piątek, 2 października 2015

[13] Dobra rada

Kilka dni po naszej rozmowie, moja matka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Przygotowywałem się właśnie do kolejnej podróży, gdy otrzymałem wiadomość: miałem natychmiast stawić się w Wielkiej Sali, gdzie zazwyczaj przyjmowaliśmy gości spoza stolicy. Niektórzy nazywali tę część pałacu Salą Tronową, ale dla mnie ta nazwa była niewłaściwa - nigdy nie zasiadałem na żadnym tronie i nie zamierzałem tego stanu rzeczy zmieniać. Poza tym, nie byłem typem władcy, który potrzebowałby tego typu rekwizytów, by manifestować swoją władzę. W szerszej perspektywie nie miało żadnego znaczenia, jak nazywano salę, w której przyjmowałem gości - mimo to nie chciałem, by moja władza choć w najmniejszym stopniu kojarzyła się z czymś nieosiagalnym dla zwykłych ludzi. 
Wiedziałem, że jestem ważny, ale nie chciałem stać ponad innymi ludźmi. Wszyscy byliśmy częścią jednego świata. Co więcej, moje umiejętności miały służyć ludziom, a nie izolować mnie od nich. 
W Wielkiej Sali zebrało się kilku gości. Nie znałem większości z nich, ale rozpoznałem pryszczatego chłopaka, którego spotkałem na pierwszym przyjęciu w pałacu - wtedy, gdy zaatakaowały Cienie. Zapadł mi w pamięć tylko z jednego powodu: był urodzonym kłamcą. No i nazwał mnie rudzielcem, ale to miało oczywiście drugorzędne znaczenie... oczywiście... 
Posłałem mojej matce pytające spojrzenie. Co to wszystko miało znaczyć? Czy urządzaliśmy jakąś imprezę, o której nie wiedziałem? Byłoby to bardzo dziwne, ponieważ informowano mnie o wszystkim, co się działo. Nawet moja matka nie podejmowała żadnych działań bez mojej wiedzy. 
- Fay, pozwoliłam sobie zaprosić tych kilku młodych ludzi, żebyście się bliżej poznali. 
Uniosłem w zdumieniu brwi. O co jej chodziło? Codziennie poznawałem nowych ludzi - młodszych i starszych. Naprawdę nie uważałem, że brakuje mi towarzystwa. 
- Wszyscy tu obecni w pewnym momencie swojego życia wykazali się pewnymi specjalnymi... umiejętnościami - oświadczyła po chwili moja matka, a w jej oczach błysnęła iskierka satysfakcji. - Telepatia, empatia, przeczucia... To zazwyczaj pierwsze oznaki budzącej się magicznej mocy, czyż nie? 
Ach, więc o to chodziło. Matka próbowała wziąć sprawę odnalezienia moich czarowników we własne ręce... z miernym skutkiem, choć tego nie mogłem jej powiedzieć. Wystarczył mi jeden rzut oka na zebranych w sali młodych ludzi, by upewnić się w przekonaniu, że żadne z nich nigdy nie będzie posługiwać się magią. I nie chodziło tylko o to, że żadna osoba nie przyciągnęła mojego wzroku tak, jak stało się to w przypadku Noela.
Żaden z zaproszonych przez matkę gości nigdy nie miał kontaktu z magią i nigdy się nią nie posłużył. 
Moja pozycja nie pozwoliła mi jednak odesłać ich do domu tylko dlatego, że zawiedli oczekiwania mojej matki. Nie chodziło o to, że nie mógłbym ich po prostu wyprosić, ale o to, że gdybym to zrobił, moja nieuprzejmość spowodowałaby ciąg niefortunnych zdarzeń. Niezbyt strasznych, ale zawsze niefortunnych. Pozostawała też kwestia mojego wizerunku, który z całą pewnością uległby pogorszeniu, gdybym okazał się niewychowanym chłopakiem z lasu, za jakiego i tak spora część arystokracji mnie uważała. Nikt tego oczywiście na głos nie powiedział, ale wiedziałem doskonale, jakie odczucia wzbudzam wobec ludzi, którzy przez całe życie korzystali z luksusów właściwych ich pozycji. 
