd to deja vu ;p
      2. Nie, Luina należy do przeszłości... Myślałam nad jej postacią, ale stwierdziłam, że lepiej będzie jej nie wprowadzać na stałe... Może się jeszcze w jakimś krytycznym momencie pojawi.
      3. Już w tym rozdziale chciałam wprowadzić nowego czarownika, ale wyszło tak, jak wyszło xD
      4. Tak, powoli dociera do Faya fakt, że jeśli czegoś z sobą nie zrobi, umrze bezpotomnie... a wtedy ludzkość czeka zagłada, bo się siły przyrody rozszaleją :)
      5. No ok, ja też wymiękłam przy tej opowieści, chociaż sama ją pisałam hahaha!
      6. W sumie Fay nie potrafi wyciągnąć z tego wszystkiego żadnych wniosków... Wie, że musi coś zrobić, ale nie wie, jak... On jest naprawdę ekstremalnie aseksualny xD Ale spokojnie, stoję na straży xD
      7. siostra Noela jest na razie najlepszą kandydatką... więc chyba dzięki niej świat się nie skończy (oby!) :)

      Usuń
  2. Hej,
    Oj tak Fay ma poważny problem nie porządna żadnej dziewczyny, a jak na razie to tylko Noel wywołuje cieplejsze uczucia, może to przez to, że wiódł życie poza pałacem, w symbiozie w zasadzie z naturą, a jego matka doskonale wiedziała jakie uczucia nim targają, podobnie było z nimi…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... coś będzie trzeba z tym problemem zrobić... wkrótce :) Znaczy, jak wymyślę imię dla kolejnej postaci, którą chcę wprowadzić:)

      Usuń
  3. Witam,
    żyjemy? Mam nadzieję, że tak, bo ja czekam, i czekam wciąż.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, żyję i sporo piszę, po prostu nie mam za bardzo czasu na blogowanie:( Ale zaczęłam kilka opowiadań, mam nadzieję, że wena i czas będą mi sprzyjać, to będę miała materiał do publikacji... No a poza tym przydałoby się szablon zmienić, a program graficzny, którego używałam, stał się dla mnie niedostępny przy aktualizacji windowsa XD
      Ale jak rozwiążę wszystkie problemy, to postaram się coś opublikować :))

      Usuń