Kontemplowałem właśnie sposób, w jaki powinienem odprawić sprowadzonych przez matkę gości, kiedy jedna z zebranych osób wstała, tym samym skupiając na sobie całą uwagę. Była to dość ładna dziewczyna, o ciemnych włosach i kasztanowym kolorze oczu. 
- Wasza wysokość... Maginie - zaczęła, niepewnie rozglądając się dookoła, jakby szukając poparcia wśród innych osób. Szybko się jednak otrząsnęła, jakby w porę sobie przypomniała o własnej pozycji. W końcu nie była pospolitą dziewczyną, a jako osoba z wyższych sfer miała ten przywilej, by się do mnie zwracać bez pośredników... jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. - Podejrzewam, że żadna z osób tu zebranych nie dysponuje darem, którego szukasz... Kilka pokoleń temu w mojej rodzinie również narodziła się obdarzona magicznym darem osoba, ale to zdarzyło się tak dawno... Oczywiście, to dla nas wielki zaszczyt, ale to nie znaczy, że dar ten przetrwał i został przekazany później w genach. 
Pryszczaty chłopak zerwał się ze swojego miejsca, czerwony niczym piwonia. 
- Jak śmiesz! - syknął, stając naprzeciw dziewczyny na rozstawionych nogach. - Mów za siebie! Ja jestem przekonany, że posiadam magiczny dar! Moi rodzice mogą zaświadczyć o moich zdolnościach!
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Ja tylko rzuciłem matce pytające spojrzenie: co mam z nimi zrobić? Nie wypada tak po prostu wyrzucić ich za drzwi. 
- Has, twoi rodzice wiedzą o magii tyle, co nic. Chcesz więc powiedzieć, że jeśli w tej chwili obecny Magin nie potwierdzi, że urodziłeś się z magicznym darem, podważysz jego kompetencje? 
Oho, dziewczyna pokazała pazurki. Właściwie czułem, że powinienem się wtrącić, ale nie chciałem tego robić. Miałem nadzieję, że ci dwoje sami dojdą między sobą do jakiegoś porozumienia. 
Pryszczaty chłopak, który najwyraźniej nazywał się Has, spuścił głowę. 
- Nie... - przyznał, acz niechętnie. 
W tym momencie usłyszałem pukanie do drzwi, a chwilę potem do sali wszedł strażnik, anonsując nadejście Noela. Och, w samą porę!
Mój czarownik jak zwykle wykazał się doskonałymi manierami. Widząc - choć zapewne został już wcześniej o wszystkim poinformowany - że mam gości, ukłonił się wszystkim i pozostał przy wejściu, czekając na zaproszenie z mojej strony. Nie uszło mojej uwagi to, że skinął głową jednemu z moich gości, młodemu, najwyżej czternastoletniemu chłopcu, który wyglądał, jakby ściągnięto go do tej sali siłą i z tego powodu nie zamierzał z niej pozostać dłużej, niż to konieczne. 
Calkiem możliwe, że tak było. Moja matka miała wielką władzę. 
- Maginie - kontynowała tymczasem dziewczyna, której imienia nadal nie znałem, choć zapewne powinienem - Słyszałam, że celem twoich ostanich podróży było, między innymi, odnalezienie innych czarowników. 
- Cóż, nie była to ściśle tajna informacja... - odparłem ostrożnie, zastanawiając się, do czego dziewczyna zmierza. 
- Byłeś może w Amel Aethel, Maginie? 
Amel Aethel było miastem położonym u stóp nieczynnego wulkanu. Było ojczyzną najlepszych kowali i metalurgów, a także rzeźbiarzy i malarzy. Przejeżdzałem przez Amel Aethel, żeby zbadać aktywność wulkaniczną i by dotrzeć do Thalas, gdzie pomogłem uregulować nawodnienie pól uprawnych.    
- Tylko przejazdem - odparłem zgodnie z prawdą.
- Cóż, to może być tylko plotka, ale słyszałam, że jeden z najbardziej wpływowych mistrzów kowalskich wychowuje syna, którego od lat nikt nie widział. Nie opuszcza domu i warsztatu, do którego nikt z obcych nie ma wstępu. Mówi się jednak, że każda broń, którą wykona syn kowala, ma magiczne właściwości. Że ma duszę. 
- Och? - moje zainteresowanie tematem nagle wzrosło. Broń, która posiada duszę?
- To prawda, Maginie - wtrącił Noel, przypominając o swojej obecności. - Chłopak nazywa się Leto i dwa lata temu wykonał dla mnie miecz, który zawsze noszę przy sobie. Nie niszczy się i jest znakomicie wyważony, choć wygląda na to, że tylko ja mogę go używać we właściwy sposób. W rękach innego człowieka staje się dość nieporęczny. 
- Spotkałeś go może? - spytałem podekscytowany. 
Mój czarownik jednak potrząsnął głową. 
- Tylko Yuan go widziała. To ona poprosiła go o wykonanie dla mnie broni... To był prezent na moje urodziny. 
- Twoja siostra musiała mieć dużo szczęścia - oświadczyła dziewczyna, która opowiedziała całą historię. - W końcu chodzą plotki, że nikomu jeszcze nie udało się z nim spotkać twarzą w twarz, nie mówiąc już o tym, że w ogóle nie przyjmuje zamówień. Jeśli uważa, że ktoś zasługuje na wykonany przez niego miecz, wykuwa go bez niczyjej wiedzy. 
- Hm... Z tego, co mi wiadomo, Yuan nie miała żadnych problemów z tym, by umówić się na spotkanie i złożyć zamówienie... Fay, jeśli chcesz sprawdzić tę informację, może powinieneś zabrać ze sobą moją siostrę?
Podróż z Yuan?... Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. To znaczy, zawsze podróżowałem w towarzystwie strażników, ale wszyscy byli płci męskiej. Nie miałem pojęcia, jak obecność delikatnej dziewczyny może wpłynąć na tempo podróży i ogólny jej charakter... Z doświadczenia wiedziałem, że dziewczyny potrafią być kapryśne i wymagające... Oczywiście ta prawda nie musiała wcale odnosić się do Yuan, ponieważ swoją opinię mogłem oprzeć tylko na obserwacji zachowania Gaiyi, ale w końcu obie były przedstawicielkami płci pięknej...
Mogłem jednak dać jej szansę. W końcu wiele razy podróżowała z bratem, może nie była aż tak marudna jak moja siostra? 
- Myślisz, że się zgodzi? - zapytałem ostrożnie, nie chcąc zdradzać się ze swoimi obawami. 
- Jestem pewien, Maginie - oznajmił z całą pewnością Noel. 
- Wezwij ją zatem do mojego pokoju po południu. Tymczasem dziękuję wam wszystkim za to, że się tu zebraliście. A szczególnie tobie - zwróciłem się do dziewczyny, która przekazała mi przydatne informacje, zastanawiając się jednocześnie, jak ma na imię i czy powinienem je znać. W tym samym momencie w moich myślach pojawiło się obce mi imię, jakby tylko czekało na ten moment - Niali. 
Dziewczyna lekko sie zarumieniła i dygnęła, najwyraźniej zaskoczona tym, że zwróciłem się do niej po imieniu. Wiedziałem, że to, którego użyłem, było właściwe. Ale skąd się wzięło? Pojawiło się tak nagle w moich myślach...
W niedługim czasie wszyscy się rozeszli. Pryszczaty chłopak wyglądał na szczególnie niezadowolonego, ale nie ośmielił się powiedzieć ani jednego słowa. Moja matka wyglądała na zadowoloną z obrotu sprawy, najwyraźnie przypisując sobie całą zasługę za to, że spotkanie nie skończyło się totalną klęską. Może i nie wybrałem kolejnego czarownika, ale otrzymałem informację o tym, gdzie mógł przebywać - jeśli informacje o jego niezwykłych zdolnościach były prawdziwe. Dziewczyna powiedziała, że słyszała tylko plotki, ale Noel potwierdził, że kryje się w nich ziarno prawdy. 
Cóż, warto to było sprawdzić.  

Z Yuan spotkałem się dopiero wieczorem, gdyż okazało się, że dziewczyna skorzystała z pięknego popołudnia i pojechała na spacer. Zauważyłem, że nieco się zaniepokoiła, gdy wszedłem do zajmowanej przez nią komnaty dla gości, ale oczywiście zaprosiła mnie do środka i wskazała miejsce przy oknie, gdzie sama odpoczywała w miękkim fotelu. Nie chcąc jej onieśmielać, tylko przycupnąłem na wygodnym meblu, dając tym samym do zrozumienia, że nie zamierzam zabierać jej duża czasu i w każdej chwili byłem gotów, by wyjść. 
Z jakiegoś powodu jednak oboje czuliśmy się w swojej obecności niekomfortowo. Powstało między nami jakieś dziwne napięcie, którego źródłem musiał być mój wzrok, który bezczelnie kierował się ku szczupłej sylwetce dziewczyny, jakbym wciąż próbował ją oceniać. 
Od czegoś jednak trzeba było zacząć rozmowę. Zdecydowałem, że nie zaszkodzi rozpocząć od zwykłych uprzejmoścu. 
- Czy miło spędziłaś popołudnie? 
Yuan posłała mi szybkie, jakby lekko rozbawione spojrzenie. 
- O, tak, dziękuję. Zwłaszcza, że w mieście spotkałam waszą siostrę. 
Och. W takim razie mogłem zrozumieć jej spojrzenie. Gaiya pewnie znowu powiedziała coś dziwnego, jeśli nie powiedzieć - głupiego. Aż byłem ciekaw. 
Odchrząknąłem. 
- Co tam u niej słychać? 
- Wszystko dobrze - odparła Yuan. Niczego nie mogłem wyczytać z wyrazu jej twarzy. - Pytała o ciebie, ale nie potrafiłam jej odpowiedzieć. W końcu nie spędzamy ze sobą tyle czasu, bym mogła wypowiadać się o stanie twojego samopoczucia, Maginie. Zapewniłam ją jednak, że nie zauważyłam u ciebie żadnych niepokojących objawów. 
- O, doprawdy? - wyrwało mi się. Natychmiast też poczułem zażenowanie z tego powodu. Czy nie wydałem się zbyt impertnencki? Nie chciałem się taki wydawać w oczach Yuan, w końcu zależało mi na zrobieniu dobrego wrażenia. 
- A powinnam jakieś zauważyć? - odparła dziewczyna, a w jej wzroku pojawiło się wyzwanie. 
- Nie, nie, po prostu... Ach, przestańmy udawać. Gaiya była strasznie męcząca, prawda? Już ja znam dobrze moją siostrę. Zasypała cię gradem pytań i w ogóle nie słuchała, co masz do powiedzenia. 
Czy tylko mi się wydawało, czy Yuan się roześmiała...? 
- Nie mogłabym niczego takiego powiedzieć o siostrze Magina. 
- Ale wystarczy, że ja mówię, czyż nie? 
W końcu oboje na siebie spojrzeliśmy, porzucając praktykę rzucania sobie ukradkowych spojrzeń zgodnie z zasadami dobrego wychowania. Oboje się uśmiechnęliśmy i spłynął na nas nastrój odprężenia i przyjacielskiej swobody. A przynajmniej wydawało mi się, że tak właśnie było, a przecież moje przeczucia nigdy mnie nie myliły. 
- Fay, wiem, w jakim celu przyszedłeś. Brat wszystko mi już wyjaśnił. Pewnie chciał ci oszczędzić kłopotu przekonywania mnie do odbycia tak długiej drogi, ale ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu. 
Z jakiegoś powodu odczułem ulgę. Ominęło mnie żmudne krążenie wokół tematu i badanie gruntu, choć jako mężczyzna powinienem czuć się zawiedziony, że pozbawiono mnie okazji pokonania tej przeszkody. Mimo wszystko, dzięki interwencji Noela nastrój zmienił się całkowicie i oboje poczuliśmy się o wiele swobodniej w swoim towarzystwie. Pierwsze lody zostały przełamane. 
- Jestem pewna, że uda ci się spotkać z Leto - oświadczyła Yuan z całą pewnością, na jaką ją było stać. - Jesteś Maginem, wzbudzisz w nim zainteresowanie. Nie wiem, jak odniesie się do faktu, że pragniesz zwerbować go jako swojego czarownika, ale z pewnością cię wysłucha. 
- Jaki on jest? - spytałem z ciekawości. - To znaczy, należysz do tych nielicznych osób, którym udało się spotkać z nim twarzą w twarz. 
Yuan zamyśliła się na krótką chwilę, po czym spojrzała w okno. 
- Wydaje się trochę... nierzeczywisty. Nie wiem, czy to dobre określenie, ale takie przychodzi mi na myśl, gdy go wspominam. Jest raczej drobnej budowy, nieco niższy ode mnie. Z powodu przebywania całymi dniami w warsztacie ma bladą cerę i wiecznie niepoukładane włosy. Raczej poważny. Co prawda nie widziałam, jak wygląda w pełnym świetle, ale wydaje mi się, że mogłabym nazwać go przystojnym chłopakiem. Raczej wyróżniającym się z tłumu. 
Nie miałem pojęcia, czy tak powinien brzmieć opis kogoś, kto mógł w przyszłości zostać moim czarownikiem, ale musiałem zdawać sobie sprawę z tego, że Yuan nie odczuwała tego, co ja, gdy znajdowała się w obecności obdarzonego magicznym darem osobnika. Noel natychmiast zwrócił moją uwagę, tymczasem dziewczyna nigdy by nawet nie przypuszczała, że jej brat mógł mieć jakieś zdolności. 
- Myślisz, że jazda do Amel Aethel nie będzie tylko stratą czasu? - zapytałem w zamyśleniu, nie do końca kierując do pytanie do Yuan, ale i tak mi odpowiedziała. Zdecydowanie. 
- Myślę, że znajdziesz tam to, czego szukasz, Maginie. 
W takim razie nie pozostało nam nic innego, jak zabrać się w drogę i zwerbować tego tajemniczego osobnika imieniem Leto.

***
Ok. Ta przerwa w publikowaniu była zdecydowanie zbyt długa. Ale pisałam inne rzeczy i jak ogarnę jakoś tego bloga, to może zacznę publikować... aczkolwiek lepiej pisze mi się ostatnio w Wordzie, tak dla siebie, z możliwością poprawek i przemyśleń poprzednich rozdziałów :D
Z Maginem chciałabym ruszyć i skończyć, ale jak już zaczynam, to potem zbytnio się rozwijam i potem gubię wątek. No nic, postaram się ogarnąć. Jakoś. I zmienić kolory na blogu, bo znudził mi się już ten czarny.

1 komentarz:

  1. Witam,
    to w końcu ja ;] cieszysz się? powiedz, że tak.... ;]
    rozdział jest wspaniały, no cóż mam nadzieję, że ta wyprawa okaże się sukcesem...
    z takich innych wiadomości, nie wiem kiedy, ale mam zamiar wrócić do Twoich poprzednich tekstów i jeszcze raz je przeczytać...
    no i żywię ogromną nadzieję, że do nas wrócisz z nowymi tekstami...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Żaneta

    OdpowiedzUsuń